czwartek, 29 marca 2018

Blair Holden: Bad boy's girl

Autor: Blair Holden
Tytuł: Bad boy's girl
Stron: 512
Wydawca: Jaguar







18-letnia Tessa nie ma łatwego życia.  Jej rodzice ciągle się kłócą i skupiają tylko na sobie. Starszy brat ma poważny problem z alkoholem i całym swoim życiem. To dlatego  dziewczyna jest praktycznie sama z tym, że w szkole jest społecznym pariasem. Kiedyś miała nadwagę i to tak naprawdę pośrednio przyczyniło się do wojny z byłą najlepszą przyjaciółką Nicole, która obecnie nie dość, że zmienia życie Tessy w piekło, to na dodatek chodzi z Jayem, w którym bohaterka beznadziejnie się kocha. 
To dlatego dziewczyna ma jeden priorytet na ten rok: skończyć szkołę. Potem pójdzie na studia i wszystko się jakoś ułoży. 

Teoretycznie mogłoby się to udać, gdyby nie nagły powrót Cole'a do miasta. Brat Jaya i bliski sąsiad Tessy, kiedyś także skutecznie obrzydzał jej życie. Teraz okazuje się, że chce być najlepszym przyjacielem Tessy, a może nawet kimś więcej. Co za niezwykła przemiana? Krucjata? Pokuta? A może okrutny żart? 
Tessa początkowo jest podejrzliwa i nieufna. Trudno jej jednak być odporną na urok przystojnego bad boya z ośmiopakiem na brzuchu. Może jednak podkochiwała się w niewłaściwym bracie? 

Wrażenia. Dobrze się zapowiadało. Temat, choć pozornie już ograny, jest przecież dość nośny. Gdyby tylko zachować umiar, tę złotą granicę pomiędzy powagą opowiadanej historii a banałem płaczliwego romansu, między drobnymi dramatami a łzawymi awanturami na pół ulicy, między drapieżnym erotyzmem a zwykłym banalnym obściskiwaniem się, gdzie popadanie? Dlaczego musiało to pójść w tę właśnie stronę?

Plusy? 
Minusy? 
Otóż są plusy dodatnie i ujemne.
Zanim dotarłam do końca, byłam święcie przekonana, że to pojedyncza powieść. To dlatego tak parłam do ostatniej strony. I gdyby  tak było, wyszłoby to na dobre całej fabule, bohaterom i czytelnikowi. Tymczasem tuż pod koniec okazuje się, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Gdy wydawało się, że bohaterowie zmierzają ku prostej, wszystko się rozpadło i właściwie tak trochę na siłę. 
Kolejna rzecz to rozwlekłość. Wszystko to, co się dzieje między bohaterami jest urocze, przyjemne w odbiorze i naprawdę się im kibicuje, bo obydwoje zasługują na swój happy end. Jednak w pewnym momencie zaczęłam mieć wrażenie, że autorka zmieniła koncepcję i zamiast ten happy end wprowadzić w życie, celowo zaczęła go odwlekać, bo nagle okazało się, że będą kolejne części. 

I nagle to co miałam za urocze, zabawne, z erotycznym pazurem, zaczęło nagminnie przypominać historię z cyklu After Anny Todd. Nastąpiła ta sama zmiana układu sił. Tessa stała się tą, która dyktuje warunki, a charyzmatyczny i silny dotąd Cole, zmienił się płaczliwego słabeusza, który, zresztą bardzo doświadczony w tych sprawach, kompletnie nie widzi, że jakaś wydra, mieniąca się przyjaciółką z dzieciństwa, zagięła na niego parol. Nie podoba mi się coś takiego, bo naturalną koleją rzeczy, że on teraz będzie biegał za nią, rozpaczał i pił, pił i rozpaczał oraz, rzecz jasna, robił całą masę głupot po drodze. Jej oczywiście też wpadnie do głowy parę durnowatych pomysłów. 
Dlaczego opisywane w powieściach dla młodzieży związki nie mogą przechodzić życiowych prób, takich jak choroba, strata, dorastanie, a polegają jedynie na dramatach w stylu kocha, nie kocha oraz próbach uładzenia sytuacji obściskiwaniem się bohaterów lub przygodnym seksem? 

