niedziela, 29 marca 2015

Platte F. Clarke: Zły jednorożec

Autor: Platte F. Clarke
Tytuł:  Zły jednorożec, t.1
Stron: 427
Wydawca: CzyTam






Jednorożce. Znamy je wszyscy. Kochamy i podziwiamy. Uważamy za niewinne, piękne i dobre. To wcielenie esencji magii, niemal świętość. Nawet Szeregowy (Pingwiny z Madagascaru) kocha jednorożce, a małe dziewczynki bawią się ich różowymi miniaturowymi podobiznami. 
Jednak wystarczy spojrzeć na okładkę książki Platte F. Clarke'a, by wiedzieć, że po jej lekturze już nigdy nie spojrzymy na jednorożce z takim bezkrytycyzmem, jak wcześniej. Pomijam sam fakt (tu ukłon w stronę autora ilustracji), że jednorożec na okładce bardziej przypomina wściekłego konia, a i sam tytuł nie zapowiada słodkiej bajki dla dzieci. Jedno jest pewne; przeczytanie historii o złym jednorożcu wiele zmienia. 
Akcja tej niezwykłej historii toczy się na kilku płaszczyznach czasowych. 
Oto mamy jednorożca, a właściwie księżniczkę jednorożca, której jednak daleko do spokojnych i niewinnych stworzeń, za jakie dotychczas my ludzie, jednorożce uważaliśmy. Księżniczka jest okrutna, potężna i zmanierowana, ale najgorsze jest to, że jest niesamowicie żarłoczna i najbardziej na świecie uwielbia pożerać żywe stworzenia. Zjada co się jej nawinie: krasnale, chochliki, frobbity, a nawet ludzi. To ostatnie wynika z faktu, że księżniczce znudziło się już wszystko co jest skażone magią, a zamarzyło się jej coś zwyczajnego i, jak sama mówi, z duszą. Stąd podróż do świata ludzi, w towarzystwie maga niewolnika i postanowienie, by schwytać i zjeść chłopca,  który jednak tak do końca zwykły nie jest. 
Nastoletni Max jest uczniem gimnazjum i raczej nie wyróżnia się z tłumu. Lubi komputery, ma zwariowanego przyjaciela i jest obiektem przykrych żartów i drwin ze strony szkolnego łobuza. Max nie jest jednak zwyczajny. Przypadkiem znajduje pod swoim łóżkiem książkę, o której dawno zapomniał i którą tylko on może otworzyć. Ta książka to Kodeks, przedmiot tak stary, jak legendarny i poszukiwany. 
Niespodziewanie Max z przyjaciółmi trafi do przyszłości, gdzie dane mu będzie poznać opłakane skutki apetytu złej księżniczki. Czy mając do dyspozycji magiczną książkę, która otwiera się jak chce i nigdy na tej informacji, której bohater potrzebuje, można stanąć do walki z armią Robo-księżniczki? Czy pomoc ponurego krasnoluda, Sary  -mistrzyni judo i Dirka, który umie porywać tłumy wystarczy? Naprawdę warto się o tym przekonać samemu. 
Zły jednorożec, otwierający trylogię o tym tytule, to historia inna od wszystkich. Wszystko, co już znamy  z książek, baśni i filmów, tutaj autor przedstawia w zupełnie nowym świetle.
Powieść jest zabawą motywami i swoistą grą z czytelnikiem. Ktoś kto lubi książki, gdy i filmy, będzie miał niezłą rozrywkę, poznając kolejne postaci i doszukując się odwołań do tworów współczesnej kultury masowej. Historia jest ciekawa i napisana z humorem (często czarnym), a dialogi aż skrzą błyskotliwością i ciętymi ripostami. Książkę czyta się naprawdę przyjemnie i aż chciałoby się od razu sięgnąć po drugą część o równie wiele mówiącym tytule Puchowy smok. Jeśli zatem lubicie gry słowne i nietypowe rozwiązania fabularne, to zachęcam do przeczytania Złego jednorożca. Nie będziecie się nudzić!

Dziękuję!

piątek, 27 marca 2015

Lois Lowry: Posłaniec

Autor: Lois Lowry
Tytuł: Posłaniec
Seria: Tetralogia Dawcy
Stron: 236
Wydawca: Galeria Książki







W świecie, gdzie nie ma kolorów i uczuć, nie ma też miejsca dla ludzi chromych, kalekich i brzydkich. 
Pochodzący z ubogiej rodziny Matty dobrze to wie i miał wiele szczęścia, że trafił do osady, która przyjmuje takich właśnie ludzi, w swoje progi.
W tej osadzie, mimo zewnętrznych niedoskonałości, ludzie żyją w zgodzie i miłości. Jedni dbają o drugich i opiekują się sobą nawzajem. Każdy ma dostęp do wiedzy, edukacji i może się realizować zgodnie z pragnieniami i umiejętnościami. Ludzie tutaj są może i zwyczajni, ale mają czyste serca i nikt nikogo nie poniża ani nie wykorzystuje. Osada od innych ludzkich osiedli jest oddzielona gęstym, nieprzyjaznym i niebezpiecznym lasem. Kto raz go przebył, aby tu dotrzeć, już stąd nie wyjdzie, gdyż złowrogi las mu na to nie pozwoli. Jedyną osobą, która może wędrować przez las, jest Matty. 
Bohater nie jest już tamtym łobuziakiem, który kłamał i oszukiwał, by przeżyć. Teraz Matty jest niemal dorosły, podkochuje się w jednej dziewczynie i marzy, by niebawem, na ceremonii nadawania imienia, nazwano go Posłańcem.
Któregoś dnia, w spokojnej i przyjaźnie nastawionej dotąd wiosce, zaczyna się coś zmieniać. Ludzie stają się opryskliwi i mówią o zbudowaniu muru, który nie wpuściłby do osady więcej przybyszów.
Matty będzie musiał odbyć jeszcze jedną podróż przez las, by sprowadzić do osady swoją przyjaciółkę i córkę jego mentora. Czy mu się to uda? A może okaże się, że jest to podróż tylko w jedną stronę? 
Po rewelacyjnym Dawcy i nieco słabszych Skrawkach błękitu, przyszedł czas na Posłańca i widać, że forma autorki znowu uległa poprawie. Historia, którą nam serwuje w Posłańcu jest nie tylko ciekawa, ale też mądra i bardzo wzruszająca.
Pod płaszczykiem drobnych wydarzeń i opisów pozornie zwykłych sytuacji, autorka w prosty, ale bardzo sugestywny sposób pokazuje, co może się stać z człowiekiem, gdy za kilka przysłowiowych szklanych paciorków, przehandluje własne ja. Czy warto dla kilku chwili pustej rozrywki i taniej przyjemności oddalać się od bliskich i zapominać o tym co w życiu naprawdę ważne? Poczucie wspólnoty i bezpieczeństwa w gronie najbliższych jest cenniejsze od wszystkich skarbów świata.
Część pierwsza cyklu Dawca podobała mi się bardzo, ale dopiero Posłaniec chwycił mnie za serce. To bardzo prosta historia, a kryje się w niej tyle głębi. Każde wydarzenie czy sytuację można zrozumieć dosłownie, ale i metaforycznie. W tej książce nic nie jest tylko takie, jak je opisuje słowo. Las to nie tylko gęstwina drzew i pnączy, a   targowisko nie jest tylko miejscem, gdzie kupuje się produkty żywnościowe. 
Trzecia część cyklu jest też ciekawa z tego powodu, że poznajemy dalsze losy Jonasza z części pierwszej. Teraz jest on dorosłym człowiekiem i występuje w zupełnie nowej, niezwykłej roli.
Tetralogia Dawcy to książki warte by je przeczytać i o nich trochę porozmyślać. To niesamowite, ile treści mogą w sobie kryć tak niewielkie objętościowo książki.
Polecam wszystkim szukającym mądrej lektury, o głębokiej treści. Sama natomiast niecierpliwie czekam na finałową część cyklu zatytułowaną Syn. Oby do października!



Dziękuję!

Tetralogia Dawcy
Dawca | Skrawki błękitu | Posłaniec | Syn

sobota, 21 marca 2015

Cherie Priest: Kościotrzep

Autor: Cherie Priest
Tytuł: Kościotrzep
Stron: 384
Wydawca: Książnica






Pysznie wyglądający, pod względem graficznym, Kościotrzep, czekał na swoją kolej dość długo. Bywa, że nie śpieszę się z lekturą, bo mam wewnętrzne przeczucie, że zadowoli mnie ona całkowicie. Bywa jednak i tak, że to przeczucie było mylne i coś, co miało być dobrą rozrywką dla spragnionego steampunku umysłu, okazuje się nudnym, przereklamowanym czytadłem, które wlecze się niczym kleik. Lektura męczy coraz bardziej i człowiek zadaje sobie pytanie: za co te nagrody i nominacje do nich? Czy zwykły czytelnik patrzy na dany (nagrodzony) tekst jakoś inaczej niż jurorzy?
Zaczęło się jednak bardzo obiecująco.
Seattle, około roku 1880. Gorączka złota ściągnęła w te rejony nie tylko więcej ludzi skuszonych łatwym sposobem wzbogacenia się, ale też spowodowała specyficzny wyścig wynalazków między Ameryką a Rosją. To właśnie Rosja ogłosiła na machinę, która da radę przekopać się przez lądolód i wydobyć tkwiące w nich złoto. Zadania stworzenia takiej machiny podjął się nikomu wcześniej nieznany naukowiec Leviticus Blue. Jak powiedział, tak zrobił i stworzył Kościotrzepa czyli Niesamowitą Wytrząsającą Kości z Ciała Machinę Wydobywczą. Potem jednak wszystko poszło nie tak. Machina wymknęła się spod kontroli i zniszczyła strukturę geologiczną miasta. W efekcie spod ziemi wydobył się trujący gaz, nazwany Zgubą, który nie tylko nie tylko zatruł wodę i powietrze, ale też zamienił część ludności w zombie czyli potocznie mówiąc zgnilasy. Twórca Kościotrzepa został okrzyknięty zakałą ludzkości, a wdowa po nim wciąż musi się borykać z ludzką nienawiścią i złośliwością.
Głównym bohaterem powieści (a przynajmniej taki miał być zamiar) jest nastoletni Zeke, syn Leviticusa Blue. Chłopak ma już dość takiego życia i postanawia odnaleźć dzielnicę, w której stał jego rodzinny dom oraz laboratorium ojca. Ma nadzieję znaleźć coś, co przemówi na korzyść ojca i udowodni, że nie miał złych intencji. W ślad za synem wyrusza matka, której głównym celem jest odnalezienie syna całego i zdrowego. 
Jak zakończy się ich podróż przez zniszczone i zatrute miasto? Czy Zeke znajdzie to czego szuka? Kim jest ukrywający twarz pod maską tajemniczy doktor - wynalazca? Czy to możliwe, że Leviticus Blue jednak żyje?
Po pierwsze opis z tyłu książki zdradza zbyt wiele. Przydałoby się więcej tajemnicy i lakoniczności, no chyba, że miała tu zadziałać zasada, którą czasem stosują twórcy filmów, tworząc ich zwiastuny. Bardzo często zlepek głównych scen, okazuje się lepszy niż cały film. Może i tu o to chodziło?
Po drugie sceneria; zniszczone miasto i ludzie, którzy muszą walczyć o każdy haust powietrza i zatrutej wody, jest świetna. Miałam skojarzenia z Metrem2033, może trochę przez te goglowate maski i trochę z Dzikim Zachodem. Jednak samo budzenie skojarzeń, to za mało.
Początek powieści, swoiste wprowadzenie w temat, jest ciekawe. Gdy zaczyna się tułaczka po mieści, robi się zwyczajnie nudno. Zeke i jego matka, niezależnie od siebie, spotykają nowych ludzi; sojuszników i wrogów, a wszystko prowadzi obydwoje do tego samego: spotkania z doktorem Minerichtem. 
Wielkiego finału jednak nie będzie. Postaci są mało żywotne, wydarzenia przewidywalne, zgnilasy jakby w tle i tylko robią hałas. Co poszło nie tak i kiedy, trudno powiedzieć, ale jestem mocno zawiedziona i mam poczucie, że czas przeznaczony na tę książkę był straconym. A mogło być zupełnie inaczej.

