sobota, 27 lutego 2016

Lauren Oliver: Panika

Autor: Lauren Oliver
Tytuł: Panika
Stron: 360
Wydawca: Otwarte






Lauren Oliver polubiłam przede wszystkim za powieść 7 razy dziś; jest to książka mądra i pięknie mówi o ważnych dla człowieka rzeczach. 
Oczywiście nie można tutaj nie wspomnieć o trylogii Delirium, w której miłość traktowana jest jak choroba. 
Tej zimy przyszła pora na nową powieść tej autorki zatytułowaną Panika. Jest to mieszanka dramatu obyczajowego z odrobiną sensacji. 

Akcja powieści toczy się w Carp, sennym, amerykańskim miasteczku na dalekiej prowincji. Perspektyw na lepsze życie tu nie ma. Jeśli ktoś tu zostanie, czeka go nędzna egzystencja, bez żadnych szaleństw czy wzlotów. Jedynym sposobem na osiągnięcie czegoś jest wyjazd stąd, ale żeby to zrobić, trzeba mieć jakieś środki, a o nie trudno. 
Od kilku lat w każde wakacje w miasteczku toczy się gra zwana Paniką. Biorą w niej udział najstarsi uczniowie, których obowiązuje tajemnica. Oficjalnie nic takiego jak ta gra nie ma miejsca, bo nie mówi się o niej głośno. Jednak tego, co raz się udało, nie da się zatrzymać ani ukrócić, dlatego dorośli czy policja nie mają tu nic do powiedzenia. 

Na czym polega gra? Rozpoczyna się skokiem z urwiska. Skok ten to taka deklaracja, że przystępuje się do gry. Następnie przez całe lato uczestnicy są poddawani różnym zadaniom na wytrzymałość, pomysłowość czy odwagę. Nie są to proste ani bezpieczne zadania. W poprzednich latach były już ofiary oraz poważne uszczerbki na zdrowiu. Jednak gra jest warta świeczki, bo nagrodą jest ponad 50 tysięcy, a dla tych młodych ludzi jest to suma niebotyczna, za którą można zrobić niemal wszystko: od kupienia extra samochodu po wyjazd stąd na zawsze w nimbie chwały i podziwu innych. 
Bohaterowie powieści przystępują do gry z różnych powodów. Heather, bo jest po części zła i rozgoryczona porzuceniem przez chłopaka oraz kiepską sytuacją domową. Natalie w sumie trochę dla kaprysu i z nudów. Dodge dla osobistej zemsty. Każdy ma jakąś motywację, z którą raczej się nie obnosi. 
Rywalizacja jest zacięta, a zadania coraz bardziej wymyślne i niebezpieczne. 

Trzeba przyznać autorce, że miała bardzo ciekawy pomysł na powieść. Nie ma tu elementów nadnaturalnych ani nagłych, niesamowitych rozwiązań. Wykonując zadania bohaterowie mogą zginąć, mogą spowodować czyjąś śmierć. To nie zabawa, wszystko jest tutaj jak najbardziej na serio i być może dlatego ta historia jest tak wciągająca. Oprócz obserwowania zmagań uczestników gry, mamy okazję przyjrzeć się także ich sytuacjom domowym, z których stopniem dramatyzmu wyróżniają się zwłaszcza domy Heather i Dodge'a. Oboje mają wiele powodów, by dążyć do wygranej za wszelką cenę. Czy im się uda? Jak zakończy się tegoroczna Panika?  
Lauren Oliver znowu pozytywnie mnie zaskoczyła. Panika to naprawdę dobrze napisana książka. Świetnie oddany został klimat beznadziei, w jakiej muszą dorastać Heather czy Dodge. Wchodzenie w dorosłość powinno być względnie przyjemne i ekscytujące, rodzina powinna być wsparciem i drogowskazem, a tymczasem okazuje się, że każda dorosła decyzja jest obarczona wątpliwościami, na na pomoc rodziny nie ma co liczyć. Ten realizm jest najlepszą stroną powieści. Oprócz tego mamy napięcie towarzyszące każdemu nowemu zadaniu i zbliżający się wielkimi krokami finał. 
Panika jest warta czytelniczej uwagi. Polecam.

środa, 24 lutego 2016

Totalna policyjna demolka czyli Brygada ponad prawem

Reżyseria: Benjamin Rocher
Scenariusz:  Fransois Loubeyre, Tristan Schulmann 
Obsada:  Jean Reno, Alban Lenoir, Caterina Murino 
Gatunek:  sensacja,
Czas trwania: 89 min.






