Najgorsze co może się zdarzyć opiekunowi na wycieczce? Pogubić nieswoje dzieci. To mój najgorszy koszmar, który na szczęście póki co pozostaje w sferze stresów i obaw.
Nieswoje dzieci nie zostały zgubione, ba nawet były bardzo grzeczne i zorganizowane, film został obejrzany w gdańskiej Krewetce, tym samym wieńcząc koniec pierwszego semestru, a ferie się rozpoczęły.
Co do samego filmu to jest naprawdę dopracowany pod względem kostiumów i zdjęć plenerów. Bohaterowie płynnie mówią w języku orków oraz elfów, akcja toczy się dość wartko, wzbogacona o wątki, których w powieści nie ma. Biorąc pod uwagę budżet filmu oraz sumę, którą już zarobił wraz ze swoim poprzednikiem, P. Jacksonowi należy się pochwała za pomysłowość, spójność i rozmach. Ogromne wrażenie robi brzydota orków, piękno i zwinność elfów w walce, monumentalność starych, na wpół zrujnowanych budowli, a także ostateczny efekt wykonania Beorna, pająków, no i oczywiście Smauga. Chyba nie pomylę się bardzo, gdy powiem, że to na niego wszyscy czekali i to on jest gwiazdą tego filmu. Słyszałam, że pracowano nad nim 2 lata, co widać, w niezwykłej dbałości o detale jego wyglądów i ruchów, a nawet idealnie dobranego tembru głosu. Smaug jest po prostu cudowny, hipnotyzujący od pyska poczynając, przez długachną, zgrabną szyję, gibkie odnóża, ogon, a na migoczącym brzuchu skończywszy oraz prawdziwie smokowaty i jaszczurczy. Smaug jest stuprocentowym Smaugiem i basta.
Zachwycają obrazy Mrocznej Puszczy, Miasta na Jeziorze oraz wnętrza Samotnej Góry; na wielkim ekranie to naprawdę powala.
Druga część filmu jest dobra i poprawna; zapewne znajdą się tacy, którym odstępstwa od książki się nie spodobają, ale myślę, że to akurat można Jacksonowi wybaczyć.
Nie mogę nie wspomnieć o ścieżce dźwiękowej. Jak zawsze jest klimatyczna i cudna, ale moje serce podbiła zwłaszcza piosenka końcowa I see fire w wykonaniu Brytyjczyka Eda Sheerana, który choć bardzo młody, rudy i niepozorny, (:p) dysponuje magnetycznym, głębokim wokalem. Idealnie skomponowany tekst i podkład z towarzyszeniem gitary, skrzypiec i subtelnych chórków, sprawiły, ze zakochałam się w tej piosence.
A Wy? Oglądaliście? Co sądzicie? Czekam na Wasze wrażenia. Pozdrawiam!
Chciałabym zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńZamierzam drugi raz przeczytać i może zdanie zmienię. "I see fire" nie ma sobie równych. Pałam do niej miłością jak ty:)
OdpowiedzUsuńIdę dzisiaj na "Hobbita" do kina :)) Mam nadzieję, że mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuń