poniedziałek, 30 listopada 2015

Sophie Kinsella: Pani mecenas ucieka

Autor: Sophie Kinsella
Tytuł: Pani mecenas ucieka
Stron: 382
Wydawca: Świat Książki






Po lekturze rewelacyjnej i przezabawnej Nocy poślubnej, pozostając w zachwycie prozą Sophie Kinselli, sięgnęłam po historię zatytułowaną Pani mecenas ucieka. 

Dobiegająca trzydziestki Samantha nie ma życia prywatnego.  W ogóle nie ma życia poza pracą. Tak naprawdę praca jest jej całym życiem, a największym marzeniem zostanie młodszym wspólnikiem w firmie. Potem już będzie łatwiej, pociesza się bohaterka, w głębi duszy wiedząc, że tak nie będzie. Kiedy zostanie młodszym wspólnikiem, praca wciągnie ją na dobre, na długie lata. 
W dniu ogłoszenia nominacji na wymarzone przez Samanthę stanowisko, bohaterka znajduje na swoim biurku coś, co świadczy o jej zaniedbaniu, a tym samym narażeniu reputacji i konta firmy na milionowe straty. Kobieta, w szoku, opuszcza biurowiec i po prostu idzie przed siebie, a gdy dojdzie do jako takiej świadomości, zda sobie sprawę, że znajduje się na przedmieściach Londynu. Zmęczona i spragniona puka do najbliższych drzwi i zostaje wzięta za kandydatkę na gosposię! 
W ten sposób życie młodej prawniczki obraca się o 180 stopni. 

Samantha sądząc, że spaliła za sobą wszystkie mosty, nie wyprowadza z błędu swoich nowych pracodawców i decyduje się zostać tutaj przynajmniej przez jakiś czas. 

Poprzednie powieści Kinelli: Mam twój telefon, Nie powiesz nikomu i Noc poślubna zawojowały mnie całkowicie i ustawiły dość wysoką poprzeczkę dla następnych historii. Być może dlatego Pani mecenas ucieka wydała mi się nieco słabszą książką. Nie zrozumcie mnie źle, ma swoje lepsze i gorsze momenty i dlatego właśnie jest tak nierówna. 
Podobały mi się ironia i kpina, z jakimi autorka opisuje pracę w korporacji i szczurzą pogoń za stanowiskami, a wszystko to kosztem zdrowia, rodziny i własnej tożsamości. Miarą człowieka okazuje się nie to, jaki jest, a ile jest w stanie wypracować dla firmy. Każda minuta spędzona w firmie musi być produktywna, nie ma tu miejsca ani czasu na odpoczynek, chwilę dla siebie, czy czas z rodziną. 
Z równie zabawną kpiną opisuje Kinsella życie nowobogackich, u których zatrudnia się Samantha. To całkiem dobrzy ludzie, którzy mają jednak duże parcie na znalezienie swojego miejsca w grupie bogaczy i przez to popełniają masę gaf i głupot, na czym  najczęściej cierpi ich portfel. 

Nie przypadła mi za to do gustu główna bohaterka. Jako prawniczka umiała być dociekliwa i pewna siebie, za to w życiu prywatnym jest nieśmiała i niezaradna niczym przysłowiowy Kopciuszek. Momentami to wyglądało tak, jakby w Samancie były dwie różne osoby, które ujawniają się w zależności od potrzeby sytuacji. Kiedy już wydawało się, że bohaterka nabrała trochę animuszu, w finale znowu pozwalała sobą rządzić, nie mając kurażu, by wyrazić swoje zdanie lub by powiedzieć, czego tak naprawdę chce. 
Przedstawiane sytuacje momentami są, jak dla mnie, niewiarygodne, bo doprawdy niemożliwe, żeby nie wiedzieć, jak pokroić chleb czy zaparzyć kawę, albo być tak naiwnym, żeby uwierzyć, że gosposia w ciągu godziny jest w stanie zrobić wystawny obiad dla kilku osób. 

Lektura Pani mecenas ucieka w żadnym razie nie zraża mnie do sięgnięcia po inne książki tej autorki. Mimo wspomnianych wyżej nierówności, pod płaszczykiem drwiny, kryje się prosta mądrość na temat tego, co powinno być dla nas ważne w życiu. Praca i własna realizacja, owszem, jak najbardziej, ale nie kosztem rodziny, bliskich ludzi, czy zwykłych życiowych przyjemności, które odpowiednio dozowane pozwolą nam lepiej docenić i czas wolny i samą pracę. Bo ważne przecież, żeby lubić, to co się robi, a nie żyć tym, nie mając nic poza tym. Idealnie sprawdza się zasada złotego środka, choć wiadomo, że trudno o nią w dzisiejszym zaganianym i wiecznie się spieszącym świecie.

1 komentarz:

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.