Kiedy zespół Serge'a Burena wkracza do akcji, nie robi tego delikatnie i z gracją. Im jest głośniej, im więcej pada strzałów, spłonie samochodów, tym lepiej. Jeśli jeszcze w dodatku dojdzie do jakiegoś wybuchu, to już w ogóle można o akcji powiedzieć, że była udana.  
To żart? Nie. 

Tak właśnie działa ten zespół, swoimi metodami doprowadzając do szału przełożonych, którzy mając już dość skarg i zażaleń obywateli, decydują się odział rozwiązać. Kiedy bowiem nad skutecznością zaczyna górować wielkość strat, o dalszym przymykaniu oka na graniczące z prawem metody, nie ma już mowy. Tym bardziej, że zmienia się szefostwo, które w odróżnieniu od poprzedniego, takie liberalne już nie jest. 
Kiedy jednak, w mieście zaczyna się panoszyć grupa organizująca napady na sklepy jubilerskie, a potem także i na banki, jedynymi, którzy mogą dopaść przestępców, są właśnie ludzie Burena. 

Francuski film sensacyjny w reżyserii Benjamina Rochera od pierwszej sceny stara się oszołomić widza głośnymi scenami strzelanin i pościgów. I trzeba przyznać, że nie jest to zła strategia, bo kiedy po raz pierwszy spojrzy się na zegar, okazuje się, że mamy już za sobą ponad połowę filmu. 
W sympatyczny sposób zostali ukazani członkowie brygady policyjnej. W myśl zasady jeden za wszystkich, nie tylko są gotowi pójść za swoim szefem w ogień, ale też faktycznie dzięki, nazwałabym to, policyjnemu ADHD, mają naprawdę dużą skuteczność w tym co robią. A że przy okazji zostawiają za sobą stosy gruzów i zniszczonych aut, to już inna sprawa. Złamany nos? To nic, przecież wtedy czuje się, że człowiek żyje. Postrzał w bok? Jest okazja do świętowania swoistego pierwszego stażowego postrzału. Członkowie ekipy Burena pracują tak jak żyją: z hałasem, szybko i zawsze w dobrym humorze. Wszystko da się obśmiać, a jak nie, to najpierw trzeba okląć, a potem można już obśmiać. 

Akcja filmu toczy się dość wartko, głównie dzięki scenom pościgów i strzelanin i choć nietrudno się domyślić, jak się historia zakończy, ogląda się naprawdę przyjemnie. Wisienką na torcie jest tutaj osoba Jeana Reno, który choć mimikę twarzy wydaje się mieć dość ograniczoną, tworzy wokół siebie aurę powagi lub śmieszności w zależności od potrzeby sytuacji i nawet nie musi się przy tym zbytnio wysilać. Może tak już ma, a może to lata praktyki. W każdym razie przyjemnie się go ogląda i mu kibicuje. 

Brygada ponad prawem to dobra propozycja na weekend. Nie wymaga zbyt wiele myślenia, bo historia w niej prezentowana jest dość prosta. Przykuwa jednak uwagę widza na tyle, że jest on w stanie zapomnieć o trudach minionego tygodnia. 
Polecam film miłośnikom kina akcji z domieszką komedii, tym, którzy lubią Jeana Reno oraz tym, którzy chcą zwyczajnie obejrzeć coś fajnego, a nie wymagającego wiele myślenia. 

Dziękuję!

niedziela, 21 lutego 2016

Kate Morton: Milczący zamek

Autor: Kate Morton
Tytuł: Milczący zamek
Stron: 560
Wydawca: Albatros






Gdyby budowle mogły mówić,  z ich opowieści powstałyby wspaniałe historie pełne pasji, namiętności i grozy. 
Co opowiedziałby zamek Mildehurst? Epopeję godną Iliady. 


Wszystko zaczyna się od dostarczonego o pół wieku za późno listu. Gdy list od Juniper Blythe trafia do rąk matki Edie, Meredith, stara historia na nowo nabiera rumieńców. 
Marzycielka i bibliofilka Edie pragnie obejrzeć stary zamek, w którym jej mama, jako nastolatka, spędziła półtora roku. Oprócz tego Edie ma wrażenie, że wydarzyło się tam znacznie więcej niż mama chce powiedzieć. Dlatego, gdy nadarza się okazja, kobieta wyrusza w podróż do hrabstwa Kent, gdzie w starym zamku mieszkają trzy siostry: Percy, Saffy i June. Znajomość z nimi, skłania Edie do dokładniejszego zbadania przeszłości, która ma więcej niewiadomych niż niejeden kryminał. 

Poznawanie historii rodziny Blythe, której mama Edie przez pewien czas była częścią, jest żmudne. W końcu minęło pół wieku. Nie ma zbyt wielu żyjących świadków, a siostry Blythe nie są skłonne do zwierzeń. Jednak stopniowo fakt po fakcie, składamy historię w całość. 
Narrację poznajemy z kilku perspektyw, właściwie każdy z bohaterów zostaje dopuszczony do głosu, dzięki czemu historia nabiera barw i głębi. 
Spajającą wszystko klamrą są poszukiwania Edie, dziejące się teraz, współcześnie. 
Cofamy się jednak także do końca lat 30. i poznajemy dojrzałe już Percy i Saffy oraz wchodzącą w dorosłość Juniper. 
Niektóre wydarzenia obserwujemy oczami Merry, która w zamku Mildehurst zyskuje szansę na to, by pójść w życiu inną drogą, niż ta, którą wybrali dla niej rodzice. Czy skorzysta z tej szansy? 
Poznajemy Thomasa, nauczyciela i żołnierza, który, nieświadomie, tak namiesza w życiu kilku kobiet. 
Każdy z tych bohaterów ma swoją historię, a ta składa się na większą całość, o wiele pełniejszą. 

Początkowo wiele wydarzeń wydaje się niezrozumiałych, a akcja toczy się nieco leniwie. Z czasem jednak wszystko nabiera tempa, by na koniec pozostawić czytelnika w niemałym szoku.

Milczący zamek to wspaniały ukłon w stronę klasycznej powieści gotyckiej. Wiekowe mury kipiące od sekretów, rozgoryczeni lub pogrążeni w chorobie mieszkańcy, skrywane głęboko rodzinne dramaty i bohaterka z zewnątrz, która nieświadomie uruchamia lawinę wydarzeń, prowadzącą do wyjaśnienia tajemnicy. A na dodatek piękny, ale nieco surowy angielski pejzaż i oczywiście na deser straszna burza, która uwalnia śpiące demony przeszłości. 
Powieść Kate Morton to także wielowątkowa saga rodzinna; to opowieść o straconych szansach, zaprzepaszczonych marzeniach i ogromnej sile miłości, która zdolna jest i do największych poświeceń i do największych zbrodni. 

Gorąco polecam Milczący zamek cierpliwym czytelnikom, lubiącym skrzętne snucie wątków, które początkowo nie mają ze sobą nic wspólnego. Z czasem jednak okazuje się, że nic tu nie jest zbędne. Każda nawet drugoplanowa postać ma swoją rolę do wypełnienia, a każde wydarzenie ma swoje znaczenie i w odpowiednim momencie wskakuje na miejsce jak kawałek układanki. Im większa cierpliwość, tym większa nagroda na koniec. Ta chwila, w której, czytając, mówimy sobie: o rety, no tak, jest bezcenna. 
Bardzo cenię powieści, których fabuła ma odpowiedni ciężar, a postaci głębię, o którą czasem tak trudno. To dlatego powieść Kate Morton na długo zapada w pamięć, a bohaterowie, początkowo jednoznaczni, jawią się nam w zupełnie innym świetle. Z ich zachowań i czynów należy ich rozliczać dopiero na końcu, gdy już poznamy wszystkie fakty. Wtedy dopiero możemy o tym wszystkim myśleć. 
Jeśli powieść po przeczytaniu nie pozwala zacząć czytać kolejnej książki, bo jeszcze panoszy się w myślach czytelnika, to znaczy, że jest to bardzo dobra historia. Tak właśnie jest w przypadku Milczącego zamku. 

Polecam! Naprawdę warto!

piątek, 19 lutego 2016

Sarah Waters: Muskając aksamit

Autor: Sarah Waters
Tytuł: Muskając aksamit
Stron: 592
Wydawca: Prószyński i S-ka





Zachwycona losami tytułowej "Złodziejki" zdecydowałam, że w miarę możliwości przeczytam wszystkie książki tej autorki. Bardzo spodobał mi się rys obyczajowy epoki, dokładnie zarysowany klimat i zwroty akcji, a przede wszystkim świetnie wykreowane postacie kobiece: delikatne, a jednak uparte w dążeniu do celu, w epoce tak zdominowanej przez mężczyzn. Słowem, byłam oczarowana. Potem książkę przeczytali inni członkowie mojej rodziny, i o dziwo, także im się spodobała. 

To dlatego, gdy nadarzyła się okazja przeczytania kolejnej książki tej autorki pt. Muskając aksamit bardzo, bardzo się ucieszyłam. Teraz, po skończonej lekturze, uczucia mam trochę mieszane. Dlaczego? O tym poniżej. 

