sobota, 30 czerwca 2012

Jane Borodale: Księga ogni

Autor: Jane Borodale
Tytuł: Księga ogni
Wydawca: Mała Kurka
Stron: 448
Moja ocena: 9/10
Najnowsze pisklę Małej Kurki po raz kolejny bardzo mile mnie zaskoczyło. Zaczęło się od oprawy i jej surowej oszczędności w użyciu barw. Czarna jak noc okładka, tytuł wypisany białą czcionką i jedyna ilustracja przedstawiająca starą, niekompletną już książkę z tajemniczą zawartością. Nietrudno się domyślić, że chodzi o Księgę ogni. Ale czym ona jest i co w sobie kryje?  Po kolei. 
Księga ogni jest debiutem powieściowym Angielki Jane Borodale. Przetłumaczona została na wiele języków i była nominowana do nagrody Orange Award dla debiutantów w dziedzinie literatury.
Akcja książki przenosi czytelnika do Anglii roku 1752 do małej wioski w hrabstwie Sussex. Główną bohaterką i zarazem narratorką całej historii jest młoda dziewczyna Agnes Trussel. Agnes jest córką ubogich rodziców, dzierżawców pańskiej ziemi, posiada liczne młodsze rodzeństwo. Cała rodzina przymiera głodem i wiecznie walczy o przetrwanie. Ojciec popija, matka rodzi kolejne dzieci, żołądków do wyżywienia przybywa, a perspektyw na poprawę życia jak nie było tak nie ma. Agnes, bystra i przenikliwa, jest świadoma tego, że może być tylko gorzej. Tej jesieni, kiedy zaczyna się akcja książki, rodzina zabija ostatnią świnię i choć wszyscy o tym wiedzą, nikt nie mówi głośno, że w następnym roku przyjdzie im umrzeć z głodu. Oprócz ciężkiej pracy i braku jasnych punktów w niepewnej przyszłości, Agnes ma jeszcze jeden kłopot; jest w ciąży. Nie ma znaczenia, że ciąża jest owocem gwałtu, dla wszystkich, którzy się o niej dowiedzą liczył się będzie tylko fakt, że dziecko jest bękartem. Bohaterka znajduje się zatem w naprawdę beznadziejnej sytuacji.
Zupełnie przypadkiem Agnes wchodzi w posiadanie kilku złotych monet i postanawia uciec z domu do odległego Londynu. W ten sposób chce ukryć swoją hańbę i być może znaleźć nowy cel w życiu. 
W wyniku kolejnego przypadku dziewczyna trafia do domu oschłego Johna Blacklocka, twórcy fajerwerków i sztucznych ogni i zostaje jego pomocnicą. Blacklocke ma trudny charakter, jest porywczy i tajemniczy, ale Agnes dobrze czuje się w jego domu i warsztacie, gdzie poznaje tajniki wytwarzania egzotycznych ogni i nazwy chemicznych substancji i proszków. To co początkowo miało być dla Agnes źródłem utrzymania, stopniowo staje się jej pasją, którą zaczyna dzielić z Blacklockiem. 
Warto dodać, że życie Agnes nie staje się proste i cudowne z dnia na dzień. Dziewczyna ukrywa przed wszystkimi swój stan, walczy z własnym ciałem i gorączkowo szuka najlepszego wyjścia z sytuacji. Lęk i wyrzuty sumienia nie opuszczają jej nawet na krok. Czytelnik dzieli obawy Agnes i razem z nią przeżywa każdy trudny moment. 
Jak zakończy się historia Agnes i czy Mistrz Blacklocke odkryje ważny dla swojego fachu sekret? Tego warto się przekonać czytając Księgę ogni. 
Jane Borodale bardzo dokładnie i wiernie oddała  na kartach swojej powieści styl życia w XVIII wiecznej Anglii. Wykreowana przez autorkę prowincja, czy też Londyn są brudne, szare i brzydkie. Zewsząd czuć wilgoć i wylewane wprost na ulicę nieczystości. Brudowi fizycznemu miasta, towarzyszy brud moralny i zepsucie społeczne; każdy mieszkaniec myśli tylko o własnych interesach, natrętnie interesuje się cudzymi sprawami, a największą rozrywką są publiczne egzekucje skazańców wykonywane na Placu Tyburn. Smutny jest fakt, że obcy przybysze nie mają w Londynie szans na godziwą pracę czy mieszkanie. Gdyby Agnes nie zabłądziła i nie trafiła do domu Blacklocke'a, najprawdopodobniej skończyłaby w burdelu pani Bray lub też wykrwawiła się na śmierć w wyniku nieudolnie i nielegalnie przeprowadzonej aborcji. 
Tym, co mi się bardzo podobało w Księdze ogni jest drobiazgowy opis otoczenia i przeżyć wewnętrznych spodziewającej się dziecka Agnes. Nasuwa mi się skojarzenie z holenderskim malarstwem rodzajowym i obrazami J.Vermeera oraz historią Dziewczyna z perłą. Dużo miejsca w powieści jest poświęcone barwom, zapachom i właściwościom substancji. Pasja, z jaką Blacklocke tworzy sztuczne ognie i jak tą pasją zaraża Agnes jest niesamowita. 
W powieści dzieje się naprawdę niewiele lub też można by rzec wiele, ale na zupełnie innej płaszczyźnie, ponieważ nie jest to ten typ historii, w którym akcja pędzi na łeb na szyję i co rusz czymś zaskakuje. Księga ogni to historia prostej dziewczyny, która stara się tak pokierować swoim życiem, aby coś w nim osiągnąć i móc bez poczucia wstydu patrzeć ludziom w oczy. 
Brzydki i nieprzyjazny Londyn na długo zapada w pamięć, postaci są prawdziwe i albo irytują jak pani Blight, albo fascynują jak Blacklocke. 
Zaskakujące zakończenie powieści i rozwiązanie całej historii, nie tylko satysfakcjonuje czytelnika, ale również daje do myślenia, bo jak mówi jeden z fragmentów książki:
"Największe dziwa mogą mieć swój początek w najmniejszych zmianach."
Zachęcam Was do zapoznania się w Księgą ogni. Dajcie się porwać magii, która pozwala wytwarzać egzotyczne kolorowe ognie rozświetlające niebo. Zaprzyjaźnijcie się z Agnes i podzielcie z nią jej sekret. Na pewno będziecie zadowoleni. 
Polecam!
Za egzemplarz 
do recenzji 
bardzo serdecznie 
dziękuję 
pani Bożenie 
z wydawnictwa 
Pozdrawiam serdecznie!

A już w poniedziałek na blogu rozpocznie się konkurs, w którym do wygrania będzie nowiutki egzemplarz Księgi ogni. Szczegóły niebawem. Pozdrawiam raz jeszcze i miłej niedzieli!

piątek, 29 czerwca 2012

Witajcie Wakacje!

Nadeszły długo i niecierpliwie wyczekiwane wakacje. W mojej pracy wyczekuję wakacji równie tęsknie co młodzież. Miniony tydzień był ciężki i bardzo pracowity; świadectwa, sprawozdania z działań różnego rodzaju, podliczenia itp. Słowem nerwówka i masa starań, aby zdążyć ze wszystkim i aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Udało się i mam nie lada satysfakcję, bo nie tylko udało się dopiąć wszystko, ale też moi uczniowie docenili moją pracę, a to dla mnie bardzo ważne. Dlatego z poczuciem wolności na najbliższe dwa miesiące, poniżej prezentuję Wam zdjęcia kwiatów, które otrzymałam od moich dzieciaków. To przemiłe otrzymać coś takiego! 

























































Frezje są od moich trzecioklasistów, z którymi bardzo ciężko było mi się pożegnać i za których trzymam kciuki w nowych szkołach.











Wszystkim związanym ze szkołą życzę udanych, słonecznych i bezpiecznych wakacji.
A na blogu już niebawem nowa recenzja i konkurs z atrakcyjną nagrodą. Zapraszam i pozdrawiam wszystkich serdecznie!

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Siódmy w blogowym życiu stosik do recenzji!

