poniedziałek, 29 września 2014

Kate O'Hearn: Pegaz. Ogień życia

Autor: Kate O'Hearn
Tytuł: Pegaz. Ogień życia.
Stron: 343
Wydawca: Papilon






Jedną z moich ulubionych postaci z mitów greckich jest Pegaz. Ten przecudnej urody biały, skrzydlaty rumak uosabia nie tylko wdzięk, grację i siłę. Jest także wojowniczy i wolny. Dla mnie jest on wszystkim, co wiąże się ze sferą marzeń i pragnień, które chciałoby się spełnić, ale często z braku wiary w siebie tłumaczy się je jako nieosiągalne.
Powieść pt. Pegaz. Ogień życia autorstwa Kate O'Hearn narodziła się z miłości autorki do koni wszelakiej maści. Jak sama pisze w krótkim posłowiu, już sama możliwość pisania o Pegazie była dla niej największą nagrodą i spełnieniem najskrytszego marzenia.
Niejeden miłośnik koni na pewno marzy o tym, aby to na jego podwórku wylądował Pegaz, żeby pozwolił się dotknąć, obłaskawić, pokochać. 
13-letniej Emily trafia się taka możliwość. Okoliczności są co prawda niezbyt sprzyjające, ale nie może być przecież za łatwo. 
Bezpieczny i spokojny dotąd Olimp zostaje zaatakowany przez niradów. Te silne i przypominające kamienne trolle stworzenia śmiercionośną powodzią wpadają do siedziby bogów i dokonują rzezi wśród Olimpijczyków. Ich celem jest jednak Pegaz, któremu, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, udaje się uciec na Ziemię do Ameryki. Wojna w niebiosach odbija się na świecie śmiertelników; przez Amerykę przetaczają się burze, zaczyna brakować elektryczności, wielu rannych ludzi trafia do szpitala. To jednak nie koniec. Niradzi w ślad za Pegazem przybywają na Ziemię i kontynuują pościg, stając się coraz większym zagrożeniem dla świata ludzi. 
Pegaz tymczasem zyskuje niespodziewanych sojuszników: Emily, jej kolegę Joela, a z czasem także młodego złodzieja z Olimpu Pelena oraz przybyłą na Ziemię boginię Dianę. Bohaterowie będą musieli nie tylko uciekać przed pościgiem niradów, ale też ukrywać się przed tajemniczą rządową agencją, która najchętniej zamknęłaby Pegaza w laboratorium. Kluczowe dla całej intrygi okaże się także odnalezienie dziewczyny, która nosi w sobie zarzewie olimpijskiego ognia i pomoże nie tylko w walce z niradami, ale też odnowi cały Olimp.
Czy bohaterom uda się osiągnąć zamierzony cel? O tym warto się przekonać samemu. 
Książka jest napisana prostym, przystępnym językiem i spodoba się każdemu, kto lubi mitologię i sympatyczne historie z nutką przygody i dobrego humoru. Bohaterowie są sympatyczni i prawdziwi, akcja trzyma w napięciu aż do samego końca. Szczególnie podobała mi się więź, jaka nawiązała się miedzy Emily a Pegazem. Wszyscy miłośnicy zwierząt, nie tylko koni, ale i psów i kotów, będą wiedzieli co mam na myśli. Sceny takie chłonę z zapartym tchem, nie mogąc się oderwać od książki.
Przezabawne były też chwile, gdy Olimpijczycy zajadali się ziemskimi słodkościami, będącymi dla nich odpowiednikiem ich ambrozji. Pochłonięcie stosu pączków, lodów, syropu i cukru to naprawdę dokonanie i przyznam, że sama nie byłabym w stanie tego dokonać. Dla bóstw zaś była to najpyszniejsza z przekąsek. 
Co prawda zakończenie historii jest częściowo zamknięte, ale pewne sprawy pozostają niedokończone, więc wiadomo, że na jednym tomie przygody Emily i jej przyjaciół się nie skończą.
Powieść Kate O'Hearn to dobra pozycja dla młodych czytelników 12+, którzy swoją przygodę z czytaniem chcieliby dopiero zacząć, sądzę jednak, że starsi czytelnicy także będą zadowoleni z lektury. Historia jest lekka, przyjemna w odbiorze i naprawdę wciąga.
Polecam.

Dziękuję!

Recenzja opublikowana także na:
Matras
Gandalf
nakanapie.pl



piątek, 26 września 2014

Mira Grant: Blackout

Autor: Mira Grant
Tytuł: Blackout
Przegląd Końca Świata, cz. 3. 
Stron: 509
Wydawca: Sine Qua Non




W minione już (niestety!) wakacje rozpoczęłam swoją przygodę z trylogią Miry Grant Przegląd Końca Świata. Książki te są niezwykłym połączeniem sensacji, intrygi, tematyki związanej z blogowaniem, apokalipsą spełnioną, a wszystko to okraszone jest sosem zombie, które, jak na zombie przystało, jęczą, gryzą i zarażają.
Ktoś kto jeszcze nie czytał książek z cyklu PKŚ mógłby teraz powiedzieć, że to już było i to wiele razy. Otóż nie do końca. 
Obecnie zombie faktycznie często goszczą w kulturze masowej i przyznam, że mimo ich ograniczonej żywotności i motoryki, zawsze dreszczem przejmuje mnie  ich upór do zarażania i gryzienia zdrowych osobników. To ich konsekwentne parcie do przodu, mimo braku kończyn lub innych członków, przejmuje mnie głębokim lękiem. 
Mira Grant w stworzonej przez siebie historii poszła jednak nieco inną drogą. 
Po pierwsze rozwój i rozprzestrzenienie się wirusa podbudowała solidnymi i bardzo logicznie brzmiącymi tłumaczeniami. Na początku XX wieku wynaleziono remedium na grypę i raka. Coś jednak poszło nie tak i w ten sposób powstał groźny szczep wirusa, który w ciągu 40 minut od zarażenia, opanowuje ciało każdej istoty ważącej powyżej 20 kg. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zombie opanowały świat, a pozostałym przy zdrowiu i życiu ludziom nie pozostało nic innego jak  zaostrzyć procedury bezpieczeństwa, a metody badań krwi i dezynfekcji doprowadzić niemal do skrajności. 
Na szczęście w całym tym chaosie gryzienia i zarażania Internet nadal działa, dlatego triumfy święci dziennikarstwo blogowe. Pozamykani w domowych pieleszach ludzie chętnie czytają relacje z dźgania zombie w oko, wynurzenia natury filozoficznej oraz wszelkie inne fikcyjne owoce klawiatury. 
Blogi stały się ważną siłą przekazu, a walka o statystyki oraz wejścia trwa i bywa niekiedy bardzo zajadła.
Głównymi bohaterami są młodzi (na szczęście jednak powyżej 20 lat) dziennikarze tworzący serwis blogowy o nazwie Przegląd Końca Świata. Tej różnorodnej i ekscentrycznej grupie szefuje rodzeństwo Georgia i Shaun Masonowie. 
W finale pierwszej części Feed Mira Grant zrobiła coś, co trudno autorowi wybaczyć, jeśli idzie o głównego bohatera. Georgia została zarażona wirusem i zginęła z ręki własnego brata. Okazało się także, że to co bohaterom wydawało się jedynie echem epidemii, jest wierzchołkiem góry lodowej, spisku obejmującego najwyższe kręgi władzy. 
W drugiej części Deadline towarzyszymy Shaunowi, który we własnej głowie wciąż rozmawia z siostrą i otrzymujemy kolejne rewelacje dotyczące badań nad wirusem. Jednak to ostatnie strony dosłownie wbijają czytelnika w fortel, bo dowiadujemy się, że Georgia Mason nie dała się tak łatwo zepchnąć ze sceny i wróci. W jaki sposób? 
Odpowiedź na to pytanie daje nam część trzecia pt. Blackout.
W części trzeciej wreszcie poznamy wszystkie sekrety CZKC, ESW oraz tych wszystkich, którzy o naturze epidemii wiedzą najwięcej. Trzeba autorce przyznać, że do samego końca nie zabrakło jej fantazji i tej rzadkiej umiejętności logicznego tłumaczenia rzeczy, na dźwięk których większość czytelników zaczęłoby fukać z pogardą.
Wyjaśnia się także natura związku Georgii i Shauna. W tomie drugim autorka zasiała ziarno niepewności, pojawiły się zbyt gorące, jak na rodzeństwo, wyznania i dość długo się nad tym zastanawiałam. Podpytywałam nawet koleżankę, która już miała lekturę za sobą, zdecydowałam jednak pożyć w niepewności i zaczekać na tom 3. Teraz gdy już to wiem, zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby zostawić sprawy tak, jak je przedstawiał tom pierwszy. Relacja dwójki sierot, obudowana wzajemną troską o zdrowie i komfort, chyba jednak bardziej mi się podobała.
Pochwała należy się także autorce za zakończenie; ani zbyt krwawe, ani zbyt łzawe. Takie jak powinno być. 
Trylogia Przegląd Końca Świata naprawdę zasługuje na uwagę wszystkich zainteresowanych tematem zombie. Jest inna i to stanowi o jej sile.