Fabuła powieści znowu zabiera nas do XIX- wiecznej Anglii. Stopniowo wchodząca w życie ludzi rewolucja obyczajowa cichcem dociera także na prowincję i wywraca życie Nan Astley do góry nogami. 
W większych i pomniejszych teatrach triumfy świętuje wodewil, specyficzna mieszanka kabaretu i farsy, suto oprawiona śpiewem, tańcem i pantomimą. 
Nan, której całym życiem są ostrygi i praca przy nich, chłonie atmosferę tych przedstawień. Kiedy jednak widzi na scenie genialną i niepowtarzalną Kitty Butler, już wie, że od tej pory nic nie będzie dla niej takie samo. Początkowa fascynacja osobą Kitty, zmienia się w głęboką zażyłość między dwoma dziewczętami, co zaprowadzi je na większe sceny Londynu. Tam, po wstępnych sukcesach, będą musiały dokonać wyboru, który zdeterminuje ich przyszłe życie. 

Początkowo miałam w planach ocenić Muskając aksamit bardziej surowo. Dlaczego? 
Po lekturze Złodziejki miałam bardzo wysokie wymagania. Sarah Waters ma doktorat z tej dziedziny literatury, posłużył on zresztą jako jako inspiracja do jej kolejnych powieści. Myślę, że to właśnie dlatego autorka wie, o czym pisze i robi to naprawdę dobrze. Pamiętam, że długo zachwycałam się Złodziejką. Najbardziej podobało mi się to, że do samego końca nie było wiadomo, kto kogo oszuka i wywiedzie w pole, a delikatnie zarysowany wątek miłości dwóch kobiet, był subtelny i wyrafinowany. 

Tymczasem w Muskając aksamit sytuacja przedstawia się nieco inaczej. Powieść jest podzielona na trzy części. Pierwsza nieco spokojna i senna przedstawia rodzinną miejscowość Nan i jej stopniowe dorastanie do decyzji, by w imię miłości opuścić dom. Kończy się nieco dramatycznie, zaś  w drugiej części fabuła przybiera dość nieoczekiwany kierunek. Pomijając dość liczne sceny erotyczne, można tu sporo dowiedzieć się o samej epoce i w sumie niełatwej wówczas sytuacji obyczajowej i materialnej kobiet. Natomiast trzecia część to kompletny spadek formy. Historia pada na pysk i ciągle irytuje głupotą i brakiem woli do działania głównej bohaterki. O ile na początku Nan miała jeszcze trochę ikry, o tyle z czasem, ma jej coraz mniej. Co gorsza w ogóle nie wyciąga wniosków ze swoich doświadczeń. Jest bezwolna i brakuje  jej pomysłu na samą siebie. A działa tylko wtedy, gdy jest z kimś. 

To dlatego byłam zawiedziona. Ale pozwoliłam emocjom opaść i przede wszystkim spojrzałam na datę wydania tej powieści. Jest to debiut tej autorki z roku 1998 i nie można go porównywać ze świetnie dopracowaną i przemyślaną fabularnie Złodziejką, która powstała 4 lata później. Wiadomo, że z czasem zmienia się perspektywa autora, on sam dojrzewa, a z nim jego pomysły. 

Zatem myślę, że Muskając aksamit można potraktować jako wstęp do literackiej przygody z prozą Sarah Waters i za nic w świecie nie można się zniechęcać pewnymi wpadkami i niedociągnięciami. Złodziejka jest po prostu genialna, a kolejne powieści autorki, mam nadzieję, równie dobre. Zaś Muskając aksamit ma swoje plusy i minusy i najlepiej pamiętać o plusach, a na minusy patrzeć z przymrużeniem oka. 
Dlatego mając na uwadze plusy, a  więc atmosferę kabaretu, wyzwolenie seksualne kobiet i ich dążenie do wolności i możliwości kochania tego, kogo się samemu wybierze  oraz poszukiwanie własnej drogi w życiu, polecam lekturę niniejszej powieści, przypominając, że to debiut i tak właśnie należy go oceniać. 


Dziękuję!

wtorek, 16 lutego 2016

Rick Riordan: Klatwa tytana

Autor: Rick Riordan
Tytuł: Klątwa tytana
Seria: Percy Jackson i bogowie olimpijscy, t.3.
Stron: 312
Wydawca: Galeria Książki






Jeszcze Percy i jego przyjaciele dobrze nie otrząsnęli się po przebudzeniu Thalii, a już czeka ich kolejne zadanie. Pojawia się dwoje dzieci o niezwykłych umiejętnościach; prawdopodobnie są one herosami, ale kto jest ich boskim rodzicem? 
 

