Tytuł: Ciężar atramentu
Stron: 752
Wydawca: Czarna Owca
O roli kobiety w
społeczeństwie powiedziano i napisano już wiele. Temat emancypacji (uważam, że
słowo to jest zdecydowanie zbyt wąskie znaczeniowo) jest głęboki i rozległy jak
morze. Uważam, że zbyt rzadko zdajemy
sobie sprawę, jak wiele wolności mamy dziś, my jako kobiety i nie mam tu na
myśli zawierania związków czy prawa do głosu. Sam fakt, że mogę zapisywać swoje
myśli, by się nimi dzielić z innymi i nikt nie może mi tego zabronić, a
zwłaszcza śpiący za ścianą mąż, jest cudem. Serio. Lektura Ciężaru atramentu autorstwa
Rachel Kadish dobitnie mi to uświadomiła.
Londyn. A właściwie to dwa i nie mam tu na
myśli tych od Neila Gaimana. W zasadzie, jakby się uprzeć, to jedno miasto, ale
tak do siebie niepodobne, że trudno uwierzyć.
Pierwszy Londyn jest
zupełnie współczesny, bo to rok 2000. W wiekowym domu, w trakcie renowacji, w
jednej ze skrytek w ścianie, zostają odnalezione siedemnastowieczne rękopisy. Ponieważ zostały
napisane między innymi po hebrajsku, o ich ocenę uczelnia prosi profesor Helen
Watt. Dla ciężko chorej naukowiec ma to być ostatnie przed emeryturą, a być
może i w życiu, wyzwanie. Do pomocy Helen zostaje przydzielony młody doktorant
Aaron Levy, z którym początkowo trudno się jej dogadać.
Drugi Londyn odsłania
przed czytelnikiem inną ze swoich twarzy. Jest połowa roku 1657 na krótko przed
wybuchem wielkiej zarazy. Nastroje w mieście nie są wesołe. Na mocy działań
Cromwella do miasta mogą powrócić przedstawiciele gminy żydowskiej, by na nowo
się tu osiedlić. Młoda sierota i emigrantka z Amsterdamu Ester Velasquez przybywa
do Londynu, by rozpocząć tu nowe życie, choć nie oczekuje zbyt wiele od
rzeczywistości. Jest nie tylko ubogą sierotą, której matka nie cieszyła się
dobrą reputacją. Jest także nic nie znaczącą kobietą bez perspektyw. Pozostając
pod opieką niewidomego rabina HaCoen Mendesa, przez pewien czas pełni rolę jego
skryby. Ale nie będzie tak zawsze. W tym społeczeństwie kobieta nie ma nic do
powiedzenia, nie ma prawa mieć zdania, poglądów, ani nawet być ciekawa świata.
W ten sposób czytelnik
poznaje dwie historie, które pomimo upływu czasu, wcale tak wiele od siebie nie
dzieli. Gdy się temu dokładniej przyjrzeć dążenia Helen i Ester są w gruncie
rzeczy bardzo zbieżne. Zmieniły się tylko czasy i pewne społeczne uwarunkowania.
Powieść Ciężar atramentu
liczy sobie ponad 700 stron, a ja pochłonęłam ją w dwa dni. Tytuł ten został
nagrodzony National Jewish Award za rok 2017. To nie tylko świetna mieszanka
powieści historycznej i obyczajowej; kolejne rozdziały obfitują w detale i
malują intrygujący obraz mentalności ludzkiej tamtych czasów. Na kartach dokumentów,
które pisze Ester, a które Helen, niczym skarb, odkrywa, wciąż na nowo pojawia
się fundamentalne pytanie o cel życia człowieka i jego siłę napędową. Odpowiedź
nie należy do trudnych, ale dotarcie do niej, to już kwestia indywidualna i
dotarcie do niej każdej z bohaterek zajmie tygodnie, a niekiedy nawet i lata.
Jestem oczarowana.
Lektura powieści Rachel Kadish dała mi znacznie więcej niż oczekiwałam. Jeśli
ktoś waha się, czy po nią sięgnąć, spieszę rozwiać jego wątpliwości. Nie będzie łatwo. Ale naprawdę warto. Dla
detali obyczajowych, dla interesujących zwrotów akcji i dla dwóch naprawdę
nietuzinkowych bohaterek. Barwna, wzruszająca i zapadająca w pamięć książka. Literacka
perełka. Polecam bardzo, bardzo.
Dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.