piątek, 29 kwietnia 2016

Wyniki konkursu

Czas ogłosić wyniki konkursu. 
Jednocześnie ponownie żałuję, że nie mam więcej nagród, bo najchętniej nagrodziłabym wszystkich uczestników. Nawet za samą chęć udziału. 
Ale żeby nie przedłużać. Po konsultacji z redakcyjną koleżanką Irenką, ustaliłyśmy, 
że nagrody, nowiutkie egzemplarze Ekonomii trafią do 

Dominiki 
 
 
Wiktorii
 
 
Gratulujemy! 
Dziewczyny proszę o kontakt mailowy na adres: leo20k@interia.eu 
A pozostałym uczestnikom bardzo dziękuję. 
Kto wie? 
Może niebawem pojawi się kolejny, majowy,  konkurs?

czwartek, 28 kwietnia 2016

Kate Morton: Zapomniany ogród

Autor: Kate Morton
Tytuł: Zapomniany ogród
Stron: 536
Wydawca: ALBATROS








Zapomniany ogród to moje drugie spotkanie z twórczością Kate Morton i z pewnością nie ostatnie. Zakochałam się na zabój w tworzonych przez tę autorkę historiach. 
Ta, o której chcę napisać dziś kilka słów, toczy się na przestrzeni wieku i przedstawia losy kobiet, które są ze sobą ściśle związane, choć początkowo wcale na to nie wygląda. 


Mała Nell zostaje znaleziona na pokładzie statku płynącym z Anglii do Australii. Nie ma z nią nikogo dorosłego, w dodatku na skutek upadku i uderzenia się w głowę (a może i szoku czy traumy) dziecko niczego nie pamięta. 
Dorosła Nell poznaje część tajemnicy i postanawia odkryć sekrety swojego pochodzenia. Czy podróż do Kornwalii i wizyta w chatce na klifie da jej odpowiedzi na dręczące ją od tylu lat pytania? 
Czy dorosła już wnuczka Nell, Cassandra pozna korzenie swojej babci? Kim tak naprawdę była zaginiona dziewczynka i z jakich powodów znalazła się na statku?
Nakładające się na siebie historie Rose Mountrachet i Elizy Makepeace oraz pomniejsze innych mieszkańców zamku stworzą coś na kształt gotyckiej baśni, której sercem jest pilnie strzeżony sekret. Jaki? Tego nie zdradzę, powiem tylko, że samo docieranie do prawdy, będzie największą przyjemnością.

Powieść jest głębokim ukłonem w stronę swej książkowej kuzynki zatytułowanej Tajemniczy ogród autorstwa Frances Hodgson-Burnett.  Początkowo są to nawiązania bardzo delikatne, z czasem przybierają na sile i czytelnik znający powieść Burnett rozpozna je bez trudu. Mamy zatem stare domostwo, którego mieszkańcy wydają się żyć w izolacji od reszty świata. Jest wuj zajęty swoimi sprawami, który często wyjeżdża i osierocona dziewczynka, która przybywa z zewnątrz, mając nadzieję, że odnajdzie tutaj swój dom. Jest wreszcie i ogród, o którym zapomniano i który przy odrobinie pracy i trudu może na nowo wrócić do życia. To jednak nie wszystko. Główna bohaterka tej historii ma na imię Eliza, a tak na drugie imię miała Frances Hodgson-Burnett. Podobnie jak jej imienniczka, Eliza ma wielki talent do snucia przepięknych baśni, pełnych symboli i metafor, ukrytych pod płaszczykiem żyjącym swoim życiem natury. Specyficznego smaczku całej powieści nadają pojawiające się na kartach książki baśnie autorstwa Elizy. Może je czytać zupełnie oddzielnie, choć wiadomo, że są one metaforami ważnych wydarzeń z życia młodej pisarki i dopełniają całą fabułę. I wreszcie, to najsłodsza wisienka na torcie; pani Frances Hodgson-Burnett pojawia się w książce osobiście na jednym z przyjęć wydawanych przez rodzinę Mountrachet. Co ciekawe, ma wtedy już nieco nadwyrężoną reputację, gdyż jej dwukrotną rozwódką. Miałam wrażenie, że to ogrody i labirynt tej posiadłości natchną autorkę do napisania własnej historii. Takie specyficzne zapętlenie dwóch historii ma ogromny urok i czyni je bardziej prawdziwymi. 

W powieści Kate Morton poszczególne wątki i płaszczyzny czasowe nakładają się na siebie i nic tu nie jest takie, jak się wydaje. Początkowo, to cecha wszystkich tworzonych przez Kate Morton historii, nic do siebie nie przystaje i trudno znaleźć związki między bohaterami. Z czasem z poszczególnych wątków wyłania się wspólna dla nich intryga, stara tajemnica, którą już trochę piaski czasu przysypały, ale ponieważ żyją nieliczni już uczestnicy tamtych wydarzeń, da się, choć jest to proces żmudny, odkryć większą część tajemnicy. Czytelnik, rzecz jasna poznaje ją w całości, współcześnie żyjący bohaterowie pewnych spraw muszą domyślić się sami. 

Podobnie jak Milczący zamek, tak i Zapomniany ogród mnie zaczarował. Historia ta zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że dopiero po kilku dniach od jej przeczytania mogłam zasiąść do opisywania wrażeń z lektury. Uwielbiam stopniowe odkrywanie tajemnicy, niejednoznacznych bohaterów, z których każdy ma coś do powiedzenia na główny, frapujący nas temat. W dodatku atmosfera starego zamczyska i wietrznej, pełnej sztormów Anglii ma w sobie coś magicznego. Bierze się taką książkę do ręki i nie można się od niej oderwać. Ta zabawa autorki formami literackimi: dziennikiem, baśnią, listem, relacją z wydarzeń, powoduje że książka jest po prostu magiczna. Nie da się przerwać lektury w połowie. Ciekawa, co będzie dalej, nie mogłam zasnąć w nocy, więc wstałam z łóżka i poszłam czytać dalej. Jeśli książka jest w stanie oderwać człowieka od normalnego, codziennego trybu życia, to bez wątpienia coś w sobie ma. To klimat powieści gotyckich i tak kochanego przeze mnie Dickensa.  Kto czytał, ten zrozumie. 
Ze swojej strony mogę tylko polecić lekturę Zapomnianego ogrodu czytelnikom lubiącym sekrety kryjące się w grubych zamkowych murach. Dajcie się porwać tej magii. Nie będziecie żałowali.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Vanessa Monfort: Legenda niemej wyspy

Autor: Vanessa Monfort
Tytuł: Legenda niemej wyspy
Stron: 368
Wydawca: Świat Książki






Są takie powieści, po których zakończeniu trudno cokolwiek o nich powiedzieć. Nie dlatego jednak, że były niezbyt dobre, ale właśnie dlatego, że były zbyt dobre. Tak jest właśnie w przypadku powieści Vanessy Monfort. 
Zdecydowałam się na jej lekturę, gdyż skusiło mnie zawarte w opisie nazwisko Karola Dickensa, który miał być jednym z głównych bohaterów. Nie sądziłam jednak, że książka okaże się tak dobra. Jestem nią zachwycona i stawiam ją na honorowym miejscu w mojej biblioteczce. Pod piękną, klimatyczną oprawą kryje się bowiem urzekająca i mądra treść, która na długo zapada w pamięć. 

Podróżujący po Ameryce młody, ale już uznany, pisarz Karol Dickens, otrzymuje tajemniczy list, zapraszający go do odwiedzenia okrytej niesławą Wyspy Blackwella, na której mieszczą się społeczne marginesy: przytułek, więzienie, szpital psychiatryczny, sierociniec. Wszystko to, czego młoda Ameryka się wstydzi, jest tutaj upchnięte w koszmarnej, obrzydliwej pigułce. Zaintrygowany Dickens, po zdobyciu odpowiednich pozwoleń, przybywa na wyspę, by spędzić tu dwa tygodnie. Zgodnie z obietnicą zawartą w liście, ma poznać tajemnicę i odkryć skarb. Czy poznana tutaj pielęgniarka Anne Radcliffe umożliwi mu to?

Fabułę powieści poznajemy z dwóch perspektyw czasowych. Po raz pierwszy Dickens odwiedza wyspę w styczniu 1842 r, po raz drugi po 25 latach, w roku 1867, gdy opowiada swoją historię innej młodej pielęgniarce, Margaret. 
Żądny tajemnicy i skarbu Dickens z ogromnym zaskoczeniem odkrywa mroczne tajemnice i brudne sekrety wyspy. W trakcie swojego życia spotykał się już z biedą i wyzyskiem, ale to co znajduje tutaj, wstrząsa nim do głębi. Bywalcy wyspy czy to pacjenci szpitala, czy to więźniowie są traktowani w sposób nieludzki. Wyzysku dopuszczają się strażnicy, ale także pielęgniarki, które swoją pracę uważają za karę i przez to wyżywają się na swoich podopiecznych, nie umiejąc ani nie chcąc ukazać im odrobiny serca i miłosierdzia. Czy pomysł eksperymentu, na który wpadają Karol i Anne, ma szansę wypalić i czy w ogóle cokolwiek zmieni? To się okaże. 

Powieść Legenda niemej wyspy jest po prostu obłędna i oczarowuje od pierwszej strony. Niesamowity, zimny klimat wyspy oraz jej mieszkańcy, w których każdy jest materiałem na literackiego bohatera, oczarowują i przykuwają uwagę do ostatniej strony. Powszechnie wiadomo, że swoje książki Dickens pisał nie tylko na podstawie własnych doświadczeń, ale też tego co zaobserwował. W tym przypadku czytelnik otrzymuje przepiękną wariację na temat tego, jak mogła powstać bodaj najsłynniejsza historia tego autora czyli Opowieść wigilijna. Obcując z pacjentami, Dickens snuje coś w rodzaju prototypu historii, która rok rocznie będzie zachwycać miliony czytelników na całym świecie. Fikcja przeplata się tu z rzeczywistością, a snuta przed oczami czytelnika i bohaterów historia zmierza ku zaskakującemu finałowi. 

Polecam Legendę niemej wyspy nie tylko fanom Karola Dickensa, który tym razem jest nie tylko pisarzem, ale też bohaterem historii. To przepiękna i bardzo mądra opowieść o tym, jak niewiele czasem potrzeba człowiekowi, by nie zatracił się w otchłani apatii i przygnębienia. Wystarczy trochę wyobraźni i serca, a narodzą się inicjatywy, które zdolne będą zmienić świat. 
Polecam i zachęcam. Coś wspaniałego!

Dziękuję!

piątek, 22 kwietnia 2016

Elle Kennedy: Układ

Autor: Elle Kennedy
Tytuł: Układ
Stron: 464
Wydawca: Zysk i S-ka








Kiedy zobaczyłam okładkę, pomyślałam, że to jakieś banalne romansidło i szybko o niej zapomniałam.  Jakiś czas później przypadkiem przeczytałam dość rzeczową recenzję, która stwierdzała, że choć historia jest dość standardowa, to postaci są tak sympatyczne i normalne, że poczułam się przekonana do lektury. I faktycznie. Teraz cieszę się, że jednak po książkę sięgnęłam i czekam niecierpliwie na kolejne części cyklu, opowiadające o losach przyjaciół głównych bohaterów. Fakt, że perypetie Hannah i Garretta zamykają się w jednym tomie, tylko dodatkowo przemawia na korzyść tej książki. 

Rzecz dzieje się w uczelnianym światku. 
Nie ma tu podziału, a przynajmniej nie tak silnego, na: on  - silny, emanujący męskością i ona - omdlewająca heroina. Przyznaję, że do pewnego momentu jest to fajne i nawet bawi, ale gdy wchodzi w schemat znany czytelnikom z takich powieści jak cykl After czy Piękna katastrofa, gdzie miłosne uniesienia wręcz kłócą się z głupimi dylematami, zaczyna to w końcu złościć. 
Hannah i Garrett studiują na tej samej uczelni, ale obracają się w różnych kręgach znajomych i przedmiotów. Ona skupia się na nauce, pracy, która pomaga się jej utrzymać oraz na śpiewaniu, które jest jej wielką pasją. On to gwiazda drużyny hokejowej i choć jest dość bystry i oceny ma niezłe, średnia jest mu potrzebna tylko do tego, by mógł grać. Swoją przyszłość wiąże z hokejem i nie widzi dla siebie innej alternatywy. Dlatego, gdy z filozofii otrzymuje za niską ocenę, a groźba przesiedzenia sezonu na ławce rezerwowej staje się namacalna, Garrett postanawia, że musi mieć korepetytorkę. Wybór pada na Hannah, która otrzymała z testu najwyższą ocenę.  Początkowo trudno im się dogadać, bo ich światy trochę się różnią, ale z czasem okazuje się, że mają wspólne zainteresowania oraz bagaż z przeszłości, który łatwiej będzie im nieść wspólnie. 

