wtorek, 31 grudnia 2013

W ostatnich godzinach starego roku...

W ostatnich dniach doszłam do wniosku, że nie lubię zakończeń,  a zwłaszcza roku. Ta kulejąca końcówka, niby to wolne, a nie za bardzo; niby zima, a pogoda jakby wiosenna. Fajnie, bo nie trzeba odśnieżać, ale klimatu jakby brak. I przesyt i niedosyt. I zmęczenie i chęć działania.  Niech już będzie ten kolejny rok, a wtedy wszystko wskoczy na zwykły tor. Pesymistycznie to zabrzmiało, wiem. Dlatego krótko. 
Nowy Rok to dobra okazja do tego, by się zmienić. Ja jednak pragnę Wam życzyć, abyście nadal pozostali sobą. Nie pozwólcie zniszczyć w sobie tego, co was wyróżnia w tłumie. Podążajcie własną drogą, miejcie własne poglądy, upodobania, hobby. Nie gońcie za tłumem. Postarajcie się polubić siebie, a wtedy polubi was cały świat. Po prostu: Wszystkiego najlepszego!

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Jus Accardo: Toksyna

Autor: Jus Accardo
Tytuł: Toksyna. Księga druga.
Seria Denazen
Stron: 341
Wydawca: Dreams
Moja ocena: 7-8/10


Powieść pt. Toksyna jest kontynuacją wydanego na początku tego roku kalendarzowego Dotyku. Debiutancka seria młodej miłośniczki zwierząt oraz jedzenia, skupia się na znanym już w kulturze masowej motywie ludzi o nadnaturalnych zdolnościach walczących z tajemniczą i groźną korporacją, która tego typu ludzi wykorzystuje jako broń.
Główna bohaterka serii to nastoletnia Deznee, buntowniczka i miłośniczka mocnych wrażeń. W części pierwszej  życie Deznee stanęło na głowie. Bohaterka poznała tajemniczego Kale'a, ściganego przez niebezpiecznych ludzi, dowiedziała się, że jej ojciec nie jest tym, za kogo do tej pory go uważała, a w dodatku poznała całą prawdę o sobie i swojej rodzinie. Oprócz tego uciekała przed prześladowcami, wikłała się w niebezpieczne sytuacje, zakochała się w dwóch chłopkach na raz, a na koniec odkryła nie tylko pewne moce w sobie, ale też całą grupę ludzi, których łączy fakt posiadania nadnaturalnych zdolności. 
Brzmiałoby to całkiem intrygująco gdyby nie fakt, że wszystko to już było. Wnioskiem podsumowującym recenzję części pierwszej było stwierdzenie, że książka zwyczajnie wpisuje się w nurt i jednemu się na pewno spodoba, a u drugiego pozostawi spory niedosyt. Tak było ze mną, mimo to sięgnęłam po część drugą, bo raz, że nadarzyła się ku temu okazja, a dwa, że zwyczajnie miałam nadzieję, że może będzie lepiej. 
Druga część zaczyna się w momencie, w którym zakończyła się pierwsza. Deznee wraz z mamą i przyjaciółmi, innymi Szóstkami ukrywa się przez  Korporacją Denazen. Wszystko niby jakoś się układa i nagle w jednej chwili zaczyna się psuć. Szczęśliwa i zakochana w Kale'u Deznee nagle traci odporność na śmiertelny dotyk swojego chłopaka. Dla dwójki nastolatków, którzy dopiero się poznają i których miłość zaczyna kwitnąć jest to wielki problem, powiedziałabym, że wręcz tragedia, bo jak tu się nie dotykać? To jednak nie koniec problemów. Członkowie Denazen znowu się uaktywniają i zaczynają deptać Szóstkom po piętach. Jedno z takich spotkań kończy się dla bohaterki wyjątkowo źle, gdyż dotyk jednego z pracowników jej ojca, wprowadza do organizmu Deznee truciznę, która za jakiś czas ją zabije. Ojciec stawia córce ultimatum. Jakie? Tego przecież nietrudno się domyślić. 
W przypadku Deznee kłopot będzie gonił kłopot, na horyzoncie pojawi się rudowłosa rywalka bohaterki, a czas pokaże, że  w szeregach Szóstek czai się zdrajca. Kto nim będzie i czy podejrzenia zazdrosnej Deznee okażą się słuszne? Tego też czytelnik domyśli się bardzo szybko. 
Motyw odseparowania od siebie zakochanych bohaterów nie jest nowy. Drugi sezon serialu Cień Anioła w reżyserii J. Camerona, także oparto na tym samym pomyśle. Sądzę, że cel takiego zabiegu jest jeden. Prościej skomplikować zakochanym życie, niż bez ustanku pokazywać ich maślane oczy i wzdychanie po kątach. Pojawiający się ponownie zakochany kontrkandydat do serca Deznee, także niewiele tu zmieni. W rezultacie wszystko, co bohaterowie już mogliby mieć, beznadziejnie odsuwa się w czasie, a sami zainteresowani i czytelnik muszą czekać (nie wiadomo jak długo) na happy end.
Książkę czyta się dość sprawnie, choć pewnych potknięć uniknąć się nie dało. Bardzo szybko udało mi się odgadnąć, kto jest wtyczką Denazen, a w samym zakończeniu jakby zabrakło ikry. Oczywiście nie jest to zakończenie ostateczne i pozostaje tylko mieć nadzieję, że w części trzeciej wszystko swój finał znajdzie. Co do kreacji postaci irytuje zaskakująco naiwny Kale, który zabija jak zawodowy Terminator, a wierzy właściwie byle komu. Ta sprzeczność, w jego postaci coraz bardziej mi nie pasowała. Jak dla mnie prawdziwszy i bardziej wiarygodny był Alex; kiedy trzeba stanowczy, a kiedy trzeba ludzki. Jak to jednak zwykle w takich historiach bywa ten rozsądny przegrywa z tym przystojnym.Sama Deznee właściwie także niczego nowego do całej historii nie wnosi.
Nie doczekałam się również choćby próby wyjaśnienia powstających mutacji ani tego, dlaczego niby w wieku lat 18 ta moc na tyle przybiera na sile, że Szóstki popadają w szaleństwo. Cele i ambicje Korporacji także póki co są okryte mrokiem tajemnicy.
Powieść Toksyna jest historią dobrą na jeden jesienny wieczór, gdy za oknem szybko się ściemnia i mży. Czytelnik, który nie naobiecuje sobie zbyt wiele, będzie zadowolony. Taki, który jest bardziej wymagający, zapewne poczuje pewien niedosyt, biorąc jednak pod uwagę fakt, że takich historii jest dziś wiele, nie potrwa to długo. 
Recenzja napisana dla portalu Secretum.pl

czwartek, 26 grudnia 2013

Beth Revis: Milion słońc

Autor: Beth Revis
Tytuł: Milion słońc
Stron: 371
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Moja ocena:8+/10

Druga część kosmicznej odysei, kontynuacja powieści W otchłani zaczyna się w zasadzie tam, gdzie zakończyła się część pierwsza.
Błogosławiony, cud techniki sprzed ponad 300 lat, wraz z ponad 2 tysiącami pasażerów na pokładzie, okazał się miejscem pełnym kłamstw, a kierujący nim ludzie nie ustrzegli się błędów, od których tak chcieli uciec. Na statku rozpanoszyły się tyrania i despotyzm, kłamstwa i fałszowanie historii i rzeczywistości, a przede wszystkim totalna kontrola nad życiem obywateli, pozbawionych umiejętności racjonalnego myślenia i samodzielnej oceny rzeczywistości.
Obudzona przez Starszego z lodowego snu Amy musiała się nie tylko jakoś pogodzić ze swoim nowym życiem, ale też pomóc mu w dojrzewaniu do decyzji, by wziąć sprawy w swoje ręce i poszukać prawdy, poszukać odpowiedzi na wszystkie dręczące ich pytania.
W finale części pierwszej okazało się, że Błogosławiony może nigdy nie dotrzeć do celu; jest nie tylko przestarzały, ale też ma poważne opóźnienia w podróży. Przyciśnięty do muru przez naszych bohaterów Najstarszy przyznał, że w zasadzie statek niemal stoi w miejscu i ani nie może ruszyć do przodu, ani zawrócić tam, skąd przyleciał. Przygnębienia i apatii, jakie opanowało Starszego i Amy (łącznie ze mną czytelnikiem) nie dało się opisać. Po zakończeniu lektury części pierwszej, zastanawiałam się, jak autorka rozwiąże zasygnalizowane w powieści problemy i czy jeszcze czytelnika czymś zaskoczy. Okazało się, że jak najbardziej. Pomysłów B. Revis nie brakuje. Druga część, jest w moim odczuciu, jeszcze lepsza od pierwszej.
Milion słońc skupia się na problemach związanych ze społecznością Błogosławionego. Starszy będzie się mierzył z odpowiedzialnością, która spoczywa na barkach każdego przywódcy. Dopadnie go odwieczny problem związany z władzą: jak zadowolić wszystkich i na czym zbudować autorytet, o jakim marzy każdy rządzący. Starszy nie chce stosować metod, którymi posługiwał się jego poprzednik; nie chce otumaniać ludzi fidusem, ani okłamywać ich w ważnych dla wszystkich kwestiach. Szybko się jednak okazuje, że danie ludziom wolnej woli, może być katastrofalne w skutkach, bo w większości przypadków wolą oni żyć w błogiej nieświadomości, co do tego, że ktoś steruje ich życiem i sugeruje im co mają robić i myśleć.
Tymczasem Amy, która nadal musi ukrywać swoją zewnętrzną odmienność, zajmie się zagadką tajemniczych zgonów ludzi, by następnie pójść śladem zagadek pozostawionych przez zamrożonego w finale części pierwszej Oriona. 
W myśl kłamstwa stworzonego przez Starszego, Błogosławiony miał mieć kolosalne opóźnienie w podróży. Po bliższym przyjrzeniu się stanowi statku, okazuje się, że jest zupełnie inaczej, niż Starszy i Amy myśleli. Podróż nie opóźniła się sama; tylko ktoś bardzo ciężko nad tym opóźnieniem pracował. To raz. A dwa są i tacy, którym wcale nie zależy na dotarciu do celu. 
W finale powieści ujawnia się jeszcze jeden problem, na który nikt dotąd nie zwrócił uwagi. Na jednym z poziomów statku znajduje się spory arsenał, a w sumie miała to być przecież misja pokojowa. A co jeśli planeta, zwana Centauri - Ziemią, nie czeka aż na niej ktoś zamieszka, bo zwyczajnie jest już zajęta? To by dopiero było.
Wszyscy pasażerowie staną przed poważnym wyborem, dotyczącym nie tylko tego, kto będzie im przewodził, ale przede wszystkim, co zrobią dalej? Czy zatrzymają się na etapie metalowej klatki, bezpiecznego schronu, który co prawda jest klaustrofobiczny i nie do końca prawdziwy, ale znany i dość przewidywalny? Czy zaryzykują i zrobią krok na przód w nieznane? 
Z przyjemnością stwierdzam, że druga część jest nawet lepsza od pierwszej. Utrzymana została naprzemienna narracja Amy i Starszego, co poszerza perspektywę i nie pozwala się nudzić. Dzieje się naprawdę dużo i z przyjemnością i zaciekawieniem przewracałam kolejne strony. Teraz niecierpliwie czekam na finał trylogii, który mam nadzieję, już niebawem ukaże się w Polsce. 
Polecam. 
Za książkę dziękuję pani Sylwii z Wydawnictwa Dolnośląskiego. 
Pozdrawiam ciepło!

wtorek, 24 grudnia 2013

Zdrowych, pogodnych, rodzinnych...

Jak w temacie. :)

Niech się spełnią Bożonarodzeniowe życzenia,
te trudne i łatwe do spełnienia.
Niech się spełnią te duże i małe,
mówione głośno lub niemówione wcale.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Beth Revis: W otchłani

Autor: Beth Revis
Tytuł: W Otchłani
Stron: 488
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Moja ocena: 8+/10





 Książkę "W otchłani" chciałam przeczytać już od dawna. Sam opis z okładki mówił mi co prawda niewiele, ale bardzo podobała mi się sama ilustracja i hasła sugerujące śmiertelną odyseję w świecie tyranii i kłamstwa. Ponadto akcja dzieje się w przestrzeni kosmicznej, a tego typu historii jeszcze nie czytałam. Obecnie jestem już na etapie czytania części drugiej i muszę przyznać, że autorka miała nie tylko dobry pomysł, ale też zrealizowała go brawurowo. 
Akcja powieści dzieje się w niedalekiej przyszłości. Ponieważ zasoby naturalne planety Ziemia zaczynają się powoli wyczerpywać, Federacja o nazwie Giełda Zasobów Finansowych wprowadza w życie bardzo śmiały projekt, którego celem jest zasiedlenie nowej planety. Planeta ta znajduje się poza układem słonecznym, a podróż na nią ma trwać 300 lat. Oczywistym jest, że pokolenie, które tę podróż rozpocznie, nie przeżyje tak długiego czasu. Dlatego najważniejsi dla misji pasażerowie zostają poddani hibernacji. Plan zakłada, że po zakończeniu podróży zostaną odmrożeni i wtedy odegrają swoje kluczowe role dla zasiedlenia i adaptacji nowej ojczyzny. Podróż odbędą na pokładzie olbrzymiego statku nazwanego "Błogosławionym", a o ich "sen" będą dbać tzw. Żywiciele czyli kolejne pokolenia ludzi, zajmujących się uprawą roli, hodowlą zwierząt, tkactwem, krawiectwem itp, Błogosławiony bowiem jest nie tylko gigantyczny; to także dokładna kopia Ziemi tylko trochę od niej mniejsza, taki świat w miniaturze. Pogoda i klimat są sztucznie kontrolowane, podobnie jak przyrost naturalny ludzi i zwierząt. Pieczę nad tym wszystkim sprawuje człowiek zwany Najstarszym, łączący w sobie cechy przywódcy duchowego, politycznego, opiekuna, przewodnika, a także tyrana i despoty. Na Błogosławionym nie ma bowiem wojen, czy konfliktów, każdy tu spokojnie i ulegle zajmuje się swoimi zadaniami, nikt nie wątpi, nikt nie zadaje kłopotliwych pytań. Każdy robi to, co do niego należy. 
Historię poznajemy z perspektywy narracji dwójki głównych bohaterów. Rudowłosa nastolatka Amy poddaje się zamrożeniu wraz z  rodzicami. Zostawia za sobą Ziemię, chłopaka, przyjaciół, resztę rodziny. Któregoś dnia, przed upływem czasu ktoś wbrew instrukcji rozmraża ją, choć statek nie dotarł do celu. Po brutalnym przebudzeniu Amy będzie musiała zmierzyć się nie tylko z traktowaniem jej przez wszystkich jak odmieńca (blada cera, rude włosy, zielone oczy, podczas gdy wszyscy są śniadzi i ciemnoocy), z samotnością, tęsknotą za utraconym życiem, śpiącymi nadal rodzicami, ale też z mordercą, który nagle odłącza od aparatury śpiących wojskowych oraz z niechęcią Najstarszego, który widzi w dziewczynie tylko kłopoty i niepotrzebne pytania, które nagle zaczynają się budzić w głowach potulnych dotąd Żywicieli.
Drugim narratorem i bohaterem jest rówieśnik Amy, zwany Starszym (nie ma własnego imienia), który za jakiś czas, naturalną koleją rzeczy zostanie następcą Najstarszego. Chłopak ma zupełnie inną wizję swoich rządów, niż jego opiekun, poza tym jest bardzo ciekawy świata zarówno tego, który przed nim jak i tego, który lata temu Błogosławiony pozostawił za sobą. Po przebudzeniu Amy i odkryciu, że na pokładzie statku ukrywa się sabotażysta i morderca, Starszy pozna nie tylko głęboko skrywane sekrety Najstarszego, ale też zasady, którymi rządzi się cała społeczność Błogosławionego. Nietrudno się domyślić, że są to rządy oparte na kłamstwie, niedomówieniach, a przede wszystkim fałszowaniu otaczającej ich rzeczywistości, przeinaczaniu faktów oraz na manipulowaniu zachowaniami i uczuciami Żywicieli. 
Czy Starszy, który zacznie dostrzegać coraz więcej nieprawidłowości, znajdzie w sobie dość siły, by to zmienić? Czy ciężar przywództwa nad zmieniającymi się nagle obywatelami, nie okaże się dla niego zbyt trudny?
Obudzenie Amy spowoduje serię zmian, nadejdzie czas odkrywania sekretów, budzenia się wątpliwości, zadawania pytań, na które jak dotąd nie można było znaleźć odpowiedzi.
Przyznam, że powieść W Otchłani naprawdę bardzo mile mnie zaskoczyła. Bardzo dokładnie odmalowała autorka klimat powieści. Poczucie, że Błogosławiony i znajdujący się na nim ludzie są sami w kosmosie i nie mogą liczyć na żadną pomoc z zewnątrz, jest naprawdę przygnębiające i nasila się ze strony na stronę.  Wątek romansowy jet tu minimalny, bo ważniejsze są kwestie podróży oraz kłamstw i nieścisłości, które nagle się pojawiają. Są to wątpliwości związane nie tylko z samym celem podróży, sposobem jej realizacji, ale też z jej zasadnością. Czy naprawdę miała to być misja pokojowa? Czy aby na pewno dobrze obliczono czas podróży, a co za tym idzie wyposażono statek we wszystko co niezbędne? Czy prawdziwy cel podróży nie kryje się czasem zupełnie gdzie indziej? A może przez tyle lat podróży, bo blisko 3 wieki, aspekt ludzki już zupełnie się zagubił?
Na te i inne pytanie, autorka w bardzo wciągający sposób stara się opowiedzieć w swojej debiutanckiej powieści. Bardzo wnikliwie, raz oczami "rdzennie ziemskiej" dziewczyny, a raz sztucznie "warunkowanego chłopca" maluje przed czytelnikiem kosmiczną rzeczywistość, która może i jest pełna gwiazd, ale przecież świecących światłem dość zimnym i odległym.
Polecam, naprawdę warto!

Za książkę dziękuję Pani Sylwii z Wydawnictwa Dolnośląskiego. 
Pozdrawiam ciepło!

wtorek, 17 grudnia 2013

Dee Shulman: Gorączka 2

Autor: Dee Shulman
Tytuł: Gorączka 2
Stron: 472
Wydawca: Egmont
Moja ocena: 6-7/10





