wtorek, 27 maja 2014

Clarissa Black: Klejnoty elfów

Autor: Clarissa Black
Tytuł: Klejnoty elfów
Stron: 336
Wydawca: Novae Res




Każdy miłośnik powieści fantasy dobrze "wie", że ludzie nie są sami w swoim świecie. Oprócz nieświadomych niczego śmiertelników, zamieszkują go także przeróżnej maści demony i czarownice.
Tym oto pomysłem, wykorzystywanym już przez wielu pisarzy, posłużyła się także Clarissa Black w swojej powieści pt. Klejnoty elfów.
Osią fabuły uczyniła autorka walkę pomiędzy Gwardią a Zakonem, dwoma ugrupowaniami, które od tysiąca lat psują sobie nawzajem szyki. O przynależności do danego ugrupowania nie świadczy rasa, którą bohaterowie reprezentują, a przysięga na wierność, którą w odpowiednim momencie, składają. Najważniejszym artefaktem, którego poszukują obie grupy są dwa kamienie elfów, które przed laty rozłączone, gdzieś zaginęły. Gdyby udało się je odnaleźć i połączyć na nowo, ten, komu by się to udało, zyskałby ogromną moc. Dlatego zarówno Gwardia jak i Zakon nie ustają w poszukiwaniach kamieni.
Główną bohaterką, z perspektywy której całą historię śledzimy, jest młoda czarownica, Cathy, należąca do Gwardii. Dziewczyna ma w Gwardii oddanych przyjaciół, którzy zrobią wszystko, by czuwać nad jej bezpieczeństwem, ponieważ  bohaterka wraz ze swoją mocą, jest łakomym kąskiem dla agentów Zakonu. Rzeczywiście niebawem okaże się, że ktoś czyha na życie głównej bohaterki i w ten sposób poznaje ona istotę zwaną Cieniem, który pod postacią człowieka jest bardzo przystojnym młodzieńcem o imieniu Angelo. 
Okaże się ponadto, że interesy Gwardii i Angelo są zbieżne; wszyscy bowiem ścigają tego samego zabójcę, który wydaje się chcieć nastawić bohaterów przeciwko sobie. Zaczynają zatem ze sobą współpracować, a zuchwałą Cathy i zimnego, z pozoru Cienia, zaczyna z czasem łączyć coś więcej niż tylko wspólny cel. 
Przyznam od razu, że powieść Clarissy Black, o której niestety nie znalazłam w Sieci żadnych informacji, czyta się dość szybko i sprawnie. Ponieważ od pierwszego rozdziału czytelnik zostaje wrzucony w sam środek "dziania się", początkowo można poczuć lekką dezorientację, która jednak bardzo szybko mija.
Bohaterowie są sympatyczni i można ich polubić, choć przyznam, że gdyby było ich o dwóch, trzech mniej, być może wtedy ci kluczowi zyskaliby nieco więcej głębi, a tak niestety nie dla każdego starczyło "czasu i opisów". Dobrym pomysłem było sięgnięcie do żywiołów i do mitologii, aczkolwiek umiejętności bohaterów można było nieco bardziej uwypuklić, dać im więcej okazji do pokazania co potrafią, a potrafią sporo. 
W moim odczuciu najlepiej udał się autorce Angelo i wątek nabywania przez bohatera ludzkich uczuć, które w przyszłości mogą doprowadzić go do, znanej już tylko z legend, przemiany. Cienie z założenia są zimne i niezdolne do miłości. Przebywanie z Cathy, wspólna walka oraz cel, nie tylko tych dwoje do siebie zbliżą, ale też pozwolą Angelo odkryć w sobie pragnienia i uczucia, o których dotąd by mu się nawet nie śniło. 
Początkowo akcja toczy się dość wolno, dopiero, gdy pojawia się wątek zdrajcy i podwójnego agenta, robi się ciekawie. Stopniowo coraz lepiej poznajemy też przeszłość Cathy i jasne staje się, dlaczego jest tak wyjątkowa i ważna dla obu ugrupowań.
W zakończeniu autorka zostawia sobie furtkę, dzięki której mogłaby pociągnąć niektóre wątki w kierunku tomu drugiego. Czy takowy faktycznie powstanie, zobaczymy. 
Sądzę, że powieść przypadnie do gustu nastoletnim czytelniczkom, lubiącym historie z magią na pierwszym planie, okraszone szczyptą romansu i intrygi i że do takiej grupy docelowej jest ta książka właśnie adresowana. 
Zdaję sobie też sprawę, że jednemu czytelnikowi powieść przypadnie do gustu, innemu nie. Dlatego ewentualny wybór Klejnotów elfów na popołudniową lekturę pozostawiam już do samodzielnego rozpatrzenia.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Novae Res. 
Pozdrawiam ciepło!

