niedziela, 21 września 2014

Jamie McGuire: Piękna katastrofa

Autor: Jamie McGuire
Tytuł: Piękna katastrofa
Stron: 464
Wydawca: ALBATROS Kuryłowicz







Okładka książki okazała się w moim przypadku myląca. Błędnie założyłam, że czarne, jakby porysowane tło oraz motyl w zamkniętym słoiku w jakiś sposób wiążą się z tematyką fantasy. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku stronach zdałam sobie sprawę, że zachwalana przez rzesze czytelniczek książka, jest płomiennym romansem o toksycznej miłości. Ponieważ historia zaczęła się całkiem ciekawie, a bohaterowie byli sympatyczni, zdecydowałam się czytać dalej.
Ona jest tą grzeczną. Spokojna, niekonfliktowa Abby decyduje się na rozpoczęcie nauki w innym mieście, gdzie nikt jej nie zna, ani, co za tym idzie, nie wytknie bycia córką sławnego hazardzisty. Abby chce zostawić przeszłość za sobą i skupić się na nauce. Pewnego wieczoru jednak wybiera się z przyjaciółką do klubu, gdzie właśnie odbywa się nielegalna walka. Kiedy dziewczyna znajdzie się zbyt blisko sceny, krew jednego z zawodników poplami jej bluzkę. I od tego się zacznie. 
On jest tym niegrzecznym. Walczy dla pieniędzy, jest cały w tatuażach, a dziewczyny zmienia jak rękawiczki. Mimo opinii podrywacza i uwodziciela, kobiety lgną do niego jak ćmy do światła, a on bryluje w towarzystwie. 
Abby ma być tą, z którą się nie prześpi, bo za bardzo ją szanuje. Oprócz tego jego kuzyn chodzi z jej najlepszą przyjaciółką. Jednak w krótkim czasie bohaterowie przechodzą od etapu niezobowiązującej znajomości, przez przyjaźń, zaborczą (w moim odczuciu) troskę, do miłosnych podchodów zakończonych płomiennym i burzliwym romansem. To Abby będzie miała na Travisa największy wpływ, to o nią będzie się troszczył, na jej dobru będzie mu zależało, aż wreszcie się w niej zakocha, do tego stopnia, że zatraci samego siebie. 
Trzeba przyznać, że pierwsza połowa książki, gdy związek między bohaterami się krystalizuje, jest świetna. Początek ich relacji obfituje w zabawne dialogi, gorące sceny i naprawdę nie pozwala się od książki oderwać. Potem jednak jest już nieco gorzej. Relacja Abby i Travisa oscyluje wokół nieustannych kłótni, scen i awantur. Ona zalewa się łzami i ucieka, on się piekli, by już za moment błagać ją na kolanach o przebaczenie. Kiedy są razem, wszystko jest piękne i jest dobrze. Gdy są skłóceni, cierpi na tym także całe ich otoczenie. Ich uczucie, a także cały związek jest bardzo toksyczne. Kiedy miłość jest tak wielka i zaborcza, że nie pozostawia miejsca na innych przyjaciół, znajomych, czy nawet chwilę dla siebie, większość ludzi zaczyna się zwyczajnie dusić. Dla Travisa każdy mężczyzna, choćby przechodzący obok Abby już jest potencjalnym kandydatem do pobicia go. Wydaje mu się, że wszyscy mu zazdroszczą i tylko czekają na moment, gdy nadarzy się okazja, by mu Abby odbić. Na nic zdają się zapewnienia dziewczyny, że kocha i pragnie tylko jego. Na nic także jej nienaganne pod tym względem prowadzenie się.
Z czasem nieciekawej, jak dla mnie, przemianie podlegają także bohaterowie. Z zuchwałego, wytatuowanego chłopaka, który trząsł całą uczelnią, nie zostaje nic. Zmienia się w niepewnego mężczyznę, który albo się złości, albo błaga. Przyznam, że za którymś razem to jego "Gołąbku" już zaczynało mnie drażnić. Oprócz tego wydaje mi się, że tak naprawdę to on się nie zmienił, a został wzięty pod pantofel. Chcąc być z Abby po prostu jej uległ, to wszystko. Już samo to jest dla mnie nieprawdziwe. W jednej chwili zrezygnować ze wszystkich swoich nawyków i uzależnień, niby to z miłości? Nie, to jest po prostu niemożliwe.
Sama Abby natomiast początkowo nieśmiała i zahukana, złamana tragicznym dorastaniem, staje się stanowcza i pewna siebie, by już za chwilę płakać jak bóbr.
Im bliżej ku końcowi, tym rozwiązania serwowane przez autorkę wydają się mniej prawdziwe. Dlatego samo zakończenie było trochę na wyrost. Szkoda, że autorka nie dała bohaterom więcej czasu, a od razu umieściła ich w tak poważnym związku.
Wiem, że znajdą się czytelnicy, których książka zachwyci. Zresztą sam pomysł jest naprawdę świetny i gdyby go tylko trochę inaczej poprowadzić, byłoby super. Jednak toksyczna strona związku trochę mnie zniechęciła, tym bardziej, że toksyczne związki takich szczęśliwych zakończeń nie mają, albo tu więc zabrakło konsekwencji, albo cała toksyczność była mocno przerysowana. A może zbyt wiele od romansów wymagam? Nie wydaje mi się. 
Dlatego ani nie zachęcam, ani nie odradzam. 

3 komentarze:

  1. Kurde, a wczoraj ją sobie zamówiłam na Arosie... Może nie będzie tak źle? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, też bym pomyślała, że to coś z fantastyki. Ale może to i lepiej - teraz to już w ogóle nie zamierzam sięgać po ten tytuł ;)

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.