piątek, 29 stycznia 2016

Jus Accardo: Drżenie

Jus Accardo
Tytuł: Drżenie
Seria: Denazen, t.3
Stron: 358
Wydawca: Dreams





Istnieją historie, które obojętnie, ilu by się nie doczekały tomów, mają w sobie to coś. Jeden tom może być nieco słabszy kosztem innych lepszych, ale generalnie całość wychodzi na plus. Bywa jednak, że dobrą decyzją ze strony autora byłoby zakończenie zmagań bohaterów, aby nie męczyć ich samych, czytelników, a już przede wszystkim siebie samego. W tym drugim przypadku szkoda, że do podjęcia takich decyzji nie dochodzi. 



Drżenie to trzeci już tom serii Denazen inspirowanej historiami bohaterów o niezwykłych umiejętnościach ściganych przez tajne pozarządowe organizacje, które planują ich wykorzystać do własnych, najczęściej polityczno-militarnych celów. 
Styczność z taką organizacją może oznaczać tylko jedno: kłopoty. I to właśnie dopadło główną bohaterkę Deznee Cross. 
Życie dziewczyny uległo zmianie, gdy na jej drodze stanął tajemniczy Kale, chłopak czarujący i naiwny, ale też o umiejętnościach zawodowego zabójcy. Ku swemu zaskoczeniu Deznne dowiedziała się, że w sprawy Denazen jest zamieszany jej ojciec, że sprawy rodziny wyglądają zupełnie inaczej niż do tej pory myślała, a ona sama umie więcej niż się po sobie spodziewała. 
W tomie drugim sprawy bohaterów skomplikowały się jeszcze bardziej. Okazało się, że ludzi o różnych umiejętnościach jest całkiem sporo, a także że mają oni pewien genowy defekt, który w momencie ukończenia 18.roku życia doprowadza ich do szaleństwa, a w konsekwencji do śmierci. To dlatego głównym zadaniem bohaterów w części trzeciej będzie jak najszybsze odnalezienie tych osób i udzielenie im, w miarę możliwości, pomocy. Ten sam problem ma także Deznee, to dlatego poszukiwania przybierają znacznie na sile. 
Bohaterka ma dodatkowy kłopot z Kale'm, który by ją ratować, dobrowolnie wrócił do Denazen, a teraz w ogóle jej nie pamięta. Dziewczyna jest zdruzgotana i postanawia zrobić wszystko, by przywrócić ukochanemu wspomnienia. Czy jej się to uda?
Podejrzewam, że książka przypadnie do gustu nastoletnim czytelnikom i być może będą oni bardziej wyrozumiali dla historii w niej zawartej. Sama jestem odrobinę zniecierpliwiona. 
Podjęłam się lektury Drżenia, bo mylnie założyłam, że będzie to finał trylogii. Gdyby tak było naprawdę, wyszłoby to serii na dobre. Tymczasem dowiedziałam się, że autorka ma w planach wydanie części czwartej i piątej i wtedy stało się dla mnie jasno, dlaczego tak niewiele się tutaj dzieje. 
Wszystko udaje się bohaterom zbyt łatwo, a zagrożenie nigdy nie jest tak poważne, jak powinno. Kale jak na kogoś, kto przeszedł tak straszne tortury, zbyt szybko wraca do siebie i zachowań, które go wcześniej cechowały. Najmocniej zagrożona szaleństwem i śmiercią Deznne, wcale nie ma groźnych objawów, a potem wszystko się rozmywa. Największa nadzieja Szóstek, okazuje się niepotrzebna, bo znajduje się inne wyjście. I nawet okrutne Denazen straszne się nie wydaje. Słowem, co już się zbuduje trochę napięcia, to momentalnie się je obniża, przez co historia traci logikę i wiarygodność. 
Akcja toczy się dość leniwie i bohaterowie więcej tu planują niż robią. Kiedy już wydaje się, że dojdzie do ostatecznego starcia, wszystko zostaje zastopowane, bo przecież coś trzeba zostawić na kolejne tomy. W rezultacie nie otrzymujemy żadnych kluczowych rozwiązań, a kilka naprędce wymyślonych niejasności ma czytelnika zachęcić do sięgnięcia po kolejny tom. 
Jeśli o mnie idzie, to poczułam się oszukana, bo liczyłam na zakończenie i to takie ostateczne. Zapowiedź kontynuacji ma sens tylko wtedy, gdy jest jeszcze co opowiadać. W tym przypadku, moim zdaniem już niestety nie ma. 
Jak już mówiłam, z lektury będą zadowoleni zagorzali miłośnicy serii i ci czytelnicy, którzy znają dwie pierwsze części. W innym przypadku odbiór fabuły będzie nastręczał trochę kłopotów, w związku z tym, jeśli ktoś zechce po tę pozycję sięgnąć, to na własne ryzyko.

Dziękuję!

wtorek, 26 stycznia 2016

Marty Noble: Arcydzieła do kolorowania

Autor: Marty Noble
Tytuł: Arcydzieła do kolorowania
Wydawca: PWN
Stron: 240
Oprawa: miękka








Miniony rok upłynął czytelnikom pod znakiem kolorowania. Fantazyjne ilustracje, wzory i wymyślne rysunki awansowały do rangi odstresowywaczy. Szybko okazało się, że przy kolorowaniu nie tylko jest przyjemnie mija czas, ale też faktycznie znika stres. Możliwość dobierania i łączenia kolorów powoduje, że negatywne emocje odchodzą na bok, a wyłaniający się spod kredki czy pisaka wzór cieszy oko. 
Z czasem pojawiające się na rynku kolorowanki stały się coraz bardziej wyspecjalizowane nie tylko pod względem papieru, ale też tematyki. Właściwie takiego wyboru ilustracji do kolorowania nie mieliśmy chyba nigdy. Znalazło się coś dla miłośników krajobrazów, roślin, ptaków, ryb, motyli, tatuaży, a nawet mandali. Pojawiły się nawet zbiory kolorowanek na sen! 

Tym razem chciałam napisać kilka słów na temat propozycji wydawnictwa PWN, która wyraźnie różni się od swoich tematycznych koleżanek, próbuje bowiem połączyć naukę z  zabawą. 


Arcydzieła do kolorowania to dwa zeszyty. 
Pierwszy zeszyt to zbiór najsławniejszych reprodukcji malarskich, które większość z nas zna choćby ze słyszenia. Wśród 60 kart znalazły się dzieła takich twórców jak Michał Anioł,  Rafael, Renoir, Degas, Cézanne,  Gaugin,  Monet, czy van Gogh. Barwna wersja zeszytu to dzieło danego malarza oraz krótka informacja na temat okoliczności jego powstania czy techniki, jaką został wykonany. 
Ta krótka informacja ma zachęcić do głębszego zapoznania się z biografią innymi dziełami danego twórcy.


Drugi zeszyt, to ten właściwy do kolorowania. Mamy tutaj możliwość puszczenia wodzy fantazji i wczucia się w osobę mistrza - twórcy dzieła. 
Wybór jest bardzo szeroki.
Możemy zatem zmierzyć się nie tylko z krajobrazami, czy portretami, ale też martwą naturą i impresjami. 
Narodziny Wenus Botticelliego, Anioł grający na flecie Burne-Jonesa, Błekitny wazon Cezenne'a, Widok Toledo El Greca, Pocałunek Gustava Klimta czy Krzyk Edvarda Muncha to tylko niektóre z dzieł, z którymi mamy możliwość kolorystycznie się zmierzyć. Wybór jest znacznie większy. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

Do kolorowania tych rycin można podejść z dwóch perspektyw. 
Pierwsza opcja, dla bardziej ambitnych lub zaprawionych w technice kolorowania, to ta z użyciem pasteli lub farbek. Będzie ona wymagała większego skupienia, jeśli zapragnie się efektu takiego, jakim emanuje oryginał. 
Opcja numer dwa, dla początkującego amatora kolorowania, może oprzeć się na kredkach i cienkopisach, które w tym przypadku okażą się potrzebne do zaznaczania konturów. Jeśli jesteśmy bardziej liberalnym kolorowaczem, to opcja druga powinna nas zadowolić. Kto bowiem powiedział, że nasza wersja kolorystyczna powinna być identyczna z oryginałem? W końcu najważniejsza jest przyjemność z kolorowania i miłe spędzanie czasu, a nie denerwowanie się, że coś nie wychodzi nam tak, jak wskazuje wzór. 

Arcydzieła do kolorowania to bardzo dobra propozycja, dla kogoś, kto bawiąc się, jednocześnie lubi wysnuć z tego jakąś naukę. W dobie zadań z opisywaniem i analizą dzieła malarskiego, tego typu kolorowanki uważam za miłą odmianę, po wszystkich, które miały tylko odstresować. 
Jest to pozycja godna uwagi. Polecam!




Dziękuję!

sobota, 23 stycznia 2016

Jennifer L. Armentrout: Opposition

Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł: Opposition
Seria: Lux, t.5
Stron: 524
Wydawca: FILIA





Stało się. Najczarniejsze obawy ludzi spełniły się. Luksjanie w ogromnej liczbie przybyli na Ziemię, by dokonać kolonizacji. Nie jest to ten typ Luksjan, jakich już znamy. Nie mają dobrych zamiarów  i w niczym nie przypominają Blacków czy Thompsonów. Można powiedzieć, że już niektórzy Orginowie są od nich lepsi.  
Luksjanie mają jeden cel. Przejmując ludzkie ciała, dokonują szybkiej i długofalowej inwazji, wystarczy bowiem, że przejmą ciała ważnych dla kraju osób, a już nim rządzą. Dodatkowo na ich korzyść przemawia fakt, że mają świadomość zbiorową, czyli w świetlnej postaci znają wszystkie swoje myśli i uczucia. Ci Obcy chyba nie mają słabych punktów. A może jednak?

W tomie piątym ponownie, już niestety po raz ostatni, spotykamy Katy, Deamona i ich przyjaciół, by wspólnie obserwować ich starania, o to by Ziemia nie stała się kolejną kolonią Luksjan. 
Ponownie też otrzymujemy narrację z dwóch perspektyw. 
Zrozpaczona i zdezorientowana Katy nie chce wierzyć, by Deamon i jego rodzeństwo tak łatwo poddali  się woli Luksjan. Z pomocą nowych przyjaciół Archera i  Luca dziewczyna dostaje się do siedziby głównej Luksjan, by zawalczyć o ukochanego i poznać plany Obcych. 
Deamon, jak nietrudno się domyślić, przystąpił do dawno niewidzianych rodaków, z obawy nie tylko o Katy i Dawsona, ale też w trosce o losy innych, z którymi wcześniej dane mu było się zetknąć. 
Przeplatana narracja, gdy raz opowiada Katy, a raz Deamon, to dla maniaka cyklu, coś cudownego. 

