piątek, 27 maja 2016

Ann Brashares: Stowarzyszenie wędrujących dżinsów

Autor: Ann Brashares
Tytuł: Stowarzyszenie wędrujących dżinsów, t.1
Stron: 319
Wydawca: YA!






Czy dżinsowe spodnie ze sklepu z używaną odzieżą mogą stać się symbolem? Ogniwem spajającym grupę czterech przyjaciółek? Czy mogą w sobie mieć magię, pomagającą sobie poradzić w trudnych chwilach? Czy mogą przyciągać dobre wydarzenia, pomagać obronić się przed tymi złymi? 

Zwykłe spodnie może nie. 

Ale wędrujące dżinsy tak. 

O filmie Stowarzyszenie wędrujących dżinsów słyszałam już dawno i jakoś nigdy nie miałam ochoty go oglądać. Czasem jednak coś czytelnikowi przeskoczy w mózgu i ochota się pojawia. Stwierdziłam jednak, że nie obejrzę filmu bez znajomości książki, dlatego szybko zabrałam się za czytanie. I powiem krótko. Złapałam bakcyla wędrujących dżinsów. Z pewnością przeczytam kolejne tomy. 

Czym są wędrujące dżinsy? To, jak już wspomniałam wyżej, para zwykłych spodni ze sklepu z używaną odzieżą. Niebieskie, o prostym kroju, nie jakieś specjalnie super, ot zwykłe spodnie. Jednak ku zdziwieniu czterech przyjaciółek, pasują na każdą z nich, mimo różnych gabarytów i figur. 

Zbliżają się pierwsze od 16 lat wakacje, które Bee, Lena, Carmen i Tibby spędzą zupełnie oddzielnie. To rozstanie trochę je przeraża i dlatego wpadają na pomysł utworzenia tytułowego stowarzyszenia. Jego symbolem mają być dżinsy, którymi będą się uczciwie wymieniać. Głęboko wierzą, że pozwoli to utrzymać łączącą je przyjaźń i przygotuje je na nowe, niezwykłe przeżycia. 

Wygadana i niepewna na punkcie własnej figury Carmen jedzie spędzić wakacje z ojcem, który kilka lat temu zostawił rodzinę. Liczy na wspólne rozgrywki tenisa i nadrobienie czasu, który w ciągu roku spędzili oddzielnie. Jednak na miejscu czeka ją niemiłe zaskoczenie, ojciec bowiem, niedługo się żeni. Czy Carmen ze swoją oliwkową karnacją wpasuje się w rodzinę blondynów?

Cicha i zamknięta w sobie Lena jedzie do Grecji do dziadków. Czy piękno tamtejszego krajobrazu i przystojny Kostas otworzą jej serce na nowe?

Lekkomyślna i brawurowa Bee wyjeżdża na obóz piłkarski. Do jakich poczynań skłoni ją obecność Erica, nowego trenera? 

Jedyna pozostała na miejscu Tibby podejmie pracę w markecie, aby odciążyć finansowo rodziców i pozna gorzki smak utraty przyjaciela. Czy otrzyma coś w zamian? Czy zdobyta w ten sposób wiedza jakoś ją wzbogaci?

Pod płaszczykiem lekkich wątków Ann Brashares ukryła kilka poważnych problemów, z którymi nasze bohaterki będą musiały się zmierzyć tego lata. Dorastanie wydaje się betką, gdy jednak poznać bliżej członkinie stowarzyszenia, okazuje się, że wcale nie jest tak różowo. Ludzie są i nagle odchodzą. Jak ze stratą radzą sobie Bee, Carmen i Lena? Dlaczego rodzina to tak szerokie względne pojęcie? Co zrobić, gdy wypełniają cię uczucia, z którymi nie dajesz sobie rady? Masz poczucie celu i dążysz do niego, a gdy go zdobywasz, nagle czujesz pustkę? 
Choroba, utrata bliskiej osoby, rozpad rodziny, przebaczenie, tłumiony gniew, pierwsze zbliżenie, to główne tematy pierwszej części tego niesamowicie zaczynającego się cyklu. Powieść oczywiście skierowana jest do młodzieży, ale starsi czytelnicy mogą z powodzeniem po nią sięgnąć. Jest zabawna, mądra i wzruszająca. Nie daje prostych rozwiązań i nie zamiata problemów pod dywan. Każe swoim bohaterkom się z nimi zmierzyć, liczyć zyski, ale też brać pod uwagę straty, bo w końcu na tym polega dorosłość. 

Na podstawie książki nakręcono także film i muszę przyznać, że z wyjątkiem wątku Leny w Grecji, cała reszta jest dość wierna oryginałowi książkowemu. Śmiało mogę zatem polecić i seans filmowy, jak i popołudnie z książką. To mądra opowieść z życiowym przesłaniem. Polecam, naprawdę warto!

czwartek, 26 maja 2016

Sandra Barneda: Ziemia kobiet

Autor: Sandra Barneda
Tytuł: Ziemia kobiet
Stron: 480
Wydawca: Muza






Bardzo lubię powieści dla kobiet. Historie z odrobiną tajemnicy, spod znaku rodzinnej sagi czytają się, jak żadne inne. Dlatego na widok pozycji zatytułowanej Ziemia kobiet, pomyślałam, że może to być naprawdę coś wartego uwagi, a także przyjemnego w odbiorze. Kto bowiem nie lubi czytać o kobietach na życiowym zakręcie? 