Dziękuję!

wtorek, 23 września 2014

Veronica Roth: Wierna

Autor: Veronica Roth
Tytuł: Wierna, cz. 3
Stron: 377
Wydawca: AMBER





Prędzej czy później musiało do tego dojść. We frakcyjnym tyglu Chicago zawrzało, frakcje stanęły przeciwko sobie, tylko po to, by upaść. Wyjawiona w finale informacja, dotycząca powstania frakcji, wywołała burzę w społeczności. 
Rzuciwszy taką bombę, autorka zostawiła i bohaterów i czytelnika z naprawdę twardym orzechem do zgryzienia. 
Trzecia i ostatnia część o przygodach nieustraszonych Tris i Tobiasa, zaczyna się właściwie tam, gdzie się zakończyła część druga.
Tym razem powieść ma dwóch narratorów. Część wydarzeń śledzimy z perspektywy Tris, a część z Tobiasa. Możemy dzięki temu lepiej poznać Tobiasa i myślę, że częściowo właśnie o to chodziło, ale nie tylko taki był  cel.
Fabuła trzeciej części skupia się na wyjściu bohaterów za mur otaczający Chicago. Teraz, kiedy frakcje upadły, zaczęło się dziać jeszcze gorzej. Zdezorientowani obywatele niezbyt dokładnie wiedzą, czego chcą. Frakcje nie były dobrym rozwiązaniem i miały wiele minusów, jednak ich brak, też nie jest dobry. Społeczeństwo dzieli się na zwolenników nowego, bezfrakcyjnego systemu i na tych, którzy chcieliby jego powrotu (choć na trochę innych zasadach). Ci ostatni nazywają siebie Wiernymi.
Specjalnie przygotowana ekipa, w której znajdą się Tris, Tobias, Cara, Caleb, Christina, Uriah i Peter, wybierze się poza mur. Bohaterowie trafią do Agencji i wreszcie poznają prawdę na temat powstania Chicago, podziału frakcyjnego, defektów genetycznych i wszystkiego, co legło u podstaw istnienia ich świata. Przy okazji dowiedzą się, że i sama Agencja ma pewne tajemnice. Tak naprawdę w części trzeciej kłamstwo goni kłamstwo i w którymś momencie już trudno jest się połapać w gąszczu sprzecznych dążeń i interesów.
Dzięki podwójnej narracji lepiej poznajemy Tris i Tobiasa. Z dawnej Altruistki; skromnej i cichej, wyrosła myśląca i poważna młoda kobieta. Przenikliwość i rozwaga bohaterki nie tylko budzą podziw, ale też pokazują, jak długą drogę przeszła. Jej poszukiwanie rozwiązań dobrych dla wszystkich i poświęcenie sugerują, że powinna być znacznie starsza, niż jest. 
Tobias za to okazuje się zupełnie inny, niż początkowo myślałam. Miałam go za silnego i niezłomnego, tymczasem w środku jest nie tylko głęboko wrażliwy i skrzywdzony, ale też momentami bardzo naiwny. Przyznam, że kierunek, w którym autorka kazała pójść tej postaci nie bardzo mi się podobał. 
Związek Tris i Tobiasa staje się jeszcze bardziej burzliwy. Każde z nich ma własną wizję przyszłości, co prowadzi do wielu sprzeczek i kłótni między nimi.
Także pozostali bohaterowie zyskują głębi. Lepiej poznajemy Carę, dzięki czemu naprawdę można ją polubić. Szansę na rehabilitację zyskuje Caleb, który w drugiej części uwiedziony ideologią, zdradził siostrę. Nawet nielubiany Peter, też okazuje się nie taki zły, jak kazano nam myśleć. 
Co do samego zakończenia...
No cóż, przyznam, że poczułam się trochę tak, jakbym dostała policzek. Veronica Roth nie oszczędza swoich bohaterów i trup ściele się tu dość gęsto i są to nie tylko bohaterowie drugoplanowi, ale i główni. Dużo o tym myślę, bo w końcu śmierć jednego z głównych bohaterów nie zdarza się w książkach dla młodzieży często i dochodzę do wniosku, że nie było to zbyt logiczne dla całej fabuły. Dlaczego autorka pożałowało swoim bohaterom happy endu? Żeby było wznioślej? Bardziej heroicznie? Doprawdy nie wiem i uważam, że można było się bez tego obyć. Zabijanie bohatera, w dodatku głupią śmiercią, gdy już tyle przeżył i wycierpiał, jak dla mnie, jest bez sensu.
Trylogia Niezgodna naprawdę jest ciekawa i w fajny sposób napisana. Z pewnością niejeden młody, ale i ten nieco starszy czytelnik będzie zadowolony. 
Jeśli o mnie idzie, jestem zawiedziona i czuję się oszukana. I kropka.

niedziela, 21 września 2014

Jamie McGuire: Piękna katastrofa

Autor: Jamie McGuire
Tytuł: Piękna katastrofa
Stron: 464
Wydawca: ALBATROS Kuryłowicz







Okładka książki okazała się w moim przypadku myląca. Błędnie założyłam, że czarne, jakby porysowane tło oraz motyl w zamkniętym słoiku w jakiś sposób wiążą się z tematyką fantasy. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku stronach zdałam sobie sprawę, że zachwalana przez rzesze czytelniczek książka, jest płomiennym romansem o toksycznej miłości. Ponieważ historia zaczęła się całkiem ciekawie, a bohaterowie byli sympatyczni, zdecydowałam się czytać dalej.
Ona jest tą grzeczną. Spokojna, niekonfliktowa Abby decyduje się na rozpoczęcie nauki w innym mieście, gdzie nikt jej nie zna, ani, co za tym idzie, nie wytknie bycia córką sławnego hazardzisty. Abby chce zostawić przeszłość za sobą i skupić się na nauce. Pewnego wieczoru jednak wybiera się z przyjaciółką do klubu, gdzie właśnie odbywa się nielegalna walka. Kiedy dziewczyna znajdzie się zbyt blisko sceny, krew jednego z zawodników poplami jej bluzkę. I od tego się zacznie. 
On jest tym niegrzecznym. Walczy dla pieniędzy, jest cały w tatuażach, a dziewczyny zmienia jak rękawiczki. Mimo opinii podrywacza i uwodziciela, kobiety lgną do niego jak ćmy do światła, a on bryluje w towarzystwie. 
Abby ma być tą, z którą się nie prześpi, bo za bardzo ją szanuje. Oprócz tego jego kuzyn chodzi z jej najlepszą przyjaciółką. Jednak w krótkim czasie bohaterowie przechodzą od etapu niezobowiązującej znajomości, przez przyjaźń, zaborczą (w moim odczuciu) troskę, do miłosnych podchodów zakończonych płomiennym i burzliwym romansem. To Abby będzie miała na Travisa największy wpływ, to o nią będzie się troszczył, na jej dobru będzie mu zależało, aż wreszcie się w niej zakocha, do tego stopnia, że zatraci samego siebie. 
Trzeba przyznać, że pierwsza połowa książki, gdy związek między bohaterami się krystalizuje, jest świetna. Początek ich relacji obfituje w zabawne dialogi, gorące sceny i naprawdę nie pozwala się od książki oderwać. Potem jednak jest już nieco gorzej. Relacja Abby i Travisa oscyluje wokół nieustannych kłótni, scen i awantur. Ona zalewa się łzami i ucieka, on się piekli, by już za moment błagać ją na kolanach o przebaczenie. Kiedy są razem, wszystko jest piękne i jest dobrze. Gdy są skłóceni, cierpi na tym także całe ich otoczenie. Ich uczucie, a także cały związek jest bardzo toksyczne. Kiedy miłość jest tak wielka i zaborcza, że nie pozostawia miejsca na innych przyjaciół, znajomych, czy nawet chwilę dla siebie, większość ludzi zaczyna się zwyczajnie dusić. Dla Travisa każdy mężczyzna, choćby przechodzący obok Abby już jest potencjalnym kandydatem do pobicia go. Wydaje mu się, że wszyscy mu zazdroszczą i tylko czekają na moment, gdy nadarzy się okazja, by mu Abby odbić. Na nic zdają się zapewnienia dziewczyny, że kocha i pragnie tylko jego. Na nic także jej nienaganne pod tym względem prowadzenie się.
Z czasem nieciekawej, jak dla mnie, przemianie podlegają także bohaterowie. Z zuchwałego, wytatuowanego chłopaka, który trząsł całą uczelnią, nie zostaje nic. Zmienia się w niepewnego mężczyznę, który albo się złości, albo błaga. Przyznam, że za którymś razem to jego "Gołąbku" już zaczynało mnie drażnić. Oprócz tego wydaje mi się, że tak naprawdę to on się nie zmienił, a został wzięty pod pantofel. Chcąc być z Abby po prostu jej uległ, to wszystko. Już samo to jest dla mnie nieprawdziwe. W jednej chwili zrezygnować ze wszystkich swoich nawyków i uzależnień, niby to z miłości? Nie, to jest po prostu niemożliwe.
Sama Abby natomiast początkowo nieśmiała i zahukana, złamana tragicznym dorastaniem, staje się stanowcza i pewna siebie, by już za chwilę płakać jak bóbr.
Im bliżej ku końcowi, tym rozwiązania serwowane przez autorkę wydają się mniej prawdziwe. Dlatego samo zakończenie było trochę na wyrost. Szkoda, że autorka nie dała bohaterom więcej czasu, a od razu umieściła ich w tak poważnym związku.
Wiem, że znajdą się czytelnicy, których książka zachwyci. Zresztą sam pomysł jest naprawdę świetny i gdyby go tylko trochę inaczej poprowadzić, byłoby super. Jednak toksyczna strona związku trochę mnie zniechęciła, tym bardziej, że toksyczne związki takich szczęśliwych zakończeń nie mają, albo tu więc zabrakło konsekwencji, albo cała toksyczność była mocno przerysowana. A może zbyt wiele od romansów wymagam? Nie wydaje mi się. 
Dlatego ani nie zachęcam, ani nie odradzam. 

piątek, 19 września 2014

Jennifer L. Armentrout: Onyx

Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł: Onyx
Seria: Lux, t.2
Stron: 448
Wydawca: FILIA




Pierwsza część cyklu o dziewczynie-blogerce-ogrodniczce i jej kosmicznym ukochanym zauroczyła mnie na maxa. 
W recenzji części pierwszej tłumaczyłam już powody tego zauroczenia, dlatego nie będę się powtarzać, powiem tylko, że za lekturę części drugiej zabrałam się tak szybko, jak tylko się dało.
W finale części pierwszej Deamon uleczył Katy, ratując ją od śmierci. Tym samym między nimi wytworzyło się niezwykłe połączenie, które raczej zostanie im na zawsze. W praktyce polega ono na tym, że wyczuwają własne emocje, uczucia i z dnia na dzień wiążą się ze sobą coraz mocniej. Z czasem okaże się, że jeśli jednemu dzieje się krzywda, to cierpi i drugie. Katy i Deamon decydują się zachować to w sekrecie, z obawy by DOD nie wmieszało się w ich sprawy. Niedługo potem okaże się, że przed takimi firmami nic się nie ukryje, ale póki co bohaterowie będą mieli inne sprawy na głowie. 
Wytworzona między Katy i Deamonem więź przysporzy głównej bohaterce niemało kłopotów. Dziewczyna nadal jaśnieje, co naraża ją i otoczenie na niebezpieczeństwo ze strony Arum. To dlatego Deamon wciąż kręci się wokół Katy, na lekcjach, ku jej irytacji, dźga ją długopisem w plecy, a także coraz bardziej otwarcie okazuje jej swoje zainteresowanie. Katy jednak jest przekonana, że uczucia chłopaka są spowodowane przez więź, a więc nie są prawdziwe i opiera się przystojnemu kosmicie jak tylko może. To jednak nie wszystko. Nastolatka będzie musiała się zmierzyć z faktem, że jej mama się z kimś spotyka, a oprócz tego, w szkole pojawi się nowy całkiem sympatyczny chłopak, który wydaje się Katy szczerze lubić. Ale i to nie wszystko. Katy bowiem odkryje w sobie zdolności, które będą się nasilać i wymagać wzięcia w karby, słowem bohaterka będzie miała pełne ręce roboty. 
Z przyjemnością stwierdzam, że druga część cyklu jest równie zabawna i urocza, jak pierwsza. Deamon w roli uwodziciela nie traci nic ze swojej ostrości i nadal jest trudny, a nawet niekiedy chamski. On i Katy nadal się ścierają, walczą ze sobą i wzajemnym przyciąganiem, a także coraz więcej dowiadują na swój temat, co w przyszłości mocno wpłynie na ich związek. Oprócz tego na dokładkę mamy Blake'a, choć na szczęście autorka nie zrobiła tu trójkąta. Od razu widać, że pod tą miłą aparycją coś się kryje i bohater nie ma dobrych zamiarów. Czytelnik może jedynie trzymać kciuki, by Katy i inni nie dowiedzieli się o tym, gdy już będzie za późno. Coraz więcej dowiadujemy się także na temat działań DOD oraz ich powiązań z Arum i hybrydami. Okazuje się, że instytucja ta ma sporo na sumieniu, tym bardziej, że Katy zaczyna widywać osoby, które oficjalnie uznano za zmarłe, a tymczasem są całkiem żywe. Firma ukrywa więc więcej niż początkowo myślano i ma wobec kosmitów własne plany. 
Drugi tom wraca do tematu zaginionego brata Deamona i Dee, pojawiają się kolejni Arum, dostajemy także garść informacji na temat tego, jak w ludziach uleczonych przez kosmitów ujawniają się nowe umiejętności. Czytając te rozdziały, miałam przed oczami jedną z końcowych scen Roswell: W kręgu tajemnic, gdy odmieniona Liz wparowuje do pokoju, w którym Max rozmawia z przybyłą niedawno na Ziemię Tess. Moment, kiedy drzwi się otwierają, niczego nie spodziewająca się Tess leci na ścianę, a Liz z rozwianym włosem i jarzącą się dłonią mówi "Get up bitch!" to moja ulubiona scena całej serii.
Początkowo, podobnie jak w tomie pierwszym, nie dzieje się zbyt wiele. Autorka buduje napięcie stopniowo. Śledzimy postępy Katy w nauce opanowywania mocy, kibicujemy jej i Deamonowi, choć podskórnie podejrzewamy, że lada chwila zacznie się dziać coś poważniejszego. I faktycznie. Finałowe rozdziały dostarczają całą masę emocji i do samego końca trzymają w niepewności. A scena końcowa w bardzo okrutny sposób podsyca czytelniczy apetyt. 
Jak już mówiłam wcześniej, cykl znajdzie tyle samo miłośników co i krytyków. Dla mnie liczy się to, że jest zabawny, lekki i tak zajmuje moją uwagę w czasie czytania, że wszelkie inne czynności wykonuję pędem, byle tylko wrócić do książki. To chyba coś znaczy. Albo może jestem beznadziejną romantyczką. A jeśli nawet, co mi tam.

środa, 17 września 2014

Kiera Cass: Jedyna

Autor: Kiera Cass
Tytuł: Jedyna cz. 3
Stron: 320
Wydawca: Jaguar



Każda kobieta marzy o księciu z bajki. Każda kobieta może swojego księcia znaleźć, trzeba tylko umieć szukać. Bo któż to właściwie jest, taki książę z bajki? Oprócz takich oczywistych przymiotów jak uroda i charyzma, powinien być kochający, wpatrzony w swoją księżniczkę i gotowy dla niej na wszelkie poświęcenia.
A czy księżniczka powinna spełniać dane wymogi, posiadać listę cech pożądanych, aby być tą jedyną? No jasne. Oprócz takich oczywistych przymiotów jak uroda, skromność, powinna być kochająca, wpatrzona w swojego księcia i gotowa dla niego na wszelkie poświęcenia. 
Czy America Singer jest taka? Czy nadaje się na królową, mimo że nie jest pewna co do swoich uczuć wobec Maxona, mimo że jej poparcie w sondażach spada i mimo że potencjalny teść jej nie znosi? Jak zakończy się Selekcja, której owocem będzie nowa para królewska Illei?
W trzeciej części swojej debiutanckiej trylogii, Kiera Cass stara się dać swoim czytelnikom odpowiedzi na te pytania. 
W pałacu zostało już tylko cztery dziewczyny. America, która w finale części drugiej, już była spakowana i miała odejść, poszła jednak po rozum do głowy i zdecydowała się zagrać o wszystko. Została, choć Maxon wydawał się być nieco rozbity pomiędzy nią a Kriss. Postanawia także użyć wszelkich środków, by tą Jedyną zostać. America Singer uwodzicielką? Hmm, to mogłoby wyglądać ciekawie. 
Niestety takie nie jest i nie będzie, bo Ami w roli kuszącej hurysy jest nienaturalna i nieco śmieszna. Jedyne co może zrobić, to po prostu być sobą, tak jak do tej pory. Tylko, czy to wystarczy?
Bądźmy szczerzy, trzecia część trylogii Selekcja jest nudna. I wcale nie chodzi tu o to, żeby się nad książką pastwić, czy kogoś zniechęcać.
Pierwsza część pt. Rywalki, była naprawdę fajna. Widać było, że autorka ma pomysł, który jak na potrzeby tomu pierwszego, był dopracowany. Ciekawie przedstawiono ustrój społeczeństwa, podział na kasty oraz problemy, z jakimi borykają się Ami, jej rodzina oraz sąsiedzi. Ograniczenie kastowe bowiem nie tylko zabraniało ludziom robić to, do czego mieli zdolności, ale też pozbawiało ich w ten sposób szansy na lepsze życie. Moment, w którym dziewczyna z nizin, z burzą rudych włosów i równie ognistym temperamentem trafiła do grona Rywalek, był miłym powiewem świeżości. Część pierwszą czytało się miło, przyjemnie, tak jakby zjadało się pyszny ulubiony deser. Zresztą, kto czytał, ten wie, co mam na myśli.
A potem? 
Potem przyszła pora na Elitę, w której Ami i innych pięć dziewcząt się znalazły. Głowna bohaterka zaczęła się trochę miotać, jeszcze nie do końca pewna, czego właściwie chce. Odejść już nie, ale zostać też jakby jeszcze nie. Kiedy już była prawie pewna, zawsze wydarzyło się coś, co ją od tej pewności, odciągało.W dodatku zaczęła zdawać sobie sprawę, że bycie królową to nie tylko piękna oprawa sukni, przyjęć i słodkich wyznań. To także polityka, naciski z różnych stron, to wymagania i potrzeby ludu. Słowem, władza to ciężar i obowiązek, często bardzo uciążliwy. Dwójkę czyta się dobrze, ale już widać pewien spadek formy. Trudno dokładnie powiedzieć, czym jest on spowodowany, ale już nie jest tak świeżo i ożywczo, jak w części pierwszej. 
Wreszcie nadchodzi ta Jedyna i...
Być może dlatego, że z góry wiadomo, kto nią zostanie jest tak nudno i ospale. Po części można za to winić budowę fabuły, która zakłada, że nikomu nie wolno wychodzić z pałacu, bo na zewnątrz jest niebezpiecznie. W ten sposób lista rzeczy, które można robić w pałacu, zawęża się. Część trzecia jest, jak dla mnie, odwlekaniem tego, co i tak się zdarzy. Ami i Maxon, jedną szczerą rozmową mogliby zakończyć Selekcję i byłoby po sprawie. A tak, mamy jakieś dziwne sprzeczki, fochy, przemieszane planowaniem przyjęcia czy publicznym wystąpieniem. Czasem na scenę wpadną rebelianci, którzy po kilku strzałach uciekają. Aż chciałoby się zapytać, to po co w ogóle wpadają. Oprócz tego, nie wiem, jak innym czytelnikom, ale mnie pomiędzy Ami i Maxonem, brakowało ognia, tej elektryczności, która towarzyszy zakochaniu się.
Leży także sam finał. Zamiast postawić główną bohaterkę przed problemami, z którymi koniecznie powinna się zmierzyć, autorka zamiata wszystko pod dywan. Jest miło, słodko i szczęśliwie. A jak się zamiata? Tego już może nie napiszę, aby nie psuć czytania, tym którzy jeszcze nie zaczęli lub są w trakcie. 
Naprawdę nie lubię krytykować, ale po tak dobrym początku, oczekiwałam równie dobrego zakończenia. Stonowaną część drugą idzie przeboleć, bo wiadomo, że w trylogiach środek zawsze (albo przynajmniej zawsze) zwalnia. Ale jeśli ten spadek dotyczy też finału, to jest nieciekawie, a czytelnik jest zawiedziony. Osobiście jestem i trochę mi z tego powodu smutno.

niedziela, 14 września 2014

Jennifer L. Armentrout: Obsydian

Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł: Obsydian
Seria: Lux
Stron: 346
Wydawca: FILIA



Zdarza się Wam tak czasem, że to co się nie podoba ogółowi, Wam tak? Mnie ostatnio to właśnie spotkało. W sumie nie bardzo wiem czemu, ale recenzje Obsydianu, które spotykałam w Sieci, były negatywne. Na mnie zadziałało to odwrotnie; zamiast mnie zniechęcić, tym mocniej mnie ciekawiło. Oprócz tego, lubię sama przekonać się co i jak. Złota zasada wszystkiego, nie tylko czytelnictwa, brzmi: Co się jednemu podoba, drugiemu nie musi. Poza tym nudno byłoby, gdyby wszystkim podobały się te same rzeczy. 
Główna bohaterka 17-letnia Katy przeprowadza się wraz z mamą do innego stanu. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że nie dość, że prowadzi ona bloga o książkach, to jeszcze lubi prace ogrodowe i sadzenie roślin. Już to wystarczyło, bym polubiła główną bohaterkę.
Chcąc zapytać o drogę do sklepu ogrodniczego, Katy poznaje swoich nowych sąsiadów, rodzeństwo. Oboje są piękni i niezwykli, co widać już na pierwszy rzut oka. Dziewczyna jest jednak znacznie milsza i bardzo, ale to bardzo chce się z Katy zaprzyjaźnić. Dee, bo tak ma na imię, trudno nie lubić, w przeciwieństwie do jej brata Deamona, który jest złośliwy, niemiły, chamski i stety, niestety uderzająco przystojny, ale to tak oszałamiająco, jak to tylko w takich książkach być może. Nie podoba mu się, że siostra chce się przyjaźnić z kimś tak zwykłym i bez ogródek to mówi. Katy początkowo jest tym oburzona, potem zdegustowana, a potem na przemian jedno i drugie. Z czasem tych dwoje zacznie ze sobą spędzać więcej czasu, aż stopniowo zacznie się rodzić wzajemna fascynacja, którą będzie pogłębiać ciągłe przyciąganie. Bystra blogerka zauważy, że Dee i Deamon nie są jak inni. Pewne wydarzenia utwierdzą ją tylko w przekonaniu, że rodzeństwo skrywa jakąś tajemnicę, a brutalna napaść w miasteczku, tylko te podejrzenia podbuduje. Katy, przebywającej w towarzystwie Blacków zagrozi tajemnicza siła i zrobi się naprawdę groźnie. Co się może stać, gdy niezwykły chłopak uratuje zwykłą dziewczynę? Oj dużo, naprawdę dużo.
W moim przypadku na odbiór książki wpłynęły dwa czynniki. 
Po pierwsze w latach 1999-2002 byłam (i w sumie jestem nadal) wierną fanką serialu Roswell: W kręgu tajemnic, którego fabuła nawiązywała do incydentu w tymże Roswell w roku 1947. Jak głosi plotka/legenda/ czy co tam kto woli, w 1947 roku doszło tam do lądowania UFO. Nie będę się tu rozwodzić o teoriach spiskowych i spotkaniach trzeciego stopnia, ale sam serial był świetny i pod względem obsady i przedstawianej tematyki. Problemy dojrzewania przeplatały się z sensacją, zagadkami obcych i ich staraniami, by ich tożsamość nie została ujawniona. Czworo nastoletnich kosmitów równoważyło czworo Ziemian. Tworzyły się pary, związki, rywalizacje, było super. Kibicowałam oczywiście Liz i Maxowi, ale większą sympatią darzyłam trudny związek Marii i Michaela, co nie zmienia faktu, że i tak kochałam wszystkich. Nawet do Tess, w pewnym momencie, udało mi się przekonać. Miłość fana nie ma granic. 
W Obsydianie jest kilka podobieństw do serialu. Są młodzi kosmici i jedna (jak na razie Ziemianka). On ją ratuje i odmienia. Uczucie jest trudne i przechodzi przez liczne perypetie. 
Drugą rzeczą, która wpłynęła ma mój odbiór książki jest prostota. Lubię rzeczy zwykłe, ale ładnie podane. Uwielbiam rzutkie, błyskotliwe dialogi i cięte riposty, a miłosne podchody i drapieżne flirty cenię bardziej od samego, formalnego już związku. Myślę, że to dlatego Obsydian tak bardzo mi się spodobał. Lektura tej książki naprawdę jest przyjemnością, bo kto nie lubi się pośmiać? Początkowo może nie dzieje się zbyt wiele; ot przepychanki słowne i piesze wędrówki, okraszone podejrzeniami głównej bohaterki. Z czasem jednak zaczyna być coraz ciekawiej, a głowni bohaterowie nie tracą swojego drapieżnego poczucia humoru i ścierają się niczym dwie rakiety, ku uciesze gawiedzi.
Obsydian to tak naprawdę dopiero początek serii i już po zakończeniu widać, że może być tylko lepiej. Wciągnęło mnie i to chyba na dobre. Jestem literacko zakochana w tej kosmicznie zabawnej, pomysłowej i błyskotliwej serii. Chcę jeszcze. I w dużych ilościach.

piątek, 12 września 2014

Veronica Roth: Zbuntowana

Autor: Veronica Roth
Tytuł: Zbuntowana, cz.2.
Stron: 364
Wydawca: AMBER






Stało się. Kontrolowani przez serum Nieustraszeni o mały włos nie dokonali masakry na Altruistach. Doszło do walk, w wyniku których zginęli rodzice Tris, a ona sama stała się bezfrakcyjna.
To, co tak długo w miarę dobrze się sprawdzało, czyli podział na frakcje, dbałość, by każdy wyróżniał się góra jedną cechą, przestało działać. 
Druga część trylogii Niezgodna, o dziewczynie myślącej dość niestandardowo, zaczyna się w zasadzie w momencie, w którym skończyła się część pierwsza. 
Tris razem z Tobiasem, Calebem i Marcusem udaje się do siedziby Życzliwych, w nadziei na  azyl, ale i pomoc. Pomoc i dach nad głową bohaterowie co prawda otrzymują, ale na coś więcej już nie mogą liczyć. Pokojowo nastawieni i unikający konfliktów Życzliwi, nie chcą się opowiadać po żadnej ze stron, myśląc, że w ten sposób konflikt sam wygaśnie. Bohaterowie będą próbowali zatem dogadać się z Prawymi. Czy ta frakcja okaże się bardziej skłonna do współpracy i zawierania sojuszu?
Tymczasem w siedzibie Erudycji, Jeanine pracuje nad serum, które pozwoliłoby jej kontrolować wszystkich i do tego potrzebuje Niezgodnego, jako obiektu badań i testów. Nietrudno się domyślić, kto jest jej wymarzonym królikiem doświadczalnym.
Druga część trylogii jest utrzymana w innym klimacie niż pierwsza. Akcja wychodzi poza siedzibę Nieustraszonych, poza tym bohaterowie ciągle się przemieszczają. Wyraźnie widać rozłam między poszczególnymi frakcjami. Różnice, które miały się uzupełniać, tworząc udany organizm społeczny, teraz stają się źródłem nieporozumień i innych widzimisię. Niesnaski, niechęci, podejrzenia, wszystko to sprawia, że nie da się ułożyć dobrego planu; czas biegnie, giną kolejni ludzie. Ważna jest także kwestia bezfrakcyjnych, którzy urośli w liczbę i są potencjałem do wykorzystania.
Przemianom podlega główna bohaterka. Zrozpaczona po śmierci rodziców Tris, nie może się pogodzić z faktem, że najbliżsi jej ludzie mieli przed nią sekrety, których nie umiała dostrzec. Oprócz tego bohaterka ma wyrzuty sumienia związane ze śmiercią Willa, którego musiała zabić, gdy był pod wpływem serum. Od tamtej pory Tris nie może wziąć broni do ręki, co sprawia, że zawodzi w trudnych sytuacjach. Oprócz tego nie zależy jej już na życiu (a przynajmniej sama tak myśli), więc niekiedy celowo pakuje się w kłopoty. Wszystko to rzutuje na jej związek z Tobiasem, który ma własne problemy. Po długim czasie ponownie spotyka on swoich rodziców, z którymi ma niedokończone sprawy, a także powracające koszmary. 
Tris i Tobias będą musieli nie tylko zadać sobie pytania o granice zaufania w związku. Zmierzą się także z różnicą zdań i różnym sposobem rozwiązywania problemów. Trzeba przyznać, że dzięki temu ich związek stanie się głębszy i dojrzalszy, niż gdyby się opierał tylko na samym wzdychaniu i całowaniu. 
Głównym wątkiem drugiego tomu są pewne informacje, na których zależy Erudytom, a które powinny poznać także pozostałe frakcje. Informacje te rzucą trochę światła na początki społeczności frakcyjnej i przyczyny jej stworzenia. Z czytanych w Sieci recenzji wiem, że niektórym czytelnikom trochę tego brakowało w części pierwszej. Sama byłam tak pochłonięta treningiem w siedzibie Nieustraszonych, że jakoś nie przywiązywałam do tego wagi. 
Z przyjemnością stwierdzam, że część druga wciągnęła mnie równie mocno jak pierwsza. Polubiłam bohaterów, zaciekawiły mnie wątki, bardzo spodobał mi się świat przedstawiony. Dlatego od razu sięgam po część trzecią, by poznać zakończenie tej niezwykłej historii.