Z zadowoleniem stwierdzam, że tom piąty cyklu spełnił wszystkie moje oczekiwania. Mamy tutaj i odpowiednio utrzymane napięcie, zabawne dialogi (tu głównie zasługa Archera), jak i ciekawe nowe postaci, z którymi prawdopodobnie zetkniemy się w przyszłym roku w powieści z cyklu Arum. Postać Huntera i jego przyjaciół daje niezły przedsmak tego, co może nas czekać. 
Nie maleje również chemia między dwójką głównych bohaterów, co przecież wcale nie jest dla autora takie łatwe. Przyjemnie było się przekonać, że nadal iskrzy, że więź się pogłębia i że wiele jest jeszcze spraw, które mogą zaskoczyć. Cieszę się, że autorka nie pominęła sprawy rosnącej mocy Katy i jej udziału w walce z Luksjanami. Spodobał mi się też pomysł, tak dla równowagi, wprowadzenia Arum, których do tej pory mogliśmy postrzegać jako postaci jednoznacznie negatywne. 
Autorka zadbała o finał wątku Dee i Archera, znienawidzonej przez czytelnika Nancy, czy tajemniczego i nieobliczalnego Luca. 
Nie zabrakło także zaskakującego finału, gdy już mogło się wydawać, że wszystko jest na dobrej drodze. 
Słowem, jestem bardzo zadowolona i z pewnością do serii jeszcze wrócę. Niedawno ponownie odświeżyłam sobie tom pierwszy i śmiałam się, jak szalona. 

Cykl mogę polecić czytelnikowi lubiącemu historie z wątkiem Obcych, tu skojarzenie z serialem Roswell: w kręgu tajemnic, jak najbardziej uzasadnione. Jeśli ktoś lubi bohaterki oscylujące między pasją blogerską a pielęgnowaniem grządek, to osoba Katy z pewnością wyda się im bratnią duszą. Jest zabawnie i zaskakująco i jedyne co by się chciało, to odrobinę spokoju, by czytać kolejne tomy jeden za drugim. 
Coś naprawdę fajnego. Polecam! 

Seria Lux 
Obsydian | Onyx | Opal | Origin | Opposition

piątek, 22 stycznia 2016

W pępku uczniowskich pomysłów 7

Swego czasu Skawiński (Latarnik H. Sienkiewicza) był harpunnikiem na wielorybniku. Pomna, że trudne słowa zawsze należy wyjaśniać, pytam dziecko na zajęciach indywidualnych, co w ogóle robi harpunnik. 
Cisza. 
- Yyyy...harpuje.

wtorek, 19 stycznia 2016

Lois Lowry: Syn

Autor: Lois Lowry
Tytuł: Syn
Cykl: Tetralogia Dawcy
Stron: 400
Wydawca: Galeria Książki




Premiera powieści Syn autorstwa Lois Lowry była jedną z najbardziej przeze mnie oczekiwanych. 
Tetralogię Dawcy, pisaną na przestrzeni niemal 20 lat zamyka powieść Syn, która świetnie podsumowuje wszystkie poznane przez nas w poprzednich częściach wątki.
Wykreowany przez Lois Lowry świat, w którym ludzie wyrzekli się ciemniejszych i bardziej newralgicznych stron życia, bo woleli życie w ściśle usystematyzowanej społeczności, która nie toleruje inności, tego co słabe, chore i odbiegające od ustalonych schematów, urzekł mnie już od pierwszych stron części pierwszej zatytułowanej Dawca.
Z zapartym tchem kibicowałam dorastającemu Jonaszowi, który poznając kolory życia i wagę ludzkich wspomnień, stopniowo dojrzewał do podjęcia samodzielnego życia i ucieczki z klaustrofobicznej i nieczułej społeczności (Dawca). Uratowanie życia Gabiemu było nie tylko przejawem bohaterstwa, ale też nadzieją, że coś się zmieni i drgnie. 
Z niepokojem, ale i ciekawością śledziłam losy Kiry, razem z nią odkrywając losy społeczności zapisane barwnymi  nićmi na materiale. (Skrawki błękitu) Płakałam nad cierpieniem Matty'ego, który poświęcił tak wiele, by odsunąć mrok od osady, w której mieszkali jego bliscy (Posłaniec).
Powieścią Syn, Lois Lowry jeszcze raz wraca do świata, w którym nie istnieją więzy rodzinne czy małżeńskie, gdzie pożądana jest precyzja językowa, a regularnie zażywane tabletki pozbawiają człowieka emocji i pragnień. Nie ma rodzin, są komórki rodzinne. Nie ma matek i dzieci, są rodzicielki i produkty. 
Eliminacja wszelkich czułostek, marzeń i pragnień oraz uniformizacja, spowodowała, że społeczność działa, jak dobrze naoliwiona maszyneria. 
Tym razem rzeczywistość obserwujemy oczami Klary, która jako 14-latka zostaje przeznaczona na rodzicielkę. Klara, czego nietrudno się domyślić, jest matką Gabiego, który od początku jest maluchem sprawiającym problemy. Chłopczyk źle sypia, co źle rokuje na przyszłość. 
Fatalnym zbiegiem okoliczności, na skutek komplikacji przy porodzie, Klara zostaje wykluczona z grona rodzicielek, stając się niejako błędem w systemie. Przyporządkowana do pracy w hodowli ryb, ma okazję obserwować działanie społeczności, a pozbawiona swojej porcji tabletek, odkrywa w sobie coraz większe pokłady instynktu macierzyńskiego i całą gamę uczuć do syna i otoczenia. To jej oczami jeszcze raz mamy okazję się przyjrzeć przeznaczeniu Jonasza i jego decyzji, która wywróciła losy osady do góry nogami. 

