piątek, 30 sierpnia 2019

Corgi, psiak królowej

Tytuł: Corgi, psiak królowej
Reżyseria: Ben Stassen, Vincent Kesteloot
Scenariusz: Rob Sprackling, Johnny Smith
Wytwórnia: produkcja belgijska
Czas trwania: 92 min.








Tytułowy Corgi to ulubiony pies brytyjskiej królowej. Nie jedyny, podkreślę, bo są jeszcze trzy inne, starsze, ale być może zgodnie z regułą najmłodszego w rodzeństwie, Rex jest najbardziej przez swoją panią kochany i rozpieszczany, co bez skrupułów wykorzystuje. 

W wyniku skandalu dyplomatycznego, a konkretnie nieudanego swatania Misi, pupilki państwa Trump, z Rexem, nasz bohater popada w niełaskę. Wpada zatem na genialny pomysł, aby opuścić pałac Buckingham i poszukać sobie lepszego opiekuna. Na ulicy, a potem w schronisku, szybko przekonuje się, jak totalną głupotę popełnił i postanawia wrócić do domu. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż na miejsce arcypsa szykuje się już ktoś inny. 

Przyznam, że gdy zobaczyłam zwiastun tego filmu, byłam zachwycona. Pomysł na film o przygodach królewskiego psa - genialny. Początkowe minuty filmu obiecujące. Do czasu, gdy na scenie pojawili się państwo Trumpowie i historia zmieniła swój klimat. W tym momencie okazało się, że to nie jest film dla dzieci, a i dorośli mogą być zdegustowani. 

Sam dubbing i to tak postaci mówią, ocieka erotyzmem i jest momentami zawstydzające. 
Trudno polubić głównego bohatera, który jest rozpieszczony do granic możliwości a i tak nie docenia tego, jak cudowne ma życie. Nawet potem, będąc w schronisku, nie potrafi dokonać porównania swojego losu z życiem innych, bezpańskich, opuszczonych i zaniedbanych psów. Nie docenia, ile robią dla niego Jack i pozostałe psy, jest naiwny i pusty. 
Do pałacu chce wrócić, bo mu się to należy i było mu tam dobrze. Ani razu nie stwierdza, że tęskni za swoją panią, która tak szczerze go opłakiwała. 

To dlatego seans trochę mnie znudził. Plusem są mocne kolory i ładnie zrobione postaci psów, jednak to trochę za mało, aby film stanowił jakąś wartość. 
Spodobała mi się końcowa piosenka o pieskim życiu zatytułowana Psia kostka, do której muzykę napisał Piotr Rubik. 
Na tym jednak koniec i dlatego mam takie wewnętrzne poczucie straty. Straty, że mogło wyjść z tego naprawdę dobre familijne kino, a nie wyszło. No nie wyszło i już. 

środa, 28 sierpnia 2019

Jennifer Probst: Mężczyzna doskonały

Autor: Jennifer Probst
Tytuł: Mężczyzna doskonały
Seria: Searching for, t. 2.
Stron: 360
Wydawca: Akapit Press









Tego lata zafundowałam sobie kolejną wizytę w biurze matrymonialnym Happy Ending, którego właścicielkami są Kate, Arilyn i Kennedy. Te przesympatyczne swatki mają ogromny talent w dobieraniu par i doprowadzaniu ich na ślubny kobierzec. 


Mężczyzna doskonały to druga powieść z serii Searching for… swoistego spin-offu innej serii autorki Marriage a billionaire. To bardzo miłe, gdy w czytanej książce spotyka się znanych już bohaterów z części poprzednich. 


Ned Dunkle, roztargniony i zapracowany nerd postanawia znaleźć sobie kobietę, z którą będzie dzielił życie. Już zbyt wiele czasu poświęcił na naukę, potem pracę i badania. Teraz czas pomyśleć o swojej przyszłości. W końcu potencjalna żona nie będzie czekać wiecznie. Tym powodowany Ned zostaje klientem biura Happy Ending i już na pierwszym randkowym kalejdoskopie beznadziejnie zakochuje się w Kennedy Ashe, swojej swatce. 


Kennedy, perfekcjonistka o wyglądzie modelki i umyśle Einsteina, nie bierze na serio wyznań Neda, choć z czasem urok burakowatego naukowca coraz bardziej na nią działa. Co z tego wyniknie?

