piątek, 23 sierpnia 2013

Michael J. Sullivan: Pradawna stolica

Autor: Michael J. Sullivan
Tytuł: Pradawna stolica
Seria: Odkrycia Riyrii, t. 6.
Stron: 672
Wydawca: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 8/10





W rozmaitych seriach o przygodach dwójki przyjaciół już tak się utarło, że chcąc nie chcąc przebywają oni drogę, którą określa się mianem "od zera do bohatera". Pozornie zwyczajni, mają w sobie coś, czego nikt inny nie ma, a co pozwala im dokonywać wielkich czynów. Podobną drogę odbył okryty, początkowo złą sławą, duet Riyria. 
Gdy sobie przypominam Hadriana i Royce'a z pierwszej powieści o ich przygodach, to trudno mi uwierzyć, jak długą i ciężką drogę przeszli. Od zwykłych złodziei i najemników, pracujących dla tego, kto da więcej, do obrońców królestwa, a potem cesarstwa. Od przeciętnych ludzi, trzeba powiedzieć wprost rzezimieszków (może i sympatycznych, ale jednak), do tych konkretnych jednostek, którym pisany jest wielki los, wielkie czyny i głęboko zaplanowane prze bogów przeznaczenie. Brzmi niesamowicie i niewiarygodnie, prawda? A jednak. 
Po tragicznych wydarzeniach z finału części piątej nadszedł czas spokoju i gojenia ran. Osobnicy, którzy życzyli Imperium źle, nie żyją. Imperatorka Modina odzyskała ducha i energię i umiejętnie weszła w rolę wielkiej władczyni. Mogłoby się wydawać, że to w tym momencie bohaterom należałoby się sławetne "długo i szczęśliwie". Szybko jednak okazuje się, że to jeszcze nie ten moment, ponieważ nad głowami naszych bohaterów i całego Imperium gromadzą się czarne chmury w postaci ogromnej armii wrogo nastawionych elfów, które sieją spustoszenie i nikomu nie okazują litości. Sytuacja wygląda naprawdę źle. Do bram pałacu zmierzają setki przerażonych uchodźców. 
Istnieje jeden sposób, by nie dopuścić do masakry i rozwiązać problem w miarę pokojowo. Aby jednak elfy zechciały przystać na takie rozwiązanie potrzebny jest Róg Gylindory, starożytny artefakt, którego powinien użyć spadkobierca Novrona. Róg jednak ukryty jest gdzieś w ruinach starożytnego miasta Percepliquis, pierwszej stolicy cesarstwa i tu pojawia się kolejny problem, gdyż ruiny te także są gdzieś ukryte. Modina zwołuje zatem ochotników, którzy wyruszą na poszukiwania pradawnej stolicy i cennego artefaktu. Jeśli odnajdą go w porę, Imperium będzie uratowane. Nietrudno się domyślić, że w skład grupy, mającej wyruszyć w podróż wejdą znani już nam z poprzednich części cyklu bohaterowie, a zatem przede wszystkim Hadrian i Royce, młody król Alric i jego siostra Arista, krasnolud Magnus, młody mnich Myron, przywódca nacjonalistów Degan Gaunt, a także przyjaciel Alrica Mauvin Pickering oraz dwaj skazańcy Wyatt Deminthal i milczący wielkolud Elden. Na pierwszy rzut oka widać, że będzie to drużyna nie tylko dobrana trochę na siłę, ale też bardzo różnorodna. Jakie przygody ich czekają i jakie przeszkody przyjdzie im pokonać? I czy przede wszystkim wyjdą z opresji cało i czy znajdą róg?  Tego warto się dowiedzieć czytając finałową część cyklu o przygodach duetu Riyria.
Po nieco słabszej części piątej, która nie dość, że była krótka, to jeszcze mało się w niej działo, w części szóstej autor serwuje czytelnikowi nie tylko więcej stron, ale i o wiele więcej dreszczyku przygody.
Momentami wydaje się nawet, że Sullivan chciał zmieścić zbyt wielu bohaterów w  jednej książce, co jednak można tłumaczyć chęcią dokończenia wszystkich rozpoczętych wcześniej wątków. Jednocześnie każdy z bohaterów niesie ze sobą pewną porcję humoru, co bardzo uprzyjemnia całą lekturę. Mam tu zwłaszcza na myśli tchórzliwego Gaunta, marudnego Magnusa oraz wiecznie zaczytanego w księgach Myrona. 
Nie zabrakło także wątku romansowego i choć przyznam, że się go spodziewałam, to jego realizacja średnio mi się podobała. Chodzi tu rzecz jasna o Aristę i Hadriana i o ile ze strony Aristy coś tam mogliśmy się domyślać, o tyle uczuć Hadriana nigdy w tym temacie nie poznaliśmy, dlatego jego wyznania w tomie ostatnim wydawały mi się wstawione jakby na siłę. Nie znaczy to, że nie ucieszył mnie ten wątek, bo ucieszył bardzo, ale można to było zrobić bardziej wiarygodnie.
Także pewne rozwiązania dotyczące postaci Royce'a wydały mi się nieco niemożliwe, czy też jak kto woli niewiarygodne, ale może to dlatego, że jako czytelnik tej opcji w ogóle nie brałam pod uwagę. 
Żeby nie było, że się czepiam, bo się nie czepiam. 
Powieść jest zabawna, przyjemnie towarzyszy się bohaterom w wyprawie do początków cesarstwa oraz kibicuje się im w ich poczynaniach. 
Zakończenie cyklu także zadowala, raz, że jest naprawdę finalne, a dwa, że autor opisał losy każdej postaci, zaspokajając tym ciekawość czytelnika.
Na samym końcu książki znajduje się słowniczek, zawierający spis postaci i miejsc występujących w całym cyklu Riyria, co jest dużym ułatwieniem, dla tych, którzy czasem gubią się w imionach lub powiązaniach między bohaterami. 
Polecam cykl Odkrycia Riyrii wszystkim, którzy lubią dobre powieści przygodowe z nutą magii i dowcipu.  Z pewnością polubicie Hadriana, Royce'a oraz ich przyjaciół i zagłębicie się w ich przygody z wielką chęcią.



Za książkę dziękuję pani Annie z wydawnictwa Prószyński i S-ka. Pozdrawiam ciepło!

Recenzja opublikowana także na:
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Matras
Księgarnia Merlin
Księgarnia Empik

3 komentarze:

  1. Może przeczytam, ale sięgnę oczywiście po tom pierwszy :)

    www.miedzy-stronnicami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiłaś mnie możliwością przeczytania tej pozycji, więc może spróbuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja dopiero skończyłam tom piąty i z wielką ochota od razu zabrałabym się za ten. Zwłaszcza teraz po Twojej recenzji. Muszę jednak jeszcze chwilę poczekać, ponieważ właśnie pochłania ją mój tata :D

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.