środa, 10 września 2014

Cassandra Clare: Miasto zagubionych dusz

Autor: Cassandra Clare
Tytuł: Miasto upadłych aniołów
Cykl: Dary Anioła, t. 5
Stron: 550
Wydawca: MAG




Nocnym Łowcom nie dane jest zaznać spokoju. Piąta, przedostatnia część cyklu, stawia czytelnika przed kilkoma ważnymi problemami. Po spokojniejszym, fabularnie, tomie czwartym, przychodzi czas na działanie. Wreszcie. Nie jest to co prawda, to do czego przyzwyczaiły mnie tomy 1-3, ale i tak  jest dużo lepiej. 
W finale części czwartej stało się coś naprawdę strasznego. Na Ziemi pojawiła się Lilith, matka wszystkich demonów. Z pomocą swoich wyznawców chciała nie tylko stworzyć armię przeklętych, ale też przywrócić Sebastiana do życia. Miał jej w tym pomóc Simon, bojący się o życie Clary. Nie wszystko jednak poszło tak, jak Lilith sobie zaplanowała. Znak Siedmiokrotnej Pomsty rozproszył ją i odesłał do niebytu, ale Sebastian zdołał wrócić do życia. Wykorzystał do tego Jace'a, osłabionego i pozbawionego ochrony znaków, danych mu przy jego narodzinach. Od tamtej pory młodzieńcy są ze sobą związani; odczuwają tak samo, jeśli jeden zostanie zraniony, drugi też. 
Oficjalnie uznany za zaginionego Jace przestaje być priorytetem Clave, więc młodsze pokolenie Nocnych Łowców: Alec, Isabelle, z pomocą Simona, czarownika Magnusa oraz pary wilkołaków Mai i Kyle'a, postanawiają działać na własną rękę. 
Tymczasem Clary wikła się w bardzo niebezpieczną sytuację; zgadza się pójść z Jace'm i Sebastianem w nadziei, że uwolni ukochanego spod władzy złego czaru. Chcąc nie chcąc, bohaterka lepiej poznaje swojego brata i przekonuje się, że w swoich planach jest on jeszcze gorszy niż Valentine.
Jednocześnie trwają przygotowania do wojny; są już pierwsze ofiary, ranni, przetasowania na politycznej szachownicy oraz zawierane są sojusze. 
Do moich ulubionych wątków w tomie piątym zdecydowanie należy wszystko co związane z Simonem. Chłopak nie tylko dojrzewa wewnętrznie, próbując pogodzić się ze swoją wampirzą naturą oraz głodem krwi. Byłam pod ogromnym wrażeniem, jak wiele jest w stanie poświęcić dla swoich przyjaciół i jak pomysłowy przy tym jest. Pozazdrościć takiego przyjaciela, naprawdę. W nowy etap wchodzi także jego związek z Isabelle i przyznam, że jest ciekawiej niż z Jace'm i Clary. 
Jace nadal nie odzyskuje pazura. Można to co prawda tłumaczyć tym, że jest pod wpływem zaklęcia, ale i tak trudno mi się było z tym pogodzić. 
Czy Clary odzyska dawnego Jace'a? Czy Nocni Łowcy udaremnią koszmarny plan Sebastiana i kto im w tym pomoże demon czy anioł? Czy Alec odkryje wszystkie tajemnice Magnusa i czy grzebanie w przeszłości ukochanego to na pewno dobry pomysł?
Na te i inne pytania daje odpowiedzi tom piąty cyklu. Jak już wspomniałam, jest dużo lepiej niż było w części czwartej, ale nie jest to już to co dawniej. Historia straciła na wyrazistości i stała się trochę oklepana. Czyta się co prawda dobrze, ale już nie ma tej niecierpliwości, co przy tomach 1-3. Podejrzewam, że tom szósty będzie dopięciem klamry, bo jakoś trudno mi wyobrazić sobie, czym jeszcze autorka mogłaby czytelnika zaskoczyć. Obym się myliła, ale zbyt wiele sobie po tej ostatniej części nie obiecuję.