Z tego, co napisałam powyżej wynika, że fabuła powieści nie jest żadnym odkrywczym novum. Każde z bohaterów ma swoją tajemnicę, która w jakiś sposób determinuje ich obecną sytuację i choć częściowo już to przepracowali, bo minęło sporo czasu, blizny zostały. Nie chcę tutaj zdradzać zbyt dużo, więc zostawię już fabułę, a napiszę o tym, co mi się bardzo podobało. 
Nie da się nie lubić zarówno Hannah, jak i Garretta. Są sympatyczni i zwyczajni. Nie znajdziemy w tej książce dylematów, ciągnących się na kilkanaście stron, czy ma zadzwonić, czy nie, czy ją/jego pocałować czy nie i rozpamiętywania, jak było. Autorka przedstawia kilkanaście drobnych sytuacji, które stopniowo, acz naprawdę nienachalnie, zbliżają do siebie bohaterów, a kiedy już ich zbliży, każe im trochę popracować nad związkiem, zamiast ich nieustannie skłócać i ponownie namiętnie godzić. 
Bardzo zabawne są dialogi oraz drugi plan czyli przyjaciele Hannah i Garretta. Ten drugi plan zresztą stopniowo wyjdzie na plan pierwszy w kolejnych tomach. Szybko okazuje się bowiem, że koledzy Garretta z drużyny, to naprawdę fajne chłopaki, więc totalnym zaniedbaniem ze strony autorki, byłoby niedopisanie dla nich wciągających zakończeń miłosnych. Czekam na nie bardzo niecierpliwie. 

Powieść Elle Kennedy zagwarantowała mi bardzo miłe popołudnie i mogę tylko żałować, że nie sięgnęłam po nią wcześniej. Polubiłam bohaterów i bezpretensjonalny, swojski styl opowiadania autorki. Jeśli ktoś szuka dla siebie fajnej historii miłosnej, zabawnej i bez łzawo-głupawych rozwiązań, z czystym sumieniem polecam Układ. To naprawdę porządna powieść z gatunku young adult.

środa, 20 kwietnia 2016

Cassandra Clare: Pani Noc

Autor: Cassandra Clare
Tytuł: Pani Noc
Seria: Mroczne intrygi, t.1
Stron: 828
Wydawca: MAG





Wydawało mi się, że szósty tom Darów Anioła, to wszystko, co na temat świata Nocnych Łowców miała do powiedzenia Cassandra Clare. Historia zakończyła się dobrze, jako czytelnik byłam usatysfakcjonowana i w sumie nie poświęciłam poznanym w finale ostatniej części młodym Blackthorne'om zbyt wiele uwagi. Uznałam ich za dzieci, które jak wiele ofiar tamtej wojny, znalazły się w ciężkiej sytuacji, tracąc rodziców. Tymczasem wydaną ostatnio powieścią Pani Noc autorka pokazuje, że ostatnie słowo jeszcze nie padło. I to dobrze, naprawdę bardzo dobrze.

Od czasu, gdy zakończyła się Wielka Wojna, minęło pięć lat. Pamięć o poległych jest nadal żywa, wielcy bohaterowie czyli Clary, Jace i spółka na stałe już weszli do panteonu zasłużonych, surowe warunki Zimnego Pokoju utrzymują wszystkie rasy w ryzach, a tymczasem w dorosłość wchodzi nowe pokolenie Nocnych Łowców. To młodzi Blackthorne'owie, którzy w minionej wojnie stracili rodziców. 

Los Angeles. Głową tutejszego Instytutu oficjalnie jest Arthur Blackthorne, książkowy mól, którego dawna styczność z faerie, pozbawiła zdrowego spojrzenia na rzeczywistość. Nieoficjalnie opiekę nad młodszym rodzeństwem i wszystkim, co związane z prowadzeniem Instytutu, sprawuje niespełna 18-letni Julian Blackthorne. To na niego spadły te wszystkie obowiązki i trzeba mu oddać sprawiedliwość, wypełnia je z godną podziwu cierpliwością i spokojem. 
Tymczasem parabatai Juliana, Emma Carstairs, nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że za śmiercią jej rodziców miałby stać Sebastian Morgenstern. Okoliczności ich śmierci nie dają jej spokoju, dlatego myślenie o tym i szukanie jakichkolwiek poszlak stało się dla dziewczyny swoistą obsesją, z której nie chce zrezygnować. Niespodziewanie z młodymi bohaterami kontaktują się faerie, które przed pięciu laty uprowadziły Marka Blackthorne'a. W zamian za odszukanie grasującego po L.A. zabójcy Podziemnych, proponują, że zwrócą Marka rodzinie, o ile rzecz jasna, sam będzie chciał z nimi zostać. 

Tak rozpoczyna się śledztwo, które nie tylko może doprowadzić Emmę do prawdy na temat zabójstwa jej rodziców, na nowo połączyć rozbitą rodzinę, ale też odsłonić nowe fakty z zamierzchłej przeszłości Blackthorne'ów. Jak to będzie? Uwierzcie na słowo, bardzo fajnie. 

Po pierwsze mamy bardzo sympatycznie przedstawionych młodych bohaterów, którzy w niedalekiej przyszłości mają szansę stać się cennymi dla Clave, wojownikami. Rodzeństwo Blackthorne, jest jak każda duża rodzina, różnorodne, ale i bardzo ze sobą zżyte. Przyjemnie obserwuje się ich poczynania i wzajemne relacje. Marnotrawny brat Mark, który, przez bytność wśród faerie, zapomniał, jak wygląda ludzkie życie, czyni ten obraz ciekawszym, czasem bardziej zabawnym, czasem nieco smutnym. 
Po drugie para głównych bohaterów, których często porównuje się do Cary i Jace'a, czyli Emma i Julian. Czy bardzo ich przypominają, nie będę się tutaj nad tym rozwodzić, bo uważam, że każdy powinien wyrobić sobie własne zdanie. Wiadomo jednak, że powieści C.Clare nie mogłyby się obyć bez dramatycznego wątku miłosnego, a duet Emma/Julian z pewnością go nam tutaj zapewni. Oczywiście, żeby nie było za łatwo, jest to miłość, która, nim będzie miała szansę zaistnieć, będzie musiała pokonać wiele przeszkód, ale czymże byłaby miłość, gdyby była lekka i przyjemna? 
Po trzecie wątek związany z intrygą napędzającą całą fabułę. Jasne, że o taką, jak ta związana z Sebastianem Morgensternem, byłoby trudno po raz drugi. Dlatego, na początek autorka tworzy coś, może na trochę mniejszą skalę, ale z szansą na rozwój w coś poważniejszego. Wiadomo, że praktyki związane z czarną magią mogą wstrząsnąć w posadach światem Nocnych Łowców, że od jednej rzeczy może się zacząć, a potem nagle powstanie lawina. Dlatego, choć prawdopodobnie, druga Wielka Wojna nas nie czeka, to może być całkiem ciekawie. 

Czy tytułowa Pani Noc to tylko postać z książeczek dla dzieci? Czym właściwie jest więź łącząca parabatai? Jak kochają faerie? I dlaczego wampiry nie powinny prowadzić pizzerii? Na te i masę innych pytań, w tonie poważnym, zabawnym, czasem łzawym, daje odpowiedzi najnowsza powieść Cassandry Clare, zatytułowana Pani Noc. 

Dodatkowo na deser dostajemy całą garść szczegółów na temat obecnego życia Clary, Jace'a, Simona, Isabelle, Tessy, Jema i całej reszty. Finał książki wieńczy zaś nowe opowiadanie ze świata Nocnych Łowców. Myślę, że fani książek z serii Dary Anioła czy Diabelskie Machiny powinni być zadowoleni, bo ja jestem. Książkę przeczytałam w dwa popołudnia, była dla mnie odskocznią na nudnym, długim dyżurze i ani się obejrzałam, a dyżur dobiegł końca, a powieść otworzyła się na ostatnim rozdziale. 
Zapowiada się, że ma to być trylogia i muszę przyznać, że zaczyna się obiecująco, być może dlatego, że bohaterów tych książek nie da się nie polubić, a przecież nic przyjemniejszego czytać, o kimś, kogo się lubi. Prawda? Nawet, jeśli momentami jest trochę cukierkowo, to mnie to wcale nie przeszkadzało. To był bardzo miły powrót do świata Nefilim i z przyjemnością do niego zajrzę, gdy pojawi się kontynuacja. 

Dziękuję!

Recenzja opublikowana także na portalu Secretum.pl

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Lesley Lokko: Białe kłamstewka

Autor: Lesley Lokko
Tytuł: Białe kłamstewka
Stron: 656
Wydawca: Świat Książki








Obowiązkowo czytam każdą nową powieść tej autorki. Moja przygoda z twórczością Lesley Lokko zaczęła się od lektury Świata u stóp i Szafranowego nieba, a potem już było z górki. Choć właściwie nie tak z górki, bo na kolejne powieści trzeba było czekać dwa, trzy lata. Najczęściej było warto. A jak było tym razem?



Czym jest białe kłamstwo? Najkrócej mówiąc to takie, które powstaje w dobrej wierze. Kierując się dobrem drugiej osoby, przemilczamy pewne fakty lub o nich nie mówimy, by nie zranić bliskiej nam osoby. Idealnym przykładem białego kłamstwa w literaturze jest  Kamizelka B. Prusa. Małżonkowie walczą z chorobą wywracającą ich życie do góry nogami, nie mówiąc o niej wprost. Gdy się dyskutuje o ich poczynaniach, faktycznie wyłania się z tego pewna prawda. Gdyby bowiem bohaterowie wprost i głośno przyznali, że Pan jest śmiertelnie chory i nie pożyje dłużej niż dwa miesiące, nie pozostałoby im nic innego, jak tylko załamać się i czekać bezczynnie na to co nadejdzie. A tak, tworząc iluzję poprawy zdrowia, bohaterowie przynajmniej w części byli szczęśliwi. A jak jest z bohaterkami powieści L. Lokko? Czy wypowiadane przez nie kłamstwa mają swoje uzasadnienie i czy wychodzą im na dobre?

W kolejnej powieści L. Lokko Białe kłamstewka śledzimy losy trzech zaprzyjaźnionych ze sobą kobiet i ich bliskich na przestrzeni ćwierćwiecza. Pochodzenie społeczne każdej z nich jest inne, a co za tym idzie inny będzie ich życiowy start i kompletnie odmienny sposób układania sobie życia. 
Rebecca, pochodząca z tradycyjnej rodziny Żydów bankierów będzie żyła jak księżniczka w bajce, nie martwiąc się dosłownie o nic. Zabezpieczona finansowo, wyjdzie korzystnie za mąż, założy rodzinę i nigdy nie będzie musiała się martwić o rachunki, pracę, czy utrzymanie dzieci. Czy to jednak zapewni jej pełnię szczęścia? Czy na tym idealnym wizerunku nigdy nie pojawi się ani jedna rysa? 
Annik, córka prezydenta i gwiazdy filmowej, przejedzie bardzo długą drogę od księżniczki do nędzarki. Czy wyciągnie wnioski z tej gorzkiej życiowej lekcji? 
Mądra, lecz niepiękna Tash, dzięki determinacji i pracowitości, zrobi błyskotliwą karierę w branży modowej. Czy bycie odkryciem finansowym roku da jej pełnię szczęścia? A może bohaterka poszuka spełnienia w innej dziedzinie? 

W myśl starej zasady, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, Rebecca, Tash i Annik, będą się wspierały, choć nie obędzie się bez kłótni, łez i zdrad. Jednak to właśnie łącząca je więź, zobrazowana tatuażem przy zgięciu kciuka, pozwoli im przetrwać najtrudniejsze chwile ich życia: klęski finansowe, utratę bliskich czy statusu społecznego.
Obserwując poczynania bohaterek będziemy świadkami popadania w alkoholizm, otyłość, czy masochizm. Bohaterki powieści w żadnym razie nie są ideałami. Słabości, z którymi borykają się na co dzień, czynią je prawdziwszymi, kobietami z krwi i kości. Okazuje się, że tak naprawdę najważniejsze jest to, by być kochanym, mieć blisko siebie ludzi, którzy lubią nas za to jacy, a nie kim jesteśmy. 
Podobało mi się także zakończenie powieści, jak najbardziej logiczne. Nie ma szczęśliwych, nagłych rozwiązań. Powieść kończy się, ale życie toczy się dalej, zostawiając nasze bohaterki z problemami, które należy przepracować i decyzjami, które wreszcie dobrze byłoby podjąć. 

Białe kłamstewka to literatura typowo kobieca. Umili wieczór, pozwoli w duchu po krytykować i zganić za takie, czy inne wyskoki Rebeki, Annik czy Tash. Słowem każda kobieta znajdzie tu coś dla siebie i myślę, że w tym właśnie tkwi siła powieści L. Lokko. To historie życiowe; czasem zabawne, czasem romantyczne,  a czasem bolesne.

Dziękuję!

sobota, 16 kwietnia 2016

Luz Gabas: Czarownice z Pirenejów

Autor: Luz Gabas
Tytuł: Czarownice z Pirenejów
Stron: 480
Wydawca: MUZA






Czy miłość między dwojgiem ludzi może być tak silna, że przetrwa nie tylko rozłąkę i odległość, ale też czas? Czy obietnica złożona ponad cztery wieki wcześniej ma szansę być spełniona? Czy naprawdę uczucie łączące dwoje ludzi jest tak wielkie, że może przetrwać, by potem niespodziewanie się odrodzić? Wydaje się to niemożliwe, a jednak...

