Tytuł: Przebudzenie
Stron: 746
Wydawca: Prószyński i S-ka
Pomimo
upływu lat Stephen King nie przestaje zadziwiać i zaskakiwać
czytelników. Każda kolejna jego książka jest wyczekiwana i potrąca
struny, o których zdążyliśmy już zapomnieć, dotyka tematów, co do
których wydaje się, że już je wyczerpano, kreuje światy, które wydają
się już wyeksploatowane.
W swojej najnowszej powieści pod wieloznacznym tytułem Przebudzenie
mistrz grozy bierze na swój warsztat temat życia i śmierci oraz
nadzwyczaj cienkiej granicy, która je dzieli. Wydarzeniami i refleksjami
z życia głównego bohatera stara się odpowiedzieć na pytanie, czy warto i
czy w ogóle można tę jakże cienką kotarę odsłaniać? A może lepiej
zostawić ją tak jak jest i żyć w niewiedzy, która często jest tak
słodkim błogosławieństwem?
Długą i
zawiłą, rozgrywającą się na przestrzeni pół wieku historię, poznajemy
dzięki głównemu bohaterowi i narratorowi Jamiemu Mortonowi.
Gdy
Jamie po raz pierwszy spotyka Charliego Jacobsa ma 6 lat i nawet nie
podejrzewa, że ten młody, sympatyczny i pełen wiary pastor, stanie się
dla niego swoistym Jokerem, przeznaczeniem powodującym, że życie
bohatera potoczy się tak, a nie inaczej.
Sprytnie
skonstruowany jest sam początek powieści. Leniwe dzieciństwo i
dojrzewanie głównego bohatera przypadły na lata 60. Początkowo osoba
pastora, który zresztą na długie lata znika z drogi życia Jamiego,
wydaje się tylko tłem, ale to celowa zmyłka. Gdy Jamie jest jeszcze
chłopcem, zafascynowanym żołnierzykami, pastor jest po prostu jednym z
dorosłych. Miłym i dobrym, ale dorosłym. Jamie mgliście zdaje sobie
sprawę, że wiedza i fascynacja Charliego elektrycznością wykracza poza
pewne normy, ale dopóki żyją żona i synek pastora, istnieje też coś w
rodzaju granicy, której Jacobs nie ma potrzeby przekraczać. Kiedy jednak
rodzina pastora ginie w tragicznym wypadku, wszystko się zmienia i...mężczyzna na długi czas znika z życia Jamiego.
I
w tym miejscu mamy swoistą przerwę, która niczym antrakt w teatrze,
zapowiada coraz bardziej niesamowite wydarzenia. Jamie dorasta, odkrywa
uroki rock n rolla, gra w zespole, wpada w narkotykowy nałóg, oddala się
od domu i właściwie jest bliski śmierci. I wtedy po raz kolejny w jego
życiu pojawia się Charlie Jacobs, już nie pastor, a jarmarczny kuglarz,
wykonujący błyskawicowe portrety. Ale na tym nie koniec. To czym się
zajmuje Jacobs, jest zaledwie preludium do eksperymentów, które cieniem
położą się na życiu Jamiego i innych ludzi, którzy dobrowolnie zetkną
się z Jacobsem.
Z czasem Jamie zda
sobie sprawę z tego, że siły, z którymi były pastor próbuje pójść na
układ i światy, które próbuje zgłębić, powinny pozostać nieodkryte i że
bezpieczniej dla ludzkiego umysłu nie zaglądać przez dziurkę od klucza
drzwi obrośniętych bluszczem.
Początkowe
rozdziały powieści toczą się wolno i nic nie zapowiada przyszłych
wydarzeń. Oczywiście starałam się być czujna i podejrzewałam Jacobsa o
niecne zamiary, ale bardzo długo nic takiego nie miało miejsca. Nawet
teraz po skończonej lekturze nie jestem pewna, czy można mu w ogóle
przypisać tę "niecność". Czy człowiek, który w wyniku tragicznych
przeżyć stracił wiarę i zaczął szukać odpowiedzi na terenach zakazanych
dla ludzkiego pojmowania, faktycznie był na wskroś zły? Czy może to brak
wiary zagonił go do miejsc, które przerosły jego oczekiwania i ludzkie
pojmowanie? Pomimo obojętności, z jaką Jacobs traktował swoich
uleczonych "pacjentów" i premedytacji, która kazała mu widzieć w nich wyłącznie eksperymenty, nie jestem w stanie tak zupełnie go potępić. Zresztą sam finał powieści i to co zobaczył, były dla niego wystarczającą karą.
Poszukiwania
Charliego i siły, które próbuje poskromić są autorskim ukłonem w stronę
takich klasyków gatunku jak Mary Shelley, Bram Stoker, czy najczęściej
wspominany w powieści H. P. Lovercraft. King na początku powieści
dziękuje im za "zbudowanie jego domu" czyli bazy fantastycznych i
pełnych grozy motywów, które od lat fascynują czytelników na całym
świecie.
Miłym akcentem jest także wspomnienie lunaparku Joyland, o którym King napisał oddzielną książkę. Swoją drogą świetną.
Myślę,
że nawet sam tytuł powieści można rozumieć wielorako; może tu chodzić
zarówno o wychodzenie z nałogu, czy ciężkiej choroby, odzyskanie wiary,
próbę nawrócenia życia na właściwe koleje, ale także budzenie
nieznanego, czegoś, co w zasadzie nigdy nie powinno być budzone.
Przebudzenie
zaczyna się spokojnie i sennie i tak się je czyta przez jakichś
pierwszych 200 stron. Z czasem jednak koszmar narasta i już nie jest ani
tak miło, ani tak bezpiecznie. Od lektury trudno się oderwać. Na 50
stron przed końcem padła mi bateria w czytniku i, podładowawszy ją przez
kwadrans, znowu wróciłam do czytania, tak bardzo chciałam się
dowiedzieć, jak zakończy się wielki eksperyment Charliego Jacobsa. To
chyba najlepszy dowód na to, że powieść wciąga i nie pozwala się od
siebie oderwać.
Polecam, bo warto!
Dziękuję!
Jak myślisz, to dobra książka aby zapoznać się z twórczością tego pana?
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, jeśli masz chęć :>
lifewithpassionx.blogspot.com
To zależy jakie motywy się lubi. Nawiązuje ona co prawda do starszych książek tego autora. Ale nie jest do końca z nimi spójna. :)
UsuńPolecasz coś innego? :>
OdpowiedzUsuńJeśli szukasz czegoś o piromanii to Podpalaczka, całkiem fajna, choć stara. Jeśli szukasz duchów to np. Worek kości, wspominam go z wielkim sentymentem. Jeśli bliskie spotkania z UFO, to Łowca snów lub Stukostrachy. Jeśli nawiedzone domy to Czarny dom. Jest też 7-tomowa seria o podróży między światami, dziwaczna, pokręcona Mroczna wieża. Do wyboru do koloru. :)
UsuńA Joyland? :)
UsuńO lunaparku, trochę o przemijaniu, dorastaniu i oczywiście o zabójcy, który czai się gdzieś w cieniu. Recenzja tu http://edytka28.blogspot.com/2013/07/stephen-king-joyland.html
UsuńNo ciekawie! Myślę, że się skuszę :)
UsuńDziękuję za doradzenie. Dodaję do obserwowanych, super blog :>
Dzięki! Też będę zaglądać. Pozdrawiam!
UsuńOstatnio w Bierze widziałam, Pana Mercedesa, ale to raczej nie dla mnie. Wręcz się zaśmiałam, gdy przeczytałam opis z tyłu okładki :>
UsuńHm... Ja to tam lubię od czasu do czasu przeczytać coś z Kinga. [ Szept Myśli ]
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam. Jak na razie jest ok - zobaczymy jak będzie dalej;)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaa! Nowy King! Lecę do księgarni!
OdpowiedzUsuńCium, pa i pozdrawiam, naczytane.blog.pl
Kinga czytam (i posiadam) wszystko, bez wyjątku :) Przebudzenie kupiłem w dniu premiery, ale wciąż czeka na swoją kolej, bo nie lubię czytać dwóch książek jednocześnie. Ach, czytnik. Pewnie stąd taka dziwna ilość stron, bo mój papierowy egz. ma ich coś koło 570 :)
OdpowiedzUsuń