środa, 18 marca 2015

Patricia Briggs: Piętno rzeki

Autor: Patricia Briggs
Tytuł: Piętno rzeki
Seria: Mercedes Thompson, t. 6
Stron: 380
Wydawca: Fabryka Słów






Piętno rzeki to szósty już tom serii o Mercedes Thompson, zmiennokształtnej kobiecie - kojot,  z zawodu mechanik.
Seria o Mercedes przyniosła Patricii Briggs sławę, rozgłos i uznanie zarówno czytelników, jak i krytyków. Można zaryzykować stwierdzenie, że Mercedes i jej przyjaciele stali się dla pisarki żyłą złota i właśnie w tym momencie należałoby się zastanowić, czy kolejne tomy są wynikiem natchnienia, czy odcinaniem kuponów od zdobytej popularności. 
O serii, jak do tej pory, słyszałam same dobre i pochlebne opinie. Kilka osób z mojego bliskiego otoczenia należy do zagorzałych fanów Mercedes, dlatego zabierając się do czytania, spodziewałam się czegoś porywającego z siłą wodospadu. Czy tak się stało? O tym poniżej.
Początek powieści sugeruje, że w życiu Mercedes przyszedł czas uspokojenia; ma wokół siebie oddanych przyjaciół, planuje ślub z ukochanym Adamem i tylko pomysły matki, która chce urządzić córce ślub z motylami i gołębiami w roli głównej, trochę bohaterkę przerażają. 
Niepokojem mogą napawać pewne doniesienia o niebezpieczeństwie czającym się w rzece, ale początkowo czytelnik nie przywiązuje do nich zbyt wielkiej uwagi.
Po niespodziewanym ślubie, Mercedes i Adam wyjeżdżają w podróż poślubną na kemping. Ma to być czas tylko dla nich, z dala od przyjaciół i problemów. Szybko okazuje się, że wcale tak nie będzie. W rzece zagnieździło się niebezpieczeństwo, bardzo głodne stworzenie, które zagraża nie tylko ludziom, ale i innym zmiennokształtnym. Mercedes i Adam, z nowo poznanymi sojusznikami będą musieli się zmierzyć z inteligentną istotą, której głód wciąż rośnie. Co z tego wyniknie? 
Jak już wspomniałam początek powieści jest obiecujący. Kiedy jednak bohaterowie znajdą się już w podróży poślubnej, akcja nie tylko mocno zwalnia, ona właściwie całkiem się zatrzymuje. W zamian otrzymujemy wynurzenia głównej bohaterki na temat rodzaju więzi, jaka łączy ją z Adamem, jej przemyślenia na temat rodziny, a zwłaszcza ojca, którego nigdy nie poznała i kilka proroczych snów.
Główni bohaterowie już sobie poślubieni, tracą pazur i na próżno doszukiwać się w ich wzajemnych relacjach iskry namiętności, choć nieustannie się mówi, o tym jak są do siebie przywiązani. 
Kiedy już pojawia się realne niebezpieczeństwo, długo się nad nim debatuje, trzeba o nie koniecznie zapytać w świecie duchów, a przy okazji dokładnie opisać ich ubrania i fryzury. Rozumiem, że dla Mercedes, jako mieszańca, kwestia pochodzenia jest bardzo ważna, ale rozwodzenie się nad kształtem warkoczy sióstr Kojota, nie jest czymś co mogłoby zaciekawić, a już na pewno niewiele wnosi do całej fabuły. 
Bardzo długo odwleka się ostateczne starcie z potworem, przez co historia traci całe napięcie. Pomysł na inteligentną istotę zamieszkującą rzekę, sam w sobie był niezły, ale gdzieś po drodze rozmył się  gąszczu rozważań i opisów. Zastanawiam się, czy ten epizod z życia Mercedes nie wypadłby lepiej, gdyby był dłuższym opowiadaniem. Bo wydarzeń, które tu mamy, na kilkuset stronicową powieść, dostajemy zdecydowanie za mało.
Piętno rzeki to moje pierwsze spotkanie z Mercedes i jej światem i choć byłam bardzo pozytywnie nastawiona, to po lekturze mój zapał osłabł. Być może zagorzali fani, pewne potknięcia fabularne autorce wybaczą, ale gdyby książka miała mnie zachęcić do zapoznania się z całą serią, to niestety nie udałoby się jej to.  Za dużo tu rozmyślań i opisów, za mało wydarzeń i działania. 
Nie zniechęci mnie to oczywiście do lektury początkowych części, bo rozumiem, że każdy cykl ma słabsze ogniwa, niemniej jednak czuję lekki czytelniczy niedosyt. 

