niedziela, 13 kwietnia 2014

Kevin Hearne: Kronika wykrakanej śmierci

Autor: Kevin Hearne
Tytuł: Kronika wykrakanej śmierci
Seria: Kroniki Żelaznego Druida, t.6.
Stron: 486
Wydawca: REBIS






Przygody Żelaznego Druida, jego gadatliwego psa Oberona oraz świeżo upieczonej druidki, a wcześniej uczennicy Atticusa, Granuaile zachwyciły mnie od pierwszego tomu. Seria miała wszystko, co powinno mieć dobre fantasy; sympatycznych bohaterów, wartką akcję, obfitującą w liczne zaskoczenia i zwroty, cięty dowcip oraz błyskotliwe dialogi. Autor cyklu garściami czerpał z mitologii celtyckiej, nordyckiej, stopniowo przemycając także treści z innych legend i mitów. Słowem czytało się jednym tchem, aż do bólu brzucha. Ze śmiechu, rzecz jasna.
Jak już wspominałam w poprzednich recenzjach cykl miał być trylogią, autor jednak nie oparł się pokusie i zaczął tworzyć kolejne części, których w sumie mamy już siedem. Czy była to dobra decyzja? No cóż, nad tym można by polemizować. 
Z pewnością czwarta część przygód druida nie była taka, jak jej poprzedniczki. Gdy po pewnym czasie ukazała się część piąta, moje nadzieje na to, że będzie lepiej, jakby trochę odżyły. W końcu na horyzoncie pojawiła się nowa druidka, w dodatku kobieta, więc nie było to już tylko przedstawienie jednego aktora. Było faktycznie jakby lepiej. A jak jest z częścią szóstą? O tym poniżej. 
Piąta część zakończyła się nagle. 12 lat ukrywania się, szybkie zakończenie szkolenia Granuaile, splecenie jej z Gają, a potem konflikt z Bachusem, spowodowały, że nasi bohaterowie po raz kolejny stali się przedmiotem pogoni licznych bóstw i ich wysłanników. Wszyscy, a przynajmniej większość, odczuli nagle gwałtowną potrzebę wyrównania z Atticusem  zaszłosci. 
Szósty tom zaczyna się gwałtownie i od bardzo nieoczekiwanego wydarzenia. Atticus, Granuaile i Oberron uciekają przed ścigającymi ich boginiami Artemidą i Dianą. Olimpijczycy mają druidowi za złe uwięzienie Bachusa i chcą go zmusić, by go uwolnił. W tym samym czasie z bohaterem kontaktuje się bogini Morrigan, która choć uosabia śmierć, to zawsze druidowi sprzyjała i chroniła go przed niebezpieczeństwem. Zaskoczony Atticus słyszy  (oczywiście mentalnie), jak szafarka śmierci się z nim żegna, po czym... ginie. 
Druid nie ma jednak wiele czasu na żałobę, choć faktycznie ją odczuwa. Artemida i Diana uparcie go ścigają, a oprócz tego nie da się ich ostatecznie zabić, więc po regeneracji, wracają jak zły szeląg. 
Tak oto rozpoczyna się szalony maraton przez całą Europę; druidzi chcą się dostać do bezpiecznego azylu, ale zanim to nastąpi, czeka ich masa przemian, główkowania, zastawiania pułapek, kombinowania i czego tylko sobie czytelnik lubiący sensację, zażyczy.
W drodze bohaterowie spotykają głownie starych znajomych, takich jak polskie czarownice z Maliną na czele, wampira Leifa, który kiedyś był przyjacielem, a teraz jest wrogiem, a przede wszystkim całą masę bóstw. Oprócz bogów nordyckich, w pogoń za druidami, angażują się bogowie greccy i rzymscy, którzy jak powszechnie wszystkim wiadomo są  swoimi odpowiednikami, więc występują tutaj parami. Daje to autorowi okazję do ukazywania drobnych różnic, jakie ich dzielą oraz do bezlitosnego wykpiwania ich wyglądu, ubioru i sposobu bycia. Obraz bóstw, jaki wyłania się z całej tej historii jest jednoznaczny; są śmieszni, plastikowi i sztuczni. Mogłoby to być nawet zabawne, gdyby nie to, że jeszcze bohaterom nie uda się zlikwidować jednego napastnika, a już  niczym diabły z pudełka, wyskakują kolejni. I nawet nie chcą rozmawiać, a robić totalną masakrę. 
Momentami czułam się tym wszystkim trochę przytłoczona; mnóstwo bóstw, ciągłe przemiany, pływanie lub galop i brak rozwiązania. Nietrudno było się nie zgubić w tym tłumie, a miało się wrażenie, że i autor jakby zagubił główny kierunek swojej historii. Bo w sumie, ile może trwać taka pogoń? I czym może się zakończyć? Tego raczej nietrudno się domyślić.
W szóstym tomie autor na kilka chwil oddał narrację Granuaile, czytelnik mógł więc "posłuchać" jej zachwytów nad cudownością Ziemi i wyliczeń pozytywów bycia druidem.
Polskie wydanie zostało także wzbogacone o jedno opowiadanie Dwa kruki i (jedna) wrona. Chronologicznie plasuje się ono między czwartym a piątym tomem i dotyczy zawikłanej i niebezpiecznej relacji druida z boginią Morrigan.
Wszystkie te zabiegi nie spowodowały jednak, że tom szósty przygód druida zapada w pamięć. Chwilami bywa zabawnie, chyba głównie dzięki Oberonowi. Zdarzyły się dwa lub trzy momenty prawdziwego zaskoczenia. Ale po tak ambitnym początku cyklu, jakim niewątpliwe były pierwsze trzy powieści o tarapatach druida, to zdecydowanie za mało. 
Co dalej? No cóż. Na horyzoncie majaczy tom siódmy, ale moje nadzieje, na to, że będzie jak dawniej, czyli błyskotliwie i z pazurem, maleją.  A szkoda. Bo zaczęło się naprawdę super. 

Za książkę dziękuję panu Bogusławowi z REBISU. Pozdrawiam ciepło!

3 komentarze:

  1. Serii nawet nie rozpoczęłam - może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy tom bardzo mi się podobał, drugi już niespecjalnie, więc dałam sobie spokój z resztą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na pewno muszę ją przeczytać cała wcześniejsza piątka była super :)

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.