sobota, 28 lutego 2015

Zanim zasnę

Reżyseria: Rowan Joffe
Scenariusz: Rowan Joffe na podstawie powieści S.J. Watsona
Obsada: Nicole Kidman
Colin Firth
Mark Strong
Gatunek: thriller, dramat psychologiczny
Czas trwania: 88 min.





 Często bywa tak, że z najlepszych scen filmu składa się zwiastun promujący film. Taki zlepek wychodzi bardzo zachęcająco i sugeruje potencjalnemu widzowi,  że film jest lepszy niż w rzeczywistości. To właśnie zwiastun zachęcił mnie do obejrzenia filmu; obfitujący w drastyczne sceny z udziałem Nicole Kidman obiecywał niezłe kino i dobrą rozrywkę na wieczór. Czy film okazał się tak dobry jak zapewniał zwiastun? O tym poniżej. 
40-letnia Christine cierpi na głęboką amnezję; na skutek przebytego wypadku, każdy kolejny dzień musi przeżywać na nowo. Gdy zasypia, zapomina o wszystkim ze swojego życia, nie pamięta nawet tego co wydarzyło się poprzedniego dnia. Budzi się u boku obcego sobie człowieka, twierdzącego że jest jej mężem, co rano odczuwa te same lęki i rozterki, dzień przeżywa według schematu porozlepianych na ścianach domu zdjęć, opisanych karteczek i wskazówek.
Każdego ranka dzwoni do niej też dr Nasch, który z godną podziwu cierpliwością przypomina jej, że jest jego pacjentką, że pracują wspólnie nad leczeniem jej pamięci oraz że kobieta prowadzi videopamiętnik, który ukrywa w szafie w pudełku po butach. To z nagranych na nim zwierzeń, Chritine dowiaduje się, że nie wszystko w jej życiu przebiegało tak jak jej to opowiada mąż. Z czasem okaże się, że wiele rzeczy w ogóle nie miało miejsca, za to wydarzyły się zupełnie inne, że Christine miała inne życie niż się jej wydawało, a i sam mąż ma swoje za uszami. 
Gdzie leży prawda? Fabuła filmu i wszystkie starania bohaterki skupią się właśnie na próbach odkrycia tej prawdy, co będzie nie tylko bardzo trudne, ale też nużące, bo tego typu tajemnice często opierają się na drobiazgach, które łatwo mogą umknąć nie tylko bohaterce, ale nawet widzowi.
Film zaczyna się od przebudzenia głównej bohaterki i od tego właśnie dnia śledzimy jej kolejne poczynania. Christine poznaje nowe fakty ze swojego życia, nagrywa dla siebie kolejne wiadomości, kurczowo stara się pamiętać to, czego się danego dnia dowiedziała. Jest to jednak trudne, bo pamięć jest tak zawodna i ulotna, a kochający mąż wydaje się pewne sprawy zdezorientowanej żonie utrudnić.
Atmosfera filmu jest duszna i przygnębiająca; starania bohaterki rozbijają się o mur, bo w sumie co może zrobić, skoro nikogo i niczego nie pamięta? Każdy może jej powiedzieć to i ile sam zechce, może to być prawda, ale może to być też kłamstwo, którego w dodatku nasza bohaterka nie rozpozna. Sama gra Nicole Kidman, którą bardzo lubię i cenię jako aktorkę, na wyżyny dramatyzmu się nie wspina. Stworzona przez nią bohaterka jest sztuczna i płaczliwie rozlazła, brakuje jej ikry i chęci do działania. Rozumiem, że u człowieka cierpiącego na amnezję o tę ikrę trudno, ale w tym już tkwi rola twórcy filmu, by stworzonym przez scenariusz bohaterom tę ikrę nadać, albo tak pokierować aktorami, by swoją grą aktorską ją w sobie wyzwolili. 
Colin Firth, który wreszcie może się pokazać w innej roli, też nie daje z siebie wszystkiego. Obojętnie czego by nie robił, czy był zły, smutny czy namiętny, zawsze ma ten sam wyraz twarzy, co niestety kompletnie mnie nie przekonuje.
Nie przekonuje także zakończenie filmu, bo w sumie nie mamy gwarancji, że następnego dnia droga głównej bohaterki nie rozpocznie się od nowa. W końcu pamięć bywa złudna...
Ze smutkiem stwierdzam, że zwiastun filmu obiecuje co innego. Zamiast trzymającego w napięciu thrillera otrzymujemy przewidywalny dramat, który niemal już w połowie podaje widzowi rozwiązanie zagadki. 
Film może być dobrą pozycją dla zagorzałych wielbicieli Nicole Kidman oraz dla tych, którzy szukają dla siebie niezbyt skomplikowanej historii na wieczór. Na kolana ten film co prawda nie rzuci, ale na blisko 1,5 godziny uwagę przykuje.

