środa, 29 maja 2013

Blue Jeans: Ucisz mnie pocałunkiem.

Autor: Blue Jeans (Francisco de Paula Fernandez)
Tytuł: Ucisz mnie pocałunkiem
Stron: 560
Wydawca: Jaguar
Moja ocena: 8/10




Ucisz mnie pocałunkiem to trzecia i ostatnia część trylogii opowiadającej o miłości, muzyce i przyjaźni, opatrzonej wspólnym tytułem Piosenki dla Pauli
Autor ukrywający się pod pseudonimem Blue Jeans opublikował pierwszą część trylogii (wtedy chyba nawet jeszcze nie planował, że będzie to trylogia) w Internecie. Perypetie młodych Hiszpanów tak przypadły wirtualnym czytelnikom do gustu, że książka ukazała się w wersji drukowanej oraz doczekała się kontynuacji. 
Akcja powieści toczy się głównie w Madrycie, w drugiej części w Paryżu, zaś w trzeciej także w Londynie. 
Głównymi bohaterkami są 4 przyjaciółki, zwane suguskami (nazwa cukierków): Paula, Diana, Cristina i Miriam. Dziewczęta wchodzą właśnie w dorosłość, stają przez ważnymi życiowymi wyborami, popadają w różne tarapaty i kłopoty, będące efektem lekkomyślności i braku zastanowienia się nad tym co się ma zamiar zrobić. Pierwsza część była pod tym względem najłagodniejsza. W drugiej części nad niektórymi bohaterkami pojawiają się ciemne chmury w postaci nałogów i uzależnień. Natomiast w części trzeciej problemy są już naprawdę duże i okazuje się, że jak to w dorosłym życiu bywa, nie zawsze wszystko kończy się happy endem.
W trzeciej części z bohaterami spotykamy się rok po wydarzeniach z części drugiej, choć w retrospekcjach będziemy wracać do pewnych spraw, aby móc je lepiej zrozumieć. Autor trylogii ma bowiem tendencje do tworzenia niekiedy zaskakujących wątków, a dopiero potem  za pomocą retrospekcji wracania do nich. Ta dwutorowość narracji bywa niekiedy kłopotliwa i przyznam, można się pogubić. 
Grupa sugusek rozpadła się, każda z dziewcząt poszła w swoją stronę i przestały utrzymywać ze sobą kontakt. Paula wyjechała na roczne stypendium do Londynu i rozpaczliwie tęskni za Alexem, który w Madrycie pracuje nad swoją drugą książką. Diana i Mario tworzą udany związek; dziewczyna wygrała z bulimią i obecnie oboje studiują. Cristina zmieniła szkołę i nie kontaktuje się z koleżankami. Najgorzej dzieje się z Miriam. Jej reakcją na zdradę przyjaciółki, było nie tylko oddalenie się od rodziny i znajomych. Miriam rzuciła szkołę, zadaje się z nieciekawym towarzystwem i bierze narkotyki. 
Trzecia część, jak już wspomniałam jej najpoważniejsza pod względem atmosfery. Zachowanie Miriam kładzie się cieniem na życiu jej rodziców i brata. Paula nie umie zapanować nad tęsknotą za ukochanym i zamiast skupić się na nauce, przez ponad połowę książki płacze i rozpacza. Mario z nieśmiałego chłopca zmienił się w młodego mężczyznę i niebawem będzie musiał przewartościować pewne rzeczy, aby zrozumieć co jest dla niego najważniejsze. Tak naprawdę najbardziej dojrzały Diana i Cris. Ta pierwsza jeszcze wpada we wściekłą zazdrość i bywa zaborcza, ale coraz częściej myśli i potrafi uczciwie zawalczyć o to co kocha. Cristina natomiast musiała spalić za sobą mosty, zmienić środowisko (bo ileż można się kajać za popełnione grzechy) i zwyczajnie zaczęła żyć dalej. 
W finałowej części spotkamy też Angela, Alaina oraz kilku nowych bohaterów.
Trzeba przyznać autorowi, że dość zgrabnie pozamykał wszystkie wątki. W epilogu natomiast puścił do czytelnika duże oko, pozostawiając go w niepewności, ile w całej tej historii było prawdy, a ile fikcji. Od początku było bowiem wiadome, że Alex, początkujący pisarz, to alter ego samego autora. Jego praca nad książką, romantyczne podejście do życia oraz starania, by utrzymywać stały kontakt z czytelnikami są tak naprawdę odzwierciedleniem starań Fransisca Fernandez. Także inni bohaterowie książki to osoby z otoczenia autora, który sam potwierdził to we wstępie do Ucisz mnie pocałunkiem.
Powieść czyta się lekko, głównie za sprawą języka i przewagi dialogów nad opisami.
Nie podobało mi się jednak to, co autor zrobił z postacią Pauli. Początkowo była to może i uczuciowa, ale przeważnie rozsądna i dość mądrze myśląca dziewczyna. Miała rozterki uczuciowe to fakt. Jednak rola, jaką narzucił jej autor w części trzeciej jest jak dla mnie nie do przyjęcia. Zamiast bowiem cieszyć się ze stypendium i możliwości bycia w Londynie, Paula pogrąża się niemal w depresji, bo tak tęskni za Alexem. Bohaterka nieustannie jest smutna, osowiała, buja w obłokach, wcale się nie uczy. W końcu człowiek zaczyna się zastanawiać, jak ona w ogóle to stypendium zdobyła. Rozumiem, że związki na odległość nie są łatwe, ale Paula tak się skupia na swojej rozpaczy, że nawet nie pomyśli, że Alexowi musi być równie ciężko. Nieustannie kojarzyło mi się to z bohaterkami telenowel, które ronią łzy wielkości grochów przy najdrobniejszym wzruszeniu i nawet im makijaż nie popłynie ;p
Myślę jednak, że jako zakończenie trylogii książka bardzo się autorowi udała. Morał z niej płynie taki, że każdy nas, niezależnie od wieku, pragnie być kochanym i kochać, a ponieważ emocji wokół nas istnieje cała chmura, to często nasze obiekty uczuć widzimy przez różowe okulary, nie dostrzegając rzeczywistości. Przebudzenie lub zdjęcie tych okularów bywa niekiedy zaprawione goryczą, ale właśnie na tym polega dorosłe życie. 
Za możliwość poznania dalszych losów Pauli i jej przyjaciół 
dziękuję pani Joannie z Wydawnictwa Jaguar.

Pozdrawiam ciepło!





Recenzja opublikowana także na:
Księgarnia Matras



wtorek, 28 maja 2013

Marissa Meyer: Scarlet, księga 2.

Autor: Marissa Meyer
Tytuł: Scarlet, księga 2.
Tytuł cyklu: Saga Księżycowa
Wydawca: EGMONT
Stron: 496
Moja ocena: 10/10




Bajki i baśnie to skarbnice postaci, wątków i motywów. Grzechem byłoby z nich nie korzystać, czy to w literaturze czy filmie.  Są to historie uniwersalne i powszechnie znane. Kto bowiem nie zna historii Kopciuszka, Czerwonego Kapturka, czy Śnieżki. Wiadomo jednak, że każda historia musi iść z duchem czasu, dlatego ostatnio bardzo popularne wśród pisarzy jest sięganie po znane bajkowe motywy i prezentowanie ich w zupełnie nowej odsłonie. Przedsięwzięcie to jest dość ryzykowne, nie łatwo bowiem stworzyć coś nowego na znanej już kanwie, a jednocześnie nie wolno zbyt daleko odejść od oryginału, bo wtedy całość zwyczajnie traci sens. Co więc gwarantuje sukces takiej historii w nowej szacie? Odpowiedź jest prosta: dobry pomysł. Przemyślana i dopracowana koncepcja, wprowadzona w książkowe życie tak, aby czytelnika przyciągnąć, zaciekawić i już go nie puścić. 
Gdy pod koniec minionego roku zabierałam się za lekturę Cinder, otwierającej Sagę Księżycową, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Okazało się jednak, że historia dziewczyny cyborga, będącej najzręczniejszym mechanikiem w Nowym Pekinie jest, krótko mówiąc, super. 
Wielka przygoda Cinder, jej znajomość z księciem Kaiem oraz zagrożenie planety Ziemia ze strony Księżycowych ludzi; wszystko to okazało się ledwie wierzchołkiem góry lodowej. Początkiem wielkiej podróży po świecie przyszłości, naznaczonej motywami i postaciami ze znanych nam baśni.
Część druga jest bezpośrednią kontynuacją części pierwszej.
Cinder uznana na największego Wroga ziemi i Luny, świadoma już tego, kim jest oraz jakie ma umiejętności, podejmuje desperacką próbę ucieczki z więzienia. Przy tej okazji zyskuje nowego sojusznika, młodego kadeta, z przeszłością nieco kryminalną i dużą ilością dobrego humoru. Carswell Thorne okazuje się być dla Cinder bardzo pomocny i myślę, że jest świetnym materiałem na przyjaciela. Bohaterom udaje się uciec, przez co stają się najbardziej poszukiwanymi osobami we Wspólnocie Wschodniej.
Tymczasem po drugiej stronie kuli ziemskiej, w słonecznej Francji, rudowłosa i pełna temperamentu Scarlet Benoit, prowadzi desperackie poszukiwania zaginionej babci. Pomoc policji jest jednak znikoma, nikomu bowiem sprawa nie wydaje się podejrzana, ani godna uwagi. Scarlet sądzi jednak inaczej i nie rezygnuje z posuzkiwań. Przypadkowo poznany w miasteczku tajemniczy mężczyzna nazywający siebie Wilkiem wydaje się mieć jakieś informacje na temat babci dziewczyny. Z godnym podziwu uporem bohaterka zmusza Wilka do wyjazdu do Paryża, bo tam ma nadzieję znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania, a przede wszystkim babcię.
W tle we wszystkich serwisach informacyjnych cały czas przewija się motyw ucieczki Linh Cinder z więzienia.
Młody cesarz Kai zostaje postawiony w bardzo trudnej sytuacji. Królowa Lewana daje mu ultimatum, a co gorsze Kai dobrze wie, że okrutnej władczyni chodzi tylko o zdobycie władzy nad Ziemią. Tę możliwość da jej ślub z Kaiem.  Jaką decyzję podejmie młodzieniec?
W drugiej części Sagi Księżycowej autorka nie tylko wprowadza nowych bohaterów, co czyni akcję znacznie bardziej dynamiczną.  Ponieważ część wydarzeń początkowo dotyczy raz jednej, a raz drugiej bohaterki, rozdziały są tak ułożone, że raz  poznajemy wydarzenia dotyczące Cinder, a raz Scarlet. Dopiero w jednym z krytycznych finałowych momentów książki bohaterki spotykają się i ku swemu zdumieniu dowiadują się, że bardzo wiele je łączy.
Kontynuacja Cinder jest naprawdę godną jej następczynią. Ogólnie podobało mi się wszystko i na tym mogłabym zakończyć, ale ponieważ brzmi to bardzo bezkrytycznie postaram się to uzasadnić.
Wykorzystanie motywu Kopciuszka i pokazanie go w zupełnie nowych realiach było strzałem w dziesiątkę.
Wprowadzenie do historii Czerwonego Kapturka było równie dobrym, a może nawet dużo lepszym pomysłem. Gdybyśmy w drugiej części nadal śledzili poczynania samej tylko Cinder, powieść stałaby się wtórna i nudna. Ileż bowiem można śledzić ucieczkę bohaterki? No właśnie.
Okazuje się, że w sprawę Cinder i ukrycie jej tożsamości zaangażowanych było więcej osób, a cała intryga obejmuje znacznie większy zakres niż mogłoby się wydawać. Dzięki temu opowiadana historia nabiera głębi, a świat przedstawiony wiarygodności.
Książkę czyta się jednym tchem i naprawdę trudno się od niej oderwać. Widać, że całość jest przemyślana i skrupulatnie zrealizowana. Kiedy trzeba jest dowcipnie, kiedy trzeba ironicznie, a kiedy trzeba dramatycznie. Od razu chciałoby się sięgnąć po kolejną część i aż żal bierze, że tak długo trzeba będzie na nią czekać.
Polecam nie tylko fanom baśni w nowych odsłonach. Polecam wszystkim bez wyjątku.
Za możliwość przeczytania drugiej części Sagi Księżycowej
i poznania Scarlet oraz Wilka
bardzo serdecznie dziękuję pani Katarzynie z Wydawnictwa EGMONT.
Pozdrawiam ciepło!





Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Matras
Księgarnia Fabryka.pl

poniedziałek, 27 maja 2013

Franziska Gehm: Rodzina Pompadauz. Zamelinowana świnia.

Autor: Franziska Gehm
Tytuł: Zamelinowana świnia
Tytuł cyklu: Rodzina Pompadauz
Wydawca: Dreams
Stron: 218
Moja ocena: 10/10



Zamelinowana świnia to już trzecia część cyklu o przygodach mieszkańców stuletniego hotelu Piękne chwile. Cały budynek wraz z mieszkańcami przeskoczył w czasie o sto lat i tym sposobem trafił do XXI wieku. Dla mieszkańców Rippelpolde, będącego kiełbasianym imperium, jest to swoista zagadka. Mało kto domyśla się bowiem, w jaki sposób w ciągu jednej nocy ze zrujnowanego, opuszczonego budynku, hotel zmienił się w miejsce tętniące życiem i wyglądające jak z innej epoki. Jedni myślą, że to kaprys jakiegoś zwariowanego bogacza, inni, że mieszkańców hotelu grają zawodowi aktorzy.
Prawdę zna tylko Milford, nastoletni syn właściciela miejscowej fabryki kiełbas, a także zdeterminowana ujawnić tę rewelację światu obecnie ex-dyrektorka miejscowego muzeum. 
W trzeciej części cyklu mieszkańcy decydują się zintegrować z otoczeniem. Decyzja ta jest podyktowana głównie względami finansowymi, wszak coś trzeba jeść, z czegoś trzeba żyć, a nie można wiecznie i bezkarnie wyprzedawać bibelotów z hotelu za bezcen lub pampersy. Dlatego hotel zostaje otwarty dla turystów, a Kasmiranda, Jonni i Melusine idą do miejscowej szkoły. Ale to nie wszystko. Gdziekolwiek by się nasi bohaterowie nie udali, są zobowiązani prowadzić poszukiwania kompasu czasu. Urządzenie to ma umożliwić im powrót do 1912 roku, a cała tragedia polega na tym, że nie wiadomo, gdzie się zagubiło. 
I tak. W Zamelinowanej świni będziemy towarzyszyć dzieciom w szkole. Okaże się, że jest mnóstwo możliwości doprowadzenia nauczycielki do białej gorączki, a i spsocić można sporo. 
Posterunkowy Knorpel w ciągu jednego dnia zużyje cały bloczek na mandaty, a tytułowa świnia, cesarzowa Indii, przeżyje namiętną miłość do błękitnego odkurzacza.
Malo tego. Hotel Piękne chwile przeżyje najazd włoskich turystów, a ex-dyrektorka muzeum przekwalifikuje się na detektywa i będzie deptać naszym bohaterom po piętach. 
Co z tego wyniknie? Nie zdradzę, powiem tylko, że śmiechu będzie co nie miara. 
O poprzednich częściach można powiedzieć z czystym sumieniem, że były wesołe, mądre i zabawne. Wydaje mi się jednak, że cykl o Rodzinie Pompadauz z tomu na tom staje się coraz lepszy i coraz bardziej zabawny.  Jest to zasługa nie tylko dobrego pomysłu na fabułę, czy ogromnej dawki humoru. Składa się na to jeszcze kilka czynników. Zabawna jest narracja i sam sposób opowiadania z perspektywy ponad stuletnich mieszkańców hotelu, którzy nie potrafią odpowiednio zareagować na nowe obyczaje, modę czy mentalność współczesnych mieszkańców Rippelpolde. Zderzenie dwóch światów: tradycyjnego i starego z nowoczesnym, na wskroś przesiąkniętym techniką, powoduje, że to powstały w ten sposób kontrast nieustannie bawi i wzrusza.
Zabawni i oryginalni są bohaterowie; stanowią oni prawdziwą mozaikę charakterów, tym ciekawszą, że chyba nie odkryli jeszcze wszystkich kart. 
Współcześni, często zbzikowani mieszkańcy Rippelpolde także są niesamowicie oryginalni. Wprowadzanie nowych postaci miejscowych dziwaków dodaje całej historii przezabawnej atmosfery i klimatu. 
Jest wesoło, optymistycznie i swojsko. Czyta się przyjemnie i od razu ma się ochotę sięgnąć po kolejną część. 
Polecam nie tylko milusińskim, ale wszystkim, którzy często wewnętrznie czują się dzieckiem. To bardzo pozytywna i pożądana w dzisiejszym często zestresowanym świecie, umiejętność.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams
Pozdrawiam ciepło!


niedziela, 26 maja 2013

Ona mi pierwsza pokazała księżyc...

Bardzo dobrze pamiętam z dzieciństwa ten wiersz, choć od czasów zakończenia szkoły podstawowej minęło już trochę czasu. Zawsze na spotkaniu dla Mam w klasach I-III, któraś z dziewczynek recytowała go. Oczywiście były też inne, ale ten jakoś mi najmocniej utknął w pamięci. 
Dziś mieszkam od mojej Mamy bardzo daleko. Dzieli nas blisko 900 km. Cały dzień podróży, dwie przesiadki, 2-3 wizyty w roku. 
Oczywiście rozmawiamy codziennie, ale przez telefon to nie to samo. Pozostaje tylko mieć nadzieję i dążyć do tego, aby ten dystans zniwelować. Dziś już do mojej Mamy z życzeniami dzwoniłam. 
Postanowiłam jednak i tu złożyć Jej i innym Mamom życzenia z okazji ich święta. Tym młodszym i tym nieco starszym, tym na urlopach i tym zapracowanym, tym tradycyjnym i tym nowoczesnym, tym surowym i tym łagodnym, ech długo by tu wymieniać... Zdrowia, wytrwałości, uśmiechu i zadowolenia ze swych pociech. To ostatnie nie zawsze jest łatwe do osiągnięcia zważywszy na to jak upadają autorytety i zmienia się pojęcie macierzyństwa.  Często nie docenia się matczynych rad i starań, nie widzi się doświadczenia popartego latami ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Dlatego, choć to zabrzmi banalnie, doceniajmy nasze Mamy!
Wszystkiego najlepszego!

sobota, 25 maja 2013

Susan Ee: Angelfall. Opowieść Penryn o końcu świata.