Dziękuję!

sobota, 14 marca 2015

Salla Simukka: Czarne jak heban. Przedpremierowo!

Autor: Salla Simukka
Tytuł: Czarne jak heban
Seria: Lumikki Andersson, cz.3.
Stron: ok.190
Wydawca: Grupa Wydawnicza FOKSAL
Premiera: 18.03.2015






Czarne jak heban to trzecia i ostatnia już odsłona przygód fińskiej Snieżki, której przeróżne sprawy kryminalne nie chcą opuścić nawet na krok. 
Przyznam, że po nieco słabszej pod względem budowanego napięcia, części drugiej, miałam małe obawy, ale już sam początek części trzeciej szybko je rozwiał. 
Zastajemy bowiem Lumikki w nietypowej dla niej roli: gra w przedstawieniu i to kogo? Królewnę Śnieżkę. Co prawda jest to wersja mocno feministyczna, ale wydaje się, że to kolejny krok do socjalizacji dziewczyny, która do tej pory tak bardzo uporczywie trzymała się na uboczu. To jednak nie wszystko. Lumikki ma chłopaka, w którym jest bardzo zakochana. Po osiągnięciu pełnoletności dziewczyna wyprowadziła się z domu i wygląda na to, że wreszcie wszystko układa się tak jak powinno. 
Ale nie. 
Kłopoty nie chcą opuścić Lumikki. Przeszłość upomina się o nią hałaśliwie i zmusza bohaterkę, nie tylko do przypomnienia sobie przykrych wydarzeń z przeszłości, ale też do rozliczeń z uczuciami do tych, o których myślała, że już się z nimi nie spotka. 
Zupełnie niespodziewanie w życiu Lumikki znowu pojawia się Liekki, jej wielka miłość, która skończyła się tak samo nagle, jak się zaczęła. Dlaczego pojawił się właśnie teraz, gdy dziewczyna ma poważne kłopoty i w zasadzie już o nim zapomniała? Jakie są jego zamiary? I co zrobi Lumikki, która przecież już ma chłopaka? 
Perypetie uczuciowe nie są jednak największym kłopotem dziewczyny.
Ktoś zaczyna ją prześladować liścikami i sms-ami, w których groźby przeplatają się z wyznaniami miłości oraz dziwacznymi żądaniami. Lumikki jest zdecydowana odkryć tożsamość stalkera, jednak nie jest to proste. Musi to być osoba z jej bliskiego otoczenia, skoro tyle na jej temat wie. W takim razie może to być każdy, a jeśli tak, to nikomu nie można ufać. 
Trzecia część przygód Lumikki jest zdecydowanie najciekawsza i cały czas trzyma czytelnika w napięciu. Wszystkie wątki ładnie się rozwiązują: zarówno ten uczuciowy, jak i kryminalny. W bardzo ciekawy sposób poruszona została sprawa stalkingu, który w ostatnich czasach staje się zjawiskiem coraz bardziej powszechnym. 
Wyjaśnia się także tajemnicza sprawa z siostrą głównej bohaterki i trzeba przyznać, że historia była i wstrząsająca i intrygująca. Nic więcej nie zdradzę, aby nie psuć przyjemności czytania, powiem tylko, że część moich podejrzeń się sprawdziła, ale niektóre rzeczy mnie zaskoczyły.
Czarne jak heban to dobra lektura na wieczór, gdy za oknem zimno i nieprzyjaźnie. Świat Lumikki wciąga i angażuje. 
Zachęcam do zapoznania się z przygodami fińskiej Śnieżki, która postrzega świat zupełnie inaczej od swoich rówieśników, a przy okazji rozwiązuje zagadki kryminalne. Nie będziecie zawiedzeni!

Dziękuję!