Klara nie chce być tylko biernym świadkiem i postanawia odzyskać syna, które jej zabrano. Czy wystarczy jej sił i samozaparcia? Co będzie musiała poświęcić i ile przetrwać, by dotrzeć, tam, dokąd udali się Jonasz i Gabi? Czy bohaterom uda się w końcu pokonać ziejącego nienawiścią Handlomistrza? Jaką rolę w tym wszystkim odegra dorastający Gabi? 
Czwartą część Kwartetu Dawcy czytałam jednym tchem. Nie jest to ten typ powieści, gdy przewracamy kolejne strony, niecierpliwie oczekując nowych przygód i wydarzeń. Tutaj wszystko dzieje się stopniowo i powoli, a mimo to akcja nie nuży, ani nie męczy. Cała magia tych historii, tkwi w tym, jak są opowiedziane. Prostym i przemyślanym językiem, autorka pisze o rzeczach ważnych, choć wielu mogą się one wydawać błahe. A jednak często te właśnie błahostki składają się na większą całość, tworząc fundamenty wartości, które trzeba chronić za wszelką cenę. Rodzina i chwile z nią spędzone. Czas spędzany z sąsiadami i przyjaciółmi. Wychowanie dzieci w kochającej się i pełnej rodzinie. Proste przyjemności, z dala od blichtru i blasku wielkiego świata. Uczciwa praca, która daje satysfakcję i pozwala godnie żyć. Świadomość tego, kim się jest i chce być. Panowanie nad własnym życiem, podejmowanie decyzji i ponoszenie ich konsekwencji.
Syn, opisujący losy Wodnej Klary i jej bliskich, jeszcze raz zabiera nas do tego świata, pozwalając nam poznać zakończenie tej fascynującej historii. 
Jestem pod wielkim wrażeniem całego cyklu i polecam go każdemu, kto lubi mądre i wzruszające książki pięknie mówiące o tym, po co istniejemy i co powinno być dla nas, jako ludzi, ważne. 
Czytelniczy strzał w dziesiątkę!

Dziękuję!

Tetralogia Dawcy:
Dawca | Skrawki błękitu | Posłaniec | Syn 

niedziela, 17 stycznia 2016

Rick Riordan: Greccy herosi według Percy'ego Jacksona

Autor: Rick Riordan
Tytuł: Greccy herosi według Percy'ego Jacksona
Stron: 400
Wydawca: Galeria Książki



Życie w świecie mitów, pełnym potworów i boskich ingerencji  w decyzje śmiertelników nie jest  łatwe ani przyjemne. Percy Jackson dobrze o tym wie. Na każdym roku czyha na człowieka jak nie klątwa, to pokusa, której oprzeć się nie sposób. Najgorsze jest to, że na co by się człowiek nie zdecydował i tak wybierze źle, bo takie założenie przyjęli przecież greccy tragicy. Bogowie nie dają człowiekowi żyć w spokoju i harmonii, a jeśli ten człowiek jest w dodatku herosem czyli dzieckiem śmiertelniczki i boga z Olimpu, wtedy ma już przekichane. Jak bardzo? Bardzo, bardzo.
Rick Riordan to specjalista w nadawaniu starożytnej mitologii nowych znaczeń i kontekstów. Najpierw zdobył sobie serca czytelników serią o Percym Jacksonie, a potem stworzył serię o Olimpijskich herosach. Fabuła obu serii tematycznie dotyczyła mitologii greckiej i rzymskiej. Następnie do rąk czytelników trafił cykl zatytułowany Kroniki rodu Kane związany z mitologią egipską, natomiast tej jesieni na rynku książkowym pojawił się pierwszy tom nowej serii bazującej na mitologii skandynawskiej. Naprawdę pomysłowości mógłby pozazdrościć Riordanowi niejeden pisarz.

Książka zatytułowana Greccy herosi według Percy'ego Jacksona  stanowi specyficzny dodatek dla fanów młodego herosa. We wstępie młody bohater wyjaśnia czytelnikowi, że skuszony przez dożywotnimi dostawami pizzy i żelków , zdecydował się na napisanie książki o najsławniejszych herosach z mitologii. Ich barwne życiorysy, pełne przygód i niespodziewanych zakrętów losu, stanowią wspaniały materiał do snucia gawęd dla spragnionych nowych historii czytelników.
W 12 opowieściach Percy przedstawia nam swoje wersje przygód herosów. Trzymając się wersji znanej nam z mitów, heros opowiada o postaciach, z którymi, jako syn Posejdona, miał możliwość spotkać się osobiście. W snutych historiach nie chodzi o to, by dowiedzieć się czegoś nowego, bo przecież dzięki mitologii wiemy, jak potoczyły się losy Herkluesa czy Tezeusza. Percy jednak opowiada o nich na swój specyficzny sposób. Nieustanne pakowanie się w tarapaty przypisuje na przykład ADHD, które według niego ma każdy heros. Swoich bohaterów ubiera na modę współczesną, a komunikować im każe się za pomocą sms-ów i smartfonów. Dzięki temu znane już historie przybierają zupełnie inny wydźwięk.  Percy - narrator nie pomija wstydliwych czy brutalnych faktów z życia herosów, stara się opowiadać bardzo rzetelnie, nikogo też ostatecznie nie gloryfikuje ani nie potępia.

