poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Czy zbrodnia z damą idzie w parze? Recenzja zbiorcza serii Zbrodnia niezbyt elegancka Robin Stevens

 

Autor: Robin Stevens 

Tytuł serii: Zbrodnia niezbyt elegancka 

Wydawca: Dwukropek 


 

Pierwszą książkę pt.  Zbrodnia nie przystoi damie kupiłam na próbę. Spodobało mi się i zakupiłam kolejnych 6. Obecnie jestem już po ich lekturze i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko oczekiwanie na kolejny tom, który ukaże się w październiku tego roku. Równie dobrze czytało mi się chyba tylko Tajemnice Domu Handlowego Sinclairs.

Zdecydowałam się na recenzję zbiorczą, gdyż czytałam w dość szybkim tempie, a ponieważ  z całości wyłania się wiele wspólnych wniosków, pomyślałam, że lepiej będzie, gdy napiszę o całym cyklu.

Akcja toczy się w połowie lat 30 XX wieku, wspomina się o latach 1934-36. Najczęściej miejscem akcji jest Anglia, ale nie tylko, co też ma swoje zalety. 

Główne bohaterki to 14-letnie uczennice żeńskiej szkoły dla dobrze urodzonych panien: Angielka Daisy Wells i Chinka Hazel Wong. Wspólnie tworzą tajne Towarzystwo Detektywistyczne i wzorem słynnych Herculesa Poirot oraz Sherlocka Holmesa rozwiązują różne zagadki, które im się przytrafią. Prezesem oczywiście jest nieco zadufana w sobie Daisy, a sekretarzem, a co za tym idzie narratorką całej historii, Hazel. Marzeniem Daisy jest rozwiązanie sprawy zabójstwa i oto ku jej radości taka okazja się nadarza.

Seria stworzona przez Robin Stevens jest unikatowa. I to pod wieloma względami.

Autorka w każdym tomie zmienia lokalizacje, nie jesteśmy cały czas w szkole, dzięki czemu nie jest jak w Harrym Potterze.  Pojawiają się nowi bohaterowie, ale co jakiś czas wracają także starzy, co sprawia, że świat przedstawiony jest spójny i taki swojski. Słowem miło spotykać tych, których się polubiło, a nie, że znikają po jednym występie.

W kolejnych tomach mamy okazję zobaczyć, jak funkcjonowały pensje czyli szkoły dla dziewcząt, a co za tym idzie jak plasowała się pozycja kobiety w tamtych czasach. Powiedzieć, że kobiety od zawsze były pomijane to stanowczo za mało. Widać jednak, że i to zaczyna się stopniowo zmieniać. Daisy planuje nie wychodzić za mąż, a poznana w drugim tomie inspektor Livedon z powodzeniem pełni funkcję detektywa.

Kontrastowo różne narodowości Daisy i Hazel dają nam możliwość wglądu w dwie skrajnie różne kultury, z których wywodzą się dziewczynki. I tak w tomie drugim mamy okazję zobaczyć jak funkcjonowały domy angielskiej arystokracji oraz że aranżowane ze względu na majątek małżeństwa nie były zbyt szczęśliwe i często dochodziło w nich do zdrad. Natomiast w tomie 6 płyniemy (cały miesiąc!) do Hongkongu i poznajemy skomplikowaną obyczajowość Chin z triadami włącznie.

W międzyczasie odwiedzimy także zabytkowe Cambridge oraz odbędziemy podróż legendarnym wtedy Orient Expresem. Zgodnie z cyklem roku szkolnego nie zaniedbamy zajęć w Deepdan, szkole bohaterek.

14 lat to trudny wiek i nie da się pominąć ważnych elementów dorastania takich  jak kontakty z rówieśnikami, pierwsze zauroczenia czy rozczarowania. Nieodłączne są gwałtowne emocje,  niekiedy kłótnie i tajemnice. Daisy i Hazel nie potrafią odpuścić, stąd bywa, że wpadną w kłopoty, z których ratują ich pomysłowość, a często dobrzy przyjaciele. Podobnie ewoluuje przyjaźń naszych dziewcząt. Każda ma cechy i talenty, których nie ma ta druga. Tylko wspólnie tworzą idealny team, osobno jest znacznie gorzej. Często bywa, że mają odmienne zdanie i inne teorie na temat prowadzonej sprawy, ale dzięki temu są w stanie wyłapać więcej szczegółów.

Wiele miejsca zostało poświęcone etyce pracy detektywa. Gdy w grę wchodzi eliminacja podejrzanych, może się okazać, że ktoś nam bardzo bliski jest zamieszany w podejrzane sprawy. Dobry detektyw nie może kierować się względami osobistymi i tak też postępują nasze bohaterki. Często łączą się z tym wielkie emocje, a nawet kłótnie między członkami towarzystwa, ale nadrzędną sprawą jest śledztwo.

Serię autorstwa Robin Stevens polecam dorastającym dziewczętom, które szukają dla siebie miejsca w życiu. Każdy miłośnik kryminałów w stylu retro powinien być zadowolony. Autorce  perfekcyjnie udało się uchwycić klimat tamtej epoki, w której dziewczęta powinny być skromne i dużo sprzątać, a te pragnące czegoś więcej musiały sobie mocno i z uporem wydeptywać kamienistą drogę na szczyt. 


 

Na serię Zbrodnia niezbyt elegancka składają się:

0.     Smakowite przestępstwa – zbiór 4 opowiadań oraz wskazówki autorki i bohaterek jak zostać detektywem

1.      t. 1. Zbrodnia nie przystoi damie

2.      t. 2. Herbatka z arszenikiem

3.      t. 3. Zbrodnia pierwszej klasy

4.      t. 4.   Bardzo brudna gra

5.      t. 5.Śmiertelne dziedzictwo

6.     t. 6.   Zbrodnia na receptę

7.      t. 7.Śmierć w światłach rampy (polska premiera 14 października).

8.    t. 8.   Top Marks of murder

9.     t. 9.  Death sets sail

 

piątek, 28 sierpnia 2020

Elle Kennedy: Ryzyko

 

Autor: Elle Kennedy

Tytuł: Ryzyko

Seria: Briar U, t.2 

Stron: 350

Wydawca: Zysk i S-ka




 

Bardzo długo czekałam na kolejną książkę Elle Kennedy z nowej serii Briar U. Bohaterów i ich perypetii  sprawnie kreowanych przez autorkę nie można nie lubić. Dodatkowo zaostrza ona apetyt czytelnika, sugerując w danej powieści, która para może być przewodnią następnej. Na mnie to działa. Przykładowo: pierwsza część opowiadała o miłości Summer i Fitza, a w tle już pojawiali się Brenna i  trochę Jake. Pyskatej i pewnej siebie koleżanki Summer, a także córki trenera drużyny Briar, nie dało się zignorować. Dlatego wiedziałam, że jej romans z kaptanem przeciwnej drużyny, będzie pikantny i interesujący.

Brenna Jensen jest córką trenera uniwersyteckiej drużyny oraz studentką dziennikarstwa. Nie wchodzi w stałe związki, choć od krótkich romansów nie stroni.

Jake Connelly jest kapitanem drużyny hokejowej Harvardu i chciałby doprowadzić drużynę do mistrzostw.

Między bohaterami mocno iskrzy, choć wydaje się, że więcej jest czynników przeciw ich związkowi niż za. Kiedy jednak Brenna potrzebuje pomocy w zdobyciu wymarzonego stażu w jednej ze sportowych stacji, sprawy zaczynają się komplikować.

Stworzona przez autorkę historia nie zawiodła. Jak zwykle mamy sympatycznych, wyrazistych bohaterów z problemami natury osobistej, z pewnym bagażem, który waży nie tylko na ich teraźniejszości, ale wpływa także na przyszłość.

Brenna jest córką trenera i choć sama także interesuje się sportem, trudno się jej dogadać z surowym ojcem. Dziewczyna, mając w pamięci kłopoty, które sprawiała jako nastolatka, odnosi wrażenie, że ojciec się jej wstydzi.

Jake jako kapitan drużyny i wiele wymaga od swoich kolegów, jako że ważne mecze przed nimi. Najpoważniejszym przeciwnikiem Harvardu jest drużyna z Briar, teoretycznie śmiertelny wróg. Dlatego zakochiwanie się w córce trenera tej drużyny jest co najmniej niepoważne. Istnieje także niebezpieczeństwo, że Brenna jest przysłowiowym koniem trojańskim i ma za zadanie tylko Jake’a rozproszyć. Jednak natura ciągnie wilki do lasu…

Dodatkowo Elle Kennedy upiekła niejako dwie pieczenie na jednym ogniu, prezentując czytelnikom na drugim planie romans zabawnego Mike’a Hollisa z nadpobudliwą i głośną Hinduską Rupi. Spotykamy tutaj także poznanych już wcześniej bohaterów, są więc Summer i Fitz, Brooks Weston, jako najlepszy kumpel Jake’a czy zbuntowany Hunter Devenport. To właśnie ten ostatni będzie bohaterem następnej części i myślę, że może być ciekawie. Żywię także głęboką nadzieję, że osobnej części doczeka się Brooks Weston, którego zachowanie i styl życia bardzo przypominają mi Deana, brata Summer.

