Tytuł: Milczący zamek
Stron: 560
Wydawca: Albatros
Gdyby budowle mogły mówić, z ich opowieści powstałyby wspaniałe historie pełne pasji, namiętności i grozy.
Co opowiedziałby zamek Mildehurst? Epopeję godną Iliady.
Wszystko zaczyna się od dostarczonego o pół wieku za późno listu. Gdy list od Juniper Blythe trafia do rąk matki Edie, Meredith, stara historia na nowo nabiera rumieńców.
Marzycielka i bibliofilka Edie pragnie obejrzeć stary zamek, w którym jej mama, jako nastolatka, spędziła półtora roku. Oprócz tego Edie ma wrażenie, że wydarzyło się tam znacznie więcej niż mama chce powiedzieć. Dlatego, gdy nadarza się okazja, kobieta wyrusza w podróż do hrabstwa Kent, gdzie w starym zamku mieszkają trzy siostry: Percy, Saffy i June. Znajomość z nimi, skłania Edie do dokładniejszego zbadania przeszłości, która ma więcej niewiadomych niż niejeden kryminał.
Poznawanie historii rodziny Blythe, której mama Edie przez pewien czas była częścią, jest żmudne. W końcu minęło pół wieku. Nie ma zbyt wielu żyjących świadków, a siostry Blythe nie są skłonne do zwierzeń. Jednak stopniowo fakt po fakcie, składamy historię w całość.
Narrację poznajemy z kilku perspektyw, właściwie każdy z bohaterów zostaje dopuszczony do głosu, dzięki czemu historia nabiera barw i głębi.
Spajającą wszystko klamrą są poszukiwania Edie, dziejące się teraz, współcześnie.
Cofamy się jednak także do końca lat 30. i poznajemy dojrzałe już Percy i Saffy oraz wchodzącą w dorosłość Juniper.
Niektóre wydarzenia obserwujemy oczami Merry, która w zamku Mildehurst zyskuje szansę na to, by pójść w życiu inną drogą, niż ta, którą wybrali dla niej rodzice. Czy skorzysta z tej szansy?
Poznajemy Thomasa, nauczyciela i żołnierza, który, nieświadomie, tak namiesza w życiu kilku kobiet.
Każdy z tych bohaterów ma swoją historię, a ta składa się na większą całość, o wiele pełniejszą.
Początkowo wiele wydarzeń wydaje się niezrozumiałych, a akcja toczy się nieco leniwie. Z czasem jednak wszystko nabiera tempa, by na koniec pozostawić czytelnika w niemałym szoku.
Milczący zamek to wspaniały ukłon w stronę klasycznej powieści gotyckiej. Wiekowe mury kipiące od sekretów, rozgoryczeni lub pogrążeni w chorobie mieszkańcy, skrywane głęboko rodzinne dramaty i bohaterka z zewnątrz, która nieświadomie uruchamia lawinę wydarzeń, prowadzącą do wyjaśnienia tajemnicy. A na dodatek piękny, ale nieco surowy angielski pejzaż i oczywiście na deser straszna burza, która uwalnia śpiące demony przeszłości.
Powieść Kate Morton to także wielowątkowa saga rodzinna; to opowieść o straconych szansach, zaprzepaszczonych marzeniach i ogromnej sile miłości, która zdolna jest i do największych poświeceń i do największych zbrodni.
Gorąco polecam Milczący zamek cierpliwym czytelnikom, lubiącym skrzętne snucie wątków, które początkowo nie mają ze sobą nic wspólnego. Z czasem jednak okazuje się, że nic tu nie jest zbędne. Każda nawet drugoplanowa postać ma swoją rolę do wypełnienia, a każde wydarzenie ma swoje znaczenie i w odpowiednim momencie wskakuje na miejsce jak kawałek układanki. Im większa cierpliwość, tym większa nagroda na koniec. Ta chwila, w której, czytając, mówimy sobie: o rety, no tak, jest bezcenna.
Bardzo cenię powieści, których fabuła ma odpowiedni ciężar, a postaci głębię, o którą czasem tak trudno. To dlatego powieść Kate Morton na długo zapada w pamięć, a bohaterowie, początkowo jednoznaczni, jawią się nam w zupełnie innym świetle. Z ich zachowań i czynów należy ich rozliczać dopiero na końcu, gdy już poznamy wszystkie fakty. Wtedy dopiero możemy o tym wszystkim myśleć.
Jeśli powieść po przeczytaniu nie pozwala zacząć czytać kolejnej książki, bo jeszcze panoszy się w myślach czytelnika, to znaczy, że jest to bardzo dobra historia. Tak właśnie jest w przypadku Milczącego zamku.
Polecam! Naprawdę warto!
Mnie też bardzo się podobała ta książka. Ma świetny klimat, który wciągnął mnie na amen:)
OdpowiedzUsuńPoszukam tej książki, recenzja ciekawa :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie, a nie myślałam, że tak będzie. ;)
OdpowiedzUsuń