Przepis na ciekawą powieść dla młodzieży? Potrzebne: autor z pomysłem, który zgrabnie wymiesza kilka motywów, stworzy wyrazistych, charakternych bohaterów, wrzuci ich w wir intryg i przygody, a całość, niczym wyborny szef kuchni podprawi całość sosem miłosnych uniesień oraz nutą podróży w czasie. Co z tego wyjdzie? Myślę, że na to pytanie może dać odpowiedź najnowsza powieść D. Shulman Gorączka, druga część cyklu o przygodach buntowniczki i szkolnego geniusza Ewy oraz wojownika areny, rzymskiego gladiatora Setha. 
Dla przypomnienia. Ewa rozpoczyna naukę w szkole dla wybitnie uzdolnionej młodzieży. Po okresie buntów i opuszczania kolejnych szkół w dość nieprzyjaznej atmosferze, ta placówka wydaje się Ewie wreszcie czymś na stałe. Spokój nie trwa jednak długo. Zaatakowana w szkolnym laboratorium przez  tajemniczy wirus Ewa zaczyna chorować. Od tej pory wszystko się zmieni.
Drugim bohaterem jest młody gladiator Seth, który przeżywa wielką i tragiczną miłość do młodziutkiej Liwii. Jednocześnie i on styka się z wirusem, który odmieni jego życie.
W pewnym momencie losy Ewy i Setha połączą się, a tych dwoje połączy wielkie uczucie. Cieniem nad szczęściem bohaterów położy się wirus, który zacznie się bardzo szybko rozprzestrzeniać na kilku płaszczyznach czasowych. Jakim sposobem? I czym jest niesamowita kraina, do której dostają się wszyscy zarażeni wirusem?
Druga część cyklu kończy się w zasadzie tam, gdzie się zaczęła. Seth i Ewa przetrwali atak wirusa. Powodów do świętowania jednak nie mają. Ewa w dalszym ciągu nie może wrócić do zdrowia. Męczą ją nie tylko nagłe utraty przytomności, ale też koszmary z poprzedniego życia, w którym prześladował ją zaborczy i okrutny narzeczony, a potem mąż, rzymski prokurator Kasjusz. On także, dowiedziawszy się o romansie Liwii i Setha, w szale zazdrości, zabił młodą żonę.
To jednak nie koniec problemów naszych bohaterów. 
Wirus rozprzestrzenia się z niesamowitą szybkością. Epidemia zatacza coraz szersze kręgi i nie byłoby to aż tak dziwne, gdyby nie fakt, że chore osoby, w chwili śmierci zwyczajnie znikają. Pozostaje po nich tylko sterta ubrań. Sprawa staje się na tyle głośna, że zaczynają się nią interesować służby specjalne. 
Równolegle z wątkiem Ewy i Setha, autorka prowadzi drugi, dotyczący poszukiwań ofiar wirusa, prowadzonych przez dziennikarkę Jennifer oraz policjanta Nicka. 
Trzeci wątek dotyczy zmian zachodzących w wirze czasowym, przez który ludzie dostają się do Parallonu, niezwykłej krainy, w której żyje się sielsko i beztrosko. Sielanka jednak dobiega końca, gdyż nowo przybyli Rzymianie próbują zmienić to miejsce we własną wersję Cesarstwa z igrzyskami i niewolniczo dyktatorskim sprawowaniem rządów.
Druga część podobnie jak pierwsza miło zaskakuje, jednak ma też pewne niedociągnięcia, które mogą irytować. Drażni brak zdecydowanego działania u młodych bohaterów. O ile Seth jeszcze coś próbuje robić, o tyle Ewa po prostu nieustannie choruje i nie jest w stanie samodzielnie zrobić nic. Albo leży w łóżku pod czujną opieką przyjaciół, albo błądzi gdzieś myślami, będąc na próbach zespołu. Miałam wrażenie, że tym razem wątek Ewy i Setha skupia się na jedynie na wzdychaniu do siebie i patrzeniu sobie w oczy. Wszystko to znacznie spowalniało akcję, a miejscami wręcz nużyło.
O wiele większą inicjatywą wykazali się Jen i Nick, choć właściwie nie znając prawdziwej istoty wirusa,  błądzili po omacku.
Bardzo ciekawie za to rozwinął się wątek Parallonu i jego nowych mieszkańców. Rzymianie, dzięki możliwości podróżowania w czasie, ze swoją niesamowitą żądzą krwi, wydają się niepokonani. Czy Seth znajdzie na nich sposób? Tego zapewne dowiemy się w trzeciej części przygód Ewy, Setha i ich przyjaciół. 
Drugi tom autorka zakończyła bardzo mocnym akcentem, który w zasadzie był konieczny i  z racji fabularnej logiki i zwyczajnie po to, by przyciągnąć czytelnika.
Powieść mogę polecić tym czytelnikom, którym przypadła go gustu część pierwsza i którzy chcą poznać dalsze przygody Ewy i Setha. Niewątpliwie będzie to też dobra lektura dla tych, którzy szukają czegoś lekkiego na zimowe wieczory.
Za książkę dziękuję pani Katarzynie z Wydawnictwa EGMONT.
Pozdrawiam ciepło!

czwartek, 12 grudnia 2013

G. P. Taylor: Mariah Mundi i Szkatuła Midasa

Autor: G. P. Taylor
Tytuł: Mariah Mundi i Szkatuła Midasa
Stron: 342
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Moja ocena: 8/10





Coraz częściej odnoszę wrażenie, że mimo ogromnej ilości nowych książek na księgarskich półkach, coraz trudniej o dobrą powieść dla młodszej młodzieży. Chciałoby się, żeby miała niepowtarzalny klimat, zawiłą intrygę, starą tajemnicę sprzed lat, sympatycznego, acz zwyczajnego bohatera i żeby po prostu była fajna. Kiedy podczas przeglądania zapowiedzi natrafiłam na notkę o książce G. P. Taylora pomyślałam, że to może być właśnie to. Ilustracja okładkowa i tytuł książki brzmiały zachęcająco. Co prawda imię głównego bohatera jak dla mnie nie było zbyt trafione, ale potem uznałam to za szczegół na tyle mały, że jakoś specjalnie nie rzutował on  na fabułę powieści.
Mariah Mundi i Szkatuła Midasa to pierwsza część przygodowo fantastycznego cyklu dla młodszego czytelnika, choć i starsi miłośnicy  przygody także znajdą tutaj coś dla siebie. 
Akcja powieści toczy się w wiktoriańskiej Anglii. Głównym bohaterem jest nastoletni Mariah Mundi, sierota, wychowanek Szkoły Kolonialnej. Po ukończeniu szkoły chłopiec nie ma innego wyjścia, jak zatrudnienie się tam, gdzie się da, dlatego istnym darem od losu okazuje się praca w charakterze pomocnika iluzjonisty, występującego w nadmorskim hotelu Regent. Mariah wyrusza w długą podróż i jeszcze nie dotrze dobrze do celu, a już nieświadomie wplącze się w intrygę, która odmieni całą jego przyszłość. Przypadkowo spotkany nieznajomy daje bowiem chłopcu na przechowanie przedziwną talię kart, co do której wiele osób rości sobie pretensje. Karty to jednak dopiero początek, a prawdziwa przygoda zacznie się po przybyciu Mariah do hotelu. Na miejscu chłopiec pozna swoją rówieśniczkę Saczę, właściciela hotelu, zgrzybiałego i ekscentrycznego Otto Lugera, iluzjonistę Basmalę oraz wiele innych indywiduów, tak samo dziwnych jak i strasznych.
Od Saczy Mariah dowie się, że jego poprzednik Felix, zniknął w tajemniczych okolicznościach. Gdy bohaterowie udadzą się na zwiedzanie zakamarków olbrzymiego hotelu, okaże się, że magiczne sztuczki i i zabawianie gości, to tylko przykrywka dla ponurej tajemnicy, jaką skrywają podziemia tej zmechanizowanej budowli. Od tej pory historia ruszy z kopyta i nie zatrzyma się aż do samego finału.
Pierwsza część cyklu o przygodach Mariah Mundi zapowiada naprawdę obiecujący cykl. Główny bohater jest zwyczajnym nastolatkiem, bez magicznych mocy, czy tajemniczego przeznaczenia. Ot przeciętny sierota, którego rodzice zginęli, i który od tej pory musi radzić sobie sam. Prawdopodobne jest, że w śmierci rodziców głównego bohatera istnieje jakaś zagadka, ale ten wątek póki co jedynie delikatnie zasugerowano. Ponadto Mariah  jest sympatyczny i taki powiedziałabym "wypośrodkowany", tzn. ani się celowo w kłopoty nie pcha, ani ich unika. Raczej idzie z nurtem wydarzeń, bystro obserwując co się wokół niego dzieje.
Dużą zaletą powieści jest sam jej klimat. Angielskie mgły, stare zaułki, tajemnicze, podziemne przejścia, czy to pod miastem, czy pod hotelem Regent i czające się w ciemnościach stwory; wszystko to powoduje, że książkę czyta się z naprawdę dużym zainteresowaniem, a dreszcz emocji nie raz przebiega po plecach.
Ogromną pomysłowością wykazał się także autor tworząc całą galerię postaci, z których żadna nie jest tą, za którą się ją uważało lub za którą się sama podaje. Każdy ma tu bowiem własne cele do zrealizowania, własne skarby do zdobycia, a droga do nich bardzo często wiedzie dosłownie po trupach. Może się także okazać, że nie wszyscy są ludźmi, a jedynie ich fizycznie przypominają. Dzięki tej nietuzinkowości bohaterów do samego końca książki czytelnik nie może być pewien, kto jest tym dobrym, a kto tym złym i komu faktycznie zaufać można, a  komu absolutnie nie wolno.
Akcja powieści toczy się bardzo szybko, czytelnik nie ma czasu na oddech, tak jak nie mają go Mariah i Sacza, którzy zgodnie z zasadą "z deszczu pod rynnę", wciąż pakują się w kolejne niebezpieczeństwa i co rusz muszą brać nogi za pas. Wydostają się z jednych tarapatów, aby wpakować się w kolejne i tak w kółko.
Co czego tak naprawdę służy talia kart Pandżandrum i co można zobaczyć, jeśli się ją właściwie ułoży? Czym jest tytułowa Szkatuła Midasa? Co się stało z pozostałymi chłopcami i kogo Mariah może uznać za sojusznika w tej przygodzie? Na te i kilka innych pytań odpowiedzi daje pierwsza część cyklu o przygodach Mariah Mundi. Nietrudno się jednak domyślić, że to dopiero początek i że kolejne części, zaoferują czytelnikowi jeszcze więcej wrażeń.
Książkę czyta się naprawdę dobrze i przyznam, że byłam mile zaskoczona. Gdybym miała określić grupę docelową, do której książka jest skierowana, powiedziałabym, że właściwie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Młodszy czytelnik z pewnością zachłyśnie się prędkością fabuły i dobrze odmalowanym tłem historii, a starszy czytelnik doceni zawiłość i dokładność intrygi.
Warto także wspomnieć, że na styczeń 2014 roku planowana jest ekranizacja tej powieści, co dodatkowo świadczy o jej atrakcyjności.
Poniżej plakat do filmu i strony Filmwebu
Zapowiada się naprawdę ciekawie!










Za książkę dziękuję pani Sylwii z Wydawnictwa 
Dolnośląskiego.
Pozdrawiam ciepło!


