sobota, 29 września 2012

Glen Cook: Okrutny wiatr

Autor: Glen Cook
Tytuł: Okrutny wiatr
Tytuł cyklu: Kroniki Imperium Grozy
Wydawca: Rebis
Stron: 850
Moja ocena: 7/10
Okrutny wiatr to moje pierwsze spotkanie z twórczością Glena Cooka. Autor zdobył ogromną popularność dzięki cyklowi o Czarnej Kompanii, której jednak jeszcze nie miałam okazji czytać i chyba na razie odłożę to na jakiś  dalszy termin.
Niniejsze wydanie jest wydaniem zbiorczym, a mianowicie składają się na nie trzy części Kronik Imperium Grozy: Zapada cień wszystkich nocy, Październikowe Dziecko i Zgromadziła się ciemność wszelaka. 
Do przeczytania tej książki skusił mnie opis jej zawartości, który spowodował, że nie mogłam się doczekać lektury i byłam wobec niej nastawiona bardzo przychylnie. Bardzo ciekawy wstęp do tej historii jeszcze to pozytywne nastawienie wzmocnił. Czy powieść spełniła moje oczekiwania? O tym poniżej. 
Pierwsze słowa, które przychodzą mi na myśl w odniesieniu do tej historii to rozmach epicki i monumentalność wykreowanej rzeczywistości. Akcja toczy się bowiem na wielu płaszczyznach czasowych, prezentowana jest z kilku perspektyw, jest bogata w szczegóły i detale. Autor wprowadza tutaj co prawda kilku bohaterów głównych, ale bardzo szybko giną oni w trakcie akcji, zasypani lawiną wydarzeń i ogromną liczbą postaci drugo i trzecioplanowych. Ta mnogość detali i postaci powoduje, że łatwo się pogubić i stracić watek opowiadanej historii. A o czym ta historia jest? 
Przede wszystkim o wojnie. Wojnie o władzę i miłość, wojnie z użyciem zarówno oręża jak i magii. Stronę magiczną reprezentuje tu wiekowy czarnoksiężnik Varthlokkur, szukający zemsty za śmierć matki i pragnący zdobyć miłość księżniczki Królów Burzy, Nephante. Oprócz niego mamy równie tajemniczego Gwiezdnego Jeźdźca, kobietę Mgłę i Starca. 
Strona niemagiczna to przeplatające się na przestrzeni wielu lat losy Nephante, jej męża Szydercy, znanego też jako błazen Saltimbanco, ich przyjaciela Bragiego oraz wielu pomniejszych postaci. 
Autor włożył do tworzonej przez siebie historii praktycznie wszystko: wątek miłosny, zdradę, tajemnicze porwania niemowląt, pojedynki, tortury, magiczne portale, budzące grozę demony i stwory, a nawet coś na kształt eksperymentów medycznych. Owa różnorodność może wynikać z chęci stworzenia czegoś, czego jeszcze nie było, chwilami odnosi się jednak wrażenie, że trudno mu też było zdecydować się na to co zostawić, a co wyrzucić i w rezultacie powstaje ogromny misz - masz, który tylko potęguje zagubienie czytelnika. Co prawda na początku każdego rozdziału jest określony czas, w którym toczy się akcja, ale zdarza się, że w danym rozdziale autor przeskakuje między wątkami, przeszłością oraz przyszłością, więc sygnalizacja czasu na początku nie na wiele się zdaje.
Inne określenia, które winny tu paść to mnogość i różnorodność. Wszystkiego jest tu tak wiele, a jednocześnie odnosi się wrażenie, że autor bardzo poskąpił choćby paru zdań wprowadzenia w niektóre sytuacje. Niemal cały czas czytelnik jest wrzucany na głęboką wodę, a z tego co mówią bohaterowie ciężko złożyć pewne sprawy w całość. Trudno się zorientować, kto jest po czyjej stronie i o co właściwie toczy się ta walka. A kiedy się zaczęła i co właściwie legło u jej początków? Na to pytanie naprawdę trudno odpowiedzieć. 
Akcja toczy się bardzo wolno, głównie z powodu długich opisów, a także przez liczne niedomówienia i retrospekcje. Czytanie takiej powieści wymaga od czytelnika dyscypliny i cierpliwości, a dziś w dobie dużych czcionek i wąskich kolumn mamy takich raczej niewielu. 
Pewną pomoc stanowią zamieszczona na początku książki mapy, mnie osobiście natomiast zabrakło spisu imion, nazw i frakcji, co przy tego typu historiach jest bardzo przydatne. 
Warto również zapoznać się z poprzedzającym powieść wstępem autorstwa Jeffa VanderMeera, który w bardzo entuzjastyczny i pełen szacunku sposób ocenia nie tylko niniejszy tom, ale i całą twórczość G. Cooka. 
Na uwagę zasługuje wydanie; okładka ze skrzydełkami  i ciekawą ilustracją oraz piękny biały papier. Historia ma zakończenie otwarte, wiadomo bowiem, że autor stworzył kolejne tomy cyklu. Myślę  jednak, że powinni po nie sięgnąć miłośnicy prozy tego autora lub bardzo cierpliwi czytelnicy. 
Co do mnie to nie do końca tego się spodziewałam po tej lekturze. Pewne wątki uważam za ciekawe, jednak na nieszczęście, z biegiem akcji było ich coraz mniej. Niewykluczone też, że za jakiś czas sięgnę do tej powieści ponownie, bo wiem z doświadczenia, że do pewnych autorów trzeba po prostu dorosnąć. Danie sobie i książce czasu pozwala odkryć w niej nowe walory i spojrzeć na opowiadaną historię innym okiem i z innej perspektywy. 
Dlatego nie mówię prozie G. Cooka zdecydowanego nie, jednak jak na razie w zupełności mi jej wystarczy.

Za egzemplarz do recenzji 
dziękuję bardzo 
panu Bogusławowi z Domu Wydawniczego Rebis.

czwartek, 27 września 2012

Nowości i zapowiedzi Papierowego Księżyca!

