Tytuł: Królowie Dary
Cykl: Pod sztandarem dzikiego kwiatu, t.1
Stron: 592
Wydawca: SQN
Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach książkowych na kwiecień powieść Królowie Dary, zapachniało mi Orientem i już wiedziałam, że muszę książkę przeczytać. Potem wpadło mi przypadkiem w oko pojęcie silkpunk i przepadłam, bo skojarzyło mi się ze steampunkiem i właściwie nie było to dalekie od prawdy. Steampunk kojarzy się głównie z wynalazkami epoki wiktoriańskiej, a o silkpunku można w skrócie powiedzieć, że to taka jego wschodnia odmiana. To wystarczyło, by powieść stała się moją lekturą obowiązkową.
Ken Liu to pisarz wielokrotnie nagradzany Hugo, Nebulą, a także World Fantasy Award. Prywatnie to człowiek bardzo wszechstronny: prawnik, tłumacz, programista, nic zatem dziwnego, że w jego głowie narodziła się historia dziejąca się na archipelagu wysp Dary.
Pierwsze, co zaskakuje w fabule powieści, to jej rozmach. Historię zaczynamy poznawać w chwili, gdy na tronie cesarstwa siedzi i panuje cesarz Mapidere. Obecnie może się wydawać nieco zmęczony i podstarzały, ale do jego niewątpliwych zasług należy zjednoczenie wszystkich królestw i rządy twardej ręki. Nieudany zamach na życie cesarza, jesteśmy zresztą tego świadkami, to początek końca jego rządów. Ta jedna iskra wystarcza, by w ogromnym tyglu kulturowym i społecznym cesarstwa zagotowało się i wykipiało. Opór wobec obecnej władzy przybierze na sile, a ogromną rolę odegrają w nim zwłaszcza dwaj ludzie.
Kuni Garu to bawidamek i lekkoduch, ma jednak niezwykłą umiejętność zjednywania sobie ludzi, którzy idą za nim i będą walczyć za jego, a więc i własną, sprawę.
Mata Zyndu, olbrzym, o rzadko spotykanych podwójnych źrenicach, to jedyny potomek wymordowanej przez obecnego cesarza rodziny, ma więc powody, by dyszeć żądzą zemsty.
Drogi mężczyzn przetną się niejednokrotnie, czyniąc z nich sojuszników, przyjaciół, braci, przeciwników oraz zaprzysiężonych wrogów. Wszystko to wynika z wewnętrznych rozterek, konfliktów, sprzecznych oczekiwań i dumy, która często zaciemnia pole widzenia. To właśnie bohaterowie są drugim zaskoczeniem dla czytelnika. Spodziewałam się raczej dwóch przyjaciół, którzy wspólnie będą walczyć z obecnym systemem w imię większego dobra. Tymczasem otrzymałam powieść, w której sojusze rozpadają się równie nagle, jak się tworzą, w której przyjaciel może nagle zdradzić, a z tronu schodzi się tak samo boleśnie, jak się na niego wspina.
Rozmach i niespotykani bohaterowie to tylko wierzchołek góry lodowej. Nad wszystkim stoją bogowie, którzy niczym w greckiej mitologii, przyglądają się poczynaniom śmiertelników i otwarcie opowiadają się po wybranej przez siebie stronie.
Pod względem sposobu życia świat przedstawiony może przypominać nasze średniowiecze, jednak to tylko pozory. Z perspektywy technologii i osiągnięć cywilizacji z pewnością nie jest to wyżej wspomniana epoka. Mamy tu zatem zaawansowane maszyny powietrzne i podwodne, ułatwiające prowadzenie wojen, rozwiniętą dziedzinę chemii i fizyki, a nawet ludzi posiadających umiejętności bliskie telepatii.
Już na pierwszy rzut oka widać ogromną dbałość autora o szczegóły i jest to dbałość kogoś, kto historię lubi i bardzo dobrze zna. Powieść to nie tylko historia ogarniającej świat rewolucji, gdzie na gruzach starej władzy, tworzy się nowa ( czy lepsza, jeszcze nie wiadomo). To także ogromne bogactwo szczegółów i detali dotyczących codziennego życia, obyczajowości, związków, a także legend i odwołań do wierzeń religijnych i kulturowych.
Prawda, że pierwsze skrzypce grają w tym świecie mężczyźni, jednak uważam, że rola kobiet też ma tu swoje znaczenie, bez względu na to, czy to rola żony, kochanki, czy żołnierki. Mężczyźni może i są głowami rodów, ale przecież ktoś tymi głowami musi kręcić, prawda?
Początkowe rozdziały nie czynią powieści łatwą lekturą. Mnogość imion, nazw własnych i powiązań mogą dezorientować, jednak z czasem da się do tego przyzwyczaić. Jeśli skupić się na działaniach Kuniego i Maty oraz ich przybocznych, cała reszta staje się po prostu barwnym tłem, bo w końcu kraj jest olbrzymi.
Królowie Dary to zaledwie wstęp do reszty cyklu i aż strach się bać, co jeszcze może się wydarzyć w świecie, który Kuni i Mata próbowali stworzyć na nowo. Obalenie jednej władzy to przecież jeszcze nie koniec, tak naprawdę to zaledwie początek.
Komu polecam? Coś dla siebie znajdą tu miłośnicy kultury Wschodu, silkpunku i historii zakrojonych na bardzo szeroką miarę. To mocna, solidnie zbudowana historia, która śmiało może pretendować do jednego z hitów tego roku w dziedzinie fantastyki. Polecam!
Dziękuję!
mnie właśnie ten orient odstraszył, nie jestem wielbicielką takich klimatów. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńwyznaniaczytadloholiczki.blogspot.com
Recenzja mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuń