czwartek, 31 stycznia 2013

Stos 1/2013

Pogoda masakryczna. Wszędzie błoto i brzydkie resztki z jesieni. W pracy nawał obowiązków i wracam do domu tak skonana, że tylko leżałabym bezczynnie. 
O motywacji już nie wspomnę, bo skąd ją brać, skoro światła słonecznego nie ma? 
Jedynym pocieszeniem jest stosik, który się ładnie nazbierał i który dokładnie przeczytany zostanie w ferie. A do ferii został tydzień. Ten ostatni tydzień, w którym kończy się karnawał. Łatwo nie będzie. 
Tym razem w moim stosiku znalazły się:



1. S. Erikson: Dom Łańcuchów, 4 t. Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych od Pani Katarzyny z MAG-a. (Recenzja)
2. J. Ford: Portret Pani Charbuque/ Asystentka Pisarza Fantasy, kolejna Uczta Wyobraźni, również od Pani Katarzyny z MAG-a (Recenzja)
3. M. John Harrison: Pusta przestrzeń j.w. (Lektura chwilowo odłożona. Chcę najpierw przeczytać Światło i Nowa Swing)
4. B. Jeans: Czy wiesz, że Cię kocham? to druga część Piosenek dla Pauli. Pierwsza część bardzo mi się podobała, mimo różnych opinii na jej temat, dlatego chętnie przeczytam kontynuację. Od Pani Joanny z Jaguara.  (Recenzja)
5. D. W. Rettinger: Brainman, od Secretum. Tutaj (Recenzja.) Książka mi się podobała. A moja recenzja spodobała się również samemu autorowi, czego dowód tutaj na dole
6. J. A. Nielsen: Fałszywy Książę od Pani Katarzyny z Egmontu (Recenzja)
7. J. Baggott: Nowa Ziemia, j.w. (Recenzja)
8. T. A. Barron: Lustro losu, 4 część przygód młodego czarodzieja Merlina od pani Renaty z wydawnictwa G+J. (Recenzja)

Wszystkim serdecznie dziękuję za książki! 
Pozdrawiam ciepło!
A Wy? Znajdujecie tu coś dla siebie? A może już coś czytaliście?

środa, 30 stycznia 2013

"Kfiatki" z wyszukiwarki, odsłona trzecia.

W ten deszczowy i prawdziwie rozmokły, pełen roztopów i szarzyzny dzień, chciałabym zaprezentować kolejną odsłonę czasem, zabawnych, czasem dziwnych haseł, prowadzących do tego bloga. Ech, czego to ludzie nie wymyślą. I przede wszystkim, czego nie szukają w sieci. 
1. miłosne szachy epoka Egiptu - hmm, brzmi nieźle, ale o szachach nie ma u mnie wśród recenzji ani słowa, a już na pewno nie o miłosnych. 
2. labrador niszczyciel - tego się obawiałam bardzo decydując się na psa tej rasy. Zwłaszcza po seansie filmu "Marley i ja". Ku naszemu, jakże miłemu zaskoczeniu, Rufik nie przegryza się przez ściany działowe, nie kopie dołów, ani nie pożera kapci. Pierwszej nocy z rozpaczy i tęsknoty za mamą i braćmi nieświadomie pogryzł mi trochę pasek od torebki, ale to jak najbardziej mu usprawiedliwiam.
3. oprawianie gobelinów trójmiasto - to ktoś jeszcze w XXI wieku się tym zajmuje?
4. historie niekonwencjonalne - gdy się czyta literaturę fantasy, to są to same historie niekonwencjonalne. I na tym polega cały urok tych książek. 
5. fotel wąski odpoczynek - z doświadczenia wiem, że najlepsze są szerokie, bo tylko na takim możesz się rozłożyć jak chcesz i osiągnąć pełnię relaksu. W dodatku gdzieś trzeba upychać te ciastka, przegryzki oraz kawki i herbatki :)
6. goliat pora na przygodę - koniecznie. Polecam trylogię Scotta Westerfelda. 
7. księżyc kosa - hmm, niebawem taki będzie. Dwa dni temu była pełnia. 
8. na żabkę pozycja - yyyyy....., yyyy, no ja nie wiem naprawdę, nie wiem!
9. czy Kahlan i Richard wezmą ślub? - pewnie, ze wezmą, w wiosce Błotnych Ludzi. Ale to wcale nie zakończy ich licznych przygód i kłopotów. 
10. stosik opętanie - piękne połączenie, w końcu wszyscy kochamy stosiki. Mieć, posiadać, przekładać, oglądać i u siebie i u innych. 
11.allegro chińskie pieczenie - nie próbowałam. Choć przyznam, że ostatnio kupiłam oscypki przez allegro i były bardzo smaczne.