Trylogia o Lumikki: 
Czerwone jak krew | Białe jak śnieg | Czarne jak heban

czwartek, 12 marca 2015

Erika Johansen: Królowa Tearlingu

Autor: Erika Johansen
Tytuł: Królowa Tearlingu
Stron: 486
Wydawca: Galeria Książki





Lubię historie o księżniczkach. Ale nie tych ufryzowanych, co to martwią się tylko o swoje pantofelki i falbanki. Lubię księżniczki, które nie boją się ubrudzić, a ich rządy nie opierają się na żyrandolowej kadencji, a na prawdziwej znajomości rzeczy i spraw dotyczących kraju, który przecież jest w życiu każdej królowej najważniejszy. Moją ulubienicą z tego tytułu jest Raisa ana Mariana, główna bohaterka sagi Siedmiu Królestw autorstwa Cindy Williams Chimy. Ideał to co prawda niedościgniony, ale zawsze można przecież poszukać czegoś, co próbowałoby ten ideał doścignąć. 
Królowa Tearlingu autorstwa Eriki Johansen otwierająca powieściową trylogię może być taką właśnie próbą, choć rzecz jasna, droga przed nią jeszcze długa.
19-letnia Kelsea wychowała się w ukryciu, pod opieką dwójki zaufanych dworzan jej matki, z dala od blichtru dworu, pokus jakie niesie za sobą władza i niebezpieczeństw, jakie generuje bycie jedyną następczynią tronu. Takie wychowanie i dorastanie ma zasadniczo wiele plusów, ale są też i minusy. Wychowana wśród książek Kelsea, tak naprawdę niewiele wie o świecie poza małym domem, w którym dorosła. Jej opiekunowie byli surowi, bo starali się przygotować ją do trudnej roli królowej, uczulić na pewne kwestie i niczego nie sugerować, jakby mieli nadzieję, że takie właśnie postępowanie sprawi, że dziewczyna będzie inną władczynią niż jej matka i może przyniesie swojej Ojczyźnie wielką odmianę. Czy tak będzie? To się okaże. 
Początek powieści to moment, w którym Kelsea szykuje się do opuszczenia bezpiecznej kryjówki i miejsca, które przez tyle lat było dla niej domem. Po śmierci matki Kelsea ma wrócić do ojczystego Tearlingu i objąć tron. Sytuacja jest o tyle poważna, że już na samym początku nie wiadomo, czy księżniczka w ogóle dotrze tam żywa. Obecnie władzę w kraju sprawuje wuj dziewczyny regent, w którego interesie jest oczywiście, by Kelseę skutecznie uśmiercić. Jedyną jej ochroną jest grupa gwardzistów, służących matce dziewczyny. Są to zaprawieni w boju żołnierze pod wodzą twardego i butnego Lazarusa, znanego także jako Buława. Droga do stolicy Tearlingu będzie najeżona niebezpieczeństwami ze strony ogromnych kruków oraz organizacji płatnych najemników zwanej jako Caden. 
Im bliżej domu, tym więcej Kelsea będzie dowiadywać się na temat nie tylko własnej matki i jej sposobu rządzenia, ale i na temat własnego kraju, o którym, pomimo wielu przeczytanych książek, w sumie wie bardzo mało. Prawda nie będzie przyjemna. Tearling od wielu lat znajduje się pod jarzmem swojego sąsiada Mortmesne, rządzonego przez wiecznie młodą czarownicę zwaną Szkarłatną Królową. Wyniszczony i ubożejący kraj płaci co miesiąc wysoki trybut w postaci losowo wybieranych obywateli, którzy w klatkach pojadą do Mortmesne, by tam niewolniczo pracować w kopalniach, zakładach, itp. 
Widok klatek wypełnionych otępiałymi ludźmi wstrząsa Kelseą na tyle mocno, że dziewczyna w nagłym odruchu powstrzymuje zsyłkę i zakazuje kolejnych. Jest to pierwszy krok na długiej drodze do tego, by dźwignąć swój kraj z dna, zyskać uznanie zwykłych obywateli  oraz wrogość, tych, którym do tej pory układało się całkiem nieźle. To także przyczynek do wojny i zachęta dla Szkarłatnej Królowej do interwencji zbrojnej na Tearling. 
Czy Kelsea dożyje do koronacji i powstrzyma kolejne zsyłki? Czy jej kraj sprosta groźbie wojny i jaką rolę odegrają w tym wszystkim dwa rodowe kamienie, które księżniczka nosi na szyi? Kim tak naprawdę jest Szkarłatna Królowa? Na te i inne pytania spróbuje odpowiedzieć część pierwsza, choć póki co informacje są skąpe i raczej dowiemy się bardzo mało. 
Akcja powieści toczy się powoli, co może zniechęcać czytelników nawykłych do nagłych zwrotów akcji. Mnie jednak od samego początku historia księżniczki wciągnęła. Po części dlatego, że próbowała sprostać sytuacji, choć nie było jej łatwo, po drugie dlatego, że spodobał mi się klimat opowieści, która, podejrzewam, jeszcze wiele może czytelnikowi ofiarować. Do gustu przypadli mi także bohaterowie: uparta księżniczka, kochająca książki, zamknięty w sobie, wierny Buława oraz tajemniczy, sprzyjający zamiarom młodej księżniczki, przywódca bandytów, Duch. 
Nie można nie zwrócić uwagi na świat przedstawiony, którym wyglądem i scenerią przypomina nasze średniowiecze, ale nastąpiło ono tuż po upadku cywilizacji i procesie zwanym Przeprawą. Z dawnego świata pozostało bardzo niewiele, a na jego gruzach gniazda umościli sobie nowi tyrani i wyzyskiwacze. Czy w świecie, w którym nadal panuje wyzysk i bieda, a ludzie żyją w beznadziei i analfabetyzmie, jest miejsce dla księżniczki, która ma zupełnie inny punkt widzenia? Mam nadzieję, że tak!
Królowa Tearlingu przypadła mi do gustu i bardzo chętnie zapoznam się z kolejnymi tomami o młodej władczyni.
Polecam czytelnikom lubiącym historie o dzielnych księżniczkach, osadzone w średniowiecznych, magicznych realiach.