Wydanie zawiera ilustracje autorstwa Johna Rocco, stałego współpracownika Ricka Riordana, dzięki którym snuta historia jest przyjemniejsza i łatwiejsza w odbiorze.
Dzięki niniejszej antologii dowiemy się, jak dzielnym i opiekuńczym synem był Perseusz. Poznamy boginię Afrodytę w nowej roli, a mianowicie wrednej teściowej w historii o Erosie i Psyche. Wspólnie z Herkulesem wykonamy 12 głupich prac, przy których trzeba się nie lada napocić. Dowiemy się, jakie są konsekwencje prowadzenia ognistego rydwanu bez prawa jazdy i znajomości trasy. Zobaczymy też na własne oczy, że bogowie nie są zbyt wychowawczy i pedagogiczni jako rodzice dorastających nastolatków. Wspólnie z Jazonem i Argonautami udamy się w pełną niebezpieczeństw podróż po złote runo z superowcy. Żeby nie było, że herosami mogli być tylko mężczyźni, Percy przytoczy nam kilka historii o dzielnych kobietach, które, jak na tamte czasy były prawdziwymi feministkami.  Kyrene, Atalanta i Otrera są najlepszym na to dowodem.

Zbiór ten to prawdziwa perełka nie tylko dla miłośników mitologii. Napisany prostym, przystępnym językiem, przyjaznym dla współczesnego czytelnika, spodoba się i starszym i młodszym odbiorcom. Percy ze znaną sobie swadą przybliża nam te historie, a humor i kpina, z jaką je opowiada, sprawiają, że nie tylko przyjemnie się je czyta, ale też z pewnością na długo zapamięta.
Wstyd się przyznać, ale książka ta jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Riordana. Jej lektura stała się dla mnie motywatorem, by zacząć przygodę z Percym Jacksonem, ale przede wszystkim sięgnąć po pierwszą antologię tego autora traktującą o greckich bóstwach.
Polecam lekturę greckich herosów. Jest zabawna, wzruszająca i dowcipna. Naprawdę warto.

Dziękuję!

środa, 13 stycznia 2016

E.T.A. Hoffmann: Złoty garnek i inne opowiadania

Autor: E.T.A. Hoffmann
Tytuł: Złoty garnek i inne opowiadania
Stron: 120
Wydawca: Media Rodzina



Kiedy dowiedziałam się o istnieniu nowego wydania niniejszej książki, w mojej głowie, na widok nazwiska autora, otworzyła się szufladka. I to z trzaskiem.

Ernst Theodor Amadeus Hoffmann żył w epoce romantyzmu, ale z powodzeniem można by go określić człowiekiem renesansu. Z wykształcenia prawnik, zajmował się także komponowaniem, rysowaniem, malowaniem, tworzeniem karykatur, był także muzycznym krytykiem. Określa się go mianem prekursora fantastyki grozy, który miał wpływ na takich twórców jak Edgar Allan Poe, Howard Phillips Lovecraft, Gustav Meyrink czy Stefan Grabiński. Ożeniony z Polką, miał z Polakami dobre stosunki i był zadeklarowanym przeciwnikiem rozbiorów. 
Dużo podróżował, a to co widział w trakcie tych podróży, co go zachwyciło, bądź zauroczyło, znajduje potem odbicie w jego twórczości.
Opowiadania Hoffmanna czytałam na studiach i było to jedno z moich pierwszych spotkań z fantastyką grozy. Historie te, po części piękne, po części straszne, na długo zapadły mi w pamięć. Dlatego na sam widok nazwiska autora,  wróciły wspomnienia.


Niniejszy zbiór zawiera trzy utwory, dwa dłuższe i jeden krótszy. 
Gdyby się im bliżej przyjrzeć, można dostrzec wiele cech wspólnych, a także charakterystycznych dla samego autora. Bohaterowie tych historii kochają literaturę, muzykę i malarstwo. Czasami przewinie się tutaj jakiś kocur, a widok opisywanego Drezna jest dokładnie taki sam, jak widok, który autor miał ze swojego okna.
Historia zatytułowana Złoty garnek opowiada o perypetiach młodego studenta Anzelma, który przewracając ulicznej handlarce kosze z owocami, wpada w wir wydarzeń, które zmienią całe jego życie. Przyjmując posadę u tajemniczego archiwariusza Lindhorsta, nie tylko poznaje magiczną historię Atlantydy, ale też zakochuje się w jego najmłodszej córce. Aby jednak zdobyć ukochaną i być z nią na zawsze, młodzieniec będzie musiał pokonać podstępną wiedźmę i oprzeć się zakusom innej zakochanej w nim kobiety.



Opowiadanie Piaskun nawiązuje do legendarnego stwora, który sypał dzieciom w oczy piasek, by szybciej zasypiały. Dla głównego bohatera, na skutek tragicznej śmierci w rodzinie, postać z bajki zlewa się z tajemniczym współpracownikiem ojca, by na całe dorosłe życie bohatera stać się czymś w rodzaju jego Nemezis, straszliwej obsesji, która uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie i bycie z ukochaną Klarą. 
Ostatnie opowiadanie to właściwie refleksja autora na temat jednej z ulubionych oper pt. Don Juan oraz wpływu muzyki na życie człowieka.
Historie te mają ogromny urok, który widać z szczegółowości i naiwności opisów, barwności postaci oraz ich baśniowym pochodzeniu. Nie wszystko tutaj kończy się happy endem, są straty, których nie sposób odrobić i rzeczy, których odzyskać się nie da. Magia tych historii, mimo że tak stare, jest niepodważalna, a jedyną wadą wydania jest to, że opowiadań jest tylko trzy.

