niedziela, 27 listopada 2011

Recenzja książki Mroczne serce

Mimo, że większość paranormali jest uważana za przewidywalne i schematyczne, to i tak wszyscy od czasu do czasu je czytamy. Cenimy je za lekkość fabuły, szybkie tempo czytania i prostotę. Szczerze przyznam, że przeszłabym obok cyklu obojętnie, ale fuksem zdobyłam część drugą, a że nie lubię zaczynać czytania od środka, to kupiłam sobie część pierwszą. Fabuła jest bardzo prosta i lepiej byłoby dla całej historii, gdyby autorka zrobiła z tego jedną, nieco grubszą książkę, zamiast dzielić ją na trylogię, zgodnie z zasadą marketingowych chwytów. Jakis czas temu recenzowałam książkę pt. Lucian Jej autorka pani Abedi stworzyła całkiem znośną historię i zmieściła się w jednej części. Wyszło to na dobre i całej powieści i mnie jako czytelnikowi. Trylogie paranormalne dla młodzieży mają to do siebie, że początkowo niewiele się w nich dzieje, akcja wlecze się jak ślimak, a bohaterowie tylko wzdychają i się zastanawiają czy kocha, czy nie kocha. A jeśli już dojdzie do pocałunku, to jest wielkie halo.
Dlatego postanowiłam, że o obydwu częściach opowiem w jednej recenzji. Główną bohaterką jest szesnastoletnia Jane Jonas, samotniczka i zamknięta w sobie dziewczyna. Od pewnego czasu nie chodzi do szkoły i uczy się w domu, gdyż koleżanki tak jej dokuczały, że uczęszczanie do szkoły stało się dla niej niemożliwe. Dlatego Jane jest bardzo nieufna, niepewna siebie i w ogóle nie ma znajomych. Jane ma również dziwne sny, w których spotyka tajemniczego chłopca. Jane wyczuwa w nim ogromny smutek i jednocześnie jest pewna, że jest on jej bratnią duszą. Tymczasem w świecie realnym bohaterka poznaje Evana, przystojnego, pewnego siebie i również tajemniczego nieznajomego. Od tej pory Jane, lawiruje pomiędzy realnym i bardzo nią zauroczonym Evanem, a Luką, który jest znacznie mniej realny, smutny, ale za to bardzo pociągający. Okazuje się, że Luka jest wilkołakiem, mieszka w Nissilum, magicznej krainie pełnej wampirów, wilkołaków, czarownic i aniołów. Pewnego dnia Jane dostaje od Luki, stary pamiętnik. Zawiera on zapiski młodej dziewczyny, która straciła ukochanego. Pamiętnik ma pomóc Jane zrozumieć całą sytuację. Oczywiście bystry czytelnik od razu się domyśli, kim była autorka pamiętnika. Cała powieść to rozterki Jane, która nie potrafi zdecydować, na którym z chłopaków bardziej jej zależy. Trudno ją zresztą o to winić, bo Luka stwarza między nimi spory dystans, tłumacząc to tym, że w Nissilum związki ze śmiertelnikami nie są mile widziane i właściwie skazane z góry na porażkę. Dopiero na koniec książki akcja nieco przyśpiesza, ale wtedy jako czytelnik jesteśmy w takiej sytuacji, że albo sobie dajemy spokój, albo czytamy dalej, bo tak naprawdę wiemy niewiele. Jako że miałam pod ręką część drugą od razu zabrałam się za lekturę.
Mimo że pierwsza część zasugerowała happy end dla Jane i Luki, który naskładał dziewczynie masę obietnic, w drugiej części nic z tych obietnic nie zostało. Luka ugina się pod naciskami rodziny i zaręcza się z wybraną przez matkę Lilą. Jane musi zapomnieć, bo wiele zrobić nie może. Wyjeżdża więc na wakacje do babci, a po powrocie zaczyna studia. Rozpaczliwie tęskni, ale chłód i dystans Luki paraliżuje wszystkie jej działania. Kiedy przypadkiem poznaje Sorena, zupełnie niespodziewanie zyskuje nowego sojusznika, co być może pozwoli jej odzyskać Lukę. 
W drugiej części dowiadujemy się więcej na temat funkcjonowania społeczności w Nissilum, poznajemy nową twarz Evana  alias Rafaela i to jego oczyma dostrzegamy błędy i nieprawidłowości w Nissilum. Pozorne dążenie do wzajemnej harmonii ras, okazuje się w rzeczywistości, unikaniem uczuć, gubieniem siebie i godzeniem się na związki bez miłości i uczuć, byle tylko zachować czystość rasy i zadowolić rodzinę. 
Jane nadal sprawia wrażenie jakby się miotała, choć przyznam, że dostrzegam dla niej promyk nadziei. Za to Luka zwiódł mnie kompletnie. Okazał się ciepłymi kluchami, bez woli walki i własnego zdania. Po prostu pozwalał się nieść na fali wydarzeń. 
Na uwagę zasługuje za to Rafael, jako ten który chce zmian i reform; i Soren, który wydaje mi się dużo lepszą partią dla Jane niż Luka. Jest stanowczy, błyskotliwy, zaradny i zwyczajnie mądry, że nie wspomnę o tym, że jest też bardzo sexy. Niestety, gdy główna bohaterka też zaczęła dostrzegać zalety tego ostatniego, tom drugi się skończył, a Jane wylądowała w ramionach Luki, zakochana i niepomna na to co było. A szkoda, bo moim zdaniem, czasem to co pod okiem i przy nas, jest znacznie lepsze od tego, za czym tak uparcie gonimy. Czy Jane pokierowana piórem pani Monroe zmieni punkt widzenia, tego niestety nie wiem, uważam jednak, że taka zmiana wyszłaby fabule na dobre. Trzecia część ukaże się dopiero w roku przyszłym, na rozwiązanie przyjdzie więc jeszcze nieco poczekać.
Pozycje książkowe dobre na jesienną niedzielną zawieruchę, ale nie spodziewajcie się zbyt wiele. Trzeba raczej wrzucić na luz, bo przy wielce krytycznym i poważnym podejściu do cyklu zbyt wiele się z niego wyłuskać nie da. Dlatego polecam albo fanom gatunku, albo szukającym lekkiej, naprawdę lekkiej lektury. 

Autor: Lee Monroe
Tytuł cyklu: Mroczne serce
Tytuł: Przeznaczeni cz.1,
Nieśmiertelni cz. 2
Wydawnictwo: Mak Verlag
Stron: cz. 1: 363
cz. 2: 366
Moja ocena 6-7/10

sobota, 26 listopada 2011

Recenzja książki Niewyznane grzechy siostry Juany

Na Pomorzu szaleje wicher i nie omija nawet naszego Pępka Trójmiasta. 
Kłębiaste chmury pędzą po niebie, w kominku buzuje ogień, czarując swoim blaskiem i łaskawie przypomina, że jest weekend i można, a nawet trzeba zapomnieć o pracy i oddać się lenistwu, jakże słodkiemu, bo wyrażanemu poprzez zatopienie się w przytulnym fotelu z książką w dłoniach. W dniu wczorajszym pan listonosz przyniósł mi książkę o tajemniczej siostrze Juanie i tak mnie te jej tytułowe grzechy zaciekawiły, że od razu zabrałam się za czytanie. Tym bardziej, że mój Maciek, na widok tytułu powiedział: "O, to chyba jakaś erotyczna będzie. Ja też przeczytam". Trudno mieć mu za złe to skojarzenie, w końcu, gdy się słyszy w jednym zdaniu grzechy i siostra,  erotyzm sam na myśl przychodzi. Jestem świeżo po lekturze i muszę powiedzieć, że erotyzm tu się znajdzie, to fakt, ale tak naprawdę ta książka kipi od tylu uczuć, że aż trudno je wymienić w jednym zdaniu.
Główną bohaterką jest młoda doktorantka Laura. Dużo czasu spędza w Sewilskim Archiwum Indii Zachodnich i podczas przeglądania starych dokumentów natrafia na siedemnastowieczne zapiski, które wcale nie powinny się tam znaleźć, bo tematycznie nie pasują do reszty. Są to dzienniki - wspomnienia zakonnicy Isabel Marii de San Jose, siostrzenicy słynnej i tytułowej siostry Juany. Świadoma wagi odkrycia, Laura zaczyna przeglądać zapiski i  wpada na trop, prowadzący ją do wielkiej przygody, która przekracza granice czasu. 
Tytułową siostrę Juane poznajemy z zapisków jej siostrzenicy Isabel. Isabel, jako mała dziewczynka, została oddana przez rodziców na wychowanie do klasztoru, tam trafiła pod opiekę swojej ciotki, kształciła się pod jej okiem, aż w końcu sama wybrała zakonne życie, przekonana, że uchroni ją ono od złego losu, jaki w tamtych czasach był udziałem słabej płci. Pod pojęciem zły los, zarówno i Juana, jak i Isabel rozumiały uległość kobiet wobec uczuć mężczyzn, niemożność samodzielnego decydowania o własnym życiu i niemożność kształcenia się, gdyż wówczas, tylko mężczyźni bez przeszkód mogli to wykształcenie zdobywać.  Obie kobiety były sobie bardzo bliskie, darzyły się ogromnym zaufaniem, do tego stopnia, że Juana zleciła Isabel spisanie wspomnień i uczyniła ją swoją spadkobierczynią i powiernicą swoich sekretów. A tych sekretów Juana miała w swoim barwnym życiu całkiem sporo. Przyszła na świat z głodem wiedzy, wciąż chciała się uczyć, czytać książki, podróżować, poznawać nowe kraje i nowych ludzi. Świadoma, że na wykształcone kobiety nie patrzy się życzliwym okiem, z biegiem czasu nauczyła się wykorzystywać zdobyte umiejętności, do manipulowania innymi, tak, by dbać nie tylko o własne potrzeby, ale też o bezpieczeństwo bliskich. Owa umiejętność manipulacji zrodziła się w niej wtedy, gdy była damą na dworze wicekrólowej Meksyku. Życie dworskie pełne intryg, dwuznaczności szybko nauczyło Juane, że nikomu nie powinno się ufać, a wszędzie pełno jest oczu i uszu, które tylko czyhają na jakieś nowe rewelacje. Po kilku latach spędzonych na dworze, przekonała się, że najlepszym sposobem zachowania wolności osobistej, będzie dobrowolne i jakże pozorne jej oddanie czyli wstąpienie do klasztoru i wdzianie habitu. Zapiski Isabel pokazują, że Juana nie była zwykłą zakonnicą. Żyjąc w klasztorze przeprojektowała ogród, pisała sonety, interesowała się malarstwem i sztuką, spotykała się z wybitnymi osobistościami renesansu. Rzecz jasna, gdyby trzymała się reguł klasztornych nie dokonałaby tylu rzeczy, nie trudno się zatem domyślić, że łamała śluby ubóstwa, posłuszeństwa, a nawet czystości. Ludzi obracających się wokół niej nie zostawiała obojętnymi, albo ją szanowano i kochano, albo zaciekle nienawidzono. Swoim życiem i działalnością zwróciła nawet na siebie uwagę Świętego Oficjum. 
Razem z Laurą czytamy zapiski Isabel i zagłębiamy się w historię życia Juany, a jednocześnie wplątujemy się w międzynarodową intrygę, która dopiero teraz po trzystu latach ma swój finał. Dowiadujemy się, dlaczego Oficjum tak interesowało się osobą Juany, poznajemy wszystkie białe plamy w jej życiorysie, dowiadujemy się o istnieniu tajemniczego portretu, którego tak zawzięcie szukano, a mimo to nigdy nie odnaleziono.  Jednocześnie poznajemy rozterki uczuciowe Laury, która przyłapuje swojego chłopaka na zdradzie i dowiaduje się, że sama zostanie matką. Historia Juany i Isabel pozwala Laurze lepiej zrozumieć siebie samą i podjąć decyzję w sprawie swojej przyszłości.  Tym, co mnie w Laurze denerwowało, była zbytnia łatwość, z jaką zapomniała i wybaczyła zdrady. Choć z drugiej strony wydaje mi się, że zapiski Isabel na temat Juany, tak ją wciągnęły, że  zwyczajnie łatwiej było jej to przeboleć. A że częściowo sama bez winy nie była, to na resztę przymknęła oko.
Czytało mi się bardzo przyjemnie i dość zachłannie, bo o istnieniu tajemniczego obrazu wspomina się już w prologu, a bardzo się chciałam dowiedzieć co na nim było. Powieść kipi od emocji i namiętności. Juana, głodna wiedzy i świata, dokonała w swoim klasztornym życiu więcej,  niż niejedna kobieta współcześnie.  iA w dodatku zrobiła to w czasach, gdy mądre i zaradne kobiety miały tak niewielkie pole manewru, a ich jedyną bronią  było ciało, wzbudzające męskie pragnienia. Jednocześnie nazwy słodyczy i łakoci, o których wspomina Isabel sprawiały, że ślinka mi ciekła, a opisy upalnych hiszpańskich dni, sprawiały, że tym mocniej otulałam się kocem, marząc o gorącym lecie, z lazurowym niebem.
Bardzo lubię historie, owiane mgłą tajemnicy i zapomnienia; historie, które odkrywane na nowo, mają swój finał w czasach współczesnych. Jeśli Wy też takie lubicie, to "Niewyznane grzechy siostry Juany "są  lekturą właśnie dla Was. Zachęcam.
Autor: Kyra Galvan
Tytuł: Niewyznane grzechy siostry Juany
Wydawnictwo: Mała Kurka
Stron: 240
Moja ocena: 10/10
 Za książkę serdecznie dziękuję pani Bożenie z wydawnictwa Mała Kurka
Dziękuję również za okazane serce i sympatię. Pozdrawiam serdecznie! 