Dziękuję!

poniedziałek, 9 marca 2015

Corina Bomann: Mechaniczne pająki

Autor: Corina Bomann
Tytuł: Mechaniczne pająki
Wydawca: Grupa Wydawnicza FOKSAL
Stron: 412





Kocham steampunk. Uwielbiam klimat szeleszczących sukien, szum machin parowych i turkot kół zębatych. Połączenie wiktoriańskiej Anglii z wynalazkami inspirowanymi pomysłami Tesli czy Edisona, polane sosem intrygi przeciw koronie, jest pomysłem genialnym, który jeśli tylko dobrze wykorzystać, daje super efekt. 
Londyn 1888 rok. 
Nastoletnia Violet zamiast swoim towarzyskim debiutem, który pozwoliłby jej znaleźć bogatego kandydata na męża, bardziej interesuje się wynalazkami współczesnej techniki i projektowaniem bardziej wydajnej zmywarki, czy kopuły z błyskawicami. Jej rodzice oczywiście nie mają o tym bladego pojęcia i żyją w błogiej nieświadomości, że ich córka spokojnie śpi, podczas gdy Violet pod baczną opieką majordomusa Alfreda, pokonuje drogę przez kolejne dzielnice miasta, by w zaciszu od  ciekawskich oczu prowadzić badania i ulepszać własne projekty.
Tym optymistycznym akcentem rozpoczyna się powieść Coriny Bomann; na samym wstępie otrzymujemy sympatyczną bohaterkę, która jest nie tylko bystra i wścibska, ale też pomysłowa, a w duecie  z wiernym majordomusem Alfredem nie ma sobie równych. 
W trakcie urządzanego przez rodziców Violet balu na oczach gości umiera jeden z członków parlamentu i to w dość drastyczny sposób. Wydarzenie to nie tylko kładzie się cieniem na reputacji rodziny dziewczyny, ale też budzi jej wątpliwości i ciekawość. Zdecydowana, by uratować dobre imię rodu Adair, a także zwyczajnie ciekawa co takiego się stało, Violet trafia na ślad spisku, zagrażającego samej koronie.
Znalezienie egzotycznego pająka w ciele zmarłego to zaledwie początek góry lodowej. Młoda badaczka szybko zdaje sobie sprawę, że celem tajemniczego zamachowca może być także jej ojciec, a czas umyka. 
Fabuła powieści Coriny Bomann umiejętnie lawiruje między pełnym blichtru i przepychu życiem arystokracji, a ukazaniem, jak technicyzacja na to życie wpływa. Niekiedy ma to nawet wydźwięk humorystyczny, gdy na przykład mówi się o pracujących w domu wynalazkach, które są tak głośne, że mimo niewątpliwej wydajności przez tę głośność trudne do zniesienia.
Technicyzacja nie tylko ułatwiła życie i prace związane z domem. Pod względem medycznym też jest lepiej. Utracone w wyniku wypadku kończyny, można zastąpić mechanicznymi protezami, a nawet istnieje możliwość połączenia ze sobą części ciała człowieka i zwierzęcia, czego dowodem jest ukochana dyrektora cyrku dziwadeł, lady Siberia, a prywatnie lady Ośmiornica.
Świat stworzony przez autorkę jest ciekawy i barwny, co głównie jest zasługą postaci. Sympatię budzi nie tylko Violet, która na szczęście nie jest ckliwą pannicą, co to tylko umie wzdychać. Nie się nie lubić gotowego spełnić każde jej życzenie Alfreda, którego przeszłość jest daleka od kryształowej, generała Blacka, który skrywa bolesną tajemnicę oraz członków trupy cyrkowej. 
Zagadka, którą skrywa fabuła, nie jest trudna do rozwiązania; gdy na scenę wchodzi jedna z postaci, już wiadomo, kto stoi za całym spiskiem, ale i tak nie psuje to przyjemności czytania. 
Powieść jest zabawna, pomysłowa i lekka w odbiorze. Przyznam, że jestem mile zaskoczona lekturą Mechanicznych pająków i chętnie poczytałabym o kolejnych przygodach Violet i jej przyjaciół, gdyby takie miały powstać. Gdyby utrzymać poziom, a nawet nieco go podnieść, mogłoby z tego wyjść naprawdę coś fajnego, tym bardziej, że finał powieści daje niezłą pozycję wyjściową, zarówno jeśli idzie o postaci, jak i możliwości wydarzeń. 
Tak czy siak, naprawdę jestem bardzo zadowolona z lektury. 
Polecam Mechaniczne pająki, czytelnikom lubiącym pełen przygody steampunk.