Dziękuję!

poniedziałek, 23 lutego 2015

Moira Young: Gniewna gwiazda

Autor: Moira Young
Tytuł: Gniewna gwiazda
Trylogia: Kroniki Czerwonej Pustyni, t. 3. 
Stron: 412
Wydawca: EGMONT







Czasy, kiedy Saba wraz z tatą i rodzeństwem mieszkali nad jeziorem, wydają się teraz bardzo odległe. Wydarzenia, które lawinowo nastąpiły później, kazały całej trójce nie tylko szybciej dorosnąć, ale też podejmować decyzje mogące zaważyć nie tylko na ich losach, ale też na losach mieszkańców całego kraju. 
Czy Saba dorośnie do roli przywódczyni? Czy dogada się z Lugh i zbliży do Emmi? Czy odnajdzie Jacka i będą razem? A może tajemny magnetyzm De Malo weźmie górę i Saba zbrata się z wrogiem?
Trzecia i finałowa część cyklu pt. Gniewna gwiazda przynosi odpowiedzi na te pytania. Czy zaskakuje? O tym poniżej.
Po krwawej rozprawie z Tontonem De Malo, nasi bohaterowie stają się bandą pustynnych rebeliantów. Ich głównym celem jest teraz pokrzyżowanie planu De Malo, który wymyślił sobie, że stworzy Nowy Eden, zasiedlając go młodymi zdrowymi ludźmi, a ci dadzą początek nowej, niczym nie skażonej i zdrowej ludności. Za jego rozkazem Tonton rozdziela rodziny, przesiedla nowożeńców, a chore i słabe dzieci porzuca w górach. 
Saba i jej oryginalna kompania chcą zrobić wszystko, żeby do tego nie dopuścić. W ich mniemaniu Nowy Eden należy się wszystkim, a rodziny przede wszystkim powinny być razem, bo to w tym tkwi ich siła. Tylko jak do tego doprowadzić, bez rozlewu krwi i tysięcy ofiar? Czy De Malo faktycznie czuje się wybranym Wielkim Pionierem, czy może jest zwykłym oszustem i tyranem?
Jakie plany ma ukrywający się na pustyni Jack, z którym Saba wciąż nie może dojść do porozumienia? Kim jest zdrajca ukrywający się w grupie Saby i jaki jest jego cel? 
Przyznam, że trzecią część czytało mi się najtrudniej. Narracja nadal jest porwana i choć głównym narratorem pozostaje Saba, bywa, że do głosu autorka dopuszcza właśnie tajemniczego zdrajcę oraz innych członków grupy. 
Zastanawiałam się też nad potrzebą stworzenia tej części, gdyż miałam wrażenie, że powstała ona jakby nieco na siłę. 
Akcja obejmuje nieco ponad tydzień, a wszystkie działania bohaterów zmierzają do głównego starcia w Nowym Edenie. Samego działania jest mało, więcej natomiast bohaterowie się przemieszczają. Początkowo nie mają też konkretnego planu i nawet sama Saba nie wie, co będzie, gdy już znajdą się w środku.
Irytuje także główna bohaterka; jest zagubiona i niezdecydowana, wyraźnie źle czuje się w roli przywódcy. Nie potrafi porwać za sobą swoich ludzi ani przekonać ich do swoich racji. Nie umie też zdecydować się ani przyznać przed samą sobą, co i do kogo czuje. Momentami bardzo mnie to irytowało.
Zasmuca także samo zakończenie, gdyż trup ściele się gęsto, nie omijając głównych bohaterów. Mimo to brakuje tego bum, które swoim pojawieniem się spowodowałoby u czytelnika to miłe zaskoczenie, że oto wydarzyło się coś, czego nie podejrzewaliśmy. 
Pamiętam, że część pierwsza podobała mi się bardzo, głównie ze względu na irytującą i oryginalną bohaterkę. Druga była nawet miłym zaskoczeniem, uważam jednak że cechą dobrej historii jest nie tylko zamknięcie jej w odpowiednim czasie, ale też umiejętne jej zamknięcie. Czy autorce się to udało? Biorąc pod uwagę spadek formy, myślę że tak. Fajerwerków jednak nie było. To dlatego czuję czytelniczy niedosyt i polecam książkę tylko tym, którzy przygodę z cyklem zaczęli. Ci czytelnicy powinni zakończenie poznać, to pewne. Inni, którzy sięgną po książkę z marszu mogą się poczuć trochę zwiedzeni.