Główna bohaterka Gala na takim zakręcie się właśnie znalazła, choć sama nie jest tego świadoma. Bogata, snobistyczna mężatka z życiem, jak z katalogu, nie jest w pełni szczęśliwa, jednak nie umie się do tego przyznać nawet przed sobą. Kiedy więc kontaktuje się z nią prawnik i informuje ją o spadku, który otrzymała po ciotecznej babce, Gala jest i zaskoczona i zaciekawiona, tym bardziej, że nigdy nie spotkała osobiście Amelii. Wietrząc spory spadek, kobieta zabiera córki i, ku niezadowoleniu rodziny, wyjeżdża do Hiszpanii do La Mugi. 
Na miejscu dowiaduje się, że cioteczna babka postawiła w testamencie kilka dziwacznych warunków, których spełnienie odwlecze w czasie wyjazd do domu. Gala jest sfrustrowana, starsza córka wręcz wściekła, mąż i matka w rozmowach telefonicznych nie szczędzą jej wymówek, a okoliczne mieszkanki traktują ją tak, jakby od zawsze tu należała. 

O czym tak naprawdę jest ta książka? Trudno to streścić w kilku zdaniach. W La Mudze prym wiodą kobiety i wszyscy tu wszystkich znają, co ma zalety, jak i wady. Autorka skupia się na przedstawieniu rożnych aspektów miłości oraz na celebrowaniu przyjemności drobnych, takich jak wspólne kolacje przy ognisku, pieczenie bułeczek czy parzenie kakao. Kiedy zetkną się ze sobą dwie sprzeczności, mają się szanse narodzić pierwsze poważne przyjaźnie, młodzieńcze fascynacje, nowe namiętności. Stare, zaniedbane relacje zyskują szansę odnowy, bo przecież zawsze można dojść do porozumienia, wystarczy tylko chwila spokojnej rozmowy. 
Czy trudna w kontaktach z innymi Gala zbliży się na nowo ze swoją matką? Czy zbuduje cieplejsze relacje z dorastającymi córkami? Czy zrewiduje swój pogląd na rolę i miejsce kobiety w związku? Słowem, czy obudzą się w niej odwaga i chęci, by zmienić swoje życie? 

Ziemia kobiet to ciepła i magiczna historia o tym, że proste rzeczy podnoszą jakość naszego życia. Do takiej La Mugi chętnie pojechałabym na wakacje, by naładować akumulatory, przestać ciągle za czymś gonić i wyciszyć się wewnętrznie. Tak jak bohaterki książki, spacerowałabym po plaży, piła mleko prosto od krowy, a gdyby zachciało mi się zgiełku wielkiego miasta, wyskoczyłabym na chwilę do Barcelony. Ale tylko na chwilę, żeby potem móc wrócić do tego wspaniałego miejsca, pełnego tradycji, dawnych wierzeń i związków człowieka z matką Ziemią. 

Polecam powieść czytelniczkom, bo tym razem to pozycja skierowana do pań, lubiącym nieśpieszne tempo akcji, stare rodzinne tajemnice i przepiękne krajobrazy hiszpańskiej prowincji.

 Dziękuję!

wtorek, 24 maja 2016

Kristina Ohlsson: Szklane dzieci

Autor: Kristina Ohlsson
Tytuł: Szklane dzieci
Cykl: Szklane dzieci, t.1
Stron: 224
Wydawca: Media Rodzina





Kristina Ohlsson z wykształcenia politolog i analityk policyjny dała się poznać polskim czytelnikom jako autorka serii kryminalnej z Frederiką Bergman w roli głównej. 
Tym większe było dla mnie zaskoczenie, gdy skojarzyłam nazwisko autorki i okazało się, że pisze ona również książki dla dzieci. 
Moją uwagę przykuły głównie ilustracje okładkowe, które sugerowały naprawdę fajną opowieść z wątkiem kryminalnym z domieszką elementów fantastycznych. 

Po śmierci taty, Billie i jej mama przeprowadzają się do Ahus, rodzinnej miejscowości kobiety. Ma to być dla nich nowy początek i powrót do korzeni,  kupują więc stary dom w pobliżu lasu i zaczynają się powoli aklimatyzować. 
Billie nie jest jednak przekonana do nowego planu na życie. Tęskni za miastem, szkołą, do której tam chodziła i zostawionymi przyjaciółmi. W dodatku nowy dom wydaje się jej podejrzanie dziwny. Drobne przedmioty nagle zmieniają miejsce, lampa w salonie buja się bez powodu, a nocą w okno pokoju dziewczynki coś lub ktoś stuka. Oczywiście nikt poza Billie tych rzeczy nie dostrzega, co tylko potęguje frustrację nastolatki. 

Z czasem zjawiska nasilają się i bohaterka wspólnie z przyjaciółmi, poznanym niedawno Aladdinem i szkolną koleżanką Simoną, dochodzą do wniosku, że dom musi być nawiedzony. Ich przerażenie rośnie, gdy od przypadkowo spotkanej staruszki dowiadują się, co spotkało poprzednich lokatorów domu. Historia budynku jest długa i zagmatwana. Wiedząc, że na pomoc dorosłych raczej liczyć nie mogą, bohaterowie postanawiają sami rozprawić się z domem i jego historią i rozpoczynają własne śledztwo. 

Kim byli poprzedni mieszkańcy domu i co spowodowało, że lampa się buja? Kto jest autorem wiadomości z pogróżkami i dlaczego ze ścian domu tak nagminnie schodzi farba? I najważniejsze: kim są lub były tytułowe szklane dzieci i co mają wspólnego z całą sprawą?