Gdy poznajemy główną bohaterkę Briandę, nie jest ona w najlepszej formie. Co prawda ma całkiem niezłą pracę i mężczyznę, z którym wiąże poważne plany, jednak powracające z coraz wierszą siłą nocne koszmary i dzienne nagłe zasłabnięcia, nie pozwalają się tym kobiecie cieszyć. Zadowolona dotąd z życia Brianda nie rozumie, skąd bierze się w niej ten niepokój, te obezwładniające lęki, słyszane dźwięki, strzępki obrazów i uczuć. Zupełnie jakby do bram jej zdroworozsądkowości zaczęło się dobijać coś, co przez długi czas trwało uśpione, by teraz nagle zaatakować ze zdwojoną siłą. Uporczywie trzymając się wersji, że to zwykła nerwica i przemęczenie, Brianda postanawia wyjechać na wieś do ciotki, licząc, że spokój prowincji przywróci jej równowagę ducha.  Tymczasem na wsi okazuje się, że tajemnice dotyczące i tego miejsca i samej głównej bohaterki mnożą się, jak pączkujące drożdże i zamiast oczekiwanego ukojenia, Brianda natyka się na coraz to nowe rewelacje. 

Fabuła powieści jest dość przewidywalna, głównie dlatego że sam opis z tyłu okładki zdradza zbyt wiele. Niemniej jednak nie psuje to przyjemności obcowania z tą historią. 
Po pierwsze akcja dzieje się w Hiszpanii, zarówno tej współczesnej, jak i tej z końca XVI wieku za rządów króla Filipa III. Niesamowitym urokiem może się pochwalić opisywana przez Luz Gabas hiszpańska prowincja, gdzie wszyscy wszystkich znają, a ludzkie charaktery są równie gwałtowne, jak pogoda. 
Po drugie w ciekawy, przystępny sposób pokazuje autorka wir przemian, w który wpada rodzinny region bohaterki. Ku jej rozpaczy okazuje się, że honor i prawda nie mają szans w starciu z siłą zabobonu i ludzkim lękiem przed cierpieniem i śmiercią. 
Trzecią, najciekawszą i chyba najbardziej wstrząsającą kwestią, jest przedstawienie wątku polowania na czarownice. Wystarczyła odrobina władzy, kilka urzędowych pism i ponad 20 niewinnych kobiet umierało w strasznych męczarniach. Na co dzień pobożne żony, czułe matki, zwyczajne i obyczajne kobiety, nagle stanęły przed oskarżeniami, które dziś mogą się wydawać śmieszne i bzdurne, a wtedy były nie do odparcia. To właśnie ten wątek jest najmocniejszą stroną powieści. 

Cała historia toczy się nieśpiesznie, kolejne fakty poznajemy stopniowo. Przeszłość miesza się tutaj z teraźniejszością, życiowy realizm z magią, lęki i pragnienia z dumą i ambicją. Wątek miłosny zaś przypomina te z najlepszych znanych nam z ekranu czy kart książek historie. Ona jest odważna i harda, on - szatańsko przystojny i uparty. Razem są niepokonani. Czy miłość, która ich połączyła wygra z tyloma przeciwnościami? Warto przekonać się samemu. 

Czarownice z Pirenejów to nie tylko epicki romans na przestrzeni wieków, to także niezwykła historia z klimatem, którą czyta się z zapartym tchem, żałując, że stron ubywa. 
Polecam nie tylko miłośniczkom powieści romantyczno-przygodowych. 

Dziękuję!

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Przed premierą! Elizabeth Herrmann: Wioska morderców.

Autor: Elizabeth Herrmann
Tytuł: Wioska morderców
Stron: 552
Wydawca: Prószyński i S-ka
Premiera: 12.04.2016 






O Wiosce morderców słychać było już na długo przed jej oficjalną premierą. Przykuwająca wzrok ilustracja okładkowa zrobiła swoje, bo nie ma chyba czytelnika, który na widok opuszczonego domu w opłakanym stanie, nie chciałby poznać jego tajemnic. 
Od razu powiem, że nie ma tutaj mowy o żadnych opętaniach czy nawiedzeniach. Duchy, kryjące się w tym domu, jak zresztą w całej wiosce, to duchy przeszłości i brudnych, szokujących sekretów. Ale po kolei. 

W berlińskim zoo, wręcz na oczach odwiedzających, dochodzi do makabrycznej zbrodni. Nastają chaos, zamieszanie, na sprawę szybko rzuca się prasa, robiąc z niej straszną aferę, a z ujętej niedługo potem sprawczyni - bestię w ludzkiej postaci. 
Zamieszana w całą sprawę młoda policjantka, Chorwatka Sanela Beara, szybko zaczyna mieć wątpliwości, czy aresztowana Charlie Rubin faktycznie tej zbrodni się dopuściła. Mimo nacisków przełożonego Sanela nie odpuszcza i jeszcze raz krok po kroku stara się odtworzyć całe wydarzenie, mając nadzieję, że natrafi na ślady, które umknęły uwadze śledczych. Zawzięta kobieta naraża się tym coraz bardziej przełożonemu, ale instynkt nie pozwala jej sprawy zostawić. 
W tym samym czasie dwaj psycholodzy profesor Brock i jego asystent Jeremy rozpoczynają sesje z Charlie Rubin, mając na celu przygotowanie opinii na temat jej poczytalności. Lakoniczne wypowiedzi kobiety dają im powody przypuszczać, że być może zabójstwo może mieć coś wspólnego z wioską, z której kobieta pochodzi. Być może w trakcie spędzonego tam dzieciństwa zdarzyło się coś, co mogłoby dać im odpowiedzi na dręczące ich pytania i doprowadzić do postępu w sprawie. 

Dlaczego Wendisch Bruch jest tak opustoszałe i nie mieszka w nim już ani jeden mężczyzna? Jakie tajemnice ukrywają nieliczne już mieszkanki wioski? Dlaczego psy tak głośno tam ujadają, zupełnie jakby ulegały zbiorowej histerii?

Mimo makabry, jaka otacza sprawę zabójstwa, cała historia zaczyna się powoli i nieśpiesznie. Niewiarygodne wydaje się, żeby Charlie Rubin mogła dokonać tego czynu. To zwyczajna i przeciętna kobieta, która przy bliższym poznaniu okazuje się oczytana i inteligentna. To, co mówi zdradza też wielki szacunek dla życia. I taka osoba miałaby zabić człowieka z zimną krwią? Dochodzi do wydarzeń, które stawiają pod znakiem zapytania osobę Rubin i jej motywację, jednak jej psycholodzy wciąż drepczą w miejscu. 

Fabułę poznajemy z dwóch perspektyw. 
Pierwsza to działania upartej policjantki. Na początku wygląda to trochę tak, jakby Sanela szukała dziury w całym, ale można ją zrozumieć, zważywszy na to, co spotyka ją na początku powieści. 
Druga perspektywa to starania młodego asystenta profesora. Jeremy osobiście angażuje się w całą sprawę, a gdy poznaje siostrę podejrzanej, ociera się wręcz o granice etyki zawodowej. 
Stopniowo te dwa wątki łączą się w jeden prowadząc czytelnika do zaskakującego finału. 

Tym, co bardzo udało się autorce, było odmalowanie klimatu podupadłej prowincji. Opuszczona wioska, która już właściwie zniknęła z mapy i rejestrów, jest i straszna i piękna. Straszna, bo to wymarłe miejsce. Piękna, bo dookoła na polach kwitnie wiosna i pysznią się kolory. To niezwykłe połączenie daje niesamowity efekt. 
Sympatię budzi także Sanela, która z uporem maniaka, a zdaniem niektórych zacięciem karierowiczki,  grzebie w sprawie, mając przeczucie, że musi tam być drugie dno, pod którym skrywa się straszliwa tajemnica. 

Powieść czyta się jednym tchem. Mnie zajęła jedno popołudnie i zanim się obejrzałam, okazało się, że czytam końcowe rozdziały. Lubię takie książki. Nic się tutaj nie dłuży, nic nie jest oczywiste, do samego końca nie wiadomo, co takiego zdarzyło się w Wendisch Bruch, a króciutki prolog, tylko to napięcie wzmaga. 
Wioska morderców z pewnością jest godna uwagi. Zwolennicy powieści sensacyjnych, z wątkiem ukrytej w przeszłości tajemnicy, naprawdę będą zadowoleni. 


Dziękuję!

sobota, 9 kwietnia 2016

Ekonomia. To, o czym dorośli ci nie mówią

Tytuł: Ekonomia. To, o czym dorośli ci nie mówią
Napisał: Boguś Janiszewski
Narysował: Max Skorwider
Stron: 144
Wydawca: Publicat



Nigdy nie interesowała  mnie ekonomia. Jeśli czegoś byłam w życiu pewna, to tego, że ekonomii jako kierunku studiów nie wybiorę. Jestem humanistą z krwi i kości i choć liczyć umiem nie najgorzej, to poważniejsze kwestie związane z rachunkowością, bankami, walutami, wymagają ode mnie głębszego zastanowienia. Nie czuję się w nich zbyt pewnie, są zawiłe i niejasne. 

Ostatnio zauważyłam u siebie pewną zmianę. Pojęcia, które w szkole wydawały mi się zawiłe i w ogóle do mnie nie trafiały, teraz zaczynają mnie interesować. Od razu dodam, że jestem wielkim fanem Galileo i stacji o profilu edukacyjnym. Generalnie lubię się uczyć nowych rzeczy i lubię wiedzieć. Złoszczą mnie stany, kiedy czegoś nie rozumiem. Może zatem do pewnych wiadomości trzeba zwyczajnie dojrzeć, dorosnąć? Wiadomo, że najlepiej wchodzi do głowy wiedza, której potrzebujemy. To wtedy najłatwiej coś zrozumieć. Silna motywacja to błogosławieństwo. Jeśli w dodatku informacje podane są w sposób atrakcyjny, czasem humorystyczny, wtedy takie rzeczy pamięta się bardzo długo, choćby miało nam się to w ogóle w życiu nie przydać. Swoją drogą jest to ulubione pytanie tych, co uczyć się muszą. 

Kiedy pojawiła się możliwość przeczytania książki zatytułowanej Ekonomia od razu poczułam zaciekawienie. Pomyślałam, że może to jest wreszcie coś, co pozwoli mi zrozumieć pewne kwestie, od których uciec się nie da. Można je co prawda ignorować albo mówić, że mnie to nie interesuje, że się nie znam, ale czy nie fajnie jest wiedzieć? Nawet tak dla samej świadomości, że się wie? Uwierzcie mi, to bardzo przyjemny stan. 

Książka pt. Ekonomia. To, o czym dorośli ci nie mówią (bo często sami nie wiedzą) to bardzo wartościowa pozycja, dla czytelnika w każdym wieku. 
Podzielono ją na 7 rozdziałów, w których autor w jasny i przystępny sposób tłumaczy najważniejsze kwestie związane z ekonomią i pieniądzem, który przecież, jak mówi stare przysłowie, rządzi światem. 

Czego możemy się dowiedzieć z tej książki? 
Rozdział zatytułowany Pieniądze przytacza nam krótką historię pochodzenia pieniądza i tego, jak zmiany w życiu ludzkości spowodowały pojawienie się zapotrzebowania na walutę. 
W kolejnych rozdziałach autor rozprawia się z takimi kwestiami jak budżet domowy, gospodarka,  czy budżet państwa. Zabawne ilustracje i humorystyczne komentarze sprawiają, że trudne czy groźnie brzmiące pojęcia stają się mniej zawiłe i łatwiejsze do przyswojenia. 

Osobiście najbardziej zainteresował mnie rozdział dotyczący podatków, banków oraz gospodarki. Brzmi to może poważnie, ale zapewniam, że większość interesujących mnie kwestii wreszcie nieco bardziej się rozjaśniła. Tłumacząc nasze rodzime kwestie, autor pamiętał o tym, żeby przytaczać ciekawostki z danej dziedziny dotyczące innych krajów, a dowcipne ilustracje dopełniały całości. 


Warto także wspomnieć o wydaniu książki. Oprawa jest twarda, szyta, nie klejona, co bardzo cenię w książkach. Papier jest śliski i  pachnie świeżą farbą. Wiem, że oprawa często nie świadczy o zawartości, ale w tym przypadku całość stoi na naprawdę wysokim poziomie i grzechem byłoby o tym nie wspomnieć. 
Jednym słowem jestem zachwycona zarówno podejściem do tematu, jak i szatą graficzną Ekonomii. 

W którym kraju płaci się podatek do krowich bąków, a w którym od kiełbasy?  Ile banknotów przypada na jednego Polaka?  Czym jest podatek akcyzowy i dlaczego jest tak wysoki?  Jak załatać dziurę w budżecie? Co to jest kryzys gospodarczy? I skąd w ogóle wzięły się banki?  Na te wszystkie i szereg innych pytań odpowiedź daje właśnie Ekonomia

Jestem zachwycona tą książką i polecam ją każdemu. To będzie naprawdę przyjemna i kształcąca lektura. 
Tak sobie teraz pomyślałam, że osobiście nie miałabym nic przeciwko całej serii takich książek. Mógłby one dotyczyć przeróżnych kwestii, takich jak prawo, czy religia i naprawdę przeczytałabym je z ogromną chęcią. 

Kochane Wydawnictwo! Może warto się nad tym zastanowić? To by było coś! 

Dziękuję!


A najlepsze na koniec. Wypatrujcie konkursu z Ekonomią. Pojawi się on już na dniach!

czwartek, 7 kwietnia 2016

Kolorowanka od Wydawnictwa Vesper. Rośliny egzotyczne.