czwartek, 24 listopada 2011

Recenzja książki Bez mojej zgody

Jodi Picoult nikomu przedstawiać nie trzeba. Zresztą to z blogowych recenzji  dowiedziałam się o istnieniu tej pisarki. Wszyscy się nią zachwycali, a ja jak ten ignorant nie wiedziałam, czego te zachwyty dotyczą. Po przejrzeniu tytułów książek, wiem że oglądałam dwa filmy, będące adaptacją jej powieści, ale wtedy o tym nie wiedziałam. Wiedziona impulsem, w dniu wypłaty na początku listopada wstąpiłam do księgarni i okazało się, że na półce stoi kilkanaście książek tej pisarki. Wybrałam trzy; wiem zaszalałam, ale tematyka wydała mi się tak ciekawa, że trzy i tak były już poważnym zawężeniem. Kilka minut temu skończyłam czytać i muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem książki, że pani Picoult ma nową fankę i że na pewno nie jest to moje ostatnie czytelnicze spotkanie z tą pisarką. 
Krótko o fabule. Główną bohaterką jest trzynastoletnia Anna Fitzgerald, dziewczynka nad wyraz dojrzała i poważna. Anna jest dzieckiem z próbówki, idealnym i zaplanowanym. Po co? Otóż starsza siostra Anny, Kate jest ciężko chora na białaczkę. Anna urodziła się, by być dla Kate idealnym dawcą, najpierw komórek z krwi pępowinowej, potem szpiku kostnego, potem granulocytów, aż wreszcie nerki. Gdy zachodzi potrzeba przeszczepu tej ostatniej, coś się zmienia. Anna, która do tej pory zawsze żyła po to, by ratować życie swojej siostrze, teraz zaczyna się zastanawiać, kim jest i po co istnieje. O każdym zabiegu i przeszczepie do tej pory decydowali rodzice, a Anna to akceptowała. Bo niby jak nie godzić się na coś co ratuje życie ukochanej siostrze? Im jednak jest starsza, tym inaczej zaczyna patrzeć na pewne sprawy. Powieść zaczyna się w momencie, gdy Anna zwraca się do prawnika Campbella Alexandra z prośbą, by ją reprezentował. Dziewczynka chce sama decydować o sobie i o tym, czy odda siostrze nerkę. Od tej pory czytelnik poznaje zawiłą historię rodziny Fitzgeraldów, od szczęśliwych czasów młodości  Sary i Briana, młodego małżeństwa z dwójką dzieci,  kiedy Anny jeszcze nie było na świecie, a Kate nie była chora, aż do dnia dzisiejszego, kiedy to toczy się postępowanie sądowe. Autorka oddała głos bohaterom i całą historię poznajemy z relacji Anny, jej starszego brata Jessego, rodziców Sary i Briana, prawnika Campbella i Julii Romano, kuratora procesowego, wyznaczonego do sporządzenia opinii. Wokół choroby Kate i walki z tą chorobą koncentruje się tak naprawdę całe życie rodziny od blisko 16 już lat. Na podziw zasługuje Sara, która z niesamowitym uporem, uporem godnym pozazdroszczenia walczy o życie córki. Trudno mówić o normalności w tej rodzinie, choć z całych sił się o nią walczy. Nie jest to jednak łatwe i stąd na przykład święta spędzane w szpitalu, czy niezrealizowane plany, bo nagle się okazało, że Kate ma nawrót choroby. W  bardzo wnikliwy sposób autorka opisuje, jak rodzina ta uległa wewnętrznemu rozpadowi, przez to, że choroba jednego z domowników wszystko zdominowała. Wzruszył mnie zwłaszcza Jesse, który czuje się rozbity, niepotrzebny (bo nie może być dawcą dla Kate) i zaczyna schodzić na bardzo złą drogę, a żadne z rodziców tego nie widzi. Nie świadczy to wcale o tym, że Sara i Brian są złymi rodzicami, wręcz przeciwnie. Po prostu czasem człowiek nie jest w stanie wszystkiego dopatrzeć, więc zaczyna segregować problemy na takie, które można zbagatelizować i na takie, którym trzeba poświęcić całą uwagę.
Motywy Anny, nad wyraz dojrzałej dziewczynki, do samego końca pozostają tajemnicze. Nie oznacza to, że skoro wniosła pozew, przestała kochać siostrę lub chce zrobić coś wbrew jej. Anna  i Kate są niesamowicie zżyte i przyjemnie jest obserwować ich wzajemne relacje. 
W książce Bez mojej zgody nie ma stron, bo po żadnej nie da się opowiedzieć. Są różne perspektywy i każda rzuca nowe światło na sprawę, dzięki czemu poznajemy nowe szczegóły. To tak jak w greckiej tragedii; każdy wybór będzie dla kogoś krzywdzący, nie ma jednego wyjścia, prowadzącego do happy endu. Nic także nie obywa się bez łez i smutku, bo niestety takie jest życie.
Celowym, tak sądzę zabiegiem autorki, było oddanie głosu Kate dopiero w samym epilogu. Kate, chorą na białaczkę, Kate, wokół której kręci się życie całej rodziny, poznajemy z opowieści innych i w ten sposób budujemy sobie obraz jej osoby. 
Pani Picoult potrafi poruszyć czytelnika, trzeba to przyznać. Historia jest napisana jasnym i przystępnym językiem, dzięki pierwszoosobowej narracji wiadomo, co czują i myślą bohaterowie, co się dzieje w ich głowach i sercach. Jednocześnie w trakcie poznawania historii, czytelnik ciągle czuje się zmuszony do refleksji i zadawania pytań, a to też jest przyjemne, bo kto nie lubi lektury, która pobudza. Zaskoczyło mnie zakończenie. Przyznam, że zupełnie nie tego się spodziewałam i świadomość, że autorka też o tym wiedziała i zagrała mi na nosie, nieco mnie zirytowała. Ale to też dobrze, bo lubię książki, które potrafią zaskoczyć w ostatnim momencie. Czy płakałam? Nie. Rozwiązanie powieści dopadło mnie znienacka i nie miałam okazji by się popłakać. Po prostu, gdy już byłam pewna swego, autorka rzuciła bombę na sam koniec i wszystkie moje przypuszczenia legły w gruzach. 
Niemniej jednak powieść jest pełna wzruszających momentów, bywa zabawnie, bywa poważnie. Do tej pory chyba nawet nie byłam świadoma, że miłość w rodzinie może mieć tyle odcieni i barw, które przenikają się tak płynnie, że powstaje niesamowita życiowa mozaika, której granic i konturów nie sposób określić.
Polecam serdecznie wszystkim. Po przeczytaniu tej książki już nic nie będzie dla Was takie samo i na wiele spraw spojrzycie inaczej. Tak jak ja.
Autor: Jodi Picoult 
Tytuł: Bez mojej zgody
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Stron: 528
Moja ocena: 10/10

