wtorek, 4 września 2018

Lucy Maud Montgomery: Jana ze Wzgórza Latarni

Autor: L.M. Montgomery
Tytuł: Jana ze Wzgórza Latarni
Stron: 221
Wydawca: Nasza Księgarnia







11-letnia Jana Wiktoria Stuart mieszka z mamą, babką i ciotką w wielkim domu w Toronto. Pomimo zewnętrznego blichtru i bogactwa babki Kennedy, Jana nie uważa się za szczęśliwą. Ma poczucie, że babka jej nie lubi, a co za tym idzie, nie lubi, gdy mama Jany okazuje jej jakąkolwiek czułość. Przez pozostałą część rodziny dziewczyna uważana jest za niedorajdę w każdej dziedzinie. Ojca nigdy Jana nie poznała i jest przekonana, że mężczyzna nie żyje, jakie jest więc jej zdziwienie, gdy na ulicę Wesołą do domu babki przychodzi list autorstwa jej taty! Mężczyzna wyraża w nim prośbę, aby Jana mogła spędzić z nim lato na Wyspie Księcia Edwarda. Początkowo Jana nie chce jechać, na miejscu przekonuje się jednak, że jej tata, Andrzej jest dobrym i pogodnym człowiekiem. Od tej pory dziewczynka skrycie marzy, by na nowo połączyć swoich rodziców, którzy przed laty się rozstali. 

Kiedyś czytałam o perypetiach Jany i jej przyjaciół z perspektywy dziecka i podobnie, jak bohaterka, wyczekiwałam happy endu dla jej rodziców i utarcia nosa złośliwej babce. 
Czytając ponowie i znając już finał tej historii, mogłam się skupić na innych aspektach tej powieści,  zgoła bardzo mądrej. 
Obserwując relacje Jany z jej babką, a potem z tatą, nie mogłam pozbyć się myśli, jak faktycznie niewiele trzeba, by albo dziecku podciąć skrzydła, albo je w nie uzbroić. 
Toksyczna, zazdrosna o ukochaną córkę babka, traktuje małą Janę jak wroga, żywy dowód na to, że kiedyś Robin zdołała się jej sprzeciwić i prawie wyzwolić spod jej wpływu. Co z tego, że dziewczynka jest dobrze ubrana i chodzi do dobrej szkoły, skoro uczy się kiepsko, praktycznie nie ma przyjaciół i uznawana jest za do niczego nie zdatną. Słaba i uległa matka Jany, nie potrafi się matce przeciwstawić, a co za tym idzie pokierować własnym życiem, tak jakby w głębi duszy chciała. Widać po niej od razu, że piękne stroje i przyjęcia nie dają jej szczęścia ani satysfakcji. 
Przebywając na wakacjach na wyspie, nie narażona na złośliwą krytykę i kpiny, Jana może robić rzeczy, które zawsze chciała, ale nie wypadało jej jako dziewczynce z dobrego domu. Lista jest długa, ograniczę się więc tylko do gotowania, sprzątania i robienia przetworów. W przyjaznym otoczeniu, wśród zwykłych ludzi Jana rozkwita i nabiera pewności siebie. Okazuje się, że może robić wszystko, co tylko zechce; nauczyć się pływać, chodzić boso, piec ciasta, uprawiać ogródek, naprawiać dach, pracować w polu, a nawet oswoić lwa! I wcale nie są do tego potrzebne wielkie pieniądze. Wystarczy proste, dobre słowo i odrobina wiary innych w nasze możliwości. 

Jana ze Wzgórza Latarni to bardzo dobra powieść. Historia jest mądra, przenikliwa, a kiedy trzeba zabawna i zaskakująca. Ciekawe jest to, że Jana będąc dwa razy na wakacjach u taty, dorasta szybciej niż jej uległa i stłamszona przez własną mamę, matka. Oczywiście na klęskę związku rodziców Jany złożyło się znacznie więcej czynników, które uważny czytelnik wyłapie bez trudu (jego wojenna trauma, różnica społeczna; ona bogata, on biedny, dwie zazdrosne, toksyczne osoby: ciotka Irena i babka Kennedy, itp.), jednak to naprawdę niesamowite, na jakie drogi może zaprowadzić człowieka miłość drugiej osoby, gdy jest zbyt zaborcza i tłamsząca. 

Jana ze Wzgórza Latarni ma cudowny klimat. To klimat dorastania i poznawania świata, pokonywania własnych lęków, które dla kogoś zabawne, nas mogą paraliżować (mam rzecz jasna na myśli krowy), to także klimat lokalnego kolorytu, zabawnych, wścibskich, niepowtarzalnych sąsiadów, którzy na święta w prezencie przysyłają ci suszony cząber, drewienka z morza do kominka czy żywiczną gumę do żucia. Jany ze Wzgórza Latarni nie da się nie lubić. To już przecież klasyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.