Dziękuję!


Cykl Kroniki Czerwonej Pustyni
 Krwawy szlak | Dzikie serce | Gniewna gwiazda

wtorek, 17 lutego 2015

Jana Wagner: Pandemia

Autor: Jana Wagner
Tytuł: Pandemia 
Stron: 433
Wydawca: Zysk i S-ka







Pojęcie pandemia pochodzi z języka greckiego i oznacza epidemię choroby zakaźnej, cechującej się wysoką zaraźliwością oraz brakiem naturalnej na nią odporności populacji. Do najpopularniejszych, a co za tym idzie najgroźniejszych pandemii XX i XXI wieku należą szczepy grypy hiszpanki, azjatyckiej, Hong-Kong oraz A/H1N1 oraz AIDS. Według znawców  szybkiemu rozprzestrzenianiu się pandemii sprzyja proces globalizacji czyli procesów, które powodują, że państwa mocniej się ze sobą integrują i mają między sobą wiele zależności.
Jana Wagner w swojej powieści Pandemia chciała, jak sama pisze, złamać szerzący się ostatnio szablon powieści z gatunku postapokaliptycznej. Według autorki wszechobecne ostatnio na półkach księgarni powieści z tej tematyki, nie wnoszą do literatury nic nowego, bo kopiują się wzajemnie,  a co za tym idzie nie szanują czytelnika, bo  nie są tak naprawdę na serio, ani uczciwie. To dlatego postanowiła napisać powieść, która temat epidemii potraktuje poważnie i wyczerpująco. Czy się jej to udało? O tym poniżej. 
W Moskwie wybucha epidemia grypy. Ponieważ póki co nie ma na nią lekarstwa, władze starają się zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby jedynymi dostępnymi środkami, jakie mają czyli blokowaniem granic i zakazami wyjazdu z miast, a nawet poszczególnych dzielnic.
Fabuła przedstawiona została z perspektywy głównej bohaterki 36-letniej Anny, kobiety dojrzałej, matki i żony, kogoś zupełnie przeciętnego. Tak właściwie Anną mogłaby być niejedna kobieta, gdyż bohaterka nie ma cech szczególnych. Tak naprawdę najważniejszą rzeczą decydującą o zachowaniu bohaterki jest fakt, że jej obecny mąż, miał przedtem rodzinę, żonę, małe dziecko i to dla Anny ich zostawił. Sytuacja ta miała i nadal ma duży wpływ na życie Anny, jej rodziny oraz kontakty ze znajomymi, ponieważ w większości są to znajomi znający pierwszą żonę Sierioży.