Recenzja publikowana także na:
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Matras

poniedziałek, 9 grudnia 2013

H. J. Rahlens: Nieskończoność

Autor: H. J. Rahlens
Tytuł: Nieskończoność
Stron: 455
Wydawca: EGMONT
Moja ocena: 8/10



Rok 2264. Odległa przyszłość. Życie ludzi jest lekkie, łatwe, przyjemne i co najważniejsze długie, bo średnio trwa 150 lat. Człowiek zapanował nad każdą dziedziną życia. Może programować pogodę, wysługiwać się wyspecjalizowanymi robotami,  stworzyć duplikat każdej rzeczy, korzystać z mózgołącza, które przypomina Internet w głowie. Każdą chorobę można wyleczyć, każdy kaprys od razu zaspokoić. Społeczeństwo działa spójnie i wydajnie, a każda jednostka powinna myśleć nie o sobie, ale o dobru ogółu. To dlatego z użycia wyrugowano zaimek ja, a ludzie mówią o sobie per ten, tamta
Ten ideał, choć początkowo kuszący, jest jednak dość złudny. Wszechobecna programacja wszystkich dziedzin życia spowodowała, że ludzie już nie kierują się uczuciami, czy porywami serca, a zdrowym rozsądkiem. Nawet związki między kobietami a mężczyznami powstają na zasadzie zdrowego dopasowania, które zaowocuje zdrowym potomstwem. Z tym ostatnim akurat jest spory problem, gdyż na świecie rodzi się coraz mniej dzieci. Co prawda można już klonować ludzi, ale ten projekt nie jest jeszcze do końca udany.
Główny bohater to 26-letni historyk i tłumacz języka niemieckiego Finn Nordstrom, prywatnie marzyciel i wrażliwiec. Jeszcze nie wybrał partnerki, choć powinien. Co gorsza nie otrząsnął się po tragicznej śmierci rodziców i młodszego rodzeństwa. Nie wybrał także kierunku, w którym miałoby się potoczyć jego życie. Teoretycznie wszystko z nim w porządku, a jednocześnie doskwiera mu jakiś brak, którego nawet nie potrafi sprecyzować. 
Gdy nadarza się okazja zbadania i przetłumaczenia dziennika nastolatki żyjącej w XXI wieku, Finn wiedziony ciekawością zgadza się, choć sam dziennik, traktujący o sprawach dość banalnych, nie jest znaleziskiem epokowym. Lektura i praca nad tłumaczeniem okazują się bardziej wciągające niż Finn początkowo przypuszczał,  a nastoletnia Eliana i jej przeżycia zaczynają coraz bardziej fascynować młodego badacza. Z biegiem czasu i lekturą kolejnych zeszytów Finn zaczyna odczuwać coraz głębszą więź z Elianą, jej rodziną i tym co się dzieje wokół dorastającej dziewczyny. Pojawiają się kolejne, niby przypadkowe zbiegi okoliczności oraz uczucia, których istnienia Finn by u siebie nie podejrzewał. Co takiego łączy go z dziewczyną, która żyła ponad 250 lat wcześniej od niego? Dlaczego przełożeni Finna wydają się wiedzieć więcej niż dają po sobie poznać? Czym tak naprawdę jest eksperymentalna wersja gry, w której Finn i jego przyjaciółka Rouge mają wziąć udział? I czy kuszący zapach o wieloznacznej nazwie Nieskończoność odnosi się tylko do perfum młodej dziewczyny? A może symbolizuje znacznie więcej?
Trzeba przyznać autorce, że jej historia mile zaskakuje. 
Po pierwsze dlatego, że głównym bohaterem, a z czasem i narratorem jest młody mężczyzna, a nie kolejna rozchwiana emocjonalnie dziewczyna. Już samo to może oznaczać, że historia obierze dobry kierunek, bo wiadomo, że z punktu widzenia mężczyzny wiele spraw wygląda inaczej. 
Po drugie Finn jest trochę starszy, bo ma lat 26. Co prawda  w jego rzeczywistości, biorąc pod uwagę długość życia człowieka, dorosłość jest inaczej postrzegana, ale wreszcie mamy człowieka w miarę dojrzałego, a nie nastoletniego. 
Co do samej akcji za wiele się tu nie dzieje. Autorka skupiła się raczej na przedstawieniu różnic między minioną  a obecną epoką, bo blisko 300 lat stanowi duży przeskok i w ciągu tego czasu życie ludzi i funkcjonowanie świata może się diametralnie zmienić. Ciekawy jest wątek depersonalizacji  czyli odebranie ludziom przyszłości ich indywidualnego charakteru. Odniosłam jednak wrażenie, że autorka potraktowała to trochę powierzchownie, bo zatrzymała się na sferze języka i nazewnictwa. Wspominano co prawda kilkakrotnie, że już małe dzieci są w ten sposób indoktrynowane i że robi się to dla dobra ogółu, ale jak się to dobro przejawiało, już nie pokazano. Dla mnie samo mówienie o sobie w trzeciej osobie, to trochę za mało.
Za to w bardzo poruszający sposób przedstawiła autorka proces docierania Finna, do ukrytych w nim pokładów uczuć oraz emocji, a także potrzebę wyrażenia tego nie tylko werbalnie, ale i na papierze. Momenty, w których Finn uczy się pisać oraz ten, gdy z zaimka ten przechodzi na ja, były jednymi z lepszych w powieści. 
Nieskończoność zawiera motyw, z którym już wcześniej spotkałam się w filmie Dom nad jeziorem (K. Reeves, S. Bullock). Historia dwojga ludzi żyjących w różnych liniach czasowych i próbujących pokonać barierę pozornie nie do pokonania, wzrusza i zapada głęboko w pamięć. 
Podobnie jest z powieścią H. J. Rahlens, choć tu stroną aktywnie działającą jest tylko Finn. Przekaz jest prosty i łatwy do odczytania. To miłość i jej "bakcyl" pobudza człowieka do działania i odkrywa w nim rzeczy dawno zapomniane lub uznane za nieistniejące. Ten sam bakcyl pokonuje przeszkody pozornie nie do przeskoczenia lub takie, którym nawet daleko posunięta technika nie mogła sprostać. I chyba to jest w tej historii najlepsze. Powrót do rzeczy prostych, drobnych, może nam pomóc odnaleźć to, co już dawno zagubiliśmy.
Nieskończoność jest dobrą lekturą na wolne, zimowe popołudnie, gdy za oknem zamieć,       
a nam marzy się chwila relaksu i rozczulenia. Każdy marzyciel i romantyk będzie zadowolony. 
Polecam!

Za książkę dziękuję pani Katarzynie z Wydawnictwa EGMONT.
Pozdrawiam ciepło!




Recenzja opublikowana także na:
Secretum.pl
Księgarnia Matras
Księgarnia Gandalf

sobota, 7 grudnia 2013

Maks Frei: Obcy

Autor: Maks Frei (faktycznie: Swietłana Martynczik)
Tytuł: Obcy
Tom I Cyklu Labirynty Echo
Wydawca: Zysk i S-ka
Stron: 624
Moja ocena: 9/10

Przyznam, że sięgając po książkę Obcy nie do końca tego właśnie się spodziewałam. Oczekiwałam przygód odpowiednika Felixa Castora czy Harry'ego Dresdena tylko w rosyjskich realiach. Myliłam się jednak i to bardzo. Powieść Obcy, której autorem jest niejaki Maks Frei, a o którym z góry wiadomo, że jest alter ego ukrywającego się pod pseudonimem autora , to zupełnie, zupełnie coś innego. Ale co? O tym za chwilę.
Na początku chciałabym powiedzieć kilka słów o samym autorze, a raczej autorce. Zanim czytelnicy dowiedzieli się, kto tak naprawdę ukrywa się pod tym pseudonimem, seria o przygodach sir Maksa Frei, zdobyła sobie naprawdę duże grono wielbicieli. Czytelnicy spekulowali, snuli domysły, zastanawiali się, kto też może być autorem tej niezwykłej serii. Prawda wyszła na jaw, a raczej została wyjawiona przez samą autorkę, w roku 2001, kiedy to rosyjska dziennikarka Swietłana Martynczik przyznała, że Maks Feri i jego niesamowite przygody narodziły się właśnie w jej głowie. Autorka także uczciwie przyznaje, że początkowo była to właściwie współpraca z malarzem Igorem Stepinem, którego obrazy, także przyczyniły się do powstania uniwersum Labiryntów Echo.
Czym właściwie jest ten cykl?
Polskie wydanie Obcego zawiera 6 dłuższych opowiadań, które właściwie można by nazwać mini powieściami. Łączą się one ze sobą nie tylko tematycznie, ale też traktują o perypetiach tych samych bohaterów. Różni je jedynie rozwiązywana zagadka.
Maks Frei to nie tylko alter ego autora i narrator wszystkich opowiadanych historii; to także ich główny bohater. Kim jest? To młody mężczyzna, ok. 30 lat, który jest najzupełniej przeciętny. Nie ma celu, nie cieszy go życie, które prowadzi. Wszystko jednak zmienia się w dniu, gdy zaczyna śnić o ludziach i miejscach, w których nigdy nie był, a do których czuje dziwną przynależność. Któregoś dnia podejmuje decyzję i przechodzi do tamtego świata, by rozpocząć w nim nowe, lepsze życie. Kto by tak nie chciał? Tym bardziej, że w świecie Echo Maks jest chciany, od razu zdobywa przyjaciół i protektorów, znajduje nowy dom, cel w życiu, a co najciekawsze budzą się w nim zdolności, o których nawet nie śmiał marzyć.
Kolejne odsłony o przezabawnych lub intrygujących tytułach takich jak na przykład Król Bandżi czy Juba Czebobargo i inni przedstawiają proces zadomawiania się Maksa w Echo, rozwiązywanie kolejnych niezwykłych zagadek, bo Maks tak z miejsca, właściwie w dniu swojego przybycia do tego świata staje się członkiem specyficznej magicznej policji, oddziału do zadań specjalnych.
Pozornie rzeczywistość Echo bardzo przypomina naszą. Ludzie w niej żyją, pracują, kochają, kradną i zdradzają. Oprócz jednak takich oczywistych różnic jak nazewnictwo przedmiotów codziennego użytku czy sposobu mieszkania, w Echo dzieją się rzeczy dziwaczne. Działają tu bowiem siły magiczne, czy jak kto woli paranormalne i to właśnie one wprowadzają często niemały zamęt w życie ludzi. A to ktoś uzależnia się od groźnie smacznego pasztetu, a to ktoś ginie, bo zapatrzył się w lustro. Każda ze spraw oczywiście jest rozwiązywana w toku prowadzonego śledztwa, a bohaterowie robią to z wdziękiem i gracją starych, doświadczonych czarodziejów.
Uniwersum Echo budzi wiele skojarzeń. Podejrzewam, że im dłużej by się czytelnik zastanawiał, tym więcej byłby w stanie ich wykryć. Mnie jednak najmocniej kojarzy się z trzema literackimi rzeczywistościami. Po pierwsze sympatyczna, choć często bardzo dziwna specyfika mieszkańców i świata Echo, przypomina podróż Alicji na drugą stronę lustra. Pewne rzeczy są tu albo wyolbrzymione, przejaskrawione, albo delikatnie zdeformowane. Przykładowo nikt w tym świecie nie docenia kotów, które są o wiele większe niż te nasze. Zwierzęta te są bezpańskie i uznawane za brzydkie tylko dlatego, że mając długą sierść, której nikt nie czesze, więc są skołtunione i brudne. Gdy Maks wprowadza się do własnego domu, przygarnia sobie parę takich kociąt i tylko dzięki trosce, karmieniu i czesaniu, powoduje, że zwierzaki robią niesamowitą furorę w towarzystwie, do tego stopnia, że zaczyna się tworzyć długa lista zapisów na ich ewentualne potomstwo! Mało tego, wszyscy myślą, że to jakaś nowa rasa i nikt nie łączy ich z tymi brudnymi zwierzętami, których pełno na peryferiach Echo.
Podobnie jest z ulubionym napojem bohaterów kamrą. Piją go dzbankami, a sztuka jego parzenia jest naprawdę ceniona, gdyż mimo pozornej prostoty przepisu nie każdy potrafi zrobić smaczną.
Drugie skojarzenie, od którego od początku nie mogłam się opędzić to Klub Pickwicka. I u Dickensa i tu bohaterowie uwielbiają jeść, suto, dobrze, z należytą celebracją posiłku. Przez to sama ciągle czułam się głodna. Oprócz tego, obojętnie co by się nie działo, Maks i jego kompani zawsze są dżentelmenami, którzy nie tracą opanowania ani głowy. Ich niesamowity spokój w obliczu każdego zagrożenia mógłby nudzić, bo niby gdzie tu wtedy napięcie, ale w przypadku tej książki jakoś w ogóle się tego nie odczuwa. Dickensowski (w moim odczuciu) jest także klimat tych historii. Nie ma problemu, którego nie dałoby się rozwiązać, jeśli ma się do dyspozycji otwartą głowę, lojalnych przyjaciół i chęci. A na koniec zawsze można napić się kamry w dobrym towarzystwie i najeść, ile dusza zapragnie.
Trzecie skojarzenie to Sherlock Holmes, a konkretnie pewna zastosowana tu dedukcja w rozwiązywaniu zagadek. Stopniowo, po śladach, poszlakach bohaterowie rozwiązują zagadki, stosując przeróżne metody, zawsze przy użyciu rozumu, który (pomijając magię i cięty dowcip) uważa się za najcenniejszy skarb.
Obcy to także historia o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu, takiego w którym człowiek czułby się dobrze, był kochany i doceniany. Maks, decydując się na podróż do Echo, wykazał się postawą godną pozazdroszczenia. Nic nie stracił, a zyskał wszystko.
Jak już mówiłam na początku, nie tego się spodziewałam. Okazało się jednak, że jest o wiele, wiele lepiej. Swietłana Martynczik stworzyła coś naprawdę oryginalnego i godnego uwagi. Zaczynasz czytać i nagle niczym Alicja wpadasz do króliczej nory, która okazuje się początkiem wielkiej przygody, przekraczającej granice logiki, rozumu i zwykłych ludzkich zasad. To bardzo szalona i barwna podróż, a im dalej tym lepiej.
Jak dla mnie książka jest naprawdę godna uwagi. Zabawna, ciepła, skrząca się dowcipem, pełna licznych aluzji. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, bo przygód Maksa i jego przyjaciół powstało już bardzo dużo.
Polecam, bo naprawdę warto. 
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka. 




Recenzja opublikowana także na:
Secretum.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Fabryka.pl

środa, 4 grudnia 2013

Konkursów garść...

Serdecznie zapraszam do udziału w konkursach organizowanych przez portal literacki Secretum.pl

Popularny ostatnio Czas żniw S. Shannon.
Pytania konkursowe i zasady znajdują się  tutaj
Czas wysyłania zgłoszeń: do 31 grudnia.














Powieść z przepiękną okładką, znanej z cyklu Upadli autorki L. Kate. 
Tym razem do wygrania powieść Łza. 
Zasady i pytania tutaj
Czas wysyłania zgłoszeń: do 19 grudnia. 












A dla miłośników słuchania do wygrania audiobook K. Spadło: Skazaniec.
Zasady znajdują się tutaj
Termin krótki, bo do 5 grudnia.
















czwartek, 28 listopada 2013

Stos 9/2013



Aura za oknem zmienna i kapryśna. Śnieg zniknął tak szybko, jak się pojawił, a pozostało po nim błoto i okropne kałuże.
Tym większa była więc moja radość, gdy powstały stosik okazał się tak kolorowy i zachęcający. Mój humor od razu się poprawił. Tak barwnie, pod względem szaty graficznej chyba jeszcze nie było. 
Kolejno od  góry:
1. H. J. Rahlens: Nieskończoność, od Pani Katarzyny z Wydawnictwa Egmont. 
2. D. Shulman: Gorączka, t. 2. j.w. Tom pierwszy bardzo mi się podobał i jestem bardzo ciekawa co dalej. 
3. G. P. Taylor: Mariah Mundi i Szkatuła Midasa, od Pani Sylwii z Grupy Wydawniczej Publicat
4. B. Revis: W otchłani, j.w. 
5. B. Revis: Milion słońc, j.w.
6. M. Frei: Obcy, od Zysku i S-ki. Zaczytuję się nią od kilku dni i jestem zachwycona. Najlepsze jest to, że spodziewałam się zupełnie czegoś innego, jest co innego i jest lepiej niż myślałam, że będzie. Super!
A Wy, znajdujecie tu coś dla siebie? A może już coś czytaliście? 
Pozdrawiam i dobrego popołudnia!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Papierowy Księżyc poleca: Hugh Howey: Silos; polska premiera – 5.12.2013




Jeden z największych bestsellerów książkowych ostatnich lat na rynku amerykańskim, sprzedany do ponad dwudziestu krajów. Powieść, która łączy elementy science-fiction, dystopii, post apokalipsy i powieści sensacyjnej w ultra wybuchową mieszankę, która trzyma w napięciu do ostatniej strony.


Silos” to niezwykły sukces wydawniczy, który zamienił nieznanego autora, publikującego na własny rachunek w światową gwiazdę literatury science-fiction ze szczytów list bestsellerów New York Timesa.

Po wielkim sukcesie “Silosu” prawa do sfilmowania tej niezwykłej powieści zakupił sam Ridley Scott, reżyser takich klasyków jak “Obcy” czy “Łowca androidów”.

Silos”, który został już mianowany Igrzyskami Śmierci dla dorosłych, to niezwykłe zaproszenie do wyjątkowo wykreowanej rzeczywistości, w której ludzkość zamieszkuje w ogromnym, podziemnym silosie.

Ta powieść odkryje przed Tobą prawdziwy labirynt tajemnic, sekretów i kłamstw i sprawi, że będziesz pochłaniał ją w napięciu do ostatniej strony.

***

W przyszłości, gdy Ziemia stała się toksycznym pustkowiem, przetrwać zdołała ledwie garstka ludzi zamieszkujących gigantyczny, podziemny silos.

Odcięci od świata zewnętrznego, wiodą życie pełne nakazów i zakazów, sekretów i kłamstw.

By przeżyć, muszą ściśle przestrzegać pewnych zasad. Niektórzy jednak się na to nie godzą.

Ci stanowią największe zagrożenie – mają czelność marzyć i śnić, zarażać innych swoim optymizmem.

Czeka ich prosta i zabójcza kara: zostaną wypuszczeni na zewnątrz.

Jules jest jedną z takich osób.

Być może już ostatnią.

SILOS


Jeśli kłamstwa cię nie zabiją, uczyni to prawda...

Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo chcę przeczytać! 
Pozdrawiam!

sobota, 23 listopada 2013

Morgan Rhodes: Upadające Królestwa

Autor: Morgan Rhodes
Tytuł: Upadające Królestwa, t. 1
Stron: 508
Wydawca: Oficyna GOLA
Moja ocena: 9+/10