Znowu się smakowity stosik uzbierał. Połowa już przeczytana i zrecenzowana.
Kolejno od góry:
1. T. Anderson, Cykl Niszczyciel: W oku cyklonu, Krucjata, Malstrom. Od pana Bogusława z Domu Wydawniczego Rebis.  
(Recenzja zbiorcza)
2. A. Tesic: Zakon smoka, od pana Marcina z Wydawnictwa Prószyński i S-ka.  (Recenzja)
3. E. Nylund: Wrzawa śmiertelnych, również od pana Marcina z Wydawnictwa Prószyński i S-ka :) (Recenzja)
4. J. Cross: Burza, od Wydawnictwa Bukowy Las. (Recenzja)
5. W. Hohlbein: Wieża. Nieśmiertelność od Wydawnictwa Telbit i portalu Secretum. (Recenzja)
6. J. Burlington: Smutna historia braci Grossbart od Wydawnictwa MAG, (Recenzja).
Wydawnictwom serdecznie dziękuję za książki! 
Pozdrawiam ciepło i idę odpoczywać, bo dzień w pracy miałam dziś ciężki. Dobrze, że moje wakacje zaczynają się za 4 dni!

niedziela, 24 czerwca 2012

Julie Cross: Burza

Autor: Julie Cross
Tytuł: Burza
Wydawca: Bukowy Las
Stron: 414
Moja ocena: 8/10
Modnym ostatnio tematem w literaturze młodzieżowej stały się podróże i podróżnicy w czasie. Daje to potencjalnemu twórcy ogromną swobodę w tworzeniu fabuły, wiadomo bowiem, że skacząc w czasie bohater historii wiele, a właściwie wszystko może zmienić. Nic nie jest stracone i wszystkiemu można zapobiec, a skomplikować jeszcze więcej.
Głównym bohaterem powieści Burza jest dziewiętnastoletni Jackson Meyer, młody student, w zasadzie zupełny przeciętniak. Jackson ma bogatego ojca, ale żyje na własny rachunek. Oprócz tego ma dziewczynę Holly i najlepszego kumpla Adama. Jakiś czas temu Jackson odkrył również, że potrafi podróżować, a raczej skakać w czasie. Wspólnie z Adamem stara się dowiedzieć czegoś więcej o swoich umiejętnościach i zasadach, które nimi rządzą. 
Pewnego dnia Jackson i Holly zostają napadnięci przez nieznajomych mężczyzn. Dochodzi do szarpaniny i Holly zostaje ciężko ranna, a spanikowany Jackson cofa się w czasie o dwa lata. Skok okazuje się inny od dotychczasowych, bo chłopak nie jest w stanie wrócić do przyszłości, zupełnie jakby wpadł w pętlę. Uwięziony w czasie bohater postanawia dowiedzieć się jak najwięcej o sobie, swojej rodzinie i tajemniczych prześladowcach, bo szybko wychodzi na jaw, że tamten napad nie był przypadkowy. 
Powieść została napisana w narracji pierwszoosobowej, a narratorem jest oczywiście Jackson. Pozwala to dokładniej poznać odczucia głównego bohatera i wczuć się w jego sytuację. Skoki w czasie nie pozostają bowiem bez konsekwencji; Jackson słabnie, nie ma apetytu, jest rozkojarzony i roztrzęsiony tym, co mu się przydarza i tym, czego się dowiaduje. Okazuje się, że istnieją dwie zwalczające się siły; organizacja Burza (do której należy ojciec Jacksona) i Wrogowie Czasu. Każda z organizacji ma swoje plany co do przyszłości ludzkości i chciałaby mieć Jacksona w swoich szeregach. Wybór nie jest łatwy. Jaką decyzję podejmie główny bohater? To się okaże. 
Nietrudno dostrzec, że choć książka posiada znamiona powieści sensacyjnej, to autorka raczej skupiła się na wątku uczuciowym i relacjami między Jacksonem a Holly. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Jackson zamiast dowiedzieć się jak najwięcej o Burzy i Wrogach Czasu, skupia się na tym, żeby zdobyć zaufanie młodszej wersji Holly, czy nadrobić braki w relacjach ze zmarłą siostrą. Bohater skacze w czasie, kierując się uczuciami i osobistymi tęsknotami, w efekcie szkodząc sobie i niczego się nie dowiadując. Być może dzięki temu Jackson jest prawdziwszy, bo kto mając szansę na spotkanie i rozmowę z bliską osobą zrezygnuje z niej, by biec ratować świat? 
Dopiero w finale Jackson okazuje siłę charakteru i podejmuje kilka męskich decyzji. Czy dobrych i słusznych? Na to pytanie udzieli zapewne odpowiedzi część druga, która majaczy na horyzoncie. 
Co do części pierwszej to na pewno na pochwałę zasługuje język jakim została napisana. Czyta się lekko i nie ma dłużyzn. Bohaterowie są zabawni i prawdziwi, choć z powodu braku narratora wszechwiedzącego o Holly czy Adamie dowiadujemy się raczej mało. 
Historia ma potencjał, a kilka wątków aż się prosi, by je dopracować i wykorzystać w kolejnej części.  Mam tu na myśli siostrę Jacksona Courtney, czy tajemniczą małą Emily. W finale części pierwszej bohater dokonuje ważnego wyboru, można więc mieć nadzieję, że druga część skupi się na walce pomiędzy Burzą a Wrogami Czasu i myślę, że będzie ciekawie. 
Bardzo podoba mi się wydanie książki. Oprawa jest co prawda miękka, ale ze skrzydełkami, a opalizująca zieleń na ilustracji i chłopak dokonujący skoku w czasie naprawdę mi się podobają. 
Burza jest dobrą alternatywą na leniwe popołudnia z kawą i ciastkiem. Historia jest lekka, przyjemna w odbiorze, wciąga i nuży. Szkoda tylko, że na kolejną część trzeba będzie trochę zaczekać. Mam jednak nadzieję, że może być tylko lepiej, więc póki co zachęcam Was do lektury części pierwszej. 
Polecam!
Pozdrawiam i spokojnego popołudnia. 
Za egzemplarz 
do recenzji 
bardzo dziękuję 
Wydawnictwu Bukowy Las.




A poniżej prezentuję zdjęcia moich goździków, które zakwitły mi w ogrodzie tej wiosny. Szkoda, że nie można tu umieścić zapachu, bo jest cudny. Prawda, że ładne?

piątek, 22 czerwca 2012

Jeri Westerson: Wąż wśród cierni

Autor: Jeri Westerson
Tytuł: Wąż wśród cierni
Tytuł cyklu: Crispin Guest
Wydawca: Fabryka Słów
Stron: 362
Moja ocena: 8/10
Powieść Wąż wśród cierni to druga cześć, (po Zasłonie kłamstw,)  przygód Crispina Guesta. Recenzję części pierwszej można przeczytać tutaj. Cykl zatytułowany Crispin Guest opowiada o przygodach zdeklasowanego szlachcica, który za udział w spisku przeciw królowi Anglii Ryszardowi, został ukarany odebraniem szlachectwa, ziem i przywilejów. W praktyce oznacza to życie z piętnem zdrajcy, bez przyjaciół i z etykietką persona non grata. W ten właśnie sposób z ogromnym poczuciem krzywdy, Crispin żyje od ośmiu lat.  Bohater nie umie zapomnieć o dawnym życiu ani przystosować się do obecnego, a trzeba nadmienić, że to obecne diametralnie różni się od dawnego. Crispin mieszka byle gdzie, często nie ma na czynsz, ani na jedzenie, a zajmuje się prowadzaniem śledztw i odkrywaniem tajemnic. Dzięki tej profesji bohater zyskał sobie miano Tropiciela lub Ogara jak kto woli. Praca ta jest niebezpieczna, wymaga nie lada sprytu i umiejętności, Crispin często ryzykuje życiem i, co go boli najmocniej, często podczas poszukiwań spotyka ludzi z otoczenia króla oraz przygląda się jak życie na dworze toczy się już bez niego. Dawni przyjaciele teraz się do niego nie przyznają, a dawni wrogowie albo śmieją się z niego po kryjomu, albo rzucają mu kłody pod nogi. 
Powieść Wąż wśród cierni od pierwszej strony wprowadza czytelnika w nowe śledztwo, jakie przyjdzie Ogarowi prowadzić. Sytuacja bohatera w ogóle nie uległa poprawie; nadal nie ma na czynsz, głowa pęka mu od taniego wina i wszystko wskazuje na to, że kolejna sprawa wcale nie przyniesie dużych zysków. 
Do Crispina zgłasza się młoda, niepełnosprawna umysłowo służąca Graycie i przyznaje się do zamordowania francuskiego posła, którego ciało znalazła w swoim pokoju. Crispin nie bardzo wierzy, że dziewczyna mogła to zrobić, trudno mu jednak wydobyć od niej jakieś konkretne informacje. Zamordowany człowiek okazuje się być członkiem francuskiego poselstwa, które przywiozło angielskiemu królowi Cierniową Koronę, bezcenną relikwię, wpływającą na każdego, kto ją posiada. Crispin zaczyna prowadzić śledztwo i wpada na trop spisku, który ma pozbawić życia króla Ryszarda. Intryga się zagęszcza, coraz więcej osób jest zamieszanych w sprawę, a jakby tego było mało Guest ma na głowie nie tylko dwie służące, którym chce pomóc. Po piętach depcze mu żądny rezultatów w śledztwie szeryf Wynchecombe oraz tajemniczy łucznik, czyhający nie tylko na życie króla, ale też na życie Ogara. Czarę goryczy dopełnia fakt, że jeden z dawnych wrogów bohatera piastuje wysokie stanowisko na dworze, choć brał udział w tym samym spisku. Crispina dopadają niemiłe wspomnienia, tym bardziej gorzkie, że dopiero teraz poznaje wiele istotnych szczegółów z przeszłości.
Jak już wspominałam w recenzji części pierwszej, autorce powieści zależało na ukazaniu mrocznej strony Londynu i stworzeniu postaci detektywa, który byłby nietuzinkowy. O ile w pierwszej części dużo miejsca poświęciła autorka opisom brudnego, mglistego i nieprzyjaznego Londynu, a Crispin nieustannie od wszystkich zbierał cięgi, o tyle w części drugiej atmosfera historii ulega wyraźnemu ociepleniu. Okazuje się bowiem, że mimo piętna zdrajcy Crispin ma jeszcze przyjaciół na dworze i w razie czego ma na kogo liczyć. Nawet szeryf Wynchecombe, zazwyczaj okrutny i lubujący się w upokarzaniu Crispina, już tak często nie podnosi na niego ręki i nawet okazuje mu coś na kształt zaufania. 
Historia w powieści jest sprawnie opowiedziana. W pewnym momencie już można się domyślić kto jest drugim zabójcą, ale i tak nie psuje to przyjemności czytania. Zamiast mrocznego tła, jakim było miasto wprowadzono też nieco humoru, co zdecydowanie dodało historii kolorytu.
Bardzo ciekawie poprowadziła autorka finał historii. W świetle wyboru dokonanego przez Crispina, zaskakującego przyznam, kolejne części zapowiadają się naprawdę interesująco. 
Książkę polecam nie tylko miłośnikom przygód Guesta, czy osobom lubiącym średniowieczne realia w powieściach. Węża wśród cierni przeczytać mogą nawet ci czytelnicy, którzy nie znają części pierwszej. Jak dotąd obie książki są oddzielnymi historiami, luźno do siebie nawiązującymi.
Druga część przygód Crispina podobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza i teraz, gdy bohater wreszcie wyszedł z życiowego impasu, w jakim tkwił przez tyle lat, jego kolejne przygody mogą być naprawdę ciekawe. Czekam na nie niecierpliwie. 
Polecam, bo naprawdę warto!
Za egzemplarz 
do recenzji 
dziękuję 
Wydawnictwu Fabryka Słów 
portalowi Secretum.

środa, 20 czerwca 2012

Guy Gavriel Kay: Fionavarski Gobelin

Autor: Guy Gavriel Kay
Tytuł: Fionavarski Gobelin (wydanie składa się z trzech części, zatytułowanych kolejno: Letnie drzewo, Wędrujący ogień, Najmroczniejsza droga)
Wydawca: Zysk i S-ka
Stron: 1300
Moja ocena: 5/10
Jak większość miłośników dobrego fantasy cenię historie, których akcja toczy się w rozbudowanym przez autora alternatywnym świecie. Rzeczą oczywistą jest dla mnie fakt, że J. R. R. Tolkiena ceni się za niesamowite i groźne Śródziemie, C. S. Lewisa za cudowną i niepowtarzalną Narnię, R. Zelaznego za Amber, a S. Kinga za świat Mrocznej Wieży. Jak dla mnie największą zaletą wymienionych krain jest to, że rządzą się one zupełnie innymi zasadami, od powszechnie znanych oraz są tak fascynujące, że nie sposób w nie nie uwierzyć. Kto nie chciałby poznać prawdziwego krasnoluda, posłuchać elfickiej pieśni, czy choćby przez chwilę porozmawiać z dowolnie wybranym zwierzęciem obdarzonym inteligencją równą ludzkiej? 
Jeśli o mnie idzie, to kocham takie historie. Najlepiej, żeby były kilkutomowe z wyrazistymi bohaterami, zarówno tymi dobrymi, jak i złymi, dużą ilością przygód, z wątkiem trudnej i niebezpiecznej podroży i spektakularnym finałem. Nie ukrywam również, że choć jest to dość tendencyjne, bardzo lubię stosowanie do głównych postaci zasady "od zera do bohatera".  
Trylogia Fionavarski Gobelin liczy sobie już 28 lat, po raz pierwszy została bowiem wydana w roku 1984. Gdy dowiedziałam się, że całość zostanie wydana w jednym, opasłym woluminie, pomyślałam, że oto nadarza się okazja, by ją przeczytać. Spodziewałam się po niej naprawdę wiele i sugerowałam się tutaj nie tylko jej objętością, ale wiekiem. Myślałam, że skoro ma już tyle lat, to na pewno będzie składać się z samych oryginalnych pomysłów i wciągnie mnie w swój świat z siłą tornada. Ale po kolei. Najpierw słowo o treści. 
Na jednym z uniwersyteckich wykładów piątka studentów: Dave, Kevin, Paul, Kimberley i Jennifer poznaje profesora Lorenza Marcusa. Niedługo potem okazuje się, że profesor wybrał ich nieprzypadkowo i naprawdę nazywa się Loren Srebrny Płaszcz oraz jest czarodziejem. Loren chce zabrać młodych ludzi do Fionavaru, pierwszego ze światów, gdyż ma dla nich zadanie do wykonania. Bohaterowie zadziwiająco łatwo i bez żadnego sceptycyzmu godzą się na taką podróż i równie łatwo odnajdują się w nowej rzeczywistości, gdy już do niej docierają. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że Fionavar jest w niebezpieczeństwie. Odwieczne zło w osobie Rakotha Maugrima vel Spruwacza uwolniło się ze swojego więzienia i teraz zagraża wszystkiemu co dobre, jasne i niewinne. Nietrudno się domyślić, że przeznaczeniem bohaterów będzie walka ze Spruwaczem i pokonanie go. Oczywiście nie będzie to łatwe, nie obędzie się bez bólu i poświęceń, ale wszystko powinno zmierzać ku dobremu, zapewniając czytelnikowi masę emocji i literackiej rozrywki.
Tworząc świat Fionavaru  autor dodał mu fundament filozoficzny; mianowicie porównał go do Krosna, na którym każde istnienie czy wydarzenie jest drobną nicią. Połączone w całość przez Tkacza tworzą wielobarwny, cudowny i idealny pejzaż. Samo imię Rakotha Spruwacza sugeruje dobitnie, że może one ten Gobelin zniszczyć.  
Powieść Kaya zaczęła się naprawdę ciekawie. Kompletnie różni od siebie bohaterowie mieli się wzajemnie uzupełniać i odegrać wiekopomną rolę w dziejach Fionavaru, a przy okazji poradzić sobie z własną przeszłością nie dającą im o sobie zapomnieć. Za sam pomysł należy autora pochwalić. Niestety gorzej z jego wykonaniem. 
Po pierwsze akcja rozwija się bardzo wolno. Oprócz głównej piątki bohaterów, autor od razu wprowadza liczną grupę fionavarczyków w postaci zwykłych śmiertelników, kapłanek, czarodziejów, krasnoludów i dzikich osadników z północy. Skomplikowane imiona i nazwy własne powodują, że trudno je wszystkie zapamiętać i zorientować się w fabule. Jakby tego było mało autor bardzo często wprowadza w tok narracji retrospekcje i robi to bez żadnego uprzedzenia, co tylko czytelnicze zagubienie pogłębia. 
Po drugie zamiast trzymać się kilku głównych wątków, autor dzieli je na mniejsze, w wyniku czego robi się ich naprawdę sporo. Dodatkowo spowalnia to akcję i znowu zwiększa uczucie dezorientacji.
Na okładce książki pojawia się zdanie porównujące sagę do Władcy Pierścieni Tolkiena, co moim zdaniem jest za bardzo na wyrost. Kto czytał Tolkiena, ten wie, że autor bardzo dokładnie opisał w swojej trylogii specyfikę każdej z występujących tam ras, dzięki czemu jego dzieło zasługuje na miano kompendium wiedzy na temat elfów, krasnoludów, hobbitów i wielu innych. 
W trylogii Kaya brakuje opisów i specyfiki ras, przez co wydają się one odległe i płaskie. Drobne szczegóły rozsiane, to tu to tam niewiele dają.
Po trzecie bardzo długo nie pojawiają się żadne informacje na temat głównego czarnego charakteru, jego zamierzeń, sposobu w jaki się uwolnił i tego co zamierza zrobić. Motywy jego postępowania wydają się niejasne i nie mają uzasadnienia.
Wolne tempo i dzielenie wątków dałoby się wytrzymać, bo przecież każda historia zmierza do swojego zakończenia; wystarczy tylko trochę oryginalności i nieskomplikowanych pomysłów autora. Wygląda jednak na to, że G. Kay'owi tego zabrakło, bo zupełnie niespodziewanie wprowadza do książki postać króla Brytów, Artura. Przecież to grupa sprowadzona przez Lorena miała ocalić Fionavar, wszystko na to wskazywało. Tymczasem Artur najpierw okazuje się nieodzowny, a potem tak naprawdę niewiele robi. Mnie to zupełnie nie przekonało i cały czas czułam się tak, jakby coś było do tej historii dokładane na siłę.
Dlatego muszę przyznać z bólem, że choć autor miał naprawdę dobry pomysł i świetnie zaczął, potem zupełnie się pogubił. 
Książka powinna spodobać się zagorzałym fanom fantasy, takim którzy są w stanie wytrzymać powolne tempo i dużą ilość detali. Co do mnie, to przyznaję z bólem, że trochę się zawiodłam i takie pokierowanie fabułą, jak to zrobił autor, nie do końca mnie przekonało. Zabrakło mi w tej historii elastyczności i tego porywającego magicznego klimatu, jakim raczyli nas Tolkien czy Lewis.
Na pochwałę zasługuje wydanie; twarda oprawa, szyta, piękny biały papier i dość duża czcionka ułatwiają czytanie. Dobrą decyzją wydawcy było również umieszczenie na okładce  ilustracji T. Nasmitha, takiej samej jak w wydaniu oryginalnym. Szkoda tylko, że naprawdę piękna oprawa nie kryje w sobie równie porywającej treści.
Dlatego podkreślam; polecam, ale tylko zagorzałym, cierpliwym koneserom.
Za egzemplarz 
do recenzji 
dziękuję 
portalowi Secretum 
Wydawnictwu Zysk i S-ka.

niedziela, 17 czerwca 2012

Jesse Bullington: Smutna historia braci Grossbart

Autor: Jesse Bullington
Tytuł: Smutna historia braci Grossbart
Wydawca: MAG
Stron: 384
Moja ocena: 8/10
Nie jest tajemnicą, że dobrze przetłumaczony tytuł książki, oryginalna ilustracja na okładce i tajemniczo brzmiący opis treści to już połowa sukcesu. Elementy te składają się na promocję książki i sprawiają, że sięga po nią każdy, kto choć przelotnie na nią spojrzy. 
Kiedy w zapowiedziach wydawnictwa zobaczyłam ten bardzo sugestywny tytuł i niesamowicie pomysłową ilustrację na okładce, nie mogłam o tej książce zapomnieć, tym bardziej, że lakoniczny opis treści z tyłu okładki, mówił mi jako potencjalnemu czytelnikowi naprawdę niewiele.
Jest rok 1364. Średniowieczna Europa ukazana w swoich najmroczniejszych czasach. Ziemia, morze, góry i lasy pełne są niewypowiedzianej grozy. Wszędzie czają się żądne krwi demony, nikczemne i lubieżne czarownice oraz cała masa innych potworności. Ludzie umierają, dziesiątkowani przez szaleńczy pochód czarnej dżumy. Trwa walka Kościoła z Szatanem o ludzkie, grzeszne dusze. To dla wszystkich trudne i  straszne czasy. Dla wszystkich, ale nie dla braci Grossbartów. 
Żadna nikczemna zmora nie dorówna bliźniakom Manfriedowi i Heglowi Grossbartom, niezrównanym w swym fachu złodziejom grobów, poszukiwaczom ciągle nowych przygód, a także bezlitosnym zabójcom i aspirującym do świętości czcicielom Matki Bożej.
Można powiedzieć, że Grossbartowie rabowanie cmentarzy mają we krwi i bardzo chcą w tym fachu dorównać swojemu dziadkowi, który podobno dotarł aż do Egiptu (zwanego tutaj Giptem) i tam zdobył niesamowite bogactwa. To właśnie życiowy cel Grossbartów: podążyć śladem dziadka i odebrać należne im skarby.
Powieść jest relacją z długiej podróży braci do Giptu, naznaczonej kolejnymi zabójstwami, podpaleniami całych osad oraz truchłami unieszkodliwionych demonów i czarownic. 
Grossbartowie, mimo młodego wieku (25 lat), przypominają starych oprychów; są brudni, zarośnięci, ubrani w zarzygane łachmany. Jedzą byle co, w ogóle o siebie nie dbają i ciągle dorabiają się nowych ran i uszkodzeń ciała, więc nieustannie coś im ropieje, gorączkuje i sączy. 
Krótki fragment na okładce najdobitniej świadczy o tym, co bohaterowie sami o sobie myślą: 
Myśmy nie złodzieje ani mordercy. My są uczciwi ludzie, których pokrzywdzono. 
Grossbartowie idą do przodu jak burza, nie tracąc z oczu upragnionego celu, jakim jest dla nich Gipt. Zupełnie im nie przeszkadza zrabować po drodze jakiś cmentarz czy grobowiec, usiec jakiegoś demona czy czarownicę, a wszystko oczywiście pod szyldem służby Maryi. Bo bracia uważają się za żyjących świętych i są na tym punkcie bardzo czuli. Niegodziwości, których zdążyli dokonać były przecież dziełem przypadku i wynikiem obrony koniecznej lub też działań Szatana, a co by się nie stało, Maryja i tak Grossbartom wszystko odpuści.
W myśl zasady, że głupiec ma zawsze szczęście Grossbartowie kontynuują swoją podroż z uporem godnym maniaków. Nie jest ich w stanie zatrzymać ani wenecki doża, ani magiczna syrena, ani opętany przez demona zarazy człowiek, którego kiedyś skrzywdzili. 
Jak skończy się podróż dwóch oprychów? Czy dotrą do wymarzonego Giptu i znajdą tam skarby zdobyte przez ich dziadka? A może wcześniej dosięgnie ich ręka sprawiedliwości, czy to ludzkiej czy Bożej? O tym warto się przekonać, sięgając po książkę J. Bullingtona.
Autorowi znakomicie udało się odtworzyć świat wieków ciemnych, gdy dobro ze złem, na tle szalejącej zarazy, walczyło o dusze ludzkie. J. Bullington odmalował w swojej powieści czasy, gdy ludzie żyli w ciągłym strachu przed szatanem, piekłem i zastępami demonów i czarownic i umiejętnie zatarł granicę między tym co realne i fantastyczne. 
Inne zdanie z okładki  ostrzega, że książka zawiera brutalne sceny i wulgaryzmy i jest to prawdą, choć na początku lektury myślałam, że to zwykła podpucha. Trzeba jednak przyznać autorowi, że obecność scen brutalnych i wulgarnych jest fabularnie uzasadniona, w końcu główni bohaterowie do kryształowych charakterów nie należą. Potencjalny czytelnik musi się zatem przygotować na bardzo dosadne słownictwo, krwawe sceny nie tylko zabójstw, ale też opisy szalejących potworów kanibali. Język, którym to wszystko opisano jest barwny i sugestywny, dlatego nie trudno sobie wyobrazić wszystkie te okropności, które pojawiają się na kartach książki. Wulgarny i pełen obelg jest również język Grossbartów, którzy co prawda żadnej szkoły nie ukończyli, ale kiedy trzeba potrafią prowadzić dysputy na całkiem przyzwoitym poziomie intelektualnym, a kiedy trzeba wzajemnie nawrzucać sobie od najgorszych czynności i osób.  
Czytelnika nie przyzwyczajonego do takiego słownictwa, może ono zniechęcić lub odstręczyć. Ze mną początkowo też tak było. Postanowiłam jednak przymknąć na to oko i wtedy okazało się, że rozmowy bohaterów zaczęły mnie niespodziewanie bawić. Nie znaczy to, że polubiłam Grossbartów, bo lubić się ich nie da. Ich historia ma jednak swój koloryt i warto się z nią zapoznać, choćby ze względu na pomysłowość autora w kwestii stworzonych potworności i całej sfery magicznej. 
Usatysfakcjonowało mnie również zakończenie powieści; uważam że lepiej się tego rozwiązać nie dało. 
Zbyt często nie dałabym jednak rady czytać takich książek. Ale od czasu do czasu, gdy pojawi się coś tak odbiegającego od ogólnie znanych literackich standardów, należy po to sięgnąć, nawet dla samej świadomości, że fantastyka może mieć  i taką twarz: brutalną i lubieżną.
Jeżeli zatem szukacie czegoś zupełnie odmiennego, oryginalnego, sprośnego, bluźnierczego to Smutna historia braci Grossbart jest lekturą właśnie dla Was. Pamiętajcie jednak, żeby nie brać jej zbyt serio, a po prostu wrzucić na luz. A wtedy na pewno ciekawie spędzicie przy tej książce czas. 
Pozdrawiam!
Za egzemplarz 
do recenzji 
bardzo dziękuję 
Wydawnictwu MAG.


sobota, 16 czerwca 2012

Wolfgang Hohlbein: Nieśmiertelność.Wieża.

Autor: Wolfgang Hohlbein
Tytuł: Nieśmiertelność. Wieża.
Wydawca: TELBIT
Stron: 605
Moja ocena:  8/10
Powieść W. Hohlbeina Nieśmiertelność. Wieża to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora. Tym większe było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że pisarz ten ma na swoim koncie ponad 259 książek z czego ok. 160 stało się poczytnymi bestsellerami. Z fantastyką niemiecką cięższego kalibru również nie miałam do tej pory do czynienia i dlatego z ciekawością zabrałam się do lektury tej powieści, z tajemniczo brzmiącym opisem treści z tyłu książki oraz z ilustracją z przodu kojarzącą mi się z teledyskiem grupy Disturbed "The Land of Confusion" .
Na początku muszę powiedzieć, że książka ta należy do trudniejszych, jakie przyszło mi czytać, nie tylko ze względu na treść, czy język jakim została napisana, ale przede wszystkim na skomplikowaną wizję świata przedstawionego i sposób narracji.
Universum stworzone przez Hohlbeina jest oryginalne i niesamowite. Akcja historii dzieje się w bardzo odległej przyszłości, na planecie, która kiedyś, bardzo dawno temu była Ziemią. Z rozmów prowadzonych przez bohaterów wynika, że doszło do tragicznej w skutkach katastrofy i Ziemia przestała się nadawać do życia z racji braku czystego powietrza, wody pitnej i miejsca. Obecnie już nikt dokładnie nie wie, jak to było, ale zbudowano Wieżę, olbrzymią budowlę, która sięga pięciu mil w głąb i drugie tyle w niebo. Wynaleziony surowiec o nazwie Acheron spowodował cywilizacyjny i techniczny bum. Pozwolił on nie tylko na uczynienie Wieży twierdzą nie do zdobycia. Otoczył ją również Ścianą, odgradzającą ją od reszty. Ta reszta to tzw. Oblężenie, czyli osiedla, miasta i krainy powstałe u podnóża budowli. 
Mieszkańcy Wieży pod wodzą księżniczki Arion dysponują najnowszymi zdobyczami techniki, nanorobotami, skuteczną bronią, genetycznie modyfikowanymi zwierzętami i roślinami (o wzmocnionej odporności i sile), mogą klonować ludzi lub ich rekonstruować w razie potrzeby. Jakby tego było mało Wieża posiada coś w rodzaju programu sterującego, nadzwyczaj przenikliwej sztucznej inteligencji, która przeprowadza konieczne badania, symulacje wojskowe, itp.  R'Achernon, bo tak jest nazywana ta istota jest wszechobecna i komunikuje się z ludźmi mentalnie.
Oblężenie to barbarzyński lud zgrupowany w klany, snujący plany podboju Wieży. W jego szeregach znajdują się inne istoty, takie jak olbrzymie i silne Quorrle, Finde (coś w rodzaju pająkowatych) oraz cała masa innych dziwactw.
Historia w powieści zaczyna się w momencie, gdy księżniczka Arion przygotowuje się do swojej koronacji. W tym właśnie momencie Craiden, przywódca klanów wchodzi w posiadanie broni, która może zniszczyć wszystko. Kto mu tę broń udostępnił, bystry czytelnik może się tylko domyślać. Nieświadomy mocy bomby Craiden odpala ładunki i przyczynia się do zniszczenia trzeciej części Oblężenia. Następnie udaje się na rokowania z księżniczką i jej doradcami, przekonany, że to on ma asa w rękawie. 
Idealistycznie nastawiona, a jednocześnie bardzo dobrze zorientowana w sytuacji politycznej Arion i silny, aczkolwiek krótkowzroczny Craiden, (który ciągle kojarzył mi się z Conanem Barbarzyńcą) prezentują dwa odmienne punkty widzenia na wiele spraw. Faktem jest, że co jakiś czas Wieża i Oblężenie prowadzą rozmowy, z których nic nie wynika. Trudno zatem mieć nadzieję, że tym razem będzie inaczej. 
Akcja powieści toczy się dwutorowo i jest prezentowana z punktu widzenia kilku bohaterów; księżniczki Arion, Craidena, doradcy Arion, senator Rymer, młodej dziewczyny Gei i generała Mardu. 
Początkowo czytelnikowi trudno się zorientować w sytuacji, gdy na scenę wychodzi młoda władczyni, a jej przybocznym okazuje się być wielki gadający i inteligentny szczur. 
W dodatku na jednej płaszczyźnie Arion rozmawia z Craidenem. Równolegle śledzimy podróż generała Mardu przez zniszczone wybuchem miasto i jego starania, by dotrzeć do przywódcy klanów. Trzeci wątek dotyczy młodej dziewczyny Gei, która sobie tylko wiadomymi sposobami dostała się do Oblężenia i spotkała Craidena. 
Dopiero po jakimś czasie elementy fabularnej układanki zaczynają się łączyć w całkiem zgrabną całość i można sobie zacząć spekulować, o co tutaj tak naprawdę chodzi. 
Trzeba przyznać autorowi, że zaserwował czytelnikowi niezłą intelektualną, gdyż nie ma nic przyjemniejszego niż dociekanie kto jest kim i dlaczego coś zostało zrobione tak a nie inaczej. 
Odbiór powieści znacznie utrudniają opisy działania różnych urządzeń oraz słownictwo typowe dla fantastyki naukowej. Poza tym uważam, że historia zawarta na 600 stronach z powodzeniem zmieściłaby się na 400. Wędrówka Mardu podziemnymi tunelami miała zapewne na celu ukazanie ogromu zniszczeń, dokonanych przez bombę, ale tak naprawdę kończy się ona z tak niespodziewanym wynikiem, że czytelnik zadaje sobie pytanie w stylu: "no i po co to było?". 
Dziwiła mnie też niesamowita wytrzymałość bohaterów na zmęczenie, zranienia i ból, ale w końcu gdy się jest sztucznie ulepszonym, ma się na sobie osłonę z nanitów i podwójną liczbę niektórych narządów wewnętrznych to faktycznie wydaje się to dość logiczne.
Pochwała należy się autorowi za zakończenie powieści i nie mam tu na myśli wątku bohaterów, a przyszłosci planety i o ile dobrze zrozumiałam, po tysiącach lat historia zatoczyła koło i znowu wszystko musi ruszyć od nowa. 
Mimo trudności w odbiorze, książka mi się podobała, bo autor pozostawił czytelnikowi duże pole do snucia domysłów i własnych teorii. Im dłużej o tym myślę, tym więcej szczegółów dostrzegam. 
Dlatego, jeśli lubicie fantastykę naukową i świat odległej przyszłości, to jest to książka dla Was. Nie można oczywiście pominąć miłośników prozy tego autora  i czytelników lubiących autorskie niedopowiedzenia. Ostrzegam, że nie będzie to łatwa lektura. Jeśli zaś o mnie idzie, mam dużą satysfakcję, że przeczytałam tę książkę, bo takie historie w dobie czytelniczej łatwizny stanowią wartość samą w sobie. 
Polecam!
Za egzemplarz 
do recenzji 
serdecznie dziękuję 
portalowi Secretum 
Wydawnictwu TELBIT.  








Dla ciekawych teledysku Disturbed klik :)

środa, 13 czerwca 2012

Blue Jeans: Piosenki dla Pauli

Autor: Blue Jeans (Francisco de Paula Fernadez)
Tytuł: Piosenki dla Pauli 
Wydawca: Jaguar
Stron: 638
Moja ocena: 9/10 - naprawdę mile zaskoczona
Książka Piosenki dla Pauli trafiła do mnie zupełnie przypadkowo i jak już wspominałam w komentarzu do zdjęcia stosiku, zupełnie nie wiedziałam, czego się mam po niej spodziewać.
Z informacji na okładce dowiedziałam się, że pierwsze rozdziały autor opublikował w Internecie i tak się one spodobały czytelnikom, że powieść została wydana w formie książkowej i dorobiła się własnego konta na Facebooku z 15 tysiącami fanów. Sprawdziłam, faktycznie konto jest i ma już blisko 24 tysiące fanów. W sumie to naprawdę niezwykłe, żeby powieść o tak prostej, codziennej tematyce stała się aż takim fenomenem. 
Ale po kolei. Słowo o treści. 
Akcja powieści dzieje się we współczesnej Hiszpanii i opowiada o zabawnych perypetiach uczuciowych młodych mieszkańców Madrytu. Swoją budową powieść przypomina komedie obyczajowo romantyczne, składające się z kilku przeplatających się historii, których wspólnym mianownikiem jest miłość, jej poszukiwanie i inne uczuciowe tarapaty. Losy bohaterów splatają się ze sobą, schodzą i rozchodzą, często kończąc się w dość zaskakujący sposób.
Główną bohaterką jest siedemnastoletnia Paula, uczennica liceum, dziewczyna żywiołowa i bardzo sympatyczna. Paula poznaje przez Internet chłopaka, z którym koresponduje przez dwa miesiące, aż wreszcie decyduje się z nim spotkać. Angel jest o sześć lat starszy od Pauli i pracuje jako dziennikarz w czasopiśmie poświęconym muzyce. Z nie swojej winy chłopak spóźnia się na pierwsze spotkanie, co przyczynia się do tego, że Paula nawiązuje znajomość z młodym muzykiem Alexem. Zdarzenia opisane w książce dzieją się  w przeciągu tygodnia. Oprócz perypetii Pauli, Angela i Alexa czytelnik śledzi też losy koleżanek Pauli zwanych w szkole bandą sugusek i szkolnego kolegi Pauli, Maria, który jest w bohaterce beznadziejnie zakochany. Aby historia miłosna nie była taka ckliwa, autor wprowadza do niej dwie przeciwniczki Pauli. Jedną z nich jest młoda piosenkarka Katia, zadurzona w Angelu i próbująca go zdobyć na wszelkie sposoby. Druga to Irene, przyszywana siostra Alexa, także próbująca uwieść chłopaka, w którym kocha się, odkąd tylko go zna. Paula, sama o tym nie wiedząc, zyskuje poważne rywalki. 
Książka składa się z krótkich rozdziałów i jest napisana prostym, przystępnym językiem. Plus należy się autorowi, za to, że choć odbiorcą docelowym książki są nastolatki, to nie ma tu namolnego stosowania młodzieżowych skrótów i gwary młodzieżowej. 
Jest za to duża drobiazgowość opisów stanów emocjonalnych bohaterów, przeżywających rozterki uczuciowe typu "kocha nie kocha, powiedzieć jej/jemu czy nie". Z drugiej jednak strony trudno tym opisom odmówić prawdziwości. Każdy kto choć raz w życiu przeżył zauroczenie drugą osobą, wie jak ciężko się wtedy skupić na najprostszych czynnościach, jak szaleje nasza fizjologia z poceniem się dłoni, przyśpieszonym pulsem i suchością w gardle na czele i jak boli nawet najdrobniejsze zaniedbanie kontaktu ze strony drugiej osoby. Czytając te opisy przypominałam sobie własne stany zakochania i to jak wtedy to przeżywałam i muszę przyznać autorowi plus za autentyczność.
To co mi się podobało to otwartość i śmiałość młodych bohaterów we wzajemnych kontaktach. Być może to po części cecha młodego pokolenia, a może trochę specyfika nacji. Można by zarzucić im zbytnią ckliwość, ale nie jestem aż tak czepialska. 
Zaczynając lekturę nie byłam do niej przekonana, nawet po kilku pierwszych rozdziałach, ale z biegiem czasu przekonałam się, że kibicuję tym drobnym romansom i intrygom i byłam naprawdę autentycznie zaciekawiona, jak się to wszystko zakończy. W tym punkcie trochę się jednak zawiodłam, bo powieść ma zakończenie otwarte. Fanom książki tak się ta historia spodobała, że wymusili na autorze kontynuację i z tego co wiadomo, w przygotowaniu się kolejne dwie części. Czyli będzie trylogia. 
Z drugiej strony tak chwalę autora za autentyczność, że znowu to powtórzę. Trudno bowiem oczekiwać, by coś skończyło się raz na zawsze wiecznym happy endem, gdy ma się tylko siedemnaście lat jak to jest w przypadku Pauli. Dziewczyna nieco się pogubiła w swoich uczuciach i dała sobie czas. I to jest dla mnie prawdziwe. Bo kto mając tak niewiele lat już wie o sobie wszystko i jest wszystkiego pewien? Poza tym uważam, że niektórzy bohaterowie zasługują na dopowiedzenie lub rozwinięcie swojej historii i myślę, że tego właśnie można oczekiwać po kolejnych częściach. Dlatego, aż sama nie wierzę, że to mówię, niecierpliwie czekam na kolejną część perypetii (nie przygód, bo to za dużo powiedziane) młodych Hiszpanów i naprawdę chcę się dowiedzieć co dalej. 
Historia jest lekka, świeża i nie nuży. Jeśli czegoś takiego szukacie, to Piosenki dla Pauli są książką właśnie dla Was, niezależnie od tego ile macie lat. 
Polecam i zachęcam z całej siły!
Pozdrawiam!
Za egzemplarz 
do recenzji
serdecznie dziękuję
portalowi Secretum
i
Wydawnictwu Jaguar 

piątek, 8 czerwca 2012

Eric Nylund: Wrzawa Śmiertelnych

Autor: Eric Nylund
Tytuł: Wrzawa śmiertelnych
Wydawca: Prószyński i S-ka
Stron: 888
Moja ocena: 9/10
Najnowsza pozycja wydawnictwa Prószyński i S-ka zachwyciła mnie  nie tylko ilustracją na okładce i tytułem. Ilość stron po prostu zaparła mi dech w piersiach i już wtedy instynktownie czułam, że książka przypadnie mi do gustu. Wiem, że nie liczy się ilość, tylko jakość, ale tak już mam po dawnej lekturze tomów o Harrym Potterze, że im grubsza książka, tym bardziej skomplikowana przygoda. Miałam nadzieję, że tak będzie i tym razem.
Czy tak się stało? O tym właśnie chcę dziś napisać. 
Główni bohaterowie powieści to 15-letnie rodzeństwo: Fiona i Eliot Postowie, wychowujący się pod opieką surowej babci Audrey i nieco mniej surowej prababci Cecilii.  Oficjalna historia rodzinna głosi, że rodzice dzieci zginęli w katastrofie.
Życie rodzeństwa jest monotonne, szare i pełne reguł, zabraniających im praktycznie wszystkiego, od jedzenia słodyczy, przez czytanie książek fantastycznych, słuchanie muzyki, granie na instrumentach, aż do spotykania się z rówieśnikami i zawierania nowych znajomości. Reguł ograniczających bliźnięta w każdej dziedzinie ich życia jest ponad sto i z każdym rokiem ich przybywa. Dzieci nie chodzą do szkoły publicznej; uczą się w domu, korzystając z zasobów olbrzymiej biblioteki. Jedyne dozwolone wyjścia z domu dotyczą pracy w pobliskiej pizzerii, bo jak mówi babcia: "praca kształtuje charakter". 
Może się to wydawać dziwne, ale bliźniaki trzymają się reguł i nigdy się nie buntują, choć skrycie marzą o dniu, w którym zdarzy się coś niecodziennego i choć od kilku reguł będzie można odstąpić. Są za to  bardzo sumienne,  bystre i oczytane, choć na skutek izolacji od normalnego życia nieco naiwne i łatwowierne.
Nietrudno się domyślić, że reguły narzucane przez babcię są rodzajem kamuflażu, zupełnie jakby każda forma stymulacji rozwoju duchowego i intelektualnego rodzeństwa mogła je narazić na ujawnienie przed kimś. No właśnie przed kim?
Odpowiedź na to pytanie zaczyna majaczyć na horyzoncie w dniu 15. urodzin Fiony i Eliota, kiedy to w drzwiach ich domu staje człowiek podający się za ich krewnego i przynoszący wiadomość, że wraz z babcią mają się stawić przed Radą, która zadecyduje o ich dalszym losie. Okazuje się, że bliźnięta nie są zwykłymi śmiertelnikami a potomkami dwóch groźnych klanów: Nieśmiertelnych i Piekielnych. Klany te rywalizują ze sobą o wpływy we współczesnym świecie i obydwa są tak samo groźne. Zapada decyzja, że rodzeństwo zostanie poddane trzem próbom, podczas których ma się ujawnić ich przynależność do jednej ze stron. Od wyniku tych prób zależy życie głównych bohaterów. 
W ten oto sposób ze zwykłych nastolatków Fiona i Eliot stają się kimś niezwykłym, choć do końca jeszcze nie wiedzą, jakie będą tego konsekwencje. Dzieci nie znają życia, co niestety skutecznie uniemożliwiły im reguły Audrey i stają się bardzo podatne na intrygi i pokusy, zarówno Piekielnych krewnych, jak i Nieśmiertelnych kuzynów. Co do tych pokus, to muszę w tym miejscu powiedzieć, że najbardziej podobała mi się ta zastosowana na Fionie i dotycząca czekoladek. Autor w naprawdę mistrzowski sposób ukazał etapy uzależnienia i wpadania w nałóg.
Jasnym jest, że kluczem do pomyślnego przejścia prób będzie wzajemna solidarność rodzeństwa i to, czy dzieci  będą trzymały się razem.
Czy Fiona i Eliot przejdą przez wszystkie próby, a jednocześnie oprą się podsuwanym im pokusom? Czy poznają swoich prawdziwych rodziców i unikną śmierci z rąk krewnych? Czy bystre bliźnięta muszą się opowiedzieć po jednej ze stron? A może lepiej byłoby pójść śladem Szwajcarii i pozostać neutralnym?
Na te i masę innych pytań daje odpowiedzi najnowsza książka E. Nylunda, będąca początkiem pięciotomowej serii o rodzeństwie Postów.
Przyznam, że  Wrzawa śmiertelnych   podobała mi się bardzo. Książkę czyta się szybko i mimo ogromnej objętości, nie jest się znużonym. Język jest prosty i konkretnie opisuje przedstawianą przez autora rzeczywistość. 
Od początku kibicowałam Fionie i Eliotowi, z przyjemnością obserwowałam jak budzą się ich ukryte talenty i jak, mimo swego pochodzenia, niedoskonali są młodzi bohaterowie. Właśnie to uważam za ich największy atut, bo w końcu kto w wieku lat 15 nie popełnia żadnych błędów i jest odporny na pokusy życia codziennego? 
Paradoksalnie, nawet groźni Nieśmiertelni okazują się mieć uczucia w stosunku do młodych kuzynów. O ile na początku są zdecydowani zabić rodzeństwo, o tyle potem, jakby miękną i angażują się  w sytuację oraz próbują pomagać. Wolałabym, aby pozostali do końca tak nieprzyjaźni, jakimi dali się poznać na początku. 
Powieść jest podzielona na osiem mniejszych części, dzięki temu można sobie dawkować lekturę, podejrzewam jednak, że gdy ktoś, tak jak ja, wciągnie się w całą tę historię, to na podziały  w ogóle nie zwróci uwagi. 
Zakończenie powieści zaskoczyło mnie, bo autor zawarł w nim sprawy, których się nie spodziewałam. Nie wzięłam pod uwagę, kto może być kim.
Książka E. Nylunda jest napisana ciekawie i momentami przypominał mi się klimat z serii o Harrym Potterze. Młodzi bohaterowie o tajemniczym pochodzeniu i przerażającym przeznaczeniu. Kto czytał, zrozumie co mam na myśli.
Sądzę, że książka powinna się spodobać nie tylko młodszym czytelnikom, szukającym dla siebie ciekawej serii przygodowej z bohaterami bliskimi im wiekiem. Nieco starsi miłośnicy książek fantastycznych także powinni być zadowoleni.
Wrzawa Śmiertelnych ma wszystko czego się oczekuje od powieści fantastyczno - przygodowej: akcję, zagadki, napięcie i ciekawe rozwiązania. Mimo, że jest częścią serii, to tak naprawdę można ją przeczytać bez konieczności sięgania po kolejne, bo ma zamknięte zakończenie i niemal wszystkie wątki znalazły swój finał. Gdy się jednak jest świadomym, że niebawem na rynku wydawniczym pojawi się kolejna część, to dostrzega się te miejsca, które mogą się stać punktem zaczepienia dla nowych przygód Fiony, Eliota i ich dużej oraz przerażającej Rodziny.
Ze swojej strony polecam Wrzawę Śmiertelnych i już niecierpliwie czekam na kolejną część cyklu. 
Pozdrawiam!

Za egzemplarz do recenzji 
bardzo serdecznie dziękuję 
Panu Marcinowi 
Wydawnictwa Prószyński i S-ka. 
Pozdrawiam ciepło!

wtorek, 5 czerwca 2012

Cornelia Funke: Reckless.Kamienne ciało

Autor: Cornelia Funke
Tytuł: Reckless. Kamienne ciało.
Wydawca: Egmont
Stron: 348
Moja ocena: 10/10
Cornelia Funke zawojowała moje serce kilka lat temu Atramentową Trylogią. Opowieść w niej zawarta była rewelacyjna i niesamowicie ciekawie opowiedziana, dlatego gdy zobaczyłam w zapowiedziach wydawnictwa nazwisko pisarki i nowy tytuł, od razu wiedziałam, że jest to książka dla mnie.
W swojej nowej książce Cornelia Funke czerpie bogato z takich źródeł jak mitologia grecka, czy baśnie braci Grimm, tworząc magiczną historię, pełną niespodziewanych zwrotów akcji, oryginalnych istot i oryginalnych rozwiązań fabularnych. 
Głównym bohaterem jest Jakub Reckless, który po tajemniczym zniknięciu ojca przypadkowo odkrywa w jego pokoju magiczne lustro. Dotknięcie go przenosi człowieka na drugą stronę do świata pełnego baśni i przeróżnych stworzeń. Jakub ma dość panującej w domu żałoby i wszechobecnego smutku, dlatego bez wahania przechodzi na drugą stronę i w ten sposób żyje przez następnych 15 lat. Z realnego świata znika na długie miesiące i w zasadzie tylko młodszy brat Will jest powodem, dla którego Jakub wraca. Któregoś dnia, na drugą stronę przechodzi także Will. Młodzieniec zostaje ranny i w wyniku skomplikowanej klątwy jego ciało zaczyna zmieniać się w nefryt. W tym miejscu należy wyjaśnić, że po drugiej stronie oprócz ludzi i baśniowych stworzeń, żyją także goyle czyli ludzie - kamienie. W kogoś takiego właśnie zmienia się Will i jest o tyle wyjątkowy, że nefryt, w który się zmienia jest jedyny. Przed nim nikogo podobnego również nie było, dlatego na młodzieńca zaczynają polować rozmaici łowcy nagród i wysłannicy kamiennego króla Kamena. 
Jakub wraz ze swoimi towarzyszami: przekornym i przekupnym karłem Valiantem, Dziewczyną - Lisicą i ukochaną Willa, Klarą podejmuje desperacką próbę uratowania brata. Czeka ich długa i skomplikowana podróż, w której spotkają istoty ze znanych nam już bajek. Zawitamy zatem do zamku Śpiącej (nadal!) Królewny, obejrzymy Chatkę z Piernika, należącą do czarownicy dzieciojadki, przepłyniemy przez jezioro pełne powabnych i drapieżnych syren, będziemy świadkami ożywienia zmarłego przez czerwone ćmy, zobaczymy, jak działa skowronkowa woda. Te i wiele innych niebezpieczeństw będzie musiał pokonać Jakub, aby osiągnąć swój cel. Jednocześnie dowiemy się, czym się zajmował przez ostatnie lata i tutaj jak najbardziej prawidłowe będzie skojarzenie z wędrówkami i awanturami Odyseusza. 
Pani Funke udało się stworzyć naprawdę magiczną historię, która wciąga od pierwszej do ostatniej strony. Ponadto autorka bawi się znanymi nam z bajek motywami i czyni je nieco bardziej mrocznymi od powszechnie znanych nam wersji. Okazuje się, że świat bajek nie jest wcale sielankowy i cukierkowy, wręcz przeciwnie, kieruje się własnymi zasadami, bywa okrutny i posępny, a happy endy są w nim niezwykle rzadkie.
Jako historia o dwóch braciach książka nadaje się dla młodego czytelnika. Tak naprawdę jednak powieść jest tak wielowymiarowa, że tylko dorosły czytelnik będzie w stanie dostrzec w niej liczne aluzje i nawiązania do literatury i kultury.
Oprócz oczywistych podobieństw do wspominanych już mitów greckich i baśni braci Grimm, książka nawiązuje też do przygód Alicji po Drugiej Stronie Lustra, a kreacja świata przedstawionego bardzo przypomina Atramentowy Świat. To, że akcja dzieje się w świecie przypominającym nasze średniowiecze, nie przeszkadza bohaterom nosić okularów przeciwsłonecznych (kamiennych ludzi razi światło dzienne),  sprzedawać w swoich sklepach typowo ludzkich przedmiotów, takich jak na przykład aparaty fotograficzne, czy używać w wojnach dwudziestowiecznej broni palnej. 
Powieść Kamienne ciało to mieszanka wybuchowa i mistrzowska zabawa konwencjami i ogólnie znanymi motywami. Może to brzmieć dziwnie, ale zapewniam, że całość współgra ze sobą doskonale i tak też się czyta. Coś takiego nie każdemu autorowi się udaje, kto jednak zna Atramentową Trylogię, będzie wiedział co mam na myśli i czego może się spodziewać po lekturze tej książki.
Książka ma zakończenie otwarte. Co prawda opowiadana w niej historia ma swoje zakończenie, ale autorka pozostawiła sobie punkt zaczepienia, od którego mogłaby zacząć opowiadanie kolejnej historii. Mam nadzieję, że tak zrobi, bo świat przez nią stworzony jest tak bogaty i różnorodny, że grzechem byłoby nie wykorzystać tkwiącego w nim potencjału. Dlatego z wielką niecierpliwością będę czekała na kontynuację przygód Jakuba i Lisicy, a Was póki co serdecznie zachęcam do zapoznania się z częścią pierwszą. Jest naprawdę niesamowita. 
Polecam bez dwóch zdań!
Za egzemplarz     
do recenzji 
bardzo serdecznie dziękuję 
portalowi Secretum,               
a także 
Wydawnictwu Egmont   

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Konkurs z Żelaznym cierniem!

Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie organizowanym przez portal Secretum. Nagrodą są dwa egzemplarze książki C. Kittredge "Żelazny cierń". 
Pięć prostych pytań i przy odrobinie szczęścia w losowaniu nagroda może być Wasza! Szczegóły i regulamin konkursu tutaj. Zachęcam do udziału! 
Pozdrawiam i dobrego dnia dla wszystkich!