Mark Lawrence - „Książę Cierni”


JUŻ W KSIĘGARNIACH

Książę cierni” to pierwsza część nowej, pasjonującej trylogii fantasy Rozbite Imperium, a zarazem ambitny i oryginalny debiut angielskiego pisarza Marka Lawrence'a.

W krwawej opowieść o zdradzie, magii i braterstwie autor maluje przed nami fascynujący, brutalny, momentami piękny portret niezwykłego chłopca zmierzającego ku dorosłości i objęciu tronu.





Zanim został Księciem cierni, czarującym, zepsutym do cna przywódcą bandy bezwzględnych rzezimieszków, zajmujących się plądrowaniem i mordem, Jorg Ancrath był królewskim synem, wychowywanym przez kochającą matkę, cieszącym się najwyższymi przywilejami.
Dziś światem rządzi chaos: szerzy się przemoc, ożywają koszmary. Doświadczenia z przeszłość sprawiły, że Jorg nie lęka się żadnego człowieka, żywego ni martwego.
Istnieje jednak coś, co mrozi mu krew w żyłach. Po powrocie do zamku swojego ojca Jorg musi zmierzyć się z koszmarami z dzieciństwa i zbudować swą przyszłość na przekór otaczającym go wrogom.

„Mroczny i brutalny Książę cierni wciąga i przytłacza. Nawet o drugiej w nocy nie sposób się oderwać. Szczęka opada.”
Robin Hobb, autorka bestsellerów

Najlepsze fantasy, jakie przeczytałem przez cały rok.”
Peter V. Brett, autor bestsellera “Malowany człowiek”

„Ta książka jest jak pchnięcie nożem: oszczędne, bezwzględne i zimne. To fantasy osnute na motywie prymitywnej, dzikiej zemsty tytułowego księcia i opowiedziane jego własnym fascynującym głosem. Debiut Lawrence’a nie daje chwili wytchnienia.”
Robert Redick, autor Sprzysiężenia Czerwonego Wilka
                                 ************************* 

Jack Ketchum - „Rudy”

(książka zawiera również minipowieść „Prawo do życia”)

Premiera: 28 września 2012



„Rudy” to kolejna znakomita i długo wyczekiwana książka amerykańskiego mistrza grozy Jacka Ketchuma. „Rudy” przedstawia to oblicze autora, które polscy czytelnicy cenią najbardziej. Nie znajdziecie tu kanibali, ale kolejną bezkompromisową wędrówkę w głąb ludzkich lęków i emocji.


Polskie wydanie powieści „Rudy” zostało wzbogacone o znakomitą minipowieść „Prawo do życia”, co sprawia że ta pozycja jest lekturą obowiązkową dla wszystkich fanów niepokojącej prozy Jacka Ketchuma.

„Rudy” to jedna z najbardziej niezwykłych i poruszających powieści Jacka Ketchuma. Niezapomniana historia o starszym człowieku, szukającym sprawiedliwości. Ketchum podejmuje w „Rudym” jeden z tematów, które poruszają go najmocniej - bezsilność jednostki, która próbuje przeciwstawić się nonsensom rządzącym systemem. Ale nie tyle interesuje go krytyka pewnych norm społecznych i prawnych, co dramat człowieka, któremu odebrano wszystko, co kochał. „Rudy” to kameralna, poruszająca i mądra powieść, w której, jak rzadko, Ketchum pozwala sobie na zapalenie niewielkiego światełka nadziei, tlącego się gdzieś na końcu pogrążonego w cieniu tunelu. Dodatkową gratką dla polskich czytelników jest minipowieść „Prawo do życia”, umieszczona w tym tomie. „Prawo do życia” jest tym utworem, który emocjonalnie znajduje się najbliżej słynnej „Dziewczyny z sąsiedztwa”. I to powinno wystarczyć za całą rekomendację. „Prawo do życia” to kolejne, oparte na prawdziwej historii porwania Colleen Stan, wstrząsające studium zła drzemiącego w człowieku. Ketchum po raz kolejny przekracza granice literackiej bezkompromisowości i z bolesną precyzją dokumentalisty opisuje okropieństwa, które przydarzyły się Sarze Foster, uprowadzonej przez aktywistów ruchu na rzecz przeciwdziałania aborcji. 
 „Rudy” po raz kolejny udowodni, kto jest „najbardziej przerażającym facetem w Ameryce”.
                                            **************************



Neal Shusterman - „Podzieleni”


Premiera: 10 października 2012

Podzieleni” to rewelacyjny, wielokrotnie nagradzany thriller dystopijny, który nie tylko trzyma w napięciu do ostatniej strony, ale również zmusza do myślenia i zastanowienia się nad wartością ludzkiego życia.

Podzieleni” to zapierająca dech w piersiach powieść, która przeraża niezwykłą wizją wykreowanego świata, w którym rodzice mogą oddać swoje dziecko do okrutnego procesu „podzielenia”. Poznaj wstrząsający świat, który być może jest bliżej niż nam się wydaje...

Podzieleni” to fascynująca powieść dla młodzieży i dorosłych, polecana szczególnie tym, którzy lubią takie serie jak Igrzyska Śmierci, Gone czy Więzień Labiryntu.
***
Druga Wojna Domowa toczyła się o prawa reprodukcyjne. Po latach krwawych walk między Obrońcami Życia a Zwolennikami Wolnego Wyboru uchwalono mrożący krew w żyłach kompromis: Życie ludzkie jest nienaruszalne od momentu poczęcia, aż do wieku lat trzynastu. Jednakże pomiędzy trzynastym a osiemnastym rokiem życia, rodzice mogą zdecydować się na „podzielenie” swojego dziecka, wskutek czego, wszystkie jego organy zostają przeszczepione różnym biorcom. Można się zatem takiego dziecka pozbyć, jednak formalnie rzecz biorąc jego życie nie dobiega końca.

Connor sprawia swoim rodzicom zbyt wiele kłopotów, Risa, wychowanka domu dziecka, nie jest wystarczająco utalentowana, aby opłacało się ją utrzymać przy życiu. Lev natomiast jest dziesięciorodnym dzieckiem poczętym i wychowanym przez religijną rodzinę w celu złożenia w ofierze w procesie podzielenia.