Powieść pt. Upadające Królestwa to debiut powieściowy Morgan Rhodes w gatunku high fantasy. Autorka ta pod pseudonimem Michelle Rowen wydała także mnóstwo książek z gatunku paranormal romance i young adult. 
Poza pisaniem Morgan interesuje się też fotografią, podróżami oraz reality TV i być może właśnie dzięki temu pomysłów na nowe książki stale jej przybywa.
Pierwszy tom nowej serii rozpoczyna się w sposób bardzo obiecujący. Książka kusi nie tylko dopracowaną okładką, ale też opisem treści sugerując, że wrażeń podczas lektury zabraknąć naprawdę nie powinno. 
Akcja powieści toczy się z fikcyjnej krainie o nazwie Mytica, składającej się z trzech sąsiadujących ze sobą królestw: Limeros, Palesii i Auranos. Każde z państw jest inne, co przejawia się nie tylko w wyglądzie ludzi, czy ich codziennych zajęciach, ale też w rozwoju gospodarczym. O ile Limeros i Auranos są jeszcze względnie silne i dość bogate, o tyle Palesia jest ubogim krajem o podupadającej gospodarce opierającej się głównie na produkcji win. Właściwie trudno wyjaśnić, dlaczego te trzy kraje zamiast ze sobą współpracować, wykorzystują się nawzajem. Winy można by doszukiwać się w osobach nieudolnych czy zbyt chciwych władców, czy zepsutej, samolubnej arystokracji, myślę jednak, że przyczyna tkwi również gdzieś na dole drabiny społecznej, wśród zwykłych ludzi, którym jakoś nie przyjdzie do głowy, by spróbować cokolwiek zmienić. Trudno jednak marzyć o zmianach, gdy gołym okiem widać, że królestwa upadają, a wszystko to za sprawą zanikającej magii, która kiedyś czyniła ziemię żyzną, a kraj bogatym. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź na to pytanie autorka będzie czytelnikowi odsłaniać stopniowo. 
Dla całej intrygi kluczowe są dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to narodziny dziewczynki z przepowiedni; dziewczynki o ogromnej mocy, która ma wszystko odmienić. Drugim wydarzeniem, a właściwie incydentem, który legnie u podstaw wojny, a potem zmian politycznych, jest zabójstwo palesiańskiego wieśniaka przez aurańskiego lorda. Niby nic, a jednak wydarzenie to zostaje rozdmuchane, przyczyniając się do niepokojów społecznych, a w konsekwencji do buntu i wojny. Sprytnie wykorzystają ten fakt rządzący Palesią i Limeros, by doprowadzić do inwazji na Auranos i zrealizować w ten sposób własne ambicje.
Głównymi bohaterami autorka czyni młode pokolenie, wciągnięte w wir wydarzeń, przez działania swoich rodziców lub bliskich. Co ciekawe są to młodzi ludzie z różnych warstw społecznych, mamy tu zatem księżniczki, książęta, czarodziejki, strażników i zwykłych plebejuszy. Ich losy będą się wzajemnie przeplatać, dzięki czemu poznawana przez czytelnika historia nabierze głębi i zyska szerszą perspektywę.
Aurańska księżniczka Cleo, rozpieszczona i wychowana w luksusie przekona się, że w imię miłości i dla dobra bliskich trzeba czasem poświęcić bardzo wiele, a może się okazać, że i to nie wystarczy. 
Adoptowana przez rodzinę królewską Lucia odkryje w sobie niezwykłe umiejętności, które zmienią bieg tej wojny, a także całego kraju. Czy nieśmiała dziewczyna z przepowiedni wybierze własną drogę, czy też może stanie się tylko pionkiem w rękach żądnego władzy przybranego ojca?
Pierworodny syn króla i przybrany brat Lucii, Magnus, będzie musiał zdecydować co jest silniejsze; więzy krwi i chęć zadowolenia surowego ojca, czy miłość?
Porywczy i pałający żądzą zemsty za śmierć brata Jonas, przekona się, że rewolucja zjada często własne dzieci, a to, co początkowo wydawało się słuszne, odsłania swe prawdziwe, drapieżne oblicze.
Już od pierwszych rozdziałów autorka wciąga czytelnika w wir wydarzeń, nie pozwalając nawet na chwilę oddechu. Zaczyna się od tajemniczego porwania dziecka z kołyski, zaraz potem mamy zabójstwo, kolejne morderstwo i tak nieustannie. Podczas lektury po prostu nie da się nudzić. Mało tego, autorka nie oszczędza swoich bohaterów, wikłając ich w coraz bardziej niebezpieczne sytuacje i układy, a gdy trzeba, pozbawiając ich życia. To ostatnie jest bardzo dobrym zabiegiem w tworzeniu powieści przygodowej. Nikt tu nie jest nietykalny, ani nieśmiertelny; gdy dochodzi do pojedynku lub bitwy ludzie, w tym często bohaterowie wiodący, giną. Nie jest to miłe dla czytelnika, który ma swoich ulubieńców lub zdążył się już do kogoś przywiązać, ale dzięki temu historia jest nie tylko prawdziwsza, ale i nieprzewidywalna. A przecież o to właśnie chodzi. Nikogo, ani niczego nie można tu być pewnym. Bohaterowie kochają, pragną, spiskują, zdradzają, popełniają błędy, poddają się lękowi i zwątpieniu, a często zdają się na bieg wydarzeń, by potem pluć sobie w brodę, że zrobili tak, a nie inaczej. Nie są jednoznacznie dobrzy czy źli, dzięki czemu nie są papierowi; kryształowi lub arcy źli bohaterowie są nudni, bo jakoś trudno uwierzyć, że taki ktoś mógłby w ogóle istnieć. W końcu na to, jaki człowiek jest, ma wpływ wiele czynników.
W momencie, gdy może się wydawać, że wiemy już wszystko i więcej wydarzyć się nie może, sprawy przybierają taki obrót, że czytelnik znowu zaczyna być czujny. 
Pierwszy tom serii to tak naprawdę dopiero początek intryg i walki o władzę i dominację nad Myticą. M. Rhodes bardzo wysoko ustawiła fabularną poprzeczkę i aż strach pomyśleć, co jeszcze może się wydarzyć i przed jakimi wyzwaniami zostaną postawieni Cleo, Lucia, Magnus i Jonas, a może jeszcze ktoś nowy? Nie można zapominać o Obserwatorach, patrzących na wszystko z góry. Gdy zdecydują się na ingerencję, wtedy dopiero będzie ciekawie!
Upadające Królestwa to świetna powieść przygodowa z elementami magii, intrygi, romansu, okraszona całą masą spisków i zwrotów akcji.  Z pewnością przypadnie do gustu czytelnikom w każdym wieku, zarówno przed, jak i po 18. roku życia. 
Mnie się podobało bardzo i z niecierpliwością czekam na drugi tom zatytułowany Wiosna Buntowników
Polecam!

Za książkę dziękuję pani Katarzynie z Oficyny GOLA.
Pozdrawiam ciepło!







Recenzja opublikowana także na:
Secretum.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Matras

czwartek, 14 listopada 2013

Stephen King: Doktor Sen

Autor: Stephen King
Tytuł: Doktor Sen
Stron: 656
Wydawca: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 8+/10


Ponoć każde, nawet najmniej znaczące przeżycie z naszego dzieciństwa, wpływa na nasze dorosłe życie i na to jacy będziemy. Czy rzeczywiście?  Ile w tym racji, a ile zwykłego gdybania? Czy to jakimi dorosłymi się stajemy, zależy od tego jakie mieliśmy dzieciństwo i jakich rodziców? Ile w tym wszystkim kwestii genów, determinacji środowiskowej, a ile naszego własnego charakteru i wolnej woli? Czy naprawdę nie da się uniknąć błędów i nałogów naszych rodziców? Czy dorosłe dziecko alkoholika także popadnie w nałóg? Czy syn, który miał ojca sadystę i brutala, także będzie miał skłonności do agresywnych zachowań wobec otoczenia? Nie, oczywiście, że nie jest to regułą. Niemniej jednak my, ludzie, mamy skłonność do często nieświadomego powielania wzorców, które towarzyszyły nam w dzieciństwie i doprawdy trudno czasem tej powtarzalności uniknąć. Zapewne w dzieciństwie, niejeden z nas, patrząc na własnych rodziców powtarzał sobie: nie, ja nie będę taki; nie, ja na pewno tak robić nie będę. Tymczasem okazuje się, że dorastamy i w starciu z rzeczywistością i prozą dnia codziennego, zaczynamy się zachowywać tak jak nasi rodzice. Czy lepiej ich wtedy rozumiemy?  Moim zdaniem, powinniśmy chociaż spróbować. 
Koszmar, jakiego doznał kilkuletni Danny Torrance, w górskim hotelu Panorama, nie kończy się z chwilą opuszczenia tego miejsca. Rany i urazy tam doznane będą się goić jeszcze bardzo długo, a będą i takie, które nie zagoją się nigdy. Pozostaną gorzkie, bolesne wspomnienia, widok chorej, cierpiącej matki oraz zjawy, które nie przestaną nawiedzać chłopca. Danny bowiem posiada coś, co nazywane jasnością, płonie w nim tak mocno, że czyni go wyjątkowym; pozwala zaglądać w myśli innych ludzi, przewidywać pewne wydarzenia, a nawet czyjąś śmierć. 
Doktor Sen jest kontynuacją bestsellerowego Lśnienia, trzeciej po Carrie i Miasteczku Salem, powieści w ogromnym i bogatym dorobku literackim Stephena Kinga. Przyznam, że niejednokrotnie zastanawiałam się, jak mogłyby się potoczyć losy Danny'ego, po tym, jak udało mu się opuścić Panoramę. Jakim człowiekiem się stał, czy zdołał zapomnieć o koszmarach, czy jego dar się rozwinął, a może zanikł zupełnie? Marzyła mi się kontynuacja, tak jak to było w przypadku Talizmanu i Czarnego Domu, które powstały we współpracy Kinga z jego przyjacielem Peterem Straubem. Losy dorosłego Jacka Sawyera, który w dzieciństwie przechodził do świata równoległego, a w dorosłym życiu musi się zmierzyć z czymś znacznie gorszym, na długo utkwiły mi w pamięci. Jeśli mały Jack mógł mieć swoją szansę, w postaci drugiej odsłony swoich losów, to czemu by nie dać jej Danowi?
Początek powieści Doktor Sen dokładnie wprowadza czytelnika w sytuację małego Danny'ego i pokazuje, że koszmary wcale nie spłonęły w pożarze hotelu. To jednak nie koniec, tym bardziej, że zdolności chłopca, związane z jasnością, nasilają się. Gdy poznajemy dorosłego już Dana, okazuje się, że nie dość, że nie ułożył sobie życia, to jeszcze powielił błędy swojego ojca, wpadając w alkoholizm, a zaraz potem we wszystko, co alkohol za sobą pociąga.
Prawda jest jednak taka, że śledzenie losów dorosłego Dana, zmagającego się z własnymi słabościami, nie byłoby zbyt ciekawe. Dlatego też analogicznie czytelnik ma okazję śledzić dwa inne wątki. Pierwszy z nich przedstawia historię narodzin i dzieciństwa wyjątkowej dziewczynki, zupełnie zwyczajnych rodziców. Abra, bo takie imię otrzymuje, wykazuje wiele wyjątkowych umiejętności, które z wiekiem będą się nasilać oraz objawiać w najmniej spodziewanych dla rodziny dziewczynki momentach. Najciekawszym będzie jednak fakt, że już pod dwóch miesiącach od swego przyjścia na świat, Abra telepatycznie (aczkolwiek nie do końca świadomie) skontaktuje się z Danem. Nietrudno się domyślić, że prędzej czy później ten złamany życiem dorosły i wyjątkowo jaśniejąca dziewczynka będą musieli się spotkać i połączyć swoje siły. A niewykluczone, że okaże się, że mają ze sobą więcej wspólnego niż im się początkowo będzie wydawało.
Trzeci wątek przedstawia losy członków, na pozór normalnego, (choć tylko na pozór) wędrownego zgromadzenia zwącego się Prawdziwym Węzłem. Na pierwszy rzut oka to tylko grupa powolnych, zwyczajnych staruszków, podróżujących kamperami. To jednak tylko pozory. Bo w rzeczywistości to bardzo stare istoty, które żywią się właśnie jasnością pochodzącą od dzieci, tak wyjątkowych jak kiedyś Dan, a dziś Abra. Są bezlitośni i bardzo brutalni. Czy zjednoczone siły Dana i Abry oraz ich wspólnych przyjaciół, dadzą radę ich powstrzymać? Czy Dan zerwie z nałogiem? Jak silna okaże się moc Abry? Na te i wiele innych pytań daje odpowiedź najnowsza powieść mistrza grozy. 
Mimo że książka jest dość pokaźna, to czytało mi się ją zadziwiająco szybko i sprawnie. To prawda, że bardzo chciałam poznać zakończenie tej historii, ale nie tylko dlatego. W przeciwieństwie do innych książek tego autora, tym razem King zdołał się powstrzymać od rysowania szerokiego tła obyczajowego i ograniczył się do naprawdę niewielu bohaterów. Oprócz Dana i Abry mamy tu jeszcze rodziców i prababcię dziewczynki oraz dwóch przyjaciół Dana, którzy doskonale odgrywają swoje drugoplanowe role.
Samo zakończenie czyli definitywna rozprawa Dana i Abry z przywódczynią Prawdziwego Węzła może i nie jest zbyt spektakularne, ale można przynajmniej wysnuć z niego jeden pocieszający wniosek. Stare, wciąż pamiętane koszmary można zmusić do pracy na naszą korzyść, kierując je do walki z nowymi demonami. A nuż, jak się ze sobą to pokotłuje i przegryzie, to nastąpi tak wielki wybuch, że unicestwi się i jedno i drugie. W każdym razie warto spróbować. 
Powieść polecam nie tylko miłośnikom Lśnienia, ale też wszystkim, którzy szukają dla siebie dobrej, ciekawej lektury na jesienne wieczory. Uprzedzam jednak, że Doktor Sen, to już zupełnie inne klimaty, niż to mroczne i dojmujące lęki, które wyzwalał w Dannym i czytelniku hotel Panorama i jego nadnaturalni mieszkańcy. Zmieniły się czasy, zmienił się sam autor, a nawet i jego czytelnicy. Ta książka to co prawda kontynuacja, ale już inna, bardziej na miarę naszych czasów; tak szybkich, zabieganych i tak boleśnie materialnych. 
Polecam! Warto!

