Tytuł: Obcy
Tom I Cyklu Labirynty Echo
Wydawca: Zysk i S-ka
Stron: 624
Moja ocena: 9/10
Przyznam, że sięgając
po książkę Obcy nie do końca tego właśnie się spodziewałam.
Oczekiwałam przygód odpowiednika Felixa Castora czy Harry'ego
Dresdena tylko w rosyjskich realiach. Myliłam się jednak i to
bardzo. Powieść Obcy, której autorem jest niejaki Maks Frei, a o
którym z góry wiadomo, że jest alter ego ukrywającego się pod
pseudonimem autora , to zupełnie, zupełnie coś innego. Ale co? O
tym za chwilę.
Na początku chciałabym
powiedzieć kilka słów o samym autorze, a raczej autorce. Zanim
czytelnicy dowiedzieli się, kto tak naprawdę ukrywa się pod
tym pseudonimem, seria o przygodach sir Maksa Frei, zdobyła sobie
naprawdę duże grono wielbicieli. Czytelnicy spekulowali, snuli
domysły, zastanawiali się, kto też może być autorem tej
niezwykłej serii. Prawda wyszła na jaw, a raczej została wyjawiona
przez samą autorkę, w roku 2001, kiedy to rosyjska dziennikarka
Swietłana Martynczik przyznała, że Maks Feri i jego niesamowite
przygody narodziły się właśnie w jej głowie. Autorka także
uczciwie przyznaje, że początkowo była to właściwie współpraca
z malarzem Igorem Stepinem, którego obrazy, także przyczyniły się
do powstania uniwersum Labiryntów Echo.
Czym właściwie jest ten
cykl?
Polskie wydanie Obcego
zawiera 6 dłuższych opowiadań, które właściwie można by nazwać
mini powieściami. Łączą się one ze sobą nie tylko tematycznie,
ale też traktują o perypetiach tych samych bohaterów. Różni je
jedynie rozwiązywana zagadka.
Maks Frei to nie tylko
alter ego autora i narrator wszystkich opowiadanych historii; to także
ich główny bohater. Kim jest? To młody mężczyzna, ok. 30 lat,
który jest najzupełniej przeciętny. Nie ma celu, nie
cieszy go życie, które prowadzi. Wszystko jednak zmienia się w
dniu, gdy zaczyna śnić o ludziach i miejscach, w których nigdy nie
był, a do których czuje dziwną przynależność. Któregoś dnia
podejmuje decyzję i przechodzi do tamtego świata, by rozpocząć w
nim nowe, lepsze życie. Kto by tak nie chciał? Tym bardziej, że w
świecie Echo Maks jest chciany, od razu zdobywa przyjaciół i
protektorów, znajduje nowy dom, cel w życiu, a co najciekawsze
budzą się w nim zdolności, o których nawet nie śmiał marzyć.
Kolejne odsłony o
przezabawnych lub intrygujących tytułach takich jak na przykład
Król Bandżi czy Juba Czebobargo i inni przedstawiają proces
zadomawiania się Maksa w Echo, rozwiązywanie kolejnych niezwykłych
zagadek, bo Maks tak z miejsca, właściwie w dniu swojego przybycia
do tego świata staje się członkiem specyficznej magicznej policji,
oddziału do zadań specjalnych.
Pozornie rzeczywistość
Echo bardzo przypomina naszą. Ludzie w niej żyją, pracują,
kochają, kradną i zdradzają. Oprócz jednak takich oczywistych
różnic jak nazewnictwo przedmiotów codziennego użytku czy sposobu
mieszkania, w Echo dzieją się rzeczy dziwaczne. Działają tu
bowiem siły magiczne, czy jak kto woli paranormalne i to właśnie
one wprowadzają często niemały zamęt w życie ludzi. A to ktoś
uzależnia się od groźnie smacznego pasztetu, a to ktoś ginie, bo
zapatrzył się w lustro. Każda ze spraw oczywiście jest
rozwiązywana w toku prowadzonego śledztwa, a bohaterowie robią to
z wdziękiem i gracją starych, doświadczonych czarodziejów.