niedziela, 25 maja 2014

Marie Lucas: Między teraz a wiecznością

Autor: Marie Lucas
Tytuł: Między teraz a wiecznością
Historie poza czasem
Stron: 421
Wydawca: EGMONT




Zdarzało Wam się zabierać za książki, których opis i okładka obiecywały jedno, a potem w trakcie czytania okazywało się, że dostajecie zupełnie co innego? Pewnie nie raz. Czasem taka "zamiana" była na tzw. lepsze, czasem przeciwnie.
Skończyłam właśnie czytać Między teraz a wiecznością i przyznam, że zdarzyła mi się taka "zamiana". Mało tego, jestem z niej bardzo zadowolona!
Opis z tyłu okładki sugeruje perypetie 16- Julii, która po śmierci ojca, wraz z matką znalazła się w ciężkiej sytuacji materialnej. Dziewczyna idzie do nowej szkoły, znajduje nowych znajomych, a nawet nowego chłopaka i, nie mogąc pogodzić się z nową sytuacją, kłamie. Na jaki temat? Ano, że nadal jest bajecznie bogata, że mieszka w super wypasionym domu, itp. 
Prawda tymczasem jest taka, że po śmierci ojca, musiały z mamą przeprowadzić się do ciasnego mieszkania, a teraz aby zdobyć gotówkę, bohaterka sprzedaje ubrania i rzeczy, świadczące o jej dawnej "świetności". 
Przyznam szczerze, że taki opis jest mało zachęcający. Bo książka ta oferuje swoją fabułą znacznie, znacznie więcej. Nie będę tu opisywać zawiłych koligacji rodzinnych głównej bohaterki, gdyż stanowią one ważną część fabuły i to na nich opiera się niemal cała intryga. Zresztą tego typu rzeczy najlepiej odkrywać samemu podczas czytania. 
W nowej szkole Julia stara się wtopić w tłum, co idzie jej raczej mizernie. Nowi znajomi są bogatymi nastolatkami, dziećmi bogatych rodziców, skupionymi raczej na sobie, choć gdy się im przyjrzeć baczniej, nie są tacy źli. Julia, która kiedyś finansowo miała się znacznie lepiej, a teraz jest jakby po drugiej stronie tej klasowej granicy, może wiele rzeczy zaobserwować i dokonać gorzkich porównań. Gdy człowiek jest bogaty, ma dookoła siebie masę ludzi i każdy wydaje się być przyjacielem; jednak, gdy pozycja ta zostanie w jakikolwiek sposób zachwiana, w krótkim czasie zostaje ze wszystkim sam. Dlatego wobec nowych znajomych Julia jest nieufna i, jak to sama określa, oscyluje jak najbliżej prawdy, ale na tyle od niej daleko, by nie zdradzić o sobie za dużo. 
W tej samej szkole Julia poznaje outsidera Nikiego, który im bardziej jest dla wszystkich persona non grata, tym mocniej Julię pociąga. A przecież dziewczyna ma już chłopaka. Feliks jest szkolną gwiazdą, szkolnym "ciachem" i co ważne naprawdę darzy ją szczerym uczuciem. Kiedyś on i Niki byli najlepszymi kumplami. Dlaczego teraz się nie cierpią? Czy to tylko jakaś głupia rywalizacja, czy może coś głębszego? 
Niebawem Julia na własnej skórze przekonuje się, że Niki jest inny. Dobitnie dociera to do niej, gdy chłopak przychodzi do niej z wiadomością od niedawno zmarłego dziadka dziewczyny...
Od tej pory intryga będzie się zagęszczać; wokół Julii i jej znajomych mnożyć się będą niewyjaśnione wydarzenia, w których ważną rolę odegrają duchy, a nawet złe moce. To ostatnie jednak, na szczęście z umiarem.
Miedzy teraz a wiecznością to historia nie tylko o nastoletnich intrygach i pierwszych poważnych porywach serc. To także całkiem zgrabnie pomyślana powieść o rodzinnych powiązaniach, zdradzie sprzed lat, chęci zemsty i walce o własne szczęście. 
Bardzo ciekawie wykreowane są postacie. Nikt tu nie jest jednoznacznie dobry lub zły; każdy bowiem ma swoje sekrety, sympatie lub antypatie. Sama Julia, swoim brakiem zdecydowania niekiedy trochę mnie irytowała. Bardzo za to polubiłam Feliksa, który okazał się nie tylko przystojny. Gdy było trzeba, potrafił się przemóc i wyciągnąć pomocną dłoń do dawnego kolegi, który, nawiasem mówiąc, nie zawsze był wobec niego w porządku. W sytuacjach kryzysowych był zdecydowany i pomysłowy i właśnie dlatego to on, a nie Niki jest moim zdecydowanym faworytem.
Czy będzie ciąg dalszy? O! Mam ogromną nadzieję, że tak! 
Ze swojej strony polecam Między teraz a wiecznością. Książka czyta się jak dobry thriller i pozostawia czytelnika w niepewności do samego końca. Takie właśnie historie lubię. 
Za książkę dziękuję serdecznie pani Kasi z wydawnictwa EGMONT!
Pozdrawiam ciepło!

wtorek, 20 maja 2014

Susan Ee: Angelfall 2. Penryn i Świat Po.

Autor: Susan Ee
Tytuł: Angelfall 2. Penryn i Świat Po
Stron: 352
Wydawca: FILIA




Dokładnie rok temu przeczytałam pierwszą część serii Susan Ee pt. Angelfall. Opowieść Penryn o końcu świata. Wizja świata, który zaatakowały i zniszczyły anioły, istoty, które od zawsze ludzie uważali za swych stróżów i opiekunów, w wydaniu Susan Ee okazała się straszna i brutalna. Anioły obróciły się przeciwko ludziom i swojej misji, nadanej im przez Boga. Teraz dążą do realizacji własnych planów, kosztem życia tysięcy ludzi, którzy są dla nich tylko "małpami" i mięsem armatnim. 
Główna bohaterka, 17-letnia Penryn, od samego początku nie dała się nie lubić. Krytyczna, myśląca i odważna wyruszyła w długą podróż, by odnaleźć i uratować młodszą siostrę, Paige. Przy okazji, zdając sobie sprawę, że jako człowiek w starciu z aniołami, szanse ma małe, wzięła za zakładnika rannego anioła. Ta dziwaczna para przemierzała zniszczone miasto, walcząc nie tylko z anielskimi bojówkami, ale i zdesperowanymi i głodnymi ludźmi. Z czasem między córą człowieczą a dumnym aniołem zawiązała się nić sympatii i porozumienia. Pierwsza część przygód Penryn od razu mnie zauroczyła i od tamtej pory niecierpliwie czekałam na drugi tom. Przeczytałam go wczoraj i znowu jestem w punkcie wyjścia. Historia była bowiem super, a na trzeci tom trzeba jeszcze trochę poczekać. Niestety.
Część druga zaczyna się właściwie tam, gdzie zakończyła się pierwsza. 
Penryn razem z ruchem oporu uwolniła Paige, a sama cudem wróciła do przytomności po ukłuciu szarańczaka. Raffe po tym, jak podstępem przyszyto mu skrzydła Beliala, zniknął, myśląc, że Penryn nie żyje. W posiadanie jego anielskiego miecza weszła Penryn, o której teraz wszyscy mówią, że jest pomiotem szatana. Jakby tego było mało, dawna Paige, już nie jest tym, kim była kiedyś. Poddana okrutnemu zabiegowi w Gnieździe, bardziej przypomina dziecko Frankensteina, niż ludzką dziewczynkę. W dodatku jej głód narasta...
Niedługo potem w wyniku nieporozumień wśród uchodźców, Paige znika, więc Penryn znowu wyrusza na jej poszukiwania. Drogi jej i Raffego niechybnie znowu się skrzyżują i ludzka dziewczyna i anioł znowu będą walczyć ramię w ramię. 
Podobnie jak w części pierwszej, początkowe rozdziały, nie obfitują w zbyt wiele wydarzeń. Z czasem jednak akcja zagęszcza się. Bardzo ciekawym zabiegiem było nadanie anielskiemu mieczowi okruchów ludzkiej świadomości, dzięki czemu czytelnik a i Penryn także, mogli się dowiedzieć, co w trakcie pierwszej podróży anioł myślał o dziewczynie i jak w ogóle ją postrzegał. Pozwoliło to także zgłębić psychikę Raffego, który był bardziej ludzki, niż sam myślał, że jest. 
Autorka odsłoniła także nieco z zamiarów archanioła Uriela, którego marzeniem, co nietrudno było przewidzieć, okazało się rozpętanie na Ziemi ponownej Apokalipsy. 
Mniej więcej od połowy książki akcja zaczyna przyśpieszać i jest coraz ciekawiej. Penryn jako narratorka ponownie daje się poznać jako osoba dojrzała i zaradna. Nie jest typową płaksą, ani jakimś nastoletnim cielęciem, które to tylko wzdycha. I za to należy się autorce wielki plus. Prawda, że  czasem bohaterka zaczyna darzyć anioła czymś więcej niż tylko sympatią, ale wątek romansowy jest tu opisany bardzo oszczędnie i w sumie autorka nie daje czytelnikowi zbyt wielu nadziei na happy end. Tych dwoje zbyt wiele dzieli, z czego sami zdają sobie doskonale sprawę. 
Dialogi znowu są dowcipne i błyskotliwe, a rozwiązania fabularne zaskakujące i bardzo przyjemne w odbiorze.  W piękny i bardzo wzruszający sposób opisała autorka siostrzaną miłość Penryn do okrutnie okaleczonej Paige. Można powiedzieć, że cała podróż i zgłębienie tajemnic Gniazda, pozwoliły Penryn nie tylko zrozumieć przez co przeszła jej młodsza siostra, ale też pokochać ją głębiej mimo, a może właśnie za cierpienia, których doznała. Aż chciałoby się od razu sięgnąć po tom 3, który mam nadzieję będzie finałowy. 
Angelfall to, w moim odczuciu, jedna z lepszych pozycji o tematyce anielskiej. Dlatego polecam wszystkim miłośnikom tego gatunku, bo naprawdę warto!
Recenzja napisana dla portalu Secretum.


Recenzja części pierwszej

niedziela, 18 maja 2014

Philippa Gregory: Meridon

Autor: Philippa Gregory
Tytuł: Meridon
Seria: Saga rodu Laceyów
Stron: 471
Wydawca: Książnica






Od tragicznych wydarzeń tamtej burzowej nocy, kiedy to zdesperowana i zgnębiona przez męża sadystę Julia Lacey, oddała swoje dziecko wędrownym Cyganom, minęło 15 lat. 
Niedługo po oddaniu córki, Julia zmarła, a nieco wcześniej jej mąż Richard, został zamordowany. Ród Laceyów wygasł, a dwór popadł w ruinę. Wioska Acre jednak istnieje, a jej mieszkańcy mają się całkiem nieźle, tylko dzięki staraniom i pracy wykonawcy testamentu Julii, jej dawnego ukochanego i byłego narzeczonego Jamesa Fortescue.
Wszyscy czekają aż zaginiona spadkobierczyni Wideacre wróci do domu. Pytanie tylko, czy w ogóle wróci i czy faktycznie będzie taka jakiej wszyscy oczekiwali? To dopiero się okaże. 
Tymczasem osierocona Merdon (kiedyś Sara) wiedzie nędzne życie sieroty - podrzutka, pod ciężką ręką ojczyma pijaka. Jedyną bliską jej osobą jest przybrana siostra Dandy, równie piękna co próżna. Meridon skrycie marzy o wolności i spokojnym, dostatnim życiu. Odkąd tylko pamięta, nawiedza ją powtarzający się sen o miejscu, które nazywa Wide (choć podskórnie czuje, że nie jest to pełna nazwa). Wie, że to stamtąd pochodzi i że to tam jest jej miejsce. Nie ma jednak żadnych konkretnych wspomnień ani pojęcia, gdzie miałaby tego Wide szukać. Skryta i lękliwa, nie przestaje marzyć, a póki co stara się chronić przed kłopotami lekkomyślną Dandy.
Któregoś dnia spod "opieki" ojczyma, siostry trafiają do wędrownej trupy Roberta Growera. Ich los nieco się odmienia, jednak daleki jest od ideału. Growerowi marzy się bowiem bogactwo i zaszczyty, które chce osiągnąć poprzez stworzenie dobrze prosperującego zespołu akrobatów. Meridon bardzo szybko dostrzega, że nowy opiekun, bywa troskliwy, jednak najbardziej zależy mu na pieniądzach. Jak dobry by dla sióstr nie był, zawsze będą one dla niego tylko Cygankami i środkiem do celu.
Któregoś dnia podczas przedstawienia dochodzi do tragedii i od tej pory życie Meridon zmienia się na zawsze i nieodwołalnie. 
Z Cyganki i przybłędy zmienia się w dziedziczkę i panią. Odnajduje Wide, miejsce którego zawsze szukała, które było szczytem jej marzeń i pragnień. Jednak wszystko jest nie tak, jak miało być. Sama bohaterka nagle jest nie taka. 
Przyznam, że moją faworytką z Sagi Rodu Laceyów jest Julia. Polubiłam ją za jej łagodność i uczciwość. Chyba nigdy nie przeboleję, że nie dostała od autorki szczęśliwego zakończenia. A Meridon? Jaka jest ta, która miała wszystko naprawić? No właśnie.
Trzecia część cyklu zaczyna się dość ciekawie; poznajemy bowiem główną bohaterkę w trudnym dla niej życiowym momencie. Życie wędrownych Cyganów, w dodatku nie "zrzeszonych" z taborem, gdyż ojczym bohaterki jest zwykłym szulerem i złodziejem, jest bardzo ciężkie i niczym nie różni się od życia żebraków. 
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy dziewczęta trafiają pod kuratelę Growera, choć od razu spodziewamy się czegoś złego. Nasilają się lęki Merry, wciąż pojawiają się złe wróżby, aż w końcu faktycznie dochodzi do wypadku. 
I wtedy Meridon wraca do Wideacre. Po prostu je znajduje. Zostaje przyjęta z otwartymi ramionami. I zamiast, na całe dobro, które otrzymuje od opiekuna i nowych przyjaciół, odpowiedzieć tym samym, ona raptem wszędzie zaczyna węszyć podstępy, oszustwa i myśli, że jest okradana. Buntuje się wobec nakazów Jamesa, który okazuje się być jej prawnym opiekunem, nie słucha rad życzliwych, a sprzymierza się i dobrowolnie oddaje się w ręce ludzi, którym zależy tylko na jej majątku. Rozumiem, że była zaślepiona bólem i goryczą po utracie Dandy, ale momentami jej postępowanie niesłychanie mnie irytowało. Wcześniej miała swój rozum i kierowała się instynktem. Wyjeżdżając do Londynu z Haveringami, wyglądała tak, jakby nagle straciła umiejętność logicznego myślenia i samodzielnego podejmowania decyzji. Głupota jej postępowania i zupełny brak krytycyzmu wobec Perryego, czy jego matki, mogły doprowadzić do tragedii.
Nie neguję tutaj, rzecz jasna, samej fabuły, tylko bohaterkę, która niestety trochę mnie zawiodła. Szczęściem, zakończenie daje czytelnikowi dość satysfakcji i bardzo zgrabnie zamyka całą historię przeklętego przez los rodu Laceyów. 
Ze swojej strony polecam. Saga, mimo że dość wiekowa, bo ociera się o ćwierćwiecze, napisana jest lekko, z wdziękiem i zaangażowaniem. Czyta się przyjemnie i jednym tchem. Polecam. Naprawdę warto!

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Książnica.  
Pozdrawiam ciepło! 
 
 
 
 
 
 
 

wtorek, 6 maja 2014

Philippa Gregory: Dziecko szczęścia

Autor: Philippa Gregory
Tytuł: Dziecko szczęścia
Seria: Saga rodu Laceyów
Stron: 477
Wydawca: Książnica



Czasy okrutnych i niesprawiedliwych rządów rodzeństwa Lacey; Harry'ego i Beatrice, minęły. Obydwoje nie żyją, a po pięknym dworze pozostały tylko zgliszcza.  Wioska Acre  znajduje się na skraju śmierci głodowej, a jej ubodzy mieszkańcy nie ufają już nikomu, nie widzą też dla siebie żadnej nadziei. 
Takim oto smutnym i nieco przerażającym obrazem zaczyna się druga część Sagi rodu Laceyów zatytułowana Dziecko szczęścia. 
Beatrice Lacey obsesyjną miłością kochała Wideacre i wszystko, co było z nim związane. Jej jedynym celem była zmiana zasad dziedziczenia i obalenie majoratu, tak aby majątek mogły także dziedziczyć córki z rodu Laceyów, a nie tylko synowie. Obsesja ta doprowadziła cały majątek do ruiny, a wieś Acre do upadku. Dwór, który kiedyś szczycił się mianem najbogatszego w całej okolicy, stał się synonimem samowoli i brutalności dziedziców. Tamtego pamiętnego lata, gdy czara goryczy się przelała, a postępki Beatrice przeważyły szalę ludzkiej cierpliwości, wszystko znalazło swój tragiczny i krwawy koniec.
Czas płynął, kolejne lata mijały. Ludzie jednak nie zapomnieli, a niektórzy świadkowie czy nawet uczestnicy tamtych wydarzeń sprzed lat nadal żyją. W ubogim domu mieszka wdowa z dwójką dorastających dzieci. To Celia Lacey. Samotnie wychowuje córkę Julię i siostrzeńca Richarda, czekając, aż dr John MacAndrew wróci z Indii, dokąd pojechał, w celu "odrobienia" straconej fortuny. 
Tym razem narratorką, jak i uczestniczką wydarzeń jest Julia Lacey, córka Harry'ego i Beatrice Laceyów. Nieświadoma swego pochodzenia dziewczyna, pod czułym okiem i opieką Celii, wyrasta na dobrą, skromną i uczciwą młodą kobietę. Julia kocha Wideacre, nie boi się ciężkiej pracy i choć po wieloma względami bardzo przypomina Beatrice, to jednak, dzięki Bogu, odziedziczyła po niej tylko niektóre cechy, między innymi więź do tej ziemi. Skromna i uległa, nie skrzywdziłaby nawet muchy. Wrażliwa na ludzką krzywdę pragnie na lepsze zmienić los mieszkańców Acre. Posiada także pewien dar, który po części stanie się jej przekleństwem; jej sny są prorocze, a gdy się bardzo postara, potrafi wejrzeć w przeszłe wydarzenia i zobaczyć, kto był ich uczestnikiem lub nawet sprawcą.  Gdyby Julia miała więcej pewności  siebie, być może Saga rodu Laceyów już w tomie drugiem znalazłaby swoje szczęśliwe zakończenie. Ale jest jeszcze Richard.
Richard, drugie dziecko Beatrice i Harry'ego, a oficjalnie syn Beatrice i Johna MacAndrew, jest słodki, czarujący i przez wszystkich rozpieszczany. Ta fasada, skrywa jednak całą zgniliznę i zepsucie moralne Laceyów, jakie tylko mogło zmieścić się w jednej osobie. Im dalej w dorosłość, tym gorsze cechy Richarda wychodzą na jaw; młodzieniec jest nie tylko samolubnym egoistą; oprócz tego jest brutalnym maniakiem, o sadystycznych skłonnościach, słowem podniecają go ludzki lęk oraz zadawanie bólu wszystkim żywym stworzeniom. 