Ogromna pochwała należy się autorce za kreację postaci Neda/Nate’a. To jak traktuje kobiety i skąd czerpie wiedzę o relacjach damsko-męskich doprowadzało mnie do serii wybuchów śmiechu.

Równie ciekawą, choć momentami irytującą, jeśli idzie o kwestie żywieniowe, jest Kennedy. Chociaż z drugiej strony, gdy się przyjrzeć jej motywacjom i temu co przeżyła jako nastolatka, nie jest to takie dziwne. 


Schemat fabuły powieści jest dość prosty, w końcu to słodki romans na jedno popołudnie. Bohaterowie są jednak zabawni, akcja nie dłuży się zbytnio, a wynikająca z tej historii mądrość jest, choć oczywista, bardzo piękna. Otóż jeśli człowiek nie otworzy się na drugą osobę, może tylko stracić. Ryzyko jest duże, to fakt i normalne, że towarzyszą temu lęki i obawy, ale w przeciwnym razie będziemy stali w miejscu. A miłość i nowo poznani ludzie to cała masa pięknych i niesamowitych możliwości rozwoju. Dlatego warto to ryzyko podjąć. 


Mężczyzna doskonały to zabawna historia na jedno wakacyjne popołudnie.  Pojawia się tu także Wolfe, wcześniej poznany w pierwszym cyklu, który teraz będzie bohaterem następnej części. Ostrzę sobie na nią wszystko, co ostrzyć można, dlatego nie tracąc czasu od razu do niej zaglądam. Mam do Wolfe’a ogromną słabość. 
 

niedziela, 25 sierpnia 2019

Sebastien De Castell: Krew Świętego

Autor: Sebastien de Castell
Tytuł: Krew Świętego
Seria: Wielkie Płaszcze, t.3
Stron: 602
Wydawca: Insignis







Kiedy dwa lata temu zaczynałam lekturę powieści Ostrze zdrajcy, nie przypuszczałam, że historia rozrośnie się w 4-tomową serię i że nabierze takiego rozpędu. Pamiętam też, że miałam mieszane uczucia co do książki. Pomysł na opowieść w stylu płaszcza i szpady wydał mi się niezły, miałam za to niemały kłopot w połapaniu się w narracji, toczącej się na dwóch płaszczyznach. Tymczasem okazało się, że niedługo potem pojawiła się część druga, a obecnie jestem już po lekturze części trzeciej. I nadal nie mogę przestać się zastanawiać, czym jeszcze autor zaskoczy swoich czytelników. Bowiem za każdym razem, gdy już pomyślę, że nic przecież się nie wydarzy, że historia się skończyła i nie ma co tego dłużej ciągnąć, okazuje się, że Falcio i jego doborowa drużyna mają jeszcze wiele do powiedzenia i do zrobienia. A potem tak się już człowiek z nimi zżyje, przywyknie do ich wisielczego poczucia humoru, że gdy dociera do ostatniego rozdziału, bardzo chciałby mieć pod ręką kolejny tom.

Krótko dla przypomnienia. 
Akcja powieści toczy się w Tristii, kraju, w którym po śmierci króla Paelisa, zapanowały chaos i bezprawie. Doborowy odział rycerzy stworzonych przez władcę, zwany Wielkimi Płaszczami może być szansą na przywrócenie starego porządku i wprowadzenie na tron córki zmarłego władcy, młodej Aline. Sprawa jednak nie jest taka prosta ani oczywista jak mogłoby się wydawać i kiedy w końcu się to uda, okazuje się, że to dopiero początek kłopotów. Umieszczenie księżniczki na tronie jest proste, znacznie trudniejsze będzie utrzymanie jej na tym tronie i zmuszenie do posłuchu rozbite społeczeństwo. Każda z warstw ma bowiem własną wizję przyszłego kraju, a im większy ucisk najuboższych, tym lepiej. Tym razem głównym zagrożeniem są kapłani, którzy zdeterminowani, by doprowadzić do upadku ostatnich praw, powołują do życia nowego boga, którego forpocztami są fanatyczne Boże Igły. Jak można zabić Świętego lub boga i czy można? Odpowiedź na to pytanie okaże się zaskakująco krwawa.

