poniedziałek, 18 maja 2015

Jeffrey Deaver: Kolekcjoner kości

Autor: Jeffrey Deaver
Tytuł: Kolekcjoner kości
Cykl: Lincoln Rhyme, t.1.
Stron: 376
Wydawca: Prószyński i S-ka







Po Kolekcjonera kości sięgnęłam pod wpływem obejrzanego już chyba po raz piąty filmu, z uwielbianym przeze mnie Denzelem Washingtonem. Zwyczajnie byłam ciekawa, jak bohaterowie i sprawy z nimi związane wyglądają na kartach powieści i czy w filmie dokonano dużo zmian. Wiem z doświadczenia, że często takie porównania nie są dla czytelnika miłe, ale mimo to postanowiłam zaryzykować.

Lincoln Rhyme to genialny kryminalistyk, od kilku lat uwięziony we własnym ciele. Na skutek doznanego urazu, bohater jest sparaliżowany od pasa w dół i do końca życia zdany na opiekę i pomoc innych.  Niegdyś kierujący zespołem ludzi, świetny w swoim zawodzie, teraz poważnie zastanawia się nad jakością swojego życia i dochodzi do wniosku, że trzeba je zakończyć. Właśnie wtedy w Nowym Jorku zaczyna się panoszyć morderca lubujący się w ludzkich kościach i starych, opuszczonych, nowojorskich budynkach. Dawny partner Lincolna z policji prosi go o pomoc i konsultacje, gdyż gołym okiem widać, że zabójca oczekuje od ścigającej go policji, swoistej gry, która byłaby potwierdzeniem jego pomysłowości i geniuszu. 

Lincoln, po wstępnych odmowach, stopniowo daje się wciągnąć w śledztwo, a jego spragniony bodźców i zagadek mózg, odżywa na nowo, po okresie nudy i stagnacji. Do współpracy, trochę wbrew sobie,  zaproszona zostaje także młoda funkcjonariuszka policji Amelia Sachs, dręczona prywatnymi demonami. 

Akcja powieści rozgrywa się w ciągu trzech dni. Morderca nie próżnuje porywając kolejne osoby, które wybiera według tylko sobie znanego klucza. Wzoruje się oczywiście na zabójcy z przełomu wieków, dzięki czemu czytelnik ma szansę poznać Nowy Jork z parowozami i starymi fabrykami w roli głównej, gdy porządku publicznego strzegli nie policjanci, a konstable. Dzięki temu, to co się dzieje współcześnie nabiera zupełnie innego kolorytu. 
Snucie domysłów, kim jest morderca jest także przyjemne, choć w pewnym momencie, gdy się uważnie słucha opowieści bohaterów, już można się wstępnie domyślić. 

Ciekawie przedstawiona jest także relacja między Rhymem i  Amelią, choć przyznam, że wolałabym, aby została ona na stopniu przyjacielskim, bo to niepotrzebnie zakłóca tok fabuły.
Powieść czyta się przyjemnie, miałam jednak wrażenie, że film wcale nie jest taki dużo gorszy; wręcz przeciwnie był jakby bardziej skondensowany. W książce morderca miał więcej ofiar, w filmie tylko trzy. Jego tożsamość książkowa nieznacznie różni się od filmowej. 
Tym co mi się nie podobało i było jak dla mnie zupełnie zbędne to finałowe wyznanie jednego ze współpracowników Rhyme'a, które rzuca nowe światło na okoliczności jego wypadku. Wolałabym, aby był on dziełem przypadku, a nie czyjegoś celowego działania. 

Pomimo tych różnic uważam, że warto przeczytać książkę, jak i obejrzeć film. Oba dzieła dostarczą odbiorcy niezłej rozrywki i do samego końca utrzymają go w napięciu. Jak dla mnie, Lincoln już zawsze będzie miał twarz Denzela, a Amelia Angeliny, choć ta ruda nie jest. :) 
Tak, czy siak polecam. Warto!

2 komentarze:

  1. Na razie nie widziałam ani filmu, ani nie miałam w ręku książki. I chyba jednak za książkę podziękuję,ale film chętnie zobaczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Seria o Rhyme'ie i Sachs to mój numer jeden literackich kryminalnych cyklów. "Kolekcjoner kości" jest najbardziej znany ze względu na adaptację, która jak zauważyłaś sporo różni się od książki (ale film i tak też mi się podoba), ale ja najbardziej polecam "Puste krzesło". Cała seria jest znakomita, ale ta część w moim odczuciu wybija się ponad znakomitość;)

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.