środa, 16 grudnia 2015

Alena Graedon: Giełda słów

Autor: Alena Graedon
Tytuł: Giełda słów
Stron: 544
Wydawca: Albatros





Żyjemy w czasach, w których słowa stopniowo tracą na znaczeniu. Wypowiadane w pośpiechu, bez zastanowienia, bez ciężaru, który powinien im towarzyszyć, gdy mówiąc kocham, faktycznie darzymy kogoś tym uczuciem, słowa ważne, stają się błahe i blakną, niczym atrament na papierze.

Statystyki mówią, że coraz mniej czytamy, bo książki przegrywają w starciu z łatwiejszym i wymagającym mniej myślenia zestawem takich rozrywek, jak gry, filmy, reality show czy paradokumenty. Może dla kogoś to zabrzmi dziwnie, ale tego typu obrazy powodują, że chcąc nie chcąc człowiek trochę się uwstecznia. Nie nabywa umiejętności budowania składnych zdań, używa wciąż tych samych słów, bo zwyczajnie ma ich mały zasób, ma kłopoty z wysłowieniem się, gdy zachodzi taka potrzeba. 

Wizja, którą w swojej powieści przedstawia czytelnikowi Alena Graedon mogłaby być następstwem tego, o czym była mowa w akapicie wyżej. 
Księgarnie, biblioteki, czasopisma, właściwie każda ostoja słowa pisanego i drukowanego przestały istnieć. Dziś prym wiodą meme, małe urządzenia, które posiada każdy obywatel. Meme podłączone do użytkownika,  niczym mały twardy dysk, myślą i pamiętają za swojego właściciela. Gdy zachodzi potrzeba podsyłają odpowiednie słowo wraz z definicją. Życie człowieka nie wymaga już myślenia ani pamiętania o niczym, bo przecież są meme. 
Z tradycyjnego słownika, który ukazuje się tylko dzięki dotacjom prywatnym, niemal wszyscy się śmieją, bo i po co to komu? Niebawem ma się ukazać kolejne, wszyscy wiedzą, że także ostatnie, wydanie słownika. Tuż przed jego premierą niespodziewanie znika redaktor naczelny słownika, prywatnie ojciec głównej bohaterki. 
Ku zaskoczeniu Anany, ojciec pozostawił dla niej pewne wskazówki, czytelne tylko dla niej. Zaniepokojona, ale i zaintrygowana dziewczyna idzie śladem dziwacznych poszlak i z pomocą współpracownika ojca, odkrywa, że istnieje pewna grupa ludzi, której celem jest obrona języka. Ale przed czym?
Dodatkowo niepokój wzmaga fakt, że ludzie masowo zaczynają cierpieć na zaawansowaną i bardzo zaraźliwą afazję. Epidemia zwana słowną grypą, rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie. Czy ekstranowoczesne meme, które niedawno pojawiły się na rynku mogą mieć z tym coś wspólnego? A może to już kolejna faza planu tajemniczej firmy Synchronic?

Mimo że akcja powieści toczy się dość wolno, to wizja, która roztacza się przed oczami czytelnika przyprawia o dreszcze. Sama dużo czytam i myśl o tym, że mogłabym mieć kłopoty z wysłowieniem się, albo że inni ludzie mogliby nie zrozumieć moich słów, są straszne. Tu już nawet nie chodzi o utratę umiejętności czytania i pisania, to po prostu powolna i bardzo bolesna śmierć, okazuje się bowiem, że nie ma nic gorszego od niemożności porozumienia się z bliskimi, gdy z naszych ust wydobywa się niezrozumiały bełkot. 

Giełda słów zawiera w sobie czytelną przestrogę dla tych, którzy zbytnio ufają technice i na niej polegają. Ma ona ułatwiać życie i nic w tym złego, bo w końcu po to powstała. Ale nie może odzwyczajać nas od samodzielnego myślenia o prostych codziennych czynnościach. Powinniśmy być świadomymi i myślącymi użytkownikami nowinek technicznych. To one są dla nas, nie pozwólmy, abyśmy to my byli dla nich. 

Giełda słów to powieść warta uwagi, nie tylko lingwistów, ceniących wagę języka, czy literatów wpływających znacząco na ilość słowa drukowanego. Każdy kto lubi czytać i potem o tym rozmyślać powinien zapoznać się z wizją Aleny Graedon. 
Polecam!


Dziękuję!

2 komentarze:

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.