Tytuł: Żelazny Cierń
Tytuł serii: Żelazny Kodeks
Wydawca: Jaguar
Stron: 452
Moja ocena: 9/10
Tym, co bardzo cenię w literaturze fantastycznej jest oryginalność autorskiej wizji i niesamowitość wykreowanego świata przedstawionego. Czytelnicze przeczucie mówiło mi, że czegoś podobnego dostarczy mi lektura Żelaznego Ciernia i tym razem się nie pomyliło. Bardzo jestem z tego powodu zadowolona. Hasła na okładce: steampunk, dysutopia, mitologia Lovecrafta rozpaliły moją wyobraźnię, a historia opowiedziana w tej książce kompletnie mnie pochłonęła. Nie spodziewałam się bowiem, że z połączenia tych kategorii może wyjść coś tak świeżego i ciekawego, a jednocześnie kompletnie innego od powieści paranormalnych proponowanych obecnie przez rozmaitych wydawców.
Akcja tej niesamowitej historii, bo to od miejsca należy w tym przypadku zacząć, toczy się w mieście Lovecraft, mieście maszyn, kół zębatych, przekładni, pary, eteru, mostów i silników. Wszędzie panuje duch liczb i mechanizacji, nie ma miejsca na żadnego rodzaju złudę, marzenia, bajki, czy magię. Dopuszczalna jest wiara tylko w to, co namacalne, do udowodnienia i opisane ludzkim rozumem. O istnieniu jakichkolwiek istot paranormalnych nie ma mowy, a jeśli ktoś zacznie twierdzić, że je widzi, albo trafia do zakładu zamkniętego jak matka Aoife, albo, to najczęściej, zostaje u niego stwierdzony nekrowirus, co wiąże się z eksperymentami, torturami i oskarżeniami o herezję. Nad wszystkim czuwają Nadzorcy, a nad miastem latają patrolujące kruki, których oczom nie umknie nic i nikt.
Główną bohaterką, a zarazem narratorką całej historii jest 16-letnia Aoife Grayson. Dziewczyna mieszka w mieście Lovecraft i uczy się w szkole dla inżynierów. To dla niej wymarzony zawód, nie tylko dlatego, że bardzo ceni liczby i za ich pomocą porządkuje otaczający ją świat, ale też dlatego, że z inżynierią wiąże się prestiż i dobra przyszłość. Dla kogoś, kto tak jak Aoife, ma bardzo nieuporządkowaną sytuację rodzinną, nauka w Akademii jest najlepszym co mogło się jej w życiu przydarzyć. Już na samym początku dowiadujemy się, że matka bohaterki przebywa w zakładzie dla obłąkanych, brat, również tknięty szaleństwem, kontaktuje się z siostrą listownie i sporadycznie, natomiast ojca nigdy nie było dane Aoife poznać. Jakby tego było mało dziewczyna zdaje sobie sprawę, że i ją czeka podobny los, bowiem szaleństwo w jej rodzinie jest dziedziczne i nastolatka z niepokojem oczekuje swoich 16 urodzin.
Któregoś dnia Aoife dostaje list od brata zawierający prośbę o pomoc i zupełnie niespodziewanie nawet dla samej siebie, ucieka ze szkoły, by tej pomocy udzielić. Razem z przyjacielem Calem i przypadkowo spotkanym przewodnikiem Deanem, Aoife udaje się w szalenie niebezpieczną podróż nie tylko w poszukiwaniu brata, ale też własnych korzeni, przeszłości i prawdy o swojej rodzinie. W momencie, kiedy bohaterka opuszcza mury szkoły, zdaje sobie sprawę, że powrotu nie będzie; stanie się bowiem uciekinierką, heretyczką i poszukiwaną numer jeden. Wiedza, którą bohaterka zdobędzie zmieni na zawsze nie tylko ją samą, ale też losy innych z nią związanych.
Historia z pozoru może się wydawać banalna; miasta odgrodzone od świata, ogłupianie społeczeństwa i trzymanie go w ryzach za pomocą teorii o chorobie i potworach, aż w końcu jedna zwykła dziewczyna, która w wyniku odruchu buntu odkrywa zatrważającą prawdę. Jednak sposób, w jaki to zostało opowiedziane i podane czytelnikowi naprawdę zasługuje na uznanie.
