piątek, 29 marca 2013

Okrągła liczba odsłon - 50 tysięcy.

Miarowo, spokojnie, acz systematycznie liczba wejść na bloga rosła. Wczoraj rano suma wejść od początku istnienia bloga osiągnęła równe 50 tysięcy. To bardzo miłe otworzyć z samego rana Internet i zobaczyć taką ładną piątkę w towarzystwie czterech zer.
Fanpage bloga dziś z rana zyskał setne polubienie, tym razem dzięki Marcie  :) Dziękuję Kochana :)
Może to wiele nie jest, ale dla mnie znaczy bardzo dużo i jest takim prywatnym sukcesem w dziedzinie blogowania.
To tyle na dziś. 
Za oknem pada śnieg, a ja muszę wybrać się jeszcze raz do sklepu, bo w drodze powrotnej zdałam sobie sprawę, że mimo listy, którą miałam przy sobie, zapomniałam o kilku drobiazgach. Dużo tego nie będzie, więc potraktuję to jako dodatkowy spacer. 
A jak Wasze przygotowania? 
Pozdrawiam i dobrego dnia!

środa, 27 marca 2013

Początek ferii świątecznych. Życzenia.

Moje ferie świąteczne mogę uznać za rozpoczęte. Pracy dziś miałam niewiele i skończyłam szybko, dlatego najbardziej z całego tygodnia lubię właśnie środy.
Choć przyznam, że nie mam najlepszego nastroju. Śnieg nie chce topnieć, a na dodatek na świąteczną niedzielę i poniedziałek zapowiadają deszcz. Moja ulica wtedy już naprawdę zasłuży na nazwę Błotna, choć nazywa się Kwiatowa.
Pragnę przede wszystkim odpoczynku i relaksu i myślę, że nie jest to jakieś wygórowane pragnienie, dlatego jest duża możliwość, że uda się je spełnić. Trochę poczytam, zjem jajka z farszem pieczarkowym przyprawione chrzanem i obejrzę coś fajnego, a wszystko to w miłym, rodzinnym gronie.
Zastanawiałam się też, czego bym życzyła innnym tu zaglądającym i wymyśliłam, że będą to życzenia w dwóch kategoriach. 
Po pierwsze braku, a po drugie obfitości i oczywiście tyczy się to nie tylko świąt, ale i całej nadchodzącej (jakże wolno!) Wiosny. 
Dlatego w pierwszej kategorii życzę wszystkim 
Braku:
złych dni, narzekań, kiepskich nastrojów,wiosennej apatii, czasu, zniechęcenia, pośpiechu, stresu i bieganiny. 
Natomiast w drugiej kategorii życzę wszystkim
Obfitości:
uśmiechu, pogody ducha, siły, energii, czasu na wszystko, co się chce zrobić, dobrych dni, kiedy trzeba to wolnego, a kiedy trzeba satysfakcjonującego zajęcia i przede wszystkim miłości i dużo dużo słońca.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających i jeszcze raz wszystkiego dobrego!

niedziela, 24 marca 2013

Oswajanie Zimy...

Że wszyscy dookoła tęsknią za Wiosną, to fakt. Że Zimy wszyscy mają dość, tego także nie da się ukryć.
Niemniej jednak wczoraj wieczorem zdałam sobie sprawę, że może ta Zima tak się ociąga z odejściem właśnie z przekory? Może gdyby ją docenić, to wtedy by sobie poszła? 
Dziś rano u mnie co prawda słońce, ale na termometrze -11 st. i wszędzie szadź. Wygląda to jak na Bożonarodzeniowej pocztówce, tylko zegar biologiczny mówi, że to już było, a za pasem Wielkanoc. 
Wczoraj, zgodnie z myślą przewodnią dzisiejszego wpisu, doceniłam urok zimowego wieczoru. Bladofioletowe  niebo podczas zachodu słońca, ten biały spokój na osiedlu, leniwie snujące się kłębki dymu z kominów. Pomyślałam, że jest naprawdę urokliwie i była to pierwsza tak pozytywna myśl, dotycząca tej Zimy. A potem zobaczyłam stado biegnących saren. Kręcą się tutaj w okolicy, bo rolnicy je dokarmiają i bywa, że podchodzą bardzo blisko domostw. Coś pięknego.
Dlatego Zimo droga, odejdź już i daj pole do popisu Wiośnie, a wróć, gdy przyjdzie na Ciebie Twój czas. 
                                                     ***********************
Nie da się nie zauważyć, że moje blogowo - recenzyjne tempo mocno zwolniło. Nie znaczy to, że uległam jakiejś nudzie, czy wypaleniu. Jestem obecnie pod wpływem przesilenia zimowo - wiosennego i jakby tego było mało mam masę pracy. Sprawy bieżące, dom, pies, sprawdziany, kartkówki, przygotowanie akademii na 3 Maja (już rusza) i mnóstwo innych. 
Wracam do domu i czas mija tak szybko, że już jest wieczór, rano trzeba wstać przed 6, a już po 20 przysypiam. Chwilowo nie ma aż tyle miejsca i czasu na czytanie, co myślę, nie jest w tym wszystkim aż tak dziwne.
Mocno pragnę nadejścia Wiosny i z tego powodu jestem nieco przyblokowana w wielu aspektach. 
Recenzje oczywiście będą się pojawiać, choć może nie tak często jak do tej pory. Oprócz tego od czasu do czasu pojawi się tu wpis na tematy bieżące lub sprawy, które akurat mnie nurtują. Zawsze chciałam coś takiego na blogu umieścić i myślę, że teraz jest na to dobra pora. Nie znaczy to oczywiście, że nagle zacznę się wywnętrzać, bo tego w zwyczaju nie mam. Ale czasem jakaś drobna myśl wypowiedziana lub napisana, sprawia niemałą ulgę i satysfakcję. Tego mi chyba akurat potrzeba. 
Pozdrawiam i miłej niedzieli!

środa, 20 marca 2013

Pierwszy dzień astronomicznej Wiosny

Chciałoby się rzec: dobre sobie. Na moim osiedlu wszyscy już mają po dziurki w nosie odśnieżania, którego efektów i tak nie widać. Przed tymi śniegami, podczas spaceru z Rufim, widziałam taki właśnie kwiatuszek, jak na zdjęciu obok. Oprócz wyłaniających się spod ziemi tulipanów, to była pierwsza oznaka nadchodzącej wiosny. Mówię była, bo aż strach pomyśleć co się w tym kwiatkiem stało. O tulipany się nie martwię, bo w zasadzie są dość odporne na niskie temperatury. 
Ktoś zapyta, dlaczego pierwszy dzień wiosny nie jest jutro, 21 marca? Poszukałam trochę w Sieci i oto co znalazłam:
Dzień, w którym zaczyna się wiosna jest dokładnie wyliczony i wiąże się z długością dnia i nocy. Astronomiczna wiosna zaczyna się zawsze w momencie tzw. równonocy wiosennej. Oznacza ona, że dzień trwa tyle samo co noc.
Każdy następny dzień będzie już trwał dłużej niż noc - dnia będzie przybywało, a nocy ubywało. W 2011 roku pierwszy dzień wiosny przypadł na 21 marca. Wszystkie kolejne do roku 2043 będą obchodzone wyłącznie 20 marca, a od 2044 roku - 19 albo 20 marca. Kolejny początek wiosny w dniu 21 marca nastąpi dopiero w roku 2102.
Hmm, jakoś nie do końca to rozumiem, no ale dobra.
Już mi się marzył wyjazd do centrum ogrodniczego. Chciałam kupować donice, doniczki, ziemię, nasiona i krzewy. I lipa, bo trzeba to było odłożyć. Co się odwlecze, to nie uciecze, ale i tak mi szkoda. 
Od jutra w mojej szkole zaczynają się rekolekcje, więc co prawda zajęć lekcyjnych nie będzie, ale inne obowiązki szkolne jak najbardziej tak. 
Ogółem jednak żadna zima nie dłużyła mi się tak jak ta obecna. Jestem już nią zmęczona i zniecierpliwiona koniecznością ciągłego odśnieżania, zapadania się w przybywającym na chodnikach śniegu i życia w bałwanim stylu. Choć z tego ostatniego akurat mój pies jest bardzo zadowolony. Nic mu nie daje takiej frajdy jak szusowanie po zaspach. 
A Wy? Jak sobie radzicie w rosnących zaspach?
Pozdrawiam!

niedziela, 17 marca 2013

Raymond E. Feist: Gniew Szalonego Boga

Autor: Raymond E. Feist
Tytuł: Gniew szalonego boga
Tytuł cyklu: Saga Wojny Mroku
Stron: 398
Wydawca: Rebis
Moja ocena: 8/10



