środa, 7 marca 2018

Psi sens życia czyli Był sobie pies

Reżyseria: Lasse Halstrom
Scenariusz: Catrhryn Michon, W. Bruce Cameron
Czas trwania: 100 min.
Na podstawie książki autorstwa W. Bruce'a Camerona





Każdy człowiek zadaje sobie w końcu pytanie, jaki jest sens i cel jego życia. W myśl twórców filmu Był sobie pies podobne pytanie zadają sobie także nasi czworonożni podopieczni. 

Będąc wielką admiratorką książkowego jak i filmowego Marleya nie mogłam sobie darować seansu tego filmu. Okazało się, że na niedzielne popołudnie Był sobie pies, to propozycja jak znalazł. 

Historia oparta na książce W. Bruce'a Camerona, współpracującego zresztą przy tworzeniu scenariusza do filmu, jest prosta, ale za to urocza i genialna w swojej prostocie. Otóż główny bohater, pies, zastanawia się, po do czego psy są potrzebne ludziom i jaki jest sens tego psiego życia. Zgłębienie tej zagadki istnienia dla żywotnego czworonoga nie będzie wcale takie proste. 

Fabułę poznajemy w bardzo ciekawy sposób. Żyjący krócej niż ludzie pies, przechodzi reinkarnację, trafiając tym samym do różnych właścicieli oraz w różne skóry.  Życia te są dłuższe i krótsze, mniej lub bardziej intensywne, lżejsze lub cięższe. Wynika z nich jednak kilka cennych nauk, które dla posiadaczy psów są oczywiste, mogą jednocześnie okazać się bardzo cenne dla tych, którzy nad wzięciem pupila dopiero się zastanawiają.  

Pies jest przede wszystkim nastawiony na kochanie swojego opiekuna. Nie ma dla niego znaczenia kolor skóry, stan cywilny, zawartość portfela. Chce kochać i być kochanym, a wdzięczność, którą daje w zamian za uczucie i opiekę, jest niezmierzona. 
Opieka nad pupilem to zobowiązanie (patrz lekcja z Małego Księcia) na całe życie owego pupila. Trzeba mieć zatem świadomość, że urośnie, będzie liniał, że czasem coś pogryzie lub nabrudzi. Może się wiązać z kosztami szczepionek lub leczenia medycznego. Pupil potrzebuje uwagi, dobrego słowa, drapania, głaskania, zabawek. Nie da się go po prostu odstawić na półkę lub przełączyć na tryb off. On żyje, czuje, potrzebuje. Jest prawdziwy i pod wieloma względami działa i funkcjonuje tak jak człowiek z małą tylko różnicą, że nie mówi ludzkim głosem, bo że mówi, w to nikt chyba nie wątpi. 

Filmowy Bailey przemierzy długą drogę (mierzoną w ludzkich latach i kilometrach), by dowiedzieć się, co jest jego celem i do czego w ogóle psom potrzebni są ludzie. Wejdzie więc w rolę psów rodzinnych i policyjnego funkcjonariusza. 

Był sobie pies to wspaniale opowiedziana historia. Zabawna jest narracja Baileya, śmieszne są jego relacje z kolejnymi opiekunami, łzy wyciskają jego odejścia i zaskoczenia zmianami w jego wyglądzie. Raz może być fajny ogon, za to nie ma siusiaka, bo jest się dziewczyną. Innym razem jest się fest chłopakiem, ale nie ma ogona. Kombinacji jest kilka. 
Myślę, że najlepiej byłoby film obejrzeć rodzinnie. W posiadaczach psów obudzi pokłady czułości do podopiecznych, widzów chwilowo bezpupilowych powinien należycie uczulić na odpowiedzialność, ale też i radość, jaką niesie  za sobą przyjęcie pod swój dach czworonoga.

4 komentarze:

  1. Mam w planach tę książkę, a potem film. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam drugą książkę tego autora i również byłam usatysfakcjonowana lekturą.

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam zarówno film, jak i książkę, doprowadziły mnie do płaczu, a to nieczęsto się zdarza. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Film obejrzę na pewno, ale najpierw muszę zabrać się za wersję papierową, która czeka na półce.

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.