To tyle. Mój stosik pokażę jutro, bo dziś za ciemno było na zdjęcia. Już odliczam dni do ferii, w tym roku pomorskie ma jako ostatnie. 
Pozdrawiam i dobrego końca tygodnia!

wtorek, 29 stycznia 2013

Dominik W. Rettinger: Brainman

Autor: Dominik W. Rettinger
Tytuł: Brainman
Stron: 400
Wydawca: Jaguar
Moja ocena: 9/10
Istnieje szeroko rozpowszechniony mit, głoszący, że człowiek używa swojego mózgu tylko w 10%. Jest też wiele argumentów przeczących tej tezie i jak dla mnie przekonująco brzmią te, że nieużywane komórki degenerują się. Gdyby w takim razie aż 90% ludzkiego mózgu było nieużywane, to każda autopsja takiego mózgu, wykazałaby jego degenerację na ogromną skalę. Jak dotąd żadne z licznych badań, nic takiego nie stwierdziło. 
Teoria o niewykorzystanych obszarach mózgu jest jednak niesamowicie kusząca dla twórców zarówno filmowych, jak i literackich. Obrazuje również, moim zdaniem, odwieczne marzenie człowieka, aby stać się lub okazać kimś więcej niż nam się z pozoru wydaje. Na takim właśnie spekulowaniu  "co by było, gdyby..."  opiera się fabuła debiutanckiej książki Dominika Wieczorkowskiego Rettingera.
Rettinger to znany polski scenarzysta, który może się pochwalić współpracą z Agnieszką Holland oraz dorobkiem w postaci pomysłów na scenariusz do "Miliona dolarów", "Pory mroku" oraz  "Ekipy" i "Układu Warszawskiego". 
Pomysł na fabułę jest prosty, a dużym jego plusem jest  realizacja i wykonanie. Nie jesteśmy sami w kosmosie, choć o tym nie wiemy. Oprócz ziemskiej, o dość mizernym poziomie rozwoju, we wszechświecie istnieją dwie wielkie cywilizacje, dla których my, ludzie jesteśmy tylko pyłkiem i prochem. Cywilizacja O  jest z natury łagodna i przypomina filozofów, zgłębiających naturę istnienia i kontemplujących różne aspekty życia. Kochają naukę, głoszą pokój i są niezwykle mądrzy. Cywilizacja Zet to mroczna siła, niesamowicie wojownicza, której jedynym celem jest zdominowanie wszystkiego co żyje i przekształcenie uniwersum w zgrabnie działające mrowisko pełne funkcjonalnych robotów. Co ważne największą siłą obu cywilizacji jest umysł, który wykorzystują w pełni. O posługują się brainlight, Zet korzystają z brainpower. 
Głównymi bohaterami powieści są dwaj śmiertelnicy: Nick Gowin, stypendysta, korzystający raczej z mózgu niż z pięści oraz John Clondike, bananowy chłopak, gwiazda sportu i utracjusz. Konflikt między tymi dwoma jest nieuchronny i stary jak świat. Jego przyczyną jest oczywiście kobieta, blond włosa Susan. Dla Johna jest ona pięknym, ozdobnym trofeum, dla Nicka uosobieniem wszystkiego, o czym zawsze marzył. Awantura między młodzieńcami kończy się interwencją sił z kosmosu. Przybysze powodowani ciekawością zdejmują z mózgów młodzieńców blokady i obdarzają Nicka brainlight, a Johna - brainpower. Na efekty nie trzeba czekać długo. Przez resztę opowieści czytelnik będzie obserwował razem z O i Zet nie tylko rozwój superbohaterów, ale także ich wzajemną walkę o losy całego globu. Oczywiście nietrudno się domyślić, że Nick wraz z brainlight weźmie od O wszystko co dobre, mądre i kompletnie niesamolubne, natomiast John stanie się diabłem w ludzkim ciele. 
Dla mieszkańców planety O, to co dzieje się na Ziemi jest rodzajem filmu poglądowego i z takiej perspektywy poznajemy całą historię. Profesor O-y opowiada ją swoim studentom po trosze traktując jako ciekawostkę, a trochę jako przestrogę. Okazuje się bowiem, że człowiek nieustannie dążący ku samozagładzie nie jest gotowy, ani na tyle odpowiedzialny, by taką siłę umysłu posiadać. Co za tym idzie, lepiej byłoby gdyby O, a Zet już w ogóle, trzymali się od Ziemian na dystans i nie ingerowali w ich życie i sprawy.
Historia jest spójna i zgrabnie przedstawiona, nie brakuje w niej ironii i kpiny nie tylko z poczynań człowieka w dziedzinie nauki, ale przede wszystkim z przetasowań politycznych. Paradoksalnie okazuje się, że wszystkie wynalazki techniczne, medyczne czy militarne są niczym wobec siły umysłu, przed którą nic się nie ukryje i z którą nic nie wygra. Jedno skinienie czy słowo brainlight Nicka lub brainpower Johna i wszyscy będą tańczyć tak, jak się im zagra. Nie da się nie zauważyć w tej opowieści przestrogi od autora: za bardzo polegamy dziś na technologii i elektronice, a za mało na samych sobie. Zabrzmi to może banalnie, ale im bardziej zaawansowana cywilizacja, tym mniej samodzielni jesteśmy, zarówno w działaniu, jak i w myśleniu. Gdy paraliż ogarnia stechnicyzowany świat, następuje chaos, bo bez naszych wynalazków i codziennych ułatwień, jesteśmy zwyczajnie bezradni.
Powieść czyta się lekko i szybko, co jest zasługą nie tylko chwytliwego tematu, ale też błyskotliwych dialogów i ciekawych zwrotów akcji. Poza tym, kto nie lubi czytać lub oglądać walki dobra ze złem w sensacyjnej otoczce? 
Finał obfituje w wydarzenia, które myślę, dobrze wyglądałyby na wielkim ekranie; walka herosów, wstrząsająca posadami świata, spektakularne rozwiązania pozornie nierozwiązywalnego problemu, pościgi i wybuchy. Dlatego wcale bym się nie zdziwiła, gdyby za jakiś czas nie powstała ekranizacja Brainmana, która przyciągnie do kin zarówno miłośników s-f, jak i tych lubujących się w głośnych efektach specjalnych. 
Jak na razie mamy jednak samą książkę i z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu, kto szuka dla siebie dobrej, zabawnej lektury na zimowe popołudnie. Brainman to naprawdę nie tylko dobra czytelnicza  zabawa, ale też pikantna satyra na polityczną rzeczywistość, nasze postrzeganie obcych w kosmosie, ale przede wszystkim dowcipny obraz nas samych.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję 
portalowi Secretum 
i wydawnictwu Jaguar







niedziela, 27 stycznia 2013

Jennifer A. Nielsen: Fałszywy książę

Autor: Jennifer A. Nielsen
Tytuł: Fałszywy książę
Tytuł serii: Trylogia Władzy
Wydawca: EGMONT
Stron: 390
Moja ocena: 8/10
Powieść Fałszywy Książę autorstwa Jennifer A. Nielsen otwiera cykl nazwany przez pisarkę Trylogią Władzy, a także wpisuje się w coraz bardziej ostatnio modny nurt książek tematycznie związanych z walką o królestwo, władzę i wpływy. Nietrudno zauważyć, że duży wpływ na losy danego kraju ma zazwyczaj bohater z nizin społecznych, który choć początkowo wygląda na niezupełnie uczciwego, to przy bliższym poznaniu okazuje się być szlachetny i honorowy. Potem wydarzenia toczą się już lawinowo; młody bohater, chcąc nie chcąc, angażuje się w sprawy, które dotyczą dobra ogółu i z czasem staje się ważnym elementem całej rozgrywki. 
Na podobnym schemacie oparła swoją powieść J. A. Nielsen. Królestwo Carthya staje przed zagrożeniem wojną domową oraz najazdem ze strony sąsiadów. Sprawę pogarsza fakt, że szerzą się pogłoski o śmierci całej rodziny królewskiej: króla, jego żony i syna, który miał być następcą tronu. W tej sytuacji jeden z regentów, arystokrata Conner, wpada na dość karkołomny pomysł, aby osadzić na tronie mistyfikatora, który miałby udawać zaginionego przed laty młodszego księcia. W tym celu wybiera z okolicznych sierocińców czterech chłopców i zmusza ich do zabiegania o tę rolę. Każdy z chłopców posiada cechy lub umiejętności, które są punktem wspólnym z osobą księcia Jarona, więc współzawodnictwo wydaje się być wyrównane, zaś sam wysiłek naprawdę wart zachodu. Kto bowiem nie chciałby zostać księciem? Ubierać się w najlepsze szaty, jeść zawsze do syta, mieć cały tłum służących, a do tego nosić koronę i rządzić królestwem? Wystarczy tylko pouczyć się przez dwa tygodnie dobrych manier, podstaw fechtunku, uświadomić się we wszystkich koneksjach i powiązaniach i już. Dwa tygodnie i wybrany przez Connera kandydat będzie ustawiony do końca życia. 
Głównym bohaterem powieści jest 14-letni Sage, wychowanek sierocińca, drobny złodziejaszek i cwaniak. Bystry, o analitycznym umyśle chłopak, domyśla się, że Conner ma w tym swój własny, ukryty cel, a przyszły książę będzie tylko pionkiem w jego rękach. Jednak nie ma innego wyjścia z tej sytuacji i Sage szybko orientuje się, że albo zacznie walczyć o rolę, albo zginie. 
Rozpoczyna się ostra rywalizacja, bo konkurenci Sage'a również się nie poddają. Z każdym dniem na jaw wychodzą kolejne tajemnice, powiązania, a światło dzienne ujawnia cechy chłopców, które mogą im pomóc wyprzedzić przeciwników lub też zdyskwalifikować ich samych. Prawdziwe oblicza odsłania również Conner oraz jego dwaj zaangażowani w sprawę słudzy: Mott i Cregan.
Który z chłopców pokaże się z najlepszej strony i zostanie wybrany przez Connera? Czy Sage pokona nie tylko przeciwników, ale przede wszystkim własną niechęć do roli, jaką regent chce mu narzucić? To się okaże. Powiem tylko, że walka będzie nadzwyczaj zaciekła. 
Początkowo akcja toczy się dość wolno, choć autorka umiejętnie utrzymuje napięcie, nie mogłam się bowiem pozbyć wrażenia, że coś, jako czytelnikowi, mi umyka i że jeszcze czymś historia mnie zaskoczy. I faktycznie tak było. Z czasem poszczególne elementy układanki zaczynają do siebie coraz lepiej pasować i opowiadana historia staje się bardziej spójna. 
Narratorem powieści jest Sage i to z jego perspektywy śledzimy dziejące się wszędzie intrygi i starania, by mistyfikacja wypadła jak należy. Głównego bohatera nie sposób nie polubić, bo jest uparty, pyskaty i potrafi bronić własnego zdania. Jednak w tym właśnie uporze bardziej kojarzy mi się z osobą dorosłą, dobrze wiedzącą czego chce i nie ulegającą innym, niż z nastolatkami, które jak wiadomo nieustannie zmieniają zdanie i kierują się raczej uczuciami niż chłodną kalkulacją. Można by powiedzieć, że to samotność i sierociniec takim Sage'a uczyniły, kazały mu szybciej wydorośleć. Hmm, być może. Wszystko to jednak w żadnym razie nie wpływa na pozytywny odbiór powieści. Lektura jest przyjemna, czyta się łatwo i szybko, dialogi są błyskotliwe, a opisy nie nużą. Na pochwałę zasługuje też zakończenie. Zaserwowany w nim czytelnikowi zwrot akcji jest przedstawiony naprawdę po mistrzowsku.
W moim odczuciu powieść jest skierowana głównie do młodzieży, ale każdy kto lubi tego typu historie z pewnością również będzie zadowolony.
Jeśli o mnie idzie, to niecierpliwie czekam na kontynuację przygód Sage'a, a Wam polecam jak najszybsze zapoznanie się z powieścią J. A. Nielsen. Spodoba się Wam!
Za egzemplarz do recenzji 
i możliwość kibicowania Sage'owi 
w jego walce z Connerem 
dziękuję serdecznie pani Katarzynie 
z Wydawnictwa EGMONT. 
Pozdrawiam ciepło!