Powieść Gniew szalonego boga to trzecia i ostatnia część trylogii Saga Wojny Mroku
Żyjące dotąd spokojnie światy Kelewan i Midkemia stają w obliczu potwornego zagrożenia, jakim jest inwazja niezwykle wojowniczej i krwiożerczej rasy Dasatich, służących Mrocznemu Bogu. Istoty tej rasy, fizycznie bardzo przypominają ludzi. Jednak pod względem siły, wytrzymałości oraz pędu do zabijania, żadna inna rasa nie jest im w stanie dorównać. Należy dodać, że wojownicy ci są bardzo liczebni, a dodatkowo wspomagają ich demony tworzone przez Jego Mroczność. 
Wobec takiej siły militarnej i magicznej zjednoczeni wojownicy Kelewanu i Midkemii zdają się nie mieć żadnych szans. Czy można jakoś zapobiec inwazji i czy w ogóle jest możliwe pozytywne zakończenie?
Tym razem historię śledzimy z perspektywy kilku bohaterów, co znacznie poszerzyło horyzont literacki i fabularny stworzonego przez Feista świata.
Pug i wybrani przez niego członkowie Konklawe Cieni kontynuują podróż przez świat Dasatich. Okazuje się, że w tym świecie jest wielu takich, którzy mają dość krwiożerczości Mrocznego boga, skrycie służą Białemu, chcieliby zmian i to naprawdę fundamentalnych. Tym sposobem nasi bohaterowie zyskują naprawdę ważnych sojuszników. 
Żona Puga, Miranda po karkołomnej ucieczce z rąk Kapłanów Śmierci, stara się zorientować w zawiłej sytuacji i zorganizować ewakuację. Sprawa nie jest łatwa, bo ludność i władcy tak długo żyli w pokoju, że teraz niechętnie słuchają o domniemanych zagrożeniach, a co dopiero o konieczności ewakuowania się ze swojego miejsca, po to, by już nigdy tu nie powrócić. 
Bohaterowie gorączkowo szukają więc nowych sprzymierzeńców o liczącej się sile. Czy znajdą kogoś takiego? To się okaże.
W tomie trzecim akcja jest żywsza i biegnie szybciej niż w dwóch poprzednich częściach. 
Autor wprowadza również nowe istoty takie jak wiekowe smoki czy prastare byty,  które samym  patrzeniem na nie przyprawiają o zawrót głowy. Pewnym zaskoczeniem było dla mnie specyficzne potraktowanie postaci Nakora i Ralana Beka; przyznam że nie do końca tego się po nich spodziewałam. 
Rozczarował mnie Leso Varen. Przez całą trylogię kreowany na główny czarny charakter; nekromantę o wyjątkowej sile magicznej, czarodzieja nie do schwytania, w finale historii, daje się podejść jak zwykły uczniak.
Trochę drażniące były dla mnie nawiązania do wydarzeń z poprzednich serii. Takie wspominanie wybranych momentów z historii danej krainy lub z życia danego bohatera nie jest zbyt przyjemne, głównie dlatego, że powoduje pewną dezorientację. W moim odczuciu serie powinny być zamkniętymi całościami i nie mieć zbyt mocnych powiązań z innymi. Najgorzej jest wtedy, gdy okazuje się, że wspominany cykl albo został wydany w Polsce przed 15 laty i z cudem graniczy kupienie go, albo jeszcze nie został wydany w ogóle. Wtedy czuję się, jakbym miała związane ręce. Czytelniczo oczywiście.
Zakończenie serii jest oczywiście prawie zamknięte i nawet opatrzone epilogiem. Podejrzewam jednak, że autor jeszcze wróci do swoich bohaterów. 
Co do mnie, to lektura Sagi Wojny Mroku, zachęciła mnie do przeczytania serii Imperium, co też niebawem mam zamiar uczynić. Feist napisał ją wespół z J. Wurts, liczę więc, że kobiece spojrzenie na pewne wątki uczyni tę historię bardzo przyjemną w odbiorze.
Komu polecam Sagę Wojny Mroku?  Miłośnikom twórczości R. E. Feista i tym, którzy szukają w literaturze czegoś odmiennego. Na pewno się Wam spodoba. Polecam! 
Za książkę dziękuję 
panu Bogusławowi z Domu Wydawniczego Rebis. 
Pozdrawiam ciepło!







