sobota, 29 czerwca 2013

Eva Voller: Magiczna gondola

Autor: Eva Voller
Tytuł: Magiczna gondola
Stron: 464
Wydawca: EGMONT Literacki
Moja ocena: 9/10





Powieść Magiczna gondola została wydana w serii Poza czasem. Brzmi to bardzo intrygująco, a jeśli dodać do tego tytuł i gondolę kojarzoną z romantyczną Wenecją oraz dziewczynę  z okładki w masce na twarzy, to czytelnik już ma garść powodów, by po książkę sięgnąć z bardzo dobrym nastawieniem.
Główną bohaterką powieści jest 17-letnia Anna, która wraz z rodzicami spędza wakacje w Wenecji. Dziewczyna niczym nie różni się od swoich rówieśników. Czas wakacji najchętniej spędzałaby na lenistwie, długim spaniu oraz buszowaniu po sklepach, a także na słuchaniu muzyki oraz korzystaniu z Internetu.
Jednym ze znaków rozpoznawczych Wenecji są gondole czyli łodzie służące do przemieszczania się po kanałach miasta. Któregoś dnia, podczas spaceru z rodzicami Anna zauważa, że jedna z gondoli jest czerwona, a przecież wiadomo, że wszystkie gondole są czarne. Niedługo potem w trakcie oglądania parady historycznych łodzi dziewczyna wpada do wody. Szybko zostaje uratowana, zanim jednak wejdzie na pomost, zobaczy migoczące światło i odbędzie najdziwniejszą podróż swojego życia. Przeniesie się bowiem do Wenecji z XV  wieku. Bohaterka pozna tam nowych przyjaciół, zdobędzie wrogów oraz oczywiście przeżyje wielką miłość. Przede wszystkim jednak będzie miała okazję i przymus (ponieważ będzie zobligowana do dłuższego pobytu w przeszłości) do poznania realiów ówczesnego życia, zgłębienia zupełnie innej mentalności ludzi oraz do dokonania pewnych porównań między epoką, w której się urodziła, a tą do której trafiła.
Najzabawniejszym, jak dla mnie, aspektem pobytu Anny w średniowiecznej Wenecji był fakt, że bohaterka nie mogła wielu rzeczy powiedzieć tak jakby chciała lub w ogóle nie mogła ich wymówić. Włączała się wówczas specyficzna blokada dosłownie sznurująca Annie usta lub przerabiająca współczesne słowa na odpowiedniki średniowieczne.
Bardzo podobała mi się również główna bohaterka. Anna nie jest trzpiotką, która nieustannie wzdycha lub się rumieni. Gdy musi, stara się przystosować do trudnych warunków, korzystania z nocnika, mycia się na podwórzu i chodzeniu w brudnych ubraniach. Nie brakuje jej także zdecydowania i uporu, by poznać całą prawdę na temat podróży w czasie oraz wrócić do domu i rodziców. Jej postać jest, powiedziałabym, wypośrodkowana. Ani zbyt słodka, ani zbyt super. Zupełnie przeciętna, choć bardzo sympatyczna dziewczyna, która radzi sobie jak umie. Jest też dociekliwa i wykazuje się odwagą i zaradnością w trudnych sytuacjach, zagrażających jej życiu. Okazuje się bowiem, że podróżnicy w czasie mają wpływ na przeszłe wydarzenia, a ingerencja w nie może wpłynąć korzystnie lub tragicznie na wydarzenia przyszłe. Podobnie jest z Anną. Po przybyciu do przeszłości bohaterka poznaje Klaryssę, która tkwi tutaj już od pięciu lat. Po pewnym czasie wychodzi na jaw, że jest to skutek jej zaniedbania, swoista pokuta za to, że w żądanym momencie nie pomogła komuś, kto tej pomocy potrzebował. Zdeterminowana Anna stara się zrobić wszystko, aby nie powtórzyć błędu przyjaciółki.
Powieść Magiczna gondola jest napisana prostym, zabawnym językiem, czyta się bardzo szybko, dzięki temu, że nie ma w niej dłużyzn. Akcja toczy się dość wartko, opisy są barwne i wnikliwe, a zakończenie całej historii naprawdę zadowalające.
Przygody Anny w romantycznej Wenecji powinny się spodobać nie tylko nastoletnim, ale i starszym czytelniczkom. Magiczna gondola to odpowiednia historia na wakacyjne popołudnie.
Mnie książka naprawdę przypadła do serca i od razu sięgam po jej kontynuację pt. Złoty most.
Polecam. Spodoba się Wam!
Za możliwość towarzyszenia Annie w podróży po Wenecji
serdecznie dziękuję pani Kasi z Wydawnictwa EGMONT Literacki.
Pozdrawiam ciepło!





Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Matras

piątek, 28 czerwca 2013

Najprzyjemniejsze i najmilsze, co może usłyszeć nauczyciel...

W ciągu całego roku szkolnego bywają dni dobre i mniej dobre. Niekiedy w natłoku obowiązków i innych spraw pozaszkolnych, ciężko dostrzec 
jakiekolwiek pozytywy. Zdarza się, że nachodzą mnie wątpliwości, że mogę coś zrobić, że mam na cokolwiek wpływ, że komuś moje starania wyjdą na dobre. 
Często mam wrażenie, że moje słowa trafiają w próżnię lekceważenia, rozbijają się o mp3 i jedzone ukradkiem paluszki,  a ja sobie tylko tak gadam, gadam i gadam. 
A potem przychodzi jeden dzień, tak jak właśnie ten dzisiejszy. Wchodzę do szkoły. Jestem ubrana na galowo, więc idę powoli, bo buty nie pozwalają na szybsze tempo. Zatrzymują mnie moi uczniowie i słyszę mniej więcej takie oto słowa: 
"Chciałyśmy podziękować, że zawsze z nami Pani była, w te dobre i w te gorsze dni i za te wszystkie rady, jakie nam Pani dawała. W przyszłym roku obiecujemy się bardziej starać. I życzymy udanego wypoczynku". 
Robi mi się tak miło, że nie da się tego opisać słowami. A w zasadzie żadne w tej chwili nie są potrzebne.

wtorek, 25 czerwca 2013

Stos 6/2013

Stos jaki jest każdy widzi. Kolejno od góry zatem:
1. E. Voller: Magiczna gondola, od pani Katarzyny z wydawnictwa Egmont Literacki. Już przeczytana, recenzja jutro. 
2. E. Voller: Złoty most, j.w.
3. L. Bardugo: Cień i Kość, egzemplarz przedpremierowy, od wydawnictwa Papierowy Księżyc.
4. J. Dashner: Próby ognia, j.w.
5. C. Ryan: Śmiercionośne fale, j.w.
6. J. Noon: Wurt, kolejna pozycja z UW,od pani Katarzyny z Wydawnictwa MAG. 
7. S. Erikson: Przypływy nocy, j.w. 
8. S. Erikson: Łowcy kości  j.w. 
Wydawnictwom serdecznie dziękuję za książki! 
Moje wakacje coraz bliżej. Wtedy zabiorę się na serio za kilka rzeczy, mi.in. za odpoczynek mentalny i czytanie. Ech, pięknie będzie!
Pozdrawiam i miłego popołudnia!


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Anne Bishop: Most marzeń

Autor: Anne Bishop
Tytuł: Most marzeń
Seria: Efemera, t.3.
Wydawca: Initium
Stron: 463
Moja ocena: 8/10




