W ciągu całego roku szkolnego bywają dni dobre i mniej dobre. Niekiedy w natłoku obowiązków i innych spraw pozaszkolnych, ciężko dostrzec
jakiekolwiek pozytywy. Zdarza się, że nachodzą mnie wątpliwości, że mogę coś zrobić, że mam na cokolwiek wpływ, że komuś moje starania wyjdą na dobre.
Często mam wrażenie, że moje słowa trafiają w próżnię lekceważenia, rozbijają się o mp3 i jedzone ukradkiem paluszki, a ja sobie tylko tak gadam, gadam i gadam.
A potem przychodzi jeden dzień, tak jak właśnie ten dzisiejszy. Wchodzę do szkoły. Jestem ubrana na galowo, więc idę powoli, bo buty nie pozwalają na szybsze tempo. Zatrzymują mnie moi uczniowie i słyszę mniej więcej takie oto słowa:
"Chciałyśmy podziękować, że zawsze z nami Pani była, w te dobre i w te gorsze dni i za te wszystkie rady, jakie nam Pani dawała. W przyszłym roku obiecujemy się bardziej starać. I życzymy udanego wypoczynku".
Robi mi się tak miło, że nie da się tego opisać słowami. A w zasadzie żadne w tej chwili nie są potrzebne.
My w gimnazjum naszą wychowawczynie przetrzymywałyśmy z nami długo po zakończeniu gali ;) Była naj, naj ;)
OdpowiedzUsuńW w takich momentach praca nabiera sensu :-)
OdpowiedzUsuńOsobiście bardzo podziwiam m.in. Ciebie że zdecydowałaś się na taką pracę :)
OdpowiedzUsuńA ja to zawsze mam wrażenie, że uczniowie obiecują i obiecują, a potem siedzę na lekcji, nudząc się jak mops, a reszta łazi i poprawia, a w międzyczasie nauczycielka setny raz mówi "A przecież obiecaliście się uczyć...".
OdpowiedzUsuńChociaż mam nauczycielkę, którą po wyjściu z egzaminu otoczyliśmy kółeczkiem i dyskutowaliśmy, co było, jakie wyniki, no i kontakt mailowy jak poszła matura, co chcemy dalej robić. To światowy nauczyciel :)