Tytuł: Dziecko znikąd
Stron: 376
Wydawca: Czarna Owca
Co byście powiedzieli,
gdyby nagle, z dnia na dzień, okazało się, że wasze dotychczasowe życie jest jakby nie wasze?
Ludzie, których mieliście za krewnych, nie są żadną rodziną, a porywaczami, a
całe, misternie splatane dorastanie jest podszyte kłamstwem?
Gdy trzydziestoletnia
Kimberly, mieszkanka Australii, spotyka Stuarta Wenta, od razu, podświadomie
wie, że rewelacje, którymi ten ją zarzuca, muszą być prawdą. To znaczy
generalnie można by się jeszcze połudzić i poszukać dziury w całym, ale zbyt
wiele detali się zgadza, aby definitywnie te teorie odrzucić. Stuart oznajmia Kim,
że jest jej bratem, że przed laty ona, jako dwulatka zaginęła i że ma na potwierdzenie
tego solidne dowody. Co na to Kim? Nie ma wyjścia. Znajduje się w takim punkcie,
że nie może porzucić możliwości odkrycia prawdy. Jedzie zatem do Ameryki, by
zgłębić wszystkie mroczne sekrety swojej biologicznej rodziny.
Autor Dziecka znikąd,
budując fabułę, zastosował ciekawy zabieg. Już na początku książki dowiadujemy
się, że to, co spotkało główną bohaterkę, jest prawdą. Dowody zebrane przez
Stuarta nie pozostawiają wątpliwości. Nie wiemy natomiast, kto był sprawcą i
jaki miał motyw i to na tym skupia się fabuła powieści.
Narracja jest
prowadzona na dwóch płaszczyznach; wtedy i teraz.
W rozdziałach
zatytułowanych Wtedy obserwujemy losy bardzo intrygującej społeczności. Są to
członkowie wspólnoty Kościoła Wewnętrznej Światłości. Prowadzą oni skromne i
dość rygorystyczne życie i nie byłoby w tym nic dziwnego ani złego, gdyby nie
węże. No właśnie. O co chodzi z wężami, nie zdradzę, powiem tylko, że motyw ten
zasadniczo wiąże się z całą sprawą zniknięcia Kim.
Rozdziały pt. Teraz
zabierają Kim, a nas razem z nią, do przeszłości, w której żyła przez chwilę
jako mała dziewczynka. Bohaterka spotyka się z rodzicami, rodzeństwem,
jednocześnie próbując dociec, co tak naprawdę stało się tamtego dnia, lub w
dniach go poprzedzających. Szybko przekonujemy się, że nic tu nie jest takie,
jakie się na pozór wydaje i że pod płaszczykiem pobożności kryją się ślepy, bezkrytyczny
fanatyzm i okrucieństwo zdolne doprowadzić do śmierci.
To dlatego, choć
historia o samym porwaniu może być dość banalna, Dziecko znikąd okazuje się
świetną lekturą, głównie dzięki intrygująco nakreślonej społeczności i jej
wzajemnym powiązaniom.
Dziecko znikąd to
bardzo dobry i wciągający od pierwszej strony thriller. Narracja jest tak lekko
i sprawnie poprowadzona, że książkę właściwie czyta się jednym tchem. Powieść
nie nuży, mile zaskakuje i wciąż dzieje się coś, co przykuwa uwagę czytelnika.
Polecam miłośnikom historii z dreszczykiem.
Dziękuję!
Może kiedyś sięgnę...
OdpowiedzUsuńNiestety, nie zainteresowałam się tą książką :(
OdpowiedzUsuńOceniłaś zdecydowanie lepiej niż ja.
OdpowiedzUsuńTytuł sobie zapisują :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie! Jak mi wpadnie w ręce, to chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki, w których akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, więc na pewno sięgnę po tę pozycję. :) Zapraszam do siebie, gdzie wróciłam ze swoją książką: https://forenovel.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOOOOO tego nie znałam! Skuszę się!
OdpowiedzUsuń