sobota, 6 września 2014

C.J. Daugherty: Wybrani

Autor: C.J. Daugherty
Tytuł: Wybrani
Stron: 440
Wydawca: Otwarte







Kiedy w zeszłym roku na rynku wydawniczym pojawiła się pierwsza część cyklu Wybrani, zewsząd zaczęły się sypać pochwały i zachwyty. Trochę zraziła mnie okładka, bo kiedy się raz zobaczy daną twarz, to trudno się potem tej wizji z głowy pozbyć, a w tym wypadku zdjęcia są bardzo sugestywne. Przejrzałam liczne recenzje w Sieci, ale jakoś nie znalazłam w nich tego, czego chciałabym się dowiedzieć.
Teraz zachwyty ponownie przybierają na sile, gdyż niebawem pojawi się już czwarta część, dlatego postanowiłam zapoznać się przynajmniej z częścią pierwszą.
Główna bohaterka, Allie, jest nastolatką z problemami. Nieustannie pakuje się w kłopoty, dokonuje ze znajomymi drobnych aktów wandalizmu i ląduje na policji. Po kolejnym takim wybryku, rodzice umieszczają ją w szkole z internatem.
Szkoła jest elitarna i uczy się w niej sama bogata młodzież. Pojawienie się w niej Allie jest niczym katalizator. Rusza lawina wydarzeń, dzieją się rzeczy niepokojące i coraz bardziej niebezpieczne. 
W niedługim czasie z buntowniczości Allie nie zostaje nic, głównie dlatego, że wszyscy mają masę nauki, a także nikt nie ma możliwości korzystania z Internetu, komórek i komputerów. W związku z tym istny renesans przeżywają szachy, krykiet, podchody i wszystkie gry, które przeważnie już wysłano do lamusa. Co ciekawe, nikt się nie buntuje i wszyscy wydają się być zadowoleni i podporządkowują się narzuconym regułom. 
Dość szybko Allie znajduje wspólny język z koleżankami, a także staje się obiektem uczuć, dwóch przystojnych chłopaków. Zdaje sobie także sprawę, że w szkole dzieje się coś, co jest objęte klauzulą poufności. Czym jest Nocna Szkoła? Tego będzie próbowała się dowiedzieć. Podwoi swoje wysiłki, gdy w tajemniczych okolicznościach zginie jedna z uczennic, a skrzydło szkoły niemal spłonie.
Jak zdradza sama autorka w końcowym posłowiu, książka powstała  w wyniku zakładu C.J. Daugherty z jej mężem, który chcąc ją zmotywować do napisania powieści, zarzucił jej, że nie potrafiłaby tego zrobić. Przyjęła wyzwanie, a wyniki tego możemy śledzić w kolejnych odsłonach serii. 
Sam pomysł nie jest nowy. Szkoła na odludziu, stare mury pełne sekretów, dzieciaki z bogatych rodzin i kłopoty. Autorka włożyła w to jednak pewien wabik. Gdy zaczynają się dziać dziwne rzeczy, można odnieść wrażenie, że ktoś tu jest kimś więcej. Wszyscy znamy te historie z wątkiem ukrytej tożsamości; wilkołaki, wampiry, demony, itp. Tutaj jednak nie ma nic nadnaturalnego. Wybrani to powieść z zagadką po trosze kryminalną, po trosze sensacyjną, a wszystko polane młodzieżowym, hormonalnym sosem. Są nocne eskapady, kąpiele w jeziorze, bal, plotki, kopanie dołków pod rywalką, ukradkowe pocałunki, kłótnie, rywalizacja chłopców o dziewczynę i rozterki tej ostatniej. Słowem, jest wszystko co spodoba się nastolatkom i myślę, że to im głównie przypadnie do gustu ta książka.  Jest tu bowiem mowa o problemach, które dotyczą współczesnej młodzieży. Poszukiwanie przyjaciół i akceptacji, głęboka potrzeba bycia kochanym i chcianym, pierwsze poważne wybory i wielkie, małe dramaty.
Początkowo, choć czyta się całkiem przyjemnie i szybko, nie dzieje się zbyt wiele. Razem z Allie poznajemy otoczenie i mury szkoły. Ciekawie robi się dopiero,, gdy ginie Ruth, a jej śmierć zostaje zatuszowana. Wtedy pytania i wątpliwości zaczynają się mnożyć. Z czasem całej intrygi można się już domyślić i choć nie jest ona zbyt ambitna, to jak na tego typu książkę, może być. 
Cóż. Nie powiem, żeby mnie porwała ta książka. Chyba najbardziej zaciekawił mnie wątek brata głównej bohaterki, z którym nie wiadomo co się stało, a którego potem spotykamy w dziwnych okolicznościach. Z prezentowanych w powieści bohaterów polubiłam Rachel za jej gadatliwość i orientację w nowinkach i plotkach, a także Sylvaina, który wcale nie jest taki niegrzeczny, za jakiego chce być uważany. 
Czy sięgnę po kontynuację? Być może, ale samo zakończenie nie rozpaliło mojej ciekawości na tyle, by robić to już, zaraz. 
Ot, powieść na jedno popołudnie. Główna jej siła zaś tkwi w tym, że w przeciwieństwie do innych książek młodzieżowych nie ma wątku paranormalnego i tym zwraca uwagę zmęczonych demonami i wampirami nastolatek.

czwartek, 4 września 2014

Veronica Roth: Niezgodna

Autor: Veronica Roth
Tytuł: Niezgodna, cz.1
Stron: 350
Wydawca: AMBER






Rzadko się zdarza, żeby do przeczytania książki zachęcił mnie obejrzany film. W ogóle bardzo rzadko oglądam ekranizacje, bo mało kiedy są tak dobre jak książka. Tym razem jednak natknęłam się na śmieszny trailer Niezgodnej, potem zapragnęłam obejrzeć film, a po seansie już nie mogłam przestać myśleć o książkach.
Obecnie skończyłam już czytać część drugą i mogę tylko żałować, że po trylogię sięgnęłam tak późno.
Przyszłość. Na gruzach dawnego Chicago powstało społeczeństwo składające się z pięciu frakcji. To na pracy i zadaniach tych pięciu grup opiera się funkcjonowanie całości. Altruiści chętnie i bezinteresownie pomagają innym. Są skromni, pokorni i opiekuńczy. Prawi zawsze mówią prawdę i potępiają dwulicowość. Erudyci to inteligenci; nauczyciele, lekarze, naukowcy. Serdeczni są życzliwi i żyją zgodnie z rytmem przyrody, zaopatrując społeczeństwo w warzywa i owoce. Nieustraszeni to odpowiednik policji lub wojska, mają za zadanie chronić i bronić. W wieku 16 lat każdy młody członek społeczności dokonuje wyboru. Wybór poprzedzony jest czymś w rodzaju testu predyspozycji. Nie znaczy to jednak, że jeśli komuś na teście wypadła Prawość, to musi w niej pozostać. Może wybrać frakcję, do której ma ciągoty i nikt mu tego nie zabroni. Wybór wiąże się jednak z opuszczeniem domu i rodziny, dlatego częściowo traktowany jest jak zdrada. Na koniec należy dodać, że są jeszcze bezfrakcyjni. Są to ci, którzy nie przeszli etapu nowicjatu i szkolenia. Mieszkają na obrzeżach i żyją z tego, co dadzą im inni. Bezfrakcyjność jest najgorszym koszmarem. Przynależność do danej frakcji - marzeniem. W ten sposób każdy robi co do niego należy i wszystko działa jak w zegarku.
Główna bohaterka 16-letnia Beatrice zbliża się do ceremonii wyboru. Urodzona i wychowana w Altruizmie, nie jest do końca przekonana, czy chce żyć tak jak jej rodzice. Nie czuje się wystarczająco skromna ani bezinteresowna. Nie ma w sobie tyle pokory, żeby ciągle słuchać innych, być cichą i pomocną. Beatrice chciałaby być wolna. Dlatego, kiedy dochodzi do wyboru, bohaterka decyduje się na frakcję Nieustraszonych. 
Od teraz czeka ją morderczy trening, walki, pokonywanie własnych lęków i słabości oraz ukrywanie sekretu. Tris bowiem jest wyjątkiem. Test predyspozycji wykazał, że łączy w sobie cechy kilku frakcji, co jest bardzo źle widziane. Niezgodni są niepożądanym elementem społeczeństwa, z racji swojej nieprzewidywalności i niestandardowego myślenia, dlatego są eliminowani. Oprócz tego, już w siedzibie Nieustraszonych okaże się, że frakcja wybrana prze Tris, poluje na niezgodnych. Główna bohaterka będzie musiała ukrywać to, kim jest i wziąć się za siebie ostro. Ci, którzy nie przejdą treningu, odpadają i stają się bezfrakcyjni. Gra idzie zatem o bardzo wysoką stawkę. Dziecinnie wyglądająca, słaba Tris, zbierze bolesne cięgi, zanim zyska szacunek i bezpieczne miejsce  w rankingu.
Tymczasem w społeczeństwie umacniać się będzie niechęć Erudytów do Altruistów, którzy (z racji swej nieprzekupności) sprawują władzę. Niebawem dojdzie do rozłamu i okaże się, że ktoś spróbuje wykorzystać Nieustraszonych jako pacyfikatorów. Dla Tris będzie to nie tylko moment sprawdzenia umiejętności, które zdobyła podczas szkolenia, ale też walka o bezpieczeństwo jej rodziny. 
Muszę przyznać, że Niezgodną czytało mi się wyjątkowo dobrze. Lekka, przejrzysta narracja i prosty styl sprawiły, że książkę przeczytałam w jedno popołudnie. Główna bohaterka, początkowo skromna Altruistka, a potem uparta nowicjuszka Nieustraszonych, od razu daje się lubić. Nie jest płaksą, ale też i nie heroską. Niczego nie ma od razu, musi na to zapracować. Na wiele spraw musi też wyrobić sobie własne zdanie, bo (i tu myślę jest to skutek odebranego wychowania) w gruncie rzeczy o otaczającym ją świecie wie mało. Działa instynktownie i nie jest jęczącą nastolatką, która myśli w stylu: "spojrzał na mnie! kocha mnie! nie spojrzał na mnie! nie kocha mnie!"
Także wątek romansowy jest poprowadzony zgrabnie, choć oszczędnie. Nie ma tu wzdychania i powłóczystych spojrzeń. Tris i Tobias skupiają się na tym, co się dzieje wokół nich. Miłosne manewry schodzą tu na dalszy plan, ale jest ich wystarczająca ilość, by historia miała posmak i pikanterię. Muszę przyznać, że Tobias, którego przez większość powieści znamy pod tajemniczą ksywką Cztery jest postacią głęboką i budzącą sympatię, ale i współczucie (z racji powiązań rodzinnych).
Niezgodna, zarówno w wersji filmowej, jak i książkowej może spodobać się nastoletnim czytelnikom, ale i starsi powinni być zadowoleni. Zachęcam do poznania losów Tris i jej przyjaciół.