 Dziękuję!

niedziela, 8 marca 2015

Naoki Higashida: Dlaczego podskakuję

Autor: Naoki Higashida
Tytuł: Dlaczego podskakuję
Stron: 143
Wydawca: WAB







Po książkę Dlaczego podskakuję sięgnęłam z jednego, prostego powodu. W mojej pracy z młodzieżą coraz częściej spotykam się z autyzmem lub zachowaniami, które z racji braku przeprowadzonej diagnozy autyzm przypominają.
Fachowej literatury na ten temat przybywa, a mimo to ciągle bardzo mało wiemy na ten temat, gdyż co osoba z autyzmem, to inny zestaw zachowań. 
Dlaczego podskakuję zwróciło moją uwagę głównie dlatego, że opis treści obiecywał inny punkt widzenia, a mianowicie z punktu widzenia osoby z autyzmem, mało tego chłopca w wieku lat 13. 
Naoki Higashida, dzięki cierpliwości rodziców i nauczycielki nauczył się komunikować ze światem za pomocą specjalnej tablicy z literami. 
Książka Dlaczego podskakuję jest czymś w rodzaju wywiadu lub jak kto woli zestawu pytań i odpowiedzi na konkretne kwestie, które mogą często nurtować zwykłych ludzi obserwujących zachowania i reakcje ludzi autystycznych.
W prosty sposób Naoki stara się wytłumaczyć, dlaczego ludzie z autyzmem tak łatwo przechodzą ze stanu euforii do stanu przygnębienia, dlaczego powtarzają zadane im pytania lub trzepocą palcami. Z książki możemy się także dowiedzieć, dlaczego autycy nie patrzą ludziom w oczy lub nie chcą podawać dłoni, czemu są nadwrażliwi na ból lub kompletnie niewrażliwi, dlaczego bywają tak wybredni, jeśli chodzi o jedzenie lub ubieranie się, itd. 
Z odpowiedzi Naokiego wyłania się bardzo ciekawy i przejmujący obraz osoby, która funkcjonuje w kompletnie innym świecie niż osoby zdrowe, którą często zawodzą zmysły lub motoryka ciała, działająca jakby w sprzeczności z komunikatami, które wysyła mózg. Nie znaczy to wcale, że nie chce być kochana, akceptowana, że nie ma marzeń i ambicji. Znajduje się tylko na nieco gorszej pozycji startowej do ich realizacji.
Trudno postrzegać tę książkę w kategorii pozycji do recenzji, bo uważam, że tego typu publikacje same w sobie zasługują na uwagę z racji podejmowanego tematu. Każdy, kto choć odrobinę dotyka tej kwestii, chciałby dowiedzieć się czegoś więcej lub zrozumieć nieco więcej, powinien tę książkę przeczytać. Być może poruszane w niej sprawy choć w części ułatwią mu zrozumienie świata ludzi z autyzmem.

Dziękuję!

piątek, 6 marca 2015

Salla Simukka: Białe jak śnieg

Autor: Salla Simukka
Tytuł: Białe jak śnieg
Stron: 221
Wydawca: Grupa Wydawnicza Foksal







Lumikki Andreson czyli współczesna fińska Śnieżka, jest dziewczyną, której kłopoty lubią się chwytać. Bohaterka co prawda specjalnie ich nie szuka, ale tak się już składa, że to one znajdują ją. 
Po tragicznych wydarzeniach z części pierwszej, kiedy to zakrwawiony worek pieniędzy wpędził Lumikki i jej nowo poznanych kolegów w nie lada tarapaty (z udziałem mafii), minęło kilka miesięcy.  Ranna wówczas Lumikki wróciła już do zdrowia i udało się jej na nowo zyskać zaufanie rodziców na tyle, by móc żyć samodzielnie tak jak wcześniej. 
By nieco ochłonąć i zobaczyć kawałek świata poza Finlandią, Lumikki wyjeżdża na wycieczkę do Pragi, gdzie rozkoszuje się pięknem zabytków i spokojem tego miejsca. Dni płyną leniwie, aż do momentu, gdy nieznajoma dziewczyna zaczepia Lumikki i oznajmia jej, że prawdopodobnie jest jej siostrą! 
Lumikki nie jest tak zaskoczona, jak powinna, mało tego czuje się zaintrygowana. Pewne koszmarne sny i mgliste wspomnienia, które posiada, łudząco pasują do tego co opowiada jej  Lenka. A może osamotniona i zawiedziona w miłości Lumikki chce tak myśleć? 
Młoda Czeszka wygląda na zdenerwowaną i zalęknioną, opowiada o Rodzinie, która ją przygarnęła i dała dom. 
W ten sposób równolegle z działaniami pewnego dziennikarza Lumikki trafia na ślad niebezpiecznej sekty, która zagraża nie tylko życiu Lenki oraz Lumikki, ale i innych ludzi. 
Akcja drugiej części toczy się nieco wolniej i mniej się tu dzieje, co nie znaczy, że nie jest ciekawie. 
Tęsknota Lenki za kimś bliskim, budzi w Lumikki podobne uczucia. Dzięki temu czytelnik poznaje historię wielkiej i nieszczęśliwej miłości Lumikki do młodzieńca imieniem Liekki. Losy ich związku, jak i sama osoba Liekkiego nieco zaskakują. 
Kształtów nabiera także sytuacja domowa głównej bohaterki, o której od początku wiadomo, że skrywa jakieś bolesne tajemnice. Nadopiekuńczy rodzice, smutek matki i zamknięcie się ojca na sprawy rodziny. Co takiego wydarzyło się w przeszłości? Jestem zaciekawiona  i liczę, że tom trzeci przyniesie wyjaśnienie w tym temacie.
Lumikki nadal wykazuje się sprytem, jednak nie ma tu tyle sytuacji popisowych co w pierwszej części. Mimo to powieść czyta się naprawdę przyjemnie. Upalna Praga, po mroźnej Finlandii, jest ciekawą odmianą, a odsłona prywatnych perypetii miłosnych Lumikki w retrospekcjach jest momentami wręcz mistrzowska.
Zdaję sobie sprawę, że przygody Lumikki, dziewczyny o bajkowym imieniu i sherlockowskim zacięciu, nie wszystkim mogą przypaść do gustu. 
Dla mnie jest to jednak nie tylko miła odskocznia od literatury fantasy, ale i od codzienności, dlatego deklaruję się jako zdecydowana miłośniczka tego typu prozy. Nie ma tu niepotrzebnych dłużyzn, rzeczy nazywa się po imieniu, a nie owija w cukierkową bawełnę, a historia mimo prostoty jest pomysłowa i oryginalna. To dlatego niecierpliwie czekam na finałową część serii Czarne jak heban. 
Polecam!