Za możliwość poznania losów Dana dziękuję pani Annie. 
Pozdrawiam ciepło!


Recenzja opublikowana także na:
Merlin
Gandalf
Matras

sobota, 9 listopada 2013

Stos 8/2013

Przyznam szczerze, że odkąd wróciłam do pracy, potem na trzy tygodnie zostałam "sama  na gospodarstwie", a potem jeszcze okazało się, że powinnam pójść na podyplomowe, mój wkład w rozwój bloga znacznie zmalał.
Pracy nie ubywa, wręcz przeciwnie, obrastamy w papierologię, niczym drzewo w huby lub jemioły. Studia zaczynają się w przyszły weekend i potrwają 2 semestry (ok 10 zjazdów). Czas biegnie niesamowicie szybko, o zwyczajnym odpoczynku mowy nie ma, bo jeszcze dobrze nie usiądę, już zaczynam "mulić", więc z czytaniem ciężko. Dlatego uważam, że decyzja o własnym tempie, była bardzo słuszna. Nadal zaglądam na blogi znajomych "czytaczy", interesuję się tym, co dzieje się na rynku wydawniczo - książkowym. Musiałam jednak zwolnić i to bardzo. 
Stosik na zdjęciu obok zbierał się w sumie od końca września, ale jakoś tak dziś pomyślałam, że mogę go Wam pokazać. 
Dlatego kolejno od dołu:
1. R. Bertram: Coolman i ja 3. Mega kino. Od Wydawnictwa Dreams. Żywy dowód na to, że jeszcze z takich historii nie wyrosłam. I chyba raczej nie wyrosnę. (Recenzja)
2. S. King: Joyland, od pani Anny z Prószyńskiego. Czytana w wakacje jako ebook, teraz dotarła w postaci tradycyjnej. (Recenzja)
3. M. J. Sullivan: Pradawna stolica, zakończenie przygód Hadriana, Royce'a oraz ich przyjaciół. j.w. (Recenzja )
4. M. Lawrence: Król Cierni, od portalu Secretum.pl (Recenzja )
5. A. Pitcher: Moja siostra mieszka na kominku, niespodzianka od Papierowego Księżyca. :)
6. W. Noczkin: Ślepa plama także od portalu Secretum.pl; książka nie do końca spełniła moje oczekiwania. (Recenzja )
7. L. Braswell: Dziewięć żyć Chloe King, t. 2. Od Magdy. Pierwszy tom był naiwny i niedopracowany, ale może z drugim będzie lepiej. Zobaczymy.
8. J. Accardo: Toksyna, kontynuacja popularnego wśród nastolatek Dotyku, także od portalu Secretum.pl Będzie lepiej niż w części pierwszej? Okaże się. 
9. A. Diakow: Za horyzont, finałowa część trylogii spod znaku Uniwersum Metro 2033, od portalu Secretum.pl W sumie nawet fajna. (Recenzja )
10. M. Rhodes: Upadające królestwa, od Oficyny Wydawniczej GOLA. Strasznie jestem jej ciekawa. Mam szczery zamiar przeczytać ją w weekend.
To tyle ode mnie na dziś. 
A po południu czeka mnie wizyta u fryzjera.:)
Pozdrawiam i miłej soboty!

piątek, 8 listopada 2013

Mark Lawrence: Król Cierni

Autor: Mark Lawrence
Tytuł: Król Cierni
Trylogia: Rozbite Imperium, t. 2.
Stron: 621
Wydawca: Papierowy Księżyc
Moja ocena: 7-8/10


Powieść Król Cierni to druga część trylogii Rozbite Imperium autorstwa Marka Lawrence'a i bezpośrednia kontynuacja Księcia Cierni. Bohaterem swojej trylogii uczynił Lawrence młodego chłopca, Jorga, niegdyś królewskiego syna, jeszcze nie tak dawno banitę, przywódcę bandy rzezimieszków najgorszego sortu, a dziś już króla, który ma ambicje, by zostać cesarzem. Od niemal stu lat trwa Interregnum czyli bezkrólewie. Imperium szarpane jest mniejszymi i większymi wojnami wielmożów i książąt, z których pragnie korony dla siebie. Młody Jorg także ma podobne pragnienia, ale chyba nikt nie jest tak jak on zdeterminowany i pewny tego, że mu się uda. Jednocześnie młodzieniec sprawia wrażenie, jakby mu wcale nie zależało na tym, do czego dąży, płacąc po drodze tak koszmarnie wysoką cenę. Wygląda to trochę tak, jakby to drzemiące w nim siły pchały go do pewnych działań. 
Od wydarzeń z tomu pierwszego minęły 4 lata. Jorg jest królem na Wyżynach Renaru. Zabrał tron swojemu wujowi, a teraz do bram jego pałacu zbliża się karna i dobrze uzbrojona armia księcia Strzały Orrina, którego lud już zdążył ochrzcić mianem zbawcy. Tymczasem, 18-letni Jorg szykuje się do ślubu z młodziutką księżniczką Mianą i jakoś wcale nie wydaje się tym zachwycony, ani też zmartwiony perspektywą potyczki, która może przesądzić o dalszych jego losach. 
Już na samym początku powieści autor zasypuje czytelnika tajemnicami, wątpliwościami i niedomówieniami. Co się działo przez te 4 lata i dlaczego okres ten jest dla Jorga wielką, białą plamą w jego pamięci? Co zawiera dziwaczna szkatułka, którą młodzieniec stale przy sobie nosi? Czy w końcu zdecyduje się ją otworzyć i co w niej znajdzie? Co się stało z Katherine i dlaczego Jorg żeni się z obcą księżniczką, która na dodatek jest jeszcze dzieckiem? Pytania się mnożą jak grzyby po deszczu, a odpowiedzi na nie niestety nie dostajemy bardzo długo.
Pierwszy tom trylogii Książę Cierni wspominam bardzo dobrze; raz dlatego, że dużym novum było uczynienie głównym bohaterem postaci negatywnej, która nie ulega przemianie, a dwa, że sam pomysł, by z chłopca uczynić przywódcę bandy rozbójników, był pociągający i pozostawiał autorowi duże pole do manewru. Niezwykły i niesamowity był sam bohater. Młody chłopiec, a już cały w bliznach, zarówno fizycznie, jak i duchowo. Młody ciałem, ale stary duchem i bardzo zgorzkniały. Powiedzieć o nim, że jest dojrzały jak na swój wiek to za mało. Jorg po prostu jest inny od wszystkich i to pod każdym względem. Obojętnie co by nie zrobił, jego ludzie pójdą za nim bez szemrania, zginą bez słowa skargi, a im bardziej będzie nieprzewidywalny, tym bardziej będą go czcili i kochali.
Mnożenie tajemnic w tomie drugim to mało, bo autor celowo zastosował jeszcze jeden zabieg; mianowicie opisał całą fabułę z perspektywy kilku płaszczyzn czasowych. Przeplatające się ze sobą rozdziały ukazują nam to, co się dzieje teraz, czyli przygotowanie do odparcia oblężenia oraz wydarzenia sprzed 4 lat, kiedy to Jorg jako świeżo upieczony król udał się na pewną wyprawę, której efekty, czy też może owoce  poznamy właśnie teraz, zaraz. Jakby tego było mało, sporą część wydarzeń poznajemy z pamiętnika pisanego przez Katherine, która również odegrała dużą rolę w całej tej historii. 
Przyznam, że właśnie przez te retrospekcje bardzo długo nie mogłam się zorientować, co się dzieje i o co w ogóle chodzi. Miałam nawet takie momenty, że już zirytowana chciałam książkę odłożyć, by wrócić do niej za jakiś czas. Być może wpływ na to miał również fakt, że w porównaniu do części pierwszej, część druga jest naprawdę dość opasła, gdyż ma ponad 600 stron. Może gdyby było tego trochę mniej, wtedy akcja nieco by przyśpieszyła, a czytelnik szybciej domyślił się pewnych rzeczy. A wiadomo, że nic tak nie irytuje jak niewiedza i brak jakichkolwiek wskazówek od autora. Dlatego nie ukrywam, że początkowo, a właściwie przez 2/3 książki było mi naprawdę trudno. Dopiero finałowa część książki, gdy znamy już większość tajemnic, a wiele niejasności ujrzało światło dzienne, jest swoistą nagrodą dla czytelnika za cierpliwość i wytrwałość.  Faktycznie wszystko zgrabnie się ze sobą łączy, a to co pozornie sensu nie miało, teraz go zyskuje.
Zastanawiający jest dla mnie także fakt specyfiki świata przedstawionego, w którym dzieje się akcja opowiadanej przez autora historii. Na pierwszy rzut oka, biorąc pod uwagę sposób życia, broń i obyczaje, można by pomyśleć, że mamy przed sobą kolejną wersję średniowiecza, które już wszyscy dobrze znamy. To jednak, moim zdaniem, tylko tło i to dość złudne. Po pierwsze, jak na ludzi żyjących w tej epoce, Jorg i jego towarzysze są zbyt wykształceni i obeznani w takich dziedzinach jak filozofia i matematyka. Sam bohater ma rachunek różniczkowy w małym palcu. Po drugie nie są zacofani, ani zabobonni; każda zjawa, upiór, czy nawet dość współczesne zombie, traktują po prostu jak kolejną przeszkodę do pokonania.
Odwołania do Jezusa Chrystusa czy znamiennej decyzji Piłata o niczym tu co prawda nie świadczą, ale używane są w momentach ważnych dla bohaterów i trochę nie pasują do ogólnego rysu całej rzeczywistości. To wszystko jednak nie zastanawiałoby mnie aż tak bardzo, gdyby nie częste nawiązania do Budowniczych, którzy ponoć cały ten świat stworzyli, jakby na użytek własny, a następnie opuścili go, by wszystkim poczynaniom ludzi przyglądać się z góry. Dowodem ich bytności w tym świecie są pozostawione przez nich budowle, tajemne machiny i mechanizmy, od wieków nieużywane i zakurzone. To jednak nie wszystko; na przegubie Jorg nosi najprawdziwszy zegarek, a do pokonania jednego z przeciwników używa rewolweru marki colt, którego prototyp powstał w roku 1830! Doprawdy nie wiem, co mam o tym sądzić, ani jak to odbierać. Czy to elementy jakiejś zamierzonej przez autora powieści gry, czy większej całości, która pojawi się w części trzeciej? Trudno orzec jednoznacznie, z pewnością jednak pomysłów na fabułę Markowi Lawrencowi nie brakuje.
Król Cierni to powieść, która może zaskoczyć czytelnika, zniesmaczyć go, zafascynować lub zniechęcić, ale na pewno nie pozostawi go obojętnym. Czy polecam? Tak, bez dwóch zdań. Radzę się jednak przygotować na coś, czego jeszcze nie było i co naprawdę odbiega od tradycyjnie rozumianej literackiej normy. 