środa, 23 listopada 2011

Recenzja książki Wilkołak

Dyskonty Biedronka oprócz tanich produktów mają inne zalety w postaci koszów z tanimi książkami. Wilkołak jest właśnie taka zdobyczą z biedronkowego kosza za 9 zł.
Osobiście najpierw usłyszałam o premierze kinowej filmu z Benicio del Toro i Emily Blunt oraz Anthonym Hopkinsem w rolach głównych, a dopiero potem dowiedziałam się, że istnieje książka. Oglądanie filmu sobie odpuściłam, bo miałam wówczas przesyt paranormalnymi istotami. Książka także długo stała na regale, czekając na swoją kolej i jak widać, w końcu się doczekała.
Fabuła powieści jest prosta i banalna. Wiktoriańska Anglia, rok 1891, rodzinna posiadłość rodziny Talbotów Blackmoor. Lawrence Talbot, znany i ceniony aktor teatralny, zmuszony jest wrócić do domu, po otrzymaniu wiadomości o tragicznej śmierci brata, Bena.  Powrót jest dla bohatera bardzo bolesny. Wciąż bowiem nie uporał się z tragiczną i nie do końca wyjaśnioną śmiercią swojej matki, a ojcu nie wybaczył, że ten oddał go na leczenie psychiatryczne do zakładu zamkniętego. Dlatego najchętniej w ogóle by tam nie wracał. Jednak brat był Lawrencowi naprawdę bliski, a kiedy okazuje się, że Ben nie umarł śmiercią naturalną, Lawrence czuje się w obowiązku te okoliczności wyjaśnić i złapać zabójcę brata. Blacmoor wita go niechętnie. W miasteczku panuje groza i strach przed bestią, która ponoć grasuje w okolicznych lasach. Początkowo miejscowi próbują winą za ataki obciążyć niedźwiedzia należącego do obozujących na obrzeżach miasta Cyganów, ale teza szybko upada, bowiem zwierzę jest nie tylko za małe, ale i zbyt otępiałe, żeby zaatakować kogokolwiek. Szokiem dla głównego bohatera jest widok zmasakrowanego ciała brata; widoczne na ciele zmarłego obrażenia, nie pasują do żadnego drapieżnika.
Lawrence uczestniczy w pogrzebie brata, poznaje jego narzeczoną Gwen i bez skutku próbuje porozumieć się z ojcem. Gdy w rzeczach zmarłego Lawrence znajduje tajemniczy medalion i dowiaduje się, że brat otrzymał go od starej Cyganki, postanawia udać się do obozowiska Cyganów, z nadzieją, że dowie się czegoś nowego. Stara Cyganka nie może lub nie chce powiedzieć mu zbyt wiele. Rozmowę przerywa nagły atak bestii, która pojawia się dosłownie znikąd i masakruje wszystko, co stanie jej na drodze. Ratując małego chłopca, Lawrence zostaje zaatakowany przez bestię i traci przytomność ze świadomością, że umiera. To co jednak bohaterowi wydawało się końcem, jest tak naprawdę dopiero początkiem. 
To tyle na temat  treści. Autor prezentuje w swojej powieści znany już motyw bestii, ugryzienia i przemiany w świetle Bogini Łowów, bo takim mianem określa się tu księżyc. W interesujący i nienachalny sposób przedstawił autor wilkołaka, bestię, kierującą się instynktem, głodem i żądzą mordu. Sporo się przy tym leje krwi, ręce są odrywane od korpusów, a głowy od szyi. Ale jako czytelnik rozumiem, że wilkołak to nie dziki piesek, a drapieżnik i gdy atakuje, to mówiąc krótko, gryzie jak popadnie.
Plusem jest również mglisty i przygnębiający klimat Anglii oraz sposób pokazania ludzi, którzy opętani strachem są w stanie obarczyć winą pierwszą lepszą osobę. Skoro Cyganie są obcy i inni, to z pewnością także winni. Tak, stereotypy były i będą krzywdzące. Podobała mi się Gwen, która okazała się nie tylko delikatną, wzdychającą panną, ale także, gdy zaszła taka potrzeba, potrafiła wykazać się sprytem i pomysłowością w działaniu.  Wilkołak jest powrotem do tradycyjnych powieści grozy i przyznam, że nawet  udanym. Akcja nie stoi w miejscu i sprawnie zmierza ku zakończeniu. Czy szczęśliwemu nie mogę zdradzić. Ten kto zna strukturę takich powieści,  będzie w stanie przewidzieć, w trakcie czytania, prawdopodobne zakończenie tej historii. Książka nie jest opasła, ma tylko niecałe 300 stron, dlatego nadaje się na jednowieczorową lekturę. Zachęcam.
Autor: Jonathan Maberry
Tytuł: Wilkołak
Wydawnictwo: Amber
Stron: 284
Moja ocena: 7/10












                                                              *********

Jonathan Maberry ur. 18 maja 1958, 
Dwukrotny laureat nagrody Brama Stokera, wykładowca i nauczyciel powieściopisarstwa, autor powieści, komiksów i kilkunastu książek popularnonaukowych, m.in. Vampire Universe.  Zasłynął jako autor trylogii, na którą składają się trzy powieści: Blues duchów, Song umarłych i Wschód złego księżyca. Jest konsultantem Stowarzyszenia Autorów Horrorów i członkiem wielu amerykańskich stowarzyszeń literackich. 

poniedziałek, 21 listopada 2011

Recenzja książki Mężczyźni, którzy lubią niebezpieczne zabawy

Ostatnio wiele dobrego czyta się na temat literatury skandynawskiej i na blogach i na portalach. Do tej pory nie czytałam niczego z tej tematyki i postanowiłam się wreszcie przekonać, jak sprawa wygląda. Niniejszą książkę otrzymałam kilka miesięcy temu w prezencie i tak sobie czekała na regale na swoja kolej. Przeczytałam uczciwie i solennie i tak szczerze przyznam, że fan literatury skandynawskiej to raczej ze mnie nie będzie. Dobrze przeczytać coś takiego jako przerywnik od fantastyki, ale żeby po jednej przeczytanej sięgać po następną, to nie dla mnie. Książki te są tak boleśnie realne i naturalistyczne w opisie, że aż nieprawdziwe momentami, choć z drugiej strony kto wie.
Mężczyźni, którzy lubią niebezpieczne zabawy jest trzecią wydaną w Polsce książką tej autorki i trzecią, w której pojawia się bohaterka stworzona przez panią Tursten, inspektor Irene Huss. Akcja dzieje się w Goeteborgu. Na nabrzeżu zostają znalezione ludzkie szczątki, bo nawet nie zwłoki. Właściwie jest to sam tors, bez głowy, nóg i kompletnie oczyszczony z narządów wewnętrznych. Wszystko to utrudnia identyfikację ofiary. Jedyną rzeczą, mogąca popchnąć śledztwo do przodu jest niekompletny tatuaż na ramieniu ofiary.  Inspektor Huss dowiaduje się, że taki rysunek widnieje na szyldzie jednego ze sklepów dla gejów w Kopenhadze. Policja szwedzka musi zatem nawiązać współpracę z policją duńską. W ten sposób inspektor Huss przenika do środowiska homoseksualistów preferujących niebezpieczny seks. Zdobywanie informacji jest naprawdę żmudne, a trup zaczyna się słać coraz gęściej. Wygląda to tak, jakby morderca, działający zresztą w sposób bardzo skrupulatny i uporządkowany, znajdował się w pobliżu głównej bohaterki. Wszystko prowadzi do dość logicznego zakończenia, ale nie ma tu czegoś co pozwoliłoby się domyślić kim jest morderca. To się okazuje w trakcie i po złożeniu wielu informacji w całość. Aby uniknąć, tak sądzę, stworzenia postaci płytkich, autorka pokazała czytelnikowi sceny z życia rodzinnego głównej bohaterki. Nie ma tego wiele, ale zawsze jest ciekawiej. 
Klimat powieści skandynawskich faktycznie jest specyficzny i inny od amerykańskich czy angielskich. Dodatkowo autorce należy się duży plus za ciekawe przedstawienie hermetycznego środowiska sadomasochistów i nekrosadystów.
Niemniej jednak po kolejne pozycje sygnowane nazwiskiem tej autorki raczej nie sięgnę, bo jakoś specjalnie mnie nie porwało. Lektura nie ma dłużyzn i czyta się szybko. Miejscami jednak  jest makabryczna, zwłaszcza przy opisach sekcji czy okaleczeń ofiar i to nieco razi.   
Myślę, że po prostu to nie mój typ literatury. Jeśli ktoś lubi takie książki to jak najbardziej polecam. Jeśli fanem powieści z dalekiej północy nie jest, to niech czyta te, które naprawdę go interesują.
Autor: Helen Tursten
Tytuł: Mężczyźni, którzy lubią niebezpieczne zabawy
Wydawnictwo: Videograf II
Stron: 420
Moja ocena: 6/10

sobota, 19 listopada 2011

Recenzja książki Dzieci cienie

Dzisiejszego popołudnia jakoś nie mogłam się zdecydować na żadną lekturę i w końcu, aż wstyd się przyznawać, przeważyła  czcionka i wybrałam nowy cykl wydawnictwa Jaguar Dzieci cienie. 
Akcja powieści dzieje się w totalitarnym, fikcyjnym państwie. Oficjalna propaganda głosi, że aby zapobiec groźbie głodu, Rząd wprowadził prawo populacyjne, polegające na tym, że każde małżeństwo może mieć tylko dwoje dzieci. Każde kolejne dziecko, jest nadprogramowe, nielegalne i powinno być zabijane. Czuwa nad tym Policja Populacyjna.  Głównym bohaterem jest dwunastoletni Luke, trzecie dziecko swoich rodziców, dziecko cień. Luke mieszka na farmie z rodzicami i dwoma starszymi braćmi. Odkąd pamięta jego życie wygląda inaczej niż życie jego braci.  Oni chodzą do szkoły, spotykają się z kolegami, pomagają ojcu w polu, on -  musi się ukrywać na strychu. Dopóki dom rodziców zasłaniał las, Luke miał znacznie więcej swobody i mógł nawet wychodzić do ogrodu. Ale gdy zaczyna się powieść, las zostaje wykarczowany, a w tym miejscu zostaje wybudowane osiedle dla bogatych notabli. Od tej pory Luke całe dnie spędza na strychu, o podejściu do okien nie ma co nawet marzyć, a świat obserwuje przez otwory wentylacyjne, a czasem zza firanki.  Rodzice bardzo go kochają, ale ciągłe ukrywanie się i bycie nielegalnym, mocno daje się chłopcu we znaki.  Cierpią też jego rodzice, zwłaszcza mama, która zawsze marzyła o tym, żeby mieć dużo dzieci. Luke bardzo długo żyje w nieświadomości, to znaczy nigdy do tej pory nie przyszło mu do głowy, że oprócz niego mogą być inni podobni do niego. Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia Luke zauważa, że w jednym z domów notabli, ukrywa się nielegalna dziewczynka. W ten sposób poznaje Jen i dowiaduje się prawdy o dzieciach  cieniach.  Więcej nie powiem, bo mogłabym za dużo zdradzić, a po co psuć przyjemność z lektury. 
Książka pani Haddix dotyka takich kwestii, jak prawo do decydowania o samym sobie, o własnym losie. Ponieważ cykl jest skierowany dla czytelników od lat 12, za duży plus uważam przedstawienie działania rządu, który wprowadza kolejne absurdalne przepisy, bez sprawdzania, jak się to odbije, na farmerach czy najuboższych. Dzisiejsze pokolenie wychowane w dobrobycie, nie rozumie, jak to jest czegoś nie móc mieć, a o  głodzie, czy systemie totalitarnym wie  naprawdę niewiele. Informacje przedstawione w fabule powieści być może  dadzą niektórym młodszym czytelnikom do myślenia. 
Czyta się naprawdę w tempie ekspresowym. Poza tym ktoś bardzo mądrze zadecydował, aby dwie pierwsze części wydać w jednym tomie i dobrze, bo przyznam szczerze, że gdybym przeczytała tylko Wśród ukrytych, to po kolejne części już raczej bym nie sięgnęła. Akcja rozwija się dość wolno i można mieć nadzieję, że w kolejnych częściach nieco przyśpieszy, bo tak naprawdę, to dzieje się niewiele. Luke jest zagubiony w świecie, w którym przyszło mu funkcjonować, tak mało wie o ludziach i o zasadach, jakimi się rządzą. Ma dwanaście lat i początkowo nieco drażniło mnie jego zahukanie i uległość, choć z drugiej strony, jak miał być inny, skoro od urodzenia musiał się ukrywać i mieszkać na strychu. Z czasem Luke zaczyna pewne zasady łamać, niekiedy z ciekawości, niekiedy bo ma taką potrzebę, a przecież na tym polega dojrzewanie. Powieść kończy się w takim momencie, że trudno wywnioskować co miałoby się dziać przez kolejnych pięć części. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że autorka jeszcze czytelnika zaskoczy. Wrażenia mam pozytywne i myślę, że gdy pojawi się kolejny  tom cyklu chętnie po niego sięgnę i będę śledzić dorastanie Luke'a.