niedziela, 3 czerwca 2012

T. A. Barron: Merlin. Siedem pieśni.

Autor: T. A. Barron
Tytuł: Siedem pieśni
Tytuł cyklu: Merlin cz. 2
Stron: 432
Wydawca:  G+J
Moja ocena: 10/10
Lektura pierwszej części cyklu o przygodach młodego Merlina oczarowała mnie do tego stopnia, że od razu sięgnęłam po część drugą. 
Akcja książki Siedem pieśni rozpoczyna się po kilku dniach od wydarzeń z części poprzedniej.
Emrys, który od teraz nosi imię Merlin, przyczynił się do zdjęcia klątwy z magicznej wyspy Fincayry, znajdującej się między światami. W sercach mieszkańców wyspy nadzieja budzi się na nowo. Ziemia odżyje, a wszytko to za sprawą Harfy Kwitnienia, której niezwykła muzyka sprawi, że wszystkie rośliny na nowo urosną, zakwitną i wydadzą owoce.
Misja ta przypada w udziale Merlinowi; ma on za zadanie obejść wyspę i grając na Harfie przywracać życie w każdym zakątku tej ziemi. Nie jest to trudne, ale z niewiadomych powodów główny bohater coraz bardziej popada w pychę i zarozumialstwo. Mimo przestróg przyjaciół nie kończy misji, nie może się bowiem oprzeć pokusie sprowadzenia do siebie swojej matki, za którą bardzo tęskni. Elen co prawda przechodzi przez mgłę, ale od razu pada ofiarą cienia i pogrąża się w chorobie, która za miesiąc zakończy się śmiercią. Jedynym sposobem ratunku jest udanie się do Zaświatów do samego Dagdy i poproszenie bóstwa o lekarstwo. Żeby jednak znaleźć drogę i wejść tam, Merlin musi poznać tajniki Siedmiu Magicznych Pieśni. Czeka go zatem długa i niebezpieczna podróż, w trakcie której będzie musiał się zmierzyć ze swoimi słabościami, czyhającymi wszędzie pokusami i niebezpieczeństwami. Tym razem bohaterowi towarzyszą drzewna dziewczynka Rhia i błazen Bambulo, który jeszcze nigdy nikogo nie rozbawił. Spotkamy tu także Shima, który w finale części pierwszej odegrał ważną rolę i wreszcie urósł, a także Kłopota, zawadiackiego sokoła. 
Podróż Merlina w poszukiwaniu Siedmiu Pieśni jest tak naprawdę podróżą w głąb siebie. Bohater przekonuje się, że oprócz jasnej, ma także ciemną stronę, nad którą musi się nauczyć panować i że wielkim czarodziejem nie zostaje się po jednym przypadkowym zwycięstwie, dokonanym razem z przyjaciółmi. 
Tym, co mi się najbardziej podobało w podróży bohatera była prostota odnalezionych prawd:
1. Każdemu należy się druga szansa, bo wszystkie żywe stworzenia mają w sobie potencjał przemiany. 
2. Najsilniejsze więzy to więzy serca. 
3. Najlepiej coś uchronić, uwalniając to.
4. W prawdziwym imieniu kryje się prawdziwa potęga. 
5. Różne wydarzenia łączą się ze sobą. Rzucając kamyk w złym miejscu możesz wywołać lawinę.
6. Każde żywe stworzenie jest wartościowe. 
7. Najlepiej widzi się sercem. 
Paradoksalnie im prostsza prawda, tym trudniejsza droga do jej poznania.
Druga część cyklu daje też kilka niespodzianek, a chyba największą jest wyłaniająca się z mroków niewiedzy tajemnica pochodzenia Rhii. Muszę przyznać, że akurat to rozwiązanie w ogóle nie przyszło mi do głowy i naprawdę dałam się zaskoczyć. 
Akcja toczy się wartko i znacznie przyśpiesza na końcu, co wyraźnie się czuje. Bohaterom zostaje naprawdę niewiele czasu, by uratować Elen i gorączkowość ich starań udziela się czytelnikowi. 
Książka Siedem pieśni posiada wszystkie dobre cechy swojej poprzedniczki: jest zabawna, błyskotliwa i przemyślana pod względem fabularnym. Przyjemnie obserwuje się dorastanie Merlina, tym bardziej, że nie dzieje się to od razu i na siłę. Bohater popełnia błędy, jest niecierpliwy i chwilami przemądrzały i widać dobrze, że sporo musi się jeszcze nauczyć, ale da się już zauważyć cechy, dzięki którym w przyszłości stanie się potężnym czarodziejem.
Poza tym choć historia młodego maga nabiera kształtu i jest naprawdę solidnie zbudowana, a także głęboko przez autora przemyślana. 
Niecierpliwie czekam na część trzecią, której premiera odbędzie się we wrześniu, a Was zachęcam do lektury. Naprawdę, naprawdę warto.

Za                                              
egzemplarz do recenzji 
bardzo serdecznie dziękuję 
wydawnictwu  G+J

sobota, 2 czerwca 2012

T. A. Barron: Merlin. Nieznane lata.

Autor: T.A. Barron
Tytuł: Nieznane lata
Tytuł cyklu: Merlin, księga 1.
Wydawca: G+J
Stron: 455
Moja ocena: 10/10
Legendy arturiańskie cenię niemal tak samo wysoko jak greckie mity. Uwielbiam historie o rycerzach Okrągłego Stołu i romansie króla Artura z Ginewrą. Jednak do moich ulubionych postaci z tego kręgu należą po pierwsze Morgan Le Fay, przyrodnia siostra Artura, niesłusznie okrzyknięta tą złą, a po drugie Merlin, bez którego cała historia Avalonu i Camelotu w ogóle nie miałaby sensu i potoczyłaby się w zupełnie nie tym kierunku co trzeba.
Zazwyczaj Merlin kojarzy nam się z leciwym już starcem w długiej szacie, z siwą brodą i kosturem w ręku.  Uosabia on mądrość i wszystkie ideały, jakimi Avalon się szczyci, czyli honor, prawość i dzielność. Jednak w żadnej z arturiańskich legend nie ma ani słowa na temat tego, skąd wywodzi się ten potężny mag i kim był, zanim w ogóle stał się opoką imperium króla Artura. A przecież jak każdy musiał mieć swoje korzenie, bo przecież nie wziął się znikąd.
Amerykański pisarz T. A. Barron zainteresował się białymi plamami w historii Merlina i w ciągu 15 lat jego życia ten temat zapanował nad nim tak mocno, że pisarz stworzył cykl dwunastu książek, dotyczących losów czarodzieja, zaczynając od jego początków, czyli najmłodszych lat. 
Powieść zatytułowana Nieznane lata ten cykl otwiera i zaczyna się w momencie, gdy morze wyrzuca na brzegi Gwynedd (czyli Walii) małego siedmioletniego chłopca. Bohater budzi się na nieznanej sobie ziemi, z pustką w głowie, bez wspomnień i świadomości tego, kim jest i skąd pochodzi. Nieopodal znajduje nieprzytomną młodą kobietę, która jak podejrzewa, może być jego matką.
Pięć lat później chłopiec, który teraz nosi imię Emrys mieszka razem z Branwen (uratowaną przez siebie kobietą) w wiosce nad brzegiem morza. Bohater nadal niczego nie pamięta. Wszelkie próby odzyskania wspomnień zawiodły. W dodatku Emrys ma wrażenie, że Branwen także nie mówi mu prawdy. Kobieta pełni w wiosce rolę znachorki, gdyż zna się na ziołach i leczeniu ran. Nie obchodzi ją, że miejscowi określają ją mianem czarownicy. Bardzo kocha Emrysa i troszczy się o niego, jednak chłopiec nie umie do końca odpowiedzieć jej tym samym. On pragnie tylko prawdy o swojej przeszłości i pochodzeniu. W dodatku z przerażeniem zaczyna odkrywać w sobie dziwną siłę, która objawia się w najmniej spodziewanym momencie. 
Gdy miejscowi próbują spalić Branwen na stosie, jako czarownicę, w chłopcu budzi się wściekłość i gniew. Ogień, który wznieca, zabija nie tylko jednego z jego rówieśników, ale też parzy mu całą twarz i odbiera wzrok. 
Wydawać by się mogło, że to koniec, ale nie. W ciągu najbliższych miesięcy Emrys nauczy się korzystać z magicznego wzroku, który ma w sobie i dojrzeje do postanowienia, by udać się za morze i dowiedzieć się o sobie wszystkiego. Buduje tratwę i dociera do zaczarowanej wyspy, niewidocznej dla zwykłych ludzi. To właśnie tu rozpocznie się dla niego niezwykła przygoda, podczas której pozna nie tylko prawdziwych przyjaciół i dowie się prawdy o swoim pochodzeniu. Z pomocą drzewnej dziewczynki Rhii, małego olbrzyma Shima i sokoła o wdzięcznym imieniu Kłopot, spróbuje uratować wyspę od niszczącej ją plagi, wywołanej przymierzem między królem a złymi mocami. Na swojej drodze spotkają wiele przeszkód, dziwacznych stworzeń, z których jedne będą dobre i pomocne, a inne wręcz przeciwnie. 
Czy Emrys odzyska swoją tożsamość i dowie się wreszcie, gdzie jest jego prawdziwy dom? Czy na wpół ślepy dwunastolatek ma jakąkolwiek szansę w walce ze złem? 
Na te i inne pytania daje odpowiedź pierwsza część cyklu o Merlinie, który za kilkadziesiąt lat stanie się czarodziejem wszech czasów.
Powieść T. A. Barrona jest napisana jest lekkim, ale za to bardzo barwnym językiem. W kilku początkowych rozdziałach akcja toczy się dość wolno, ale potem nabiera tempa. Świat niezwykłej wyspy Fincayry jest niezwykle oryginalny i wskroś bajkowy. Czytelnik zostaje zabrany w naprawdę magiczną podróż, w której wszystko może się wydarzyć. Jedną z najlepszych postaci w tej części jest olbrzym Shim. Jest on wielkości krasnala, ponieważ z niejasnych, nawet dla niego samego powodów, nie urósł. Shim mówi niemal samymi bezokolicznikami, wszystkie przymiotniki stopniuje do przesady i uwielbia jeść. Okazuje się przy tym niesamowicie lojalny i pomocny i nawet jego niewielki wzrost będzie miał kluczowe znaczenie w finale powieści. 
Książka zyskała moją przychylność i od razu zabieram się za lekturę części drugiej, a potem niecierpliwie czekam na wrzesień, bo wtedy będzie miała swoją polską premierę część trzecia. 
Powieść polecam nie tylko młodym czytelnikom, mając na uwadze wiek bohatera. Miłośnicy dobrego fantasy i legend arturiańskich także znajdą tu coś dla siebie. Książka czyta się szybko i zanim się obejrzysz, jesteś na ostatniej stronie. 
Polecam. 
Pozdrawiam i dobrego dnia!