wtorek, 2 września 2014

Guillermo del Toro & Chuck Hogan: Wirus

Autor: Guillermo del Toro & Chuck Hogan
Tytuł: Wirus, księga pierwsza
Stron: 558
Wydawca: Zysk i S-ka



Na lotnisku JFK ląduje samolot pasażerski z Europy. Jest to stosunkowo młoda i bardzo nowoczesna maszyna, kiedy więc tuż po lądowaniu, zanika kontakt z wieżą, wszyscy są najpierw zaskoczeni, a potem coraz bardziej zaniepokojeni. Samolot wydaje się po prostu martwy; nie palą się światła, rolety są pozaciągane, nie ma kontaktu z kabiną pilotów. Po przebyciu wszelkich niezbędnych w takiej sytuacji procedur i otwarciu samolotu, okazuje się, że niemal wszyscy pasażerowie (blisko 210 osób) są martwi.  Co gorsze wyglądają jakby po prostu spali. Przy życiu pozostały cztery osoby.
Na miejsce zostaje wezwana ekipa zajmująca się epidemiami i chorobami zakaźnymi z Ephraimem Goodweatherem na czele. Po wykluczeniu ataku terrorystycznego, zebraniu próbek i dokładnym zbadaniu samolotu, wszystkie ciała zostają odesłane do kostnic na sekcje, które wykażą zaskakujące wyniki. Mimo że ciała wydają się martwe, nie ulegają stężeniu pośmiertnemu, wręcz przeciwnie, są nad wyraz ciepłe. Mało tego, przy dokładnym zbadaniu okazuje się, że zachodzą w nich niezrozumiałe dla patologów przemiany. 
Sytuacja samolotu, bo trudno to nazwać katastrofą, budzi poruszenie dwóch osób. 
Jedną z nich jest mulitimioner Eldritch Palmer, człowiek w podeszłym już wieku, ciężko chory na nerki, a jednak o rzutkim umyśle i co najważniejsze, bajecznie bogaty i wpływowy. Na wieść o sytuacji w samolocie, czuje ogromną radość, ma bowiem pewność, że teraz wszystko się zmieni. 
Drugą osobą jest stary właściciel lombardu Abraham Setriakin. Sprawa z samolotem budzi w nim uśpione wspomnienia i uzmysławia mu, że oto przyszedł dla niego czas wyrównania rachunków z bestią, która od lat zakłóca jego spokój i gości w jego najgorszych koszmarach. Setriakin dobrze wie, co się dzieje z pasażerami samolotu i że zostało mało czasu, by zapobiec katastrofie. 
Ponadto Nowy Jork szykuje się do zaćmienia Słońca. Na kilka minut świat pogrąży się w ciemności, a gdy znowu będzie jasno, już nic nie będzie takie jak przedtem. Głodne krwi wampiry wyjdą na żer. 
Guillerma del Toro chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Takie tytuły jak Blade: Wieczny łowca 2, Hellboy czy Labirynt Fauna sygnowane jego nazwiskiem, mówią same za siebie. Te niezwykłe, pełne efektów specjalnych, ciekawych rozwiązań, często epatujące okrucieństwem obrazy, na długo zapadają w pamięć.
Początkowo nie byłam przekonana co do tego, że scenarzysta i reżyser, może być też dobry jako pisarz. Nic bardziej mylnego. Historia o wampirach opanowujących Nowy Jork porywa i nie pozwala się od siebie oderwać. 
W ostatnich latach doszło do pewnego oswojenia tych stworzeń; zyskały one ludzki wygląd, ludzkie nawyki, a nawet ludzkie odruchy. Właściwie oprócz faktu, że piją krew, niczym nie różnią się od ludzi. Ba, taki wampir, przystojny i bogaty, przypominający XIX-wiecznego dandysa, stał się nagle ideałem kochanka. 
Jednak idąc za głosami wielu, należy pamiętać, że wampiry to przecież tak naprawdę zmarli, ożywieni pewną mocą, utrzymujący się przy życiu, tylko dzięki piciu ludzkiej, (czasem też zwierzęcej) krwi. Nie kierują się sentymentami, nie dają się oswoić, bo już nie są ludźmi. Są wynaturzeniem, drapieżnikiem, czymś co w ogóle nie powinno zaistnieć. 
Guillermo del Toro we współpracy z  Chuckiem Hoganem poszedł właśnie w tym kierunku. Te wampiry w niczym nie przypominają Draculi z kłami, łysą głową i czarną, powiewającą peleryną. Te wampiry są zupełnie inne. Jakie, nie zdradzę, żeby nikomu nie popsuć przyjemności z czytania. Jest to jednak obraz bardzo krwawy, sugestywny, momentami wręcz odrażający.  Koniec z seksownym nakłuciem u nasady szyi i piciem krwi, niczym cennego trunku. Tego już nie ma. Koniec z krucyfiksami i święconą wodą - to już nie działa.  Powieść Wirus, będąca pierwszą częścią trylogii, wprowadza do literatury zupełnie nowy typ wampira - potwora. Co za tym idzie pojawi się zupełnie nowy typ łowcy wampirów; w skład ekipy wejdą Eph Goodweather, jego koleżanka z pracy Nora oraz Setriakin. Uzbrojeni w nowoczesną broń, będą tępić kreatury oraz podążać śladem tajemniczego Mistrza, zbuntowanego Pradawnego, który złamał stary pakt.
Kolejne części trylogii zapowiadają się równie ciekawie. Autorzy nie chronią bohaterów, każąc im stykać się ze śmiercią i zmieniającymi się w wampiry bliskimi, co za tym idzie, stają oni przed koniecznością uśmiercania potworów, noszących ślady ich ukochanych. 
Książka jest napisana naprawdę realistycznie i bardzo obrazowo, dzięki czemu, bez trudu można sobie wyobrazić, wszystko o czym się czyta. 
Polecam nie tylko wszystkim lubiącym poważnie potraktowane, prawdziwe wampiry, ale też każdemu, kto szuka dla siebie dobrego horroru i chce się poczuć trochę ciarek na plecach.