Connor, Risa i Lev - trójka nastolatków oddanych do podzielenia - uciekają z transportu i próbują uniknąć okrutnego losu. Połączeni przez los, wspólnie udają się w desperacką podróż napędzaną przez nieustanną walką o życie. Jeśli uda im się przetrwać do osiemnastych urodzin – będą bezpieczni. Jednak w świecie, w którym system pragnie dopaść każdy kawałek ich ciała, pełnoletność wydaje się być bardzo odległa.

Niebawem zaczynam czytać Księcia Cierni. Podzieleni też zapowiadają się ciekawie. A Wy znajdujecie tu coś dla siebie? 




środa, 26 września 2012

Konkurs z Dragon's Breath!

Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie organizowanym przez portal Secretum. Trzy proste pytania i jedna z dwóch nagród książkowych może być Wasza! Szczegóły i regulamin konkursu tutaj
Zachęcam do udziału!

niedziela, 23 września 2012

T. A. Barron: Szalejący ogień. Merlin, księga 3.

Autor: T. A. Barron
Tytuł: Szalejący ogień
Tytuł cyklu: Merlin, księga 3
Wydawca: G+J
Stron: 364
Moja ocena: 8/10
Powieść Szalejący ogień to już trzecia z dwunastu części cyklu o przygodach młodego czarodzieja Merlina. Jak już wspominałam w recenzjach części poprzednich T. A. Barron poświęcił na opisanie losów najsłynniejszego czarodzieja aż 15 lat swojego życia. Jak sam pisze we wstępie początkowo planował napisanie trylogii, ale osoba Merlina przemówiła do niego tak mocno i sugestywnie, że nie potrafił przestać pisać. Jak wiadomo wszystkim miłośnikom legend arturiańskich w każdej z historii o królu Arturze Merlin pojawia się już jako leciwy i pełen mądrości starzec z kosturem w ręku, panujący nad magią jednym niedbałym gestem. Ale logicznym jest, że bohaterem nikt się nie rodzi, a dopiero z czasem pod wpływem różnych czynników może się nim stać. Białe plamy w przeszłości czarodzieja i jego młodych latach to niezwykle ciekawy temat i trzeba przyznać T. A. Barronowi, że bardzo umiejętnie go wykorzystał. 
Od wydarzeń z części poprzedniej minęło kilka miesięcy. Młodzieniec wykorzystał ten czas na naukę po okiem przyjaciela i barda Cairpre. Koniec tej nauki wieńczy stworzenie własnego instrumentu, a to czy wyda on dźwięk i uda się na nim zagrać będzie dowodem na to,  że w młodym czarodzieju drzemie  potencjał magiczny. Ten egzamin  jest dla Merlina bardzo ważny i właśnie w chwili, gdy próbuje on  na nim zagrać, psalteruim ulega nagłemu zniszczeniu. Młody czarodziej ma wizję, w której objawia mu się królowa krasnoludów i żąda jego przybycia na swoje ziemie. Jej królestwu grozi niebezpieczeństwo, ktoś bowiem obudził z długiego snu smoka Ogniste Skrzydła. Mało tego gad pała żądzą mordu, gdyż wszystkie jego jaja zostały brutalnie zniszczone. Nietrudno się domyślić, że cała Fincayra jest zagrożona. 
Merlin udaje się więc w długą podróż, podczas której pozna nowych przyjaciół, a także spotka starych wrogów. Czy stare proroctwo mówiące śmierci tego, kto będzie walczył ze smokiem się spełni? Czy Merlin odzyska straconą w wyniku podstępu magię? Czy odkryje, kto nasyła na niego groźne, wysysające magię stwory? Czy w ogóle niedoświadczony chłopiec ma szansę w starciu z wiekowym gadem? Na te wszystkie pytania daje odpowiedź trzecia część przygód młodego maga. 
Motywem przewodnim Szalejącego ognia jest właśnie ogień pod różnymi postaciami. Będzie to zarówno ogień smoka, jak i ogień uczuć, takich jak nienawiść i miłość. Z tym wszystkim będzie musiał się zmierzyć Merlin, który wciąż tak niewiele umie, a jednocześnie sam nie jest do końca świadomy swojej siły. 
Autor kładzie duży nacisk na radzenie sobie bez magii, okazuje się bowiem, że czasem najcenniejszą umiejętnością człowieka jest właściwa ocena sytuacji i zdolność do kojarzenia ze sobą pewnych faktów. Każdy czyn w życiu człowieka ma ogromną wagę, a jego owoce wracają do człowieka w najmniej oczekiwanym momencie. O tym także Merlin przekona się na własnej skórze. 
Początkowo akcja powieści toczy się dość wolno, ale jednocześnie ze strony na stronę wciąga coraz mocniej. Język Barrona jest plastyczny i niezwykle barwny, co sprawia, że czyta się przyjemnie i bez znużenia. Dialogi są błyskotliwe i zabawne, a opisy stworzeń takich jak kreeliksy czy smoki bardzo dokładne. 
Zakończenie zadowala czytelnika, a jednocześnie daje mu oddech przed kolejną przygodą czekającą czarodzieja, która, mam nadzieję pojawi się już niebawem. 
Powieść polecam miłośnikom dobrych historii przygodowych, a przede wszystkim wielbicielom czarodzieja Merlina, który bez wątpienia zajmuje w  literaturze i kulturze ważne miejsce. Obserwowanie jego początków jest i przyjemne i ciekawe. 
Wam również się spodoba. Polecam!
Za egzemplarz do recenzji 
serdecznie dziękuję pani Renacie 
z Wydawnictwa G+J
Pozdrawiam ciepło!

piątek, 21 września 2012

Stos - gigant. Niezwykle obfity! Jedenasty.