Świat wykreowany przez Sebastiena De Castella jest niesamowicie barwny i zaskakujący. Ogromnym pozytywem jest duża dawka czarnego humoru, zarówno w kreacji bohaterów, jak i warstwie słownej. Pomysły na nazwy trucizn, czy stare słowa - określenia postaw czy zachowań, imiona świętych i bóstw nieustannie przywołują uśmiech na twarzy czytającego. Przyjaciele Falcia, Kest i Brasti uwielbiają się powoływać na Cycki Świętej Lainy czy Jaja Świętego Zagheva. 
Bardzo też zaskakują przemiany postaci. Była kurtyzana może stać się Świętą od Miłosierdzia, a ze wszystkiego co nędzne, okrutne i straszne może powstać nowe bóstwo. Niewinna nastolatka może dorosnąć do roli królowej, a przypadkowa śmierć młodego chłopca, poświęcającego się w obronie siostry, może doprowadzić do narodzin najważniejszego dla rycerza bóstwa, mianowicie Bohaterstwa. 

Ciągła walka o słuszne ideały, w świecie ogarniętym przemocą i fanatyzmem, jest, łagodnie mówiąc, trudna. Falcio i jego kompani nie raz ulegają zwątpieniu. Czy nie prościej byłoby się poddać i odpocząć? W końcu tyle się już zrobiło i nie wygląda na to, żeby coś uległo zmianie. W kolejnych przygodach bohaterów, autor zawarł wiele mądrych przemyśleń. Odwagi, miłosierdzia czy bohaterstwa nie nabywa się raz na zawsze. Trzeba pielęgnować w sobie ich zalążki i odnajdywać je wciąż na nowo. Trzeba mieć przede wszystkim siłę, by ich szukać. To w tym tkwi klucz do pokonania zła, które niestety łatwiej dostrzec niż ukryte i łagodne dobro. 

Jestem pod wielkim wrażeniem powieści Krew Świętego. Pokuszę się o stwierdzenie, że jest najbardziej pomysłowa i dopracowana ze wszystkich trzech do tej pory przeze mnie poznanych. Autor niczego nie pozostawia przypadkowi. Każdy detal ma tu znaczenie i prędzej lub później wpłynie na bieg akcji. Teraz już wiem, że pomysł na serię o Wielkich Płaszczach, nawiązujący do zapomnianych już ideałów muszkieterowskich, był genialny. Przygodę z serią polecam każdemu, kto lubi przygodę, intrygi i szermiercze dygresje.  Jest brawurowo, oryginalnie i zaskakująco. Oby finałowa część serii pojawiła się jeszcze w tym roku.



Dziękuję!

piątek, 23 sierpnia 2019

Jacek Inglot: Eri i smok

Autor: Jacek Inglot
Tytuł: Eri i smok
Tom 1
Stron: 320
Wydawca: Nasza Księgarnia







Mała Eri jest odmienna od pozostałych dzieci. Rozważna, myśląca i ciekawa świata. Ta mała rudowłosa dziewczynka jest nie tylko grzeczną i posłuszną córką i troskliwą siostrą. Ma zadatki na kogoś więcej. Niezwykła więź łącząca ją ze zwierzętami oraz otwarty umysł na cuda natury sprawiają, że w przyszłości Eri może zostać szeptuchą czyli ludową czarownicą, uzdrowicielką, znachorką.

Pewnego dnia dla Eri nadchodzi czas wielkiej próby. Od szeptuchy Maruszy dziewczynka otrzymuje smocze jajo, które ma chronić i zanieść do miejsca przeznaczenia. Pomogą jej w tym towarzysze podróży: skrzat Bajazy, gnom Kołatek i poeta-zbój Wergiliusz. Naszych bohaterów czeka długa i pełna trudów podróż, a w ślad za nimi podążą sługusy złego czarodzieja Widukinda, który chce zdobyć jajo dla siebie. Nadanie narodzonemu smokowi imienia daje nad nim władzę i ta władza marzy się złemu czarownikowi. 

Historia tu opowiedziana jest prosta i obudziła we mnie dużo literackich skojarzeń. Odpowiedzialność za smocze jajo i więź, jaka nawiązuje się między małym smokiem a Eri bardzo przypominała mi nauki mistrza Antoine de Saint-Exupery'ego o przyjaźni i odpowiedzialności. 
Podróż przez dziką i nieprzyjazną krainę może pachniała trochę historiami o Hobbitach i Śródziemiem, a roztargniony rycerz Kokietko i jego giermek sprawili, że jak żywi stanęli mi przed oczami Don Kichot i Sanczo Pansa!