Autor: Margaret Peterson Haddix
Tytuł: Wśród ukrytych.  Wśród oszustów.
Tytuł cyklu: Dzieci cienie.
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 391
Moja ocena: 7/10

środa, 16 listopada 2011

Recenzja książki Wodnikowe Wzgórze

 
Czy przeszła Wam kiedykolwiek przez głowę myśl, że nie starczy Wam życia na przeczytanie wszystkiego, co chcielibyście przeczytać? Czy trafiając na daną książkę, po jej przeczytaniu pomyśleliście, że aż tak się Wam podobała, że  ogarnia Was strach, że mogliście nigdy na nią nie trafić? I czy wreszcie zdarzyło się Wam tak kiedyś, że książka przez Was czytana w przedziwny sposób poprowadziła Was do innej, ale nie kontynuacji czy drugiej części, ale zupełnie innej, z nią niepowiązanej? Jeżeli na każde z powyższych pytań odpowiedzieliście twierdząco, to książka, o której chcę dziś opowiedzieć, jest dla Was idealną lekturą. 



Autor książki Richard Adams bardzo lubił wiejskie klimaty i często z rodziną na wieś wyjeżdżał. To tam ponad 30 lat temu opowiadał swoim córkom historie o dzikich królikach. Potem spisał je na papierze i wydał w formie powieści, która sprzedała się w milionach egzemplarzy, została sfilmowana, przeniesiona na deski teatru i czytana w radio.
Do niedawna nie miałam pojęcia o istnieniu Wodnikowego Wzgórza. Jakieś dwa lata temu czytałam "Bastion" Stephena Kinga. To w tej książce jeden z bohaterów wspomniał o Wodnikowym Wzgórzu i o tym, że kupił książkę chrześniakowi, ale przedtem sam ją przeczytał. Pomyślałam wtedy: "King coś poleca i musi to być niezłe, skoro umieszcza ten tytuł w swojej powieści." Poszukałam w księgarniach internetowych i o dziwo, okazało się, że książkę można kupić od zaraz.  Kupiłam, przeczytałam i zostałam czytelniczo zwyciężona. 



Historia jest prosta: dzikie króliki żyjące dotychczas spokojnie i dostatnio w swojej królikarni, są zmuszone opuścić miejsce, które było dla nich domem. Powód? Otóż jeden z nich Piątek mały, delikatny i wiecznie węszący niebezpieczeństwo zaczyna rozpowiadać wokoło, że królikarni grozi zagłada. Nie potrafi podać konkretów, ale jego lęk jest tak wielki, że kilka królików decyduje się, wierząc mu na słowo, opuścić królikarnię i poszukać nowego domu. Dlaczego nie wszystkie króliki odeszły? Otóż większość, z Wielkim Królikiem na czele zlekceważyła, to mgliste przeczucie i nie wzięła go na serio.  Piątek jednak miał rację. Niebawem przyszli ludzie z zamiarem budowy nowoczesnego osiedla. Zniszczyli siedlisko królików trując je i zabijając. Dziesięć królików na czele z Leszczynkiem, bratem (z miotu) Piątka wyruszają w kierunku ich ziemi obiecanej. Podróż nie jest łatwa. Po drodze czyha na nich wiele niebezpieczeństw w postaci lisów, jastrzębi, polujących myśliwych. Do przekroczenia jest rzeka, do wykopania nory na schronienie, słowem wszystko trzeba zorganizować od początku. I w ten oto sposób wędrujemy z królikami o wrzosowiskach, poznajemy inne zwierzęta, obserwujemy świat z punktu widzenia delikatnego i płochliwego zwierzęcia, jakim jest królik. Dla nich świat to zapachy, dźwięki, szelesty, ruchy. Wielu rzeczy, stworzonych przez człowieka, króliki nie potrafią nazwać, bo są ponad ich pojęcie, stąd dudniący samochód będzie dla nich "hrududu," a każdy drapieżnik czy wróg będzie "elilem". Życie królików mimo zagrożeń, których muszą unikać jest proste. Ich dzień składa się z toalety, pożywiania się , trawienia pokarmu, odpoczynku i snu.  Historia, jak mówiłam jest prosta i tak należy ją odbierać, ale po bliższym przyjrzeniu się, dostrzegamy, że historia wędrujących i pokonujących przeciwności losu królików to metafora ludzkiego społeczeństwa. Pan Adams umieścił w swojej książce wiele wartości uniwersalnych, takich jak braterstwo, przyjaźń, troska, miłość, wierność sobie i temu, o co się walczy, zdrada, podstęp, zemsta, a nawet wojna. Piątek, niczym mityczna wieszczka Kassandra, zawsze będzie tym, w którego przepowiednie się nie wierzy. Ale wystarczy, że uwierzy kilku z nich, a  wtedy przepowiednie doprowadzą ich do ich ziemi obiecanej i nauczą ich, że nawet uważany przez wszystkich za szaleńca może mieć rację. Brat Piątka, Leszczynek, organizator całej wyprawy, w trakcie jej trwania dojrzeje do roli przywódcy i opiekuna całej królikarni. Nie aspirował do tej roli, ale swoim spokojem i rozwagą, zyskał zaufanie innych i oni sami nadali mu tę rolę, bezdyskusyjnie. Czubak, który zawsze bił się bez powodu, stanie się wspaniałym obrońcą i żołnierzem, po latach wręcz weteranem legendą. 
Autor nie dał królikom cech konkretnie ludzkich; no może odrobinę poczucia humoru i pewną umiejętność planowania. Ale poza tym kierują się one instynktem przetrwania i może dlatego cały obraz w tej historii jest tak spójny. To, o co społeczność królicza została dodatkowo wzbogacona, to mitologia. W trudnych chwilach ( w książce co kilka rozdziałów) poznajemy historię króliczego idola El- Ahrery, niesamowitego spryciarza i figlarza, który z każdej opresji wychodził zwycięsko;jego czyny są legendarne i dodają królikom ducha walki. 
Książka jest bardzo łatwa w odbiorze, ale chwilami trudno się od niej oderwać. Chce się po prostu wiedzieć co będzie dalej; czy kolejna wyprawa się uda, czy nikt nie ucierpi. Przeczytać naprawdę warto. Historia jest pogodna, pełna optymizmu, choć niektóre wysnute z niej lekcje mogą mieć gorzki posmak. Wzruszające zakończenie. Polecam gorąco. Umieściłam też okładki z wydań obcojęzycznych. Polska okładka sugeruje dorosłego jako potencjalnego odbiorcę książki. Brytyjskie okładki wydają mi się bardziej dla dzieci.
Autor: Richard Adams
Tytuł: Wodnikowe wzgórze (oryg. Watership down)
Wydawnictwo: Muza
Rok pierwszego wydania: 1972
Stron: 571
Moja ocena: 10/10






 *****************
Richard George Adams (ur. 9 maja 1920 w Newbury,  Berkshire Anglia) – angielski pisarz znany przede wszystkim jako autor Wodnikowego Wzgórza. Absolwent wydziału historii Uniwersytetu Oksfordzkiego. W latach 1940 -1046, podczas II wojny światowej służył w oddziałach spadochronowych. Później poświęcił się karierze w administracji państwowej. W  1972 r. opublikował swoją pierwszą powieść -Wodnikowe Wzgórze. Są to spisane historie, które kiedyś opowiadał swoim córkom. Książka w niedługim czasie stała się bardzo popularna. Przetłumaczona na 18 języków, wydana w 11 milionach egzemplarzy.W 1974 r.  r. Adams przeszedł na emeryturę i całkowicie poświęcił się pisarstwu. Wkrótce pojawiła się jego nowa powieść "Szardik" o kulcie wielkiego niedźwiedzia, oraz  The Plegue Dogs o życiu psów. Serię powieści ze świata zwierząt kończy dopiero The girl in the swing  z 1980 r.Ma żonę Elizabeth i dwie córki. *









