piątek, 28 lutego 2020

Donato Carrisi: Łowca cieni

Autor: Donato Carrisi
Tytuł: Łowca cieni
Seria: Marcus, t. 2
Stron: 416
Wydawca: ALBATROS







Od wydarzeń z pierwszego tomu serii (bo obecnie już nie mam pewności, że to trylogia) minęło 3 lata. Od tego czasu Marcus i Sandra nie kontaktowali się ze sobą; każde żyje własnym życiem, co nie oznacza, że o sobie zapomnieli. Marcus od blisko roku prowadzi śledztwo w sprawie makabrycznego zabójstwa zakonnicy dokonanego w samym sercu Watykanu. Nie robi jednak postępów i w zasadzie jest bliski rezygnacji. Sandra związała się z nauczycielem Maxem i stara się prowadzić ustabilizowane życie.   Właśnie wtedy atakuje Potwór z Rzymu i na całe miasto pada blady strach.  Celem mordercy są pary będące na randkach; giną oni w bardzo drastycznych okolicznościach. Niemal cudowne ocalenie jednej z ofiar być może popchnie śledztwo do przodu. Marcus i Sandra znowu niezależnie od siebie zaczynają prowadzić śledztwo i jasnym jest, że prędzej czy później połączą siły. Szybko zdają sobie sprawę, że tylko dotarcie do źródeł czyli tego kim zabójca był jako dziecko, pozwoli im go zatrzymać, w przeciwnym razie nie przestanie zabijać.

Druga część serii autorstwa Donato Carrisiego ponownie dotyka natury zła w człowieku. Czy potworem się ktoś rodzi czy staje? Odpowiedź na to pytanie nie jest tak jednoznaczna jakby się wydawało. Wspólnie z Marcusem i Sandrą czytelnik wędruje po Rzymie, odkrywając tajemnice z przeszłości. Dokładne opisy ulic i lokalizacji to jedna z zalet tej książki; można sprawdzić w grafice jak co wygląda i człowiek od razu czuje się jakby tam był osobiście. 

Marcus, duchowny i członek sekretnej organizacji zwanej Trybunałem Dusz, ponownie szuka w pozostawionych przez mordercę śladów anomalii, które pozwoliłby mu złapać zabójcę, zanim ten znowu uderzy. Bohater zmaga się także z kwestią lojalności wobec mocodawców, których nigdy nie widział i którym tak naprawdę zależy tylko na zachowaniu tajemnic Kościoła. Los ofiar jest sprawą drugorzędną. Autorowi udało się stworzyć bardzo intrygującego bohatera, który nieustannie balansuje na granicy dobra i zła, światła i cienia. Chcąc dotrzeć do celu, często posługuje się metodami o wątpliwej wadze. Zresztą odkąd znam prawdziwą tożsamość Marcus, ujawnioną w finale części pierwszej, przyznam, że trudno mi obdarzyć go zaufaniem. Wielokrotnie zastanawiałam się, czy gdyby odzyskał pamięć, pozostałby tym, kim jest teraz? Szczerze w to wątpię. 

Powieść Łowcy cieni jest równie dobra jak część pierwsza. Trzyma w napięciu i nastroju zagrożenia. Najlepsze jest, że historia nie daje wszystkich gotowych odpowiedzi oraz nie zamyka wszystkich wątków, stając się tym samym dobrym wprowadzeniem do części trzeciej. Nie do końca zadowoliło mnie co prawda rozwiązanie dotyczące zabójcy i tego co się z nim stało, ale jestem w stanie przymknąć na to oko. Polecam książkę miłośnikom dobrych thrillerów, fanom Rzymu i sekretów ukrytych między starymi murami Wiecznego Miasta.


poniedziałek, 24 lutego 2020

David Baldacci: Dylemat

Autor: David Baldacci
Tytuł: Dylemat
Seria: Amos Decker, t.3
Stron: 408
Wydawca: Dolnośląskie