W swojej książce autor odwołuje się do wielu słowiańskich motywów i legend. Mamy tu więc szeptuchy czyli dobre czarownice parające się białą magią. Są skrzaty służące ludziom i przepadające za kaszą ze skwarkami. Są rzeczne boginki, gnomy oraz błędni rycerze, dla których już zabrakło smoków. No i oczywiście są też smoki.

Książka o przygodach małej Eri to ciepła, piękna opowieść o odpowiedzialności, przyjaźni i o tym, że warto trzymać się raz obranego kursu, choć czasem bywa trudno. Istnieją jednak w tym świecie sprawy, o które trzeba zawalczyć nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Inna wyraźnie przebijająca z książki nauka mówi o tym, że automatycznie boimy się tego czego nie znamy, bo łatwiej coś od razu sklasyfikować jako wrogie niż zadać sobie trud poznania. Gdyby ludzie spróbowali poznać smoki, być może losy tej krainy potoczyłyby się zupełnie inaczej, lepiej? 

Eri i smok to dobra propozycja dla młodszego czytelnika. Dobrze z nią zacząć przygodę z fantasy. Można także poczytać ją rodzinnie i o niej rozmawiać; w końcu wiele decyzji małej bohaterki warto omówić i wspólnie przedyskutować. 
Polecam gorąco lekturę przygód Eri i smoka. Rozbawi, wzruszy i zapadnie w pamięć. Bo zdecydowanie jest warta zapamiętania.



Dziękuję!

wtorek, 20 sierpnia 2019

Alaitz Leceaga: Las zna Twoje imię

Autor: Alaitz Leceaga
Tytuł: Las zna Twoje imię
Stron: 576
Wydawca: ALBATROS








Za lekturę książki Las zna Twoje imię zabrałam się w dość trudnym dla mnie momencie, mianowicie podczas pobytu w szpitalu. I o ile nad pewnymi wydarzeniami trudno zapanować, o tyle świat przedstawiony wciągnął mnie na tyle, że przez jeden dzień czytania zapomniałam o troskach i zmartwieniach. Naprawdę debiutancka historia Alaitz Laceaga jest opowiedziana w sposób magiczny i magnetyczny. 

Koniec lat 20. ubiegłego wieku, hiszpańska prowincja. W pięknej posiadłości, willi Soledad położonej malowniczo nad morzem mieszkają dwie siostry bliźniaczki: Alma i Estrella. W chwili, gdy je poznajemy mają po 12 lat, a ich babcia, założycielka rodu, skacze z klifu do Morza Kantabryjskiego, nie chcąc być pochowana w obcej dla niej ziemi. Bliźniaczki mające szósty zmysł, są teraz już pewne, że jedna z nich nie dożyje 15 urodzin. Tylko która? I dlaczego? Jakie rodzinne, ludzkie dramaty doprowadzą do tragedii?
Ponieważ narratorką w powieści jest Estrella, dziewczyna o różnobarwnych oczach, nietrudno się domyślić, że to jej będzie dane przeżyć i wejść w dorosłość z bardzo ciężkim bagażem i to nie tylko osobistym. Zbliżają się trudne czasy, Europa stanie w ogniu wojny i nikt i nic się przed tym nie uchroni.  

Czytelnik będzie towarzyszył Esterlli przez najbliższą dekadę, patrząc jak dojrzewa i jak zmienia oblicze osobistego świata i losy najbliższych jej ludzi.
O czym jest ta książka?
Kobiety z tej rodziny mają wyjątkową moc, związaną z tutejszą naturą, a zwłaszcza budzącym we wszystkich grozę lasem. Mogą wpływać na naturę, skłaniając ziemię, by rodziła warzywa, owoce lub cenne minerały. 

Klimatycznie bardzo podobna jest ta powieść do „Domu dusz” I. Allende. W willi Soledad mieszkają nie tylko żywi, obecni mieszkańcy. Krążą po nim też duchy zmarłych, nie mogące lub nie mające ochoty odejść. Ten dom i ta ziemia stanowią o sile mieszkających tu kobiet i dlatego następne lata będą dla Estrelli tułaczką. Od deszczowego, mglistego Londynu aż po odległą, spaloną słońcem Amerykę. Bohaterka dopóty nie zazna spokoju, dopóki nie wróci do domu i nie rozwiąże pewnych zaległych spraw z przeszłości. 