Stos, który zgromadził się  w ciągu minionego tygodnia, jest chyba nagrodą za moją ciężką pracę, zmaganie się z przeziębieniem, które, jak na złość, nie chce przejść i najlepszym dowodem, na to, że rok stażu w blogosferze jednak coś znaczy. Na początku października minie bowiem rok od czasu, gdy założyłam bloga. O wielu rzeczach wtedy nie miałam pojęcia, a przede wszystkim nie znałam tylu wspaniałych ludzi i książek. Ale bez roztkliwiania się.
Od góry kolejno: 
1. M. Hodder: W zdumiewającej sprawie nakręcanego człowieka. Prezent imieninowy od Mojej Kochanej Mamy! Dziękuję! Pierwsza część podobała mi się bardzo, a i o drugiej słychać od jakiegoś czasu same dobre rzeczy. Kocham steampunk!
2. T. A. Barron: Merlin. Szalejący ogień, od pani Renaty z Wydawnictwa G&J, trzecia część sagi o młodym czarodzieju. (Recenzja)
3. M. J. Sullivan: Nowe imperium. Szmaragdowy tron, od pana Marcina z Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Druga część przygód Hadriana i Royce'a. (Recenzja)
4. E. Ratkiewicz: Lare i t'ae od Secretum i Fabryki Słów. Druga część przygód księcia i elfa w gawędziarskim stylu. (Recenzja)
5. M. Lawrence: Książę cierni, od pana Artura z Wydawnictwa Papierowy Księżyc. (Recenzja)
6. J. Flanagan: Wyrzutki, od Secretum i Wydawnictwa Jaguar, (Recenzja)
7. G. Cook: Okrutny wiatr, od pana Bogusława z Domu Wydawniczego Rebis. (Recenzja)
8. S. Erikson: Bramy Domu Umarłych, od Pani Katarzyny z Wydawnictwa MAG. Druga część Malazańskiej Księgi Poległych. (Recenzja)
Jest jeszcze coś takiego jak grupa przedpremierowa, ale na razie za wcześnie, by o tym wspominać. Może na początku października.
A Wy znajdujecie tu coś dla siebie? Może już którąś z książek przeczytaliście?
Mój papierowy wrzesień powoli się uspokaja, wszystko wskakuje na swoje miejsce i łapie odpowiedni rytm. Z przeziębienia został już tylko katar i tego mam nadzieję pozbyć się w weekend. 
Poza tym w następnym tygodniu wreszcie zawita do mnie nowy regał. Będzie miał siedem półek, 2 m wysokości, a wykonany będzie z drewna sosnowego. Sporo lokatorek już na niego z utęsknieniem czeka.
Uff! Wreszcie mogę sobie zrobić herbatę i z Rufim grzejącym mi stopy, zatopić się w fotelu i lekturze. A jeszcze nie wiem, co wybiorę. :) To bardzo przyjemne uczucie. 
Pozdrawiam wszystkich i dobrego weekendu!

środa, 19 września 2012

Konkurs z Bohatyrem!

Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie organizowanym  przez portal Secretum. Cztery proste pytania, szybkie odpowiedzi    i nagroda może być wasza! W puli dwa egzemplarze powieści  Juraja Cervenaka "Żelazny kostur".  
Szczegóły i regulamin konkursu tutaj.

piątek, 14 września 2012

Koniec tygodnia i zasłużony odpoczynek.

Pamiętam, że w minioną niedzielę zastanawiałam się, jak ten tydzień przetrwam i bardzo chciałam, aby już minął i był piątek. I oto wreszcie jest długo wyczekiwany weekend. A pracy miałam co niemiara. 
Na czytanie w ogóle nie miałam czasu i nawet nie o to chodzi. Po prostu miałam tyle zajęć i spraw do załatwienia, że w okolicach środy ledwo już widziałam na oczy. A to był dopiero półmetek. W czwartek pojawiły się objawy przeziębienia, które w nocy leczyłam mlekiem z miodem. No bo jak tu pracować z bolącym gardłem? Gardło już nie boli, mleko pomogło, ale nos cały zatkany :( Ech. 
Dlatego jednym z powodów, dla których się cieszę, że już weekend, jest możliwość podkurowania się. 
A jakby w nagrodę za te całe tygodniowe trudy dziś przyszło do mnie kilka książkowych przesyłek (stosik niebawem) oraz jedna roślinno - cebulowa. Zakupiłam bowiem trzy pakiety lilii azjatyckich, które w przyszłym roku latem będą królować w moim ogrodzie. Widok kurierów sprawił mi wiele frajdy i radości.
Dlatego, mimo zmęczenia i choroby, jestem zadowolona, bo taki koniec tygodnia zrekompensował mi wszystko. Do niedzieli nie robię nic związanego z pracą. Odpoczywam fizycznie i psychicznie. 
A Wam jak minął tydzień i jakie macie plany na weekend?
Pozdrawiam wszystkich!