Fabuła tomu trzeciego rozkręca się bardzo szybko, rzucając i bohaterów i czytelnika na głęboką wodę. Starcie z jadowitą mantykorą, kończy się źle: znika Annabeth. 
Groźba pojawienia się starożytnego potwora, który zniszczy Olimp, staje się faktem. Bogini Artemida, która mógłby go wytropić, także znika, wpadając w pułapkę tajemniczego wroga. Zdeterminowany Percy przy niechętnej współpracy Łowczyń Artemidy, Thalii i Grovera, rusza na pomoc przyjaciółce, choć celem tej wyprawy jest grubsza sprawa. Rozpoczyna się szalona jazda bez trzymanki. 

Intryga zagęszcza się. Rosną obawy przed klątwą i prastarą przepowiednią. Pojawia się też coraz więcej postaci, co do których nie możemy być pewni ich roli, dlatego ewentualne domysły co do tego, jak potoczy się wojna, stają się trudniejsze. Już samo przebudzenie się Thalii mogło budzić wątpliwości, a na tym nie koniec, bo pojawiają się inni młodzi herosi, którzy wpływają znacząco na przebieg konfliktu. Każda z postaci, niczym pionek na szachownicy, zmienia układ sił. To dlatego trzecią część czyta się tak przyjemnie i z takim zaciekawieniem. Oprócz tego młodzi bohaterowie dorastają. Nie są to już dzieci, które poznaliśmy w tomie pierwszym, to już nastolatkowie, którym kształtują się charaktery i którzy coraz dobitniej wyrażają własne zdanie na każdy temat. Umacniają się także więzi między nimi, co dodatkowo komplikuje ich przyszłość, bo wiadomo, że uczucia zawsze zacieniają pole widzenia i jasne myślenie. 

Trzecia część cyklu o przygodach Percy'ego obfituje w walki, pościgi i dramatyczne wybory, dzięki czemu książkę czyta się tak, jak ogląda się film sensacyjny. Pojawiające się coraz to nowe postaci, czynią fabułę barwną i ciekawą. Jak mogą wyglądać ludzkie wersje Artemidy i Apolla? Co daje młodym dziewczętom członkostwo w Łowczyniach wielkiej bogini? Czy kawa może być środkiem pomocniczym w odnalezieniu dawno zaginionego bożka Pana? Do czego mogą się przydać sympatyczne pegazy, wielki jak autobus lew nemejski,  kochający marchewki dzik erymantejski i morska krówka o wdzięcznym imieniu Nessie? Jak przechytrzyć podtrzymującego nieboskłon Atlasa i kim jest tajemniczy Generał? I czy mantykora może mieć wadę wymowy? W tej serii, przystosowującej mitologię do czasów współczesnych, wszystko jest możliwe i żaden pomysł nie rozczarowuje. Po raz kolejny chylę czoło przed bogatą wyobraźnią Ricka Riordana i niezwykłą umiejętnością przelewania pomysłów na papier. 

Seria Percy Jackson i bogowie olimpijscy to wspaniała czytelnicza przygoda zarówno dla dzieci, jak i dla nieco starszych czytelników. Zabawna, zaskakująca i lekka. Czyta się z prawdziwą przyjemnością. 

czwartek, 11 lutego 2016

Laini Taylor: Sny bogów i potworów cz. 2

Autor: Laini Taylor 
Tytuł: Sny bogów i potworów cz. 2
cykl: Córka dymu i kości, cz.3
Stron: 288
Wydawca: AMBER 





Zakończenie historii, która w trakcie jej poznawania stopniowo nabrała cech epickości, jest trudne, zarówno dla autora, jak i dla czytelnika. Rośnie napięcie, oczekiwania są wielkie, bo chciałoby się, żeby było i wzruszająco i pięknie, ale i z przytupem, wielkim bum. 
Jak wielu czytelników, była trochę zawiedziona, że finałową część trylogii podzielono na dwie części, tym bardziej, że pierwsza połowa trzeciej części urywa się w dość ważnym dla całej historii momencie. 

Trwający od wieków konflikt między serafinami a chimerami wszedł w fazę końcową. Nieobliczalny imperator Jael zapragnął ludzkiej broni i niespodziewanie zastępy serafinów pojawiły się w świecie ludzi. Jakie zakłócenia i reakcje to spowodowało, można się tylko domyślać. Ludzki świat oszalał. 
Zjednoczone odziały Bastardów i chimer postanawiają wspólnie stawić wrogowi opór, decydując jednocześnie, że konieczna jest likwidacja przejść między światami. W finale części pierwszej Akiva i Karou, dzięki poświęceniu Liraz,  znaleźli się w świecie ludzi, odcięci od przyjaciół. Teraz to od nich zależy, jak wpłyną na przebieg konfliktu. Jak sprawią, że Jael wróci tam, skąd przybył? 