Na finałową część trylogii Efemera czekało mi się nieznośnie długo, a kiedy już książka trafiła w moje ręce standardowo obchodziłam ją dookoła niczym świętą krowę. Już tak mam z książkami tej autorki.
Wykreowany przez autorkę świat, w którym każde, najdrobniejsze pragnienie serca może zmienić rzeczywistość przemówił do mnie z dużą siłą. Bohaterowie, tak oryginalni i prawdziwi w swoich namiętnościach, od razu zdobyli  moją sympatię. Do gustu przypadli mi zwłaszcza inkub Sebastian, jego przyjaciel Kpiarz oraz oczywiście kuzynka Sebastiana, Glorianna Belladonna, wojowniczka światła i mroku, najprawdziwsza Przewodniczka Serca.
Najlepszy przyjaciel Belladonny, a zarazem jej brat, mostowy Lee, był do tej pory traktowany w trylogii trochę po macoszemu, dlatego bardzo ucieszyłam się, że to właśnie on będzie głównym bohaterem trzeciej części cyklu. 
W finale drugiej części Belladonna pokonała Zjadacza Światów, ryzykując rozpadem własnej osobowości. Wróciła do domu i bliskich dzięki ukochanemu Michaelowi, który odnalazł ją i skłonił do powrotu. Wróciła jednak odmieniona. Odmieniona, bo od tamtej pory już nie jest Glorianną Belladonną. Bywa Glorianną, a czasem bywa Belladonną. Leczenie ran jest procesem powolnym i długim i czarodziejce trudno jest połączyć ze sobą na nowo te dwie tak skrajnie różne strony swojej osobowości. Jej przemiana najbardziej zabolała Lee. Mostowy nie umie się pogodzić z tym, że nie pomógł siostrze tak, jak w swoim mniemaniu powinien. Pozostali członkowie rodziny jakoś pogodzili się ze zmianami w osobowości jego siostry, Lee niestety tego nie potrafi. Rodzeństwo do tej pory tak mocno ze sobą zżyte zaczyna się od siebie oddalać.
Osłabiony i osamotniony Lee zostaje napadnięty i porwany przez wrogich Belladonnie czarowników, którzy chcąc dotrzeć do czarodziejki torturują i oślepiają Lee, a następnie umieszczają go w zakładzie dla umysłowo chorych, zwanym tu Azylem.
Azyl znajduje się w mieście o nazwie Wizja i szybko okazuje się, że mieszkańcom Wizji oraz Azylu grozi niebezpieczeństwo, z którym rozprawić się może tylko Glorianna Belladonna. Czy jednak Lee tak okrutnie okaleczony przypomni sobie skąd pochodzi i skontaktuje się z rodziną? Czy odnajdzie w sobie akceptację i zrozumienie dla odmienionej siostry?
Trzeci tom zaczyna się rewelacyjnie. Rozterki Lee, a potem jego nagłe porwanie i zniknięcie zwiastują ciekawą i intrygującą opowieść.
Bardzo intrygującym miejscem jest Azyl, a jego mieszkańcy - pacjenci, często zagubieni przez niemożność odnalezienia swojego miejsca w świecie, przypominali mi ludzi, którzy niekiedy całe życie gonią za czymś nieuchwytnym, by, niestety, nigdy tego nie odnaleźć i z bólem, przez całe życie tęsknić.
W trzeciej części autorka wprowadza także nową rasę, potocznie uważaną tutaj za demony. Są to Triady; trzy aspekty, dzielące jedną fizyczną powłokę, która zmienia się zależnie od tego, która z sióstr czy braci (w przypadku męskiej triady) się ujawnia.
Mieszkańcy Triadnei przypominają trochę pacjentów Azylu. Nieakceptowani, zmuszani do ukrywania swej prawdziwej tożsamości, swoim rozgoryczeniem i brakiem akceptacji dla samych siebie, doprowadzili swoją ojczyznę na skraj zagłady. Próbują co prawda jakoś temu zapobiec, ale pogarda dla jednolicych i wszystkich, którzy Triadami nie są, powoduje że nie umieją się otworzyć na innych i zbudować głębokich i szczerych relacji.
Do tego momentu cała historia napawała mnie nadzieją i zapowiadała się super. Z biegiem czasu i całej historii odnosi się jednak wrażenie, że autorka jakby zgubiła po drodze pomysł na to, co ze swoimi bohaterami zrobić. Zupełnie jakby kilkoma rozwiązaniami fabularnymi zagoniła się w ślepą uliczkę bez wyjścia. Mam tu na myśli nie tylko niemożliwą miłość Lee i Zhahar, ale też losy mieszkańców Triadnei. Jakoś trudno było mi zaakceptować takie zakończenie ich wątku.
Oczywiście cała historia ma także wiele pozytywów: piękne opisy, zabawne, błyskotliwe dialogi, bohaterów, których już się zna i lubi. Jednak jak na finał trylogii takie rozwiązania jakie autorka zastosowała, to dla mnie za mało. No chyba, że był to zabieg celowy, tzw. zostawienie sobie furtki, gdyby jednak nie miała to być trylogia, a coś więcej.
W lipcu wydawnictwo Initium wydaje opowiadanie Głos, które ma być dodatkiem, uzupełnieniem do cyklu Efemera. Żywię głęboką nadzieję, że to w nim właśnie znajdę odpowiedzi na dręczące mnie wątpliwości i rozwiązania, które tu mnie nie zadowoliły.
Książkę polecam miłośnikom twórczości A. Bishop. Ci, którzy pokochali pisarkę za świat Czarnych Kamieni, z pewnością zasmakują także i w trylogii(?) Efemera.

niedziela, 23 czerwca 2013

Leigh Bardugo: Cień i Kość

Autor: Leigh Bardugo
Tytuł: Cień i Kość
Seria: Trylogia Grisza, tom1.
Stron:...
Wydawca: Papierowy Księżyc
Data premiery: czerwiec 2013 
Moja ocena: 9/10


