Tytuł: Oblivion
Seria: Lux # 1.5
Stron: 400
Wydawca: Filia
Seria Lux autorstwa J. L. Armentrout to, moim skromnym zdaniem, jedna z najlepszych młodzieżowych serii o tematyce paranormalnej. Ma wszystko, o czym czytelnik tylko zamarzy: pikantny wątek romansowy, świetną intrygę, dużo zaskakujących rozwiązań, a wszystko to okraszone błyskotliwymi i dowcipnymi dialogami.
Lekturę Lux skończyłam jakiś czas temu i w sumie nie interesowałam się nowelkami pomiędzy, bo kojarzy mi się to trochę z odcinaniem kuponów. Historia powinna mieć w sobie trochę niedopowiedzeń, które zostawiłyby coś dla wyobraźni czytelnika. Tymczasem w ostatnich latach w książkach dla młodzieży i to nie tylko tych z gatunku fantasy, utarł się trend, że jeśli narratorką jest dziewczyna, to trzeba tę samą historię przedstawić z punktu widzenia chłopaka. Jest to uzasadnione, gdy bohaterowie są daleko od siebie, ale opowiadanie tego samego jeszcze raz, tylko ze zmienionymi zaimkami osobowymi? Takie zamierzenie grozi nudą i powtarzalnością i nie każdej historii wychodzi na dobre. A jak jest w przypadku powieści Oblivion?
Książka sytuuje się między pierwszym a drugim tomem serii i pokazuje te same wydarzenia z perspektywy Deamona. Mamy zatem okazję jeszcze raz prześledzić pewne wydarzenia widziane oczyma irytującego kosmity, który rękami i nogami broni się przed uczuciem do pyskatej blogerki i miłośniczki rabat kwiatowych. W sumie nie dowiedziałam się niczego nowego, ale czytanie było wielką przyjemnością. Miło było jeszcze raz przypomnieć pewne wydarzenia, a poza tym o czym może myśleć młody, przystojny kosmita w pełni swoich możliwości? No głównie o damskich częściach ciała i tak też przez większość czasu Katy jest postrzegana przez swojego sąsiada. W końcu faceci są wzrokowcami i nie da się ich ani za to winić, ani próbować w nich tego zmieniać. Odkrywając w sobie coraz to nowe pokłady uczuć, Deamon nie tylko ma możliwość zrozumieć, co czuł jego brat Dawson, zakochując się w śmiertelnej dziewczynie. Kolejne wydarzenia, fakt, że Katy poznaje prawdziwą tożsamość Blacków oraz stopniowo staje się godnym uzupełnieniem kosmicznej grupy, sprawiają, że Deamon zaczyna ją postrzegać nie zupełnie innym poziomie. Z irytująco dziwacznej sąsiadki z naprzeciwka Katy zmienia się w kogoś ważnego, kogo należy chronić i kochać, ale też na kim można w stu procentach polegać.
Dlatego czytanie Oblivion do porannej kawy było miłym przeżyciem i tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że seria Lux nadal należy do moich ulubionych. Nie polecam jednak czytania jej po zakończeniu lektury pierwszego i drugiego tomu. Powinna to być taka wisienka na torcie po skończeniu całego cyklu. W przeciwnym razie może to nieco popsuć odbiór całości lub za szybko zdradzić pewne fakty. W końcu co za przyjemność z obserwowania postaci odartej ze wszystkich sekretów? Te najlepiej zostawić na koniec.
Nie słyszałam o tej serii, a z recenzji wynika, że jest ciekawa :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę serię. <3
OdpowiedzUsuńSkończyłam serię Lux na pięciu tomach i... Wystarczy mi. :)
OdpowiedzUsuń