Recenzja opublikowana także: 

wtorek, 22 stycznia 2013

Neal Shusterman: Podzieleni

Autor: Neal Shusterman
Tytuł: Podzieleni
Stron: 445
Wydawca: Papierowy Księżyc
Moja ocena: 9/10
Kiedy w powieściach skierowanych do młodzieży pojawił się nurt wampirzo- wilkołaczy związany głównie z oswajaniem tych istot przez bladolice, wzdychające śmiertelniczki, wiadomo było, że stopniowo ulegnie on wyczerpaniu, a na jego miejsce wskoczy inny, który równie szybko zdobędzie serca czytelników. I tak się stało. Najpierw były podróże w czasie, potem wizja świata po katastrofie, potem podbijanie kosmosu, a na końcu wizja antyutopijnego społeczeństwa, w którym nie ma już żadnych granic, bo wszystkie przekroczono. 
Tym ostatnim właśnie, czyli przekraczaniem granic aż do bolesnego absurdu, a jednak pod płaszczykiem praworządności i moralności zajął się w swojej książce N. Shusterman.
Niedaleka przyszłość. Wojna Moralna należy już do przeszłości, jednak jej skutki trwają do dziś. W świecie wykreowanym przez N. Shustermana najważniejszym prawem jest to, zgodnie z którym życie ludzkie jest nienaruszalne od momentu poczęcia aż do lat 13. Potem, między 13 a 18 rokiem życia, rodzice dziecka mogą zgodzić się na jego podzielenie. Tym sposobem każda część ciała i każdy organ trafią do potrzebującego biorcy, a Podzielony będzie żył w ciałach innych osób. Brzmi makabrycznie? Budzi dreszcze?
Rodzice, bądź prawni opiekunowie decydują się oddać swoje dziecko na podzielenie z różnych powodów: kierowani religijnością, wiernością państwu, chęcią zrobienia małżonkowi na złość, czy też bardziej przyziemnymi powodami takimi jak chęć zysku. Jeśli wychowanek sprawia kłopoty wychowawcze, tak jak Connor czy Roland; jeśli już osiągnął szczy swoich możliwości i wiadomo, że więcej się nie nauczy, tak jak Risa, czy też jest dziesięciorodnym -wybranym jak Levi, to wystarczy tylko podpisać dokumenty i dziecko w ciągu niespełna 4 godzin pod okiem kilkunastu zespołów wykwalifikowanych lekarzy zostanie podzielone na cenne elementy niczym tort urodzinowy. Komuś dostaną się nowe oczy, komuś dłoń, jeszcze komuś innemu płuco lub nerka.
Historia jest opowiadana z punktu widzenia młodych bohaterów, którzy podejmują walkę o swoje życie i prawo do decydowania o własnym losie. To ich oczami czytelnik obserwuje świat i razem z nimi zastanawia się nad takimi kwestiami jak człowieczeństwo, posiadanie duszy, a nawet  pamięć genowa.
Książka składa się z kilku mniejszych części, opisujących kolejne etapy z życia Connora, Risy i Leviego; najpierw kibicujemy im w uciecze, potem pomagamy się ukrywać, wspieramy ich w procesie adaptacji na Cmentarzyku, aż wreszcie drżymy o ich życie w ośrodku donacyjnym. Dzięki sprawnej narracji i dobremu tempu opowiadania czyta się naprawdę szybko, a dość umiejętnie skonstruowana intryga, sprawia, że bardzo chce się poznać zakończenie tej historii. Młodych bohaterów nie da się nie lubić, choć momentami trudno było mi ich utożsamiać z 13-14-latkami. Swoim podejściem do wielu spraw przypominali mi raczej osoby starsze i dojrzalsze.
Książka N. Shustermana jest dobrą lekturą na jedno popołudnie. Autor doskonale ukazał prawne i moralne absurdy. Zadziwiające, jak wiele spraw człowiek jest w stanie wytłumaczyć, byle tylko mieć wrażenie, że dzięki temu będzie mieć czyste sumienie, a świat będzie lepszy.
W tej historii kryje się także poważne ostrzeżenie przed pędem człowieka ku władzy nad pełnią ludzkiego życia, nad każdym jego aspektem. Dobrze, że jako ludzkość rozwijamy się cywilizacyjnie, że szukamy wciąż tego, co nowe i nieodkryte. Jeden wynalazek często prowadzi do przypadkowego odkrycia czegoś zupełnie niespodziewanego, co może uratować życie ludziom od lat czekającym na nowy nurt w medycynie, przełom, wreszcie skuteczne lekarstwo. Autor powieści sugeruje jednak, że istnieją pewne granice, których przekraczać nie wolno, a jeśli już do tego dochodzi, to człowiek gubi po drodze to, w poszukiwaniu czego w tę drogę wyruszał. Po prostu w pewnym momencie należy powiedzieć stop. Ludzkość musi się zatrzymać w tym szalonym pędzie ku ... no właśnie czemu? Lepszemu? Sprawniejszemu? Łatwiejszemu moralnie do udźwignięcia? Drobna chwila zastanowienia, refleksji, krok wstecz może się okazać właśnie tym czego tak naprawdę szukamy.
Powieść polecam miłośnikom antyutopii, ale też tym, którzy lubią dobre thrillery z nutą sensacji i fantastyki naukowej. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Jestem bardzo zadowolona z lektury i myślę, że Wy także będziecie.
Polecam!

Za książkę serdecznie dziękuję
panu Arturowi z Wydawnictwa Papierowy Księżyc.
Pozdrawiam ciepło!

Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Matras.pl
webook.pl
Fabryka.pl
Gandalf

niedziela, 20 stycznia 2013

Steven Erikson: Wspomnienie lodu

Autor: Steven Erikson
Tytuł: Wspomnienie lodu
Tytuł serii: Opowieść z Malazańskiej Księgi Poległych, t.3.
Stron: 880
Wydawca: MAG
Moja ocena: 7/10

Podróż po Genebackis nie jest rzeczą ani bezpieczną ani łatwą. Nigdy nie wiadomo, dokąd zawiedzie nas ścieżka, kogo spotkamy po drodze i czy cel naszej podróży okaże się faktycznie tym, czego szukamy. Biorąc pod uwagę fakt, że wszechobecni Ascendenci ingerują w życie i sprawy śmiertelników, a ich wzajemne spory, trwające tysiące lat, zmieniają ten kraj nie do poznania, lepiej naprawdę zastanowić się, czy w ogóle warto w tę podróż wyruszać. Zresztą nawet decyzja o braku jakichkolwiek działań także nie gwarantuje nam bezpieczeństwa, bo czy tego chcemy, czy nie, gdy padnie na nas wzrok Ascendentów, wejdziemy do gry. Gry o władzę nad Talią Smoczych Kart. Ten kto jest Panem Talii może jednym swoim słowem wszystko zmienić. 
Trzecia część sagi autorstwa S. Eriksona ukazuje czytelnikowi kontynent ogarnięty pożogą, wojną i krwią. Śmierć jest wszędzie i wcale nie oznacza końca. To byłoby za proste. Śmierć może być impulsem do przemiany, jeszcze gorszej niż ona sama. 
Ponownie spotykamy bohaterów poznanych w Ogrodach Księżyca (część pierwsza). Sojusz złożony z Zastępu Dujeka Jednorękiego, Caladana Brooda, Anomandera Rake'a oraz jego Tiste Andii, a także Rhivijczyków z równin podejmuje brutalną i żmudną walkę z Panion Domin, tworem powstałym na spustoszonym kontynencie. Bohaterowie muszą zapomnieć o podziałach, wzajemnych antypatiach i znowu ruszać do walki. 
Enigmatycznym sposobem prowadzenia narracji i przeplataniem wątków autor znowu rzuca czytelnika na głęboką wodę. Mnogość imion, przydomków, ras i zależności przytłacza. Tym razem nie pomaga nawet umieszczony już tradycyjnie na początku książki Dramatis Personae oraz Glosariusz na końcu, bo przecież ciężko z każdym kolejnym rozdziałem przewracać strony, by sprawdzić, kto jest kim i co tu robi. 
Dlatego najlepiej w trakcie lektury skupić się na losach znanych nam już bohaterów i przyznam, że jest to wcale niezła metoda, gdyż z czasem okazuje się, że wątki te zmierzają ku logicznemu, spójnemu zakończeniu.  Wszystkich powiązań wyłapać się nie da, a przynajmniej nie po jednorazowej lekturze.
Ponownie spotykamy więc Ganoesa Parana, młodego oficera, zmagającego się z brzemieniem niechcianego dowództwa nad resztkami  siódmej i dziewiątej armii. Budowanie autorytetu to jednak najmniejszy problem Parana. Ukąszony przez jednego z Piekielnych Ogarów, bohater walczy z bólem całego ciała, balansuje na granicy szaleństwa i ulega niechcianej przemianie we władcę Talii Kart.
Powraca Srebrna Lisica, kobieta - dziecko, która narodziła się w wyniku magicznego rytuału przeniesienia trzech dusz zamordowanych czarodziejów. Dramat młodej bohaterki również przyprawia o dreszcze. Potężna Wzywająca i Rzucająca Kości, aby osiągnąć dorosłość, musi pozbawić życia swoją matkę, stopniowo pozbawiając ją sił i woli.
Oprócz tego obserwujemy losy Sójeczki, Szybkiego Bena, gadatliwego Kruppe i wielu innych. Zaskakująco mało robi jak dla mnie Anomander Rake, który ze swoją magiczną fortecą budzi ogromny respekt i lęk.
W trzecim tomie autor sięga do starych konfliktów między bogami, którzy kiedyś musieli zejść ze sceny, a teraz mają nadzieję ponownie na nią wrócić. Oprócz tego sprzeczne interesy Ascendentów spowodowały, że magiczne groty uległy zatruciu i magowie już nie mogą z nich bezpiecznie korzystać. Co ciekawe kaprysy bóstw wpływają negatywnie nie tyle na nich samych, a na ludzi, których poczynaniami bardzo się interesują. Same bóstwa mogą niewiele, być może głównie z tej przyczyny, że powstała nowa talia kart, a wiadomo, że jeśli dochodzi do przetasowań, to i układ sił się zmienia.
Tempo narracji jest dość wolne, w podobny sposób jest budowane napięcie i dopiero w końcowych rozdziałach akcja przyśpiesza i wszystkie wątki zgrabnie łączą się w całość. Nietrudno się jednak domyślić, że ani opisywany konflikt nie ulega ostatecznemu rozwiązaniu, ani losy bohaterów nie znajdują należnego im finału. Wspomnienie lodu, to podobnie jak jej poprzedniczki, zaledwie jeden z przedstawionych epizodów, jakie miały miejsce w długiej i krwawej historii Genebackis.
Powieść mogę polecić tym, którzy mają już za sobą lekturę Ogrodów Księżyca i Bram Domu Umarłych. Uprzedzam jednak, że tom trzeci nie jest lekturą łatwą; wymaga czasu, skupienia i cierpliwości. Jeśli spełniacie powyższe warunki, to jest to książka dla Was. Co do mnie, to sięgnę po kolejny tom, bo lektura trzeciego pozostawiła we mnie sporo wątpliwości, które mam nadzieję Dom Łańcuchów wyjaśni. Albo jeszcze bardziej wszystko zagmatwa. No cóż. Lubię wyzwania i choć nieraz dopadają mnie chwile zwątpienia, to satysfakcja, gdy znajdujesz się wreszcie na końcowej stronie i wiesz, że choć w części wizję autora zrozumiałeś, jest bezcenna.
Za książkę serdecznie dziękuję
Pani Katarzynie z Wydawnictwa MAG.
Pozdrawiam ciepło!

Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Gandalf
Matras
webook.pl
Fabryka.pl
Selkar

czwartek, 17 stycznia 2013

Hobbit: Niezwykła podróż. Garść wrażeń.

Seans już za nami. Zawsze takiemu wyjazdowi towarzyszą sprawy papierkowe i masa załatwiania, a potem trochę stresów, czy dzieci się nie pogubią i w ogóle. :) 
Było jednak w porządku i dzięki Bogu obyło się bez incydentów i takich tam różnych. 
Klasycznej recenzji pisać nie będę, bo raz, że już jest tego mnóstwo, a dwa, że nie znam się na sprawach techniczno filmowych na tyle, żeby prawidłowo operować pojęciami.
Powiem więc tylko, co mi się podobało. Poszerzenie opowieści o wątki z historii Śródziemia było bardzo dobrym pomysłem. Już samo wyjaśnienie na początku filmu,  co się stało z królestwem krasnoludów jest na pięć, głównie dlatego, że sporo młodych odbiorców naprawdę nie wie, po co krasnoludy po ten skarb idą i jak ważne jest dla nich posiadanie własnego domu i korzeni. 
Przepiękne plenery Nowej Zelandii uwielbiam jeszcze z czasów seriali Xena i Herkules i zawsze zapierają mi one dech w piersiach.
Po trzecie cudna jest muzyka. Utrzymana w klimacie całej Trylogii Władca Pierścieni, świetnie oddaje atmosferę, odgrywa rolę tła i jest miodem dla uszu. Zwłaszcza Pieśń Krasnoludów wbiła mi się mocno w pamięć i jeszcze długo będę ją nucić.
Po czwarte genialne wykonanie Orków, Goblinów, Wargów i Orłów. Po prostu cud animacji. Jestem pod wrażeniem. Drugi podbródek nabrał dla mnie zupełnie nowego znaczenia odkąd dane mi było zobaczyć Wielkiego Goblina. :) 
W ogóle zawsze myślałam, że Orły powinny być szare, ale po przyjrzeniu się zdjęciom fachowym, jak najbardziej się z tą wizją zgadzam. Cudownie byłoby odbyć taki lot na grzbiecie jednego z nich.
Ponieważ oglądaliśmy wersję z dubbingiem, muszę dodać, że oczarowała mnie głosowa interpretacja postaci Gandalfa w wykonaniu Wiktora Zborowskiego. Głęboki, mądry głos czarodzieja działał tak uspokajająco na widzów. :) 
Film mi się naprawdę podobał i szkoda tylko, że na to jak wygląda smok trzeba będzie tak długo poczekać. Kawałek łapy, ogona i oko to, jak dla mnie, zdecydowanie na mało.
A Wy? Oglądaliście? Jak wrażenia?

wtorek, 15 stycznia 2013

WOŚP - wrażenia


W niedzielę po południu jak wielu innych ochotników i wolontariuszy tego dnia zebrałam się i ja, aby wspomóc Świąteczną Orkiestrę grającą już po raz 21 tym razem dla maluchów i seniorów.  Właściwie mój udział był dość niespodziewany dla mnie samej, ponieważ w moim zawodzie tak już jest, że jeśli młodzież w czymś bierze udział, to potrzebny jest pełnoletni opiekun. Padło na mnie. Obaw miałam wiele, począwszy od tego, czy w ogóle znajdę jakichś ochotników i czy ci ochotnicy dopiszą. A miałam sprawować opiekę nad kiermaszem ciast, w którego dochód miał być przeznaczony na cele Orkiestry.
Dzień udał się wyjątkowo mroźny i śnieżny. Uczennice dopisały pod każdym względem. Były miłe, uśmiechnięte, uczynne, a ciast mieliśmy do wyboru do koloru, więc i popyt był. 
Atmosfera była optymistyczna i przyznaję, że bardzo mi się to wszystko podobało. 
Po raz pierwszy miałam także okazję przyjrzeć się pracy sztabu WOŚP od kuchni, tzn. liczeniu zebranych pieniędzy, segregowaniu bilonów, wypełnianiu protokołów i maszynie podliczającej (takie skrzyżowanie kasy fiskalnej z kalkulatorem).
O ile na początku trochę żal mi było połowy niedzieli, o tyle teraz mam takie miłe uczucie, że oto zrobiłam coś dobrego dla innych. Mówiąc językiem reklamy, jest to bezcenne. Być może w przyszłym roku także się zgłoszę. To naprawdę coś fajnego! 
A Wy? Czy macie jakieś doświadczenia z WOŚP-em? Miłe wspomnienia? A może sami też byliście wolontariuszami? 
Podzielcie się wrażeniami!
Pozdrawiam i dobrego dnia!

piątek, 11 stycznia 2013

Postanowienie Noworoczne

Nie lubię robić planów, ani spisywać tradycyjnych postanowień na kolejny rok. Jednak pod wpływem obserwacji blogosfery i rynku książkowego doszłam do wniosku, że dobrze publikować swoje recenzje nie tylko na blogu, ale i na portalach internetowych.
Jednym z moich ulubionych jest nakanapie.pl Znają go chyba wszyscy i podejrzewam, że dla wielu z Was, właśnie od kanapowych dyskusji zaczęła się przygoda z blogowaniem i recenzowaniem książek.
Są także sklepy internetowe, takie jak Merlin, Empik, czy Matras. 
Stwierdziłam, że dobrze byłoby mieć listę składającą się z takich 3-4 stron i tam także publikować recenzje. I w związku z tym zwracam się do Was z pytaniem: gdzie Wy umieszczacie swoje recenzje? Czy możecie polecić ciekawe strony lub portale? 
Z niecierpliwością czekam na Wasze uwagi.
Pozdrawiam!