Debiut powieściowy Leigh Bardugo Cień i Kość otwierający trylogię o intrygującym tytule Grisza bardzo szybko trafił na listę bestsellerów New York Timesa i został okrzyknięty, co tu dużo mówić, objawieniem. Po takiej etykietce i opinii trudno po książkę nie sięgnąć i to z bardzo pozytywnym nastawieniem, co też uczyniłam wczorajszego popołudnia. 
Akcja powieści toczy się w Rosji, w krainie zwanej Ravką. Oprócz zwykłych ludzi, żyje tu elita rządząca zwana Griszami, parająca się magią różnej specjalizacji. Magia ta opiera się na prostych zasadach, choć wyuczyć się jej nie można. Trzeba się z tym urodzić, a potem od wczesnej młodości uczyć się nad nią panować i wzmacniać ją. Wydawać by się mogło, że w takim świecie ludziom pod rządami Griszów powinno żyć się dobrze i wygodnie, a jednak tak nie jest. Kraj otacza bowiem smolisty pas ciemności zwany powszechnie Fałdą Cienia, a w niej grasują krwiożercze ślepe stwory zwane wilkorami. Fałda Cienia powstała dawno temu i od tamtej pory żadnemu z Griszów nie udało się jej zneutralizować. Jak silni by nie byli, ich moc jest zwyczajnie za słaba. No chyba, że zgodnie z przepowiedniami pojawi się Przyzywaczka Słońca, która zniszczy Fałdę. 
Główna bohaterka powieści to młoda dziewczyna o swojsko brzmiącym imieniu Alina. Po tych wszystkich oryginalnych i wymyślnych imionach bohaterek, które zasilają ostatnio szeregi historii fantasy, Alina jest naprawdę miłą odmianą zarówno w brzmieniu, jak i w wymowie. 
Alina wychowała się w sierocińcu, razem ze swoim przyjacielem Malem. Obecnie Alina kształci się na kartografa, a Mal zdobywa pierwsze szlify jako wyjątkowo obiecujący zwiadowca. Alina i Mal są do siebie bardzo przywiązani, choć z biegiem lat ich relacja stopniowo się zmienia, zwłaszcza ze strony Aliny, która zaczyna czuć do Mala coś więcej niż przyjaźń. 
Bohaterów poznajemy w chwili, gdy pułk, w którym służą szykuje się do podróży przez Fałdę. Oddział szybko zostaje zaatakowany przez wilkory. W krytycznej chwili zdesperowana Alina, w strachu o los zaatakowanego przez wilkora Mala, wyzwala w sobie potężną moc światła, które odpędza potwory. Od tej pory życie Aliny diametralnie się zmienia. Dziewczyna zostaje zabrana przez tajemniczego Darklinga na dwór królewski, gdzie ma przejść szkolenie. Jej  moc, jedyna i niepowtarzalna ma uratować gnębioną przez ciemność i potwory Ravkę. 
Straciwszy kontakt z Malem, wyobcowana i przygnębiona Alina, podejmuje szkolenie, które jednak nie przynosi spodziewanych rezultatów. Samotna  i otumaniona przepychem i blichtrem, jakim otaczają się Griszowie, stopniowo zapomina o swoim dawnym życiu. I o Malu. 
Czy nowe życie okaże się lepsze i będzie tym właściwym Alinie przeznaczonym? Jakie tajemnice skrywa magnetyczny Darkling? I czy moc Aliny faktycznie może rozproszyć ciemności? Kto tu mówi prawdę i ma dobre zamiary, a kto ukrywa więcej niż się pozornie wydaje? 
Przez bardzo długi czas trudno odpowiedzieć na te pytania i zapewne dlatego książkę czyta się tak dobrze. 
Autorka bardzo starannie odmalowała realia i klimat panujący wśród Griszów, ich styl życia i brak jakiejkolwiek troski o losy ludności czy kraju. 
Ciekawa i wiarygodna jest również sama Alina. Wychowana w sierocińcu, gdzie mogła liczyć tylko na siebie, jest słaba, chorowita i nie ma motywacji, aby zawalczyć o siebie, czy dla siebie.
Tym co mi najbardziej zapadło w pamięć jest wątek tłumienia wrodzonych zdolności, które gdzieś tam tkwią w bohaterce, pogrzebane głęboko, pod pokładami lęku i nieufności. Na ile można zrezygnować z siebie dla ukochanej osoby i tego, by przy niej być? Czy da się zwalczyć swoją prawdziwą naturę i wbrew samemu sobie wieść inne życie? 
Na te pytania i wątpliwości Alina z bólem fizycznym i psychicznym będzie szukała odpowiedzi. Czy to co znajdzie w głębi siebie przyniesie jej więcej szkody czy pożytku?
Pierwsza część trylogii  zawiązuje pewne wątki. Tak naprawdę podróż Aliny i Mala dopiero się zaczyna, a o przyszłości Ravki trudno w tej chwili przesądzać. Niemniej jednak poczułam się na tyle zaciekawiona i zaintrygowana, by niecierpliwie czekać na kolejną część serii. 
Jak dla mnie książka ma wszystko, czego się oczekuje od dobrej lektury na weekend: intrygę, nietuzinkowych bohaterów, a przede wszystkim jest sprawnie i przyjemnie opowiedziana. 
Dlatego polecam. Naprawdę warto. 
Za egzemplarz przedpremierowy 
dziękuję serdecznie 
wydawnictwu Papierowy Księżyc 
i kochanej Tirin.

W Dniu Ojca...

Dziękuję, że znosiłeś to,
czego nie sposób było znieść,
że robiłeś coś z niczego,
że dawałeś, mając puste kieszenie,
że wybaczałeś, choć nie przepraszałam,
że kochałeś, gdy kochać się nie dało,
że mnie wychowałeś
i że to wszystko Ci się udało.

W tym roku minie 12 lat, odkąd nie ma Ciebie przy mnie. Podobno czas leczy rany, dlaczego w takim razie nadal tak mocno boli?

środa, 19 czerwca 2013

Wakacyjnie...

Taki oto ładny obrazek znalazłam w sieci. Moje wakacje zaczynają się w przyszłym tygodniu. W sumie to już bardzo niedługo. Powoli wychodzę z licznej dokumentacji, którą robi niemal każdy nauczyciel. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że  jestem za połową. Zostało jeszcze wypisanie i wydrukowanie świadectw oraz kilka sprawozdań.
Potem atmosfera zakończenia, drobna łza na pożegnanie trzecioklasistów i zasłużony odpoczynek. Mentalny i psychiczny oczywiście. 
Powoli spływają też do mnie książki, dziś nawet zawitał pan kurier, więc może na dniach pokażę stosik.
Tak czy siak jestem pełna dobrych przeczuć do do tych wakacji. 
A jak u Was? Już są, czy dopiero będą? Jakie macie plany?
Pozdrawiam i dobrego dnia! 
P.S. U mnie dziś straszny ukrop, chyba burza będzie.

niedziela, 9 czerwca 2013

Julianna Baggott: Nowy przywódca

Autor: Julianna Baggott
Tytuł: Nowy przywódca
Seria: Świat po Wybuchu, t.2.
Stron: 560
Wydawca: EGMONT Literacki
Moja ocena: 10/10





Nowy przywódca to druga część trylogii Świat po Wybuchu. 
Po totalnym wybuchu nuklearnym z powierzchni ziemi zniknęło wszelkie życie, a to, które przetrwało uległo straszliwej mutacji i zdeformowaniu. Społeczeństwo uległo odgórnemu podziałowi na poparzeńców i Czystych. 
Poparzeńcy prowadzą nędzną egzystencję na terenach zwanych Martwymi i Stopionymi Ziemiami. Ukrywają własną brzydotę pod kapturami i płaszczami. 
Czyści mieszkają w bezpiecznej i sterylnej Kopule. Karmieni propagandą mają się za wybranych i lepszych od tych na zewnątrz. 
Jak doszło do Wybuchu? Kto miał wpływ na selekcję pozwalającą jednym ukryć się za murami Kopuły, a innych skazać na powolną śmierć w męczarniach lub życie będące powolnym konaniem? 
Pierwsza część trylogii zatytułowana Nowa Ziemia przynosi dość zaskakujące odpowiedzi na te i inne pytania. Czytelnik odkrywa sekrety tego świata, towarzysząc poszukiwaniom dwójki nastolatków, którzy mają ze sobą więcej wspólnego niż im się początkowo wydaje. 
16-letnia Pressia to dziewczyna z bliznami na twarzy i głową lalki zamiast dłoni. Jej największym pragnieniem jest odnalezienie matki, co pozwoliłoby jej poznać własną zapomnianą przeszłość. Nieco starszy Partridge to Czysty, syn przywódcy społeczności Kopuły. Młodzieniec wątpi w oficjalną propagandę, co skłania go do wyjścia na zewnątrz. To tam wśród Pyłów, Gruponów, Matek i innych hybryd ma nadzieję znaleźć prawdę. 
Poszukiwania dwójki bohaterów okazują się w pewnym momencie bardzo zbieżne. Odkryte przez nich stare sekrety otwierają drzwi dla nowych, uśpionych dotąd zagrożeń. 
Finał pierwszej części zamknął większość głównych wątków i przyznam, że nie bardzo wiedziałam, od czego autorka miałaby zacząć część drugą. Bardzo szybko okazało się, że wszystko, czego jako czytelnik się dowiedziałam, było zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Intryga była zaplanowana bardzo szczegółowo i lata temu, a teraz zatacza coraz szersze kręgi. Szerzonemu przez długie lata kłamstwu przyjdzie się zmierzyć z prawdą, która czeka na odkrycie.
Pressia i Partridge staną przed nowymi wyzwaniami. Jeśli im podołają, cała przyszłość się zmieni. Drogi rodzeństwa rozejdą się, każde wyruszy z własną misją. Niepowodzenie jednej, może spowodować bezcelowość drugiej.
Partridge ulegając odgórnemu i mało subtelnemu szantażowi będzie musiał wrócić do Kopuły. Będzie się tam musiał zmierzyć z jeszcze bardziej straszliwą prawdą niż ta, którą znalazł na zewnątrz. Czy przyjmie rolę, którą zaplanował dla niego jego ojciec? Czy uchroni samego siebie przed utratą wspomnień o bliskich i temu, co jest mu drogie? Jaką decyzję podejmie, wspierany przez siatkę szpiegowską wewnątrz? 
Pressia wraz z El Capitanem i Bradwellem podejmuje niebezpieczną wyprawę w głąb kraju. Jaką rolę odegra w tym planie mała czarna skrzynka, zachowująca się nad wyraz inteligentnie i czy pomoże bohaterom rozwikłać zakodowane przesłanie jednego z członków Siódemki? 
Trzeba z całą mocą przyznać, że autorka po raz kolejny mnie zaskoczyła i porządnie mną wstrząsnęła. Ogromne brawa należą się jej nie tylko za pogłębioną kreację bohaterów i wnikliwe odmalowanie świata przedstawionego.Wszystko tu jest tak realne, bez niepotrzebnego słodzenia czy naiwności oraz tak dopracowane, że aż dreszcz przechodzi po plecach. Wydarzenia śledzimy z punktu widzenia nie tylko Pressi i Partridge'a, ale także Lydy i El Capitana, co pozwala wszystko zrozumieć w szerszym kontekście i znacznie wzbogaca opowiadaną historię.
Końcowe rozdziały powieści dają czytelnikowi i bohaterom nadzieję, pytanie tylko na co? Wszystko zaszło już tak daleko. Czy można te zniszczenia naprawić, zacząć od nowa? Wydaje się jasne, że to nie skażenie cielesne czy natury jest tu problemem. Skażona jest psychika ludzi żyjących w kłamstwie lub popadających w nadmierny fanatyzm.  Jak uleczyć taką degenerację?
Odpowiedzi na te wszystkie pytania mam nadzieję odnaleźć w trzeciej części trylogii Nowe Jutro, którego  polska premiera oby nastąpiła jak najszybciej. 
Polecam. Koniecznie trzeba tę serię znać!
Za książkę serdecznie dziękuję 
pani Kasi z Wydawnictwa EGMONT Literacki. 
Pozdrawiam ciepło!


Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Matras
Księgarnia Fabryka.pl




wtorek, 4 czerwca 2013

T. A. Barron: Skrzydła czarodzieja. Merlin, księga 5.

Autor: T. A. Barron
Tytuł: Skrzydła czarodzieja
Seria: Merlin, księga 5.
Wydawca: G+J
Stron: 480
Moja ocena: 9/10


Zbliża się najdłuższa noc zimy, czas przesilenia. Tą elektryzującą wiadomością raczy swoich czytelników T. A. Barron w piątej już odsłonie przygód młodego czarodzieja Merlina. Jest to ważny czas  dla mieszkańców magicznej wyspy Fincayry. Tej bowiem nocy zasłona oddzielająca świat żywych od świata duchów, świat Fincayry od świata niemagicznej ziemi, (której częścią jest Brytania) jest na tyle cienka, że może się w zasadzie wydarzyć wszystko. Może i wydarzy się, bo jak mówi stara przepowiednia "gdy ci przyjdzie ponieść koszt decyzji ważkiej, triumf może się skończyć posmakiem porażki". (s. 262)
Merlin, nadal porywczy i zbuntowany znajdzie się w sytuacji pozornie beznadziejnej. Spodziewane zetknięcie z ziemią, grozi Fincayrze nie tylko unicestwieniem, ale też bolesnym starciem z duchem Rhitą Gawrem i jego plugawymi sługusami. Jakby tego było nie dość, na wyspie pojawia się tajemniczy Mieczoręki, który zabija dzieci. 
Należy zatem nie tylko uświadomić zagrożenie mieszkańcom wyspy, ale też zmotywować ich do wspólnej walki. Czy skłóceni Fincayranie zapomną o dawnych urazach i staną w obronie swojego domu? Czy bohaterowie odzyskają skrzydła, symbol swojej dawnej świetności? Czy bóstwo Dagda zaoferuje swoim podopiecznym drugą szansę?
Seria o przygodach i dojrzewaniu duchowym młodego Merlina dotyka prostych, ale za to bardzo ważnych prawd. Autor nie jest może w ich przedstawianiu zbyt odkrywczy, bo w sumie o tym co tutaj mamy, wie prawie każdy, ale wszystko jest przedstawione w sposób tak obrazowy, przystępny i wzruszający, że czytelnik chłonie to wszystko z zapartym tchem, myśląc jednocześnie, że przecież jest to tak oczywiste. 
Część piąta sagi o młodym czarodzieju skupia się przede wszystkim na takich problemach jak solidaryzacja skłóconej, podzielonej społeczności wobec wspólnego dla wszystkich  zagrożenia. O to co się kocha należy walczyć, to stara prawda, wszak nic nie robi się samo. Okazuje się jednak, że czasem cenniejsze są same starania i dążenie do celu, niż efekt końcowy. Paradoksalnie okazuje się też, że nie zawsze przegrana oznacza totalną klęskę. Nadchodzące nowe przynosi zmiany, które powodują, że może powstać całkiem nowa jakość. Nowa, a więc inna, lepsza, bo bardziej synkretyczna.
Pojawia się również palący problem rozliczenia z przeszłością i przebaczania dawnych win. Merlin zostanie postawiony w sytuacji, gdy sam będzie jednocześnie wybaczał i prosił o wybaczenie. Okaże się, że obie te sprawy będą miały ogromny wpływ ma jego całą przyszłość. A że czeka go wielka i ważna przyszłość, w to już sam nie wątpi.
Powieść Skrzydła czarodzieja rzuca światło dzienne na kilka kolejnych faktów z zagadkowego życia Merlina, a zarazem zupełnie niespodziewanie wyjaśnia przyczynę powstania mitycznego Avalonu. Czytelnik dowiaduje się również, dlaczego mieszkańcy wyspy Fincayry nie mają już skrzydeł.
W finale powieści Merlin będzie musiał wybrać między dwiema równorzędnymi kwestiami: albo zostanie z tymi, których zna i kocha, albo pójdzie własną drogą, która będzie może i trudniejsza, ale za to zmieni losy wielu ludzi, jeśli nie całej Brytanii. Jaką decyzję podejmie bohater? Tego już nie zdradzę, powiem tylko, że sama miałabym naprawdę trudny orzech do zgryzienia.
Barwny, plastyczny język, oryginalne konstrukcje słowne, zabawni, niepowtarzalni bohaterowie. Oto stałe i sprawdzone już elementy cyklu o Merlinie. Czyta się przyjemnie i z dużym zaciekawieniem i aż chciałoby się sięgnąć po kolejną część, aby dowiedzieć się, jakie tajemnice z historii Avalonu oraz życia Merlina odkryje przed nami autor. 
Dobra pozycja dla miłośników historii spod znaku legend arturiańskich. Polecam.
Za możliwość 
poznania dalszych losów Merlina oraz jego przyjaciół 
serdecznie dziękuję pani Aleksandrze z Wydawnictwa G+J. 
Pozdrawiam ciepło!









Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Matras
Księgarnia Fabryka.pl

niedziela, 2 czerwca 2013

Tullio Avoledo: Korzenie niebios

Autor: Tullio Avoledo
Tytuł: Korzenie niebios
Projekt: Dmitry Glukhovsky. Uniwersum Metro 2033
Stron: 572
Wydawca: Insignis
Moja ocena: 10/10


Gdy  Dmitry Glukhovsky w 2005 roku wydawał swoją powieść Metro 2033 zapewne nawet nie przeszło mu przez myśl, że zapoczątkuje to  prawdziwą lawinę. Historia, której akcja toczy się po wybuchu nuklearnym w podziemiach rosyjskiego metra, okazała się wierzchołkiem góry lodowej oraz stopniowo przerodziła w projekt o nazwie Uniwersum Metro 2033. W myśl tego projektu każdy pisarz, który wyrazi wolę  i chęć, może stworzyć swoją własną książkę, opowiadającą o życiu po katastrofie, właśnie w roku 2033, czyli 20 lat po wybuchu. Pomysł okazał się tak chwytliwy, że do tej pory powstało już ponad 30 książek na ten temat. 
Jak słusznie zauważył sam Glukhovsky takie poszerzenie perspektywy tylko wyjdzie projektowi na dobre, bo niesprawiedliwym byłoby, gdyby cały świat przedstawiony miał się ograniczać tylko do Moskwy, Petersburga, czy Uralu. Świat jest przecież wielki, a liczni czytelnicy aktywnie, poprzez oficjalną stronę projektu, uczestniczą, komentują i domagają się coraz to nowych książek, dotyczących innych części świata, nie tylko samej Rosji.
Do projektu Uniwersum Metro 2033 przystąpił także Włoch T. Avoledo z zawodu pracownik bankowy, prywatnie mąż i ojciec, a literacko wielbiciel twórczości Stanisława Lema.
Akcję powieści Korzenie niebios umiejscowił w najbardziej znanych włoskich miastach, takich jak Rzym, Wenecja czy Rawenna, a narratorem historii uczynił duchownego, członka Kongregacji do Spraw Nauki i Wiary, nazwiskiem John Daniels. (Skojarzenia z amerykańską whiskey Jack Daniels, jak najbardziej prawidłowe). 
Włochy, podobnie jak cała reszta świata, są pogrążone w nuklearnej zimie. Rzym, wieczne miasto jest jedną wielką stertą gruzów. Kościół katolicki, jak wszystkie instytucje społeczne i religijne, nie dość, że utracił na znaczeniu, to jeszcze został pozbawiony papieża, który zgodnie z tym, co głoszą plotki, zginął w dniu wybuchu przed 20 laty. Nowego nie można wybrać, bo jak jeden pozostały przy życiu kardynał miałby zwołać konklawe? I w tym właśnie miejscu zaczyna się misja ojca Danielsa. Wraz z siedmioma żołnierzami Gwardii Szwajcarskiej, ma wyruszyć w okolice Rawenny, gdyż tam ma być więziony Patriarcha Wenecji. Podróż ma trwać 15 dni i choć nikt nie gwarantuje, że zakończy się sukcesem, to gra jest tak warta świeczki, że ojciec Daniels nie może odmówić. 
Podróż przez słoneczną niegdyś Italię, która każdemu chyba kojarzy się ze słońcem, błękitem wody, zapachem oliwek i aromatycznym winem,  a przede wszystkim z zabytkami architektury, jest przygnębiająca. Z dawnej potęgi światowej nie pozostało nic. Ludzie, znani z gadatliwości i ognistego temperamentu, są cieniami tego, kim byli dwie dekady temu. Nieliczne społeczności ukrywają się w katakumbach, opuszczonych tunelach metra, nielicznych bunkrach, czy prowizorycznie zabezpieczonych budynkach. Rangę waluty zyskały papierosy, paliwo, alkohol oraz nieliczne lekarstwa. Nie ma już roślin, zwierząt, (poza nielicznymi szczurami), a na powierzchni grasują mutanty, jakich zwykły człowiek nie jest sobie w stanie nawet wyobrazić. 
Najgorsze jednak jest to, że potrzeba przetrwania spowodowała zanik wszystkich humanitarnych wartości. Warunki dyktuje ten, kto ma broń i silnych, gotowych na wszystko najemników. Nie istnieje miłosierdzie, empatia, czy litość. Pozostała tylko brutalna siła, wspomagana często religijnym fanatyzmem oraz ślepa, uparta chęć przeżycia, nawet za cenę życia najbliższych osób. 
Świat oglądany oczami ojca Danielsa, który doskonale pamięta, jak to wszystko wyglądało przed wybuchem, stanowi obraz nędzy i rozpaczy. Duchowny wielokrotnie zadaje sobie pytanie, jak Bóg mógł na to pozwolić, czy jeszcze kiedyś nasza planeta podniesie się z tej katastrofy i czy w świecie ogarniętym nieludzkim głodem, śmiercią i degeneracją, jest jeszcze miejsce na wiarę i religię? Od takiego myślenia już bardzo blisko do kryzysu wiary, a dla księdza chyba już nic gorszego być nie może.
Drobiazgowość opisów i wzorowa dbałość o detale jest godna pochwały. Odniosłam wrażenie, że autor postawił raczej na sugestię słowną, niż na samo dzianie się, dzięki czemu wszystko co opisuje jest tak wyraźne i łatwe do wyobrażenia. Jakby jednak na to nie patrzeć dzieje się tutaj także sporo. Mamy zatem okazję przyjrzeć się wspólnocie zamieszkującej stację Aurelia i dowiedzieć się, dlaczego nie ma w niej dzieci. Odbywamy również podróż na pokładzie Kościoła Bożego na Kołach pod kierownictwem obłąkanego Gottschalka, a także oglądamy dawną świetność Wenecji w gorączkowych majakach głównego bohatera.
Całości tej pisarskiej wizji dopełnia zbiór czarno - białych ilustracji autorstwa Aleksandra Kulikowa, umieszczonych na końcu książki.
Na pochwałę zasługuje również narracja i sam narrator, który pod wpływem widzianych w podróży rzeczy, przechodzi poważną przemianę. Zatarcie przez autora granicy między jawą a snem oraz przeplatanie rzeczywistości z dostrzeganym przez Danielsa światem duchów dawnej świetności miasta, powoduje, że czytelnik sam zaczyna się trochę gubić. Tak naprawdę do samego końca powieści nie wiemy, ile z tego co się wydarzyło było prawdą, taką realną, a ile efektem napromieniowania, odwodnienia, głodu i gorączki. 
Sugestywność obrazu, wielka wyobraźnia autora i umiejętne przedstawienie tego w powieści, stawia Korzenie niebios na jednym z pierwszych miejsc w rankingu książek z projektu Uniwersum Metro 2033
Autorowi należy pogratulować bogatej wyobraźni i być może cierpliwie czekać na kolejną powieść w tym temacie. Czytelnikom natomiast  od razu trzeba książkę polecić, co też momentalnie czynię.
Za książkę dziękuję ogromnie 
portalowi Secretum 
i Wydawnictwu Insignis.