czwartek, 29 grudnia 2016

Ukryte życie tajnego agenta czyli Boss

Tytuł: Boss
Reżyseria: Brad Furman
Scenariusz: Ellen Brown Furman
Obsada: Brian Cranston, Diane Kruger, Benjamin Bratt i in.
Gatunek: dramat sensacyjno-obyczajowy
Czas trwania: 127 min.







Nie przepadam za filmami o mafii. Jednak tym razem skusił mnie opis treści zawierający nazwisko Pablo Escobara. Czy wystarczyło to na rodzinny seans? O tym poniżej.

Lata 80 XX wieku. Agent FBI o swojsko brzmiącym nazwisku Bob Mazur otrzymuje ciężkie do wykonania w praktyce zadanie. Musi się wcielić w bogatego biznesmena, a następnie nawiązać kontakty z przestępczą siatką Pablo Escobara. Jak ma tego dokonać? Wabikiem ma być parnie brudnych pieniędzy i to dużych kwot. Starannie przygotowana mistyfikacja FBI z Boba Mazura czyni Roberta Musellę, bogatego przedsiębiorcę, człowieka wpływowego o licznych kontaktach i powiązaniach.

Zadanie jest karkołomne. Na szali postawiony zostaje nie tylko sukces całej operacji, ale przede wszystkim życie wielu ludzi, w tym rodziny i przyjaciół agenta. Jeden błąd, nieopatrznie wypowiedziane słowo i wszystko może się zawalić. 

Fabułę filmu oparto na prawdziwych wydarzeniach. Bob Mazur istnieje i żyje do dziś, jako tajniak pracował do emerytury. Rzeczywiście przez 5 lat wcielał się w Musellę i żył jak bogacz, nawiązując kontakty i starając się zdobyć zaufanie Roberto Alcaine'a, bliskiego współpracownika Escobara.  Jednocześnie cały czas starał się prowadzić normalne życie u boku żony Evelyn i dwójki ich dzieci. 

Z całą pewnością nie było łatwo oddzielić od siebie te dwa życia. Z jednej strony człowiek rodzinny, o łagodnym usposobieniu, musiał się pokazać jako bezwzględny biznesmen i człowiek bez skrupułów. 
Sam pomysł, by zrobić z napisanej przez życie historii film, był dobry. Chwilami jednak brakowało napięcia, do którego przyzwyczaiło nas kino sensacyjne. Nie znajdziemy tu pościgów czy strzelanin. To raczej ten typ filmu, w którym bohater przenika do danego środowiska i się w nim obraca, bywa to tu to tam, poznaje ludzi i daje się poznać, jako zmanierowany bogacz.  
Wiadomo, że cała operacja trwała 5 lat, jednak podczas seansu nie czuje się upływu tego czasu, dla mnie wyglądało to raptem na kilka miesięcy. 
Nie oceniałabym filmu zbyt surowo. Świetnie pokazano, jak żmudnym procesem jest przeniknięcie do danej grupy ludzi, w przypadku mafii, to ściśle zamknięty krąg. Wymaga to współpracy informatorów, dużych pieniędzy i bycia wiarygodnym, że już o posiadaniu zimnej krwi nie wspomnę.
W tym filmie zabrakło mi jednak napięcia, jakie powinno towarzyszyć zadaniu tajnego agenta, tego dreszczyku, gdy wydaje się nam, że zaraz się wyda, że ktoś go zdekonspiruje. Nie było tutaj tego. 

Dlatego właśnie pomimo oczywistych walorów, z seansu jestem średnio zadowolona. Wolałabym więcej wydarzeń w samej sferze dziania się, niż tylko słuchania, jak cała misja jest ważna i jak blisko celu są agenci. Z tego powodu film polecam tylko zagorzałym fanom opowieści o mafii. Pozostali widzowie mogą być trochę znudzeni. 

Dziękuję!

wtorek, 27 grudnia 2016

Rick Riordan: Ognisty tron

Autor: Rick Riordan
Tytuł: Ognisty tron
Cykl: Kroniki rodu Kane # 2
Stron: 449
Wydawca: Galeria Książki







Od wydarzeń, opisywanych w poprzednim tomie, minęło kilka miesięcy. Rodzeństwu co prawda udało się powstrzymać zapędy złośliwego boga Seta, ale w między czasie pojawiło się nowe zagrożenie. Żądny władzy i krwi bóg chaosu Apopis, nie ustaje w wysiłkach, aby uwolnić się z więzienia, do którego kiedyś wtrącił go sam bóg bogów Ra. 
 

To dlatego młodzi Kane'owie z pomocą wuja Amosa i nowo przyjętych rekrutów, nie spoczywają na laurach, ale zawzięcie szkolą się w magii, rzucaniu zaklęć oraz szukają trzech części Księgi Ra. W jakim celu? Sadie i Carter dochodzą do wniosku, że jedynym sposobem na pokonanie Apopisa jest przebudzenie Ra, prastarego boga słońca. Przed młodymi Kane'ami niezwykle trudne zadanie. Raz, że inni magowie nie wierzą w słuszność i prawość intencji rodzeństwa, które ma powiązania z Horusem i Izydą, dwa, że nikt nie wie, gdzie obecnie znajduje się Ra. Czy tak stary bóg będzie w ogóle zdolny do walki?  Misja niemożliwa, a dodatku pełna niewiadomych. 

W drugim tomie przygód młodych Kane'ów, poznajemy ich nowe oblicze. Przeżyte wydarzenia zmieniły ich i sprawiły, że wydorośleli, nabrali pewności siebie i cennej umiejętności radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. Pojawiają się pierwsze poważne miłości, rodzą się nowe więzi między rodzeństwem, które przecież razem jest dopiero od roku. 

Ognisty tron pod względem fabularnym to trochę taka dzika jazda bez trzymanki. Nie ma tu czasu ani miejsca na nudę. Pojawiają się nowi bohaterowie oraz ci, poznani już w tomie pierwszym. Najzabawniejszym i zdecydowanie najciekawszym jest niepozorny, ale wspaniały bóg karzeł Bess, który tym razem towarzyszy rodzeństwu w podróży w zastępstwie bogini kotki Bastet. 
Stare wątki są umiejętnie kontynuowane, a nowe zgrabnie wplecione w fabułę. Dzięki temu nie nudzimy się, ale też nie mamy poczucia obcości, że oto same nowości nas zalały, a o starym już się nie wspomina. 
Powracają wątki Horusa, Izydy, osobiście pojawia się sam Set, znienacka pojawia się także magnetyczny Anubis. Ale to nie wszystko. 

Zdecydowanie najlepsze i najciekawsze momenty książki, to te, gdy Sadie i Carter podróżują przez Duat, egipską krainę umarłych. Indywidua, które tam spotkają, nie tylko rozśmieszą i zaskoczą, ale też przerażą i dadzą do myślenia. 

Czy misja młodych Kane'ów się powiedzie? Czy odnajdą Ra i czy będzie on taki, jakiego w duchu oczekiwali? Co jeszcze spotka bohaterów i ich przyjaciół? Czy dla starożytnego Egiptu jest miejsce w nowoczesnym, stechnicyzowanym świecie? Mam wielką nadzieję, że na te i inne pytania, odpowie mi tom trzeci cyklu, po który sięgnę już niebawem.

niedziela, 25 grudnia 2016

Boże Narodzenie w Cooltowych animacjach

Boże Narodzenie to temat bardzo wdzięczny dla twórców animacji komputerowych. Im dziwniejszy klimat świąt i im bardziej oryginalni bohaterowie je obchodzą, tym ciekawiej.  Co tym razem udało się znaleźć?

Prezent Nocnej Furii
Czas trwania: 22 min.

Okazuje się, że Wikingowie też mają swój odpowiednik świąt Bożego Narodzenia o nazwie Snoggletog, do którego właśnie się szykują . Niespodziewanie wszystkie smoki odlatują. Na końcu dołącza do nich też Szczerbatek. Dlaczego? I co ważniejsze, czy wrócą?
Piękna, wzruszająca historia o smokach i przywiązaniu ponad brakami. Uroniłam łzę, serio.











Mamucia Gwiazdka
Czas trwania: 26 min.

Klimat śnieżno-lodowy sprzyja przecież Gwiazdce, więc czemu nie miałby jej mieć i mamuty?  
Niszcząc świąteczną skałę Mańka, Sid trafia na listę niegrzecznych Świętego Mikołaja. Chcąc odkupić swoje winy, wspólnie z Brzoskwinką i oposami, wyrusza na Biegun. 

Bardzo fajnie opowiedziana historia. Znalazło się miejsce dla zaprzęgu Mikołaja, pilnie strzeżonej mikołajowej bazy, a nawet dla pierwowzoru skrzatów Mikołaja. Zabawna i pomysłowa opowieść.









Święta, święta i Po
Czas trwania:  20 min.


Jak co roku Po przygotowuje się wraz z tatą i innymi mieszkańcami Doliny do obchodów Święta Latarni. Tymczasem mistrz Shifu nakazuje Po zorganizowanie uczty dla wszystkich mistrzów Kung Fu. Młody Panda początkowo jest zachwycony, potem jednak zdaje sobie sprawę, że święta bez taty, nie są tym, czego chciał. 
Zabawna i mądra krótkometrażówka, z jasnym przesłaniem. Czasem od wyrafinowanej jakości, ważniejsze jest towarzystwo bliskich i  przyjaciół, nawet jeśli mieliby się zajadać tylko (albo i aż) zupą kluskową. 





Pada Shrek 
Czas trwania: 21 min.

Gdyby to zależało od Shreka, nie obchodziłby świąt. Ale odkąd ma żonę i dzieci, ze zgrozą dowiaduje się, że Fiona i owszem, bardzo chce mieć święta. Spanikowany ogr postanawia zrobić prawdziwe święta last minute. Czy bajkowa zgraja z osłem, kotem, świnkami, Pinokiem i całą resztą mu to ułatwi czy utrudni? Hmm, punkt widzenia zależy od stopnia zazielenienia. :)
Jedna z lepszych krótkometrażówek tematycznych. Zabawna, pomysłowa i nawet trochę pikantna z tym samym, znanym przesłaniem: liczą się przyjaciele, bo to oni tworzą naszą oryginalną, hałaśliwą, ale też kochającą się rodzinę. 






Madagwiazdka 
Czas trwania: 21 min. 


Alex i jego przyjaciele podejmują kolejną próbę odlotu z wyspy, na której ugrzęźli. Ich marzeniem jest powrót do domu na święta. Tymczasem na wyspie niespodziewanie ląduje zaprzęg Świętego Mikołaja, który niepodziewanie z winy króla Juliana traci pamięć. Naczelną powinnością naszych bohaterów staje się zatem zadośćuczynienie tradycji i dostarczenie prezentów do odbiorców. Co z tego wyniknie i czy Julian nauczy się dawać, a nie tylko brać, to się okaże.
Znajdzie się też miejsce dla Pingwinów i ich przeciwników reniferów z zaprzęgu Mikołaja.
Przezabawnie i z klimatem. Polecam!