Z powieściami dla dorosłych tej autorki jeszcze nie miałam do czynienia, ale trzeba jej przyznać, że książki adresowane do młodszego czytelnika wychodzą jej całkiem dobrze. Nastoletni bohaterowie są bardzo sympatyczni i borykają się z problemami, które z pewnością ma wielu współczesnych nastolatków. Rozpad małżeństwa rodziców, śmierć kogoś bliskiego, nowe środowisko i trudny proces adaptacji w nowym miejscu. Dorośli, choć w sumie w porządku, są bardzo zapracowani i mają kompletnie inne spojrzenie na wiele spraw niż ich dzieci. Z tym też będą się w kolejnych częściach zmagać młodzi bohaterowie. W przystępny i przemyślany sposób został poprowadzony wątek kryminalny i choć wiele spraw da się wytłumaczyć logiką, autorka zostawiła też kilka niedomówień i rzeczy, dla których prostego wyjaśnienia nie ma.

Szklane dzieci to dopiero początek przygód Billie, Simony i Aladdina, ale jak na początek historia jest na tyle zachęcająca, że już sięgnęłam po drugi tom. Bardzo mi się podoba, że w pierwszej części narracja jest prowadzona z perspektywy Billie, w drugiej - Aladdina, zaś w trzeciej - Simony. Dzięki temu czytelnik unika nudy i ma szansę lepiej poznać bohaterów i ich otoczenie.
Bardzo miło spędziłam czas przy lekturze i z czystym sumieniem mogę ją polecić zarówno młodszym czytelnikom, jak i tym nieco starszym, lubiącym sentymentalne powroty do klimatów z dzieciństwa.

Dziękuję!

niedziela, 22 maja 2016

Hampton Sides: W królestwie lodu

Autor: Hampton Sides
Tytuł: W królestwie lodu
Stron: 486
Wydawca: Rebis







Nieznane lądy fascynowały ludzi już od dawna. Właściwie, gdy tylko w człowieku narodziła się chęć odkrywania świata, tym samym narodziły się pierwsze wyprawy i odkrycia geograficzne. Historia i doświadczenia znanych podróżników pokazały, że odkrywanie nowego szybko przeradza się w coś w rodzaju nałogu i staje się celem i  sensem życia, a nawet sposobem na to życie. 



Biegun Północny był jednym z takich miejsc. Ludzka ciekawość wciąż rosła i mimo kilku nieudanych prób, nie brakowało chętnych, by podjąć wyzwanie. 
W królestwie lodu jest relacją z takiego wyzwania, próby dotarcia na Biegun Północny w roku 1879  i gdy tylko zobaczyłam okładkę książki zelektryzował mnie nie tylko opis treści, ale sama ilustracja okładkowa. 
Minionego lata triumfy wśród czytelników święcił Terror Dana Simmonsa. Być może dlatego możliwość poznania kolejnej tego typu historii tak mocno podziałała na moją wyobraźnię. 
Od razu należy jednak zaznaczyć, że Terror i W królestwie lodu to pozycje zupełnie innego gatunku, a więc niosące ze sobą zupełnie inne treści oraz inny ciężar. 
Terror (swoją drogą genialna powieść) opowiadał o tragicznych losach dwóch statków, tytułowego Terroru i Erebusa. Ponieważ losy tej wyprawy i jej uczestników bardzo długo były owiane mgłą tajemnicy, swoją historię Simmons oparł na domysłach, zwłaszcza jeśli idzie o losy bohaterów. Oprócz tego fabuła skupiła się na tych czynnikach, które w skrajnych sytuacjach zagrożenia lub walki o byt, ujawniają najgorsze cechy ludzi. Nieodłączny był oczywiście element nadnaturalny typowy dla powieści tego autora. 

W królestwie lodu to historia zupełnie innego kalibru. Po pierwsze kilku uczestników wyprawy przeżyło, oprócz tego zachowały się dzienniki kapitana wyprawy De Longa, a żona kapitana Emma dołożyła do tego swoją cegiełkę w postaci zredagowanych i wydanych przez siebie materiałów męża i pisanych do niego listów. Hampton Sides, prywatnie historyk, miał więc świetną bazę do stworzenia dokumentalnej relacji, która poraża nie tylko drobiazgowością, ale przede wszystkim wnikliwością opisu ogromu przedsięwzięcia, którego podjęli się uczestnicy wyprawy. 

Początkowe rozdziały książki opisują starania George'a De Longa, by wyprawa doszła do skutku. Kapitan poszukuje nie tylko sponsorów, ale też odpowiednich członków załogi. Pomny losów poprzedniej wyprawy, stara się pamiętać o tym, o czym być może zapomnieli jego poprzednicy. Czytamy więc o współpracy z Bennetem, właścicielem nowojorskiego Heralda, który zasponsoruje całą wyprawę, o dokładnym przygotowaniu statku i jego wyposażenia. Jednocześnie już z góry wiemy, że pewne rzeczy nie pójdą tak, jak zakłada De Long, z powodu niedokładności posiadanych map bieguna i fałszywego wówczas przeświadczenia, że gdzieś tam w samym sercu Arktyki, jest Otwarty Ocean Polarny, który nigdy nie zamarza. 
Uwięzienie USS Jeanette w lodzie, a potem jej zatonięcie, zmusza załogę do podjęcia długiej i ryzykownej wędrówki w stronę Syberii. Kolejne rozdziały książki są relacją z tej beznadziejnej i ryzykownej podróży, w której De Longowi i jego towarzyszom przyjdzie się zmierzyć z zimnem, głodem, dolegliwościami fizycznymi i psychicznymi. W bardzo rzeczowy sposób autor opisuje ich desperacką walkę o to, by dotrzeć do ludzkich osiedli i tym samym uratować życie. 

Mimo że książka jest tak naprawdę relacją dokumentem, lektura wcale nie jest nudna. Starcie człowieka z nieznaną i nieprzyjazną przyrodą jest opisane niezwykle fachowo i z ogromnym wyczuciem. 
Polecam gorąco W królestwie lodu nie tylko miłośnikom powieści opartych na prawdziwych wydarzeniach, czy tym lubiącym historie o wyprawach odkrywców. Właściwie każdy czytelnik powinien być zadowolony. Sama też chętnie przeczytałabym więcej podobnych książek. 
Pozycja godna uwagi. Polecam!

