czwartek, 13 listopada 2014

Ilona Andrews: Księżyc nad Rubieżą

Autor: Ilona Andrews
Tytuł: Księżyc nad Rubieżą
Seria: Na Krawędzi, t.2.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Stron: 500






Zacznę od tego, że uwielbiam Kate Daniels, Currana, Gromadę i wszystkich zmiennoształtnych Atlanty.  Seria ta ma w sobie coś takiego, że każdy kolejny tom pożera się z wielkim smakiem i wciąż ma się ochotę na więcej. Trzeba przyznać Ilonie Andrews i jej mężowi Gordonowi, że mają nie tylko mnóstwo rewelacyjnych pomysłów, ale też i talent do wdrażania ich w nowe książki.
Kiedy jesienią 2011 na rynku wydawniczym pojawiła się nowa książka tego duetu, pomyślałam, że oto powstała zupełnie nowa jakość. 
Rubież, czy jak kto woli Krawędź to dzikie miejsce na styku dwóch odmiennych światów: technologicznej, biurokracyjnej Niepełni i magicznej, dzikiej Dziwoziemi. Życie na Rubieży nie jest łatwe. Panują tu inne zwyczaje, zasady, mieszkają tu stworzenia, które są tyle dziwne i nieobliczalne, co i na wskroś dobre i uczciwe. 
Pierwsza część miała być pojedynczą historią zamkniętą w jednym tomie, ale prawda jest taka, że grzechem byłoby ją tak ostatecznie zakończyć, bez ukazania innych możliwości i perspektyw, jakie daje cały ten pulsujący życiem i magią świat. Autorzy wzięli zatem jednego z bohaterów drugoplanowych i ułożyli dla niego oddzielną historię. Na dzień dzisiejszy seria liczy sobie cztery części i każda z nich ma innego bohatera głównego. Takie rozwiązanie mnie bardzo zadowala. Można czytać książki wybiórczo, można po kolei. Są pewne nawiązania, ale nie na tyle duże, by czegoś nie zrozumieć, a na tyle przyjemne, by czuć ten miły dreszcz, że już się to zna i z bohaterami przeżyło.
Księżyc nad Rubieżą czyli część druga, dotyczy losów Williama, którego mieliśmy okazję poznać w części pierwszej. Przyznam, że nie zapamiętałam go zbyt mocno. W porównaniu z rewelacyjnym, seksownym i pomysłowym Declanem, walczącym o względy Rose, Willliam wypadał po prostu blado. Nie było w tym jego winy, po prostu tak to czasem bywa w sytuacjach porównań. Od tamtej chwili w moim świecie minęło 3 lata, bo tyle wydawnictwo kazało czekać czytelnikom. 
W świecie Williama minęły 2 lata. Główny bohater jest zmieńcem. Urodził się jako wilcze szczenię, matka oddała go zaraz po narodzinach do ośrodka - sierocińca, w którym ukształtowano go na żołnierza idealnego. William nigdy nie miał rodziny, ani przyjaciół. Wojsko dało mu dyscyplinę, ale nie nauczyło interakcji międzyludzkich, ani nie wpoiło poczucia własnej wartości. To dlatego William nie rozumie ani jak funkcjonuje rodzina, nie potrafi zabiegać o kobietę i nie rozumie mnóstwa niuansów, które cechują związki miedzy ludźmi. Potrafi za to walczyć, posiada wielką siłę i ma naprawdę wielkie serce. Serce, które obecnie jest gotowe na miłość. 
William przybywa do Rubieży w poszukiwaniu pewnych artefaktów oraz genetycznie zmodyfikowanych agentów, którym przewodzi tajemniczy i okrutny Spider. W tych poszukiwaniach bohater zawędruje na moczary, gdzie natknie się na, powiedzmy to sobie bez upiększeń, błotną dziewczynę. 
Cerise Marr nie ma łatwego życia. W niejasnych okolicznościach zaginęli jej rodzice, a rodowe domostwo przeszło w ręce znienawidzonych sąsiadów. Co takiego w przeszłości zrobił i odkrył dziadek Cerise, że agenci tajemniczej Dłoni tak bardzo chcą to mieć?
Gdy drogi Cerise i Williama przetną się, klinga miecza rozjaśni się światłem rozbłysku. Poleje się krew, polecą głowy, a moczary zmienią się na zawsze. Czy zmieniec, który ni w ząb nie zna się na kobietach i rozbłyskująca dziewczyna, mają szansę stworzyć coś trwałego w świecie, gdzie wielu za zmieńcami nie przepada? Warto się przekonać samemu.
Mimo że lektura powieści była dla mnie sporą przyjemnością, to uważam, że pierwsza część dotycząca Declana i Rose, była dużo lepsza.
Sam pomysł na drugą część także był ciekawy: liczny klan, zamieszkujący moczary; główna bohaterka, będąca głową rodziny, którą można by określić mianem sklejanej czy łatanej, gdzie o byciu czyimś krewnym nie zawsze decydują więzy krwi. Z drugiej strony mamy tajemniczego Spidera, z tragiczną przeszłością i równie brutalną teraźniejszością, tworzącego mutacje, które na samą myśl o nich, powodują dreszcze. Historia jest spójna, przemyślana i konsekwentnie zmierza ku finałowi. Odniosłam jednak wrażenie, że między Cerise i Williamem, jakby zabrakło tego czegoś. Między Declanem a Rose, było dziko, drapieżnie i błyskotliwie i choć ich romansowe chwile były w powieści dość rzadkie, to ani przez chwilę nie dało się zwątpić w to co czują i co ich coraz mocniej wiąże. 
Cerise i William co prawda od razu przypadają sobie do gustu, ale tego iskrzenia mi jakby zabrakło. Sytuację ratuje natomiast cały świat przedstawiony Rubieży, barwni krewniacy Cerise i ich zabawne poglądy na wiele spraw. 
To dlatego Księżyc nad Rubieżą czyta się dobrze, a finał pozostawia czytelnika z miłym uczuciem, że dobro wygrało, zło zostało ukarane (przynajmniej chwilowo), a dwoje głównych bohaterów ma swój happy end.

2 komentarze:

  1. Mimo wszystko jestem strasznie ciekaw tej powieści :D

    OdpowiedzUsuń
  2. U Ciebie już II tom, a ja nie słyszałam nawet o pierwszym... Zbyt wiele ciekawych książek co i rusz pojawia się na rynku wydawniczym...

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.