Pingwiny: Misja Świąteczna 
Czas trwania: 12 min.


W święta nikt nie powinien być sam. Szeregowy, pingwin o miękkim szlachetnym sercu, dobrze to rozumie. Gdy widzi, że miś polarny Ted, jest smutny, Szeregowy nie ma chęci świętować. Postanawia iść i kupić mu prezent. Przypadkiem trafia do rąk zrzędliwej staruszki i sam staje się prezentem dla kogo...
No właśnie. Skipper, Kowalski i Ricco ruszają z odsieczą.
Pingwiny, jak zawsze,  trzymają poziom.
Polecam.

czwartek, 22 grudnia 2016

Każdy chce mieć zwierzątko domowe czyli Jak wytresować smoka

Tytuł: Jak wytresować smoka
Reżyseria: Dean DeBlois, Chris Sanders
Scenariusz: Dean DeBlois, Chris Sanders, William Davies
Czas trwania: 98 min.
Wytwórnia: DreamWorks






Uwielbiam tę historię. Obłędnie, bezwzględnie, niepodzielnie i te wszystkie inne. Z mnóstwa wspaniałych animacji komputerowych to właśnie Jak wytresować smoka należy do moich ukochanych. Opowiedziana w tej bajce historia jest nie tylko mądra, promuje wartości rodzinne, ale też jest zabawna, wciągająca i nie pozwala się nudzić ani przez chwilę z tych 98 minut swojego trwania. 

Wyspa Berg. Zamieszkuje ją plemię rudowłosych, hałaśliwych i dość topornych w obyciu Wikingów. Ich życie nie należy jednak do łatwych i to nie ze względu na surowy klimat, czy styl bytowania na Berg. Problemem Wikingów są szkodniki, które porywają owce, niszczą zabudowania, paląc wszystko co się nawinie. Oczywiście chodzi o smoki, których w okolicy jest mnóstwo i nie starczy ani życia, ani Wikingów, by je wszystkie wytępić. 

Dorastający Czkawka (imię, które ma odpędzać trolle) jest synem wodza i ma świadomość, że nie spełnia oczekiwań, jakie chciałby przed nim postawić jego ojciec. Czkawka jest drobnej postury, wręcz chuderlawy, cięgle pakuje się w kłopoty, a czas najchętniej spędzałby w kuźni lub na projektowaniu nowych rzeczy. W mniemaniu ojca powinien zaś być wojownikiem o barach jak szynki, powinien zabijać smoki, a w przyszłości przewodzić plemieniu. Jak pogodzić te dwa sprzeczne pragnienia? 

W czasie jednej z napaści smoków na wioskę Czkawka, stworzonym przez siebie wynalazkiem (skrzyżowanie harpuna z kuszą) rani najpotężniejszego ze znanych smoków, Nocną Furię. Oczywiście nikt mu nie wierzy, gdyż Nocna Furia w przeciwieństwie do swoich pobratymców, jest smokiem legendarnym; nikt nigdy go nie widział, a co dopiero żeby próbował upolować. Czkawce jednak faktycznie się to udało. 
Spotkanie w dolinie z rannym smokiem staje się początkiem wielkiej przyjaźni, która zmieni oblicze całej społeczności Wikingów, okaże się bowiem, że ludzie i smoki nie muszą się wzajemnie zwalczać. Mogą nie tylko egzystować obok siebie, ale także wzajemnie się o siebie troszczyć i chronić. Do tego jednak daleka droga. 
Młodzieniec będzie musiał przejść smocze szkolenie oraz przekonać Wikingów z ojcem na czele, że nie ma konieczności zabijania smoków.

Jak wytresować smoka jest niezwykle zabawną historią o dorastaniu i odkrywaniu w sobie odwagi, by zmieniać świat wokół siebie, by iść własną drogą wbrew temu, co próbują narzucić nam inni. W przemyślany sposób pokazano także, że czasem nie obywa się bez ofiar lub uszczerbków na zdrowiu i że czasem tylko razem jest się czymś kompletnym, całością, bo osobno to już zupełna kicha. 
Rozczula niesamowita ścieżka dźwiękowa utrzymana w irlandzko-walijskich klimatach oraz dbałość o szczegóły, np. jak pokazywane są okręty Wikingów, to na ich burtach widoczne są morskie ślimaki. Niby to szczegół, a jednak przyjemnie go zaobserwować. 
Majstersztykiem jest natomiast Szczerbatek; jego mimika pyszczka, kocio-psie gesty i ruchy są obłędne. Jego rozmiary, w sumie jest dość niewielki, zadają kłam twierdzeniu, że tylko duży może dokonać wielkich rzeczy. Mimo tego, że są większe od niego smoki, Szczerbatek potrafi od nich znacznie, znacznie więcej. 

Jako wierny fan tego filmu, płaczący na każdym seansie, mogę tylko serdecznie polecić albo w wersji rodzinnego oglądania, albo miłego przerywnika po stresującym dniu. Bo wbrew pozorom, tresura i dla pana i dla pupila wcale nie jest taka łatwa.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Jak zostać ogrem... yyy królem czyli Shrek Trzeci

Tytuł: Shrek Trzeci
Reżyseria: Chris Miller, Raman Hui
Scenariusz: Peter S. Seaman, Jeffrey Price, Jon Zack, J. David Stem , David N. Weiss, Joe Stillman
Chris Miller, Aron Warner
Czas trwania: 93 min.
Wytwórnia: Dream Works






Zazwyczaj, gdy już po wielkim trudzie zyska się akceptację teściów, wtedy pojawiają się też pewne oczekiwania. Ogry także to obowiązuje. 
Gdy ojciec Fiony zaczyna chorować, królewna wraz z mężem Shrekiem, zastępują króla, mając nadzieję, że to tylko chwilowe. Dlatego, gdy król (obecnie żaba) umiera, zgodnie z jego wolą władzę w państwie ma przejąć właśnie Shrek. Ogr, który o niczym nie marzy bardziej niż o powrocie na ukochane bagno, jest tym faktem nieco przygnębiony. Kiedy jednak pojawia się możliwość związana z jeszcze jednym następcą, postanawia wyruszyć w podróż i sprowadzić go do Zasiedmiogórogrodu. 

Trzecia część serii zaczyna się sielankowym, dzieciowym klimacie. Nasi bohaterowie doszli do porozumienia i zaakceptowali fakt, że ich długo i szczęśliwie będzie na ogrowo i zielono. Gdyby tylko teraz mogli wrócić do domu, zamiast chrzcić statki, pasować na rycerzy i inne nudne, sztywne rzeczy. Chcąc tego uniknąć Shrek wraz z Osłem i Puszkiem, musi wyruszyć w kolejną podróż. Podczas ich nieobecności łaknący sławy i zemsty Książę z Bajki, przy pomocy czarnych, bajkowych charakterów dokonuje zamachu stanu. Tak w skrócie przedstawia się fabuła trzeciej części przygód zielonego ogra i jego wiernych przyjaciół. To jednak ledwie kawałek tego, co nas czeka w trakcie seansu. 

W trakcie podróży Shrek będzie musiał zmierzyć się z ojcowym kryzysem, w związku z wieścią, jaką przed jego wyjazdem przekazała mu Fiona. Powrotna podróż w towarzystwie prawdziwego nastolatka Artura da mu przedsmak tego, co go czeka jako rodzica. 
Ale to naprawdę nie wszystko. Puszek i Osioł przekonają się, jak to jest być w cudzej skórze; sytuacja iście ko(s)miczna. Spotkamy starego Merlina, a na jego przykładzie poznamy skutki wypalenia zawodowego nauczyciela. 
W tym samym czasie Fiona i inne królewny: Kopciuszek i jego brzydka siostra, Śnieżka, Śpiąca i Roszpunka osiągną szczyty feminizmu, przeciwstawiając się najeźdźcom. Nie zabraknie doborowej i niezastąpionej brygady: Ślepych Myszek, Trzech Świnek (w niemieckim akcentem), Pinokia i Ciastka. 

Trzecia część przygód opowiada tak naprawdę o dorastaniu do pewnych ról i obowiązków. Jedni radzą sobie z nimi lepiej, bo mają predyspozycje, tak jak np. Osioł. Inni muszą uwierzyć, że je mają, tak jak Artur i Shrek. Nie brakuje zabawnych nawiązań i aluzji. Jest wesoło i swojsko, ale zdarzają się też zaskoczenia, które świadczą o tym, że autorzy scenariusza jeszcze nie odkryli wszystkich kart. 
O czym mogą marzyć czarne charaktery? Dlaczego buty Puszka są tak niewygodne? Do czego może przydać się krasnal? Odpowiedzi na te i wiele innych bajkowych wątpliwości znajdziecie w trzeciej części przygód Shreka. Polecam. Trzyma poziom.

czwartek, 15 grudnia 2016

Soman Chainani: Długo i szczęśliwie

Autor: Soman Chainani
Tytuł: Długo i szczęśliwie
Seria: Akademia Dobra i Zła #3
Stron: 430
Wydawca: Jaguar







Pocałunki zwiastujące powszechnie znane Długo i szczęśliwie są przereklamowane.  Przykro to mówić głośno, ale tak jest. Agata i Tedros coś o tym wiedzą. Po tym, jak w finale drugiego tomu Agata wreszcie wybrała księcia, kosztem najlepszej przyjaciółki Sofii, księżniczka i książę przenieśli się do świata Czytelników. Jednak plan, że mogą tu żyć długo i szczęśliwie, szybko okazuje się niewypałem. W krainie baśni Sofia przywróciła do życia Złego Dyrektora i od tej chwili szalę zaczyna przeważać Zło, a wszystkie baśnie mogą się kończyć zupełnie inaczej. Agata i Tedros decydują się wrócić i uratować przyjaciółkę. Tylko czy Sofia w ogóle chce być ratowana? 

Pocałunek Agaty i Tedrosa nie rozwiązał problemów świata baśni. Krzywdzący podział na męską i żeńską część Akademii co prawda zanikł, ale nie znaczy to, że sprawy wróciły na swoje miejsce. Ponieważ od bardzo dawna Zło ma szansę na wygraną, Akademia podzieliła się na Nowe i Stare. Jaki jest plan odmłodzonego Dyrektora Akademii i dlaczego Stara część jest zamknięta? Czy dwie przyjaciółki: księżniczka i wiedźma mają szansę na swoje długo i szczęśliwie? 

Trzeci tom bardzo oryginalnej i wciągającej trylogii Akademia Dobra i Zła tematycznie dotyczy kwestionowania szczęśliwych zakończeń. Stojący na początku dojrzałego związku Agata i Tedros czują się przytłoczeni myślą, że już niebawem będą królem i królową. Tedros, który od dziecka przygotowywał się do tej roli, czuje nieco mniejszą presję, ale Agata jest przerażona myślą, że miałaby być królową. Nie widzi siebie w tej roli i cały czas podskórnie podejrzewa, że może jednak nie jest idealną księżniczką dla Tedrosa, że piękna i pragnąca tej roli Sofia byłaby lepsza. Co to za zakończenie, w którym książę nieustannie się poci, a księżniczka się rządzi? Ukazanie takiej strony związku młodych ludzi było naprawdę fajnym pomysłem, bo zazwyczaj mówi się tylko o tej różowej stronie, a nie wspomina o codziennych aspektach.
Mroczna strona trzeciego tomu pokazuje nam rosnący w siłę triumf negatywnych zakończeń baśni, a co za tym idzie sromotną klęskę i śmierć klasycznych bohaterów, którzy, powiedzmy to sobie szczerze, skapcanieli i stetryczeli. Niezłym pomysłem było pokazanie podstarzałego Kopciuszka, Jasia i Małgosi, czy Pinokia, a już zdecydowanym asem w tej talii jest pojawiający się niespodziewanie czarodziej Merlin. 

Podobało mi się bardzo, że autor nie zaprzestał pracy nad ukazaniem rozwoju głównych bohaterek, które z tomu na tom, dorastają, choć to ich dorastanie obiera totalnie przeciwny kierunek. 
Agaty nie można nie kochać. To mądra, naprawdę myśląca o innych dziewczyna, która widzi więcej niż tylko czubek własnego nosa. Może ma trochę zbyt mało pewności siebie, ale to przychodzi z czasem. Oprócz tego, jak na dobrą królową przystało, myśli o dobru wszystkich baśni, a nie tylko o własnym zakończeniu. 
Co do Sofii, no cóż, nie zdołałam jej polubić. To próżna, samolubna i głupia dziewczyna, której postępowanie najlepiej obrazuje bajka o żabie i skorpionie. Zresztą bohaterki same tę bajkę przywołują. Nie potrafi być ani dobrą przyjaciółką, ani księżniczką, za jaką się w duchu uważa. Zakończenie, jakie przewidział dla niej autor uważam za odpowiednio wyważone i bohaterka z pewnością się w tej roli spełni. 

Trylogia Akademia Dobra i Zła zasługuje na uwagę czytelników lubiących baśnie, ukazane nieco z innej strony. Sabat trzech wiedźm (Hester moja ulubienica!) może okazać się bardziej Zawszański niż Nigdziarski, a Kopciuszek może niekoniecznie marzyć o poślubieniu księcia. Król Artur może być lepszym królem niż mężem, a Dziekan Zła może właściwie rozumieć naturę Dobra. 
Trylogia S. Chainaniego to także mądra opowieść o dorastaniu do podejmowania właściwych decyzji, o rozliczeniu z przeszłością, która niekoniecznie każe powielać błędy rodziców. To co czarne i brzydkie nie musi być złe i plugawe, a to co tak olśniewająco piękne nie musi być równoznaczne z dobrem. To tak jak w życiu i teorii o różnych odcieniach szarości. 
Polecam Akademię Dobra i Zła czytelnikom gustującym w baśniach, na których wyrośli. Jeśli tylko macie otwarty umysł na nieoczywiste rozwiązania, na kpiarskie zwroty akcji, to trylogia na pewno się Wam spodoba. Polecam!

wtorek, 13 grudnia 2016

Wściekłe pięty czyli Kung Fu Panda 2

Tytuł: Kung Fu Panda 2
Reżyseria: Jennifer Yuh
Scenariusz: Jonathan Aibel, Glenn Berger  
Czas trwania: 90 min.
Wytwórnia: Dream Works





Pierwsza część przygód Po nawet mi się podobała. Perypetie tłustej pandy, która najbardziej kocha kluski i sajgonki, a w rezultacie zostaje mistrzem Kung Fu,  okazały się całkiem fajne.  Ale trzeba to rzec z pełną mocą, że druga część  jest znacznie, znacznie lepsza. Ale po kolei.  

Odkąd Po został Smoczym Wojownikiem, jego życie zmieniło się na lepsze. Cieszy się powszechnym szacunkiem, za przyjaciół ma członków Wielkiej Piątki, może jeść tyle ile dusza i żołądek zapragną. Nadal oczywiście trenuje Kung Fu i trzeba przyznać, że całkiem dobrze mu to wychodzi, choć wiadomo, że stosowane przez niego metody często są nieco odmienne od tradycyjnych. 

Zbliża się jednak nowe zagrożenie, które nie tylko będzie sprawdzianem umiejętności walki, ale też opanowania i równowagi duchowej. Ta ostania jest swego rodzaju motywem przewodnim całego filmu. 

Wygnany lata temu ze swojej krainy Lord Shen, teraz wraca żądny zemsty i chciwy panowania nad całymi Chinami. Ten dumny i zadufany w sobie paw, ma monopol na proch, dzięki któremu jest praktycznie niepokonany. W swojej fabryce wyprodukował potężną broń, a na swoich usługach ma watahy wilków i ogromne goryle. Jego pewność siebie mąci tylko stara przepowiednia, która mówi, że pokonać go może wojownik przybrany w czerń i biel. Ale Lord Shen już o to zadbał i przed laty wymordował wszystkie pandy w Chinach. 

Druga część filmu obfituje w pościgi i widowiskowe sceny walki. Bardzo podobało mi się, to że zwierzęcy wojownicy walczą zgodnie ze swoimi możliwościami fizycznymi, np. Żmija korzysta z giętkości i długości swego ciała, Modliszce bardzo służy jej niewielki wzrost, a Nosorożcowi gruba skóra. Lord Shen, pyszny w swej urodzie paw do walki używa imponującego ogona oraz szponów. Kung Fu przełożone na wersję animalistyczną jest niezwykle wiarygodne, dzięki czemu sceny walki śledziłam z zapartym tchem. 

Sporą część fabuły zajmuje rozliczenie Po z przeszłością. Wiemy przecież, że pan Ping, gatunkowo gęś łabędzionosa, nie może być tatą Po. W drugiej części wyjaśnia się zagadka pochodzenia głównego bohatera i tajniki adopcji. Oczywistym przesłaniem będzie oczywiście to, że gatunek nie ma tutaj znaczenia. Liczy się  ogromny wkład Pana Pinga włożony w wychowanie osieroconej pandy i wielka miłość, jaką darzy przybranego syna. Dla mnie najbardziej rozczulające było to, że mimo iż obecnie panda mogłaby jedną łapą podnieść gęś, pan Ping nadal widzi w nim swojego małego synka i wciąż twierdzi, że jest za chudy i zbyt zabiedzony. Oczywiście najlepsze na to lekarstwo do zupa z klusek i rzepa. :)

Ciekawym zabiegiem, i powtarza się to właściwie przez cały film, było łamanie zbyt dużego napięcia śmiesznymi słowami lub zachowaniem. Przykładowo podczas rozmowy Shena ze starą wróżbitką, koza cały czas podskubuje mu szatę, co pawia niesłychanie złości, bo to drogi jedwab. Gdy Po staje na szczycie dachu i ma wygłosić mowę, że oto zaraz pokona pawia i nic z niego nie zostanie, paw ma kłopoty z usłyszeniem tego, bo są zbyt daleko od siebie i jest zbyt duży hałas. Takich momentów jest więcej i przyznam, że świetnie się coś takiego ogląda. 

Druga część filmu podobała mi się bardziej od pierwszej. Bliżej poznajemy Po, jego pragnienie zgłębienia własnej przeszłości, obawy o to, kim jest. Lepiej też prezentuje się Wielka Piątka, która właściwie nieustannie wspiera Po, co zwłaszcza widać w scenach walki. Po sam sobie dobrze radzi, ale momentami miałam wrażenie, że wręcz czuwają oni nad każdym jego krokiem. Jest to bardzo zgrany zespół i miło się patrzy, jak walczą o życie przyjaciół w trakcie niebezpiecznej walki. 
Ostatnia scena filmu sugeruje nam, że Po czeka kolejne wyzwanie i naprawdę jestem ciekawa, jak Smoczy Wojownik sobie z nim poradzi.

sobota, 10 grudnia 2016

Rick Riordan: Czerwona Piramida

Autor: Rick Riordan
Tytuł: Czerwona Piramida
Seria: Kroniki rodu Kane, t.1 
Stron: 540
Wydawca: Galeria Książki






Po niezwykle udanej, zabawnej i pełnej zaskakujących rozwiązań serii o przygodach Percy'ego Jacksona, przyszedł czas na zanurzenie się w świecie mitologii egipskiej, czyli lekturę trylogii zatytułowanej Kroniki rodu Kane. 
Rozpoczynając lekturę, miałam trochę mieszane uczucia, mitologię egipską znam bowiem nieco słabiej niż grecką i w sumie nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Ponieważ jednak od pierwszego rozdziału akcja powieści, rusza z hukiem, moje obawy szybko się rozwiały. 


Nastoletnie rodzeństwo Kane, mimo więzów krwi, jest sobie niemal obce i widuje się zaledwie raz do roku. Sadie mieszka z dziadkami w Londynie, a Carter wraz z ojcem, wybitnym egiptologiem, podróżuje po świecie. Matka Kane'ów nie żyje. 
Gdy w kolejnym roku przypada dzień spotkania Sadie z ojcem i bratem, naukowiec zabiera dzieci do Muzeum Brytyjskiego. Tam, przy legendarnym Kamieniu z Rosetty, dochodzi do tragicznych w skutki wydarzeń, które raz na zawsze zmienią życie Cartera i Sadie. 
Działania Juliusa Kane'a budzą do życia dawno uśpionych bogów Egiptu, a jego samego umieszczają w więzieniu, z którego nie ma wyjścia. Podstępny i ambitny bóg ciemności i burz, Set planuje swoje odrodzenie i zagładę całego rodu Kane, który jak się nietrudno domyślić, może znacznie więcej niż się początkowo wydawało. 

Carter i Sadie nie mają wyjścia. Wyruszają w długą, pełną magii i niebezpieczeństw podróż, która odsłoni przed nimi tajemnice ich rodziny oraz powiązania Kane'ów z prastarym egipskim stowarzyszeniem, które swoimi początkami sięga pierwszych faraonów. Na swojej drodze rodzeństwo spotka sprzymierzeńców i wrogów, z którymi, choć tego dokładnie nie pamiętają, już wielokrotnie się spotkali. Ku swojemu zaskoczeniu przekonają się, że nie są zwykłymi nastolatkami, a pryszcze i kiepska fryzura, to teraz najmniejsze z ich problemów. Przyjdzie się im zmierzyć z powstającymi na nowo do życia bogami, którzy nie grzeszą taktem czy uprzejmością. Jak poradzić sobie z boginią pajęczaków Selkit? Co jest ulubionym napojem żądnej krwi Sachmet? I czy Anubis może być "fajny do pogadania"? A jak pokonać boga krokodyla wielkości kampera? I czy Set, mimo swoich zdradzieckich planów, faktycznie jest największym złem, jakie zagraża Ziemi i ludzkości? 
Sadie i Carter z pomocą kociej bogini Bastet, pawiana Chufu, uwielbiającego koszykówkę oraz młodej adeptki magii Zyii, wyruszą w daleką podróż przez świat i przez czas. Czy zdążą i czy Horus oraz Izyda, którzy gdzieś tam się kryją, okażą się pomocni? 

Czerwona piramida naprawdę zaskakuje i to w pozytywnym sensie. Egipscy bogowie przedstawieni są w sposób ciekawy i pomysłowy, zaś spotkania z nimi nigdy nie kończą się tak, jak mogło się wydawać. Bóstwa te to taka ciekawa mieszanka cech ludzkich, mocy boskich oraz zachowań typowych dla dziedzin, którymi się opiekują. Przykładowo Bastet będzie wielbicielką kociej karmy i drapania wszystkiego co popadnie, a Anubis w ludzkiej postaci okaże się całkiem fajnym chłopakiem. 
Ogromną sympatię budzą od razu główni bohaterowie. Carter i Sadie są zaradni, pomysłowi i odważni. Początkowo ich wzajemne relacje są trochę sztywne, co jest zrozumiałe, zważywszy na fakt, że widują się raz w roku. W trakcie podróży uczą się ze sobą współpracować i z czasem tworzą naprawdę zgrany duet, który wzajemnie się uzupełnia.

Czerwona piramida to dopiero początek przygód młodych Kane'ów i ich potyczek ze staroegipskimi bóstwami. Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się w kolejnych tomach, dlatego od razu sięgam po część drugą. 

Dobra pozycja dla fanów mitologii Egipcjan oraz miłośników twórczości Ricka Riordana. Ten człowiek to istny wulkan dobrych pomysłów i grzechem oraz dużą czytelnicza stratą byłoby nie zapoznać się z jego książkami. Dlatego polecam. Naprawdę warto.

czwartek, 8 grudnia 2016

Jim Butcher: Front burzowy

Autor: Jim Butcher
Tytuł: Front burzowy
Cykl: Akta Harry'ego Dresdena #1
Stron: 352 
Wydawca: MAG






O czym myśli czytelnik na hasło: prawdziwy mag? Założę się, że na myśl przychodzi mu mężczyzna, w powiewającej szacie, wysoki, prawdopodobnie z długą siwą brodą, rzucający zaklęciami jak ten miotacz w drużynie baseballowej. Kule ognia i światła lecą raz za razem, trafiając w cel bez jednego chybienia. Taki mag budzi postrach, bo nie ma sobie równych. 
A jak jest w przypadku Harry'ego Dresdena? No cóż. Jest wysoki, to fakt i ma różdżkę. Coś na kształt szaty też by się znalazło, bo nosi stary prochowiec. Nie ma jednak brody i nie rzuca zaklęciami w te i we wtę, jak szalony. 
Poza tym zalega z czynszem za mieszkanie, żyje w świecie, gdzie panoszy się przede wszystkim technologia, a w magię wierzą nieliczni. Poza tym ma kogoś w rodzaju magicznego kuratora, dlatego musi bardzo uważać na to co robi, gdyż nieopatrzne decyzje może przypłacić życiem. Jest jedynym magiem figurującym w książce telefonicznej, ale i tak nie przysparza mu to klientów. Słowem raz, że niewesoło, dwa, że klasycznego maga, to Harry w ogóle nie przypomina. 

Front burzowy to pierwsza część, w oryginale liczącego  już 15 tomów cyklu, Akta Harry'ego Dresdena. To zgrabne połączenie powieści detektywistycznej z urban fantasy, z bohaterem, który stanowi pomost miedzy światem ludzi  a światem wampirów, wilkołaków, elfów i innych magicznych stworzeń. 
Próbując zachować pewną stabilność finansową, Harry pracuje jako konsultant policji na zlecenie porucznik Karrin Murphy, która wzywa go w chwilach, gdy trudno o logiczne wyjaśnienie danego zajścia. 
Tak jest też i tym razem. 

Makabryczne zabójstwo dwojga ludzi, prawdopodobnie podczas schadzki, wstrząsa nie tylko policją, ale i Harrym, który zaczyna podejrzewać, że  w mieście pojawił się groźny mag, za nic mający prawa magii ustanowione przez Białą Radę. W tym samym czasie do Dresdena zgłasza się klientka, prosząca o pomoc w odnalezieniu męża. Spokoju magowi nie daje także ambitna reporterka, marząca o przyciągającym czytelników artykule. 
Jakby tego wszystkiego nie było dość, Harry'emu depcze po piętach strażnik Morgan straszący go śmiercią, gadająca ludzkim głosem czaszka Bob domaga się doby wolności, a mafijne i wampirze klany wysuwają swoje roszczenia. 
Oczywiście żeby nie było zbyt łatwo, niemal na każdym kroku Harry dostaje łomot, albo od śmiertelnika, albo od nasłanego demona, co tylko potwierdza tezę, że do takiego Gandalfa, jednak mu trochę brakuje. W sytuacjach kryzysowych wykazuje się co prawda dość dobrymi pomysłami, ale w końcu trzeba coś robić, żeby ratować własną skórę. 