czwartek, 13 września 2012

John Flanagan: Wyrzutki

Autor: John Flanagan
Tytuł trylogii: Drużyna
Tytuł: Wyrzutki, cz.1.
Wydawca: Jaguar
Stron: 437
Moja ocena: 9/10
Gdy wiele lat temu John Flanagan wpadł na pomysł napisania dla swojego syna Michaela cyklu opowieści na dobranoc, sam chyba nie podejrzewał, że staną się one zaczątkiem bardzo poczytnej serii dla młodzieży, która rozwinie się aż do 11 tomów. Mowa tutaj rzecz jasna o cyklu Zwiadowcy, za który pokochali Flanagana młodsi i starsi czytelnicy na całym świecie. Seria ta niedawno dotarła do fabularnej mety, a tymczasem wydawnictwo Jaguar uraczyło swoich czytelników Trylogią Skandyjską, która pewnymi wątkami i postaciami nawiązuje do Zwiadowców. Złośliwi lub bardziej wymagający mogą to nazwać odcinaniem kuponów, jednak ci, którym klimat książek Flanagana przypadł  do gustu, powinni być zadowoleni.
Pierwsza część trylogii nosi tytuł Wyrzutki. Akcja dzieje się w znanej już nam Skandii, ojczyźnie morskiego ludu, przypominającego Wikingów. Tym razem czytelnik ma okazję obserwować styl życia Skandian, a konkretnie wychowanie i szkolenie, jakie otrzymują młodzi chłopcy, aby w przyszłości nie tylko dobrze bronić swojej ojczyzny i świetnie radzić sobie na morzu, ale przede wszystkim, by skutecznie i obficie łupić sąsiednie krainy ze złota i bogactw, bo to stanowi główne źródło dochodu Skandian. 
Głównym bohaterem jest nastoletni Hal, po matce Aralueńczyk, po ojcu Skandianin. Chłopiec musi zatem nie tylko zmagać się ze swoim mieszanym pochodzeniem, ale też radzić sobie równie dobrze, jak jego rówieśnicy. Hal nie otrzymał od natury silnej barczystej sylwetki i góry mięśni. Posiada za to bystry umysł, cechy dobrego, rozsądnego przywódcy oraz umiejętności sternika i nawigatora. To wszystko bardzo mu się przyda w zbliżającym się szkoleniu, które jest mieszanką zawodów i szkoły przetrwania. Chłopców dzieli się na drużyny, a następnie daje im do wykonania różne zadania; siłowe, na myślenie, wymagające umiejętności indywidualnych lub zespołowych. Oprócz tego każdy z nich szkoli się w walce na miecze lub topory.
Nietrudno się domyślić, że Hal trafi do najsłabszej drużyny, w dodatku złożonej z samych oryginałów. Jeden z chłopców jest na wpół ślepym osiłkiem, dwaj identyczni bliźniacy nieustannie się kłócą, a jeszcze inny jest dobrym złodziejem. Czy będą umieli ze sobą współpracować i czy w ogóle mają szansę z dwiema silniejszymi drużynami? Co zwycięży: mięśnie i siła fizyczna, czy też może spryt i umiejętność samodzielnego myślenia? Co liczy się bardziej: zwycięstwo za wszelką cenę, czy dobra zabawa i gra fair play? To się okaże. 
Gdzieś w cieniu chłopięcych zmagań czai się niebezpieczeństwo i wróg, który zapragnął największego skarbu Skandian. Czy zrealizuje swój plan? 
Klimat powieści Wyrzutki bardzo przypomina ten panujący w Zwiadowcach. Drobny i niepozorny Hal może się czytelnikowi kojarzyć z Willem, a Thorn i jego niesamowita wiedza oraz doświadczenie mogą przywodzić na myśl Halta. Oprócz tego ponownie spotykamy oberjarla Eraka, który z sentymentem wspomina swoje przygody przeżyte w towarzystwie Aralueńczyków. 
Składająca się z oryginałów drużyna Czapli jest skarbnicą humoru i dowcipu. Śmieszą nieustanne kłótnie bliźniaków, czy niespodziewane przebłyski inteligencji ślepego osiłka.
Powieść może być ciekawą lekturą dla dorastających chłopców, choć nie wątpię, że spodoba się ona także i dorosłym lubiącym książki tego autora. Czyta się lekko i łatwo, jest zabawnie i swojsko. Osobiście bardzo dobrze bawiłam się podczas lektury i spędziłam przy niej bardzo miłe popołudnie.  Można by doszukiwać się pewnych nieścisłości w przeprowadzeniu finału, ale sądzę, że niekoniecznie trzeba się tak od razu czepiać. Wyrzutki są zabawną i ciepłą historią o dorastaniu, przyjaźni i szukaniu swojego miejsca w społeczności, gdzie inność nie zawsze musi być gorsza, wręcz przeciwnie może być nie lada autem.
Zakończenie częściowo zdradza nam zawartość części drugiej i jeśli autor dobrze to przeprowadzi powinno być tylko lepiej. Umiejętności zostały nabyte, teraz przyjdzie je sprawdzić w praktyce.
Sama zatem niecierpliwie czekam na część drugą, a część pierwszą polecam nie tylko wielbicielom J. Flanagana, ale też wszystkim, którzy lubią lekkie i optymistyczne powieści przygodowe z przesłaniem o wadze przyjaźni, pasji życia i braterstwie.
Za egzemplarz 
do recenzji dziękuję 
portalowi Secretum 
i wydawnictwu Jaguar.

poniedziałek, 10 września 2012

Darynda Jones: Pierwszy grób po prawej

Autor: Darynda Jones
Tytuł: Pierwszy grób po prawej
Wydawca: Papierowy Księżyc
Stron: 370
Moja ocena: 8/10
W przypadku Pierwszego grobu po prawej okładka książki zadziałała na mnie wzrokowo i to wyjątkowo mocno. Spodobały mi się zwłaszcza wymyślne sandały bohaterki i skrwawiona kosa. Z Kostuchą w powieściach paranormalnych się dotąd nie spotkałam, więc tym bardziej byłam ciekawa, jak będzie to wszystko wyglądało. 
Już w średniowieczu ludzie starali się nadać śmierci jakieś konkretne cechy wyglądu. Kostucha kojarzy się nam zazwyczaj ze szkieletem w obszernym, łopoczącym płaszczu, koniecznie z kosą.  Jest bezlitosna i nieprzekupna i nie ma dla niej znaczenia bogactwo, stan społeczny ani pochodzenie. 
A jak wygląda Kostucha według Daryndy Jones?
Otóż w tym konkretnym przypadku Kostucha nazywa się Charley Davidson, jest prywatnym detektywem, policyjnym konsultantem, a czasem barmanką. Jej umiejętności pozwalają jej widzieć duchy zmarłych ludzi, którzy z różnych powodów nie przeszli na drugą stronę. Charley im to umożliwia, a jeśli zmarli zginęli tragicznie, bohaterka pomaga również dopaść ich zabójców i doprowadzić ich przed oblicze sprawiedliwości. 
Poza tym Charley ma rodzinę, z którą łączą ją zawikłane relacje, zwariowaną, aczkolwiek bardzo lojalną przyjaciółkę Cookie i tajemniczego kochanka, który nawiedza ją tylko w snach i daje mnóstwo rozkoszy. Bohaterka nie zna jego tożsamości, więc stara się tego dowiedzieć. Dodatkowo pomaga trójce zamordowanych prawników i wplątuje się w sprawę, która przyniesie jej sporo kłopotów. 
Co ma wspólnego piękny i bardzo niebezpieczny nieznajomy z więźniem jednego z zakładów karnych? Kto i dlaczego zamordował prawników? Czy Charley trafi się wreszcie dzień, kiedy ktoś nie próbuje jej zabić? Miłośnicy opowieści paranormalnych z wątkami kryminalnym, sensacyjnym i erotycznym na pewno znajdą tu coś dla siebie. 
Narracja jest pierwszoosobowa, dzięki czemu wiemy dokładnie o czym myśli i co się dzieje w głowie głównej bohaterki. Język powieści jest zabawny, lekko kpiący, a sama Charley jest pyskata, ma niewyparzoną buzię, a poza tym łatwo ulega emocjom i silnym męskim charakterom (konkretnie to jednemu). 
Zagadka kryminalna, a właściwie dwie się przeplatające są ciekawe i do końca nie idzie się domyślić ich rozwiązania. W ludzkim świecie ciągle funkcjonują duchy i często zakłócają one żywym spokój. Jedynie Charley je widzi, co przez lata owocowało tym, że spotykała się z ludzkim niedowierzaniem, pogardą i niechęcią. A duchy wcale łatwe w obyciu nie są; wręcz przeciwnie są uparte, namolne i wcale nie chcą odejść w światło. 
Ten motyw przejścia w trakcie lektury nieustannie kojarzył mi się z serialem Zaklinaczka duchów, w którym to bohaterka grana przez J. Love Hewitt pomagała zmarłym uporządkować ich ziemskie sprawy, a potem kierowała ku światłu. W książce Pierwszy grób po prawej było bardzo podobnie. 
Może to właśnie dlatego bohaterka wykreowana przez Daryndę Jones bardziej kojarzyła mi się licznymi obecnie w literaturze łowcami istot nadprzyrodzonych niż z prawdziwą Kostuchą. Charley co prawda nieustannie tak siebie nazywa, ale po pierwsze narodziła się w kompletnie ludzkiej rodzinie i właściwie nie dowiedzieliśmy się, skąd swoje moce otrzymała. Po drugie śmierć powinna raczej zabierać ludziom życie i chyba głównie z tym się nam kojarzy. Przejście w stronę światła lub nie to już jakby sprawa drugorzędna. No i po trzecie, wbrew temu co sugeruje nam ilustracja na okładce Charley nie ma żadnej kosy! W ogóle! W zasadzie jak na Kostuchę wcale nie potrafi się bić, czy radzić sobie w sytuacjach podbramkowych, bo z opresji zawsze ratują ją inni. 
Słowem Kostucha w wydaniu D. Jones jest aż do szpiku kości ludzka, nie wolna od bólu, lęku i innych emocji i ze śmiercią mało mi się kojarzyła. Przyznam, że nie tego się spodziewałam. Sądziłam, że będzie to raczej typowa staromodna Śmierć, która musi sobie radzić w nowoczesnym świecie i się do niego dopasować, a przy okazji rozwiązywać kryminalne zagadki. Tymczasem otrzymałam zabawną, lekką powieść paranormalną z bohaterką, która nadaje imiona swoim piersiom i jajnikom i jak na kostuchę za bardzo kocha pomagać ludziom. 
Podejrzewam jednak, że powieść znajdzie wielu zwolenników i wielu blogerom się spodoba. Dużą siłą tej historii jest humor i błyskotliwy język. Zakończenie sugeruje, że przygody Charley i jej przyjaciół dopiero nabierają rozpędu, a na blogu autorki już trwa odliczanie do premiery części czwartej. Może nawet kosa się pojawi? Zobaczymy. 
Decyzję o przeczytaniu książki pozostawiam zatem Wam. 
Pozdrawiam!
Za egzemplarz 
do recenzji 
dziękuję 

sobota, 8 września 2012

Konkurs z Jedz, poluj, kochaj!

Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie organizowanym przez portal Secretum. Wykonać trzeba jedno małe zadanie, a do wygrania są dwa egzemplarze książki "Jedz, poluj i kochaj" autorstwa Kerrelyn Sparks. Szczegóły tutaj.

czwartek, 6 września 2012

Brigitte Melzer: Elyria. Polowanie na czarownice.