Moje drugie skojarzenie to epickie i klasyk „Przeminęło z wiatrem” Margarett Mitchell.  Głowna bohaterka samolubna i lekkomyślna Scarlett O’Hara robi wszystko tak, by sama najlepiej na tym wyszła, nawet jeśli będzie to kosztem bliskich. Pod pewnymi względami Estrella bardzo mi ją przypominała. Jak sama mówi w pewnym momencie: zrobi wszystko, by ani ona ani jej rodzina nigdy więcej nie głodowały, nawet jeśli będzie to oznaczać przekroczenie granic sumienia czy moralnych. 

Alaitz Leceaga snuje historię w senny i powolny sposób, ale potrafi ożywić narrację  niespodziewanym wydarzeniem lub zwrotem akcji. Losy kobiet nie tylko z rodziny Estrelli, ale w ogóle w tamtych czasach nie należały do łatwych. Osiągnięcie celu, nawet małego, wymagało sztuki manipulacji mężczyznami. Estrella przekonuje się, że w przeciwnym razie, nie zrobi nic.  Dlatego stara się zawsze znaleźć męskie plecy, za którymi zawsze może się ukryć. 

Las zna twoje imię to baśniowa historia pełna magii i pasji. Do czego jest zdolna kobieta o oczach w różnym kolorze? Czy jej niezwykłe umiejętności pomogą jej i jej bliskim przetrwać koszmar wojny?
Z rozrzewnieniem wspominam lekturę powieści i sposób jej opowiadania, który sprawił, że wracam myślami do niektórych wydarzeń. Jedna taka przeczytana historia sprawia, że chciałoby więcej i tak jest w przypadku tej książki.  Oby Alaitz Leceaga w najbliższym czasie napisała kolejną, równie porywającą historię.

sobota, 17 sierpnia 2019

Beatrix Gurian: Roziskrzone noce

Autor: Beatrix Gurian
Tytuł: Roziskrzone noce
Stron: 368
Wydawca: Jaguar








Nie ma to jak rozpocząć nowe życie w odległym, nadmorskim kraju i zamieszkać w pałacu. Wspaniała perspektywa, prawda? Ze zwykłej śmiertelniczki przemienić się w księżniczkę. Phila dzięki powtórnemu małżeństwu mamy z bogatym hrabią, zyskuje taką właśnie możliwość. Bohaterowie przyjeżdżają do Danii, gdzie za kilka dni ma się obyć uroczystość weselna. 
W krótkim czasie życie Phili i jej rodziny mocno się zmienia, nie tylko pod względem statusu finansowego. Phila, która do tej pory miała tylko mamę i małego braciszka, nagle zyskuje ojczyma, całą masę służby oraz przyrodnią siostrę, a nawet brata. Tego ostatniego jednak otacza nimb kłopotliwego milczenia. W ogóle cała rodzina, a zwłaszcza jej przeszłość dają więcej pytań i wątpliwości niż odpowiedzi. Phila, która sprawiała wrażenie dość rozumnej i rozważnej dziewczyny, po przybyciu do Ravensholm zmienia się w kłębek nerwów i na każdym kroku widzi rzeczy, które dostrzega tylko ona. Jaką tajemnicę skrywają mury zamku? 

Zaczęło się całkiem dobrze. Zresztą już sama okładka, mocno przykuwająca wzrok, trochę obiecuje. Wcześniej przeczytałam Blask nocy letniej tej autorki i książka wypadała zdecydowanie na plus. Miałam podobne oczekiwania wobec Roziskrzonych nocy. Niestety im dalej, tym gorzej. 

Bardzo znane literackie motywy, czyli milczący zamek, piękna bohaterka, rodowa tajemnica i skomplikowana historia miłosna, właściwie wykorzystane przez autora mogą się złożyć na naprawdę dobrą powieść gotycką. I mam wrażenie, że początkowo taki właśnie był zamysł autorki. Jednak już po kilku początkowych rozdziałach lektura  robi się trudna w odbiorze. 
Phila zaczyna widzieć rzeczy, których inni nie dostrzegają, wychodzi zatem na histeryczkę, ponieważ jest jednak pewna tego co widziała, decyduje się odkryć sekrety mieszkańców zamku. Dodatkowo obawia się o bezpieczeństwo mamy i brata. Dostrzega nieszczerość nowej rodziny i tym bardziej chce dowiedzieć się, co ukrywają. W międzyczasie poznaje Nielsa, swojego przybranego brata, który w rodzinie ma reputację czarnej owcy i człowieka niestabilnego psychicznie. Od tej pory Phila przestaje myśleć rozsądnie. Obdarza chłopaka kompletnym zaufaniem, a rozsądek i rozwagę chowa głęboko w kieszeni. W tej chwili, takie odniosłam wrażenie, koncept powieści ulega zmianie i zamiast obiecanej powieści z elementami thrillera gotyckiego, dostajemy zwyczajny nastoletni romans, bez ładu i składu. Phila gubi się w uczuciach i domysłach, często nawet w pokojach, a ja, jako czytelnik razem z nią. Rozwiązanie zagadki okazuje się banalne i łatwe, a najważniejsze jest, by księżniczka uratowała swojego księcia, bo przecież to złoty chłopak, prawda?