W drugiej części akcja dzieli się na kilka wątków. 
Pierwszy z nich opisuje starania Karou, Aivy oraz Mika i Zuzanny w ludzkim świecie. Niemałą rolę odegra tu lipna babcia Karou, niejaka Esther, której intencje kryształowe nie są. 
Zgłębiamy także historię Elizy, która w poprzedniej części tajemnicza i bardzo zagubiona, teraz okazuje się kimś w rodzaju bóstwa z machiny, które niczym w starożytnym dramacie pojawi się w kilku decydujących momentach i odciśnie swoje piętno na biegu wydarzeń. Jej przemiana i odzyskane wspomnienia wyjaśnią także czytelnikowi ideę światów i oddzielających ich zasłon. 
Pomniejsze wątki, takie jak historie Liraz i Ziriego, czy zebranych dusz zmarłych chimer, dopełnią całości. 

Tym co mnie trochę zaskoczyło, było to, że na długo przed finałem, udaje się bohaterom rozwiązać kwestię Jaela, zaś autorka skupia się na kilku ważnych dla przyszłości bohaterów, światów. Pojawią się krewne Akivy, czyli jego matka i babka, a sam Akiva znajdzie się w trudnej dla siebie sytuacji. 
Dużym plusem jest jednak to, że każdy z bohaterów odnajdzie swoje miejsce: dobrzy szczęśliwe zakończenie, a czarne charaktery właściwą dla swoich uczynków karę. 

Powieść czyta się dobrze i z przyjemnością, choć momentami akcja toczyła się zbyt wolno. Miałam wrażenie, jakby autorka bała się użyć drastycznych rozwiązań, przez co finał nieco traci pazur. 
Można jednak na to przymknąć oko, bo wiadomo, że czytelnik wiele jest w stanie zrozumieć i wybaczyć. 

Z pewnością na tle wielu książek dla młodzieży z wątkami paranormalnymi, Córka dymu i kości zasługuje na uwagę. Po pierwsze dlatego, że samo połączenie serafinów i chimer jest bardzo egzotyczne, a po drugie, że można się z nim doszukać pewnych realnych konfliktów, z naszej ludzkiej historii i to wcale nie tak starej. 
Oprócz tego historia pięknie opisuje siłę miłości, która trwa nie tylko mimo upływu czasu, ale też wielu różnic rasowych i kulturowych, a o czymś takim zawsze warto czytać, bo zwyczajnie skłania do myślenia. 

Polecam cykl czytelnikom lubiącym mitologię, anioły i inne oryginale potwory. To taki misz masz, który naprawdę oczarowuje i wciąga. 

Dziękuję!

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rick Riordan:Morze Potworów

Autor: Rick Riordan
Tytuł: Morze Potworów
Seria: Percy Jackson i bogowie olimpijscy, t.2
Stron: 277
Wydawca: Galeria Książki





Od chwili, gdy Percy Jackson dowiedział się, że jest dzieckiem półkrwi, a jego ojcem jest sam bóg mórz Posejdon, minął już rok. W zasadzie minął dość spokojnie. 
Po tym, jak Percy wraz z przyjaciółmi, Groverem i Annabeth, odzyskali piorun piorunów, zapobiegając w ten sposób olimpijskiej wojnie, dla chłopca i jego mamy nastał czas pozytywnych zmian. 
Po roku spędzonym w normalnej szkole, Percy niecierpliwie oczekuje wakacji, gdy będzie mógł pojechać na letni obóz dla herosów. Z tym większym niepokojem dowiaduje się, że jego nauczyciel Chejron wolałby, żeby Percy w tym roku nie wracał do szkoły. 

Kiedy jednak szkolny mecz przeradza się w śmiertelną rozgrywkę z krwiożerczymi Lajstrygonami, Percy zdecydowanie postanawia wrócić do szkoły. Tam czeka go jednak przykre rozczarowanie: granica obozu została naruszona, a strzegąca jej sosna Thalii umiera. Wszystko idzie nie tak. Grover nie daje znaku życia, a Annabeth ma złe przeczucia. Jedynym sposobem, by uratować sosnę Thalii, jest znalezienie legendarnego złotego runa o uzdrawiających właściwościach. Misja ta zostaje jednak przydzielona komuś innemu. Co w takiej sytuacji może zrobić młody heros? Udać się w tę samą misję, jednak bez błogosławieństwa opiekunów. 
Po części na ratunek uwięzionemu Groverowi, a tym samym w poszukiwaniu złotego runa Percy razem z Annabeth i młodym cyklopem Tysonem, wyrusza w niebezpieczną podróż, tym razem morską. 