Gołym okiem widać, że Julia i Richard są jak dwie strony monety, tak diametralnie się od siebie różnią. Oboje mają równe prawa do Wideacre i kompletnie różne wizje przyszłości gospodarstwa. Czy mroczne i grzeszne dziedzictwo, które im się dostało po rodzicach, weźmie w końcu górę? Czy dobroć i słodycz Julii ma w ogóle szansę wygrać z okrucieństwem i bestialstwem Richarda? Czas pokaże. 
Jednak mroczne czasy dla Wideacre jeszcze nie minęły, wręcz przeciwnie, zbliża się kolejna burza. 
Z przyjemnością stwierdzam, że druga część trylogii, jest równie dobra jak pierwsza. Początkowo akcja toczy się dość wolno i leniwie. W zasadzie wszystko wygląda jak przyjemna historia obyczajowa i nic nie zapowiada zbliżającej się tragedii. 
Oczami Julii obserwujemy doprowadzony do ruiny majątek i wioskę. Gdy z Indii wraca John MacAndrew, pojawia się nadzieja, na odbudowę, tego co zniszczyły bezmyślność i chciwość Beatrice. Laceyowie dostają od mieszkańców wsi kredyt zaufania i początkowo naprawdę wszystko układa się śpiewająco. Oczywiście są pewne drobne wydarzenia, które zwiastują tragedię, ale czytelnik zawsze ma nadzieję na, jeśli nie szczęśliwe, to przynajmniej dobre zakończenie. Nie ma się jednak co łudzić. Dla rodziny Laceyów nie ma szczęśliwych zakończeń. Obciążeni genetycznie moralnym brudem i grzesznymi skłonnościami, nieuchronnie doprowadzą wszystkich i siebie do tragicznego finału. 
Przyznam, że jak w pierwszej części nie dało się polubić Beatrice, tak Julię polubiłam bardzo. Jej uległość bywała trochę irytująca, ale pracowitość, szczerość i prawość powodowały, że naprawdę chciałam dla niej szczęśliwego zakończenia u boku Jamesa. Tych dwoje naprawdę mogłoby doprowadzić Wideacre do złotego wieku. Tym bardziej smutno mi było, gdy powieść zbliżała się do końca. 
Obecnie jestem po lekturze i nadal odczuwam smutek, na myśl o tym, jakie zakończenie otrzymała Julia.
Druga część trylogii jest równie dobra, jak pierwsza, a być może nawet lepsza, bo przyznam szczerze, że jednak wolę, gdy bohaterki są pozytywne, a nie tak występne, jak Beatrice. Ciekawym zabiegiem było również wprowadzenie na arenę wydarzeń Ralfa, pierwszego kochanka Beatrice i zabójcy jej ojca. Co ciekawe nie okazał się on tak czarnym charakterem jak się spodziewałam. 
Nadal tak samo pięknie opisuje Philippa Gregory angielską przyrodę i prace gospodarsko - rolne. 
Polecam równie gorąco, jak część pierwszą. Jest super i naprawdę warto. 
Sama zaś jeszcze dziś rozpoczynam czytanie części trzeciej!
Pozdrawiam!
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Książnica. 
Pozdrawiam ciepło!

Tu można przeczytać recenzję pierwszej części pt. Dziedzictwo










poniedziałek, 5 maja 2014

Konkurs z Gwen Frost i Mr Fugu!

Dziś mam dla Was zaproszenie do dwóch konkursów organizowanych przez portal Secretum.pl
Pierwszy z nich dotyczy książki Wina Gwen Frost autorstwa J. Estep. 
Zadanie konkursowe naprawdę jest banalnie łatwe. Zgłaszać się można do 31 maja. 
Zasady i regulamin konkursu znajdują się tutaj
















Drugi konkurs dotyczy książki Mr Fugu autorstwa Joanny Shigenobu. 
Wystarczy odpowiedzieć na 3 prościutkie pytania i nagroda może być Wasza. 
Zasady i regulamin tutaj a zgłaszać się można do 25 maja.


Zapraszam serdecznie!

sobota, 3 maja 2014

Philippa Gregory: Dziedzictwo

Autor: Philippa Gregory
Tytuł: Dziedzictwo
Seria: Saga rodu Laceyów
Stron: 510
Wydawca: Książnica



O książkach autorstwa Philippy Gregory słyszy się dużo  i są to same dobre rzeczy. Do tej pory w sumie drogi moje i powieści Gregory trochę się rozmijały, aż w końcu moją uwagę zwróciła trylogia rodu Laceyów i postanowiłam rozpocząć swoją znajomość z powieściami tej autorki. 
Dziedzictwo jest pierwszą powieścią z sagi, opowiadającej zawiłą i obfitującą w intrygi i sekrety historię rodziny Laceyów.
Akcja toczy się w Anglii w XVIII wieku, a główną bohaterką i narratorką powieści jest Beatrice Lacey, młoda córka właściciela pięknego majątku Wideacre. Swoją historię zaczyna opowiadać, gdy ma lat raptem kilka, bo 4 lub 5. Zaczyna od swojego pierwszego wspomnienia związanego z ojcem i pierwszą konną jazdą. Od tej pory, przez kilka następnych lat, dorastająca Beatrice i jej ojciec są nierozłączni. To właśnie od ojca, dziewczyna uczy się wszystkiego o ziemi, prowadzeniu gospodarstwa, siewie zboża i hodowli zwierząt. Nie jest zainteresowana, jak inne dziewczynki, sukienkami i wyszywaniem. Centrum jej wszechświata jest Wideacre tylko ono się liczy i tylko ono zaprząta jej myśli. Miłość Beatrice do ziemi jest tak wielka, że z czasem pracujący w majątku ludzie, mieszkańcy Acre, zaczynają nazywać ją sercem tego miejsca. Wiedza i umiejętności bohaterki naprawdę mogą imponować i znacznie wyprzedzają epokę, w której żyje. 
Kiedy jednak ze szkoły do domu wraca Harry, starszy brat dziewczyny, do Beatrice dociera bardzo gorzka prawda. To Harry'emu przypadnie w udziale cały majątek i prawo do rozporządzania Wideacre. Zgodnie z zasadą majoratu wówczas panującą cały majątek zmarłego przypadał najstarszemu synowi, bądź najbliższemu krewnemu. Beatrice jako kobiecie przypadnie skromne uposażenie, bo i tak po wyjściu za mąż będzie prowadziła skromne życie zgodnie z zasadami narzuconymi jej przez męża. 