poniedziałek, 14 listopada 2011

Recenzja książki Profesor

W starożytności ludowi wystarczyły dwie rzeczy do osiągnięcia satysfakcji życiowej. Były to igrzyska i chleb. Walka gladiatorów na arenie czy to z innymi wojownikami, czy to z dzikimi zwierzętami dostarczała widowni masę emocji; podniecała i odrywała od rzeczywistości. Dziś, w świecie opanowanym przez technikę i media, igrzyska i chleb to już zdecydowanie za mało. Dziś oglądalnością cieszy się przekraczanie rozmaitych granic; im dalej poza człowieczeństwo i bliżej upodlenia, tym lepiej. Widzowie chętnie, z niezdrową fascynacją oglądają na żywo przemoc, cierpienie i krew.  I właśnie ten temat podejmuje w swojej powieści J. Katzenbach. 
Tytułowy profesor, Adrian Thomas, dowiaduje się, że jest ciężko chory i że na tę chorobę niestety lekarstwa nie ma. Gdy przygnębiony wraca  od lekarza, jest świadkiem porwania nastolatki, która właśnie miała zamiar uciec z domu. Początkowo Adrian nie jest pewny, co tak naprawdę widział. W jednej chwili dziewczyna z plecakiem szła ulicą, w drugiej podjechała do niej biała furgonetka.  W tym momencie widok zasłoniła bohaterowi przejeżdżająca ciężarówka, a kiedy przejechała, na ulicy nie było już ani dziewczyny, ani furgonetki. Pozostała tylko leżąca na poboczu różowa czapka. Widok tej czapki i dziewczyny, która wydawała się tak zdeterminowana, nie daje bohaterowi spokoju. Składa co prawda zeznania na policji, ale ponieważ jest to już trzecia ucieczka Jennifer z domu, wszystkim wydaje się, że prędzej, czy później się odnajdzie. Tymczasem Jennifer naprawdę została porwana i czytelnik przekonuje się, że gorzej trafić nie mogła. Para porywaczy: Linda i Michael znaleźli sobie bowiem niezły sposób zarobkowania, który oni sami nazywają sztuką. Jennifer jest ich czwartą ofiarą i główną bohaterką nadawanego przez nich na żywo przez Internet programu co.bedzie.potem. Każdy internauta chcący oglądać ten program musi uiścić dużą opłatę abonamentową. Najgorsze jest to, że program ten oglądają nie tylko rozmaici dewianci seksualni, erotomani i zboczeńcy, których strach i cierpienie Jennifer podnieca. Widzami są ojcowie rodzin, studenci prawa, a nawet uczennice w wieku Jennifer. Wszyscy z zapartym tchem sycą się jej bólem, strachem, jej każdym ruchem. Na specjalnej stronie obstawiają nawet kiedy Jennifer umrze, jak umrze, mogą wysyłać maile z sugestiami itp. Nikt nie widzi w tym programie nic złego, nie zastanawia się, skąd się wzięła ta dziewczyna, czy to prawda, czy stylizacja. Liczy się tylko niezdrowe wgapianie się w monitor komputera. 
Adrian, któremu choroba i roztargnienie z niej wynikające, naprawdę daje się we znaki, z uporem maniaka, szuka śladów porwanej nastolatki. To tyle na temat treści. Powieść skupia się na poszukiwaniach profesora i na tym co się dzieje z Jennifer. Czy profesor zdąży uratować nastolatkę, ścigając się nie tylko z czasem, ale i własnym roztargnieniem i pogarszającym się stanem zdrowia? Tego już nie zdradzę.
Na uwagę zasługuje również para porywaczy, dość ciekawie skonstruowane postaci, bez zasad moralnych i skrupułów, przekonani święcie o tym, że to co robią to sztuka wyższego rzędu i rozrywka dla wyrafinowanych odbiorców. 
Jak dla mnie najbardziej niesamowite były reakcje widzów i kompletny brak współczucia dla ofiary, którą z takim drżeniem oglądali. Każdy z tych ludzi zapytany w towarzystwie o coś takiego zareagowałby wzburzeniem i bulwersowałby się, a w zaciszu własnego domu, robi to czemu publicznie zaprzecza. To naprawdę straszne. Straszne, że tak nieczułe staje się społeczeństwo.
O książce trudno mówić w kategoriach podobania się. Z pewnością czytelnik trzyma kciuki za Adriana i martwi się o Jennifer, a brzydzi się porywaczami. Powieść trzyma w napięciu i przewraca się kolejne strony, bo jest się głodnym zakończenia. Mnie osobiście zaskoczył nieco epilog, ale może to tylko moje odczucie. Myślę, że książkę warto przeczytać, bo sama w sobie jako powieść jest niezła, choć nie powiem, abym raptem zaczęła liczyć pana Katzenbacha w poczet moich ulubionych pisarzy. Czyta się jednak szybko i nie ma dłużyzn, a to ważne. Jeśli ktoś ma dwa wolne wieczory, to polecam. 
Autor: John Katzenbach
Tytuł: Profesor
Wydawnictwo: Amber
Stron: 415
Moja ocena: 8/10

sobota, 12 listopada 2011

Cykl Anne Bishop Czarne Kamienie - zaproszenie do lektury

Przeczytałam wczoraj 8 tom jednego z moich ulubionych cykli książkowych. Właściwie to połknęłam, bo książki tej autorki są przeze mnie pochłaniane w tempie, nad którym nie jestem w stanie zapanować. Po prostu zaczynam czytać, a kiedy wracam do realnego świata zdaję sobie sprawę, że właśnie kończę ostatnią stronę. Przy czym, co dla mnie dziwne, książka ta czekała na swoją kolej od blisko miesiąca, a ja omijałam ją, krążyłam wokół niej, jak wokół epokowego znaleziska. Delektowałam się samą myślą, że ją mam i mogę zacząć czytać w każdej chwili, a jednocześnie czekałam na ten właściwy moment. To dziwne, wiem. Ale niektóre książki tak kocham, że celowo odwlekam moment czytania, by przyjemność była potem większa. Wczoraj nadszedł ten moment i wsiąkłam na cały wieczór. Potem chciałam napisać recenzję, ale postanowiłam się wstrzymać, jak to mówią "przespać się z tym". A jeszcze potem przyszła mi do głowy myśl, że głupotą byłoby tak nagle wskoczyć z recenzją 8 części, podczas gdy cały cykl jest dla mnie tak cenny i nie przedstawić całości, choćby w ogólnym zarysie.
Jak powiedziała tak zrobiła, zatem mam ogromny zaszczyt przedstawić niesamowity, wciągający, mroczny, tajemniczy i kipiący od namiętności świat Krwawych. Książki od samego początku były sygnowane dopiskiem Tylko dla dorosłych ze względu na brutalność niektórych scen, w nich zawartych. Ale od początku. Świat Krwawych to Mroczne Królestwo, w którym najważniejszą rolę pełnią kobiety, panuje tu zatem silny i wszechobecny matriarchat. Kobiety są czarownicami, uzdrowicielkami lub trucicielkami. Mężczyźni są po to by służyć, chronić, kochać. Cel ich istnienia ogniskuje się wokół ważnych dla nich kobiet. Każdy Krwawy rodzi się z określoną mocą, mniejszą lub większą, co warunkuje noszony na szyi kamień.  W wieku dorastania ta moc może wzrosnąć lub zmaleć, zależy to od wielu czynników. Świat ten jest wielowymiarowy, co oznacza, że żyją w nim nie tylko Krwawi, ale też zwykli śmiertelnicy. Oprócz tego mocą kamieni obdarzone są różne zwierzęta, nazywane Krewniakami. Funkcjonowanie tego świata opiera się na swoistym kodeksie honorowym. Kodeks ten, w ogólnym zarysie dotyczy służby kobietom, ochrony słabszych, a także funkcjonowania dworów Królowych. Dorastające czarownice o wielkiej mocy, po uprzednio przebytym szkoleniu mają prawo sformować swój Dwór, czyli dobrać sobie mężczyzn i kobiety, którzy będą jej służyć. Królowa ze sformowanym Dworem otrzymuje terytorium, którym nie tylko rządzi, ale też się opiekuje i je rozwija, przy zgodnej współpracy wszystkich. Dobrze zarządzane terytorium to szanowana Królowa, zadowoleni Krwawi i dobrze traktowani plebejusze. Wiadomo jednak, że władza i żądza dominacji uderza do głowy, dlatego wśród społeczności Krwawych zaczyna się rozprzestrzeniać skaza. Królowe źle traktują swoich ludzi, zadają ból i lubują się w obserwowaniu cierpienia innych, zwłaszcza mężczyzn.  Powstaje stanowisko niewolnika dla przyjemności, co w praktyce oznacza, posiadanie mężczyzny, tak biegłego w sztuce miłosnej, że będzie się go miało nie tylko dla siebie, ale także wypożyczało go innym czarownicom. Skaza staje się torturą nie tylko dla mężczyzn i hańbą dla kodeksu honorowego. Zagrożone jest także życie młodych czarownic, które napadane i gwałcone w młodym wieku, popadają w szaleństwo, by już nigdy z niego nie wyjść, o posiadaniu rodziny i dzieci nie wspominając. Proces skażenia trwa setki lat. I wtedy pojawia się przepowiednia, mówiąca o nadejściu Czarownicy, Żywego Mitu, Ucieleśnionego Marzenia. Czarownica ta ma wszystko zmienić, usunąć skazę i przywrócić porządek i ład w świecie Krwawych. Miną jeszcze długie lata, zanim Czarownica nadejdzie,ale ziarno nadziei zostało zasiane. Długowieczni Krwawi, zniewoleni, upodleni, czekają wiernie na nadejście Tej, która wszystko odmieni.  I tu wypada przedstawić trzon całego cyklu, podstawową Trylogię

Córka Krwawych
Pojawia się dziewczynka, która posiada niezwykłe moce i umiejętności, która swobodnie wędruje między światami, która przyjaźni się z zapomnianymi istotami, która oswaja i przekonuje do siebie nawet najbardziej zatwardziałe serca. Na razie jest tylko dzieckiem, ale wśród czarownic budzi się zrozumiały niepokój. 
Jeanelle, nierozumiana przez własną rodzinę, zaprzyjaźnia się z samym Wielkim Lordem Piekła, budzi dawno zapomniane uczucia w Lucivarze Yaslana i Deamonie Sadim. To ci trzej mężczyźni, w przyszłości staną się dla niej przybraną rodziną, a ona dla nich będzie centrum świata. Ucieleśnieniem Żywego Mitu, na który tak długo czekali. 
Czy uniknie niebezpieczeństwa, jakie grozi każdej młodej czarownicy? Nie. Smutna rzeczywistość, ale nie. Pytanie brzmi, czy poradzi sobie z brzemieniem krzywdy, jaką jej zrobiono i czy wypełni przepowiednię.

Dziedziczka cieni
Dziewczynka stała się dziewczyną. Leczy rany po niedawnych urazach, na nowo buduje zaufanie do ludzi. Obserwuje świat, podlegający skażeniu.
Dzięki wsparciu ze strony przybranego ojca i braci wraca do równowagi na tyle, by podjąć się zadania sformowania dworu i rządów nad należnym jej terytorium. Władza nigdy się jej nie marzyła, ale wobec tego co się dzieje, wie, że skazę może powstrzymać tylko silna ręka najpotężniejszej Królowej w dziejach.







Królowa ciemności
Dziewczyna stała się kobietą. Podjęła należne jej obowiązki i rządzi jako królowa Ciemnego Królestwa. Jej rządy wprowadzają szereg zmian, zmian na lepsze. Jeanelle dobrze jednak wie, że skazy, powstającej przez tysiące lat nie da się usunąć jednym ruchem ręki. Tym bardziej, że czarownice nie podadzą się bez walki. Dla dobra społeczności i bliskich, Jeanelle podejmuje decyzję, która zaważy na losach całego Mrocznego Królestwa i wszystko zmieni.