Druga część cyklu o przygodach młodego herosa jest równie wciągająca co pierwsza i bardziej od niej zabawna. Oto trafiamy na okręt pełen potworów, wpadamy w pułapkę Scylli i Charybdy, mamy okazję do jedynej w swoim rodzaju przejażdżki na tęczowych hipokampach. 
Percy będzie się musiał nauczyć współpracy z Clarisse, za którą nie przepada, pogodzić się z faktem, że może mieć rodzeństwo, które niekoniecznie ma cechy ludzkie oraz, już po raz drugi, spotkać się z Lukiem. 
Morze potworów aż się od tytułowych potworów roi, przy czym niekoniecznie, przy pierwszym spotkaniu, okazują się one potworami. Jednak dzięki temu, czytelnik nie ma szansy się nudzić. Druga część cyklu również skrzy się humorem i dobrymi pomysłami. 

Kto tak naprawdę wynalazł Internet i po co? Co w swoim spa oferuje pani Kika? Jaka jest różnica między młodym a dorosłym cyklopem i jak Grover wygląda w sukni ślubnej? Tego i jeszcze więcej dowie się czytelnik, w czasie lektury drugiej części cyklu, który tak świetnie wpasowuje mitologię w czasy współczesne. Jest zabawnie i dowcipnie, czyta się jednym tchem, a przewrotne zakończenie każe zmienić podejrzenia czytelnika co do starej przepowiedni o młodych herosach. 
Po zakończeniu lektury nie pozostaje nic innego, jak tylko sięgnąć po część trzecią. Kronos bowiem nie zasypia gruszek w popiele.

piątek, 5 lutego 2016

O Alicji, co w tarapaty wpadła, czyli Dziewczyna ma kłopoty

Reżyseria: Julius Onah
Scenariusz: Julius Onah, Mayuran Tiruchelvam
Obsada:  Colubmus Short, Wilmer Valderrama, 
Alicja Bachleda, Tom Pelhrey
Gatunek: dramat obyczajowy,
Czas trwania: 90 min.






Klubowy DJ August nie ma ostatnio dobrej passy: od dwóch miesięcy zalega z czynszem za mieszkanie, a właściciel klubu daje jego zajęcie lepiej sprzedającemu się DJ-owi. Ale na tym nie koniec. Poznana w dyskotece tajemnicza Signe może i zapewnia bohaterowi upojną noc, ale co z tego, skoro rano próbuje obrobić go z resztek pieniędzy, by w końcu pokazać mu nagrany telefonem film, na którym wyraźnie widać, jak syn pewnego bogacza kogoś dusi. 
Znajdujący się w podbramkowej sytuacji Augustus staje przed trudnym wyborem. Pomóc Signe wyplątać się z kłopotów i wykorzystać nagranie do intratnego szantażu, czy też umyć ręce i nie mieszać się do całej sprawy, która bardzo szybko zaczyna cuchnąć. To, co bowiem początkowo wydaje się pewnikiem, okazuje się tylko elementem większej całości historii, która przedstawiona z kilku perspektyw zyskuje zupełnie inny wydźwięk. 

W całą sprawę zamieszana jest nie tylko Signe, która, jak się potem okazuje ma sporo za uszami, choć bardzo długo zgrywa niewiniątko. Mamy tu zblazowanego synalka finansowego giganta, narkotykowego dealera szukającego młodszego brata oraz owego młodszego brata, który ma tendencje do wpadania w kłopoty.
Dopiero, gdy złoży się te pojedyncze historie w całość, widać, jak naprawdę to wszystko wyglądało. 

Fabuła toczy się w nie do końca skoordynowany sposób. By dokładnie poznać powiązania miedzy bohaterami, musimy się cofnąć o kilka lat, tygodni lub miesięcy, co niekiedy bywało usypiające. Wyraźnie jednak widać w tym starania twórców filmu, by wyjaśnić, jakie urazy, kto mógł mieć do kogo. Miało to pomóc w zrozumieniu fabuły, jednak ta narracja zza ekranu momentami powodowała irytację, bo niektóre informacje naprawdę były niepotrzebne. 
Podobne starania widać w kreacji głównego bohatera, który, choć początkowo wygląda na życiowego nieudacznika, ma być tym porządnym, który postąpi właściwie i podejmie właściwą decyzję, bo oto znalazł się w takim momencie swojego życia, gdy jeszcze wiele może zmienić i zdziałać, jeśli tylko zechce. 
Nasz polski akcent w filmie i to dość pokaźny, bo to główna rola kobieca, reprezentuje tutaj Alicja Bachelda - Curuś, która dość dobrze sprawdza się w roli niekiedy pogubionej, a czasami trochę fatalnej Szwedki z aspiracjami muzycznymi. Bohaterka sama nie do końca wie, czego chce od życia i często dokonuje złych wyborów, a mężczyzn, traktuje, jak środek do celu. 