Mało kiedy mam tak, żeby książka zupełnie mi się nie spodobała. Zawsze jest jakiś bohater, ciekawe miejsce, intrygujące rozwiązanie, które czynią lekturę lepszą. Potrafię się przestawić na powieść dla nastolatków, jak i dla starszych czytelników. Jestem otwarta i tolerancyjna, o ile to co czytam ma logikę i sens. Jednak w przypadku tej powieści odczuwam spory zawód. Wyglądało to tak, jakby autorka nie mogła się zdecydować dla jakiej grupy wiekowej pisze. Język, jakim posługuje się niekiedy Phila, sugeruje, że do nastolatków. Burza uczuć jakie kieruje w stronę Nielsa, także. Jednak początkowe budowanie intrygi, dorośli bohaterowie i ich dążenia, że do nieco starszych. I to dałoby się znieść, w końcu wolno autorowi mieszać style. Tym, co mi się najbardziej nie podobało, były nagłe zmiany w narracji, gdy Phila poznawała cudze wspomnienia, a potem nie pamiętała co się z nią działo ani gdzie była. Fragmenty te były wprowadzane tak nagle, że kilka razy sprawdzałam, czy nie brakuje jakiejś strony i czy aby to nie błąd w druku. Miałam poczucie braku. 

Nie chodzi o to, żeby się nad książką pastwić. Być może znajdą się czytelnicy, którym ta historia się spodoba, jeśli nie będą mieli zbyt dużych oczekiwań. Jednak jak dla mnie, po  całkiem dobrych Stigmatach (Recenzja tutaj) i całkiem przyjemnym Blasku nocy letniej, Roziskrzone noce (swoją drogą tytuł nijak nie ma się do fabuły) są po prostu słabe. Okładka i opis obiecują czytelnikowi dużo więcej niż to się okazuje po zajrzeniu do środka. 
Dlatego decyzję, by Czytać lub  nie czytać, oto jest pytanie, pozostawiam do indywidualnego rozpatrzenia.

środa, 14 sierpnia 2019

Danielle L. Jensen: Mroczne Wybrzeża. Przedpremierowo!

Autor: Danielle L. Jensen
Tytuł: Mroczne Wybrzeża, t.1
Stron: 408
Wydawca: Galeria Książki
Data premiery: 14.08.2019 r. 








Istnieją takie motywy w literaturze, które nigdy się czytelnikom nie znudzą i sięgną po nie oni zawsze. Jest tak być może dlatego, że kojarzą się one z dobrą literacką przygodą, gwarantując rozrywkę na poziomie. Jednym z moich ulubionych są piraci, bo kojarzą mi się z morskimi wypadami i widowiskowymi scenami. Bardzo także lubię starożytność ze względu na realia epoki, styl życia, ubiór, itp. Wygląda na to, że Danielle L. Jensen także bardzo je lubi, czego dowodem jest jej najnowsza powieść, otwierająca cykl zatytułowany Mroczne Wybrzeża. 

Autorka zdążyła już zaskarbić sobie serca czytelników Trylogią Klątwy o świecie ludzi i trolli. O przygodach Cecile i Tristana czytałam z wypiekami na twarzy i kiedy nadarzyła się okazja zapoznania się z nową powieścią D. L. Jensen, nie wahałam się ani chwili. 

Akcję swojej nowej historii umiejscowiła autorka w starożytności przypominającej czasy Imperium Romanum. Struktura państwa, jego ekspansywność, nazwy stopni woskowych zaczerpnęła autorka z tej epoki. Przystosowała je jednak do własnych potrzeb i jak sama przyznaje w Posłowiu, pozwoliła sobie na swobodę typową dla powieści fantasy. Mamy tu dwoje, skrajnie różnych bohaterów. 