Idący do pracy Amos Decker, bohater o fotograficznej pamięci,  jest mimowolnym świadkiem zabójstwa. Nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby nie okoliczności i miejsce całego zdarzenia. Wszystko miało miejsce przed budynkiem FBI, a osoby w to zamieszane nie miały ze sobą nic wspólnego. Sprawa nie należy do prostych, gdyż szybko okazuje się, że dotyczy bezpieczeństwa narodowego. Sprawę próbuje przejąć Agencja DIA, co tylko utrudnia naszym bohaterom prowadzenie śledztwa. Jednak Amos Decker z typową dla siebie szczerością i bezpośredniością nie pozwala się zepchnąć na boczny tor.
Trzecia część przygód Amosa Deckera rozgrywa się już na szczeblu międzynarodowym. Autor wziął tym razem na warsztat kwestie szpiegostwa międzynarodowego i przyznam, że początkowo obwiałam się, że powieść stanie się nudna. Na szczęście autor wzbogacił fabułę o drobne wątki poboczne i było całkiem ciekawie. Oprócz oficjalnego śledztwa, które co rusz wchodzi w ślepy zaułek, mamy tu wątek kamienicy, którą wykupił Melvin Mars, bohater poprzedniej części. Amos i Alex stali się jej lokatorami oraz gospodarzami. Ponieważ jej mieszkańcy są ubogimi ludźmi z różnych środowisk można oczekiwać, że będą się z tym wiązały pewne kłopoty, które dotkną i naszych bohaterów. 

Jeśli idzie o oficjalną sprawę, to i tym razem jest ona ciekawa. Od razu wiemy kto i jak zabił. Przed budynkiem biura federalnego starszy mężczyzna zastrzelił najpierw zwykłą nauczycielkę, a po dokonaniu zabójstwa siebie. Sprawca i ofiara nie znały się. On był szanowanym biznesmenem, ona nauczycielką matematyki. Drobiazgowe śledztwo ukazuje jednak zaskakujące szczegóły z życia obojga i jak zwykle samo zabójstwo jest wierzchołkiem góry lodowej. David Baldacci jak zwykle bardzo starannie zbudował intrygę, a w trakcie lektury równie starannie odsłania przed czytelnikiem szczegóły sprawy. Podoba mi się, że każdy detal ma tu znaczenie, nic nie jest tu przypadkowe. Tym razem sprawa jest poważna i pojawiają się ważni ludzie, w tym sama głowa USA. Mamy także mały akcent polski w postaci pary szpiegów. 

Specyficzny Amos nadal podlega stopniowej socjalizacji. Nie jest to łatwy proces, ale potrzebny i bohater stopniowo uczy się troszczyć o ludzi z własnego otoczenia. W końcu nie można żyć tylko samą pracą. 

Podoba mi się ten cykl i bohater. Książki czytają  się szybko i do samego końca trzymają w napięciu. Pozycje godne uwagi. Polecam.

sobota, 22 lutego 2020

Rachel Kadish: Ciężar atramentu

Autor: Rachel Kadish
Tytuł: Ciężar atramentu
Stron: 752
Wydawca: Czarna Owca








O roli kobiety w społeczeństwie powiedziano i napisano już wiele. Temat emancypacji (uważam, że słowo to jest zdecydowanie zbyt wąskie znaczeniowo) jest głęboki i rozległy jak morze.  Uważam, że zbyt rzadko zdajemy sobie sprawę, jak wiele wolności mamy dziś, my jako kobiety i nie mam tu na myśli zawierania związków czy prawa do głosu. Sam fakt, że mogę zapisywać swoje myśli, by się nimi dzielić z innymi i nikt nie może mi tego zabronić, a zwłaszcza śpiący za ścianą mąż, jest cudem. Serio. Lektura Ciężaru atramentu autorstwa Rachel Kadish dobitnie mi to uświadomiła. 

Londyn. A właściwie to dwa i nie mam tu na myśli tych od Neila Gaimana. W zasadzie, jakby się uprzeć, to jedno miasto, ale tak do siebie niepodobne, że trudno uwierzyć. 

Pierwszy Londyn jest zupełnie współczesny, bo to rok 2000. W wiekowym domu, w trakcie renowacji, w jednej ze skrytek w ścianie, zostają odnalezione  siedemnastowieczne rękopisy. Ponieważ zostały napisane między innymi po hebrajsku, o ich ocenę uczelnia prosi profesor Helen Watt. Dla ciężko chorej naukowiec ma to być ostatnie przed emeryturą, a być może i w życiu, wyzwanie. Do pomocy Helen zostaje przydzielony młody doktorant Aaron Levy, z którym początkowo trudno się jej dogadać. 