Recenzja napisana dla portalu Secretum.pl


środa, 6 listopada 2013

Wiktor Noczkin: Ślepa plama

Autor: Wiktor Noczkin
Tytuł: Ślepa plama
Uniwersum S.T.A.L.K.E.R.
Stron: 464
Wydawca: Fabryka Słów
Data premiery: 08. 11. 2013
Moja ocena: 5-6/10

Jestem  wiernym fanem książek z projektu Uniwersum Metro 2033, dlatego gdy tylko dowiedziałam się o książce Ślepa plama, tematycznie nawiązującej do wątku świata po wybuchu, od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
Książek z projektu Metro 2033 nikomu przedstawiać nie trzeba; sądzę, że zdążyły one wyrobić sobie mocną pozycję w sercach czytelników tego typu powieści. Twardzi, bezkompromisowi stalkerzy, bezlitosna, zniszczona radiacją planeta, mrożące krew w żyłach mutanty krążące po powierzchni i ludzie, którzy uczą się żyć na nowo w podziemiach metra. Te historie mają w sobie to coś, co przyciąga i fascynuje czytelnika i mimo że raczej nie kończą się one happy endem, a jedynie gorzką refleksją na temat otaczającej bohaterów rzeczywistości, to książki czyta się po prostu jednym tchem. Tak zresztą powinno być. 
Powieść Ślepa plama autorstwa Wiktora Noczkina to pierwsza rosyjskojęzyczna, a druga w ogóle książka z cyklu Uniwersum S.T.A.L.K.E.R. wydana w Polsce. Nie czytałam Ołowianego świtu M. Gołkowskiego, ale w zasadzie niczemu to nie szkodzi, bo na pierwszy rzut oka widać, że są to dwie różne historie, które łączy tylko jedno. A mianowicie miejsce akcji. Jest nim tajemnicza Zona. Co to takiego ta Zona? To sektor, który już dawno opuścił Bóg, a w którym rządzą korupcja i brutalna siła. To miejsce, gdzie stężenie radiacji przybiera przeróżne formy i postaci, gdzie polowanie na "mutasy" może być sportem ekstremalnym, a ogon kabana - talizmanem lub towarem, za który można sobie bardzo drogo policzyć.
Głównym bohaterem i narratorem książki jest stalker przezywany przez wszystkich Ślepym, ze względu na to, że nasz bohater jest daltonistą czyli po prostu nie rozróżnia kolorów, a konkretnie czerwonego, pomarańczowego, żółtego i zielonego. Z tą wadą, jak mówi sam bohater, da się żyć, choć bywa trudno,  bo większość sygnałów lub rozmaitych przycisków opiera się właśnie na tych kolorach. Pomimo wady wzroku Ślepy jest człowiekiem dość optymistycznie nastawionym do życia; nie ma wrogów, z każdym umie się dogadać i stara się radzić sobie jak się da. Pewnego dnia trafia mu się zlecenie, którego żal mu odpuścić. Zostaje przewodnikiem wybitnego uczonego Dietricha van de Meera, który na zlecenie zgromadzenia Poszukujących, ma w anomaliach Zony i rozmaitych mutacjach, odnaleźć przejawy boskości lub też anioły. Jakby to dziwnie nie brzmiało, Ślepy nie marudzi i, mimo że klient jest dość kłopotliwy i trochę narwany, zgadza się.
Niedługo potem w trakcie swojej wyprawy, w pogoni za złodziejem, bohaterowie trafiają na zagadkę tajemniczych zniknięć stalkerów  w jednym i tym samym miejscu Zony. W ten oto sposób zaczyna się przygoda ich życia, w której przyjdzie im zmierzyć się z hordą krwiożerczych mutantów, trudami podróży, ograniczeniami własnego organizmu oraz śmiertelną barierą jaką jest promieniowanie. Czy osiągną swój cel?  Czy złapią złodzieja oraz czy uda się im rozwiązać zagadkę śmierci stalkerów? Okaże się. Powiem tylko, że nie będzie łatwo. 
Od razu powiem, że w przeciwieństwie do książek z serii Metro 2033, Ślepej plamy nie czytało mi się łatwo. Zadecydowało o tym kilka rzeczy, o których poniżej. 
Pierwszą jest język, jakim książka została napisana. Jest to język jak najbardziej współczesny, z dużą ilością słownictwa potocznego. Być może miało to na celu przyciągnięcie czytelnika, ale odniosłam wrażenie, że nie do końca się to autorowi udało. Z językiem jest jeszcze jeden problem, a mianowicie nadużywanie przez bohaterów w dialogach wtrętów, a często i całych zdań, w języku ukraińskim, ale "spolszczonym". Są to kwestie, pisane polskim alfabetem, czyli tak jak się te słowa wymawia. Część z nich da się zrozumieć, czy domyśleć, ale części nie. Nie ma do tych fragmentów dodatkowego tłumaczenia, np. w nawiasach, co powoduje, że są one zwyczajnie niezrozumiałe. Moja znajomość z rosyjskim zakończyła się na etapie liceum i pamiętam raczej mało, a z językiem ukraińskim styczności nigdy nie miałam. W dobie popularności języków niemieckiego i angielskiego, dla dużej grupy czytelników te fragmenty będą nie tylko niejasne, ale i zniechęcające. Ze mną właśnie tak było.
Druga sprawa to pewna, trudno mi było na to znaleźć właściwe określenie, rubaszność, czy gawędziarskość fabuły. Bohaterowie podróżują, od czasu do czasu zabijają jakieś mutanty, a cała zagadka rozwiązuje się jakby przypadkiem. Zabrakło mi w tym wszystkim napięcia i klimatu, które trzymałyby czytelnika w niepewności i kazały mu zastanawiać się, co też tak naprawdę się stało.
Ślepy bardzo często okrasza opowiadaną czytelnikowi historię anegdotami o stalkerze Pietrowie, który, jak sam  przyznaje, jest jego lepszą, bardziej udaną wersją.  Anegdoty te mało kiedy były śmieszne. Sądzę, że ich zadaniem było raczej ukazanie szarej i w sumie dość przeciętnej rzeczywistości Zony, bo świat po katastrofie jest właśnie taki: szary, bez kolorów, bez bohaterów, którzy znienacka ratują całą sytuację. Kiedyś mieszkali tu zwykli ludzie, fakt katastrofy niczego w nich nagle nie zmienił, nie zrobił super herosów.
Tak naprawdę największymi plusami tej książki są sympatyczny bohater i właśnie owa zwyczajność. Ale czy to wystarczy?
Zdaję sobie sprawę, że znajdą się tacy, którym książka przypadnie do gustu i ich zachwyci. Sama zdecydowanie wolę pozostać przy kręgu Uniwersum Metro 2033, zaś decyzję o przeczytaniu Ślepej plamy pozostawiam Wam.
Recenzja napisana dla portalu Secretum