Pomijając wątek miłosny, książka w ciekawy sposób porusza sprawy nałogu i uzależnienia od narkotyków. Sceny, w których Brenna ratuje byłego chłopaka, będącego  na haju, naprawdę dają do myślenia. Pokazują bowiem jak cienka jest granica pomiędzy byciem dobrze zapowiadającym się graczem z tendencjami do imprezowania, a uzależnionym narkomanem, który nie chce się leczyć, a do bliskich dzwoni jedynie wtedy, gdy chce wyłudzić od nich pieniądze.

Podsumowując; miło było ponownie odwiedzić Briar i pośmiać się z perypetii sercowych hokeistów i ich wybranek. Elle ponownie nie zawiodła i niecierpliwie czekam na kolejną książkę jej autorstwa.

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Bo z rodziną najlepiej... czyli Rodzeństwo Willoughby

                        

Tytuł: Rodzeństwo Willoughby 

Scenariusz: Kris Pearn i Mark Stanleigh

na podstawie książki Lois Lowry

Reżyseria: Kris Pearn

Wytwórnia: Bron Animation

Rok produkcji: 2020                                     

 


 

Dorośli są dziwni, pomyślał kiedyś Mały Książę i miał całkowitą rację.

Oczywiście istnieją dorośli, którzy są zupełnie w porządku i mają poukładane w głowie, a jeśli popełniają błędy, to w końcu idą po rozum do głowy i je naprawiają. A co jeśli nie? No cóż, to nie. I tyle. 

 

Kwestię dorosłych i ich relacji w dziećmi w oryginalny i niecodzienny sposób podejmuje nowa produkcja Netflixa Rodzeństwo Willoughby. Gwarantuję Wam, tak dziwacznej i antypatycznej pary jak państwo Willoughby jeszcze w świecie animacji nie spotkaliście.

Ta oryginalna i trącająca kiczem oraz śmiesznością para jest w sobie zakochana do granic. Wszelkich granic. Owocem ich miłości jest czwórka dzieci: Tim, Jane oraz bliźniacy, każdy o imieniu Barnaby, na którą jednak tej miłości już nie przelali. Dla państwa Willoughby dzieci są…, hmm. Zbędne? Niepotrzebne? Przeszkadzają? Ciągle czegoś chcą? I skąd one się w ogóle biorą? Tak, tak, tak, tak i jeszcze raz tak. Nic więc zatem dziwnego, że rodzeństwo przymiera głodem, (bo po co w ogóle karmić dzieci?), mieszka byle jak i byle gdzie (dzieci zajmują tyle miejsca) i jest totalnie pozostawione samym sobie (bo po co zajmować się dziećmi, jeśli można zajmować się tylko sobą?) Sprytne i zaradne dzieciaki postanawiają więc pozbyć się rodziców z domu, choć na jakiś czas, w myśl idei, że lepiej poradzą sobie same. Wtedy jednak pojawia się intrygująca niania Linda, której podejście do wychowywania dzieci zmieni życie naszych bohaterów.

Film jest oryginalny, wciąż to słowo przychodzi mi tutaj do głowy, w każdym calu. Z ekranu aż biją na widza jaskrawe kolory i wyolbrzymione kształty czy to fryzur czy sylwetek bohaterów. Pamiętam, że do tej pory jedyną animacją, która z podobnym skutkiem używała tego samego motywu był film Trolle. Zresztą i tutaj mamy scenę, gdy mała dzidzia dosłownie rzyga tęczą.

Każda z animacji generalnie ma podobne przesłanie. Ważna jest rodzina i bliscy, to oni stanowią siłę grupy. Można się kłócić, czy nie do końca rozumieć, ale finalnie zawsze dochodzi do zjednoczenia.

Twórcy Rodzeństwa Willoughby poszli inną drogą, pokazując, że słodkie happy endy nie zawsze są możliwe i że pewni ludzie nigdy się nie zmienią, obojętnie co by się nie działo i ile by się dla nich nie zrobiło. Można nad tym boleć lub wciąż się łudzić, dając jednocześnie, łupać się po głowie ile wlezie. Można też po prostu się odciąć i zająć sobą i tymi, których mamy blisko, bo potrzebują nas bardziej. Należy pogodzić się z tym, że na pewne zachowania zwyczajnie nie mamy wpływu i trzeba żyć dalej. W przeciwnym razie wciąż będziemy stać w miejscu. A życie ucieka.

Film daje do myślenia i pomimo jaskrawej, krzykliwej oprawy, jest mądry i wartościowy.

Komu polecam? Dzieci z pewnością zachwyci wspomina wyżej oprawa, istna feeria barw i kolorów, czy choćby zabójcza fabryka słodkości. Dorośli mam nadzieję zwrócą uwagę na wiele treści ukrytych właśnie pod kolorową otoczką. Jedno jest pewne: historia jest naprawę warta obejrzenia. Polecam.