Film ogląda się nieźle, choć nie było to to, czego po tej historii oczekiwałam. Trochę mało tutaj napięcia i od pewnego momentu od razu szło się domyślić, jak cała sprawa się zakończy. Najbardziej podobał mi się dealer Angel, którego miło wspominam z romantycznej komedii Prada albo nic. Przyjemnie się go oglądało i dzięki temu cały film był znośny, choć rzecz jasna pozytywnym bohaterem, to on tutaj nie był. Jednak, jak na jedno popołudnie, film nadaje się w zupełności.

Dziękuję!

wtorek, 2 lutego 2016

Rick Riordan: Złodziej pioruna

Autor:  Rick Riordan
Tytuł: Złodziej pioruna
Seria: Percy Jackson i bogowie olimpijscy, t.1
Stron: 358
Wydawca: Galeria Książki






Powiedzieć, że kłopoty trzymają się Percy'ego Jacksona to za mało. One dosłownie do niego lgną, jak gdyby chłopiec był dla nich czymś w rodzaju zapalniczki. I nie są to zwyczajne, codzienne kłopoty. Jak już coś się zdarzy, to nie tylko z wielkim hukiem, ale ma znamiona wydarzeń, których ludzki umysł nie potrafi wyjaśnić. 
Percy nie jest łobuzem, obca jest mu wszelka złośliwość czy działanie z premedytacją. On sam nie potrafi wyjaśnić, dlaczego tak jest i co jest przyczyną tych wszystkich wypadków. Trudno jednak, by otoczenie było dla niego wyrozumiałe, kiedy niszczy szkolny autobus starożytną armatą albo "ląduje" całą klasę w rekinarium. To dlatego Percy zmienia szkoły mniej więcej raz na rok, a wygląda na to, że niebawem czeka go siódma zmiana. Tajemnicze wydarzenia wokół chłopca nasilają się. W rodzinnym domu Percy'ego także nie jest za różowo; mama ciężko pracuje, a ojczym Gabe w niczym jej nie pomaga, zaś pasierba nie cierpi. 

Kiedy szkolna nauczycielka od matematyki zmienia się w mityczną harpię, atakując chłopca, sprawy przybierają bardzo poważny obrót. Od jedynego bliskiego kolegi Grovera dowiaduje się, że jest niezwykły. Mama chłopca w obawie o bezpieczeństwo syna wysyła go na letni obóz. Nie jest to jednak zwyczajny survival skautowski. To obóz, ze wzmożonymi środkami bezpieczeństwa, dla dzieci, które są herosami, czyli potomkami olimpijskich bogów. Tak. Era bogów nie skończyła się wraz ze zmierzchem starożytności. Bogowie istnieją nadal, dostosowani do zmieniających się czasów ludzkości. Co za tym idzie mogą mieć dzieci ze śmiertelnikami. Okazuje się, że tych dzieci jest całkiem sporo, a Percy jest jednym z nich.

Tak, w skrócie, zaczyna się wielka przygoda Percy'ego Jacksona. Oskarżony o kradzież pioruna piorunów należącego do Zeusa, Percy wyrusza w podróż przez całe Stany, aby nie tylko złapać prawdziwego złodzieja, ale też odzyskać piorun i oczyścić swoje imię z mnożących się kalumni. Z pomocą przyjdą chłopcu satyr Grover oraz mądralińska Annabeth, córka Ateny.  Młodzi bohaterowie zmierzą się ze ścigającymi ich potworami takimi jak Erynie, czy Meduza, odwiedzą siedzibę Lotofagów, udadzą się nawet do samych Podziemi, gdzie przyjdzie im układać się z Charonem oraz tresować Cerbera. 

Powieść Riordana jest adresowana raczej do młodszego czytelnika, w końcu główny bohater ma 12 lat. Jednak starszy czytelnik także powinien ją przeczytać z przyjemnością. Jest to lekka, zabawna i skrząca dobrymi pomysłami historia, w której mitologia otrzymuje nowy wymiar, bo przecież bogowie nawet wyglądem musieli się dostosować do nowych czasów.
Gdzie współcześnie mogą znajdować się  Olimp i Hades? Co Meduza robi ze wszystkimi zamienionymi w kamień ludźmi? Jak Lotofagowie mamią wędrowców i czym dziś zajmuje się Dionizos? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi daje Złodziej pioruna.

Złodziej pioruna to dopiero pierwsza część cyklu, a więc początek przygód młodego herosa. Z chęcią zapoznam się z jego dalszymi przygodami, tym bardziej, że lektura opowiadań o olimpijskich herosach mocno mnie ku temu skłoniła.