Powieść Pandemia zdecydowanie różni się od wszystkich tego typu historii. Epidemia wybucha nagle, ale niepostrzeżenie, jakby ukradkiem. Ot, ludzie zaczynają chorować, na ulicach noszą maski na twarzach, a media podają dość skąpe informacje na temat choroby, tego jak się przenosi, by z czasem zupełnie zamilknąć. To wtedy zaczyna się właściwa akcja. Ponieważ jest sroga zima, ludzie zamykają się w domach, albo próbują wydostać się z miasta, licząc, ze wyjazd pozwoli im uchronić się przed zarażeniem.
Anna wraz mężem i synem, a także grupą sąsiadów i znajomych, decyduje się na wyjazd z miasta. Celem ich podróży jest dom na małej wysepce przy granicy z Finlandią. 
W długiej, bo trwającej blisko dwa tygodnie, podróży bohaterowie będą musieli się zmierzyć nie tylko z zimnem, brakiem paliwa czy jedzenia, ale też z przygnębiającą rzeczywistością. Opustoszałe miasteczka, wsie, osady sprawiają przykre wrażenie. Ludzi albo już w nich nie ma, bo odeszli, albo zostali wymordowani, a osady spalone miotaczami ognia.  Podróż ta jest dla Anny czasem lęków o dorastającego syna, męża, który od trzech lat jest dla niej całym światem oraz próbą znalezienia w tym wszystkim miejsca dla byłej żony i jej dziecka, bo i oni są uczestnikami tej podroży.
Czy bohaterowie dotrą bezpieczne do celu i co tam znajdą? To się okaże. 
Pomysł, by epidemię uczynić jedynie tłem, a wątkiem głównym podróż bohaterów, był dość ryzykowny. Osobiście nie lubię, gdy o wydarzeniach mówi się jedynie przy okazji, a historia skupia się na działaniach i związkach bohaterów. Janie Wagner udało się te dwie sprawy umiejętnie zrównoważyć. Podróż przez Rosję jest okazją do obejrzenia skutków epidemii w praktyce, zobaczenia, jak dotyka i jak mocno krzywdzi ona zwykłych ludzi, którzy, właśnie przez swoją zwykłość, nie mają szans ani na pomoc medyczną, ani na godne chorowanie. Przypomina to raczej dogorywanie, gdzieś w na uboczu i w zapomnieniu. O braku jedzenia, opału i innych potrzebach nawet nie ma co wspominać. 
Powieść czyta się dobrze, choć przyzwyczajona do realiów Metra 2033, trudno miałam się przestawić na spokojną narrację i tempo akcji.W tej powieści zza rogu nie wyskoczy okropny mutant, nie ma tu szkodliwych skutków promieniowania. To tylko (i aż!) grypa, która zbiera swoje śmiertelne żniwo.
Pandemia to historia dla lubiących powieści drogi, z domieszką psychologii i katastrofy w tle.
Polecam. Warto!

 Dziękuję!

niedziela, 15 lutego 2015

Kai Meyer: Przebudzenie Arkadii

Autor: Kai Meyer
Tytuł: Przebudzenie Arkadii
Trylogia Arkadyjska
Stron: 448
Wydawca: Media Rodzina