Zachwyca także samo wydanie książki, czyniąc ją jednocześnie idealnym prezentem dla każdego bibliofila czy miłośnika fantastyki. Oprawa jest twarda,  szyta, nie klejona, a papier jest śliski i błyszczący. Opowiadania są ilustrowane rysunkami, które zachwycają. Ilustracje te pozwalają nie tylko lepiej wczuć się w klimat czytanej historii, ale też (zwłaszcza starszego czytelnika) skłaniają do chwili refleksji nad pięknem tego, o czym czytamy. Sama niejednokrotnie przerywałam lekturę, by dokładniej przyjrzeć się ilustracjom. Dodatkowo na marginesach umieszczono przypisy i tłumaczenia pojawiających się w tekście zwrotów, co znacznie ułatwia lekturę. 

Złoty garnek i inne opowiadania były dla mnie podróżą sentymentalną do lektur z czasów studenckich; miło jest bowiem przypomnieć sobie teksty, które kiedyś zrobiły na mnie tak duże wrażenie. Komu mogłabym je polecić? Zdecydowanie wielbicielom klasyki z epoki burzy i naporu, jak zwano romantyzm. Warto sięgnąć do korzeni fantastyki i zobaczyć, od czego wszystko się zaczęło. Poznawanie początków i sięganie do źródeł zawsze jest fascynujące. Myślę jednak, że każdy, kto lubi historie z baśniowym klimatem, magicznym artefaktami i szczyptą alchemii, także powinien się z nimi zapoznać. 
Polecam!
 Dziękuję!

piątek, 8 stycznia 2016

F.Michaels, C.Lamb, M. Carter, T. DuLong: Magia Bożego Narodzenia

Autorzy:  F.Michaels, C.Lamb,
M. Carter, T. DuLong 
Tytuł: Magia Bożego Narodzenia
Stron: 509
Wydawca: Bellona






Człowiek jest istotą emocjonalną i nic tak tych emocji w nim nie rozgrzewa, jak atmosfera zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Można tutaj mówić o swoistej magii, bo rzeczywiście, blask światełek, dźwięki kolęd, dekoracje i zapach dań świątecznych, wprawią w dobry nastrój nawet największego ponuraka. A kiedy już nacieszymy się towarzystwem bliskich, wypowiemy życzenia oraz zasiądziemy w fotelu  z przyjemnym poczuciem sytości, nie pozostaje nam nic innego, jak poczytać historie o takiej samej tematyce.

Dla wszystkich romantyczek i szukających lekkiej przyjemnej lektury na świąteczne popołudnie Magia Bożego Narodzenia będzie propozycją idealną. 
Książka zawiera 4 dłuższe opowiadania, w których dominuje motyw Świąt, przygotowań do nich, bądź związanych z nimi dobrych uczynków. 
Tytułowe opowiadanie Magia Bożego Narodzenia przybliża nam przygotowania do Świąt w górach. Samotna młoda matka Stephanie, pracownica sklepu z akcesoriami dla narciarzy niedawno wyszła w swoim życiu na prostą. Marzy, by zapewnić swoim córkom bezpieczny dom, którego do tej pory nie miały. Czy świąteczna premia oraz trudny w obyciu szef utrudnią jej to czy ułatwią? Zobaczymy. 
Drugie opowiadanie zatytułowane Najpiękniejsze święta opowiada o niezwykle dzielnej i hardej kowbojce Meredith, która ma na głowie nie tylko prowadzenie własnej knajpki, opiekę nad dwójką siostrzeńców, przygotowanie świątecznego przedstawienia i zaloty przystojnego kowboja. Czy to aby nie za dużo, jak na jedną osobę? Od czego ma się jednak wierne przyjaciółki i chętnych do pomocy sąsiadów. 
Opowiadanie Święta w stylu Maui zabiera czytelnika w tropikalne rejony, gdzie pewna młoda dama usiłuje spędzić święta bez swojej zwariowanej rodziny a zwłaszcza kierującej nią uciążliwej siostry.  Czy się jej to uda? Wiadomo, że z planami bywa różnie. 
Czwarte opowiadanie Święta w Cedar Key zwraca szczególną uwagę na pomoc innym, którzy pozornie mogą tej pomocy nie potrzebować. Josie jest bardzo dumna ze swojej córki, którą wychowuje sama. Dopiero w okresie świątecznym przekona się jednak, że udało się jej wychować naprawdę dojrzałą i wrażliwą osóbkę. 

Wszystkie opowiadania łączy jeden motyw. Bohaterowie na własnej skórze przekonują się, że najważniejsze i to nie tylko w święta jest to, aby rodzina była razem, przy czym rodzinę niekoniecznie muszą tworzyć ludzie połączeni więzami krwi. Ważne jest, by dać innym coś od siebie, bezinteresownie, a całe dobro, jakie daliśmy innym wróci, gdy będziemy się tego najmniej spodziewać.  
Najbardziej do gustu przypadło mi drugie opowiadanie, w którym autorka pokazuje, jak w małej mieścinie wszyscy angażują się w przygotowanie świątecznego przedstawienia. Wychodzą na jaw ukryte talenty mieszkańców, rodzą się nowe związki, umacniają stare więzi, a powstała w ten sposób atmosfera jest niesamowita i bezcenna, bo pokazuje, że liczy się to, co człowiek ma w środku, a nie to, jak piękny jest na zewnątrz. 
Antologia opowiadań Magia Bożego Narodzenia to naprawdę przyjemna lektura na okres świąteczny. Jest zabawna, wzruszająca i pozostawia czytelnika z miłym przekonaniem, że tak niewiele trzeba, by sprawić sobie innym radość w święta.  