Dziękuję!

środa, 4 marca 2015

Jennifer L. Armentrout: Opal

Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł: Opal
Seria: Lux t.3.
Stron: 496
Wydawca: FILIA





Opal to trzecia odsłona przygód nastoletniej blogerki-ogrodniczki  Katy oraz jej kosmicznych przyjaciół z Deamonem Blackiem na czele. Gdyby cała seria była już wydana po polsku, to podejrzewam, porzuciłabym wszystkie inne czynności i przeczytała całość maratonem. 
Uważam, że seria może mieć tyle samo zwolenników, co i krytyków. Jeśli jednak, ktoś oglądał kiedyś namiętnie i z wielkim zaangażowaniem serial Roswell: W kręgu tajemnic (jak ja!), lubi książki o maniaczkach książkowych, wielbicielkach rabat kwiatowych, obficie podlane kosmicznym sosem perypetii miłosno - sensacyjnych, to seria Lux, jest właśnie dla takich czytelników.
Zaufanie Blake'owi nie było dobrym posunięciem. Katy i jej przyjaciele przekonali się o tym boleśnie w finale drugiej części. Pozornie miły kolega, o wyglądzie złotego surfera, okazał się nie tylko zdrajcą, współpracującym z DOD. Przez jego knowania, doszło do tragicznego w skutkach wypadku i zginął jeden z kosmitów. 
Nowy chłopak mamy Katy, przystojny lekarz, także okazał się kimś zupełnie innym. Cele, którymi się kierował nie tylko zagroziły życiu Katy, ujawniły pewne fakty z przeszłości, ale też pośrednio doprowadziły do powrotu kogoś, kogo już wszyscy dawno uznali za nieżyjącego. Finał drugiej części był dużym zaskoczeniem i dla czytelnika (jak ja! jak ja!) i dla całej rodziny Blacków.
Trzecia część pod magicznym tytułem Opal zaczyna się właściwie tam, gdzie zakończyła się część druga.
Do domu wrócił Dawson. Nie jest jednak taki jak kiedyś. Pobyt w siedzibie DOD i eksperymenty, którym był tam poddawany, sprawiły, że chłopak jest cieniem dawnego siebie. Nie potrafi cieszyć się z powrotu do domu, myśli tylko o ukochanej Beth, która nadal jest więziona i źle znosi mutację. 
Katy, Deamon i reszta nie mają zatem innego wyjścia. Postanawiają uwolnić Beth, zanim jednak w ogóle będzie mogło do tego dojść, przyjdzie się im zmierzyć ze szkodliwym dla nich onyksem, Blake'm, który wrócił i ma dla naszych bohaterów propozycję nie do odrzucenia oraz nowością, jaką jest działanie opalu na ludzkie hybrydy.
Trzecia część cechuje się dość wolną akcją; samo planowanie trwa tu bowiem dłużej niż sama akcja końcowa. Być może wynika to po części z samego zakończenia, (do tego jeszcze wrócę), które musiało się urwać w tym, a nie innym momencie, ale myślę, że nie tylko.
W trzeciej części autorka skupiła się na więziach, które zaczynają mocniej spajać grupę, co mam nadzieję, sprawi, że zaczną wreszcie działać wspólnie. Na zupełnie inny etap wchodzi także związek Katy i Deamona. Dla tych dwojga z wielu powodów nie jest to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać i stąd liczne perypetie. Mnie się jednak cała ta oprawa bardzo podobała. Nadal jest błyskotliwie, drapieżnie i sexy, za to na szczęście nie ma tego całego paranormalnego wzdychania, które garściami oferują nam niektóre paranorlmale. Katy i Deamon dojrzewają do bycia razem, rozmawiania ze sobą, wspólnego podejmowania decyzji. Głowna bohaterka już nie jest tą beztroską blogerką, jaką była, gdy się tu z mamą przeprowadziły. Musi się zmierzyć nie tylko ze świadomością, że istnieją na świecie rzeczy, o których do tej pory czytała tylko w swoich książkach, ale też z samą sobą. Od teraz jest hybrydą, posiada moce i może robić rzeczy niewyobrażalne. Może także (i kiedyś będzie musiała) odbierać życie i z tą świadomością, będzie musiała sobie poradzić.
Książkę czyta się bardzo dobrze i szybko. Każdy tu może okazać się kimś zupełnie innym. Zaś samo zakończenie dosłownie wbija w fotel. Co będzie dalej? Jak Katy i Deamon wyjdą z tej ciężkiej próby? Jakie plany ma DOD i co w tym wszystkim robią okrutni Arum? Niecierpliwie czekam na Origin, która jak podejrzałam w oryginale, będzie pisana zarówno z perspektywy Katy, jak i Deamona, może być zatem bardzo, bardzo ciekawie.
Polecam!