Na przygodę z mityczną Arkadią odmalowaną na kartach książki przez Kai Mayera, od dawna miałam ochotę. Fascynowały mnie nie tylko oszczędne ilustracje okładkowe, ale też kilka drobiazgów z opisów treści.
Połączenie nawiązań do mitu arkadyjskiego z sycylijską mafią wydawało mi się pomysłem - strzałem w dziesiątkę. Jednak już początkowe rozdziały pierwszej części oraz powolna narracja trochę mój zapał ostudziły. Co z tego wynikło? O tym poniżej.
17-letnia Rosa przyjeżdża z Nowego Jorku na Sycylię, gdzie mieszkają jej siostra i ciotka. Ciotka jest głową rodziny Alcantara i ma mafijne powiązania, zresztą już sama Sycylia powinna dać czytelnikowi pewne wskazówki. Jeszcze w samolocie Rosa przypadkowo poznaje Alessandra, który, podobnie jak ona, skrywa własne tajemnice. 
Po przyjeździe Rosa spotyka ciotkę i ma szansę na odnowienie więzi z siostrą, której nie widziała przez dwa lata. Rodzinny dom i otoczenie wydają się Rosie dziwne i jakby na wymarciu. Każdy, kogo tu spotka ma swoje sekrety, nad rodziną ciąży wizja upadku, a inne rodziny tylko na to czekają. 
Rosa podskórnie przeczuwa co się dzieje, ale bardzo długo nie chce tej myśli do siebie dopuścić. 
Główna bohaterka, mimo młodego wieku, jest już osobą po przejściach. Nie zdradzę tutaj jej przeżyć, ale przyznam, że była to jedna z nielicznych rzeczy, która mnie w tej książce zaskoczyła.  Rosa jednak nie wzbudziła mojej sympatii; nie jest niesympatyczna, ale tak do końca lubić się nie daje. Bohaterka miota się, przeczuwa, że z nią samą także coś się dzieje, ale zupełnie nie chce przyjąć tego do wiadomości. 
Podobnie jest z wątkiem miłosnym. Wiadomo, że między Rosą i Alessandro ma się ten wątek rozegrać, ale nie czuć tu ani chemii, ani przyciągania. Mówi się o uczuciach, ale bohaterowie ani ich nie okazują, ani tego po nich nie widać. 
Pewien potencjał ma w sobie rodowa tajemnica, która sugeruje, że rodziny Alcantarów i Carnevarów łączyło w przeszłości więcej niż niektórzy chcieliby dziś przyznać. Obawiam się jednak, że jeśli autor za długo będzie jej odkrycie przeciągał w czasie, to i ona starci na atrakcyjności.
Kardynalny błąd popełnił także autor w samym finale, kiedy to bohaterka stoczyła swoją pierwszą poważną walkę w odmiennej postaci. Niemal cała książka została oparta na narracji pierwszoosobowej, a tu na ten jeden moment zmienia się w trzecioosobową. Jako czytelnik poczułam się zdradzona. Pozbawienie mnie opisu uczuć Rosy, gdy walczyła i się zmieniała, było okrutne. To właśnie przez to cały finał stracił swoją moc.
To dlatego lektura Przebudzenia Arkadii nie była do końca tym czego oczekiwałam.
Finał części pierwszej sugeruje, że Rosa i Alessandro staną na czele swoich rodzin. Jak dalej potoczą się ich losy i czy odkryją tajemnicę z dna morza? 
Z wiarą, że będzie lepiej sięgam po tom drugi.

wtorek, 10 lutego 2015

Eve Edwards: Gra o miłość

Autor: Eve Edwards
Tytuł: Gra o miłość
Seria: Kroniki rodu Lacey, t.3.
Stron: 296
Wydawca: EGMONT





Gra o miłość to trzeci i finałowy tom trylogii o sympatycznych i barwnych członkach rodziny Lacey.
Po ułożeniu losów Willa i Ellie, a także Jamiego i Jane, przychodzi pora na latorośl hrabiego Dorset z nieprawego łoża. 
Christopher Turner, dla przyjaciół Kit, jest aktorem. Rozpoczynając lekturę tomu trzeciego, mamy niejakie pojęcie o osobie Kita, gdyż jego postać autorka wprowadziła już w tomie drugim. Kit pomagał Millie, przyjaciółce Jane, w przenoszeniu wiadomości do Jamesa i choć trudno było go traktować poważnie, to ogólnie dało się go lubić. Także w tomie drugim bracia Lacey, przygarnęli Kita na łono rodziny, akceptując go takim jaki jest. Można by było się czepiać, że trochę to niewiarygodne, bo kto choć trochę zna historię wie, jak ciężkie były losy bękartów, ale w historii Lacey'ów właśnie tak to wygląda i jest to na swój sposób piękne. 
Kit jest aktorem teatralnym,  żyje z dnia na dzień i w zasadzie jest szczęśliwy. Z pewnością za to nie marzy mu się stały związek, ani bycie kimś statecznym. Do czasu. Gdy na kolacji u znajomych spotyka Mercy Hart zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Kłopot jednak w tym, że Mercy po pierwsze jest bardzo młoda, a po drugie jest córką surowego purytanina, który z pewnością nie o takim zalotniku dla córki marzy.
Kiedy więc tych dwoje się poznaje i przypada sobie do gustu, od razu wiadomo, że nie będą mieli łatwo. 
Podejrzewam, że czyniąc Kita głównym bohaterem części trzeciej, autorka chciała ubarwić nieco rodzinną kronikę. Gdyby bohaterem tej części został najmłodszy Lacey czyli Tobias, prawdopodobnie nie byłoby już tak ciekawie. 
Postawienie Kita i Mercy w sytuacji miłości niemożliwej jest zdecydowanie o wiele ciekawsze. On będzie musiał zdecydować, czy się ustatkuje i zawalczy o ukochaną z jej ojcem. Ona będzie musiała nieco dorosnąć i okrzepnąć, a potem spróbować choć trochę postawić się ojcu, który wciąż ma ją za małą dziewczynkę i najchętniej trzymałby ją pod kloszem jeszcze długo. 
Dzięki zderzeniu dwóch kompletnie różnych światów czytelnik ma okazję poznać głębiej życie ówczesnych aktorów, a także relacje panujące w purytańskich rodzinach. Ich niektóre zwyczaje, jak np. czytanie Biblii na ilość, zapisywanie złych myśli w pamiętniku, czy określanie wszelkiego rodzaju sztuki tworem szatana mogą śmieszyć, jednak z drugiej strony trzeba przyznać, że sytuacja młodych dziewcząt w takich rodzinach nie była do pozazdroszczenia. Jeśli nie wyrywały się przed szereg, to jeszcze pół biedy, ale gdyby zapragnęły czegoś innego od tego co oferuje im ich religia i styl życia? Wtedy musiałyby drogo za to zapłacić, czego dowodem jest ciotka Mercy, Rose, która w młodości zaufała niewłaściwemu mężczyźnie i teraz żyje na łasce szwagra. 
Postać Tobiasa, który usposobieniem najbardziej przypomina Kita, wprowadzi do powieści wątek sensacyjny, bohaterowie zostaną bowiem podejrzani o spiskowanie. Czy w tej sytuacji Mercy wykaże się sprytem i uratuje ukochanego z tarapatów? Czy pozostali Lacey'owie też włączą się do misji ratunkowej? Okaże się. 
Grę o miłość czyta się sprawnie i przyjemnie. Mercy, swoją naiwnością może co prawda czasami irytować, bo o życiu wie naprawdę niewiele, ale jest sympatyczna, słodka i ma dobre serce. A Kita z jego kolorowymi strojami i kolczykiem w uchu nie da się nie lubić.
Dzięki drobnym informacjom dowiadujemy się  także co słychać u Ellie, Jane, Millie i ich mężów, co jest bardzo przyjemne, bo nie ma się wrażenia, że ich losy jakby się nagle urywają. 
Kroniki rodu Laceó'w trącają pewną niewiarygodnością; z każdej opresji jest wyjście, wszystko kończy się dobrze, nie ma miejsca na ludzką nienawiść i kłamstwa, ale można na to przymknąć oko. W końcu to dzięki happy endom widzimy świat w jaśniejszych barwach i chętniej się do niego uśmiechamy.

środa, 4 lutego 2015

Veronica Rossi: Wielki Błękit

Autor: Veronica Rossi
Tytuł: Wielki Błękit, cz. 3
Stron: 368
Wydawca: Otwarte







Stało się. Było to nieuniknione i musiało do tego dojść. Od dłuższego czasu wiadomo było, że eter rozprzestrzenia się coraz bardziej i że niedługo nie pozostawi ludziom nawet skrawka ziemi do mieszkania i życia. Jedyną alternatywą jest poszukanie legendy i sprawdzenie, czy faktycznie jest to tylko legenda. 
Przed taką decyzją stają bohaterowie pod przewodnictwem Perry'ego i Arii. Po raz pierwszy od trzystu lat Osadnicy i Wykluczeni znajdują się w takiej samej sytuacji. Jaskinia, w której tymczasowo się schronili, to rozwiązanie na krótką metę. Nie mogą w niej zostać na zawsze, tym bardziej, że kończą się im zapasy wody i żywności. 
W tak ważną podróż nie mogą się jednak wybrać pieszo. Potrzebują pojazdów, najlepiej pływających lub latających, organizacji i co najważniejsze klucza czyli osoby, która ich przeprowadzi przez ścianę litego eteru. Po piętach ich poczynaniom depczą Sable i Hess, a każdy z nich ma swoje plany i własną wizję przyszłości w Wielkim Błękicie. Jaką rolę w całej wyprawie odegrają Osadnicy, a jaką Wykluczeni? Czy opcja dogadania się z Sable'm jest nieunikniona? Czy Cinder, chłopiec mający eter w żyłach, wypełni swoje przeznaczenie? Co czeka bohaterów za ścianą eteru; błękitne niebo i żyzna ziemia? A może to kolejna bujda? Czy Osadnicy i Wykluczeni mają w ogóle szansę na osiągnięcie porozumienia? 
Ne te i inne pytania odpowiada trzeci tom cyklu autorstwa V. Rossi. 
Po rewelacyjnym tomie drugim, który naprawdę bardzo mi się podobał, głównie ze względu na zastosowanie w nim rozwiązania fabularne, przyszedł czas na tom trzeci, który, przynajmniej w początkowych rozdziałach, jawił się nieco gorzej, od swojego poprzednika.
Rozdziały, w których Aria, Perry i ich przyjaciele trafiają w ręce Sable'a, Hessa oraz ich żołnierzy, przypominały trochę film sensacyjny. Ktoś kogoś pobił, uwięził, szantażuje, torturuje. Jakoś te wydarzenia nie chciały mi się zgrać z tym, co było w poprzednich tomach. Na szczęście potem, gdy bohaterowie szykowali się do finałowej przeprawy i sama walka o władzę, nieco te nieprzyjemne wrażenia zatarły.
Bardzo mi się podobało rozwinięcie potencjału, jaki miały w sobie postaci Sorena, Brooke, a nawet Roara, który dopiero teraz pokazał na co go stać. 
Nie mogłam odżałować Cindera i bardzo mi szkoda, że autorka nie miała dla niego jakiegoś lepszego zakończenia. 
Największym smaczkiem dla miłośników trylogii będzie nie tylko ewolucja postaci Arii i Perry'ego, ale też ich związku, który wkroczy na zupełnie nowy poziom.
Aria zupełnie nie przypomina tamtej dziewczyny wyrzuconej przez Hessa z Podu na pewną śmierć. Rozważna i myśląca, mierzy się nie tylko z bólem zranionej ręki i mniejszą z tego powodu sprawnością. Z całych sił stara się pomóc przyjaciołom, cierpiącym na stres i lęk przed wyjściem na zewnątrz. Jej uczucia do Perry'ego znacznie przybierają na sile, a i Perry nie jest w tym wszystkim taki spokojny.
Perry nadal zmaga się z ciężarem bycia wodzem i przyznam, ze swoją finałową decyzją bardzo mi zaimponował.
Tom trzeci daje czytelnikowi zadowalające zakończenie i myślę, że chyba każdy czytelnik powinien być usatysfakcjonowany. Nie jest to może literatura wysokich lotów, ale jak na umilenie sobie kilku popołudni, przygodami sympatycznych i energicznych bohaterów, wystarczy.