Autor: Susan Ee
Tytuł:  Angelfall.
Opowieść Penryn o końcu świata.
Stron: 309
Wydawca: FILIA
Moja ocena:  9/10


Anioły nazywane też posłańcami, to istoty, które istnieją w wielu religiach, nie tylko w chrześcijaństwie. Choć ich wyobrażenia mogą być różne, to w praktyce ich rola sprowadza się do służenia Bogu oraz pośredniczenia między Stwórcą a ludźmi. Niektóre księgi Pisma Świętego mówią też, że ich powinnością jest ochrona ludzi, panowanie nad ciałami niebieskimi, walka z demonami, czynienie cudów, a nawet kierowanie państwami i narodami. Stworzone przed człowiekiem są  piękne, groźne i doskonałe. Jednak zawsze postrzega się je jako naszych Stróżów i chyba ta funkcja jest nam, ludziom, najbliższa. Liczne są świadectwa ludzi, którzy doświadczyli anielskiej obecności lub zostali przez swoich stróżów uratowani przed śmiercią.
Susan Ee w swojej książce zastanawia się, co by się stało, gdyby ci, którzy mają służyć i chronić, obrócili się przeciwko swojej roli i obowiązkom? Odpowiedź jest prosta. Na Ziemi zapanowałby chaos i ciemności, a ludzie szybko zostaliby sprowadzeni do roli sług, zabawek, albo armatniego mięsa. 
Współczesna Ameryka. Trzy tygodnie temu zastępy anielskie obróciły Ziemię w perzynę. Upadły rządy, miasta są tylko dopalającymi się gruzami, a opuszczone ulice, biurowce i domy  są idealnym miejscem dla panoszących się gangów, dilerów i handlarzy. Nikt nie wie, co dokładnie się stało i dlaczego anioły tak się zachowują. Ludzkość się podzieliła. Albo organizuje się w ruch oporu, albo dobrowolnie oddaje się w ręce aniołów i przyjmuje rolę sług lub zabawek. Można by potępiać tę drugą grupę, gdyby nie fakt, że panuje głód, a wiadomo, że z głodu i dla dobra bliskich człowiek jest w stanie się bardzo głęboko upodlić. 
Główną bohaterką powieści jest 17-letnia Penryn, której młodsza siostra zostaje porwana przez anioły. Zdeterminowana dziewczyna postanawia odnaleźć Paige i uwolnić ją. Łatwiej powiedzieć niż wykonać. Porwanie Paige zbiegło się w czasie w walką aniołów, czego świadkiem były Penryn i jej rodzina. W wyniku tej nierównej walki (pięciu na jednego) pokonany anioł został brutalnie okaleczony i obcięto mu skrzydła. Penryn ma świadomość, że sama nie da rady uwolnić siostry, dlatego pomaga Raffemu (tak ma na imię anioł), licząc, że on potem pomoże jej. 
W ten sposób rozpoczyna się podróż przez zniszczone miasto oraz poszukiwanie siedziby aniołów, zwanej gniazdem. W trakcie podróży zwykła dziewczyna i anioł, który okaże się  kimś ważniejszym w hierarchii niż na to wygląda, będą mieli okazję lepiej się poznać i zgłębić różnice między ludźmi i aniołami. Szybko okazuje się, że ludzie, choć często niedoskonali, kierują się prostymi prawdami i w większości mają sumienie, a także naprawdę umieją walczyć o to, co jest im drogie. Tymczasem anioły niby tak piękne i nieskazitelne poddają się najgorszym i najpodlejszym uciechom. Gardzą ludźmi za ich słabość i uległość, nie widząc, że sami są tak naprawdę dużo gorsi. 
Początkowe rozdziały nie obfitują może w wiele wydarzeń, ale autorka nadrabia to komizmem słownym w rozmowach Penryn i Raffego oraz komizmem postaci matki Penryn, oscylującej pomiędzy opętaniem a chorobą psychiczną. Ta raz nieobliczalna i niebezpieczna kobieta, a za chwilę czuła i opiekuńcza matka od lat walczy z własnymi demonami, co wcale śmieszne nie jest. Tragikomiczny jest sposób, w jaki to szaleństwo się objawia i jest komentowane przez Penryn, dla której inność matki jest już tylko czymś, czemu należy przytaknąć i iść dalej. 
Druga połowa książki jest znacznie żywsza i ciekawsza, choć momentami, przyznam, nie mogłam opanować uczucia obrzydzenia. Nie poznajemy wszystkich tajemnic aniołów i inwazji na Ziemię. Autorka ledwie uchyliła zasłonę w tym temacie, jednak brutalne doświadczenia w podziemiach gniazda i ich krwawy efekt, czego dobrym przykładem jest Paige, budzą naprawdę mieszane uczucia. Od odrazy do ciekawości po co to i co z tym dalej będzie. Barwny i obrazowy język powieści sugestywnie oddają głębię świata przedstawionego. 
Duży plus należy się autorce za pozostawienie relacji Penryn i Raffego na poziomie głębokiego przywiązania towarzyszy podróży. Początkowo dumny i niechętny dziewczynie anioł, z czasem zaczyna doceniać jej poświęcenie wobec siostry i sam obdarza ją przyjaźnią. Czy relacja ta  z czasem zmieni się w coś więcej, tego na razie nie wiadomo. Osobiście wolałabym, aby zostało tak jak jest. W końcu przecież aniołowie nie powinni się wiązać z córami człowieczymi. 
Bardzo ciekawe jest również zakończenie. Jaki był cel makabrycznych eksperymentów w gnieździe? Co się stanie z Raffem zaszufladkowanym na siłę do tych złych? I jaka przyszłość czeka małą Paige tak okrutnie odmienioną? Bardzo jestem tego wszystkiego ciekawa. 
Polecam powieść Susan Ee. W dobie paranormalnych romansów śmiertelniczek z istotami "z nie z tego świata"  Angelfall  jest naprawdę miłą odmianą i na długo zapada w pamięć. 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję 
mojemu Secretum 
i Wydawnictwu FILIA.

piątek, 24 maja 2013

James Dashner: Więzień labiryntu

Autor: James Dashner
Tytuł: Więzień labiryntu, cz. 1.
Seria: Więzień labiryntu
Wydawca: Papierowy Księżyc
Stron: 422
Moja ocena: 10/10



Regularnie, raz w miesiącu, do otoczonej kamiennym, ruchomym labiryntem Strefy, trafia chłopiec. Budzi się w ciemnej windzie, zwanej Pudłem i nie pamięta nic z wyjątkiem własnego imienia. Cała reszta wspomnień jest zamazana i w zasadzie trudno sobie cokolwiek przypomnieć. Życie w Strefie nie jest łatwe, ale idzie się przystosować. Sprawna organizacja i dokładny podział obowiązków gwarantują, że chłopcy będą mieli co jeść i gdzie spać. Co rano labirynt się otwiera, a na noc zamyka. Układ korytarzy ulega ciągłej zmianie. W myśl żelaznego zakazu nikt nie zostaje w labiryncie po zmroku, bo czyhają tam Bóldożercy; dziwaczne monstra będące połączeniem maszyn i zmutowanych ślimaków. Wszędzie, bardzo szybko, przemykają małe stworzenia zwane przez Streferów żukolcami, emitujące czerwone smugi światła, przez które to najprawdopodobniej Stwórcy obserwują chłopców. 
Do takiego miejsca z pustką w pamięci trafia któregoś dnia nastoletni Thomas. Stali bywalcy witają go z mieszanymi uczuciami, jedni przyjaźnie, inni wrogo. Tymczasem bohater nie potrafi powstrzymać się od zadawania pytań, nie może też pozbyć się uporczywego wrażenia, że już kiedyś tu był. 
Sytuacja pogarsza się, gdy niedługo po Thomasie, w windzie przybywa na wpół przytomna dziewczyna. Dla Streferów to szok, nie tylko dlatego, że jest to pierwsza dziewczyna w tym miejscu. Teresa przynosi ze sobą wiadomość, która budzi wśród mieszkańców labiryntu niepokój i strach przed tym, co może nadejść. 
Potem wydarzenia następują po sobie lawinowo, a każdy kolejny rozdział coraz mocniej wzmaga napięcie czytelnika.
Kto umieszcza chłopców w labiryncie? Czy w którymś miejscu znajduje się wyjście? Czy warto w ogóle ryzykować życiem i szukać tego, czego być może nie ma, czy też może lepiej zostać w Strefie, zwłaszcza gdy nie wie się na pewno, czy istnieje coś poza labiryntem?
Pomysł uwięzienia bohaterów w zamkniętej przestrzeni, pełnej niebezpieczeństw jest ostatnio bardzo popularny, zarówno w literaturze i filmie. 
Pierwszym moim skojarzeniem, które mi się nasunęło był film V. Natali Cube, w którym to bohaterowie szukają wyjścia z klaustrofobicznego i pełnego pułapek ogromnego sześcianu. Nie wiadomo, kto i po co ich tu umieścił. Stopniowo do głosu dochodzą ich najgorsze instynkty, zaś najgorsze jest to, że bohaterowie nie dostrzegają oczywistego: tylko zgodna i sprawna współpraca daje im szansę na wyjście z tego cało.
Drugie skojarzenie to ostatnio przeze mnie czytany Las Zębów i Rąk, gdzie autorka kładła szczególny nacisk na to, że tylko wewnątrz jest względnie bezpiecznie, bo poza ogrodzeniem czają się żądne krwi potwory.
Oczywiście wspólna cecha tych wszystkich historii, to dotknięte zniszczeniem, katastrofą lub epidemią "zewnątrz" i dość smutny fakt, że prawdziwe kłopoty, wbrew pozorom, zaczynają się dopiero po trudnym i pełnym poświęceń opuszczeniu bezpiecznej enklawy.
Tym, co najlepiej udało się autorowi powieści, jest klimat tajemnicy i niewiadomego. Rzeczywistość obserwujemy oczyma Thomasa, który bardzo chciałby sobie pewne rzeczy przypomnieć, bo czuje podskórnie, że jego przybycie tutaj nie jest przypadkowe. Autor daje czytelnikowi bardzo skąpe informacje na temat motywów, jakimi kierowali się Stwórcy i przyznam, że tak uporczywe trzymanie czytelnika w niewiedzy ma swój niezaprzeczalny urok. Pozwala bowiem na snucie domysłów i własnych teorii, które potem można porównać z tym, co przygotował dla nas autor.
Bardzo dobrze zostali wykreowani bohaterowie. Sposobem wysławiania się oraz zachowaniem przypominali mi takich "młodych starych". Ich zaradność i umiejętność przystosowania się do życia w labiryncie, a jednocześnie zgorzknienie charakterystyczne raczej dla ludzi starszych, spowodowało, że byli dla mnie, jako czytelnika, niesamowicie wiarygodni. Właśnie tacy powinni być książkowi bohaterowie. 
Na uwagę zasługuje również żargon, jakim posługują się mieszkańcy Strefy. Początkowo trudno było mi się do tego przyzwyczaić, jednak po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to również uwiarygodniało cały świat przedstawiony  i nadawało mu specyficznego klimatu.
Więzień labiryntu rozpoczyna trylogię o tym samym tytule i jak można się łatwo domyślić, jest to dopiero początek zmagań bohaterów z tajemniczą organizacją DRESZCZ oraz tym, co znajduje się poza murami kamiennej plątaniny korytarzy. 
Powieść polecam czytelnikom lubiącym dobre historie osnute mgłą tajemnicy. Ciekawa fabuła i obrazowy sposób opowiadania nie pozwolą Wam się nudzić. 
Jeśli o mnie chodzi, to bardzo chętnie przeczytam część drugą, jeśli bowiem pierwsza była tak dobra, to w drugiej może być tylko lepiej. 
Za książkę dziękuję 
Pozdrawiam ciepło!





Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Matras
Księgarnia Fabryka.pl

czwartek, 23 maja 2013

Asia Greenhorn: Silver

Autor: Asia Greenhorn
Tytuł: Silver
Wydawca: Dreams
Stron: 440
Moja ocena: 8/10
Premiera: 29.05.2013



Powieść Silver stanowi bezpośrednią kontynuację Winter, wydanej przez wydawnictwo Dreams minionego lata.
Część druga zaczyna się w zasadzie w momencie, w którym skończyła się jej poprzedniczka. 
Winter Starr i jej przyjaciele z Cae Mefus powoli dochodzą do siebie po tragicznych wydarzeniach, które niedawno dotknęły małą społeczność. 
Ku swemu zaskoczeniu główna bohaterka dowiedziała się, że jest potomkinią dwóch ras, owocem wielkiej miłości śmiertelnej kobiety i potężnego wampira. Dawne prawo, którym kierują się Familia i Zakon Ciemności, mówi, że ludzie i wampiry nie powinni się ze sobą łączyć, jednak przede wszystkim nie powinni mieć ze sobą potomstwa. Rodzice Winter, kierowani ogromną miłością, złamali ten zakaz i zginęli, a ich córka na 16 lat stała się nieświadomym narzędziem w ręku zabójców swoich rodziców. Okazało się bowiem, że Winter posiada w swojej potężną moc. Jako mieszaniec, dziecko człowieka i wampira, może obdarzyć nieśmiertelnością wybranego wampira, jeśli tylko pozwoli mu się ugryźć. Który wampir, marzący o władzy i potędze, nie skusiłby się na coś takiego? 
Przytłoczona tą wiedzą i ogromną odpowiedzialnością Winter stara się na nowo znaleźć dla siebie miejsce w świecie. Nie jest to łatwe, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jej wampirza natura mocno daje o sobie znać. Wszystkie związane z tym odczucia są tak dotkliwe, gdyż Winter (o czym jeszcze nie wiedzą jej przyjaciele), obdarzyła nieśmiertelnością Rhysa, młodego wampira. Decyzja ta okaże się dla zakochanych brzemienna w skutki. Ugryzienie połączyło bohaterów silną więzią, którą przerwać może tylko śmierć. Żeby było trudniej próba zerwania tej więzi wydaje się niemożliwa. Ktoś mógłby zapytać; po co ją zrywać? Winter i Rhys wreszcie mogą być razem, są szczęśliwi, zatem chyba wszystko poszło dobrze. Otóż nie do końca. Przywódcy Familii i Zakonu nadal bacznie przyglądają się Winter i rosnącemu w siłę Rhysowi. Mają w stosunku do nich własne plany.  
Czy więź łącząca dwójkę bohaterów przetrwa? Czy Rhys, wiedziony słusznymi pobudkami, zapanuje nad potęgą, która krąży w jego krwi? A może podda się ambicjom swojego ojca i sięgnie po władzę nad Zakonem? Jaką drogę wybierze Winter? Czy historia nieszczęśliwej miłości, jaka połączyła jej rodziców, będzie dla niej przestrogą, czy zachętą?
Na te i inne pytania daje odpowiedzi druga część cyklu autorstwa A. Greenhorn przedstawiająca losy wampirzo - ludzkiej dziewczyny o srebrnych oczach.
Powieść jest podzielona na trzy części, z których każda jest opatrzona fragmentem z poezji m.in. W. Whitmana czy E. Bronte. Cytaty te doskonale pasują do poszczególnych części i świetnie wprowadzają czytelnika w klimat powieści, tworząc tajemniczą atmosferę.
Początkowo akcja Silver toczy się dość wolno i obraca się wokół miłosnych rozterek Winter i Rhysa, który o ile w pierwszej części był cwaniaczkowatym i pewnym siebie Nyksem, o tyle teraz jest beznadziejnie zakochany i myśli tylko o obiekcie swoich uczuć. 
Na szczęście mniej więcej w połowie zaczyna się robić coraz ciekawiej, głównie za sprawą pojawienia się ważnej osoby z przeszłości Winter, zmian dokonujących się w psychice Rhysa i gorączkowych poszukiwań starego artefaktu, który... 
No właśnie, tego już nie zdradzę. 
Powieść czyta się szybko dzięki niedługim rozdziałom i przyjaznej dla oczu czcionce, co uważam za naprawdę dużą zaletę. Momentami autorce nie udało się uniknąć ckliwości, ale z drugiej strony, jeśli w grę wchodzi nastoletnia miłość, która ma się zmierzyć z wielowiekową tradycją i zakazami dorosłych, to chyba trudno tej ckliwości uniknąć. Być może właśnie dzięki temu Winter i Rhys są prawdziwsi i bardziej wiarygodni. 
Powieść A. Greenhorn polecam miłośnikom romantycznych historii z udziałem wampirów. Czytelnicy, którym lektura Winter sprawiła przyjemność (tak jak mnie), także będą zadowoleni. 
Podobnie jak w zakończeniu części pierwszej, tak i tutaj autorka pozostawiła pewne niedopowiedzenia, tak więc myślę, że za jakiś czas doczekamy się kontynuacji przygód Winter i jej przyjaciół.
Za egzemplarz recenzyjny 
serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams. 
Pozdrawiam ciepło!









Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Matras
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Fabryka.pl

Spójrz w wizje. Przyjmij wyzwanie. Zawalcz o swoją przyszłość.



Autor: Daniela Sacerdoti
Tytuł: Wizje
Seria: Sara Midnight, księga I 
ISBN: 978-83-63579-24-1
PREMIERA MAJ 2013


A oto mój pomysł na hasło:
SPÓJRZ W WIZJE. 
PRZYJMIJ WYZWANIE. 
ZAWALCZ O SWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ.






  
Siedemnastoletnia Sara Midnight nigdy nie miała normalnego życia. Z pozoru to zwyczajna nastolatka, która w głębi serca skrywa niebywały sekret. Jej rodzice byli łowcami demonów i należeli do klanu Tajnych Rodzin, który poprzysiągł chronić świat. Po niewyjaśnionej śmierci rodziców życie Sary legło w gruzach. Pomimo trudności dziewczyna musi wziąć się w garść i, choć brakuje jej przygotowania, zacząć walczyć.
Trafia do świata pełnego niebezpieczeństw. Widzi rzeczy, których istnienia nigdy by nie podejrzewała. W dodatku nie wiadomo skąd, pojawia się jej dawno niewidziany kuzyn. Przychodzi do niej w chwili, gdy jest najbardziej potrzebny, i oświadcza, że chce jej pomóc. Tymczasem Sara nie wie już, komu ufać. Nie wie też, czy pożyje wystarczająco długo, aby misję rodziców doprowadzić do końca.
Poznaj świat, w którym czyhają demony, gdzie śmierć nie przebiera w środkach…
(Opis wydawcy)
Brzmi naprawdę ciekawie. Jak Wam się podoba? 
Pozdrawiam!

wtorek, 21 maja 2013

Stos 5/2013

 Zauważyłam ostatnio taką prawidłowość, że jak wiosna w przyrodzie obfituje w zieleń i kwiaty, tak w świecie wydawniczym przeróżne ciekawe książki wyskakują jak grzyby po deszczu lub jak muffiny z piekarnika (zjadłabym jagodowego nawiasem mówiąc). 
Stos, który chcę zaprezentować jest dość duży, co mnie samą zdziwiło, ale też napełniło ogromną radością. 
Tym razem od dołu: 
1. C. S. Friedman: Dziedzictwo królów, ( Recenzja )
2. M. J. Sullivan: Zdradziecki plan, 5 cz. przygód Hadriana i Royce'a. (Recenzja) Obie książki w wersji tradycyjnej od pani Anny z Wydawnictwa Prószyński i S-ka.
3. J. Bosworth: Dziewczyna, którą kochały pioruny; od portalu Secretum. (Recenzja)
4. S. Ee: Angelfall; j.w. (Recenzja.)
5. T. Avoledo: Korzenie niebios, kolejna historia z uniwersum Metro2033; j.w.
6. B. Mull: Baśniobór. Klucze do więzienia demonów, od pani Iwony z Wydawnictwa WAB. (Recenzja)
7. M. Meyer: Saga księżycowa, cz.2. Scarlett; nie mogłam się jej doczekać. Cinder podobała mi się ogromnie. Od pani Kasi z Wydawnictwa EGMONT Literacki. (Recenzja)
8. J. Baggott: Nowy przywódca, j.w. (Nowa Ziemia) była niesamowita, zobaczymy co dalej.
9. B. Jeans: Ucisz mnie pocałunkiem,od pani Asi z Wydawnictwa Jaguar. 
10. I. Pfeiffer: W Roku Skorpiona, to nagroda z szybkiego konkursu na portalu Biznes i Styl. 
11. A. Greenhorn: Silver, od Wydawnictwa Dreams, kontynuacja Winter. Książkę otrzymałam dzięki pomocy blogerów, którzy wspomagali mnie swoimi komentarzami, za co jeszcze raz dziękuję. (Recenzja)
12. F. Gehm: Zamelinowana świnia, 3 cz. przygód Rodzinki Pompadauz, także od Wydawnictwa Dreams. (Recenzja)
13. T. A. Barron: Skrzydła czarodzieja, 5 już część przygód młodego Merlina od Wydawnictwa G+J
Wszystki serdecznie dziękuję za książki. 
A Wy znajdujecie tu coś dla siebie? A może już  którąś czytaliście i szczególnie polecacie? 
Dobrego dnia!

poniedziałek, 20 maja 2013

Brandon Mull: Baśniobór cz. 5. Klucze do więzienia demonów.

Autor: Brandon Mull
Tytuł: Klucze do więzienia demonów.
Seria: Baśniobór, cz. 5.
Stron: 550
Wydawca: W A B
Moja ocena: 10/10

Piąta i ostatnia już część cyklu Baśniobór autorstwa B. Mulla kusi nie tylko ilustracją okładkową w purpurowo - złotym kolorze.  Czytelnicy, którzy choć trochę już znają styl tego autora wiedzą, że każda z jego książek to ciekawa, wciągająca podróż, pełna magii, oryginalnych stworzeń i przepięknych krajobrazów. Z rodzeństwem Sorensonów oraz grupą ich przyjaciół nie można się nudzić, tym bardziej, że finałowe wydarzenia części czwartej sugerowały wiele ciekawych rozwiązań. Czy autorowi udało się spełnić te zawoalowane obietnice i czy powieść Klucze do więzienia demonów jest godnym ukoronowaniem całego cyklu? O tym poniżej. 
Baśniobór i inne magiczne rezerwaty stoją na skraju upadku. Stojący na czele Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej Sfinks zmierza do otwarcia Zzyzxu, prastarego więzienia, w którym przebywają najstraszniejsze i najbardziej plugawe demony świata. Zdobył potrzebne do tego magiczne klucze oraz skutecznie eliminuje grupę Wiecznych, których życie również stanowi o szczelności tego więzienia. Jakby tego było mało Sfinks porwał i uwięził rodziców Setha i Kendry. 
Nasi bohaterowie i inni  Rycerze Świtu, stają zatem przed nie lada wyzwaniem. Będą podróżowali po całym świecie, aby choć w części pokrzyżować plany Sfinksa i jego sług. Jednak co ciekawe, wciąż będą o krok  w tyle za swoim przeciwnikiem. Gdy już wyda się im, że w czymś go wyprzedzili, zaraz są brutalnie wyprowadzani z błędu.
Nietrudno się domyślić, że w finale wielkiej przygody i konfrontacji z siłami mroku, decydującą rolę odegrają cechy, które rodzeństwo nabyło podczas poprzednich przygód; wróżkokrewność Kendry oraz niezwykły brak lęku u Setha. 
Tym razem młodzi bohaterowie będą co krok wpadać w tarapaty, wychodzić z nich, by po chwili wpaść w kolejne. Na porządku dziennym będą spiski, dokładne planowanie, liczne próby i cała masa magicznych stworzeń po drodze. Rodzeństwo znowu się rozdzieli, co zdecydowanie wyjdzie całej fabule na dobre. Będzie bowiem bardzo ciekawie i znacznie poszerzy to horyzont opowiadanej historii. 
Kendra w towarzystwie poznanego w poprzedniej części łagodnego smoka Raxtusa i dość wiekowego, ale ciągle bardzo przystojnego jednorożca Paprota, zajmie się gromadzeniem sił światła na ostateczną rozgrywkę z armią demonów. Wspomagani mądrymi radami Królowej Wróżek bohaterowie będą mogli w odpowiedni sposób przygotować się na to, co ich czeka. 
Seth razem z Vanessą, satyrami Nowelem i Dorenem oraz golemem Hugo, wyruszy na poszukiwania MieczaVasilisa, dzięki któremu, być może, uda mu się pokonać przywódcę demonów. W tym miejscu warto dodać, że Seth w czasie trwania całego cyklu przeszedł ogromną przemianę, od beztroskiego poszukiwacza kłopotów do rozsądnie myślącego młodego mężczyzny, który potrafi przyznać się do błędu i naprawić, to co zostało zniszczone. Pochwała należy się również dwóm łasym na baterie i złoto satyrom, którzy zawsze zachowywali się jak samolubni tchórze, jednak w decydującym momencie, tylko oni stanęli po stronie Setha i choć motywacją była kablówka na stałe łącze, to jednak w ostatecznym rozrachunku zachowali się bardzo odważnie i lojalnie, a ich niekiedy czarny humor potrafił rozładować sytuację. 
W części piątej autor prezentuje czytelnikowi kolejne magiczne miejsca, takie jak Obsydnianowe Pustkowie, Żywy Miraż czy Bezbrzeżna Wyspa. Pomysłowości nie zabrakło mu również przy wprowadzaniu nowych stworzeń. Jeśli miałabym wybierać z tej szerokiej palety postaci, to chyba najbardziej podobał mi się uparty i kłamliwy leprechaun, podobne do greckich Mojr Śpiewające Siostry oraz potraktowanie postaci Raxtusa. Ten ostatni bardzo długo żył w przekonaniu, że jest zakałą smoczego rodu, że ojciec się go wstydzi i ogólnie, że jest słaby i nieprzydatny. Na jego przykładzie autor pokazuje, że każdy posiada jakieś umiejętności, które czasem ujawniają się w najmniej oczekiwanym momencie. Raxtus, który nigdy nie umiał siebie docenić, ratuje Kendrę i innych bohaterów z licznych opresji, wykazując się takim hartem ducha, jakiego mógłby mu pozazdrościć niejeden większy od niego smok.
Piąta część cyklu Baśniobór jest naprawdę dobrym i przemyślanym zakończeniem całego cyklu. Zadowala i mnogość magicznych artefaktów i nowe postaci. Język jest bystry i cięty,  dialogi zabawne, a zakończenie daje do myślenia i, co ważne, jest ostateczne. W posłowiu na końcu autor wyraźnie zaznacza, że Klucze do więzienia demonów są ostatnią częścią cyklu, raz, że tyle od początku było planowane, dwa, że czas na nowe projekty.
Podobało mi się bardzo i choć w zasadzie wszystko poszło po mojej myśli, teraz odczuwam lekki żal, że już nie będzie oczekiwania na  kolejne przygody bohaterów, do których zdążyłam się przywiązać. 
Cykl Baśniobór śmiało może konkurować z innym seriami adresowanymi do młodego czytelnika; ma bowiem wszystko to, czego czytelnik mógłby po takich książkach oczekiwać: ciekawą fabułę, ogromną różnorodność wszystkiego co bajkowe i magiczne, a przede wszystkim czyta się łatwo i przyjemnie. Czegóż chcieć więcej? No właśnie. 
Polecam. Naprawdę warto. 
Za możliwość przeczytania książki 
serdecznie dziękuję pani Iwonie z Wydawnictwa W A B 

Pozdrawiam ciepło!


Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Matras
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Fabryka.pl


Recenzje poprzednich części:

niedziela, 19 maja 2013

Jennifer Bosworth: Dziewczyna, którą kochały pioruny.

Autor: Jennifer Bosworth
Tytuł: Dziewczyna, którą kochały pioruny
Stron: 318
Wydawca: AMBER
Moja ocena: 8/10



Współczesna Ameryka, Los Angeles. Kilka miesięcy temu ogromne trzęsienie zamieniło wszystko w stertę gruzu, w krótkim czasie zmiatając z powierzchni ziemi wieloletni dorobek ludzkości. Zapanował wielki chaos komunikacyjny i nie tylko. Wszędzie rozpanoszyły się głód, choroby, kradzieże i rozboje oraz co najważniejsze nielegalny handel lekami i jedzeniem. Plaże do tej pory pełniące funkcję wypoczynkową zamieniły się w miasta namiotów. Jedynym ocalałym w Śródmieściu budynkiem jest wysoka Wieża. Jakby tego było mało miasto stało się terenem psychologicznej walki dwóch ugrupowań religijnych, z których każde stara się pozyskać jak największą grupę zwolenników. Na czele jednej z grup stoi człowiek nazywający się Prorokiem, wieszczący nadejście kolejnego trzęsienia ziemi, poprzedzonego ogromną burzą. W ciągu 3 miesięcy udało mu się zgromadzić rzesze wyznawców. Drugie ugrupowanie zwane Tropicielami stara się pokrzyżować plany Proroka, jednak ich często niejasne metody działania powodują, że trudno ocenić ich intencje i w rezultacie przez dłuższy czas nie wiadomo, kto chce dobrze, a kto jest tym złym.
Główną bohaterką powieści jest 18-letnia Mia Price, posiadająca niezwykły talent. Sama mówi o sobie, że jest żywym piorunochronem. Z tygodniowym wyprzedzeniem jest w stanie wyczuć zbliżającą się burzę, a uderzenie piorunem i moc, jaka wówczas przepływa przez jej ciało, jest dla niej niczym narkotyk. Mia może tę energię w sobie kumulować, może ją także wyzwolić spopielając wszystko, co się wokół niej znajduje. 
Bohaterka nie ma łatwego życia. Ojca, który zmarł na raka, nie pamięta, z bratem coraz trudniej jest się jej porozumieć, jednak najgorzej jest z jej mamą, która od czasu wydobycia jej przez ratowników spod gruzów, cierpi na głęboki stres pourazowy i w zasadzie nie ma z nią kontaktu. Osamotniona Mia desperacko stara się zachować pozory normalności w rodzinie,  bez skutku. 
W dodatku członkowie obydwu ugrupowań widzą w osobie Mii swoje brakujące ogniwo i natrętnie starają się ją pozyskać dla swojej sprawy.  Bohaterka jest rozbita i nie wie, komu może zaufać. Najchętniej wybrałaby własną drogę, co jednak jest bardzo trudne.
Przyznać trzeba autorce, że pomysł na bohaterkę i jej umiejętności miała bardzo oryginalny i udało się jej go ciekawie  przedstawić. Poznaczona czerwonawymi, cienkimi bliznami i kryjąca je pod grubymi ubraniami Mia jest interesującym typem bohaterki. W sumie, gdyby nie ta dziwaczna umiejętność przyciągania piorunów, Mia byłaby zupełnie zwyczajna i taka też, mimo wszystko, stara się być. Dba o rodzinę, ostatnie pieniądze jest w stanie wydać na leki dla matki, stara się chodzić do szkoły, bo tylko tam można dostać racje żywnościowe, jest spokojna i zrównoważona. Marzenia ma takie, jak każda dziewczyna w jej wieku: chce być kochana, mieć chłopaka, przyjaciół, nie wyróżniać się z tłumu. Ma jednak ten swój dar, czy jak wielu mówi przekleństwo i wie, że nigdy nie będzie taka jak inni. 
Dzięki narracji pierwszoosobowej doskonale wiemy, co się dzieje w głowie i w sercu Mii, jakie przeżywa rozterki i czym się kieruje. Nie dowiadujemy się jednak, skąd posiada tę umiejętność i w tym miejscu byłam nieco rozczarowana. Później okazuje się, że są też inni ludzie, podobni do Mii, ale to jej moc jest największa. 
Pomimo wątków fantastycznych, umiejętnie wyważonych, powieść dobrze czyta się również jako historia sensacyjna. Stopniowane przez autorkę napięcie odsłania coraz więcej szczegółów całej intrygi i w zasadzie bardzo długo nie wiadomo, kto jest kim i czy ludzie z otoczenia bohaterki są tymi, za których się podają. Jest kilka zagadek, dla których wspólnym mianownikiem jest stara przepowiednia o Dziewczynie z Wieży, a oczekiwana burza okazuje się być tłem dla spektakularnego finału. Jakiego wyboru dokona Mia? Po której ze stron się opowie i czy będzie jej dane żyć normalnie? A może w świecie po katastrofie nie jest to możliwie?
Tego warto się przekonać samemu. Czyta się szybko, z zainteresowaniem, a zakończenie jest naprawdę zakończeniem i raczej nic nie sugeruje tu kontynuacji. To ostatnie akurat jest dobre, bo miło czasem przeczytać coś w jednym tomie i przejść nad daną historią do porządku dziennego.
Dlatego polecam. Elektryzująca historia o dziewczynie panującej nad piorunami jest dobrą lekturą na majowe, burzowe popołudnie. 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję 
portalowi Secretum 
i Wydawnictwu AMBER.

środa, 15 maja 2013

Dzień Polskiej Niezapominajki

Święto  przyrody obchodzone corocznie 15 maja mające na celu promowanie jej walorów, stałe przypominanie  o ochronie środowiska i zachowaniu różnorodności biologicznej Polski. 
Akcję zapoczątkował w 2002 roku redaktor  radiowej Jedynki, prowadzący "Ekoradio", Andrzej Zalewski (zm. 2011) trochę na przekór  Walentynkom.  Pierwsze obchody odbyły się 15 maja 2002 roku.
U mnie w szkole tego dnia zbiera się Jednodniowy Zespół Niezapominajkowy, który w każdej sali lekcyjnej  śpiewa piosenkę o niezapominajkach. Każda osoba, która tego dnia będzie miała na sobie coś niebieskiego, otrzyma w nagrodę słodki upominek. Przyznam, że początkowo była do tego nastawiona trochę sceptycznie, ale teraz podoba mi się to coraz bardziej. W końcu kolor niebieski bardzo lubię, a wiosenne kwiaty jeszcze bardziej. 
A ja jestem malutka
Błękitna niezabudka.
Zerwali mnie z nad potoczka
Mówiąc, że mam żabie oczka.
Upraszam bardzo skromnie
Nie zapomnijcież o mnie! 
Bronisława Ostrowska

wtorek, 14 maja 2013

Melissa Marr: Opiekunka grobów - Zapowiedź Wydawnictwa REPLIKA.

W niezwykle spokojnym miasteczku Claysville dochodzi do brutalnego morderstwa. Maylene Barrow, kobieta pielęgnująca wszystkie cmentarze w mieście, zostaje znaleziona we własnej kuchni w kałuży krwi. Ale szeryf nie przeprowadza śledztwa. Do Claysville przybywa Rebeka, przybrana wnuczka Maylene. Z lotniska odbiera ją Byron, syn przedsiębiorcy pogrzebowego, zakochany w niej bez pamięci. Obydwoje mają za sobą osiem lat życia poza miasteczkiem, unikania siebie i rozmów o wzajemnej miłości, obydwoje też odczuwają niezrozumiałą ulgę, wkraczając w granice Claysville. Wydarzenia przyspieszają, zdarzają się kolejne brutalne napaści, a Rebeka i Byron zaczynają odkrywać, że ich miasteczko rządzone jest w myśl dość niezwykłych zasad. Dowiadują się też, że dziedzicznie przypadają im obojgu bardzo ważne funkcje, zapisane w dziwacznym kontrakcie sprzed 300 lat. Ona musi przejąć po zmarłej babci funkcję Opiekunki Grobów, a on - po ojcu - rolę Grabarza i jej opiekuna. Spokój i bezpieczeństwo Claysville zależą od tego, czy ta para wypełni swe role starannie. "Opiekunka Grobów" to romantyczny horror albo romans z elementami grozy w tle. Para głównych bohaterów musi odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytanie: czy kochają się, bo tak za nich ustalono, czy też ich miłość jest autentyczna i pomoże im w misji utrzymania ładu w świecie zmarłych.

Nikt tak nie kreuje światów, jak Melissa Marr.
Charlaine Harris

Marr serwuje ekscentryczne dark fantasy ukształtowane wokół tematów przeznaczenia, wolnej woli i zombie... Dobrze nakreśleni bohaterowie i ich burzliwe relacje sprawiają, że opowieść tętni własnym życiem.
Publishers Weekly

Zapowiada się dość ciekawie. Co o tym sądzicie?

poniedziałek, 13 maja 2013

Taylor Anderson: Pomruki burzy

Autor: Taylor Anderson
Tytuł: Pomruki burzy
Seria: Niszczyciel t. 4.
Stron: 495
Wydawca: REBIS
Moja ocena: 8/10


Pomruki burzy to czwarta część cyklu Niszczyciel. Akcję książek umiejscowił autor (miłośnik marynistyki i starej broni) w alternatywnym świecie, do którego, w wyniku zetknięcia się z tajemniczym szkwałem, dostali się bohaterowie jednostki bojowej Walker z kapitanem Matthew Reedym na czele. 
Pod względem współrzędnych geograficznych świat ten odpowiada naszemu, jednak na tym podobieństwa się kończą. 
W tym świecie ludzie nigdy nie mieliby szansy na przeżycie. W tym świecie królują jaszczurpodobni grikowie, którzy zwyczajem roju os, nastawieni są na brutalny podbój całego tego świata. Są okrutni, walczą w ślepym bojowym szale, nie biorą jeńców, nie okazują litości, a ich ulubionym przysmakiem, są.. ich własne młode.  Oprócz grików, mieszkają tutaj łagodne, kotowatopodobne lemury i to z nimi bohaterowie odnajdą nie tylko płaszczyznę porozumienia, ale też wspólny cel, jakim będzie walka z inwazją grików.
Po pokonaniu trudności adaptacyjnych bohaterowie zaczynają organizować obronę, szukać sojuszników wśród innych klanów kotowatych, wytwarzać broń, a nawet konstruować samoloty zwiadowcze. Alternatywna ziemia oferuje mnóstwo surowców, a lemury są pracowite i szybko się uczą. Przeszkodą jest jednak rosnące zagrożenie ze strony szybko mnożących się grików oraz cała masa innych drapieżnych stworzeń  żyjących na lądzie i w wodzie. 
Część trzecia cyklu zakończyła się wielką bitwą. Połączone siły ludzi i kotowatych odparły armię grików. Zwycięstwo zostało jednak okupione zatopieniem Walkera oraz stratami w ludziach. Pojawiła się jednak też nadzieja na zdobycie nowych sojuszników i to ludzkiego gatunku. Okazało się bowiem, że za oceanem żyją ludzie (przybyli tu w podobny sposób dawno temu), którzy nie dość, ze potrafili w tym groźnym świecie przeżyć, to jeszcze zbudowali tu Imperium ze scentralizowaną władzą. 
Czwarta część cyklu zaczyna się w momencie, w którym skończyła się część trzecia. Nasi bohaterowie stopniowo goją wojenne rany. Trwają przygotowania do podniesienia z dna zatoki zatopionego Walkera. Oprócz tego przybywają spodziewani goście w postaci wysłanników Imperium Nowych Wysp Brytyjskich, chcący zabrać uratowaną przez załogę Reedy'ego księżniczkę Rebeccę. Już na samym wstępie rozwiewają oni nadzieję na zawarcie sojuszu. Co prawda nie mają pojęcia o zagrożeniu, jakim są grikowie, ale też, w momencie gdy się o nim dowiadują, nie uważają tego za bezpośrednie zagrożenie dla nich. Jedyną świadomą sytuacji jest Rebecca, ale jako osoba bardzo młoda, nie jest brana zbyt serio.
W powieści Pomruki burzy perspektywa poszerzyła się i to znacznie. Wątek z ludźmi, którzy przybyli tu kilka wieków temu i poglądy na wiele spraw mają iście średniowieczne, daje duże możliwości, które mam nadzieję, zostaną rozwinięte w kolejnym tomie.
Początkowe rozdziały i opowiadana w nich historia toczą się dość wolno. Bohaterowie zdążyli się już zaaklimatyzować w tym świecie. Narodziły się nowe przyjaźnie, wyspecjalizowały potrzebne zawody, powstały budynki i miejsca użyteczności publicznej. Ludzie i lemury zjednoczyli się w jednym celu i pracują ramię w ramię. 
Akcja nabiera tempa mniej więcej w połowie, gdy bardzo aktywni stają się wysłannicy Imperium. Zawsze musi się ktoś taki znaleźć, ktoś kto myśli tylko o własnych korzyściach i nie widzi, że swoimi działaniami nie przynosi pożytku nawet sobie, a co dopiero innym. I chyba to jest w takich historiach najlepsze: działania czarnych charakterów obracają się przeciwko nim samym i uderzają w nich jak rykoszet. 
Ciekawe jest zakończenie, którego tu rzecz jasna nie mogę zdradzić, powiem tylko, że bohaterowie znaleźli się w ślepym zaułku. Z pewnością takie rozdzielenie akcji tylko wyjdzie opowiadanej historii na dobre. 
Wzdycham tęsknie za kolejnym tomem i czekam cierpliwie na kontynuację. Może na jesień?
Polecam fanom historii alternatywnych, miłośnikom starych okrętów wojennych i samolotów bojowych, a także tym, którzy mają w sobie żyłkę do morskiej przygody. Spodoba się Wam!
Za książkę serdecznie dziękuję 
panu Bogusławowi z Domu Wydawniczego REBIS
Pozdrawiam ciepło!










Zbiorcza recenzja tomów 1-3 

Recenzja opublikowana także na:
Księgarnia Gandalf 
Księgarnia Matras
Księgarnia Fabryka.pl 

niedziela, 12 maja 2013

Carrie Ryan: Las Zębów i Rąk

Autor: Carrie Ryan
Tytuł: Las Zębów i Rąk, cz. 1. 
Seria: Las Zębów i Rąk
Stron: 345
Wydawca: Papierowy Księżyc
Moja ocena: 8/10

Świat opanowała tajemnicza epidemia, infekcja zmieniająca ludzi w rozlazłe, żądne ludzkiej krwi i mięsa, stwory. Od zdrowych ludzi oddziela ich ogrodzenie, które nieustannie starają się sforsować. Poza ogrodzeniem rozciąga się tytułowy Las Zębów i Rąk. Wewnątrz ogrodzenia znajduje się wioska, pozornie bezpieczna enklawa, chroniona przez Strażników i Siostry, które wyznaczają reguły rządzące społecznością. 
Główną bohaterką pierwszej części trylogii C. Ryan jest nastoletnia Mary, dla której beztroskie życie właśnie się skończyło. Ojciec znalazł się za ogrodzeniem i już raczej stamtąd nie wróci, zrozpaczona tym matka stopniowo popada w obłęd, by niebawem również dołączyć do zarażonych, a starszy brat Jed, z nieznanych bohaterce powodów, również się od niej odwraca. Mary znajduje się właściwie w sytuacji bez korzystnego dla niej wyboru i musi przyłączyć się do Sióstr, aby stać się jedną  z nich. Zgłębiając tajemnice starej Katedry, Mary zdaje sobie sprawę, że Siostry ukrywają więcej, niż się przyznają i wiedzą znacznie więcej niż zwykli mieszkańcy wioski. Wątpliwości i pragnienie odkrycia tych tajemnic zmienią  dotychczasowe życie nie tylko Mary, ale i wszystkich. Gdy dojdzie do kolejnego, zmasowanego ataku zombich na wioskę, Mary i jej przyjaciele zmuszeni będą uciekać. Pytanie tylko dokąd? Czy marzenia o oceanie wystarczą, aby iść dalej i w ogóle dojść do jakiegokolwiek  miejsca, które będzie bezpieczne?
Historii o tajemniczej epidemii przemieniającej ludzi w krwiożercze zombie stworzono już naprawdę sporo. Przodującą wśród nich, jak dla mnie, jest seria powstała na podstawie gry komputerowej o nazwie Biohazard. My znamy ją pod tytułem Resident Evil i kojarzymy z osobą Milli Jovovich, grającą główną rolę.
Drugim skojarzeniem, które nasuwa wątek odseparowanej od świata wioski, otoczonej lasem, jest film Osada N. Shyamalana. Rygorystycznie przestrzegane zasady, mała, wręcz klaustrofobicznie ciasna społeczność i zło czające się w głębi lasu, z niewiadomych powodów agresywnie reagujące na kolor czerwony.
Pomysł Carrie Ryan na serię książek wcale zatem nie jest nowy. Grunt jednak, że forma, w jakiej został przedstawiony jest atrakcyjna, a napięcie, groza i tajemnice są umiejętnie stopniowane i dlatego pierwszą część trylogii czyta się naprawdę dobrze i szybko.
Pierwszoosobowa narracja powoduje, że cała historia ma sporo niewiadomych, wszak Mary dopiero po śmierci matki zaczyna zadawać pytania i mieć wątpliwości. Co za tym idzie czytelnik nie poznaje przyczyn epidemii, ani sekretów tak pilnie strzeżonych przez Siostry i Strażników. Kto wybudował ścieżki? Dlaczego pozornie dobrze chronione wioski zawodzą i padają pod naporem zarażonych? Czy faktycznie istnieją jacyś Oni? Czy też może są to relikty przeszłości, zniszczone przez ich własny eksperyment, który w pewnym momencie musiał się im wymknąć spod kontroli? Czy istnieją jeszcze na ziemi miejsca bezpieczne od zarazy? I co najważniejsze, czy istnieje lekarstwo na tę chorobę? 
Odczucia i rozterki głównej bohaterki bardzo szybko stały się moimi, a jej upór i niestabilność emocjonalna  ( w tym świecie wydaje się to zresztą zupełnie zrozumiałe)  tylko uwiarygodniły kreację świata przedstawionego.
Żywię głęboką nadzieję, że kolejne tomy trylogii przyniosą choć kilka odpowiedzi na moje pytania i dręczące mnie wątpliwości. Motyw zombie daje naprawdę spore możliwości i w drugim tomie może być tylko lepiej. Dlatego polecam tym, którzy jeszcze nie czytali, a sama mam nadzieję sięgnąć niebawem po część drugą.
Za książkę dziękuję 
panu Arturowi z Wydawnictwa Papierowy Księżyc
Pozdrawiam ciepło!



Recenzja opublikowana także na:


wtorek, 7 maja 2013

Serdeczne dzięki!



Dziś Wydawnictwo Dreams ogłosiło wyniki konkursu z powieścią Silver. Ku mojej radości znalazłam się w gronie nagrodzonych!
Dlatego wszystkim, którzy złożyli pod postem konkursowym swój komentarz wspierający bardzo serdecznie dziękuję. Nie udałoby mi się to, gdyby nie Wasza pomoc.
Bardzo się cieszę i jeszcze raz wszystkim dziękuję!
Pozdrawiam!

poniedziałek, 6 maja 2013

Ostatnia szansa :)

  
Chciałam tylko przypomnieć, że dziś jest ostatnia szansa na dodanie komentarza wspierającego
Jeśli ktoś się jeszcze nie wpisał,  a może  i chce, to będę bardzo wdzięczna. 
Wpisywać się można tutaj. 
Dziękuję!

niedziela, 5 maja 2013

Cornelia Funke: Reckless 2. Nieustraszony.

Autor: Cornelia Funke
Tytuł: Reckless. Nieutraszony
Seria: Reckless, t. 2.
Stron: 466
Wydawca: Literacki EGMONT
Moja ocena: 10/10



Przed kilkunastoma laty ojciec Jakuba Recklessa przeszedł na drugą stronę lustra i słuch po nim zaginął. W ślady ojca poszli także jego synowie, najpierw Jakub, który stał się słynnym łowcą magicznych artefaktów, a potem Will, który w wyniku klątwy zamienił się w kamień. 
Pierwsza część serii zatytułowana Kamienne ciało przedstawiała losy Willa, ulegającego stopniowej zamianie w kamień, drogocenny nefryt.  Jakub, który po części przyczynił się do klątwy brata, gorączkowo starał się odwrócić zły czar i pomóc bratu wrócić do ludzkiej postaci. Z pomocą przyjaciół przemierzał baśniowe miejsca, spotykał magiczne stwory, by na samym końcu wejść w skomplikowany układ  z dwiema groźnymi nimfami. To ostatnie zaowocowało co prawda zdjęciem klątwy i pozwoliło uratować Willa, ale tym samym Jakub wydał na siebie wyrok śmierci. Wypowiedziane głośno imię nimfy zagnieździło się w sercu Jakuba w postaci ćmy, która po sześciu atakach straszliwego bólu utoruje sobie drogę do wyjścia. W ten sposób Jakub zapomni jak brzmiało imię nimfy, umrze w męczarniach, a jej zemsta się dokona. 
Młodzieniec nie chce się jednak tak łatwo poddać. Z wielkim uporem poszukuje sposobu na zdjęcie klątwy. Przez minione lata nie zależało mu na życiu. Balansował na granicy śmierci i mroku, ryzykował, wybierał najgorsze misje. Zależało mu tylko na dobru brata. 
W części drugiej Jakub zdaje sobie sprawę, że jednak chce i ma dla kogo żyć. Zmiennokształtna Lisica, dziewczyna, którą kiedyś uratował z wnyków, wierna przyjaciółka i towarzyszka wypraw, teraz staje się mu droższa niż kiedyś. Rodzące się, a może raczej trochę przypadkiem odkryte uczucie, staje się dla Jakuba motorem do działania. Sprawa nie jest jednak prosta. Na klątwę nie pomaga ani woda z zaczarowanej studni, ani krew pokonanego dżina. Jedyną nadzieją jest odnalezienie legendarnej kuszy, straszliwej broni należącej do równie legendarnego władcy zwanego Rzeźnikiem Czarownic. Strzał z tej kuszy może unicestwić całą armię lub ożywić zmarłego. Jakub nie ma nic do stracenia, dlatego wyrusza na poszukiwania. 
Rozpoczyna się wyścig z czasem. W dodatku Jakub ma rywala, goyla Nerrona, który również szuka kuszy i ma obsesję na punkcie tego, który z nich jest lepszy. 
Powieść Nieustraszony już od pierwszych rozdziałów wciąga czytelnika w magiczny, groźny świat baśni. Jeśli część pierwsza była zawikłana, przewrotna i przemyślana, bo wątków baśniowych tam było naprawdę mnóstwo, to część druga serwuje czytelnikowi istną jazdę bez trzymanki. Jak na rollercoasterze. 
Kibicujemy Jakubowi w krwawej walce z dżinem, współczujemy w bólu zarówno tym realnym, jak i tym związanym z rozterkami serca, które nagle zdało sobie sprawę, że kocha i nie za bardzo wie, jak się w takiej sytuacji zachować.  Rozterki te dotyczą również Lisicy. 
Na przykładzie dwojga dobranych przyjaciół, którzy wiele ze sobą przeżyli, autorka pokazuje jak trudno niekiedy przekroczyć ten cienki próg dzielący przyjaźń od miłości. Często druga osoba i jej obecność wydają się nam tak nieodzowne i normalne, że nie dostrzegamy, co tak naprawdę czujemy do tego kogoś. Bywa, że gdy przychodzi olśnienie, jest już za późno.
W pogoni za artefaktami, które mają doprowadzić bohaterów do kuszy,  poznajemy przeszłość Lisicy i jej nieszczęśliwe dzieciństwo, odwiedzamy podejrzane dzielnice handlarzy magicznymi przedmiotami,  zgłębiamy tajemnice Sinobrodych (bo istnieje więcej niż jeden!), Wodników, Onyksów i innych istot z baśni, legend i podań. Czy Jakub odnajdzie kuszę, zanim ćma na jego sercu ożyje? Czy legendarny Nekrogród naprawdę istnieje tam, gdzie wskazują plotki i podania? Czy powodowana miłością Lisica odda w stronę ukochanego decydujący strzał z kuszy? I kto okaże się lepszy w rywalizacji łowców skarbów: Jakub czy Nerron? 
Tego nie zdradzę, bo raz, że długo by opowiadać, a dwa, że warto przekonać się o tym samemu.
Druga część cyklu jest tak naszpikowana magicznymi wątkami z mniej i bardziej znanych baśni, że w trakcie lektury naprawdę nie można się nudzić. Niektóre historie są mi dobrze, o innych nawet nie miałam pojęcia i byłam naprawdę mile zaskoczona.
Spójność, barwność i głębia wykreowanego przez Cornelię Funke świata jest niepowtarzalna. Autorka ma naprawdę bogatą wyobraźnię i ciekawe pomysły i za to należy się jej ogromna pochwała.
Seria Reckless może być dobrą lekturą dla fanów Artamentowej Trylogii, ale nie tylko. Każdy czytelnik lubiący historie o łowcach skarbów, czy kochający stare baśnie w nieco odświeżonej wersji, powinien być zadowolony z lektury.
Tak naprawdę chciałoby się rzec; więcej takich historii. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak Was serdecznie zachęcić, a samej czekać na kolejną część serii.
Za możliwość poznania dalszych przygód Jakuba i Lisicy 
dziękuję pani Katarzynie z Wydawnictwa Literacki EGMONT
Pozdrawiam ciepło!






Recenzja opublikowana także na:
Księgarnia Matras
Księgarnia Fabryka.pl