Dziękuję!

środa, 18 maja 2016

E.T.A. Hoffmann: Tajemnicze dziecko

Autor: E.T.A. Hoffmann
Tytuł: Tajemnicze dziecko
Stron: 80
Wydawca: Media Rodzina







Tajemnicze dziecko to trzecia z wydanych obecnie przez wydawnictwo Media Rodzina książek autorstwa E.T.A. Hoffmanna. O ile Dziadka do orzechów i Złoty garnek dość mgliście pamiętałam, o tyle ten utwór jakoś przemknął mi bez echa i bardzo się zaciekawiłam czytając opis treści. 


Pierwszym szczegółem, który zaskoczył mnie, gdy książka trafiła wreszcie w moje ręce był jej format. Nie mam tu na myśli twardej oprawy i zszytych stron, ale właśnie jej wielkość. Książka ma wymiary 215 x285 mm i, gdy się ją trzyma w ręce, wydaje się naprawdę duża. Od razu budzi to skojarzenie z czytanymi w dzieciństwie zbiorami baśni grubymi i w twardych oprawach. Ale to nie wszystko. Książka jest przepięknie ilustrowana, obrazy w niej zawarte zapierają dech, niepokoją, zachwycają i naprawdę trudno jest na nie nie patrzeć. Właściwie zanim się zabrałam do czytania, najpierw dokładnie obejrzałam sobie ilustracje, przez co właśnie tę recenzję zaczęłam od zachwytów nad oprawą graficzną książki. 

Książkę uważa się za dopełnienie literackie Dziadka do orzechów, ponieważ obydwie historie powstały w krótkim odstępie czasowym, oprócz tego inspiracją dla nich stała się przyjaźń pisarza z dziećmi Juliusa Friedricha Hitziga. W dodatku obie historie zawierają motyw spotkania z istotami z bajek, a istoty te, choć małe, mają wielki wpływ na świat ludzi, nawet tych już dorosłych. 


Tym razem główni bohaterowie to bardzo sobie bliscy brat i siostra: Feliks i Bogumiła. Dzieci mieszkają w zwyczajnym domku na brzozowym wzgórzu w pobliżu lasu i generalnie są zadowolone z życia, choć czasem brakuje im pomysłów na zabawę.  

I właśnie wtedy, gdy najbardziej tego pomysłu potrzebują, spotykają w lesie tytułowe Tajemnicze dziecko, które zabiera je do świata fantazji i odkrywa przed nimi rzeczy, na które dotychczas byli ślepi. 
Okazuje się, że wszystko może być przyczynkiem do zabawy: każdy kwiat, każde drzewo, każda leśna trawa, wystarczy tylko umieć słuchać i patrzeć. 
Rodzeństwo jest zachwycone dzieckiem i czas mija im niepostrzeżenie, jednak wszystko co dobre szybko się kończy. 

W życie rodziny von Brakel wkracza magister Inkaust, osobnik o wątpliwej reputacji i nieprzyjemnej aparycji. Zostaje on nauczycielem domowym rodzeństwa i końca dobiegają beztroskie dni, gdy dzieci mogły się do woli uganiać po lesie, pić ze strumienia i słuchać bajek ukochanego przyjaciela. 

Jak nietrudno się domyślić magister nie do końca jest tym, za kogo się podaje i rodzinę czeka bardzo ciężka próba, która zmieni ich całe życie. Od czego ma się jednak wiernego, magicznego przyjaciela? Czy tajemnicze dziecko pomoże rodzeństwu w trudnych chwilach? Czy rodzice dzieci także uwierzą w magię? 

Okaże się. Jedno jest pewne. Już nic nie będzie takie jak dotąd. Dlaczego?
Ponieważ dorastanie jest procesem, którego nie da się uniknąć. 



Tym, co bardzo mnie zaskoczyło, jest to, że historia zawiera pewne elementy, nie pozwalające na pełny happy end. Nie spodziewałam się tego. Z drugiej jednak strony, jak już wspominałam wcześniej, życie układa się różnie i nie zawsze tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. 



Niektórych ludzi spotykamy na dłużej, innych na krócej i cały sekret polega na tym, żeby jak najlepiej wykorzystać czas, który nam dano. 

Tajemnicze dziecko to piękna, choć momentami, nieco smutna historia. Polecam ją jednak gorąco, bo właśnie ze względu na swój wiek, zasługuje na szczególną uwagę.

niedziela, 15 maja 2016

Sarah Waters: Niebanalna więź

Autor: Sarah Waters
Tytuł: Niebanalna więź
Stron: 464
Wydawca: Prószyński i S-ka







Gdy w zapowiedziach wydawnictwa zobaczyłam kolejną powieść, Sarah Waters szczerze się ucieszyłam. Jedną z moich czytelniczych ambicji jest przeczytanie wszystkich powieści tej autorki i teraz śmiało mogę powiedzieć, że jestem już w połowie tej podróży.

Lata 70. XIX wieku. Walcząca z przygnębieniem i apatią po śmierci ojca, Margaret decyduje się na odwiedziny więźniarek w zakładzie karnym Millbank. Ma kobietom posłużyć za wzór, może inspirację, a tym samym oderwać własne myśli od przykrej codzienności. Bo tak naprawdę życie kobiety do udanych nie należy. Jedyna bliska i rozumiejąca ją osoba, ojciec,  już nie żyje, a z matką trudno się jej porozumieć. Młodsza siostra jest zajęta planowaniem zamążpójścia, a brat ożenił się z kobietą, do której Margaret żywiła zdecydowanie więcej niż tylko przyjacielskie uczucia. W ten sposób stopniowo kobieta staje się rodzinną starą panną, w dodatku egzaltowaną i skłonną do popadania w stany, których co prawda wtedy tak nie nazywano, ale depresyjne były z pewnością. 