 
To tak skrótowo na temat całej Trylogii.
Jeanelle jest ciekawą postacią: ze słabej dziewczynki, głęboko skrzywdzonej, na oczach czytelnika zmienia się  w dorosłą, świadomą swojej potęgi kobietę. O ile jednak za jej moc niejedna kobieta byłaby w stanie zabić, o tyle Jeanelle traktuje ją jako coś zupełnie zwykłego i nie musi jej używać, by panować nad kimkolwiek. Jej największa moc wypływa z niej samej jako kobiety, osoby, Czarownicy i powoduje, że tak wielu ją szanuje i jej służy, bo najzwyczajniej w swiecie ją kocha. Bo ucieleśnia ona wszystko co honorowe, prawe i piękne. 
Na uwagę zasługują mężczyźni otaczający Jeanelle.
Saetan Sa Diablo, Wielki Lord Piekła przed którym drżą liczni i ci żywi i ci nieżyjący. Dla tej dziewczynki staje się on ojcem, którego nigdy nie miała i który dla swojego dziecka jest w stanie zmieść z powierzchni tego świata całą wioskę, tak jakby nigdy nie istniała. Lepiej więc z nim nie zadzierać.
Lucivar Yaslana, Książę Wojowników, skrzydlaty Eyrieńczyk przez wiele stuleci niewolnik dla przyjemności, staje się dla Czarownicy bratem, lepszym niż można by sobie wymarzyć. 
I wreszcie ten trzeci, ale nie ostatni. Deamon Sadi zwany przez wszystkich Sadystą, co już mówi samo za siebie. Podobnie jak Lucivar, przez wiele lat niewolnik, trzymający się kurczowo tej jednej przepowiedni, mówiącej o nadejściu Czarownicy innej niż wszystkie, Czarownicy, której on sam dobrowolnie się odda, którą kocha, choć nawet jeszcze jej nie ma. 
Świat Krwawych opisywany w Trylogii jest specyficzny; okrutny i fascynujący. Początkowo idzie się zagubić w nazwach kamieni, rytuałów i zwyczajów. Dodatkowo losy Jeanelle poznajemy z perspektywy innych i to na podstawie ich odczuć wobec niej budujemy sobie obraz jej osoby.  Jeśli ktoś zechce, może na tej trylogii zakończyć znajomość ze światem Czarnych Kamieni i Krwawych Czarownic. Ale myślę, że gdy już przejdzie przez trzy części, zechce jeszcze. Tak jak ja.  

Serce Kaeleer
I wtedy warto sięgnąć po część czwartą, która składa się z czterech opowiadań, uzupełniających pewne wątki i nawiązujących do wydarzeń z trylogii. To taka książka dla tych, którzy po prostu chcieliby wiedzieć więcej na temat tego  skąd Lucivar wziął sobie żonę lub w jaki sposób Saetan rozprawia się z tymi, którzy naprawdę mu podpadli. Mnie osobiście najbardziej podobało się opowiadanie dotyczące Lucivara. Nie ukrywam, że to moja ulubiona postać męska w tym cyklu. 
 
 
 
 
Część piątą czyli Splatane sieci mogła sobie autorka darować albo zrobić opowiadanie, załączone do tomu czwartego. Jest to po prostu kolejna historia ze świata Krwawych, a jej morał jest taki: Jeśli skrzywdzisz głupcze lub choć podniesiesz rękę na kogoś z moich bliskich, zamienię Cię w twój najgorszy koszmar. Koszmar Sadysty. Jednak tolerancja fana cyklu jest ogromna, dlatego przełknęłam tę część jakby nigdy nic. 
 
Kolejne trzy części można określić mianem drugiej trylogii nie tylko ze względu na wspólnych, nowych bohaterów, ale także z powodu pokazania Mrocznego Królestwa z zupełnie innej strony.  Trylogia dotycząca Jeanelle i jej losów ukazywała świat skażony. To Jeanelle Czarownica go z tej skazy uleczyła,  uwalniając Burzę Mocy, prawdziwy Maelstrom.
Nowa trylogia pokazuje świat po burzy mocy i jego mozolną odbudowę oraz tych, którzy pamiętają stare honorowe zasady i chcą odnowić tradycję, a wszystko to na przykładzie jednego zniszczonego królestwa Dena Nehele. 

Niewidzialny pierścień wraca na krótki czas do wydarzeń sprzed burzy mocy, kiedy już wiadomo, że nie ma innego sposobu, by ten świat ocalić. Poznajemy Lię i Jareda protoplastów rodu Szarych. To ich potomkowie po latach biorąc ich za wzór, będą próbowali przywrócić Szarej Przystani jej dawną świetność.
 





Przymierze ciemności dotyczy czasów po burzy mocy. Theran Szary ostatni z rodu,  szuka Królowej, która założy w Dena Nehele nowy dwór i nauczy nowe pokolenie zapomnianych już zasad. Na to stanowisko Jeanelle i Deamon proponują mu Cassidy. Kontrakt ma opiewać na rok. Cassidy od razu da się lubić. Nie jest ładna; ma piegi i rude włosy. Czas woli spędzać w ogrodzie i w polu,  niż na przyjęciach i balach. Jej poprzedni dwór opuścił ją dla młodszej i ładniejszej królowej. To sprawiło, że Cassie jest nieufna, rozgoryczona i niepewna siebie. Ale zna stare zasady, kodeks honorowy Krwawych i ma wielkie, szczere serce. Zdobywa zaufanie zarówno swojego, nowo utworzonego dworu, jak i plebejuszy. W złamanym przez Czarownice Grayu na nowo zbudzi chęć do życia i miłości. Pokaże mieszkańcom Dena Nehele, że jeszcze nie wszystko stracone, że z odrobiną chęci i dużą ilością pracy, wszystko da się zrobić. Czy po upływie roku Cassidy zostanie ze swoim nowym dworem? Książka nie daje wyraźnej odpowiedzi na to pytanie, choć istnieje nadzieja, że tak.
Pani Shaladoru zaczyna się dokładnie w momencie, gdy skończyło się Przymierze ciemności. Cassie zdobyła zaufanie swojego ludu. Tylko Theran nie jest do nie przekonany. Ma nadzieję, że gdy minie rok i kontrakt się skończy, Cassie odejdzie, a oni poszukają nowej królowej. I tym razem się na Theranie mocno zawiodłam. W poprzednim tomie wydawał mi się po prostu skostniały i sztywny. Wiedziałam jednak, że bardzo mu zależy na Szarej Przystani i wydawało się, że to lata cierpień zrobiły go takim jakim jest. Jednak to nie to. Theran okazał się po prostu głupi i krótkowzroczny. Cały czas dążył do odbudowy rodzinnego królestwa, mówił o tradycji, o dziedzictwie Lii i Jareda. A gdy pojawiła się królowa tego dziedzictwa godna, on tego nie widział. Tym gorzej to o nim świadczy, że był jedynym tak ślepym. Jego upór i głupota doprowadzą do upadku terytorium. Ale jak to mówią: coś musi umrzeć, aby coś nowego mogło się narodzić. Dlatego nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pani Shaladoru jest jedną z lepszych części cyklu. Łatwo pokazać, jak się coś burzy i niszczy. Odbudowę pokazać znacznie trudniej, bo składa się na nią wiele drobiazgów, które odpowiednio dopasowane wskakują na swoje miejsce niczym puzzle do układanki. Rudowłosa i piegowata Cassie jest również dowodem na to, że nie uroda jest najcenniejsza i że bywa niesamowicie złudna. Liczy się szlachetne serce, para zdrowych rąk do pracy i umiejętnośc zjednywania sobie ludzi, by nie tylko swojej królowej służyli, ale przede wszystkim ją kochali. Cóż bowiem po tym, że będzie piękna, jeśli przy tym jest głupia, rozrzutna, ma skłonności do okrucieństwa i absolutnie żadnego talentu w kierowaniu ludźmi? Stara prawda dawno odkryta mówi, że najważniejsze widzi się sercem. I tego uczy ta opowieść. 
Ukoronowaniem cyklu będzie ostatni, myślę zestaw opowiadań, którego wydanie jest planowane na styczeń przyszłego roku. Również czekam na niego niecierpliwie. 


Świt Zmierzchu
Cykl Czarne Kamienie to obowiązkowa pozycja dla każdego czytelnika, który mówi o sobie, że jest fanem fantasy, że lubi czarownice, demony i magiczne artefakty. Tutaj co prawda żadna czarownica nie macha różdżką, a magia jest Fachem. Ale uważam, że jest to jedna z lepszych serii fantasy, jakie miałam okazję czytać, a trochę tego już było. Gdyby ktoś szukał dla siebie czegoś nowego, niech spróbuje z tym cyklem. To świat, w którym nic nie jest czarno białe, choć mogłoby się tak wydawać. Ten świat ma tyle odcieni, co kamienie mocy,a  zdarza się, że i one są zmienne. Polecam serdecznie. A jeśli ktoś już czytał lub czyta zapraszam do wyrażenia swojego zdania.
***
Anne Bishop - autorka Trylogii Czarnych Kamieni. Zdobywczyni nagrody Williama L. Crawforda. Obecnie mieszka w Nowym Jorku.
Autor: Anne Bishop
Seria: Czarne Kamienie
Części: Córka Krwawych, Dziedziczka cieni, Królowa ciemności
Serce Kaeleer, Splątane sieci
Niewidzialny pierścień. Przymierze ciemności, Pani Shaladoru
Świt Zmierzchu (styczeń 2012)
Wydawnictwo: Initium
Moja ocena 10/10