Dlatego w chwili obecnej mam szczery zamiar nie sięgać po kontynuację, gdy się pojawi. Czy wytrzymam w swym postanowieniu, to już inna sprawa. Boję się, że po prostu nie zniosę faktu, że fajna historia zmienia się w operę mydlaną z trójkątem  w roli głównej.

poniedziałek, 26 marca 2018

Dorastania i rozstajów czas czyli Pitch perfect 3

Reżyseria:Trish Sie
Scenariusz: Kay Cannon, Mike White
Obsada: Anna Kendrick, Rebel Wilson, Britanny Snow, 
Anna Camp, Hailee Steinfeld i in.
Czas trwania: 93 min.





Dorosłość dopadła członkinie Barden Bellas. Dziewczyny opuściły bezpieczne mury uczelni, by skupić się na pracy i robieniu kariery.  No właśnie. Z tym drugim jest ciężko. Rzeczywistość jest brutalna. Okazuje się, że same dobre chęci i odrobina talentu, to zdecydowanie za mało. A przecież świat wciąż idzie do przodu i nie zaczeka na niezdecydowanych. 
Wygląda jednak na to, że Becca, Chloe, Amy i reszta dziewczyn nie jest ostatecznie gotowa na siłowanie się z życiem. A gdyby tak jeszcze raz, taki ostatni zaśpiewać razem? Okazja się nadarza i dziewczyny zwarte i gotowe wyruszają w trasę. 

Przyznam, że nieco obawiałam się finałowej części. Po pierwsze dlatego, że nie lubię, gdy coś się kończy. To tchnie taką ostatecznością, że aż wyciska łzy z oczu. Po drugie, trochę się bałam, czy po spektakularnym sukcesie Barden Bellas w World Championship, jest jeszcze coś do pokazania, opowiedzenia i zaśpiewania? Tak. Zdecydowanie tak. 

Już na początku filmu okazuje się, że dorosłość nie jest usłana różami, a sukces nie czai się za rogiem. Becca nie została super producentką, a Chloe nie wie, co ogólnie ma ze sobą zrobić. Podobnie jak zresztą pozostałe dziewczyny. Psychologicznie rzecz biorąc, nie odcięły pępowiny. 
Być może muzyczna trasa USO pozwoli im pożegnać się ze studenckim dzieciństwem?

Powiedzmy to sobie od razu. Nie jest tak wybuchowo i gorąco, jak w dwóch poprzednich częściach. Jako że jednak fan wiele wybaczy, jest całkiem poprawnie. W moim odczuciu sytuację ratuje głównie Fat Amy, nie tylko dzięki związanemu z nią wątkowi sensacyjnemu, ale też totalnym tekstom, które są typowe tylko dla niej, np. Wreszcie z tych głupich ust wydobyło się coś mądrego! Taak, Amy jest epicka. 

Nie ma tu typowej dla poprzednich części rywalizacji, ale przecież, jak same bohaterki mówiły na początku, chodziło im o to, by razem wystąpić. Dlatego jest całkiem ok. Być może szykują się jakieś romanse, być może ktoś znajdzie swoje nowe zajęcie, pozbędzie się demona, może zostanie matką. A może w ogóle ktoś nie cierpiał występować i z ulgą z tym skończy?
Jedno jest pewne; trzeba zamknąć pewien rozdział w życiu, by móc spokojnie pójść dalej. 

Muzyka i wykonanie jest całkiem miłe dla ucha, a finałowa Freedom Becki i innych Bellas mnie akurat bardzo wzruszyła, ale może nie jestem obiektywna, bo mnie takie pożegnalne sceny zawsze zmuszają do płaczu. 

Polecam fanom serii. Bellas górą!

wtorek, 20 marca 2018

Bo jedni chcą trykać, a inni wąchać kwiaty czyli byczek Fernando

Reżyseria: Carlos Saldanha
Scenariusz: Robsert L. Baird, Tim Federle
Czas trwania: 106 min.
Wytwórnia: Blue Sky Studios







Postać byczka Fernando od zawsze majaczyła w moim umyśle, za sprawą krótkometrażówki z 1938 wyprodukowanej przez wytwórnię Walta Disneya. Pamiętałam scenkę, w której wąchający kwiatki byczek zostaje boleśnie ukąszony przez pszczołę i wpada w histerię, choć rzecz jasna otoczenie bierze to za furię i wściekłość. Swoją drogą krótkometrażówka dostała Oscara, co znacznie zwiększyło sprzedaż książki, która już w roku swojego wydania okazała się problematyczna dla różnych dyktatorów, którzy brali ją za krytykę dążeń wojennych oraz pean pacyfizmu. 
Autorem książeczki jest Amerykanin Munro Leaf i zgodnie z głoszoną legendą napisał ją w jedno popołudnie w ciągu 40 minut. Ponieważ pojawienie się książki na rynku zbiegło się z wybuchem wojny domowej w Hiszpanii gen. Franco zakazał jej wydawania. Podobnym zakazem objęto książkę w III Rzeszy, negowały ją również amerykańskie środowiska prawicowe. Pozytywnie recenzowali ją za to Gandhi, H.G.Wells oraz Eleonor i Franklin Roseveltowie.  

Mały byczek Fernando dorasta w haciendzie, w której przeznaczeniem hodowanych tam byków jest walka na arenie. Do tego przygotowuje się tata Fernanda oraz ojcowie jego kolegów. Sam Fernando jednak nie jest tym zainteresowany. On woli wąchanie kwiatków i zachwycanie się pięknem świata. Nie widzi siebie na arenie i smuci go fakt, że w tym świecie byki nie mają innej alternatywy. 
Kiedy byczek trafia pod opiekę nastoletniej Niny i jej taty, wydaje się, że jego los się odmienił. W przepięknie położonym gospodarstwie Fernando ma wszystko, o czym tylko może zamarzyć pupil czyli dużo przestrzeni do zabawy, mnóstwo kwiatów (Nina i jej tata je uprawiają) i kochających opiekunów. 
Jest jednak bykiem i to potężnym i nie wszyscy rozumieją, że jest łagodny i spokojny. Historia z pszczołą na rynku pełnym ludzi także nie przysparza mu zrozumienia. Byk zostaje uznany za agresywnego i niebezpiecznego i wraca na haciendę, z której uciekł jako dziecko. Jego występ na arenie jest zatem tylko kwestią czasu. 

Fernando to urocza i ciepła historia o tym, że często niełatwo stanowić o własnym losie i trzeba o niego zawalczyć, podejmując często trudne decyzje. Okazuje się także, że niełatwo przekonać innych, by choć zechcieli spróbować coś zmienić w swoim życiu, bo łatwiej żyć w przekonaniu, że się nie da i że nie mamy na to wpływu. 
Na uwagę zasługuje dopracowany polski dubbing oraz przepiękna piosenka Home w wykonaniu Nicka Jonasa. Urocze są małe jeże, które kradną wszystko, co im wpadnie w łapki, trzy konie z niemieckim akcentem oraz koza, która potrzebuje, by ktoś ją pokochał. 

Fernando naprawdę zapada w pamięć. To godna obejrzenia historia, która rozbawi i wzruszy. Polecam, warto.

niedziela, 18 marca 2018

Arwen Elys Dayton: Rozrywacz

Autor: Arwen Elys Dayton
Tytuł: Rozrywacz
Seria: Poszukiwaczka, t.3
Stron: 405
Wydawca: Uroboros








 Życiowa przygoda młodych Poszukiwaczy trwa i ani na chwilę nie staje się prostsza czy bezpieczniejsza. Wydawać się mogło, że po śmierci Średniego Sędziego wystarczy tylko odnaleźć zaginionych członków rodów i tajemnice się wyjaśnią. Tymczasem okazuje się, że był to ledwie wierzchołek góry lodowej. 

Zostawiona przez Shinobu w świecie pomiędzy Quin spotyka niespodziewanego sprzymierzeńca. Tajemniczy Dex, pogrążony w dziwnej mieszance amnezji i szaleństwa w nielicznych chwilach świadomości, relacjonuje  początki rodu Poszukiwaczy. Okazuje się, że już u źródeł tej zaszczytnej idei zalęgły się zawistna rywalizacja i żądza krwi, a to wszystko w jednej rodzinie. Czy Quin zdoła dotrzeć do zdrowej części umysłu Dexa? Od tego zależy życie jej i Shinobu. 
Wspomniany wyżej Shinobu znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Opanowany przez fokal i pozostałe w nim części świadomości Sredniego, stał się bezwolnym narzędziem w rękach Maggie, babki Johna Harta. Babki? No właśnie, okazuje się, że Maggie jest, a może była, kimś znacznie, znacznie więcej. 
Bardzo ciekawie poprowadziła również autorka wątek Johna Harta. Nie jest to już ten żądny zemsty chłopak. Młoda Sędzia Maud zgodziła się go szkolić i wyraźnie widać, że młodzieniec przeszedł ogromną przemianę. Przez lata determinowany kłamstwami babki oraz łaknącej zemsty matki, teraz wreszcie zaczyna myśleć samodzielnie i być może ta odmiana spowoduje odrodzenie instytucji Poszukiwaczy.

Jeśli spojrzeć na całą trylogię z perspektywy wydarzeń tomu trzeciego, da się ją ocenić znacznie wyżej, niż po lekturze samej tylko Poszukiwaczki. Okrutna prawda, którą odkryli młodzi Poszukiwacze: Quin, Shinobu oraz John, była co prawda szokująca, ale miałam takie poczucie, że wszystko to jest oderwane od większej całości. I faktycznie. Po przeczytaniu trzeciej części mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że trylogia prezentuje bardzo spójną i ciekawą historię, jednak sprostają jej tylko cierpliwi czytelnicy. Ci, którzy spodziewają się prześcigających się nawzajem akcji i sensacji w stylu Niezgodnej czy Igrzysk śmierci, sowicie okraszonej miłosnymi rozterkami, zawiodą się i stwierdzą, że seria jest nudna. Podejrzewam, że będą to ci czytelnicy, którzy zatrzymają się na części pierwszej albo gdzieś w połowie drugiej. Jednak dopiero przeczytanie trzeciej części zatytułowanej Rozrywacz, daje nam pełny, obraz tej historii.  

Młodzi bohaterowie dorastają na oczach czytelnika. Tak naprawdę żadni z nich herosi, ciągle wpadają w kłopoty, odnoszą ciężkie rany, po których długo i powoli wracają do zdrowia, albo stają się czyimiś marionetkami. Nie wychodzą z niebezpieczeństwa w cudowny, niespodziewany sposób, nie mają w sobie nadludzkiej siły, choć są dość zaradni i potrafią walczyć. Ale w sumie to dlatego, że ciągle trenują i dbają o formę, wydaje się więc to oczywiste. Mają ideały i choć wymaga to czasem dramatycznych decyzji, walczą o nie, bo właściwie jest to wszystko, co mają. 

Trylogię Poszukiwaczka poleciłabym nieco starszym, skłonnym do refleksji, czytelnikom. Warto jej dać szansę, ponieważ w ostatecznym rozrachunku naprawdę zyskuje. Mamy tu podróże przez przestrzeń i czas, nieustannie skaczemy pomiędzy starą, tradycyjną Anglią, a nowoczesnym, eklektycznym Hongkongiem, pomiędzy tym co się już wydarzyło, a tym co się dopiero dzieje. Czy dotarcie do początków historii Poszukiwaczy będzie finałem? A może nowym startem? Bardzo logiczne wydało mi się, że historia zatoczyła pełne koło, takie właśnie rozwiązania lubię. 
Polecam!


Dziękuję!

środa, 14 marca 2018

Arwen Elys Dayton: Podrożniczka

Autor: Arwen Elys Dayton
Tytuł: Podróżniczka
Seria: Poszukiwaczka t.2
Stron: 426
Wydawca: Uroboros






Podróżniczka to druga część trylogii pt. Poszukiwaczka.
Pierwsza powieść z tej serii skupiała się głównie na zarysowaniu świata przedstawionego oraz postawieniu trójki głównych bohaterów w sytuacji wyboru. Tak samo jak Quin i Shinobu, szkolący się na Poszukiwaczy, myśleliśmy, że jest to szlachetna profesja, polegająca na pomaganiu słabszym oraz na chronieniu niewinnych. Tymczasem okazało się, że dysponujący kamiennymi athamenami podróżnicy w przestrzeni to zwykli mordercy i złodzieje. Losy trójki przyjaciół różnie się potoczyły. Quin i Shinobu co prawda udali się razem do Hongkongu, ale na tym koniec. Quin pozbyła się dręczących ją wspomnień i postanowiła zostać uzdrowicielką.  Shinobu natomiast pogrążył się w narkotykowym nałogu, a w chwilach trzeźwości wykonuje płatne zlecenia polegające na odszukiwaniu przedmiotów.  John Hart, chcąc ocalić rodzinną fortunę i dokonać słusznej, w jego mniemaniu, zemsty, prowadzi zacięte poszukiwania. 

Druga część zaczyna się w zasadzie tam, gdzie zakończyła się część pierwsza.
Quin i Shinobu kontynuują swoje poszukiwania. Chcą zgłębić przeszłość Poszukiwaczy. Kierując się zapiskami z dziennika Catherine Rennart, odkrywają kolejne groty z zagadkowymi liczbami. Sprawę utrudnia fakt, że bohaterowie są ścigani przez cuchnących wyrostków, którzy jak się okazuje są uczniami Średniego Sędziego.  
John Hart odbywa szkolenie pod okiem Młodej Sędzi, Maud. 

Podróżniczka, pod względem fabularnym, trzyma poziom swojej poprzedniczki. Świat Poszukiwaczy okazuje się znacznie bogatszy, niż się początkowo wydawało. Wrażenie głębi zyskujemy dzięki wprowadzeniu narracji z perspektywy młodej Catherine, przyszłej matki Johna. Catherine prowadziła te same poszukiwania, które teraz zajmą Quin. Pojawiają się nowe przedmioty. Jeśli atahamen wydawał się szczytem pragnień, to fokal - niezwykły hełm, poszerzający świadomość, jest jeszcze groźniejszy. To dzięki niemu, choć używanie go jest uzależniające, Quin i Shinobu zdecydują w jakim kierunku mają iść ich poszukiwania. 
Oprócz tego, obserwując degenerację rodów Poszukiwaczy poznajemy zło i zgniliznę moralną szerzoną przez Średniego Sędziego. Podczas czytania nie mogłam zrozumieć, dlaczego Stary Sędzia to tolerował. Co to za strażnik, który ani nie pomaga, ani nie powstrzymuje tych, co szkodzą? Jeśli rody Poszukiwaczy wyginęły lub zmarniały, to w dużej mierze odpowiedzialni są za to Sędziowie. A tak swoją drogą czy ci ludzie w ogóle ze sobą nie rozmawiali, tylko pozwalali się tak na siebie napuszczać? I nikomu nie przyszło do głowy, by zapytać, pomyśleć, itp?

Krótko mówiąc Podróżniczka to dobra historia. Nie dłuży się i ciągle się coś dzieje. Nie przeszkadza nawet to, że wątek miłosny jest marginalny. Zresztą bohaterowie mają mało czasu na amory, bo nieustannie ktoś ich ściga, a to nie sprzyja wyznaniom. Bardzo jestem ciekawa, jak się to wszystko zakończy, dlatego od razu sięgam to tom trzeci. 

 Dziękuję!

poniedziałek, 12 marca 2018

B. A. Paris: Na skraju załamania

Autor: B. A. Paris
Tytuł: Na skraju załamania
Stron: 352
Wydawca: ALBATROS







Byłam bardzo zadowolona po lekturze pierwszej powieści B.A.Paris Za zamkniętymi drzwiami. Ten dobry thriller dotykający problemu przemocy domowej w idealnej oprawie dobranego małżeństwa wręcz sam się czytał. To dlatego kiedy pojawiła się druga powieść autorki, nie zwlekałam. Jak się okazało, było warto. Druga powieść jest równie dobra, co pierwsza. 

Cass Anderson to nauczycielka stojąca u progu dwumiesięcznego urlopu. Wracając ze spotkania z kolegami z pracy, wybiera krótszą drogę przez las. Rozpętuje się burza i bohaterka boi się szybkiego ruchu na drodze, dlatego wybiera tę pozornie prostszą. Zdenerwowana burzą i złą widocznością  Cass, na widok znajomej w aucie na poboczu, nie zatrzymuje się, lecz jedzie dalej. Jakież są jej przerażenie i szok, gdy nazajutrz media podadzą do wiadomości publicznej, że kobieta została zamordowana. 
Od tej pory spokojne i uporządkowane życie Cass zamieni się w koszmar. Kobietę będą dręczyć potworne wyrzuty sumienia. Znała ofiarę, być może nawet miały szansę, by się zaprzyjaźnić, a ona powodowana panicznym strachem, nie pomogła jej. To jednak nie wszystko. Cass nie będzie dane cieszyć się urlopem. Ktoś zacznie ją dręczyć głuchymi telefonami, doprowadzając ją na skraj załamania. Kiedy przedmioty w domu zaczną zmieniać miejsce, a dostawcy przywozić niespodziewane zakupy, Cass dojdzie do wniosku, że oto dopadła ją rodzinną choroba i popada w demencję. W końcu jej własna matka zaczęła chorować już po 40 roku życia. Skoro zatem traci pamięć, jak ma się bronić przed czyhającym na nią mordercą?

