wtorek, 6 stycznia 2015

Nora Roberts: Niebo Montany

Autor: Nora Roberts
Tytuł: Niebo Montany
Stron: 512
Wydawca: Książnica





Do zapoznania się z książką Niebo Montany zachęciło mnie stwierdzenie, że jest dużo lepsza od filmu, który ostatnio emitowany był w telewizji. Choć powieści pisane pod nazwiskiem Roberts z fantastyką nie mają nic wspólnego i czytam je naprawdę sporadycznie, to bardzo szanuję twórczość tej autorki i postanowiłam na własnej skórze przekonać się co lepsze film, czy książka.
Miejscem akcji jest Montana, czwarty co do wielkości stan Ameryki, w bardzo piękny sposób opisywany przez autorkę, jako kraina gór, jezior oraz rozległych prerii.
Pod niebem Montany na przepięknym i bardzo rozległym ranczo trzy obce sobie kobiety, mają ze sobą spędzić rok. 
Takie warunki ustalił w swoim testamencie Jack Mercy, ranczer pełną gębą, człowiek trudny i ojciec trzech córek: Willi, Tess oraz Lilly.  Testament dzieli cały majątek na trzy równe części, ale tylko wtedy, gdy córki spędzą tu rok. Nie mogą wyjeżdżać dłużej niż na tydzień, nie mogą swojej części odsprzedać, a jeśli któraś zdecyduje się wyjechać, dana część majątku przejdzie na własność parku narodowego. 
Mieszkać razem przez rok? Wydaje się, że nic w tym trudnego, w końcu to rodzina. Jednak sęk w tym, że każdą córkę, Jack Mercy miał z inną żoną. Gdy okazywało się, że rodziła się dziewczynka, Mercy wyrzucał z domu i żonę i dziecko i tak do trzech razy sztuka. Syna się nie doczekał. 
Siła fabuły tkwi nie tylko w wątku romansowym, który tutaj zostanie pomnożony razy trzy, ale przede wszystkim w pokazaniu, jak w trzech różnych kobietach rodzi się wzajemne przywiązanie, szacunek, a w końcu prawdziwa siostrzana miłość. Bohaterki są tak różne, jak tylko mogą być. 
Najmłodsza Willa, jako jedyna wychowała się na ranczo i dobrze zna zarówno smak ciężkiej pracy na nim, jak i wartość tej ziemi, jako dziedzictwa, będącego efektem pracy poprzednich pokoleń. Willa to trochę taka chłopczyca; najchętniej ubiera dżinsy i flanele, a o relacjach damsko-męskich nie ma zielonego pojęcia. 
Najstarsza Tess, to wychowanka Hollywood, autorka scenariuszy, właścicielka obfitego biustu, pięknych włosów, wygadana, pewna siebie, flirciara. Średnia Lilly boi się własnego cienia, a powodem tego jest jej przeszłość i nieudane wybory. Ta przeszłość jeszcze się zresztą o nią upomni, dając nieźle w kość nie tylko jej samej, ale i jej rodzinie. 
Gdyby była to powieść o więziach rodzinnych, nie byłoby tak wciągająco, a historia szybko straciłaby klimat.
Oprócz rodzinnych dylematów i miłosnych perypetii, integralną częścią fabuły jest także wątek sensacyjny. Historia rodzinna jest piękna, ale w takim obrazku zawsze musi znaleźć się ktoś, kto ma ukryte żale i pretensje, kto chce wyrównać stare porachunki, albo nawet i ktoś kto niekoniecznie kieruje się zdrową logiką. Nad niebem Mercych nie raz pojawią się chmury, zwiastujące niebezpieczeństwo, a to w postaci zmasakrowanego zwierzęcia, a  to zamordowanego pracownika, czy dziwacznych anonimów. Odgadywanie, kto z osób znanych bohaterkom i czytelnikowi, jest tym złym, stanowi nie lada frajdę. 
Powieść czyta się bardzo dobrze. Podobało mi się zwłaszcza podzielenie książki na 4 części i nazwanie ich od pór roku. W końcu wiadomo, że każda pora roku to czas innych prac gospodarskich i polowych, ale też świąt i spotkań rodzinnych. Autorka w ciekawy sposób opisuje przeganianie i znakowanie bydła, narodziny cieląt czy pracę przy kurach. 
Dialogi są zabawne i błyskotliwe, zwłaszcza te między bohaterkami a mężczyznami ich życia, zabawne są także same bohaterki w nietypowych dla nich rolach, np. Tess w kurniku zbierająca jajka, czy Willa  korzystająca z uroków spa. 
W moim odczuciu film w porównaniu z książką nie jest taki zły. To prawda, że w książce są sceny, których nie ma w filmie, a kilka rzeczy w filmie zmieniono, ale to już kwestia scenariusza. Gdybym miała krytykować obsadę, to doczepiłabym się aktorki grającej rolę Willi. W książce Willa jest pół Indianką, w filmie tego nie ma, a szkoda, bo uważam, że sama postać trochę na tym ucierpiała.
Na pewno warto zapoznać się i z książką i z filmem, mając na uwadze, że jeśli szuka się lekkiej rozrywki na wieczór, to dobry będzie 1,5 godzinny film. Jeśli jednak chce się poczytać o rodzących się więziach, zabawnych sytuacjach, jeśli po prostu marzy się o większej dosłowności, wtedy warto sięgnąć po książkę.

7 komentarzy:

  1. Bardzo lubię książki Nory Roberts, a z tą jeszcze przyjemności zapoznać się nie miałam... Chętnie bym to zmieniła :) Może zacznę od filmu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo słyszałam o Norze Roberts, jednak jej książki jakoś nigdy mnie do siebie nie przekonywały. Ostatnio właśnie zaczęłam oglądać ten film. Stwierdziłam czemu nie? Niestety szybko znudziłam się i darowałam sobie. Później się dowiedziałam od mamy, że dalej było ciekawie. Teraz trochę żałuję, że tak szybko się poddałam. Ale może pora przeczytać jej książkę...
    Pozdrawiam serdecznie :)
    lustrzananadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Norą Roberts mam złe wspomnienia i skojarzenia, dlatego po nią nie sięgam. Chociaż tytuł "Niebo Montany" jest intrygujący... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z przyjemnością przeczytam, już samo nazwisko mnie ku temu skłania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś, wiele lat temu zaczytywałam się w Roberts, ale wolałam ją w wersji fantastycznej, a już najbardziej kryminalnej. Obyczajowa jakoś mi nie podchodziła. "Niebo Montany" chyba nawet czytałam, ale już nawet nie pamiętam czy mi się podobało. :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak do tej pory czytałam tylko trzy książki autorki, była to seria o braciach Montgomery - i bardzo mi się podobała, inne książki autorki ciągle przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam w swoim dorobku czytelniczym wielu książek Nory Roberts, nad czym bardzo ubolewam. Ciągle niestety jest coś innego do przeczytania, czy kupienia... Muszę to nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.