Młoda piratka Teriana należy do ludu morskich nomadów Maarinów i jest pierwszym oficerem na statku Quincesne należącym do jej matki. Maarinowie handlują z Imperium i jako jedyni swobodnie przemierzają bezkresne morza i oceany, strzegąc pewnej tajemnicy, która oddziela Wschód od Zachodu.
Dowódca 37 legionu Marek Domicjusz także ma swoje sekrety, od których zależy życie jego całej rodziny. Ten młody żołnierz umożliwił Imperium  Celendoru podbicie całego Wschodu.
Gdy wybory pozwalają dojść do władzy ambitnemu senatorowi Kasjuszowi, ten sprytnym szantażem zmusza Terianę i Marka do współpracy, początkując wyprawę na Zachód, o którym do tej pory jedynie szeptano jako o mitycznej pogłosce. Tak rozpoczyna się wielka przygoda, której przebieg zmieni losy całego świata. 

Jak można się spodziewać Teriana i Marek nie od razu zapałają do siebie sympatią. Połączy ich jednak przymus oraz wspólny interes czyli troska o los bliskich i wtedy zdecydują się na współpracę. Tylko czy w starciu z interesem żarłocznego Imperium mają jakąkolwiek szansę? Na Zachodzie nad światem śmiertelników unoszą się bóstwa, które lubią ingerować w działania ludzi; sześciu z nich jest w miarę przyjaznych lub znośnych, ale siódmy to ojciec wszelkiego zepsucia. Ten ostatni także ma swoich zagorzałych wyznawców.
Historia jest opisana brawurowo. Bardzo lubię styl pisania Danielle L. Jensen. Pisze w prosty, ciekawy sposób. Głos oddaje dwójce głównych bohaterów; naprzemiennie narratorami są Teriana i Marek. Są to wyraziści i wpadający w pamięć bohaterowie, pełni wewnętrznych sprzeczności i dylematów. Uwikłani w sieć sprzecznych zależności próbują przetrwać i jakoś, bo graniczy to z cudem, zachować swoje zasady. 

Bardzo barwny i efektowny jest cały świat przedstawiony. Z fascynacją czytałam nie tylko o meandrach żeglarstwa, ale też o strukturze legionów oraz o tym, jak sobie one radzą w bitwie. Słowem, nowa powieść autorki robi czytelnikowi niezłego smaczka na więcej.
Pierwsza część nowej serii dopiero się tak naprawdę zaczyna. Wspólnie z Terianą i Markiem poznajemy tajemnice Zachodu i Siódmego boga, którego wyznawcy są bardzo groźni. Być może podbój tej części świata wcale nie przyniesie intruzom spodziewanych korzyści? Kto kogo podbije? Odpowiedź może się okazać zaskakująca. 

Mroczne Wybrzeża to powieść przygodowa adresowana do czytelników lubiących odważne, niezwykłe ekspedycje, szalone, namiętne romanse i zaskakujące połączenia motywów literackich. Danielle L. Jensen napisała naprawdę świetną powieść, która mnie porwała. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na kontynuację.
Polecam. Naprawdę warto. 



 Dziękuję!

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Michał Bergel: Kryształowe serce. Przedpremierowo!

Autor: Michał Bergel
Tytuł: Kryształowe serce, t.1
Seria: Iris McBlack
Stron: 380
Wydawca: Jaguar
Data premiery: 14.08.2019 r.







Całkiem współcześnie i zupełnie blisko, bo na Zielonej Wyspie żyły sobie dwie siostry. Jedna, Oliwia, była bardzo piękna i miała tłumy adoratorów. Druga, całkiem zwykła, w dodatku, rudowłosa i piegowata Iris, obserwowała tę sytuację z pewnym znudzeniem. No bo ileż można znosić te tłumy i obrastające dom suweniry? Brzmi jak początek romantycznej historii? Być może, ale nic bardziej mylnego. To nie będzie romans, tylko szalona, magiczna przygoda. 




Pierwszy tom trylogii fantasy dla młodzieży zatytułowany Kryształowe serce wyszedł spod pióra Michała Bergela, wielbiciela podróży i herbaty.  Historia zaczyna się zupełnie zwyczajnie i czytelnik nawet nie podejrzewa, co czeka go w dalszej części lektury. Mamy zatem dwie siostry  zmagające się z  natrętnymi wielbicielami tej pierwszej, Oliwii. W wyniku bardzo podstępnego i magicznego zaklęcia siostry trafiają najpierw do więzienia pewnego czarodzieja, a potem  do niezwykłego świata Czajniczka, gdzie wszystko jest zupełnie inne niż w świecie ludzi. To znaczy Iris trafia. Gdy uda się jej uciec z niewoli, postanowi zrobić wszystko, by doprowadzić do uwolnienia siostry. W tym celu będzie musiała odbyć długą i bardzo zwariowaną podróż, podczas której pozna nowych przyjaciół i doświadczy wielu nowych przeżyć. Świat Czajniczka (tak nazywa się ta kraina, zresztą na mapie ma też taki właśnie kształt) jest bardzo różnorodny i barwny. Zamieszkują go niesamowite, oryginalne istoty, rodem z baśni, wszędzie panoszy się magia, a każda decyzja ma potężne konsekwencje. Czy młodziutka Iris osiągnie swój cel i uratuje Oliwię? A może w świecie, w którym magia powoli umiera, już nie ma miejsca dla bohaterów?

Lektura Kryształowego serca obudziła we mnie kilka skojarzeń z innymi tekstami kultury.  W ogóle im dłużej nad tym myślę, tym więcej przychodzi mi ich do głowy. Skupię się jednak tylko na tych najważniejszych.
Tak jak Carrolowska Alicja pobiegła za Królikiem i wpadła do jego Nory, tak Iris wpadając do kielicha olbrzymiego tulipana, przekracza barierę światów. Żadna ze spotkanych tu postaci nie jest taka, jak się spodziewamy. Złośliwa wiedźma Jemiołuszka cierpi na poważną amnezję, która utrudnia jej życie. Prześliczny świerszcz Fabili, fałszuje jak sto szalonych kotów, a okrutna królowa Ismela myśli tylko o swojej urodzie i jest dla niej w stanie zrobić wszystko. Ta ostatnia bohaterka i jej obsesja na punkcie wyglądu to wyraźny, moim zdaniem ukłon w stronę Złej Królowej, macochy Snieżki. Mieszkańcy Czajniczka często korzystają z ludzkich przedmiotów i tu do głowy przyszła mi rodzina Pożyczalskich.

Jedną z moich ulubionych animacji komputerowych jest film Tajemnice Zielonego Królestwa. Gdy bohaterowie tam trafiają, ulegają zmniejszeniu i tylko w ten sposób mogą dostrzec co dzieje się w maleńkim świecie. Podobnie jest z Iris. Zmniejszona do rozmiarów myszki, brana przez wszystkich za żywiołową wiewiórkę, dziewczyna zdaje sobie sprawę, że bardzo trudno jest być małym stworzeniem. Wszystko staje się wtedy poważnym zagrożeniem, a każdy plan czy inicjatywa nie lada wyzwaniem. 

Przywiązani do tradycji i działający jak jeden stadny umysł Hufronowie ze swoimi srebrzystymi ciałami i misternie zaplatanymi włosami bardzo kojarzyli mi się z plemieniem Naavi z filmu Avatar.
Pomysłowość autora nie ma granic. Żeby dotrzeć do celu swojej podróży Iris będzie musiała wykazać się pomysłowością i odwagą. Bardzo podobało mi się, że bohaterka zamiast jęczeć i marudzić, po prostu brała sprawy w swoje ręce i niewielkie gabaryty nie były tu wymówką. Kryształowe serce to dopiero pierwsza część planowanej trylogii i dobrze to widać po pewnych rozwiązaniach, które serwuje nam autor. Porwanie sióstr McBlack było tylko początkiem i elementem większej intrygi i to naprawdę jeszcze nie koniec wielkiej przygody. To dopiero preludium. 

Kryształowe serce to zabawna, pomysłowa i dowcipna powieść, która zabiera czytelnika do świata, w którym buty mogą stanowić świetny środek lokomocji, a psotne sztućce mieć romantyczne zapędy. Bystry kot wcale nie musi być tym, za kogo się podaje, a Gruchawka może być groźnym potworem.
Zachęcam do lektury młodych i nieco starszych czytelników. Powieść daje czytelnikowi solidną porcję dobrej zabawy i pozostawia trochę w niedosycie. Mam ogromną nadzieję, że na drugą część nie trzeba będzie czekać jakoś specjalnie długo. Przywiązałam się do świata Czajniczka i chętnie odwiedzę go ponownie. 


 Dziękuję!