Drugi Londyn odsłania przed czytelnikiem inną ze swoich twarzy. Jest połowa roku 1657 na krótko przed wybuchem wielkiej zarazy. Nastroje w mieście nie są wesołe. Na mocy działań Cromwella do miasta mogą powrócić przedstawiciele gminy żydowskiej, by na nowo się tu osiedlić. Młoda sierota i emigrantka z Amsterdamu Ester Velasquez przybywa do Londynu, by rozpocząć tu nowe życie, choć nie oczekuje zbyt wiele od rzeczywistości. Jest nie tylko ubogą sierotą, której matka nie cieszyła się dobrą reputacją. Jest także nic nie znaczącą kobietą bez perspektyw. Pozostając pod opieką niewidomego rabina HaCoen Mendesa, przez pewien czas pełni rolę jego skryby. Ale nie będzie tak zawsze. W tym społeczeństwie kobieta nie ma nic do powiedzenia, nie ma prawa mieć zdania, poglądów, ani nawet być ciekawa świata. 

W ten sposób czytelnik poznaje dwie historie, które pomimo upływu czasu, wcale tak wiele od siebie nie dzieli. Gdy się temu dokładniej przyjrzeć dążenia Helen i Ester są w gruncie rzeczy bardzo zbieżne. Zmieniły się tylko czasy i pewne społeczne uwarunkowania. 

Powieść Ciężar atramentu liczy sobie ponad 700 stron, a ja pochłonęłam ją w dwa dni. Tytuł ten został nagrodzony National Jewish Award za rok 2017. To nie tylko świetna mieszanka powieści historycznej i obyczajowej; kolejne rozdziały obfitują w detale i malują intrygujący obraz mentalności ludzkiej tamtych czasów. Na kartach dokumentów, które pisze Ester, a które Helen, niczym skarb, odkrywa, wciąż na nowo pojawia się fundamentalne pytanie o cel życia człowieka i jego siłę napędową. Odpowiedź nie należy do trudnych, ale dotarcie do niej, to już kwestia indywidualna i dotarcie do niej każdej z bohaterek zajmie tygodnie, a niekiedy nawet i lata. 

Jestem oczarowana. Lektura powieści Rachel Kadish dała mi znacznie więcej niż oczekiwałam. Jeśli ktoś waha się, czy po nią sięgnąć, spieszę rozwiać jego wątpliwości.  Nie będzie łatwo. Ale naprawdę warto. Dla detali obyczajowych, dla interesujących zwrotów akcji i dla dwóch naprawdę nietuzinkowych bohaterek. Barwna, wzruszająca i zapadająca w pamięć książka. Literacka perełka. Polecam bardzo, bardzo.




Dziękuję!

wtorek, 18 lutego 2020

Rebecca F. Kunag: Wojna makowa

Autor: Rebecca F. Kuang
Tytuł: Wojna makowa, t. 1
Stron: 640
Wydawca: Fabryka Słów








Ciężko być sierotą wojenną i nie mieć nikogo bliskiego, kto by wspierał i doradzał. Równie ciężko być biedną dziewczyną, dla której jedyną perspektywą jest zostanie żoną starego człowieka. 
Jedynym atutem młodej Rin jest jej umysł i fenomenalna pamięć. Gdy więc staje ona przed szansą zdawania egzaminu do Akademii Wojskowej w Sinegardzie, poświęca dwa lata swojego życia, by się do niego dobrze przygotować i udaje się jej to. Oto uboga sierota z zaściankowej Prowincji Koguta zdobywa miejsce w Akademii, przebijając swoim wynikiem dzieci najbogatszych arystokratów.

Pobyt bohaterki w niezwykłej szkole to motyw już dobrze czytelnikom znany, jednak zdziwi się ten, kto spodziewa się, że Rin będzie tu przeżywać niezwykłe przygody, czy zdobywać przyjaciół.  Początkowo fabuła tak się rzeczywiście układa. Selekcja wśród studentów jest okrutna, wykładowcy nieprzyjaźni, a nauki mnóstwo. Jako uboga sierota z nizin Rin faktycznie nie może znaleźć z nikim wspólnego języka. Z czasem jednak okazuje się, że wybrana przez nią ścieżka kształcenia bliższe związki wyklucza, a poza tym przed krajem stoi widmo wojny, która może obrócić go w perzynę. 

Wykreowana przez R.F.Kuang fabuła jest pena odwołań do historii Azji, a zwłaszcza Japonii i Chin. W przygotowanym przez wydawcę opisie wydawcy możemy przeczytać, że postać Rin jest inspirowana postacią Mao Zedonga, gdyż autorkę bardzo interesowały mechanizmy przemian kobiety w zdominowanym przez mężczyzn świecie. I faktycznie poświęcenie, na jakie Rin jest gotowa, może zaskakiwać, szokować, a nawet przerażać. 
W tym świecie ważna jest nauka, racjonalne podejście do świata, umiejętność walki, ale znajdzie się także miejsce dla szamanizmu, który jest przecież odmianą magii. Gdzieś tam daleko na zapomnianym przez wielu Panteonie znajdują się bogowie, którzy czasem odpowiadają na wezwania śmiertelników i użyczają im swojej potęgi. Wiadomo jednak, że słabe ludzkie ciało nie znosi dobrze takiej siły i mocy.

Innym ważnym elementem tej historii jest  przedstawione bestialskie okrucieństwo walczących ze sobą armii, na czym, rzecz jasna, najmocniej ucierpiała zwykła ludność. Jest to odwołanie do masakry nankińskiej w 1937 roku, jakiej dopuścili się zdemoralizowani żołnierze japońskiej armii na chińskiej ludności cywilnej. Szacuje się, że  w ciągu sześciu tygodni zamordowano blisko 400 tys. osób, a dowództwo nie robiło nic, aby to powstrzymać. 
Okrucieństwo wojny jest jednym z ważniejszych problemów poruszanych przez autorkę. Drugim rola jednostki, która zdeterminowana może przenosić góry, jeśli się odpowiednio do tego przygotuje.

Historia stworzona przez Rebeccę F. Kuang jest monumentalna i widać, że dopiero nabiera rozpędu. Sporo się już wydarzyło, ale biorąc pod uwagę, że to początek trylogii, można się spodziewać, że to ledwie wierzchołek góry lodowej. Co jeszcze może się wydarzyć? Nawet trudno mi się domyślać. Jestem bardzo mile zaskoczona. Barwnie namalowany słowami świat Orientu wciągnął mnie i zaciekawił. Jakie wyzwania czekają na dziewczynę żołnierza, wcielenie boga Feniksa? To się okaże.

 Dziękuję!

piątek, 14 lutego 2020

Eva Garcia Saenz de Urturi: Rytuały wody

Autor: Eva Garcia Saenz de Urturi
Tytuł: Rytuały wody
Trylogia Białego Miasta, t. 2
Stron: 535
Wydawca: Muza







Jeszcze dobrze nie opadły emocje w sprawie morderstw, które sparaliżowały miasto, a już pewne zaszłości wychodzą na światło dzienne, stając się tłem dla kolejnych, zagmatwanych zbrodni. Druga część Trylogii Białego Miasta rozpoczyna się równie ciekawie i intrygująco jak pierwsza. 
W górach zostaje znalezione ciało kobiety i to w dość nietypowych realiach zbrodni. Użyty do utopienia ofiary kocioł pochodzi jeszcze z czasów celtyckich. Okazuje się także, że zmarła Anna Belen Leano jest młodzieńczą ukochaną komisarza Ayali. Kobieta była we wczesnej ciąży. Zabójca nie próżnuje; umierają kolejne osoby z bliskiego otoczenia bohatera. 

Pierwsza część cyklu zakończyła się dla bohatera tragicznie. Na skutek postrzału doznał uszkodzenia mózgu i stracił mowę. Unai nie podjął od razu rehabilitacji, więc ma sporo zaległości. Motywacją do walki o sprawność i zdrowie będzie dla mężczyzny fakt, że jego przełożona, a także kochanka, komisarz Alba spodziewa się dziecka. Ojcostwo bohatera nie jest co prawda sto procent pewne, ale wystarczy, by Unai rozpoczął współpracę z logopedą, tym samym wracając do pracy w policji w charakterze konsultanta.

W drugiej płaszczyźnie powieściowej cofamy się do wydarzeń sprzed lat 20, gdy Unai i jego koledzy: J, Luxto oraz Asier uczestniczyli w letnim obozie archeologicznym prowadzonym przez charyzmatycznego profesora Saula Tovara. W zajęciach bierze także udział jego nastoletnia córka Rebecca, którą wyraźnie coś dręczy. Czy zwierzenia, które próbuje poczynić są wytworem jej chorej fantazji, czy też może dziewczyna faktycznie mówi prawdę? 