Front burzowy, tytuł bardzo dobrze oddaje fabułę książki, to powieść jak dla mnie poprawna. Nie wiem, czy tego typu motywy już mi się przejadły (a nie sądzę), czy może jest w tej historii pewna toporność, która sprawia, że czegoś jej brakuje. To urban fantasy, powinno być dowcipne, z pazurem i zaskakujące. Główny bohater powinien mieć w sobie to coś, tymczasem nie raz irytuje tym, że ma związane ręce, albo pakuje się w kłopoty. Rozumiem, że stworzono prawa, aby chronić śmiertelników, jednak tym samym, taki mag w sumie niewiele może zrobić. No bo co: na umysł wpływać nie może, czasem manipulować nie może, transformować w ropuchę nie może. To co może? Wolno mu tworzyć eliksiry i rozmawiać z ludźmi lub magicznymi istotami, jak śmiertelnemu detektywowi. Trochę to jak dla mnie mało. 
Biorąc jednak pod uwagę, że jest to powieść rozpoczynająca cykl, jestem skłonna dać szansę i bohaterowi i pisarzowi. Tak powiedzmy, do trzech razy sztuka, tym bardziej, że czytany ostatnio przeze mnie Wiatrogon aeronauty miał właśnie ten rodzaj dowcipu, o który mi chodzi w fantasy. Dlatego niebawem mam zamiar sięgnąć po Pełnię księżyca, zobaczymy co z tego wyniknie.

wtorek, 6 grudnia 2016

Z urokiem Indiany Jonesa czyli Przygody Tintina

Reżyseria: Steven Spielberg
Scenariusz: Joe Cornish, Edgar Wright, Steven Moffat
Czas trwania: 107 min.
Wytwórnia: Columbia Pictures & Paramount Pictures








Tintin jako postać komiksowa urodził się w Belgii w roku 1929. Seria o przygodach młodego reportera jest zaliczana do najpoczytniejszych komiksów XX wieku, nic więc dziwnego, że wydrukowana została w ponad 20 mln egzemplarzy i przetłumaczono ją na ponad 90 języków. Nieźle, prawda? Statystyki godne pozazdroszczenia. 

Kwestią czasu było aż któryś z wielkich filmowców zainteresuje się Tintinem i zrobi o nim film. Padło na Stevena Spielberga, którego o stworzenie filmu ponoć uprosiły jego własne dzieci.  Zasiadając do seansu, zasugerowałam się nazwiskiem Spielberga, wychodząc z założenia, że coś sygnowanego tym nazwiskiem nie może być złe. I nie pomyliłam się. Przygody Tintina zapewniły mnie i mojej rodzinie bardzo miłe, niedzielne przedpołudnie. 

Tintin to młody reporter, wolny strzelec, którego, widać to na pierwszy rzut oka, kłopoty trzymają się bardzo mocno. Młodzieniec bardzo interesuje się przedmiotami z historią i gdy na targu dostrzega model okrętu, bez wahania kupuje go, zwracając tym samym uwagę wielu osób. Jeszcze tego samego dnia model zostaje skradziony z mieszkania bohatera, a on sam zostaje porwany przez tajemniczych opryszków. Tak, w skrócie, zaczyna się wielka przygoda, a jej początki sięgają ponad dwa wieki wstecz, kiedy to  Franciszek Baryłka starł się w walce z piratem Szkarłatnym Rakhamem.

Akcja filmu toczy się sprawnie, szybko i nie można się tutaj nudzić. Razem z Tintinem płyniemy statkiem, lecimy samolotem, wędrujemy przez spaloną słońcem pustynię, odwiedzamy arabskiego szejka, itd. Tak naprawdę to zaledwie garść szczegółów składających się na większą całość. 

Tintin to takie połączenie McGyvera z Indianą Jonesem. Ciekawy świata, inteligentny i zaradny, nigdy się nie poddaje. Potrafi pilotować samolot, bo kiedyś widział, jak robi to inny pilot. Dobrze sobie poradzi z lokomotywą, motorem i czołgiem. Oczywiście nie radziłby sobie tak dobrze, gdyby nie jego wierny piesek Miluś, który zaradnością i bystrością dorównuje komisarzowi Alexowi. 
Moje prywatne skojarzenie związane z wyglądem głównego bohatera przywiodło mi na myśl młodego Ryśka z Klanu, a mojemu małżonkowi Ivan Sacharyna (chyba na skutek brody i czerwonego płaszcza) bardzo przypominał pana Kleksa. Nie umniejszyło to jednak w niczym pozytywnego odbioru filmu. Przygody Tintina ogląda się z przyjemnością i zaangażowaniem. Są tutaj pościgi, pojedynki, niebezpieczne momenty i brawurowe sceny zapierające dech w piersiach. Jest także oczywiście skarb, do którego prowadzą jednorożce. 

Polecam seans Przygody Tintina. Każdy miłośnik przygód spod znaku Indiany Jonesa, lubiący klimaty lat 30. ubiegłego wieku z wplecionym wątkiem skarbu na zatopionym okręcie, będzie zadowolony. 
Szczerze mówiąc przydałaby się kontynuacja. Oby krążące o tym pogłoski okazały się prawdziwe.