Uniwersum Echo budzi
wiele skojarzeń. Podejrzewam, że im dłużej by się czytelnik
zastanawiał, tym więcej byłby w stanie ich wykryć. Mnie jednak
najmocniej kojarzy się z trzema literackimi rzeczywistościami. Po
pierwsze sympatyczna, choć często bardzo dziwna specyfika
mieszkańców i świata Echo, przypomina podróż Alicji na drugą
stronę lustra. Pewne rzeczy są tu albo wyolbrzymione,
przejaskrawione, albo delikatnie zdeformowane. Przykładowo nikt w
tym świecie nie docenia kotów, które są o wiele większe niż te
nasze. Zwierzęta te są bezpańskie i uznawane za brzydkie tylko
dlatego, że mając długą sierść, której nikt nie czesze, więc są
skołtunione i brudne. Gdy Maks wprowadza się do własnego domu,
przygarnia sobie parę takich kociąt i tylko dzięki trosce,
karmieniu i czesaniu, powoduje, że zwierzaki robią niesamowitą furorę w towarzystwie, do tego stopnia, że zaczyna się tworzyć
długa lista zapisów na ich ewentualne potomstwo! Mało tego,
wszyscy myślą, że to jakaś nowa rasa i nikt nie łączy ich z tymi
brudnymi zwierzętami, których pełno na peryferiach Echo.
Podobnie jest z ulubionym
napojem bohaterów kamrą. Piją go dzbankami, a sztuka jego parzenia
jest naprawdę ceniona, gdyż mimo pozornej prostoty przepisu nie
każdy potrafi zrobić smaczną.
Drugie skojarzenie, od
którego od początku nie mogłam się opędzić to Klub Pickwicka. I
u Dickensa i tu bohaterowie uwielbiają jeść, suto, dobrze, z
należytą celebracją posiłku. Przez to sama ciągle czułam się
głodna. Oprócz tego, obojętnie co by się nie działo, Maks i jego
kompani zawsze są dżentelmenami, którzy nie tracą opanowania ani
głowy. Ich niesamowity spokój w obliczu każdego zagrożenia mógłby
nudzić, bo niby gdzie tu wtedy napięcie, ale w przypadku tej
książki jakoś w ogóle się tego nie odczuwa. Dickensowski (w moim
odczuciu) jest także klimat tych historii. Nie ma problemu, którego
nie dałoby się rozwiązać, jeśli ma się do dyspozycji otwartą
głowę, lojalnych przyjaciół i chęci. A na koniec zawsze można
napić się kamry w dobrym towarzystwie i najeść, ile dusza
zapragnie.
Trzecie skojarzenie to
Sherlock Holmes, a konkretnie pewna zastosowana tu dedukcja w
rozwiązywaniu zagadek. Stopniowo, po śladach, poszlakach
bohaterowie rozwiązują zagadki, stosując przeróżne metody,
zawsze przy użyciu rozumu, który (pomijając magię i cięty
dowcip) uważa się za najcenniejszy skarb.
Obcy to także
historia o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu, takiego w którym człowiek
czułby się dobrze, był kochany i doceniany. Maks, decydując się
na podróż do Echo, wykazał się postawą godną pozazdroszczenia.
Nic nie stracił, a zyskał wszystko.
Jak już mówiłam na
początku, nie tego się spodziewałam. Okazało się jednak, że
jest o wiele, wiele lepiej. Swietłana Martynczik stworzyła coś
naprawdę oryginalnego i godnego uwagi. Zaczynasz czytać i nagle
niczym Alicja wpadasz do króliczej nory, która okazuje się początkiem wielkiej przygody, przekraczającej granice logiki, rozumu
i zwykłych ludzkich zasad. To bardzo szalona i barwna podróż, a im
dalej tym lepiej.
Jak dla mnie książka
jest naprawdę godna uwagi. Zabawna, ciepła, skrząca się dowcipem,
pełna licznych aluzji. Niecierpliwie czekam na ciąg
dalszy, bo przygód Maksa i jego przyjaciół powstało już bardzo
dużo.
Polecam, bo naprawdę
warto.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Recenzja opublikowana także na:
Secretum.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Fabryka.pl
Mam tę książkę na swojej półce i do tej pory nie wiedziałam czego mam się tak naprawdę spodziewać. Nie lubię za bardzo książek w formie kilku opowiadań, ale skoro tak chwalisz to może i mnie się spodoba? :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest jednym słowem straszna i jestem prawie pewien, że nie przeczytam. :)
OdpowiedzUsuń