Wizyty w Millbank odmieniają Margaret. Warunki tam panujące i historie kobiet nie tylko wstrząsają nią do głębi, ale też pogłębiają jej i tak już dość dużą wrażliwość. Poznanie Seliny, pozornie najspokojniejszej z więźniarek, a prywatnie byłego medium okrytego niechlubną sławą, odmienia życie Margaret. Poznając historię medium z jej własnych opowieści, ale też z innych źródeł ustnych i drukowanych, bohaterka jest nią coraz bardziej zafascynowana i ośmiela się marzyć o życiu, które, jak się jej dotąd wydawało, już nie będzie jej pisane. 

Na uwagę zasługują świetnie wykreowane postacie kobiece, te pierwszo- jak i drugoplanowe. Labilna emocjonalnie Margaret, uzależniona od chloralu, łatwo daje się porwać wirowi wydarzeń. Tajemnicza, kontaktująca się z zaświatami Selina do samego końca pozostaje tajemnicza, co też było dobrym posunięciem ze strony autorki. Do tego mamy jeszcze więzienne strażniczki, zrzędliwą matkę głównej bohaterki, czy świeżo upieczoną bratową, która związkiem z mężczyzną chciała zagłuszyć inne, zgoła niemile wtedy widziane uczucie. 

Klimatem i tematyką powieść bardzo przypomina fabułę Złodziejki i być może dlatego, książkę czytało mi się tak dobrze. Dużo miejsca poświęca się sytuacji kobiet oraz konwenansom, które je wiążą, czy to w dziedzinie życiowej samodzielności czy to wyrażania uczuć, czy układania sobie życia wedle własnego widzimisię. Jest też sprytnie osadzona intryga, która majaczy początkowo dość mgliście, by z czasem wyłonić się z oparów spirytyzmu. Śledząc poczynania Margaret, w pewnej chwili można się już domyślić, co jest nie tak, ale w żadnym razie nie odbiera to lekturze przyjemności, wręcz przeciwnie dodaje jej gorzkiego posmaku, sugerującego, że w życiu już tak czasem bywa. Kupczyć można wszystkim, a najłatwiej ludzkimi uczuciami. Ktoś zostaje ze złamanym sercem, aby ktoś mógł zrealizować własne plany i ambicje. 

Niebanalna więź to bardzo dobra powieść, z ciekawie zrealizowanym pomysłem fabularnym. Przykuwa uwagę czytelnika już samym (celowo podejrzewam) nieco chaotycznym prologiem. Potem stopniowo rozwija dwa pozornie niezwiązane ze sobą wątki: jeden z perspektywy Margaret, drugi Seliny. W międzyczasie czytelnik może się nieco zgubić (to też celowe) w laudaniczno-chloralowych wizjach bohaterki, by w odpowiedniej chwili powziąć własne podejrzenia. Słowem czyta się szybko i z zaciekawieniem, jak też się skończy ta bardzo kobieca i subtelna opowieść. Jestem oczarowana i gorąco polecam czytelniczkom szukającym dla siebie historii osadzonej w czasach, gdy kobiety nie miały tak dobrze jak my teraz, a o rewolucji społeczno-kulturowej mogły sobie tylko pomarzyć.


Dziękuję!

Tej autorki przeczytałam też: 

czwartek, 12 maja 2016

Ed Stafford: Poza cywilizacją

Autor: Ed Stafford
Tytuł: Poza cywilizacją
Stron: 360
Wydawca: Vesper





Kiedyś czytelnicy powieści przygodowych zachwycali się postacią Robinsona Crusoe, sama zresztą należałam do tej grupy. Z drżeniem serca i ogromnym zapałem zaczytywałam się w perypetiach bohatera, który trafił na bezludną wyspę i rozpoczął mozolną walkę o przetrwanie i zachowanie człowieczeństwa. 

Dziś na kanałach przyrodniczo-edukacyjnych triumfy święcą programy, w których wątkiem głównym jest przetrwanie w dziczy. Im trudniejszy start, tym większy dramatyzm kolejnych dni, gdy bohaterowie muszą się zmierzyć z brakiem wody, chłodem i upałem, brakiem jedzenia i wszelkimi innymi niedogodnościami. Zazwyczaj krzywimy się, oglądając, jak bohaterowie jęczą z głodu, polują na kraby czy jaszczurki lub walczą z biegunką czy szokiem termicznym. A mimo to oglądamy. Dlaczego? Chyba głównie dlatego, że chcemy wiedzieć, czy dana osoba sobie poradzi i jak długo będzie w stanie wytrzymać. A może roniąc łzy, z bólem serca zrezygnuje, twierdząc, że nie wytrzymuje tęsknoty za rodziną? 

Eda Stafforda chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. To były kapitan armii brytyjskiej, który zasłynął głównie tym, że pokonał pieszo szlak wzdłuż całej długości Amazonki. To mu jednak nie wystarczyło. Jak sam wyjaśnia we wstępie do książki, będąc na fali popularności i podziwu, postanowił zrobić coś jeszcze bardziej spektakularnego. Tym samym narodził się pomysł, by spędzić na bezludnej wyspie 60 dni. Jak zrobił tak powiedział i oto uzbrojony tylko w kamerę, bez ubrania, narzędzi, o wodzie i jedzeniu nie wspomnę, bohater w roku 2012  ląduje na jednej z wsyp Fidżi, gdzie rozpoczyna się jego robinsonada. 