Kiedy bohaterka sobie to uświadamia; początkowo jest zdruzgotana. Nie wyobraża sobie życia poza Wideacre, ani tego, że to brat, czy ktokolwiek inny miałby kierować gospodarstwem. To ona najlepiej się na wszystkim zna, to ona się najlepiej do tego nadaje i będzie walczyć o to co kocha, choćby do celu miała dojść po trupach. 
Od tej pory całe życie Beatrice zostanie podporządkowane jednemu celowi; zdobyciu Wideacre na własność, sygnowaną na papierze jej nazwiskiem, a potem nazwiskami jej ewentualnych dzieci. 
Droga do celu będzie zawiła, krwawa, znaczona ludzką krzywdą i cierpieniem, ale Beatrice skupiona na celu, niczym pies gończy, nie cofnie się przed niczym. Będzie kradła, oszukiwała, zdradzała, grzeszyła, a każdy kto stanie na jej drodze, jako przeszkoda lub potencjalny wróg, szybko zostanie z niej usunięty. Nie będzie miała przy tym żadnych skrupułów, czy wyrzutów sumienia; wszystko będzie tylko środkiem lub sposobem. Wszystko. I każdy. Marnie skończą ci, którzy ją pokochają lub jej zawierzą; prędzej czy później zostaną wykorzystani i zniszczeni. 
Philipie Gregory naprawdę udało się stworzyć negatywną postać kobiecą i tak zepsutą do szpiku kości, że czasami przyglądając się jej pomysłom, aż miałam ciarki. Dla Beatrice nie liczą się dla niej żadne zasady, świętości czy tradycje. Z każdym kolejnym rozdziałem jej degeneracja moralna postępuje, a kolejne intrygi szokują i przerażają. Paradoksalnie, wszystko co przybliża bohaterkę do upragnionego celu, przybliża ją też do wielkiej katastrofy i upadku. Jest to bowiem droga, z której nie może już zawrócić, a nawet gdyby mogła, to pewnie znając ją, nie chciałaby. 
Doskonałym tłem dla Beatrice są bohaterowie drugoplanowi, którzy choć pozytywni i dobrzy (mam na myśli Celię i Johna), nie mają z nią szans w bezpośrednim starciu. Czytelnikowi nie pozostaje więc nic innego, jak tylko modlić się, by wyszli cało ze zbliżającej się klęski. 
Dziedzictwo, mimo objętości, czyta się szybko i przyjemnie. Powieść jest napisana z polotem i dobrze pomyślana.
Bardzo pięknie opisuje autorka przyrodę Anglii i urok mijających pór roku; wyraźnie uwidaczniają się tu osobiste sympatie P. Gregory, która prywatnie mieszka w małym gospodarstwie w Yorkshire.
Powieść Dziedzictwo mogę śmiało polecić każdej miłośniczce dobrych powieści przygodowych z nutą romansu historycznego i dramatu. Spodoba się Wam na pewno!
Swoje pierwsze spotkanie z twórczością P. Gregory uważam za udane, a sama zabieram się za lekturę części drugiej, zatytułowanej Dziecko szczęścia
Pozdrawiam!
Za rewelacyjną powieść, idealną na majówkę 
dziękuję serdecznie wydawnictwu Książnica.     
Pozdrawiam ciepło!