Fabułę części drugiej zbudowała autorka równie pieczołowicie i skrupulatnie jak części pierwszej. Ponownie udało się jej skierować moje podejrzenia w stronę zupełnie kogoś innego. Tym razem modus operandi oparła autorka na barwnych i intrygujących rytuałach celtyckich związanych z wodą i powoływaniem na świat nowego życia. Pogłębiła także rysy psychologiczne postaci; pojawiają się tu dziadek i brat głównego bohatera oraz jego koledzy z czasów nastoletnich, a nawet tajemniczy hakerzy MatuSalem czy Goleden Girl. Nota bene ta ostatnia jest dla całej fabuły bardzo ważna. Najbardziej ciekawą i trudną do jednoznacznego zakwalifikowania jest Ana Belen, typ lolity i kobiety fatalnej, bez jakichkolwiek skrupułów i poczucia winy. 

Książkę czytało mi się bardzo dobrze i po raz pierwszy od dawna zdałam sobie sprawę, że gdyby to nie miała być trylogia, a seria, to wcale bym się nie obraziła.  Bardzo polubiłam klimat miasteczka oraz bohaterów, którzy wciąż mają czytelnikowi wiele do zaoferowania. Z tym większą niecierpliwością czekam na premierę części trzeciej Władcy czasu. 

Polecam gorąco. Świetna powieść z klimatem i frapującą intrygą.

poniedziałek, 10 lutego 2020

Alex Marwood: Zabójca z sąsiedztwa

Autor: Alex Marwood
Tytuł: Zabójca z sąsiedztwa
Stron: 400
Wydawca: ALBATROS









Współczesny Londyn przygnieciony falą upałów. Kamienica z mieszkaniami do wynajęcia. Gospodarz, który nie budzi zaufania. Sześcioro lokatorów z własnymi sekretami, którymi lepiej się nie dzielić. I jeden zabójca, niepozorny, zwyczajny, nie budzący podejrzeń. Mężczyzna, którego żadna kobieta nie chciałby spotkać na swojej drodze. 

Akcja powieści Alex Marwood rozkręca się powoli. Upał rozkłada ludzi na łopatki. Nic nie zapowiada deszczu, dlatego niemal wszyscy mieszkają przy otwartych oknach. Mimo to nikt nie interesuje się życiem sąsiadów, każdy jest skupiony na swoich sprawach. Idealna lokalizacja dla seryjnego zabójcy, czyż nie? 

Przez długi czas autorka jedynie sugeruje nam, kto może być mordercą. Nie nazywa go z imienia, nie podaje szczegółów jego wyglądu, szczodrze za to obdarza nas szczegółami zabiegów, jakim poddaje swoje ukochane. To było obrzydliwe, choć jednocześnie stanowi jeden z większych plusów tej książki. 
W kolejnych rozdziałach poznajemy lokatorów mieszkań. Nic ich ze sobą nie łączy poza pragnieniem bycia potrzebnym, kochanym i akceptowanym. Mamy tu więc Irańczyka - emigranta politycznego, emerytkę, nastolatkę ukrywającą się przed opieką społeczną oraz barmankę, która podpadła mafii. Połączy ich ze sobą jedno wydarzenie, które zmieni życie każdego z nich. W końcu wspólna zbrodnia łączy, nieprawdaż?

Po raz kolejny Alex Marwood mile mnie zaskoczyła. Autorka ma niesamowitą umiejętność do snucia tego typu opowieści i talent do opisywania brudów życia ludzkiego; wypaczonych skłonności, mrocznych, cuchnących sekretów, a na koniec, tworzenia zaskakującego epilogu. Nie ukrywam, że Najmroczniejszy sekret podobał mi się bardziej, ale polecam lekturę Zabójcy z sąsiedztwa ze względu na nietuzinkowe potraktowanie tematu oraz dobitne, realistyczne opisy, które budziły we mnie odruch wymiotny. Jeśli ktoś lubi się obrzydzić, to fragmenty tej powieści z pewnością mu tego dostarczą.  Historia tu przedstawiona daje do myślenia; przerażający jest fakt, że ktoś, kogo znamy jedynie z widzenia może mieć swoją mroczną stronę. Z drugiej strony równie smutny jest fakt, jak mało obchodzą nas inni. Ignorujemy podejrzane hałasy lub zapachy, czyjś krzyk jest jedynie oznaką mocnego imprezowania; zbrodnia może się dziać pod naszym nosem, a będziemy na nią ślepi. W końcu najciemniej jest pod latarnią.