Dziękuję!

środa, 6 stycznia 2016

Teodor Parnicki: Trzy minuty po trzeciej

Autor: Teodor Parnicki
Tytuł: Trzy minuty po trzeciej
Stron: 359
Wydawca: Oficyna Literacka Noir Sur Blanc




W ostatnich czasach na rynku książkowym można zaobserwować powrót ku klasyce, słowem pojawiają się nowe wydania utworów dobrze znanych, ale wydanych dość dawno temu, przez co nieco trochę zapomnianych. Uważam, że to świetny pomysł, bo raz, że dobrze jest sięgać do korzeni, a dwa, warto wiedzieć, skąd i od czego wzięły się dziś tak popularne motywy grozy, sensacji czy tajemnicy. 

Trzy minuty po trzeciej, powieściowy debiut Teodora Parnickiego z ekranu komputera kusi niezwykłym zdjęciem okładkowym. Od razu mówię, że na żywo książka prezentuje się jeszcze lepiej. Twarda oprawa, szyte, nie klejone kartki kojarzą się z niezwykłą solidnością i starannością wydania. Ale na tym nie koniec. Książka na najpierw czaruje czytelnika snutą historią, a jeśli ktoś jest wzrokowcem, to prawdziwą ucztą będzie dla niego swoista galeria zdjęć składająca się z reprodukcji pocztówek rosyjskich, japońskich i chińskich z rożnych okresów. To taka podróż w przeszłość ulicami miast, których być może, nigdy nie będzie dane nam zobaczyć osobiście. A na pewno już nie w takim kształcie, jak przed laty. 

Teodor Parnicki miał bogaty życiorys. Polak urodzony w Berlinie, wychowany w Rosji, kształcony w chińskim Harbinie. Był człowiekiem wykształconym i obznajmionym w polityce. W latach 1941-43 był attache kulturalnym ambasady polskiej w Londynie, a w latach 1944-45 pracownikiem poselstwa polskiego w Meksyku. Być może dlatego miejsca, które opisuje na kartach swojej powieści wydają się tak barwne i tak żywe. 

W pewien mroźny wieczór 1927 roku, wracający do domu Piotr Zagorski, zostaje nagabnięty przez tajemniczego nieznajomego, który wręcza mu klucz i każe się stawić trzy minuty po trzeciej. Zaskoczony bohater nie ma pojęcia o co chodzi, więc szybko zapomina o tym incydencie, jednak incydent nie daje o sobie zapomnieć. Od tego momentu Zagorski wszędzie widzi zagrożenie i traci rezon. W swoje odczucia wtajemnicza przyjaciela Aleksandra Flagina i wkrótce obaj zostają schwytani i uprowadzeni przez tajemniczy Trybunał Siedemnastu. Bohaterowie cudem unikają śmierci, ale muszą wykonać niezwykle ważną misję, której celem jest odzyskanie dokumentów ważnych dla rządu Japonii. Od tej pory zdarzenia będą następować po sobie lawinowo: pełno tu będzie pościgów, tajemniczych spotkań w przedziałach pociągów, fatalnych kobiet, zagorzałych komunistów, a nawet sobowtórów i mnichów buddyjskich. 

Dziś, kiedy się o tym czyta, językiem sprzed 85 lat, brzmi to nieco naiwnie i momentami dziwacznie. Z drugiej jednak strony, trudno odmówić całej historii uroku i pasji, bo tę niewątpliwie autor miał. Oprócz tego opisywał azjatycką część świata, a więc dla wielu osób kompletnie nieznaną, a przez to bardziej egzotyczną i oryginalną. Do samego końca nie wiadomo, kto jest kim i jak, dla naszych bohaterów, zakończy się ten szalony pościg. Dziś zachwycamy się przygodami Jamesa Bonda czy Jasona Bourne'a, a tymczasem nowe wydanie Trzy minuty po trzeciej oferuje nam podobną przygodę w nieco zakurzonej wersji. Mężczyźni są tutaj dzielni i kochliwi, kobiety uległe, bądź zdeterminowane. Czarne charaktery do końca są czarne, a na deser mamy dość przewrotny epilog. 

Trzy minuty po trzeciej to trochę taka podróż sentymentalna do czasów, które już minęły. Warto się w nią udać, choćby dla samego klimatu i uśmiechu rozrzewnienia, który będzie Wam towarzyszył przez całą lekturę. 

Dziękuję!

sobota, 2 stycznia 2016

Gard Sveen: Ostatni Pielgrzym

Autor: Gard Sveen
Tytuł: Ostatni Pielgrzym
Cykl: Tommy Bergmann, t.1.
Seria: Gorzka Czekolada
Wydawca: Media Rodzina
Stron: 543




Jako że nie jestem wielką fanką kryminałów, abym się zabrała do czytania takiego gatunku, coś musi mnie skusić już na etapie opisu treści. Tak właśnie było z powieścią Ostatni Pielgrzym. Może chodziło o dwie płaszczyzny czasowe, a może o wątek związany z norweskim ruchem oporu w czasie II wojny światowej. To wystarczyło, aby po książkę sięgnąć i nie żałuję, że poświeciłam na nią czas.

Powieść Ostatni Pielgrzym zabiera czytelnika do chłodnej, a przez to trochę tajemniczej Norwegii, którą poznajemy w dwóch odsłonach. Pierwsza z nich to czasy okupacji kraju przez Niemcy, lato i jesień roku 1942. Druga to współczesne Oslo, rok 2003. 
Głównym bohaterem powieści, początkującej serię, jest norweski policjant Tommy Bergmann. Początkowo trudno o nim powiedzieć coś więcej. Po pierwsze wydaje się zupełnie przeciętny, po drugie gołym okiem widać, że ma kłopoty natury emocjonalnej. Żyje sam, nie ma bliższej rodziny, zresztą sam niewiele wie o swoim wczesnym dzieciństwie.

W Nordmarce trójka studentów, biwakując w lesie, przypadkowo trafia na ludzkie kości. Kilka tygodni później w okrutny sposób zostaje zamordowany Carl Oscar Krough, członek norweskiego ruchu oporu. Pozornie tych wydarzeń nic ze sobą nie łączy. Kiedy jednak Bergmann zaczyna sprawę zgłębiać, dowiaduje się, że zamordowany Krough był bliskim współpracownikiem legendy norweskiego podziemia kapitana Kaja Holta. Ponieważ od czasów okupacji minęło już 60 lat, śledztwo nie należy do prostych. Ostatni żyjący uczestnicy tamtych wydarzeń albo już nie żyją, albo są pogrążeni w ciężkiej chorobie i trudno o kontakt z nimi. Pewne niejasności nie dają jednak głównemu bohaterowi spokoju i zmuszają go do kolejnych poszukiwań, które każą mu odwiedzić Szwecję, a nawet Niemcy. 

Zadanie czytelnika jest łatwiejsze, gdyż w zrozumieniu sprawy pomaga nam druga płaszczyzna czasowa. Jest połowa roku 1942. Oczami młodej Agnes Gerner obserwujemy trudną rzeczywistość okupacyjną. Społeczeństwo jest wyraźnie podzielone. Jedna grupa to lojaliści, zwolennicy polityki Hitlera, nie tylko uwiedzeni głoszonymi przez niego ideami, ale też widzący w tym interes i spore korzyści finansowe. 
Druga grupa to kształtujące się podziemie, ruch oporu, którego założycielem jest kapitan Kaj Holt. Zwerbowana przez podziemie Agnes, z racji swojej wyjątkowej urody, ma za zadanie zbliżyć się do ważnych niemieckich oficerów i mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Zadanie to, pozornie proste, okazuje się dla Agnes czymś, co zadecyduje o jej dalszym życiu. Trudno bowiem, obcując z ludźmi, patrzeć na nich tylko od strony ich pracy. Prywatnie mają oni przecież rodziny, dzieci, pragnienia i lęki. Uwikłana w związek z dwoma mężczyznami, Agnes przeżywa coraz większe rozterki, a lęk o własne życie i wyrzuty sumienia, przywodzą ją w końcu na skraj mentalnej przepaści.

Początkowo trudno mi było zorientować się w gąszczu powiązań i obco brzmiących nazwisk. Z czasem stało się to prostsze i z przyjemnością śledziłam, jak dwie płaszczyzny łączą się w jeden wyraźną całość. Bardzo spodobał mi się także główny bohater. Jest dociekliwy i zawzięty, jeśli idzie o odkrywanie prawdy. Potrafi łączyć ze sobą fakty, ale nie dzieje się to nagle i z niczego, jak to mamy w niektórych serialach. Po drugie Tommy ma swoją ciemną stronę i przeszłość, która nie jest powodem do chluby. Bohater jest tego świadomy i, choć chciałby to zmienić, nie bardzo wie jak miałby to zrobić. Póki co więc drepcze trochę w miejscu. Czy zdoła wyjść z życiowego impasu, mam nadzieję, dowiemy się w kolejnych częściach cyklu. 
Ostatni Pielgrzym jest debiutem powieściowym Garda Sveena. Książka została bardzo dobrze przyjęta w ojczyźnie autora, czego dowodem są zdobyte przez nią prestiżowe nagrody w kategorii kryminału i debiutu powieściowego: Szklany Klucz, Nagroda Rivertona oraz Nagroda Mauritsa Hansena. Taki początek stawia wysoką poprzeczkę kolejnym powieściom z tej serii, dlatego niecierpliwie czekam na Otwarte Piekło.

Polecam Ostatniego Pielgrzyma miłośnikom zimnych, skandynawskich klimatów, a także tym, którzy lubią kryminały, zbudowane na solidnej podstawie, z zagadką, która trzyma czytelnika do końca w napięciu i niepewności. Lektura godna uwagi.


Dziękuję!

piątek, 1 stycznia 2016

Życzenia i plany czytelnicze na rok 2016

  





1. Życzenia:
Oby każdy dzień był tak piękny i jasny, jak dzisiejsze niebo. 
Niech, niczym czysta karta, 
zapisuje się chwilami ważnymi i wartymi zapamiętania. 
Niech mija trochę wolniej, 
aby zostało czasu na chwilę refleksji i odpoczynku. 
2. Plany czytelnicze:
Żadnych konkretów. Robić to, co do tej pory i tak, jak do tej pory. 
Czytać dla przyjemności czytania i trwać w umiarze z pracą,
 życiem prywatno-rodzinnym i własnym hobby. 
Nie robić niczego dla musu i statystyk. 

Jednym słowem:
Do siego roku!