Recenzja opublikowana także na:

niedziela, 10 marca 2013

"Kfiatki" z wyszukiwarki, odsłona czwarta.

W ostatnim czasie trudno o zabawne wyniki z wyszukiwarki. Zupełnie jakby nastała jakaś posucha w tym temacie. Poniżej prezentuję to, co udało mi się nazbierać w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. 
1. mumia tatą - na blogu pisałam o mumii Dummie, ale o jej rzekomym ojcostwie nie ma w tych książkach ani słowa.
2. łowcy planet - ha. Jak tak dłużej o tym pomyślałam, to stwierdziłam, że chętnie złowiłabym jedną planetę dla siebie. 
3. pępki świń - naprawdę nie wiem, po co to komu. 
4. Rufi czy Haken - też szukałam imienia dla psa w Sieci. Jak się okazuje, wymyślić coś fajnego i naprawdę lekkiego, nie jest łatwą sprawą. U mnie stanęło na Rufim; Hakena nawet nie brałam pod uwagę.
5. z czego składa się bukiet - najbardziej tradycyjny z kwiatów, choć przypomniałam sobie, jak Tom Hanks do Meg Ryan w "Masz wiadomość" pisał do niej, że chętnie podarowałby jej bukiet zaostrzonych i gotowych do pisania ołówków. Bardzo mi się to wtedy spodobało. 
6. cechy narracji Lassie wróć - chyba jakaś praca domowa. Ta narracja to była z punktu widzenia Lassie, choć autor nie uczynił z niej psa o cechach ludzkich i to w tym było najlepsze. 
7. gdzie jest lazarus jann - tego to ja nie wiem. Sama z ciekawości wpisałam to w wyszukiwarkę, to tylko sam Faacebook wyskoczył. 
8. przeznaczenie słowa gobelin - no tak gobeliny górą i wygląda na to, że tak szybko się tego hasła nie pozbędziemy.
9. nie wierzę w was - o, to bardzo przykre. Brak wiary zawsze jest bolesny i napawa mnie pesymizmem. 
10. ja za 10 lat - obawiam się, że na to pytanie Internet nie ma dobrej odpowiedzi. Choć teraz mi się przypomniało, że są chyba takie programy graficzne, czy jakieś inne. Być może o to chodziło. 
11. przywoływanie belerama - nie umiem. Niech lepiej zostanie tam, gdzie jest.
To tyle wyników. 
Za oknem mroźny wiatr i naprawdę przygnębiają mnie te prognozy o tym, że zima wraca. Choć powtarzam sobie, że co się odwlecze, to nie uciecze, więc kiedyś wiosna musi przyjść. I przyjdzie. 
A dziś ważne, że w domu ciepło i nie trzeba nigdzie wychodzić. 
Spokojnej niedzieli! Pozdrawiam!

sobota, 9 marca 2013

Refleksje po Dniu Kobiet.

Z tego co mam za oknem, wynika że Pani Wiosna zaczęła mieć wątpliwości i jednak jeszcze nie przyjdzie. Wielka szkoda, bo było już tak przyjemnie, słonko ogrzewało twarzyczkę, szalik był chętnie zdejmowany z szyi, a ja wpadałam w wir kupowania doniczek i planowania co gdzie zasieję. Przyznam, że było to trochę przez dostrzeżone już gdzieniegdzie, wychodzące spod ziemi tulipany. Aż tu raptem zrobiło się mroźno i nieprzyjemnie. 
Niby co się odwlecze, to nie uciecze i w końcu Wiosna przyjdzie, ale to uczucie zawodu jest bardzo niemiłe, tym bardziej, że o sianiu i sadzeniu wcale myśleć nie przestałam. 
W tym roku wśród klasowych obchodów Dnia Kobiet królowała pizza w rozmiarze XXL. Niesamowite, jak taki kawałek ciasta z dodatkami, podany na serwetce przez usłużnego kolegę z klasy, który potem jeszcze po wszystkim posprząta, może dorastającej kobiecie sprawić radość. Wiele radości. Tak też było i u nas i muszę powiedzieć, że jestem zadowolona. 
Były też tulipany, a u niektórych róże. 
Co do mnie samej, to po ciężkim dniu w pracy, zostałam uraczona pyszną kolacją i była to dla mnie naprawdę miła niespodzianka. Choć w sumie, nie taka niespodzianka, bo mam to wyjątkowe szczęście, że przez cały rok jestem traktowana, jakby był Dzień Kobiet. I to mi sprawia najwięcej radości.
A Wam moje drogie koleżanki bliższe i dalsze, jak minął ten dzień? Czy coś lub ktoś Was mile zaskoczył? 
Pozdrawiam i dobrego dnia!

wtorek, 5 marca 2013

Raymond E. Feist: Wyprawa do Imperium Mroku

Autor: Raymond E. Feist
Tytuł: Wyprawa do Imperium Mroku
Tytuł cyklu: Saga Wojny Mroku
Wydawca: Rebis
Stron: 306
Moja ocena: 9/10


Wyprawa do Imperium Mroku to druga część Sagi Wojny Mroku autorstwa Raymonda E. Feista oraz bezpośrednia kontynuacja części pierwszej, gdyż akcja zaczyna się w zasadzie w punkcie, w którym zakończyła się poprzednio. 
Dla przypomnienia. Wydarzenia rozgrywają się w dwóch połączonych szczelinami światach Kelewanie i Midkemii. Konklawe Magów staje przed poważnym zagrożeniem, jakim jest powrót szalonego maga Leso Varena, który najprawdopodobniej ma coś wspólnego z rasą Dasatich. Ci ostatni planują najazd na Midkemię i szybką kolonizację. 
Część pierwsza zrobiła na mnie dość dobre wrażenie. Może nie było jakiegoś wielkiego szału, ale było na tyle poprawnie, że z chęcią sięgnęłam po część drugą. 
Pasierbowie Caleba: Zane i Tad oraz ich przyjaciel Jommy zostają wysłani na Uniwersytet w Roldemie, celem nabrania ogłady i zdobycia nowych umiejętności. O problemach adaptacyjnych młodzieńców i o tym, jak sobie radzą czytało się naprawdę przyjemnie, może dlatego, że wątek ten powodował, że powieść lekko schodziła na tory historii młodzieżowej. 
Równolegle druga grupa bohaterów: Pug, Nakor, Magnus i opętany szałem i chęcią zabijania Ralan Bek wyruszają na niebezpieczną wyprawę do świata Dasatich, aby poznać ich naturę, nawyki. Autor stosuje tutaj dość ciekawy zabieg. Mianowicie specyfikę rasy, hierarchię, przejmowanie władzy, pozycję kobiet, magię oraz religię, obserwujemy oczami młodego Valko, który po latach życia w Ukryciu, skrupulatnie warunkowany i determinowany przez własną, mądrą i bardzo ambitną matkę, spotyka swojego ojca i przygotowuje się do przejęcia władzy. Swoisty rasizm, brutalność i rozwiązłość Dasatich mogą szokować i być może dlatego czyta się o nich  tak ciekawie.
Druga część serii jest, w moim odczuciu, znacznie ciekawsza. Czyta się szybko, chyba głównie dzięki krótkim rozdziałom i przeplatającym się w nich przygodach bohaterów. 
Dokładniej poznajemy głównych bohaterów, rys psychologiczny postaci wyraźnie został pogłębiony, choć może nie jest to jeszcze do końca to, co chcielibyśmy wiedzieć. Chyba najdokładniej przedstawiono młodego Valko, który przecież pojawił się w tym tomie po raz pierwszy.
Jeśli o mnie idzie, to chętniej dowiedziałabym się nieco więcej o Pugu i Nakorze. Pewną fabularną obietnicą jest również Ralan Bek, który czuje, że żyje dopiero wtedy, gdy dokonuje rzezi ponad dwudziestu kapłanów, a potem z dąsem stwierdza, że to mało i że nie było tak przyjemnie, jakby chciał. 
Lekturę czyta się szybko, a zakończenie historii, tym razem typowo otwarte sprawia, że od razu chce się sięgnąć po część trzecią. 
Powieść mogę jednak polecić tylko tym czytelnikom, którzy już mają za sobą część pierwszą i chyba jest to zrozumiałe. 
Jak na razie trylogia notuje tendencję rosnącą, dlatego mam nadzieję, że w części trzeciej będzie już tylko lepiej. 
Za książkę dziękuję 
panu Bogusławowi z Domu Wydawniczego Rebis.
Pozdrawiam ciepło!








Recenzja opublikowana także na: