poniedziałek, 26 listopada 2018

Luca D'Andrea: Lissy

Autor: Luca D'Andrea
Tytuł: Lissy
Stron: 430
Wydawca: WAB








Piękna i młoda Marlene, pozornie spełniona żona i bizneswoman, decyduje się na radykalny krok. Postanawia uciec od męża gangstera, kradnąc mu przy okazji z sejfu cenne kamienie. W wyniku nieszczęśliwego wypadku w zimowej aurze, kobieta traci panowanie nad pojazdem i zjeżdża z drogi. Życie ratuje jej samotnik Simon Keller. Ten, na oko, prosty i zwyczajny człowiek może się okazać dla Marlene cennym sojusznikiem lub największym zagrożeniem, gorszym nawet od mściwego męża lub nasłanego przez niego zabójcy.

 Historia zaczyna się niepozornie.  Oto młoda żona miała dość życia u boku zaborczego męża gangstera i zdecydowała się z tym skończyć. Miała misternie ułożony plan, który jednak nie udał się w pełni z powodu wypadku kobiety. Równolegle poznajemy przeszłość i życiowe drogi męża Marlene, Herr Wegenera oraz Zaufanego Człowieka, zabójcę wysłanego przez Konsorcjum w ślad za uciekinierką. To jednak nie jest cała historia. Można powiedzieć, że to dopiero wierzchołek góry lodowej. 

Sporym zaskoczeniem była dla mnie tożsamość tytułowej Lissy. Świnie nie są zbyt częstym motywem w literaturze, a jeśli już, tak jak to było w jednej z powieści autora Milczenia owiec, są one przedstawiane jako krzykliwe, brutalne, groźne dla człowieka, jako marionetka w rękach innego człowieka. 
Wniosek jest jeden. Każda istota żywa, nie będąca człowiekiem, staje się taka, jak ją człowiek uwarunkuje. Traktowana okrutnie, będzie okrutna i złośliwa. Jednak świnie starego Simona mają w sobie coś bardzo niepokojącego. Wyglądają jak świnie, jednak zachowują się jakby napędzała je prastara, pierwotna moc, która jedyne, czego łaknie, to krew. 

Lissy L. D'Andrei to niepokojąca historia o ludzkim szaleństwie, rodzącym się w wypaczonym umyśle, który to szaleństwo pielęgnuje, a po wielu latach już nie jest w stanie wyjść z jego labiryntu. Opowiadana przez autora historia jest niepokojąca, tak bym to nazwała jednym słowem. Wszechogarniająca zima w odciętych od świata górach, osamotnione gospodarstwo i ogarnięty religijnym szałem główny bohater, popychany do działania, zewnętrznym głosem.  Czyim? Tego nie wiemy. Czy to Bóg, zmarła siostra, sumienie, czy jeszcze coś innego? 

Zakończenie to starcie dwóch sił, żywiołów równie niszczących co negatywnych. Żadnemu się nie kibicuje, bo nie o to w tym chodzi. Można się jedynie zastanawiać, jak się to dla bohaterów skończy. I z jakim bilansem wyjdzie z tego Marlene?

Przyznam, że po lekturze mam mieszane uczucia.  Nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że książka mi się nie podobała. Ma w sobie coś, co przykuwa uwagę czytelnika, jednocześnie sam aspekt psychologiczny jest tak mocno zaakcentowany, że trudno oczekiwać tutaj jakichś sensacyjnych rozwiązań. Prawda jest taka, że jeśli bohater wygra ze swoim szaleństwem to takie też będzie zakończenie. Jeśli mu ulegnie, to również wpłynie to na finał historii.

Mimo to Lissy to dobra opowieść na zimne, jesienne popołudnie. Jej pierwotna siła i mroczna, niepokojąca atmosfera na długo zapadną w pamięć. 


Dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.