środa, 18 kwietnia 2018

Jay Kristoff: Tancerze burzy

Autor: Jay Kristoff
Tytuł: Tancerze burzy
Seria: Wojna lotosowa, t.1
Stron: 480
Wydawca: Uroboros





Są takie książki, które po prostu się pamięta.  Opowiedziana w nich historia trąca te struny, które dźwięczą jeszcze bardzo długo. Towarzyszy temu jednak smutne uczucie, że nie będzie czytelnikowi dane poznać zakończenia. Dlaczego? Ponieważ historia liczy sobie trzy tomy, a polskie wydanie zatrzymało się na pierwszym.
Mijają lata. Nastaje czas powrotów. Bo historia zyska wreszcie pełnię. Poznam jej zakończenie. 
Powieść Tancerze burzy ma w moim czytelniczym sercu szczególne miejsce. Jest naprawdę niezwykła i poniżej dokładnie napiszę dlaczego.

Zacznę od tego, że Seria Wojna Lotosowa reprezentuje bardzo ciekawy i oryginalny nurt, a mianowicie steampunk. Czego się spodziewać po tak brzmiącym słowie? Samych dobrych rzeczy. Steampunkowy świat to miejsce, w którym na równych prawach istnieją nauka i magia. Technologia i wynalazki są na bardzo wysokim poziomie. Trochę można to skojarzyć w epoką oświecenia, w której liczyło się to, co się zmierzyło rozumem i szkiełkiem. Z drugiej jednak strony wiele do powiedzenia ma tu wszelka baśniowość i magiczność, słowem rzeczy, których nauka nie jest w stanie wyjaśnić, ani w żaden sposób ogarnąć rozumem. 
Jay Kristoff tworząc świat do swoich książek, właściwie przeszedł samego siebie, jeśli idzie o pomysłowość.
Akcja toczy się na Archipelagu Wysp Shima, mamy więc klanową, feudalną Japonię w całej okazałości. Władzę sprawuje młody Szogun, cesarz Yoritomo, człowiek dufny i szalony. Gospodarkę całego kraju napędza uprawa rośliny zwanej Czarnym Lotosem. To z niej powstaje paliwo do nowoczesnych maszyn, produkowanych przez Gildię Uczonych. Lotos jest także powszechnie używanym tytoniem do fajek oraz uzależniającym narkotykiem.
Wyspy Shima, kiedyś w pełni rolnicze, obecnie uprzemysłowione, to straszny obraz. Obraz naszej przyszłości, jeśli dalej będziemy zatruwać naszą planetę. Uprawy lotosu wyjałowiły ziemię, a jej ubodzy właściciele stracili źródło utrzymania i miejsce zamieszkania. Dymy z fabryk, które przetwarzają ziarna lotosu, tak zatruły wodę i powietrze, że nie widać już nieba, prawie wcale nie ma zwierząt, a przeważająca większość społeczeństwa, oczywiście ta uboga, umiera na czarnopłuco, naszą odmianę pylicy. Bogatych obywateli oczywiście stać na aparaty tlenowe i odpowiednie osłony, los biedoty nie obchodzi nikogo.

Najnowszym marzeniem cesarza jest zdobycie Arashitory, Tygrysa Gromu, legendarnego stworzenia, pół orła, pół tygrysa, dziecka boga burzy, Raijina. Yoritomo wysyła więc swojego nadwornego łowczego na misję niemożliwą, wszak oficjalna opinia głosi, że tych zwierząt już nie ma. Jednak siła kodeksu honorowego bushido, łączącego pana z jego podwładnym, nie pozwala odmówić, ani dyskutować, bo stawką jest tutaj honor całego klanu, a to dla ludzi sprawa najwyższej wagi. To kolejna rzecz, bardzo mocno podkreślana w powieści. Wiele mówi ona o mentalności bohaterów. Nie liczy się co myślą lub że decyzje cesarza godzą w dobro oraz życie ich bliskich. Ważny jest honor. Jego utrata powinna się kończyć rytualnym samobójstwem seppuku. Nie ma życia z utraconym honorem. Misja łowczego kończy się dość zaskakująco; Arashotora zostaje schwytany. Tygrys Gromu okazuje się rzeczywisty. Nastoletnia córka łowczego, Yukiko, przekonuje się o tym najmocniej. Katastrofa Dziecięcia Gromu połączy na zawsze losy młodej łowczyni i dzikiego gryfa. Ich więź zmieni losy całych Wysp Shima i być może stanie się zarzewiem rewolucji, która musi nadejść.

Powieść wciąga czytelnika od pierwszych stron. Orient, tak inny od Europy, jest fascynujący ze swoim stylem mówienia, nazwami ubrań, tytułów, imionami bohaterów i bóstw. Bardzo podobało mi się połączenie tradycji i technologii. Konflikt Gildii z tym co ponadzmysłowe bardzo przypominał mi spory ideowe oświeceniowców z romantykami. Dla naukowców Gildii, umiejętność porozumiewania się ze zwierzętami, swoista telepatia, są rodzajem nieczystości, a ludzi takich po prostu się eliminuje.
Duży nacisk, jak już wspomniałam wyżej, położył autor na sprawę ekologii i niszczenia ziemi. Bogaci uratują się dzięki swoim majątkom, ale biedni będą zwyczajnie masowo umierać. Nie ma już zwierząt ani roślin, dzięki którym świat jest przecież taki piękny. Te zwierzęta, które pozostały, są żałosnymi resztkami gatunku.

Tancerze burzy to dopiero wstęp do historii Wysp Shimy oraz przygód Yukiko oraz Buruu. Polecam powieść wszystkim miłośnikom dobrej fantastyki i niesamowicie się cieszę, że tej wiosny cała trylogia Jaya Kristoffa pojawi się na polskim rynku książkowym. Póki co gorąco polecam lekturę części pierwszej.


2 komentarze:

  1. Widzę tutaj wiele fantastyki, więc będę zaglądać na tego bloga, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie czytam :) Mam nadzieję, że po przeczytaniu i mnie tak zachwyci - tom drugi już czeka na półce.
    Pozdrawiam Zakładka do Przyszłości

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.