Zabójca z sąsiedztwa to zaskakująco dobra powieść. Polecam.

czwartek, 6 lutego 2020

Elizabeth Chadwick: Pani Anglików

Autor: Elizabeth Chadwick
Tytuł: Pani Anglików
Stron: 504
Wydawca: Prószyński i S-ka








Powieść Pani Anglików można by nazwać prequelem, przedstawia bowiem wydarzenia poprzedzające trylogię o Eleonorze Akwitańskiej. Jej bohaterką jest cesarzowa Matylda, matka Henryka Plantageneta, drugiego męża Alienor. W trylogii Matylda pojawiła się kilka razy, już jako kobieta dojrzała, teściowa Alienor, dlatego, gdy dowiedziałam się o istnieniu książki na jej temat, od razu zapragnęłam ją przeczytać. 

Jest rok 1125. 26-letnia Matylda była żoną cesarza Niemiec i niedawno owdowiała. Jej ukochany mąż Henrich zmarł, pozostawiając ją w żałobie, tym większej, że nie mieli wspólnych dzieci. Na wezwanie ojca Henryka I, króla Anglii, kobieta wraca do ojczyzny, którą opuściła jako mała dziewczynka. Mając na względzie swoje pochodzenie i jeszcze młody wiek zdaje sobie sprawę, że ojciec zechce wydać ją ponownie za mąż, jak najkorzystniej dla korony, rzecz jasna. Gdy jednak dowiaduje się, że ma zostać żoną Godfryda Plantageneta, który ma niespełna 15 lat, jest oburzona i czuje się upokorzona. Nic dziwnego, po doświadczonym mężu, który traktował ją jak partnerkę, ma zostać żoną młokosa, który puszy się niczym kogut. Matylda nie może jednak odmówić. W tamtych czasach i tamtym świecie kobieta nie miała wolnej woli ani własnego zdania. 

Jak podają źródła, a Elizabeth Chadwick skrupulatnie i zgrabnie oddała to w swojej powieści, małżeństwo Matyldy i Godfryda było bardzo burzliwe, co nie przeszkodziło małżonkom doczekać się trzech synów, w tym Henryka, następcy tronu Anglii. 
Wątek Matyldy skupia się głównie na dążeniach bohaterki, by zapewnić dorastającemu Henrykowi sukcesję angielskiego tronu. Walka ta potrwa dobrych kilkanaście lat, a wszystko przez to, że ojciec Matyldy, Henryk I nie ustalił jasno, że to wnuk ma objąć po nim tron. To znaczy wielokrotnie była o tym mowa, baronowie składali przysięgę, ale gdy król zmarł, jeden z jego siostrzeńców, Stefan z Blois objął tron, uzyskując błogosławieństwo papieża, i narażając tym samym Anglię na długoletnią wojnę z poplecznikami Matyldy. 
Drugą bohaterką powieści, i ten wątek bardzo mi przypadł do gustu, jest Alelajda z Louvain, żona Hneryka I i macocha Matyldy. Drobny komizm tej sytuacji polegał na tym, że Adelajda była drugą żoną króla i była w tym samym wieku co Matylda. Z biegiem czasu kobiety zaprzyjaźniły się ze sobą i wspólnie dzieliły troski. Gdy Adelajda po raz drugi wychodzi za mąż, okazuje się, że jej mąż jest stronnikiem króla Stefana, co pozostaje w sprzeczności z interesami Matyldy. Autorka świetnie pokazała dylematy bohaterów, konflikt honoru i więzów rodzinnych. 

Postaci Matyldy i Adelajdy pokazują, że kobiety w tamtych czasach nie miały łatwo. Bohaterki właściwie miały o wiele trudniej niż Eleonora. Jako kobiety nie miały prawa głosu ani możliwości decydowania o sobie, a trudne ciąże i porody narażały ich zdrowie i życie. 

Podobała mi się Pani Anglików, szkoda tylko że autorka nie doprowadziła fabuły do śmierci Matyldy, jak to zrobiła w przypadku Eleonory. Liczyłam, że dojdzie do crosovera i zobaczymy Alienor z perspektywy Matyldy, autorka zdecydowała jednak zakończyć powieść nieco wcześniej. Mimo wszystko to naprawdę dobra powieść historyczna, obfitująca w ciekawostki i detale epoki.