W bardzo misterny sposób zbudowała autorka nastrój powieści. Początkowo drobne i pozornie bez znaczenia incydenty, zsumowane składają się na ciekawy obraz kobiety, która albo padała ofiarą zręcznej manipulacji, albo faktycznie popada w pierwsze stadium choroby. Najgorsze jest to, że im więcej takich wydarzeń, jak np. zgubienie samochodu na parkingu, zamówienie wózka dziecięcego zamiast szopy ogrodowej, czy zapominanie o planowanej wizycie znajomych, tym mniej wiarygodna Cass się staje. Z początku czujemy do niej sympatię, z czasem lekkie zniecierpliwienie, a z czasem sami zaczynamy wierzyć, że to chyba faktycznie początki Alzheimera. Niewiarygodne wydaje się bowiem, by nie pamiętać o tak prostych rzeczach. 

W trakcie czytania snułam różne teorie, co też może dolegać Cass, obstawiałam nawet schizofrenię. Samo zakończenie jest trochę mało spektakularne, choć trzeba przyznać, po części też i logiczne. 
Jedno mogę powiedzieć z czystym sumieniem: to naprawdę dobry thriller i czyta się go w ogromnym zaciekawieniem. Właściwie nie mogłam na długo tej książki odłożyć, tak mnie ciekawiło co dalej. Powtarzałam sobie, że jeszcze jeden rozdział, jeszcze jeden, aż w końcu dotarłam do finału. Dlatego polecam, to bardzo dobra lektura na sobotnie popołudnie.

czwartek, 8 marca 2018

Arwen Elys Dayton: Poszukiwaczka

Autor: Arwen Elys Dayton
Tytuł: Poszukiwaczka
Seria: Poszukiwaczka, t.1
Stron: 476
Wydawca: Uroboros 






Młode umysły są pełne wzniosłych idei o ratowaniu świata i pomaganiu innym. Rwą się do działania, myśląc już o przyszłej chwale. Quin, Shinobu i John od najmłodszych lat szkolą się na Poszukiwaczy, niezwykłych podróżników przez materię przestrzeni. Trenują z tym większym zapałem, im bliżej do złożenia przysięgi. Jednak nie wszystko okazuje się takie jak sobie wyobrażali. Brutalność świata dopada ich zdradziecko i przygniata ogromem okrucieństwa. Brzmi znajomo? Toż to przecież metafora wchodzenia w dorosłość. Ale po kolei. 

Jak już wspominałam nasi bohaterowie są tak wyjątkowi, dlatego że są ostatnimi z Poszukiwaczy. Kiedyś było ich wielu, należały do nich całe rody, dziś idea skurczyła się do dwóch dorosłych oraz trójki adeptów. Dlaczego tak się stało? Początkowo nie wiemy. 
Widać za to od razu, że najstarszy z trójki John Hart, nie ma dobrych przeczuć. Pełen tajemnic młodzieniec chce zostać Poszukiwaczem, by dokonać rodowej zemsty. Czuje jednak, że mentor Briac Kincaid nie pozwoli mu złożyć przysięgi. A od tego tak wiele zależy.  
Idealistka Quin już nie może się doczekać rytuału, podobnie jak jej kuzyn Shinobu. Chcą działać, chcą być pełnoprawnymi Poszukiwaczami. 
W noc złożenia przysięgi prawda spada na Quin niczym kamienny blok. To, co było jej marzeniem, to w czym widziała siebie do końca swego życia okazuje się wypaczonym ideałem, bez śladów dawnej świetności. Poszukiwacze nie są już obrońcami i wybawicielami, wręcz przeciwnie, to ciemiężyciele i mordercy. A najgorsze jest to, że przysięga została złożona i nie można się tak po prostu wycofać. 

Wykreowany przez A.E. Dayton świat jest niezwykły. Pozornie wydaje się stary, pełen broni białej i trenowania wojowników, zaś z drugiej strony na wskroś nowoczesny, obfitujący w szybko działające lekarstwa, bogatych przedsiębiorców i podniebne sterowce. Przyznam, że to zderzenie tradycji z nowoczesnością bardzo mi się podobało. 