niedziela, 6 stycznia 2013

Libba Bray: Wróżbiarze

Autor: Libba Bray
Tytuł: Wróżbiarze
Stron: 608
Wydawca: MAG
Moja ocena: 10/10
Libba Bray dała się poznać polskim czytelnikom za sprawą trylogii Magiczny Krąg. Choć okładki tych książek są mi dobrze znane, to nigdy nie miałam pragnienia, by zapoznać się z treścią w nich zawartą, bo w końcu ileż można czytać o niezwykłych losach trzech zwykłych-niezwykłych przyjaciółek? Nie wykluczam, że kiedyś może po nie sięgnę, bo jak wiadomo pozory mogą być złudne. Jednak jak na razie się na to nie zapowiada. 
 Pod koniec minionego roku na rynku wydawniczym pojawiła się nowa powieść L. Bray o intrygująco brzmiącym tytule Wróżbiarze. Okładka i opis treści tym razem zapadły mi w pamięć tak mocno, że wiedziałam iż jej przeczytanie jest tylko kwestią czasu. 
Nowy Jork lata 20. ubiegłego wieku. Megamiasto, które w tym czasie było najbardziej zaludnionym miastem na świecie, wyprzedzając nawet Londyn. Czas przemian obyczajowych, społecznych, mentalnych. Czasy ścierania się kultur, poglądów, czasy poszukiwania złota na ulicach. Czas wielkich marzeń i jeszcze boleśniejszych porażek. Rewia, swoboda obyczajowa, prohibicja, jazz. 
To właśnie do Nowego Jorku, po popełnionej w towarzystwie gafie, grożącej posądzeniem o zniesławienie i skandalem, przybywa 17-letnia Evie O'Neil. Wyjazd ten, choć wymuszony, jest dla bohaterki spełnieniem marzeń. Evie chce czerpać z nowojorskiego życia pełną garścią i pokazać, że jest nowoczesna, nie boi się nowych wyzwań, słowem, że może zrobić wszystko, co tylko zechce. Początkowo wydaje się, że pobyt w mieście, pod opieką wuja odludka, zajętego własnymi sprawami, będzie jednym pasmem zabaw i szaleństw.
Szybko jednak okazuje się, że Nowy Jork oprócz tej hałaśliwej i w zasadzie jasnej strony, ma także i stronę mroczną. Na skutek głupiej zabawy grupki młodych, niczego nieświadomych ludzi, przebudziło się stare zło sprzed pół  wieku. Bestia, nazywająca siebie Paskudnym Johnem wróciła, by dokończyć, to czego nie było jej dane zrobić 50 lat temu. W zupełnie niepowiązanych ze sobą okolicznościach zaczynają ginąć młodzi ludzie, zamordowani w sposób bestialski i makabryczny. Policja nowojorska jest bezradna, a Evie i jej nowi przyjaciele, chcąc nie chcąc, są coraz bardziej w całą sprawę zamieszani. 
Wróżbiarze to nie tylko dobrze napisana powieść z elementami sensacji, thrillera i mnogością detali obyczajowych. Z biegiem starannie zarysowanej fabuły okazuje się bowiem, że Nowy Jork, do którego w tamtych czasach ściągali ludzie z rożnych stron świata, jest także skupiskiem wróżbiarzy czyli osób o rozmaitych zdolnościach parapsychologicznych.
Evie sama w sobie nie jest taka zwykła, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Bywa egoistyczna, nierozsądna, nie myśli o konsekwencjach swoich decyzji, jednak w głębi duszy bardzo cierpi po śmierci zmarłego na wojnie starszego brata i musi uważać, jakich przedmiotów dotyka, na tej bowiem podstawie może dowiedzieć się o innych różnych rzeczy. Nie jest jedyna, w końcu sam tytuł wskazuje na liczbę mnogą. Powieść Wróżbiarze przedstawia powiązane ze sobą losy młodych ludzi, których niesamowite zdolności, do tej pory skrupulatnie ukrywane, zmienią losy świata i ukażą nowe oblicze społeczności, w której żyją. Parający się złodziejskim fachem, uwodzicielski Sam, niedźwiedziowaty, zamknięty w sobie Jericho, smutny i rozgoryczony Memphis oraz na pozór wesoła, choć pełna bólu Theta. Oni wszyscy mają wyjątkowe zdolności, których natury do końca nie rozumieją i nad którymi nie zawsze umieją zapanować. Zbliża się czas, w którym przyjdzie im się niekiedy boleśnie o tym przekonać.
Wróżbiarzy czyta się z zapartym tchem od pierwszej do ostatniej strony. Autorka umiejętnie stopniuje napięcie i buduje klimat grozy. Doskonale została ukazana atmosfera bawiącego się nocami miasta, przesadna bigoteria oraz czające się w zakamarkach ulic mroczne i pragnące krwi i ludzkiego strachu zło.
Czytelnik razem z bohaterami stopniowo odkrywa pojedyncze fakty, prowadzące do rozwiązania zagadki. Prowadzenie śledztwa, mającego swe korzenie w historii sprzed lat, jest niesamowicie ekscytujące, a wmieszanie do tego wątku okultystycznego, czyni całość niesamowicie barwną i atrakcyjną.
Gdy już czytelnik wraz z Evie dociera do dramatycznego finału, okazuje się, że nie jest to ostateczny koniec. Podejrzewam, że L. Bray jeszcze wróci do przygód młodych Wróżbiarzy, gdyż tak naprawdę zakończono tu tylko jeden wątek, a pozostałe sugerują mnogość fabularnych możliwości.
Polecam Wróżbiarzy wszystkim szukającym dla siebie dobrej lektury. Zarówno wielbiciele sensacji, jak i miłośnicy fantasy, na pewno znajdą tu coś dla siebie. Tę książkę koniecznie trzeba przeczytać. Polecam!
Za możliwość poznania Evie, Jericho i innych
serdecznie dziękuję
pani Katarzynie z Wydawnictwa MAG.
Pozdrawiam ciepło!


Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Gandalf
Selkar
webook.pl
Fabryka.pl