Autor: Brigitte Melzer
Tytuł: Elyria. Polowanie na czarownice. (powieść jednoczęściowa)
Wydawca: Świat Książki
Stron: 320
Moja ocena: 8/10
W dzisiejszym na wskroś realnym i pełnym technologii świecie na magię i zjawiska ponadzmysłowe nie ma miejsca. Śmiejemy się z tego, czego nie możemy doświadczyć rozumem, a słowo czarownica nabrało żartobliwego znaczenia. Niemniej jednak chcielibyśmy, aby okazało się, że istnieje coś poza, czego rozum objąć nie jest  w stanie. Oglądamy seriale i czytamy książki fantasy, kibicujemy przewrotnym czarownicom, kochamy wampiry i wilkołaki i mało komu przychodzi do głowy, że kiedyś na sam dźwięk słowa czarownica, nie dość, że zamykały się wszystkie drzwi, to jeszcze leciały gromy i płonęły stosy. Bogu ducha winne, często mądre i uzdolnione kobiety ścigano, więziono, poddawano okrutnym torturom, najczęściej tylko dlatego, że były piękne, albo potrafiły coś, czego plebs nie był w stanie pojąć. Niemiecki inkwizytor Kramer stworzył nawet podręcznik dla łowców czarownic zwany Młotem na czarownice. 
Niemiecka pisarka B. Melzer w swojej powieści Elyria. Polowanie na czarownice zajęła się tą właśnie tematyką.
Główną bohaterką książki jest młoda dziewczyna o tytułowym imieniu Elyria (po elficku Świetlista), córka przywódcy trupy cyrkowej. Któregoś dnia bohaterka znajduje w błocie medalion. Gdy chce go odnieść i odłożyć na miejsce, zostaje oskarżona o jego kradzież i aresztowana. Potem wydarzenia toczą się lawinowo; Elyria zostaje uznana za czarownicę, uwięziona i poddana brutalnym przesłuchaniom. Dziewczyna nie ma szans na obronę, tym bardziej, że z góry uznano ją za winną. Jakby tego było mało na więziennym korytarzu zderza się z człowiekiem, który faktycznie magiczną moc posiada i w dziwny sposób przekazuje ją Elyrii. Kapitan Królewskich Wilków Arden całe życie ukrywał swoją moc i bardzo chciałby ją teraz odzyskać. 
Gdy nadarza się niespodziewana okazja do ucieczki Elyria i Arden łączą siły, by nie tylko zmylić pościg, ale także doprowadzić do ponownego przekazania mocy. Podczas długiej i niebezpiecznej podróży bohaterowie dowiedzą się o istnieniu starego proroctwa, mówiącego, że dziewczyna o złotych oczach zniszczy Czarnego Króla, złowrogiego demona i albo wybawi od niego świat, albo pogrąży go w wiecznej ciemności. 
Czy Elyria faktycznie jest częścią proroctwa? Czy dziewczyna zdoła zapanować nad niszczącą wszystko dookoła mocą? A może przekazanie się uda i moc wróci do Ardena?  Tego nie zdradzę, bo warto się o tym przekonać samemu. 
Powieść jest niewielka objętościowo i może być lekturą na jedno, dwa leniwe popołudnia. Pisana lekkim, prostym językiem, obrazowo prezentuje historię Elyrii, Ardena i ich sojuszników. Kobiece dylematy i wątek miłosny sprawiają, że jest to książka skierowana raczej do kobiet, niż do mężczyzn. Czyta się dość szybko, a niespodziewane zwroty akcji sprawiają, że trudno się od tej powieści oderwać. Po prostu jest się ciekawym zakończenia. A to zaskakuje wierzcie mi. Nie tego się spodziewałam.Nasuwa się wniosek, że magia zamiast być darem lub czymś co może ułatwić życie, zwyczajnie wszystko niszczy i prowadzi do tragicznego zakończenia. 
Dobrze oddała autorka atmosferę samego polowania na czary i czarownice, a tę zawziętość i zaciekłość doskonale uosabia Eddan Peristaes, Najwyższy Łowca Czarownic.
Bardzo ciekawa jest również okładka, choć przyznam, że mnie osobiście kobieta ta kojarzy się z Panią Jesień, niż z bohaterką książki. 
Książkę polecam miłośnikom gatunku, lubiącym motywy związane z czarownicami i inkwizycją. Na pewno Wam się spodoba! 
Za egzemplarz 
do recenzji 
serdecznie dziękuję   
pani Agnieszce 
z Wydawnictwa Świat Książki.