Caitlin Kittredge skorzystała z bogatej mitologii H. P. Lovecrafta, amerykańskiego pisarza, tworzącego w XIX wieku. Odniesienia do mitologi Cthulhu widać nie tylko w nazewnictwie miast istot i potworów, ale też w obowiązującej ideologii i budowaniu nastroju dziwności i grozy. W rezultacie powieść ma nie tylko zgrabnie zbudowaną intrygę i umiejętnie dozowane elementy zagadki, ale też można ją czytać jak dobrą historię awanturniczo - przygodową.
Kolejny plus należy się autorce za elementy steampunkowe i nie mam tu na myśli tylko maszyn i mostów. Pomysł z rodową rezydencją Graystone uważam po prostu za genialny i tym zostałam podbita już kompletnie, a powiązania między Aoife i domem, to jak dla mnie majstersztyk.
Ważną rolę odgrywa w powieści spór między dwoma sposobami postrzegania świata, spór stary jak sam świat. Doskonale widać to na przykładzie głównej bohaterki, która wychowana w duchu rozumu i tego co racjonalne, podskórnie czuje, że istnieje coś więcej, coś poza, coś czego nie da się opisać liczbami i doświadczeniami w laboratorium. Bardzo podobała mi się kreacja postaci Aoife; dziewczyna jest niezwykle konkretna i rzeczowa, choć oczywiście nie jest niezniszczalna i w wielu sytuacjach po prostu potrzebuje pomocy i wsparcia. A jej fenomen, czyli inaczej mówiąc: co potrafi i na czym polega jej Dziwność? Pomysł świetny.
Kolejny plus, a trochę ich już było, to umiejętne dozowanie wątku romansowego. Bardzo dobrze zrobiła autorka stawiając na przygodę, a sprawy uczuciowe tylko lekko zarysowała. Nie znajdziecie tu zatem westchnień, maślanych oczu i dumania w stylu: "ach czemu, ach po co".
I ostatnia rzecz, która mnie również urzekła to ukazanie na przykładzie Aoife, Deana i Cala tego, że o człowieczeństwie lub jego odmianach nie świadczy to do jakiej rasy kto przynależy, a jakimi cechami i czynami się odznacza. To naprawdę cenna nauka płynąca z tej historii.
Zakończenie powieści jest otwarte, bo przygoda tak naprawdę dopiero się zaczyna, dlatego niecierpliwie czekam na kolejny tom serii, a Wam gorąco polecam! Warto!
Lubię tematy stempunkowe, choć nie za bardzo się z nich orientuję, bowiem szybko zniechęciłam, kiedy po kilku rozpoczętych lekturach nie trafiłam na to, czego poszukiwałam. Tę książkę mam na uwadze ze względu na liczne pozytywne recenzje bloggerów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Oooo! To może być coś dla mnie!
OdpowiedzUsuńTa książka to jedno z moich marzeń książkowych, może uda mi się je spełnić;)
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo mi się podobało.:D Cała historia ma swój własny i niepowtarzalny klimat. No i Dean<3.
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo mi się spodobała. Czekam na część drugą.
OdpowiedzUsuńOstatnio sporo metalu w książkach:P Żelazo, stal, brakuje tylko amelinium^^ Ale po książkę chętnie sięgnę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Teraz nie mam wyboru, muszę sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńA do mnie ta książka nie przemówiła jakoś specjalnie. Poprawna, ale bez szaleństwa.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Z wielką ochotą po nią sięgnę!
OdpowiedzUsuńO tak, bardzo jestem jej ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńz chęcią sięgnę, tylko oczywiście znów nie mam pojęcia kiedy :D
OdpowiedzUsuńplany czytelnicze są wielkie, gorzej z realizacją ;]
Bardzo pozytywna i rzetelna recenzja :) Nie dość że dowiedziałam się co nie co o treści to poznałam również Twoje emocje w trakcie lektury a także wyrobiłam już sobie mniej więcej zdanie czego mogę się spodziewać :) Nie ukrywam, że po steampunk czasami sięgam więc pewnie i z tą ksiażką kiedyś się zapoznam :)
OdpowiedzUsuńTeż czytałam, muszę tylko naskrobać jakąś recenzję ;)
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcająca recenzja!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę. Już nie mogę się doczekać jej kontynuacji :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce wiele pozytywnych recenzji, a Twoja również do nich należy :) Bardzo chciałabym się zapoznać z tą książką.
OdpowiedzUsuńRaczej nie w moim guście... Dodatkowo okładka jakoś mnie odpycha :)
OdpowiedzUsuń