Książka Poza cywilizacją jest zapisem jego przeżyć i starań, by zrobić to, co sobie założył i ukazuje nam rzeczy, których wyprodukowany na tej podstawie program nie miał. Jak przyznaje Stafford, do kamery często starał się robić dobrą minę do złej gry, oprócz tego w żadnym programie nie da się pokazać rozterek wewnętrznych bohatera, wątpliwości, które raz po raz go nawiedzały oraz tysiąca drobiazgów, które przelatywały mu przez głowę. Szczerze i bez fałszywej skromności, a często nawet ze sporą dawką krytycyzmu, Stafford opowiada o swoich lękach, obawach i staraniach, mając do dyspozycji tylko własną pomysłowość i dwie ręce. W kolejnych rozdziałach opisuje poszukiwania wody i jedzenia, organizowanie sobie schronienia oraz starania o to, by jego pobyt na wyspie był nie tylko walką o przetrwanie, ale też o zachowanie pewnego poziomu ewolucyjnego wspomnianej już bytności w dziczy. 

Nie wiem, czy to przygotowanie wojskowe, czy wrodzony upór, ale biorąc pod uwagę okoliczności, Ed radzi sobie całkiem nieźle. Oczywiście nie obywa się bez porażek, poważnych uszczerbków na zdrowiu fizycznym, jak i psychicznym, ale generalnie bohater daje sobie radę, by pod koniec wyprawy stwierdzić, że za nic w świecie nie powtórzyłby tego po raz drugi. Nie przeszkodziło mu to w następnych latach zabrać się za kolejne projekty dotyczące głównie przetrwania w najtrudniejszych i najmniej przyjaznych dla człowieka miejscach świata. Jak widać weszło mu to w krew i stało się sposobem na życie. 

Książka z pewnością spodoba się fanom samego Stafforda, Beara Gryllsa czy Gadiela Sancheza Riviery. Zawiera wiele ciekawostek i  udowadnia, że faktycznie tego typu wyczyny są możliwe, aczkolwiek wymagają odpowiedniego przygotowania zarówno fizycznego, jak i psychicznego, na co uwagę zwraca nam sam już epilog książki. 
Poza cywilizacją to taka współczesna wersja Robinosna Crusoe z tym, że mamy pewność, że po pierwsze wydarzyła się ona naprawdę, a po drugie nie zawiera żadnych ubarwień, złagodzeń czy banałów. Po jednej stronie mamy dziką przyrodę, w gruncie rzeczy bardzo nieprzyjazną człowiekowi, a po drugiej owego człowieka, który z uporem godnym maniaka pokonuje własne ograniczenia i stara się choć w małej części tę przyrodę poskromić. 



Dziękuję!

poniedziałek, 9 maja 2016

Sophie Kinsella: Pamiętasz mnie?

Autor: Sophie Kinsella
Tytuł: Pamiętasz mnie?
Stron: 367
Wydawca: Świat Książki







Główna bohaterka książki Lexie ma 25 lat, przeciętną pracę z mało prawdopodobnym awansem, przeciętnego chłopaka, a co za tym idzie związek, w którym nie ma ani krztyny chemii. Ma też krzywe zęby, które sobie kiedyś wyprostuje, gdy już na to zarobi. Hmmm. Mało przyjemna perspektywa. 
Tym większe jest zdziwienie głównej bohaterki, gdy któregoś dnia budzi się w szpitalu i dowiaduje się, że jej życie wygląda jak w kolorowym magazynie. Ma zabójczo przystojnego męża, mieszka w eleganckim apartamencie, jest szefową dużego działu w firmie, słowem ma wszystko, o czym zawsze marzyła. 

Powieść Pamiętasz mnie? opiera się na popularnym w literaturze i filmie motywie amnezji głównej bohaterki. Ciekawe jednak jest to, że Lexie doskonale pamięta swoje dawne życie, kiedy była brzydulą, za to kompletnie nie wie, ani nie rozumie, jak mogła się stać taką osobą, jaką jest teraz. 
Jej wygląd jest wręcz perfekcyjny, począwszy od paznokci, przez włosy i zęby, na sylwetce skończywszy. Ma pracę, o którą od dawna zabiegała i faceta, o którym kiedyś mogłaby tylko pomarzyć. Jest jednak trochę ale. 
Mianowicie bohaterka ma wrażenie, że w ogóle nie poznaje tej nowej siebie. Z dawnymi przyjaciółkami, ku własnej rozpaczy, już się nie zadaje. Z matką i siostrą też się oddaliła. Ubiera się w rzeczy, na które kiedyś by w ogóle nie spojrzała, bo nawet nie byłoby jej stać, je potrawy, których kiedyś szczerze nie znosiła. Słowem, jest taką osobą, z którą kiedyś w ogóle nie chciałaby się zadawać, a co dopiero się nią stać. 

Sophie Kinsellę polubiłam przede wszystkim za powieści Noc poślubna i Nie powiesz nikomu. Były to zabawne, prześmieszne historie z naprawdę udanymi bohaterkami, które, żeby osiągnąć dany cel wyczyniały istne cuda wianki. Tal zbudowana fabuła gwarantowała salwy nieokiełznanego śmiechu. Wszystko było tam zabawne: sceny, bohaterowie i dialogi. Jednocześnie były to historie z prostym morałem, że najbardziej liczą się w życiu człowieka bliscy i rodzina oraz życie w zgodzie z samym sobą. 