Tom Poszukiwaczka jest tak naprawdę wprowadzeniem do akcji właściwej. Mamy okazję liznąć trochę specyfiki świata Poszukiwaczy, a potem obserwujemy jak krystalizuje się w nich decyzja; co zrobią, pogodzą się z obecnym stanem rzeczy? A może spróbują zgłębić prawdę i wrócić do korzeni?
Początkowo próbują zaprzeczać swojemu przeznaczeniu: Shinobu uderzy w opiumowy nałóg, a Quin zapomni. (!) Jeden tylko John z uporem maniaka, kierowany rodowym słowem będzie próbował zdobyć athamen. 
Książka może nie spodobać się młodszym czytelnikom. Mamy tu co prawda romansowy trójkąt, ale wątek ten nie jest wiodącym, oprócz tego nie ma typowego dla młodych wzdychania i dylematów. Akcja skupia się raczej na tym, jak skarlały ideały Poszukiwaczy, dla których liczy się tylko zysk i rzeź. Czy dwoje młodych idealistów ma szansę to odmienić? I czy złe uczynki powstałe z dobrych pobudek, są usprawiedliwione? Jedno jest pewne: każda decyzja niesie za sobą poważne konsekwencje, może też zagrozić życiu. 

Mnie się podobało. Bohaterowie są prawdziwi, popełniają błędy, dzięki czemu są ludzcy. Takich bohaterów literackich nam, czytelnikom, trzeba. Polecam. I od razu sięgam po tom numer dwa.


Dziękuję!

środa, 7 marca 2018

Psi sens życia czyli Był sobie pies

Reżyseria: Lasse Halstrom
Scenariusz: Catrhryn Michon, W. Bruce Cameron
Czas trwania: 100 min.
Na podstawie książki autorstwa W. Bruce'a Camerona





Każdy człowiek zadaje sobie w końcu pytanie, jaki jest sens i cel jego życia. W myśl twórców filmu Był sobie pies podobne pytanie zadają sobie także nasi czworonożni podopieczni. 

Będąc wielką admiratorką książkowego jak i filmowego Marleya nie mogłam sobie darować seansu tego filmu. Okazało się, że na niedzielne popołudnie Był sobie pies, to propozycja jak znalazł. 

Historia oparta na książce W. Bruce'a Camerona, współpracującego zresztą przy tworzeniu scenariusza do filmu, jest prosta, ale za to urocza i genialna w swojej prostocie. Otóż główny bohater, pies, zastanawia się, po do czego psy są potrzebne ludziom i jaki jest sens tego psiego życia. Zgłębienie tej zagadki istnienia dla żywotnego czworonoga nie będzie wcale takie proste. 

Fabułę poznajemy w bardzo ciekawy sposób. Żyjący krócej niż ludzie pies, przechodzi reinkarnację, trafiając tym samym do różnych właścicieli oraz w różne skóry.  Życia te są dłuższe i krótsze, mniej lub bardziej intensywne, lżejsze lub cięższe. Wynika z nich jednak kilka cennych nauk, które dla posiadaczy psów są oczywiste, mogą jednocześnie okazać się bardzo cenne dla tych, którzy nad wzięciem pupila dopiero się zastanawiają.  

Pies jest przede wszystkim nastawiony na kochanie swojego opiekuna. Nie ma dla niego znaczenia kolor skóry, stan cywilny, zawartość portfela. Chce kochać i być kochanym, a wdzięczność, którą daje w zamian za uczucie i opiekę, jest niezmierzona. 
Opieka nad pupilem to zobowiązanie (patrz lekcja z Małego Księcia) na całe życie owego pupila. Trzeba mieć zatem świadomość, że urośnie, będzie liniał, że czasem coś pogryzie lub nabrudzi. Może się wiązać z kosztami szczepionek lub leczenia medycznego. Pupil potrzebuje uwagi, dobrego słowa, drapania, głaskania, zabawek. Nie da się go po prostu odstawić na półkę lub przełączyć na tryb off. On żyje, czuje, potrzebuje. Jest prawdziwy i pod wieloma względami działa i funkcjonuje tak jak człowiek z małą tylko różnicą, że nie mówi ludzkim głosem, bo że mówi, w to nikt chyba nie wątpi. 

Filmowy Bailey przemierzy długą drogę (mierzoną w ludzkich latach i kilometrach), by dowiedzieć się, co jest jego celem i do czego w ogóle psom potrzebni są ludzie. Wejdzie więc w rolę psów rodzinnych i policyjnego funkcjonariusza. 

Był sobie pies to wspaniale opowiedziana historia. Zabawna jest narracja Baileya, śmieszne są jego relacje z kolejnymi opiekunami, łzy wyciskają jego odejścia i zaskoczenia zmianami w jego wyglądzie. Raz może być fajny ogon, za to nie ma siusiaka, bo jest się dziewczyną. Innym razem jest się fest chłopakiem, ale nie ma ogona. Kombinacji jest kilka. 
Myślę, że najlepiej byłoby film obejrzeć rodzinnie. W posiadaczach psów obudzi pokłady czułości do podopiecznych, widzów chwilowo bezpupilowych powinien należycie uczulić na odpowiedzialność, ale też i radość, jaką niesie  za sobą przyjęcie pod swój dach czworonoga.

czwartek, 1 marca 2018

Valentina Fast: Royal. Królestwo ze szkła

Autor: Valentina Fast
Tytuł: Royal. Królestwo ze szkła t.1 (z 7!)
Stron: 256
Wydawca: Media Rodzina







Historie o Kopciuszku są jak słodycze. Jeśli się przesadzi z ilością, mogą rozboleć brzuch i zęby. Jeśli jednak zajada się je z umiarem, wszystko jest tak jak trzeba. Jeśli o mnie idzie, w przypadku serii Rywalki, przesadziłam z ilością i przerwałam serię w połowie. Nie mogłam znieść tej wszechobecnej słodyczy i wzdychania bohaterów. Było tego dla mnie już za dużo. 
Czas mijał. 
Do dziś. 
Gdy zobaczyłam okładkę książki, a dawno nic kopciuszkowego nie czytałam, pomyślałam: czemu nie? 

Akcja toczy się w idealnym państwie Vittery, chronionym przed skażonym światem, szklaną kopułą. Oficjalna propaganda głosi, że poza kopułą nic nie ma, bo w wyniku wojny atomowej świat przestał istnieć. Jest więc tylko Vittera. Jednak już pierwsze słowa Tatiany - narratorki sugerują, że nie jest tak jak ona sama zawsze myślała. 
Wychowywana przez materialistyczną ciotkę dziewczyna marzy o zawodzie złotnika i współpracy z siostrą i szwagrem. Okazuje się jednak, że ciotka zaplanowała dla niej coś zupełnie innego. Otóż w Vitterze zbliżają się wybory przyszłej żony dla następcy tronu. Rozpoczynają się elektryzujące obywateli eliminacje. Zmuszona do udziału przez ciotkę Tatiana, ku swej rozpaczy, przechodzi do eliminacji i zamieszkuje w pałacu. Od tej pory jej życie ulegnie zmianie, stanie się osobą publiczną, a uczucia, które wzbudzą w niej młodzi książęta, zaskoczą nawet ją samą. 

Nie będę tutaj robić porównania z Rywalkami. Podzielę się tylko kilkoma spostrzeżeniami i dodam, że po lekturze nabrałam na nowo ochoty, by kontynuować serię autorstwa Keiry Cass.

Wadą dla starszego czytelnika, takiego jak ja, jest objętość książki. Jest ona zdecydowanie za krótka, a biorąc pod uwagę, że seria ma mieć 7 tomów, nie rozumiem, dlaczego nie można było tego połączyć w zgrabne 3 lub 4. Dzieje się tutaj naprawdę niewiele, bo ledwo dziewczęta mają czas zadomowić się w nowym miejscu i poznać książęta, już przewracamy ostatnią stronę. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejny tom, co oczywiście się rozciąga się w czasie. 

Młodszym czytelniczkom, a i starszym także z pewnością spodoba się słodki i czarujący klimat tej historii. Książęta sprawiają wrażenie sympatycznych, choć charakternych chłopaków, a większość dziewczyn to pazerne młode kocice, co to by tylko chciały drapać. Tania jest równie słodka, jak cała historia, i bardzo naiwna. Zastanawiam się, czy nie za szybko zaprzyjaźniła się z Claire, której tak od razu zaufała i czy gorzko tego nie pożałuje. Trudno przewidzieć. Choć patrząc na relacje współczesnych nastolatek, widzę, że sprawy wyglądają bardzo podobnie. Gdy się kogoś lubi i mu ufa, to od razu, bez sprawdzania i często bywa, że potem są łzy i dramaty, bo ten ktoś na zaufanie absolutnie nie zasłużył. 

Oprawa pięknych sukien i bajkowego zamku jest bardzo przyjemna i działa na wyobraźnię czytelnika. To dlatego sięgam po takie historie, bo mimo słodyczy i naiwności, odzwierciedlają kobiece marzenia o byciu Kopciuszkiem, który znajdzie swojego księcia,  a z nim swoje miejsce na ziemi. To dlatego, jeśli ktoś szuka dla siebie romantycznej historii na jeden zimowy wieczór Królestwo ze szkła idealnie się do tego nada.