 Typ: Kolorowanka Rośliny egzotyczne
Liczba kart do pokolorowania: 44
Wydawca: Vesper





Kolorowanki dla dorosłych przeżywają obecnie swój renesans. Ich wybór na rynku jest ogromny, zarówno pod względem tematycznym, jak i wizualnym. Do wyboru do koloru, jak mówi przysłowie. Mamy zatem wszelkiego rodzaju rośliny, zwierzęta, budowle, ogrody, mandale, itp.

Na początku nowego roku swoją kolejną książkę z kolorowankami wydało wydawnictwo Vesper. Jest to swoista kontynuacja pozycji Królewskie Ogrody Botaniczne w Kew. Rośliny kwitnące.
Niniejsza pozycja zawiera ryciny z roślinami egzotycznymi i jest to jak najbardziej logiczne.



Kolorując Rośliny kwitnące byłam nimi zauroczona, jednak, jako zapalony ogrodnik i miłośnik kwiatów, zwłaszcza cebulowych, kilka razy złapałam się na myśli, że brakuje mi roślin bardziej niezwykłych, niedostępnych na co dzień. Trudno mi było bowiem uwierzyć, że ciekawi świata Brytyjczycy, poprzestali tylko na roślinach z własnego otoczenia. Ich ciekawość świata zapisała się przecież na trwale na kartach historii.  
Jak widać podświadome życzenia lubią się spełniać i oto do moich rąk trafił ten zbiór.


Wzorem poprzednich wydań Rośliny egzotyczne zawierają 44 karty do kolorowania. Ilustracje zawarte w książce pochodzą z Biblioteki oraz Kolekcji Sztuki i Archiwów Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kew. Pierwotnie ukazywały się one w czasopiśmie Curtis's Botanical Magazine wydawanym od 1787 roku. Autorem wszystkich plansz jest Walter Hood Fitch, niezwykle popularny w epoce rysownik i ilustrator. Dla Curtis's Botanical Magazine wykonał on blisko 2,7 tys.  rycin, a w całym swoim życiu stworzył ich ponad 10 tysięcy. 

Schemat jest taki sam, jak w poprzednich zbiorach. Po lewej stronie znajduje się oryginalna rycina dane rośliny, w przepięknych barwach i wykonana niesamowicie dokładnie, jak na tamte czasy. Mamy tutaj zatem nie tylko sam kwiat, są też liście, pędy, przekrój nasion i cebule. Starannie oddane zostały cienie na załamaniach liści, czy łodyg. Po prawej stronie mamy tę samą roślinę w wersji czarno-białej, do pokolorowania, już z zaznaczonymi cieniami, co moim zdaniem bardzo ułatwia sprawę, mniej wprawionym w kolorowaniu.
Na początku wydania znajduje się lista wszystkich rycin wraz z ich nazwami łacińskimi, które zachęcają do samodzielnych poszukiwań w Internecie.


Kolorując rośliny mamy możliwość wypróbowania wielu środków. Jeśli ktoś nie chce inwestować w przybory, nadadzą się do tego zwyczajne ołówkowe kredki i efekt będzie zadowalający. Kiedy jednak kolorowanki zaczęły pojawiać się na rynku, razem z nimi wzrosło zainteresowanie przyborami i zawrzały dyskusje na temat dobrej jakości kredek, farb czy nawet żelopisów.
Przy kolorowaniu niniejszego zbioru bardzo dobrze sprawdzą się wyżej wspomniane kredki ołówkowe, ale warto też posłużyć się świecowymi, a nawet sięgnąć po pastele. Przy zaznaczaniu konturów lubię używać żelopisów, które oferują dużą ilość odcieni i kupiły mnie, przyznam to bez wstydu, ładnie mieniącym się na papierze brokatem. Chyba to właśnie jest najlepsze w zbiorach kolorowanek; zachęcają do samodzielnych poszukiwań na tematy z nimi związane, a co ważne do wyszukania najlepszej dla siebie metody kolorowania. To dlatego, podkreślam to już po raz kolejny, na tego typu zabawy nie ma limitu wiekowego. Młodsi mogą się wprawiać i rozwijać, starsi bawić, odstresowywać, a nawet uczyć, bo w końcu na to też nigdy nie jest za późno.


Polecam Rośliny egzotyczne nie tylko botanikom, ale też każdemu kto szuka siebie czegoś fajnego i oryginalnego, kto chce odpocząć po ciężkim dniu, wyłączyć się na bodźce zewnętrzne i po prostu trochę pobawić się kolorami. 




Dziękuję!

wtorek, 5 kwietnia 2016

Hanni Munzer: Miłość w czasach zagłady

Autor: Hanni Munzer
Tytuł: Miłość w czasach zagłady
Stron: 485
Wydawca: Insignis






Chyba najbardziej do przeczytana książki zachęciła mnie ilustracja okładkowa. Postać kobiety w czerwonym płaszczu, niosącej walizkę, odwróconej plecami do oglądającego ją czytelnika, rozbudziła moją ciekawość. Reszty dopełnił blurb na tylnej części okładki; sugerował odkrywanie rodzinnej tajemnicy przyprószonej wojenną zawieruchą zapomnienia. Jednak tak naprawdę opis ten nawet w części nie odzwierciedla tego, co kryją w sobie karty książki. Umieszczona na nich historia jest o niebo lepsza i tak wciągająca, że przeczytałam ją w jedno niedzielne popołudnie. Powieść jest po prostu wspaniała i choć, a może właśnie dlatego że pozostawia po sobie uczucie goryczy, długo nie da o sobie zapomnieć. 

Ameryka, czasy współczesne. Kiedy umiera babcia młodej Amerykanki Felicity, a jej matka niespodziewanie wyrusza w podróż do Rzymu, kobieta jedzie jej śladem przekonana, że wydarzyło się coś ważnego. Jej matka Martha, zawsze była osobą egzaltowaną i przesadnie pobożną, więc ten nagły wyjazd może zapowiadać nawrót jej manii. Bytność w Rzymie pozwala obu kobietom odkryć mroczną i bolesną przeszłość rodziny, sięgającą czasów prababki Felicity, słynnej śpiewaczki operowej. Okazuje się,  że podjęte przed laty decyzje, zaważyły na życiu kolejnych kobiet z tej rodziny.

Monachium lata 20 i 30 XX wieku. Stopniowo nasilający się reżim faszystowski kładzie się cieniem na szczęśliwym życiu śpiewaczki operowej Elisabeth Malpran i jej męża Gustava.  Kiedy Niemcy porywa szaleństwo ideologii, a prześladowania ludności żydowskiej przybierają na sile, wszystko to, co dotąd stanowiło o ludzkim człowieczeństwie obraca się w niwecz za sprawą charyzmy jednego niepozornego człowieka. 
Kiedy Elisabeth w trosce i lęku o losy swojej rodziny wiąże się z wysoko postawionym niemieckim oficerem Albrechtem Brunnmannem, nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczy się dalsze życie dorastającej córki Deborah i małoletniego synka Wolfganga. Nie może w żaden sposób domyślić się, jak to nowe życie wpłynie na rozwój osobowości córki, która będąc tak młoda, już zdążyła zobaczyć rzeczy, których nawet osoba dorosła oglądać nie powinna. 