Tymczasem odkąd skończyłam czytać Pamiętasz mnie? mam kłopot z zakwalifikowaniem książki do konkretnego gatunku, mało tego nie wiem, jaki był cel autorki. Zaczyna się ciekawie. Główna bohaterka budzi się w szpitalu i ku swojemu zaskoczeniu dowiaduje się, że nie pamięta 3 ostatnich lat swojego życia. Nie rozumie, jak mogła dojść do tego wszystkiego, a co gorsza w ogóle nie umie się odnaleźć w tym nowym życiu. I w tym miejscu powinno się zacząć robić zabawnie. I się nie robi. Czekałam na gafy bohaterki, śmieszne momenty, głupie wyskoki i nic. Powieść Pamiętasz mnie? nie jest zabawna. W ogóle. Owszem jest całkiem sympatyczna i ma  stałe dla książek Kinselli przesłanie na temat tego, co liczy się w życiu. Ale dobrego humoru i gagów znanych z powieści Noc poślubna i Nie powiesz nikomu tutaj nie znajdziemy. Jest kilka sytuacji, które można by postrzegać jako silenie się na śmieszność, ale w moim odczuciu nie było to w ogóle udane.
Nie potrafię wyjaśnić, co jest tego przyczyną. Jestem zawiedziona i trochę mam poczucie straconego czasu, tym bardziej, że nastawiałam się na znacznie więcej. Nie zniechęca mnie to do sięgnięcia po inne książki tej autorki, ale zawód pozostaje zawodem. Dlatego jeśli ktoś sięgnie po Pamiętasz mnie? z przekonaniem, że będzie się tak dobrze bawił, jak podczas lektury innych powieści Kinselli, to może się zawieść. Ze swojej strony nie polecam. 

środa, 4 maja 2016

Ken Liu: Królowie Dary

Autor: Ken Liu
Tytuł: Królowie Dary
Cykl: Pod sztandarem dzikiego kwiatu, t.1
Stron: 592
Wydawca: SQN






Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach książkowych na kwiecień powieść Królowie Dary, zapachniało mi Orientem i już wiedziałam, że muszę książkę przeczytać. Potem wpadło mi przypadkiem w oko pojęcie silkpunk i przepadłam, bo skojarzyło mi się ze steampunkiem i właściwie nie było to dalekie od prawdy. Steampunk kojarzy się głównie z wynalazkami epoki wiktoriańskiej, a o silkpunku można w skrócie powiedzieć, że to taka jego wschodnia odmiana. To  wystarczyło, by powieść stała się moją lekturą obowiązkową. 
Ken Liu to pisarz wielokrotnie nagradzany Hugo, Nebulą, a także World Fantasy Award. Prywatnie to człowiek bardzo wszechstronny: prawnik, tłumacz, programista, nic zatem dziwnego, że w jego głowie narodziła się historia dziejąca się na archipelagu wysp Dary. 

Pierwsze, co zaskakuje w fabule powieści, to jej rozmach. Historię zaczynamy poznawać w chwili, gdy na tronie cesarstwa siedzi i panuje cesarz Mapidere. Obecnie może się wydawać nieco zmęczony i podstarzały, ale do jego niewątpliwych zasług należy zjednoczenie wszystkich królestw i rządy twardej ręki. Nieudany zamach na życie cesarza, jesteśmy zresztą tego świadkami, to początek końca jego rządów. Ta jedna iskra wystarcza, by w ogromnym tyglu kulturowym i społecznym cesarstwa zagotowało się i wykipiało. Opór wobec obecnej władzy przybierze na sile, a ogromną rolę odegrają w nim zwłaszcza dwaj ludzie. 

Kuni Garu to bawidamek i lekkoduch, ma jednak niezwykłą umiejętność zjednywania sobie ludzi, którzy idą za nim i będą walczyć za jego, a więc i własną, sprawę. 
Mata Zyndu, olbrzym, o rzadko spotykanych podwójnych źrenicach, to jedyny potomek wymordowanej przez obecnego cesarza rodziny, ma więc powody, by dyszeć żądzą zemsty. 
Drogi mężczyzn przetną się niejednokrotnie, czyniąc z nich sojuszników, przyjaciół, braci, przeciwników oraz zaprzysiężonych wrogów. Wszystko to wynika z wewnętrznych rozterek, konfliktów, sprzecznych oczekiwań i dumy, która często zaciemnia pole widzenia. To właśnie bohaterowie są drugim zaskoczeniem dla czytelnika. Spodziewałam się raczej dwóch przyjaciół, którzy wspólnie będą walczyć z obecnym systemem w imię większego dobra. Tymczasem otrzymałam powieść, w której sojusze rozpadają się równie nagle, jak się tworzą, w której przyjaciel może nagle zdradzić, a z tronu schodzi się tak samo boleśnie, jak się na niego wspina. 

Rozmach i niespotykani bohaterowie to tylko wierzchołek góry lodowej. Nad wszystkim stoją bogowie, którzy niczym w greckiej mitologii, przyglądają się poczynaniom śmiertelników i otwarcie opowiadają się po wybranej przez siebie stronie. 
Pod względem sposobu życia świat przedstawiony może przypominać nasze średniowiecze, jednak to tylko pozory. Z perspektywy technologii i osiągnięć cywilizacji z pewnością nie jest to wyżej wspomniana epoka. Mamy tu zatem zaawansowane maszyny powietrzne i podwodne, ułatwiające prowadzenie wojen, rozwiniętą dziedzinę chemii i fizyki, a nawet ludzi posiadających umiejętności bliskie telepatii.