poniedziałek, 3 września 2012

Lauren Beukes: Zoo City

Autor: Lauren Beukes
Tytuł: Zoo city
Wydawca: Rebis
Stron: 378
Moja ocena: 9/10
Powieść Zoo City została uznana za najoryginalniejszą książkę roku 2010, czego dowodem jest nagroda im. Artura  C. Clarke'a za rok 2011 dla najlepszej powieści. W myśl logiki, że takiej nagrody byle komu i za byle co się nie przyznaje, sugerując się dodatkowo hasłem kluczem urban fantasy, ciekawym opisem i świetną okładką zapragnęłam książkę przeczytać. Przyznam, że początkowo miałam pewne obawy wynikające z tego, że znaleźli się czytelnicy, którym książka do gustu nie przypadła. Zastanawiałam się jak będzie ze mną, ale że lubię sobie sama wyrobić opinię na dany temat, twardo postanowiłam się nie zniechęcać i czytać. 
Jestem świeżo po lekturze i choć jestem bardzo zadowolona, to wiem również, że czytelnicy tej powieści podzielą się na dwie grupy. Znajdą się tacy, którzy będą zawiedzeni i rozczarowani, a będą i tacy ( w tym i ja), którzy znajdą w Zoo City, to czego szukali, będą mile zaskoczeni i zadowoleni. Co takiego jest w powieści L. Beukes, co sprawia, że budzi ona tak skrajne uczucia? O tym poniżej. 
Akcja powieści dzieje się w  najgorszej dzielnicy Johannesburga, (miasta nazywanego przez miejscowych Joburgiem i eGoli) dzielnicy slumsów, cuchnących śmietników, jeszcze bardziej cuchnących kanałów i nieciekawych osobników: prostytutek, narkomanów i wszelkiego rodzaju typów spod ciemnej gwiazdy. Nazwa dzielnicy Zoo City pochodzi od specyficznej cechy zamieszkujących ją ludzi zwanych zanimalizowanymi. Ci ludzie, jak np. główna bohaterka powieści Zizni December, na skutek popełnionych przestępstw, są zmuszeni nosić przy sobie emancję czyli uzewnętrznienie swoich grzechów w postaci przeróżnych zwierząt. Może to być drobne zwierzątko takie jak królik czy wróbel, może to być skorpion w torebce, a może to być mangusta czy leniwiec. To właśnie leniwca nosi na plecach Zinzi. Posiadanie zwierzęcia owocuje również zadzierzgnięciem się shavi czyli więzi, która łączy człowieka ze zwierzęciem. Jest to rodzaj współodczuwania; jeśli jedno cierpi, drugie też, w razie tragicznej śmierci jednego, drugie popada w szaleństwo, a wkrótce potem również umiera. Dodatkowo na skutek tej więzi w człowieku rodzi się specyficzny magiczny dar i tak np Zinzi specjalizuje się w odnajdywaniu tego co zgubione i w tropieniu przestępstw w Sieci. Pozornie proste zlecenie odszukania zaginionej nastoletniej gwiazdy muzycznej staje się przysłowiowym wierzchołkiem góry lodowej, a przyjęcie sprawy (innej opcji nie było) owocuje lawiną kłopotów i zagrożeń.
Pomysł więzi i zwierząt uosabiających grzechy ludzkie bardzo mi się spodobał.  Zinzi porównuje swojego leniwca do szkarłatnej litery, piętna grzechu, bo dla wszystkich jest wiadome, że zrobiła w przeszłości coś złego. Posiadanie zwierzęcia należałoby zatem traktować jako karę, bo przecież jest wynikiem Cofki i magicznych sił, jednak paradoksalnie dla niektórych otrzymanie takiego zwierzęcia stało się istną łaską z Niebios, czymś dobrym, dającym nadzieję. Doskonałym tego przykładem jest więzień, którego motyl przenosi we śnie do niezwykłych miejsc dając mu namiastkę wolności. Zinzi też wydaje się lubić swojego leniwca, choć zwierzątko bywa kapryśne i trudne.
Bardzo ciekawie przedstawiła również autorka Johannesburg. Miasto jest pełne wojennych i rewolucyjnych uchodźców, oszustów  żerujących na ludzkiej naiwności, cyników, gotowych zabić za telefon komórkowy, czy posiadane zwierzę, które chętnie sprzedaliby na organy i części ciała. Nikomu nie można tutaj ufać, bo nawet dobry znajomy może okazać się szpiclem. Sama Zinzi zresztą też nie jest święta. To była narkomanka, żyjąca ze świadomością, że przyczyniła się do śmierci własnego brata, mająca za sobą więzienny detoks, a obecnie uwikłana w nieciekawe i niebezpieczne, niczym macki ośmiornicy, znajomości. Obecnie dziewczyna stara się wyprostować swoje życie, ale wiadomo, że jeśli nie opuści tej dzielnicy, wszelkie jej starania będą daremne.
Intryga kryminalna jest dość prosta w swojej budowie, ale delikatnie przetykana wątkami magicznymi sporo zyskuje na wartości. Zakończenie zaskakuje brutalnością i pewną oczywistością, sama jednak nie domyśliłam się, kto i dlaczego zabija, więc tym milszym zaskoczeniem było dla mnie śledzenie tej historii aż do finału. 
Warto również wspomnieć o elementach brzydoty i turpizmu, którymi autorka swobodnie okrasiła swoją powieść. Jak dla mnie to duży plus, bo sprawił on, że autorska wizja miasta i żyjących w niej zanimalizowanych była dla mnie o wiele bardziej prawdziwa.
Akcja rozwija się dość powoli, ale konsekwentnie zmierza ku finałowi. Czy Zinzi zrobi w końcu coś sensownego ze swoim życiem? Czy doprowadzi śledztwo do końca, mimo licznych uszczerbków doznawanych na każdym kroku? Tego warto się dowiedzieć samu. 
Jak już wspomniałam, jednym ta książka się spodoba, innym być może nie, dlatego decyzję o jej przeczytaniu pozostawiam Wam. 
Jeśli jednak lubicie ciekawe i oryginalne obrazy miast, bohaterów po przejściach i z problemami, przekładaniec z magii i realizmu z odrobiną brzydoty i czarnego humoru, to ta powieść zdecydowanie jest dla Was. Sama jestem bardzo mile zaskoczona i życzyłabym sobie więcej takich historii. 
Ze swojej strony polecam! Warto!
A na koniec prezentuję okładkę z wydania zagranicznego i choć polska jest moim zdaniem świetna, to ta również bardzo mi się podoba.
Za książkę 
do recenzji 
serdecznie dziękuję 
panu Bogusławowi 
z Domu Wydawniczego Rebis
Pozdrawiam serdecznie!

niedziela, 2 września 2012

Czas wracać...


Gdyby trzymać się kalendarza,  to wypadałoby przyznać, że wakacje skończyły się już w piątek, a od dwóch dni trwa rok szkolny. Tak to jednak fajnie się udało, że te dwa dni stały się dodatkowym wakacyjnym weekendem. Podsumowań z ilości przeczytanych stron robić nie będę,   bo raz, że nie jestem w tym zbyt dobra, a dwa, że nigdy nie miałam do tego pociągu. 
Wakacje minęły i czas wracać  do pracy. Minione dwa miesiące uważam za udane, głównie dlatego, że udało mi się wyłączyć na sprawy pracy, zapomnieć i przestawić się na tryb odpoczynku, a łatwe to nie było. Czasami po prostu adrenalina długo nie chce opaść.
Wakacyjny czas poświęciłam zatem Rodzinie, sprawom ogrodowym, naszemu psu i książkom. Pogoda mogłaby być nieco lepsza, bo przez niemal trzy tygodnie lipca padało i już myślałam, że całe dwa miesiące spędzę w fotelu owinięta w koc. Poważnie zastanawiałam się, czy nie napalić w kominku! Na szczęście przestało w końcu padać. I tak było lepiej niż w roku zeszłym. Było nawet półtora tygodnia upałów! :)
Czytałam dość dużo, co widać po ilości dodanych postów, były to zarówno egzemplarze do recenzji, jak      i własne z regału. Zachwycałam i zajmowałam się ogrodem, co też można zobaczyć w jednym z postów. 
Do pracy wracam pełna dobrych chęci, choć mam świadomość, że trzeba je będzie skonfrontować z rzeczywistością, która niekiedy bywa brutalna. Na razie jednak chęci mam wiele. Pracy czeka mnie sporo, ale dziś w dobie bezrobocia nie śmiem narzekać. Lepiej mieć co robić, niż nie mieć. Doświadczyłam obu tych sytuacji, więc wiem jak to jest. 
Dziś zamierzam się cieszyć niedzielą, a jutro wracam do szkoły. Na koniec krótki wiersz, znaleziony przypadkowo w Internecie, nieżyjącego już poety Tadeusza Śliwiaka Leśne szczęście
Lato, pobądź z nami. 
Lato, nie uciekaj. 
Dom daleko, gwar daleko, 
ale blisko rzeka. 
Nie licz nam kukułko, 
ile dni zostało, 
bo leśnego szczęścia dla nas, 
zawsze będzie mało.
A Wy gotowi na powroty? Jeszcze rozleniwieni i niechętni, czy już pełni zapału? Jak spędzacie tę finałową niedzielę wakacji?
Pozdrawiam i dobrego dnia!