Powieść zaczyna się trochę jak rodzinna saga. Śledzimy domowe życie Gustava i Elisabeth, narodziny ich dzieci, wspólne plany i marzenia. W tle słychać echa rosnącej w siłę ideologii, która początkowo wydaje się niewiarygodna i nie mająca sił na utrzymanie się. Jednak nienawiść szerzy się jak zaraza, jak zaprószony naprędce ogień i w ciągu kilku lat ogarnia cały kraj. Dorastająca Deborah, początkowo nieświadoma, z czasem coraz szerzej otwiera oczy na to, co dzieje się praktycznie pod jej nosem. Z Berlina przenosimy się do Krakowa i obracając się, razem z główną bohaterką, w kręgu wysoko postawionych Niemców, śledzimy dramat ludności żydowskiej oraz działania ruchu oporu. Ukazanie tych wydarzeń z punktu widzenia młodej dziewczyny, będącej w połowie Żydówką, daje niesamowity efekt. O szczegółach przemiany bohaterki nie będę się rozpisywać, aby za wiele nie zdradzić, powiem tylko, że choć początkowo oceniałam Deborah bardzo surowo, przypisując jej młodzieńczą głupotę, po dłuższym zastanowieniu niemal rozumiem mechanizm, który nią kierował i to właśnie ją ostatecznie rozgrzesza. 

Trochę nie podoba mi się tytuł tej powieści, bo może sugerować romans na tle wojny, a to byłoby spłyceniem fabuły. Jednak, kiedy przypomnę sobie poświęcenie Elisabeth, jestem w stanie na taki tytuł się zgodzić. 

Powieść Miłość w czasach zagłady, jest krótko mówiąc, świetna. Doskonale ukazuje mechanizmy nasilającej się ideologii i to jak wpływała ona na życie ludzi, jak degenerowała jednostki. Polecam ją nie tylko miłośnikom powieści historycznych. Świeżość i głębia autorskiego spojrzenia Hanni Munzer, z pewnością przypadną do gustu wielu czytelnikom. Jej powieść to pozycja warta uwagi. Polecam!



Dziękuję!

niedziela, 3 kwietnia 2016

Jodi Picoult & Samantha van Leer: Z innej bajki

Autor: Jodi Picoult & Samantha van Leer
Tytuł: Z innej bajki
Stron: 312
Wydawca: Prószyński i S-ka






Chyba każdy z nas miał taki etap w dzieciństwie, że wierzył, iż po zaśnięciu jego zabawki zaczynają prowadzić sekretne życie: że się kłócą, rywalizują, rozmawiają, słowem załatwiają swoje sprawy. Wydawało się, że wystarczy odrobina sprytu, aby je na tym przyłapać. Niestety, widocznie zabawki są diabelsko sprytne, gdyż mnie na przykład nigdy się to nie udało. 

A czy postacie z bajek nie mają podobnie? Czy żyją tylko czytanymi przez nas historiami, odtwarzając setki razy ten sam scenariusz? A może w czasie, gdy książka jest zamknięta, wiodą zupełnie inne życie? Gdy zaś otwieramy książkę, stają niemal na baczność i grają dla nas, niczym teatralni aktorzy. Hmmm. 

Bohaterowie bajki pt. Z innej bajki tak mają. Przypominają aktorów, którzy na czas czytania odgrywają historię zgodnie z narzuconym im scenariuszem. Gdy jednak książka się zamknie, bohaterowie mają czas na własne sprawy i zajęcia. Zły karzeł to zapalony entomolog, królowa - świetna kucharka, a syreny - wojujące feministki. Generalnie są zadowoleni ze swojego życia i jest im dobrze. Jest jednak jeden wyjątek od tej reguły. To książę Oliver. Nie darzy gorącym uczuciem przeznaczonej mu księżniczki, nudzi go po raz tysięczny odgrywana ta sama rola. Marzy mu się coś więcej. Chciałby opuścić strony swojej bajki i zasmakować prawdziwego życia. Ale jak to zrobić, gdy każdy czytelnik ma go tylko za płaską, bajkową postać? 

Delilah to przeciętna nastolatka. Mieszka z mamą, lubi czytać książki i raczej niczym się nie wyróżnia. Sięgając po Z innej bajki czuje z głównym bohaterem dziwne pokrewieństwo dusz. Oboje nie mają ojców. Dziewczyna wreszcie czuje się rozumiana. Ale to nie wszystko. Podoba się jej rozwaga i bystrość umysłu młodego księcia, który może nie jest super-extra odważny, ale za to jest pomysłowy i zaradny. I wtedy to się staje. Oliver, bajkowy książę i Delilah, współczesna nastolatka zaczynają ze sobą rozmawiać! Ona słyszy jego, on ją. Wspólnie podejmują starania, by Oliver mógł opuścić strony książki i znaleźć się w prawdziwym świecie. Czy jednak jest to możliwe? Czy coś, co autor wymyślił i opatrzył magicznym słowem koniec, może być edytowane przez kogoś innego? Czy można naruszyć granice bajki lub chociaż je nagiąć? Delilah i Oliver przekonają się o tym na własnej skórze.

Powieść Z innej bajki to owoc współpracy Jodi Picoult i jej córki Smanthy van Leer. Co może wyjść z połączenia pisarskiego doświadczenia z młodzieńczą świeżością spojrzenia? Przyznam, że początkowo byłam nastawiona trochę sceptycznie, ale już na samym, bardzo udanym i sympatycznym początku, przekonałam się, że ta historia ma potencjał. Widać, że jest dopracowana pod względem logiki wydarzeń; nic tu nie dzieje się nagle i z niewytłumaczalnych powodów. Dla bohaterów nie ma szybkich i łatwych rozwiązań typowych dla literackich debiutów. Każde wydarzenie jest tu dokładnie przemyślane i dzięki temu, historia mimo że fantasy, jest wiarygodna i przystępna. 

Perypetie Delilah i Olivera czytałam z zapartym tchem. Ich pragnienia, tak typowe dla dojrzewających ludzi, bawiły mnie i wzruszały. Wiadomo, że szczęśliwe zakończenia nie są tak naprawdę końcem, dlatego z ogromną przyjemnością przeczytam drugą część tej historii zatytułowaną Po drugiej stronie kartki. Polecam nie tylko miłośnikom prozy J.Picoult. Z innej bajki to powieść, która pozwala spojrzeć na twórczość pisarki z zupełnie innej, nowej perspektywy. Jestem oczarowana. Wy też będziecie. Polecam.