Już na pierwszy rzut oka widać ogromną dbałość autora o szczegóły i jest to dbałość kogoś, kto historię lubi i bardzo dobrze zna. Powieść to nie tylko historia ogarniającej świat rewolucji, gdzie na gruzach starej władzy, tworzy się nowa ( czy lepsza, jeszcze nie wiadomo). To także ogromne bogactwo szczegółów i detali dotyczących codziennego życia, obyczajowości, związków, a także legend i odwołań do wierzeń religijnych i kulturowych. 
Prawda, że pierwsze skrzypce grają w tym świecie mężczyźni, jednak uważam, że rola kobiet też ma tu swoje znaczenie, bez względu na to, czy to rola żony, kochanki, czy żołnierki. Mężczyźni może i są głowami rodów, ale przecież ktoś tymi głowami musi kręcić, prawda?

Początkowe rozdziały nie czynią powieści łatwą lekturą. Mnogość imion, nazw własnych i powiązań mogą dezorientować, jednak z czasem da się do tego przyzwyczaić.  Jeśli skupić się na działaniach Kuniego i Maty oraz ich przybocznych, cała reszta staje się po prostu barwnym tłem, bo w końcu kraj jest olbrzymi. 
Królowie Dary to zaledwie wstęp do reszty cyklu i aż strach się bać, co jeszcze może się wydarzyć w świecie, który Kuni i Mata próbowali stworzyć na nowo. Obalenie jednej władzy  to przecież jeszcze nie koniec, tak naprawdę to zaledwie początek. 

Komu polecam? Coś dla siebie znajdą tu miłośnicy kultury Wschodu, silkpunku i historii zakrojonych na bardzo szeroką miarę. To mocna, solidnie zbudowana historia, która śmiało może pretendować do jednego z hitów tego roku w dziedzinie fantastyki. Polecam!

Dziękuję!

poniedziałek, 2 maja 2016

Dobry brat, zły brat czyli Sinister II

Reżyseria: Ciaran Foy
Scenariusz:  C. Robert Cargill, Scott Derrickson
Obsada:  James Ransone,  Shannyn Sossamon,  
Robert Daniel Sloan, Dartanian Sloan
Gatunek: horror
Czas trwania: 102 min.





Przyznam szczerze, że boję się horrorów. Przeraża mnie nie tyle lejąca się na ekranie krew, ile stopień deprawacji złem bohaterów i usilne starania twórców, by to zdeprawowanie pokazać. A jaki jest najlepszy na to przepis? Odpowiedź jest prosta. Zestawienie tego co początkowo niewinne z tym co zepsute i złe do szpiku kości.  Chyba to boli mnie w takich historiach najbardziej i dlatego finał seansu zawsze pozostawia mnie z uczuciem smutku i dziwnego niedosytu. 
Nie znaczy to jednak, że nie lubię się czasem pobać, potrzebuję tej adrenaliny, jak każdy widz. Tym razem uznałam, że Sinister II dobrze się do tego nadaje. 

Trochę gamoniowaty, ale sympatyczny zastępca szeryfa na własną rękę kontynuuje śledztwo związane ze śmiercią przyjaciela i podróżuje śladem niewytłumaczonych, krwawych zbrodni, do których dochodzi w różnych częściach kraju. Nie do końca świadomy, z czym tak naprawdę ma do czynienia, natrafia na kolejny zarażony złem dom. Ku swemu przerażeniu orientuje się, że już ktoś w nim mieszka. 
Courtney z synami Dylanem i Zacharym ukrywa się w domu przyjaciółki przed agresywnym mężem. Budynek sprawia dość ponure wrażenie, ale kobieta pociesza się, że to tylko przejściowa sytuacja. Skupiona na adaptacji w nowym miejscu, nie dostrzega, że z jej synami dzieje się coś bardzo niedobrego. Demon Bhugul znowu poszukuje młodych rekrutów do swojej szatańskiej trzódki. 

Sequele dobrych filmów zawsze mają trudno, głównie dlatego, że ciężko sprostać wymaganiom obdarzonych uwielbieniem części pierwszych. Zawsze ktoś doszuka się niedociągnięć lub braków. 
Według mnie, dobrym pomysłem było uczynienie z zastępcy szeryfa głównego bohatera. Fakt, jest gamoniowaty i niewiele może zrobić, ale wydaje się to całkiem logiczne, zważywszy na fakt, że w starciu z nadnaturalnym żywiołem nie pomoże tak naprawdę nic. Człowiek jest zwyczajnie bezradny i jedyne co może zrobić, to podskakiwać na dźwięk nagle włączających się urządzeń, a w biały dzień sięgnąć po kanister z benzyną. I taki właśnie jest nasz bohater. 

Tym, co przeraża w tym filmie najmocniej, są tak naprawdę dwaj bracia ( będący braćmi także w realnym życiu). Spokojny, targany sennymi koszmarami Dylan i nieco nadpobudliwy i wyraźnie zazdrosny o brata Zach. Jeden z nich stanie się wybrańcem demonicznej grupy dzieci i zostanie przez nich zwerbowany w dość nieoczekiwany sposób. W pewnym momencie idzie się już co prawda tego domyślić, ale i tak jest to dość przyjemny moment, kiedy można sobie powiedzieć: "Tak, tego się spodziewałam". 

Przedstawiony w ciemnych i burych barwach klimat tej historii stopniowo prowadzi widza do krwawego finału, a mąż -  tyran domowy dopełnia całości. 
Sinister II nie straszy i nie przeraża tak mocno, jak jego wielki poprzednik. Jednak, gdy popatrzeć na niego jako na oddzielną historię, można śmiało powiedzieć, że spełnia on się całkiem dobrze jako niedzielny straszak, gdy chce się zapomnieć o codziennych problemach i kłopotach. 
Jeśli zatem ktoś szuka dla siebie takiej właśnie historii,  krwawej z żądnym dusz dzieci demonem w roli głównej to Sinister II dobrze się w tej roli spełni. 

Dziękuję!