piątek, 11 listopada 2011

Recenzja książki Ofiara 44

Ostatnia już pozycja kupiona na wyprzedaży za 8 zł. Pakiet wykończyłam i muszę przyznać, że włączając w to kupioną wtedy Tarantulę, nie wyszłam na tych zakupach tak źle. Dwie kupione książki okazały się dość kiepskie, ale pozostałe 4 całkiem, całkiem. Prawda jest taka, że gdyby nie ta wyprzedaż nigdy bym tych książek nie kupiła, a tak skuszona niską ceną, poznałam dwa nowe obiecujące nazwiska pisarzy, z którymi na pewno czytelniczo jeszcze się spotkam. 
Ofiara 44 jest debiutem powieściowym pana Smitha. Akcję osadzono w realiach Rosji lat 50, co sprawiło, że klimat książki jest dość mroczny, przygnębiający, żeby nie powiedzieć depresyjny. Bo jak tu się nie przygnębiać, gdy obraz kraju i społeczeństwa jest tak beznadziejny? Rosja funkcjonuje na zasadzie propagandy, terroru i ciągłej inwigilacji wszystkiego i wszystkich. Nikomu nie można ufać. Rodzice donoszą na dzieci, bracia na braci, mężowie na żony i nic dziwnego, skoro już od najmłodszych lat dzieciom w szkole takie zasady się wpaja. Poza tym nie potrzeba do tego szkoły, gdyż ta potworna rzeczywistość jest najlepszym nauczycielem: albo ty doniesiesz na kogoś, albo ktoś doniesie na ciebie. Ten cały niby doskonale zorganizowany aparat państwowy ma jednak wiele luk, w swoim działaniu. Skupia się na łapaniu i zabijaniu wrogów państwa, kolaborantów i szpiegów. To czego nie ma, się tworzy, wystarczy tylko napisać odpowiedni dokument, by nadać sprawie bieg. Nawet zwykły weterynarz, który tak naprawdę jest tylko zwykłym weterynarzem, zostaje uznany za szpiega i tak skutecznie przesłuchiwany, że w końcu przyznaje się do zarzucanych mu przestępstw. Jednocześnie, gdy pojawia się prawdziwa zbrodnia i giną kolejne dzieci, sprawę się tuszuje i bagatelizuje, gdyż w Związku Radzieckim, zgodnie z oficjalną propagandą morderstwo nie istnieje. Ale po kolei. 
Prolog ukazuje nam jedno wydarzenie z lat 30, gdy w czasach wielkiego głodu dwaj bracia polują na ostatniego we wsi kota. Polowanie kończy się tragicznie, gdyż starszy z braci, ginie bez śladu. 
Następnie przeskakujemy do lat 50 i poznajemy głównego bohatera Lwa Demidowa. Lew jest wysokiej rangi funkcjonariuszem służb bezpieczeństwa i naprawdę wierzy w ideologię, której służy. Gdy na torach kolejowych zostaje znalezione ciało chłopca, sprawę uznaje się za nieszczęśliwy wypadek i szybko ukręca się jej łeb. Lew widzi rozpacz rodziny chłopca i ich przekonanie o tym, że nie był to wypadek, ale wtedy nie ma to dla niego znaczenia. Przełożeni każą sprawę zatuszować, więc tak robi. Niezachwiana wiara bohatera w ideologię państwa zaczyna się chwiać, gdy dostaje rozkaz śledzenia własnej żony Raisy, oskarżonej o szpiegostwo. Podejrzenie to jest dla niego tak bzdurne i wyssane z palca, że Lew przez długi czas nie wie, co ma zrobić, tym bardziej, że nawet jego rodzice radzą mu Raisę poświęcić dla dobra całej rodziny. Decyduje jednak, stanąć po stronie żony i w efekcie zostaje zdegradowany i karnie zesłany do pracy za Ural. Żona jedzie razem z nim, choć wcale nie kieruje się uczuciami żoninymi. 
Na miejscu, niedługo po przybyciu Lwa i Raisy, dochodzi do kolejnych zabójstw dzieci. Lew angażuje się w sprawę, ściągając na siebie i żonę, niebezpieczeństwo, gdyż takie jawne i prywatne śledztwo zostaje uznane, że wystąpienie przeciwko Partii, a stąd już tylko krok do tego,  by stać się wrogiem publicznym numer jeden. Sprawa okazuje się być bardzo zawikłana i szybko okazuje się, że zajęcie się nią, wszystko w życiu Lwa i Raisy przewartościuje; ich małżeństwo, uczucia, stosunek do życia, władzy, a nawet do przeszłości. Okaże się bowiem, że nie wszyscy będą tymi, za których się podają. Sytuacja wydaje się beznadziejna, bo w trakcie lektury wiedziałam (nauczona przypadkiem Winstona Smitha z Roku 1984 G. Orwella), że przecież jeden człowiek nie może wygrać z całym systemem. 
Książka nie była dla mnie lekturą łatwą, ze względu na swój mroczny klimat, wszędzie czyhała na bohaterów śmierć i ścigający ich funkcjonariusze, ciągle musieli uciekać, zdani właściwie tylko na siebie. Pomogli im tylko zwykli wieśniacy, mieszkający w malutkich wsiach, z dala od centrum kraju. Dla tych ludzi władza kojarzyła się tylko z wojną i zabijaniem, nic dobrego im nie przyniosła i nigdy nie zainteresowała się nimi na tyle, być choć trochę poprawić ich los. Dlatego solidarnie pomagali dwójce uciekinierów.
Mimo to muszę uznać tę lekturę za ciekawą. Trzyma w napięciu do samego końca, choć na początku trudno było mi zrozumieć, co ma ze sobą wspólnego porwanie dziecka w latach 30 z wydarzeniami dziejącymi się ponad 20 lat później. Oczywiście okazuje się, że ma i to sporo. W książce nie brakuje też makabry, co dodatkowo wpływało na mnie depresyjnie. Ogólnie jednak wrażenia mam pozytywne, choć realia stalinowskiej Rosji, jakoś nigdy mnie nie pociągały. Dobrze czasem zmienić i klimat i realia. Jeśli ktoś lubi takie właśnie mroczne thrillery z dobrze zarysowanym tłem politycznym i społecznym to polecam.
Autor: Tom Rob Smith
Tytuł: Ofiara 44
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Stron: 422
Oprawa twarda
Moja ocena: 9/10

czwartek, 10 listopada 2011

Recenzja książki Adam

Jakiś czas temu często spotykałam w użyciu słowo "wymiata". Oznaczało to tyle, że coś jest tak super i świetne, że już nic innego równie dobre nie będzie, bo nie ma na nie miejsca. Tak właśnie czułam się w trakcie lektury tej książki. Jako że ostatnimi czasy jestem sama na gospodarstwie, a książkę czytałam do godziny 23.00, to potem miałam lekkiego pietra idąc do toalety.  Nota bene jest to kolejna pozycja z wyprzedaży zakupiona za całe 5 zł. Jest to też moje pierwsze spotkanie z tym autorem i nie ostatnie, bo zupełnym przypadkiem odkryłam bardzo dobrego pisarza. 
Obsesją Daniela Clarka, agenta FBI i specjalisty od portretów psychologicznych jest schwytanie seryjnego zabójcy kobiet określanego imieniem Ewa. Obsesja ta trwa u Daniela już prawie dwa lata i pochłonęła jego małżeństwo, bo agent był tak oddany pracy, że zaniedbywał wszystko inne. Ewa zabił już szesnaście kobiet i jest tak skrupulatny i precyzyjny, że aż nieuchwytny. Po szesnastu miesiącach dochodzi do przełomu; ostatnia z kobiet zostaje znaleziona żywa, choć śmiertelnie chora. Daniel i pozostali agenci chcą jak najszybciej dowieźć ją do szpitala, bo kobieta jest przecież niezwykle cennym świadkiem. Wszystko to jednak okazuje się być pułapką zabójcy, który od teraz będzie polował na Daniela. Dochodzi do kolizji na drodze i Daniel zostaje postrzelony. Przez następne dwadzieścia minut przebywa w stanie śmierci klinicznej. Przywrócony do życia, mimo braku obrażeń fizycznych, nie może dojść do siebie. Wie, że na kilka sekund przed postrzałem widział twarz zabójcy, nie ma jednak dostępu do tych wspomnień. Dodatkowo męczą go niespodziewane i coraz gorsze ataki paniki, uniemożliwiające mu nie tylko normalne życie, ale także sen. Desperackie próby ponownego przeżycia własnej śmierci, nie naprowadzają agenta na żaden trop.  Kolejnym celem zabójcy jest była żona Daniela, Heather, która zostaje porwana. Desperacja Daniela, by schwytać  Ewę sięga zenitu. 
Równolegle śledzimy historię porwania dwójki rodzeństwa Alexa i Jessici, do którego to porwania doszło ponad trzydzieści lat temu. Autor ujął to w formę reportażu opublikowanego, w gazecie w dziewięciu odcinkach, ilustrowanego zdjęciami miejsc i wypowiedziami naocznych świadków. Te odcinki umieszczone w książce, na zasadzie przerywnika w toku akcji, pojawiają się co kilkadzieścia stron i na szarym, podobnym do gazetowego papierze. Artykuł jest zatytułowany "Człowiek pełen smutku (Wyprawa w mrok)". Aż chciałam od razu przeczytać wszystkie szare strony i całe szczęście, że tego nie zrobiłam, bo zepsułabym sobie zakończenie. W miarę, jak śledztwo Daniela idzie do przodu, czytelnik poznaje kolejne lata życia porwanego rodzeństwa.
Oczywiście nietrudno się domyślić, że porwany chłopiec, to ów seryjny zabójca i nie jest to żaden spoiler, bo o tym wiadomo już na początku. Ale ponieważ FBI tak naprawdę nie ma żadnego motywu, którym kierowałby się Ewa, dzięki temu reportażowi dokładnie się tego dowiadujemy i sięgamy korzeni zła, samego źródła.
Książka zaczyna się jak typowa powieść sensacyjna. Ale to tylko początek. Potem robi się coraz ciekawiej i oto okazuje się, że czytamy dobry thriller, a nawet horror,  powiedziałabym. Całość jest jednak tak dobrze skomponowana i przemyślana, że nic tu nie dziwi, ani nie wydaje się znikąd i bezpodstawne. Dziwi jedynie pomysł autora, bo trzeba mu przyznać, że stworzył  naprawdę dobrą historię i nie zmarnował pomysłu. Utrzymać napięcie do końca historii tak,  aby przerazić czytelnika mało komu się udaje. Autor umiejętnie zatarł granicę pomiędzy życiem a śmiercią, pomiędzy psychiką, a sferą realną. Czy to obsesja rodzi szaleństwo, czy szaleństwo rodzi obsesję? Jak ma się do tego wiara? Czy jest potrzebna? Powtarzam, bałam się potem pójść do łazienki z obawy, że coś mnie obserwuje. 
Wytwórnia Lionsgate produkuje obecnie film na podstawie książki. Czy film będzie równie dobry i czy go obejrzę, nie wiem. Powiem tylko, że książka jest naprawdę świetna i jeśli ktoś ma ochotę na nieco sensacji i strachu to polecam, bo naprawdę warto.

Autor: Ted Dekker
Tytuł: Adam
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Stron: 272
Moja ocena: 10/10

środa, 9 listopada 2011

Recenzja książki Odcienie czerwieni

Odcienie czerwieni to kolejna pozycja z wyprzedaży, zakupiona za 7 złotych. To także moje pierwsze spotkanie z tą autorką i przyznam, że wypadło ono dość pozytywnie. 
Główna bohaterka książki Vera Hart to kobieta legenda. Kiedyś aktorka, dziś właścicielka ogromnego imperium, produkującego i sprzedającego kosmetyki, ale też ubrania. Jak to powiedział jeden z bohaterów: "Świat śpi w pościeli Hart Line, ubiera się Hart Line, mieszka w domach urządzonych według stylu propagowanego przez Hart Line, używa mebli Hart Line, ogląda programy Hart Line." Vera Hart, dziś kobieta dobiegająca do sześćdziesiątki jest symbolem tego wszystkiego co Ameryka kocha i podziwia. Mężczyźni pragną jej i pożądają, a porzuceni marzą, że kiedyś do nich wróci. Kobiety albo chcą być takie jak ona, co niestety nie jest możliwe, albo nienawidzą jej za to wszystko co sobą reprezentuje, a czego one same mieć nigdy nie będą. Za sukces Vera zapłaciła jednak wysoką cenę. Jej małżeństwo się rozpadło, a mąż Hugh odszedł zabierając ze sobą jedną z córek, Martie. Druga córka Greta została z Verą, jednak matka skupiona na budowaniu firmy i osiąganiu sukcesu nie poświęcała jej uwagi ani nie dała jej matczynej troski i miłości. Hugh ożenił się ponownie, wychował Martie, wspierał ją w karierze wojskowej i medycznej, pomagał w wychowaniu wnuczki Lilli. Greta natomiast przez całe życie starała się przypodobać matce, pomagając jej w firmie i marząc o uznaniu z jej strony. Niestety nie doczekała się tego. 
Książka zaczyna się w momencie, gdy w firmie Very zostają odkryte pewne nieprawidłowości, zarzuca się jej oszustwa i malwersacje, sprawa staje się głośna, a jakby tego było mało ktoś wysyła bohaterce  anonimy, w których grozi jej śmiercią. Wygląda na to, że ktoś bardzo chce Verę zniszczyć i posuwa się nawet do tego, że morduje młode kobiety za pomocą kosmetyków Hart Line. W tych trudnych chwilach, kiedy przyszłość firmy staje pod znakiem zapytania i oczy całej Ameryki zwrócone są na wszystko co z Hart Line związane, oparciem dla Very okazuje się rodzina, którą kiedyś rozbiła. Były mąż i dorosłe dziś córki są dla niej oparciem i pomocą. Czas biegnie,  a morderca uderza po raz kolejny. W niebezpieczeństwie jest życie bliskich Very. To tyle na temat treści.
Książkę przeczytałam w dwa dni. Przyjemnie było zanurzyć się w świecie, gdzie dominuje rywalizacja  i determinacja, by zdobyć upragniony cel. Autorka nakreśliła kilka ciekawych postaci kobiecych: Verę, która ze zwykłej aktoreczki stała się potentatem finansowym, ale żeby to osiągnąć musiała coś po drodze poświęcić; Gretę, która za bardzo dała się zaślepić pogoni za sukcesem i pieniędzmi i tak naprawdę nigdy nie była szczęśliwa  i Martie, która tak wiele przeszła w życiu, a mimo to stara się patrzeć w przyszłość z optymizmem. Książka na dwa wieczory ma wszystko co potrzebne: zagadkę, interesujące postaci zarówno kobiece, jak i męskie na okrasę, wątek romansowy i całkiem dobrze zbudowany moment kulminacyjny. Pod koniec można się już zorientować, kto jest zamachowcem, ale nawet to nie psuje przyjemności czytania. Myślę, że jak na jesienne wieczory jest to całkiem dobra lektura. Zachęcam.

Autor: Doris Mortman
Tytuł: Odcienie czerwieni
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Stron: 456
Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 7 listopada 2011

Siostrzyca najlepszą książką na jesień

W niedzielę, 6 listopada 2011 o godzinie 11:00 podczas XV Targów Książki w Krakowie odbyło się ogłoszenie wyników kolejnej edycji konkursu i plebiscytu „Najlepsza książka na jesień”.
W kategorii Proza obca najlepsza okazała się... Siostrzyca! 
Hurrraa!
Zasłużenie, bo książka jest naprawdę dobra.
Ech nauczyciele, strzeżmy się zbyt bystrych dziewczynek!
W poście poniżej Recenzja 
Zapraszam do lektury i do dzielenia się wrażeniami.

niedziela, 6 listopada 2011

Recenzja książki Siostrzyca

Lekturę tej książki skończyłam kilka godzin temu, jednak do tej pory fabuła wiruje mi w głowie, jak natrętny owad. Mam na jej temat tyle do powiedzenia, że aż nie wiem od czego zacząć i boję się, żeby czegoś nie ominąć. Zacznę może zatem od tego, że dawno nie czytałam niczego równie dobrego. Każda książka ma w sobie to coś, przynajmniej staram się coś takiego w każdej czytanej znaleźć. Ale w przypadku Siostrzycy to coś narzuca się czytelnikowi już od pierwszej strony, nie pozwalając przerwać lektury. 
Anglia, rok 1891, Blithe House, stara posiadłość na odludziu, z dala od miasta. W tym starym, zaniedbanym domu mieszka jedenastoletnia Florencja, z młodszym bratem Gilesem. Dzieci pozostają pod opieką służby, a ich prawny opiekun i wuj, ciągle przebywa poza domem, w dalekich podróżach. Wszystkie potrzeby dzieci zaspokaja gospodyni pani Grouse. Narratorką historii jest Florencja, dziewczynka bystra, skryta i nad wiek inteligentna. Opowiada całą historię tworząc swoje własne słowa, niekiedy dziwaczne neologizmy typu: ofotelowany, powieściując, utragiczniła, niefortunnęło, itp. Słowa te nie utrudniają jednak czytania, wręcz przeciwnie nadają opowiadanej historii specyficzny klimat  i wiele mówią o samej Florencji. Gdy młodszy brat dziewczynki zostaje wysłany do szkoły, Flo tak naprawdę zostaje sama. Zgodnie z dziwacznym życzeniem wuja, dziewczynka nie powinna się uczyć, nie wolno jej wchodzić do biblioteki, nigdy nie zostanie wysłana do szkoły. Wuj uważa, że kobietom edukacja nie jest potrzebna, wręcz przeciwnie miesza im w głowie, co popycha je do wywyższania się nad mężczyznami, więc lepiej, żeby nieuczone kobiety pozostały pokornymi i uległymi analfabetkami. Florencja buntuje się przeciw takiemu stanowi rzeczy i nie tylko po kryjomu uczy się czytać, ale zakrada się do ogromnej biblioteki i potajemnie czyta książki, głownie powieści gotyckie i dzieła Szekspira. W swoim potajemnym kształceniu okazuje wiele sprytu i pomysłowości, czego nie ułatwiają jej odwiedziny chłopca z sąsiedztwa Theo. Po kilku miesiącach nauki w szkole, do domu wraca brat Florencji. Okazał się zbyt wrażliwy i podatny na dręczenie przez kolegów i władze szkoły zasugerowały, by uczył się w domu pod okiem prywatnej guwernantki. Florencja jest uradowana, znowu mając brata przy sobie i nawet wizja przybycia obcej nauczycielki tej radości nie mąci. Pierwsza guwernantka panna Whitaker, na skutek nieszczęśliwego wypadku ginie, tonąc w jeziorze. Zgodnie z tym co opowiada Florencja, dzieci zbytnio się tym nie przejęły, tym bardziej, że niebawem ma przybyć kolejna nauczycielka. I dopiero wtedy zaczynają się kłopoty. Panna Taylor okazuje się być silną osobowością, która od razu ustawia wszystkich w domu do pionu. Mały Giles jest nauczycielką zachwycony, natomiast Florencja od razu wyczuwa w obcej coś niedobrego, niepokojącego i niebezpiecznego. Dziewczynka dochodzi do wniosku, że guwernantka jest złym duchem lub demonem, który chce porwać jej brata. Postanawia temu zapobiec za wszelką cenę, co uruchamia lawinę niesamowitych zdarzeń.  
To tyle na temat treści. Nie mogłam się oderwać od książki do samego końca. Pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasunęło, to podobieństwo do książki Tajemniczy ogród Frances Hodgson Burnett. Florencja biegająca po wielkim domu, wydającym dziwne odgłosy, tajemniczy opiekun, którego nigdy tak naprawdę nie ma i służba zamiast rodziny. Wszystko to przypominało mi Mary Lennox, poznającą tajemnice wrzosowisk. Potem jednak historia przybiera zupełnie inne niż w Tajemniczym ogrodzie tony. Florencja z zapałem czyta powieści gotyckie, jak okazuje się w toku akcji od jakiegoś czasu lunatykuje po nocy, miewa dziwne koszmarne sny, prowadzi własne śledztwo na temat nowej nauczycielki, wciągając w to niezgrabnego, piszącego dla niej wiersze Theo.
Autor książki stopniowo obdarza czytelnika szczegółami, które z pozoru wydają się zupełnie do siebie nie pasować. W pewnym momencie nie wiemy, czy to co się dzieje, jest naprawdę, czy to tylko wyobraźnia Flo tak okrutnie się z nią bawi. Gdy już się wydaje, że wiadomo na czym stoimy, autor dorzuca kolejny szczegół, który wszystko burzy lub uzupełnia obraz sytuacji rzucając na niego światło z jeszcze innej strony. Szczerze powiem, że osoba dorosła lub umiejąca logicznie poukładać te szczegóły będzie wiedziała, co się naprawdę wydarzyło. Mnie się to udało i powiem szczerze, że jestem pod wielkim wrażeniem autora, bo świetnie poprowadził akcję, wykorzystał pomysł do maksimum. Nawiązanie do tradycji powieści gotyckiej było naprawdę dobrym pisarsko posunięciem. Jestem też przerażona całym rozwojem sytuacji, bo poukładane szczegóły dają obraz, który budzi lęk i każe się trzymać na baczności. Więcej nie napiszę, bo mogłabym za wiele zdradzić, a po co psuć przyjemność z samodzielnego odkrywania tajemnicy. 
Powiem tylko, że książka jest naprawdę świetna. Ma to coś, co lubię w powieściach z dreszczykiem. Dodatkowo świat dorosłych widziany oczyma jedenastolatki diametralnie różni się od tego, jakim widziałaby go osoba dojrzała i logicznie myśląca. Czyta się szybko, bez minuty nudy, bez niecierpliwego przerzucania stron. Mnie lektura zajęła trzy godziny i nie był to czas zmarnowany. Polecam, bo naprawdę warto.
Autor: John Harding
Tytuł: Siostrzyca
Wydawnictwo: Mała Kurka
Stron:286
Moja ocena: 10/10
 


Za książkę serdecznie dziękuję pani Bożenie z wydawnictwa  Mała Kurka 
Dziękuję również za okazane serce i sympatię. Pozdrawiam serdecznie!