poniedziałek, 31 grudnia 2012

Bez podsumowania. Życzenia na Nowy Rok.

Blogosfera weszła w erę podsumowań. Bardzo fajna to rzecz i ja również chciałam takiego podsumowania dokonać. Ba, nawet miałam to w planach i już miałam gotowe zdjęcia. 
Koniec roku okazał się jednak dla mnie bardzo nieprzyjazny. Przez całe święta walczyłam z gorączką, przeziębieniem, kaszlem i katarem na przemian, a w efekcie z brakiem apetytu i wstrętem do wszystkiego co z założenia smaczne i jadalne. Objawy przeziębienia już powoli mijają, jednak pozostało osłabienie i brak chęci na jakiekolwiek jedzenie. Czuję się fatalnie. 
W związku z tym nie mam siły, ani chęci na robienie podsumowań. Może jeszcze pokuszę się o to w pierwszych dniach Nowego Roku, ale jak znam życie, wciągnie mnie praca i codzienność i będzie tak jak zawsze. Bieganina, brak czasu i nawał obowiązków.
Dlatego dziś będzie bez podsumowania. Złożę Wam wszystkim, którzy tu zaglądacie życzenia na Nowy Rok. Niech będzie pomyślny i obfity w same dobre wydarzenia. Niech czas nie biegnie tak szybko i niech każdy dzień przynosi więcej satysfakcji i zadowolenia niż trosk. Przede wszystkim jednak niech ten Rok 2013 będzie zdrowy i jeszcze raz zdrowy. Mając zdrowie, już z całą resztą życia jakoś sobie poradzę i poradzimy :) 
Wszystkiego najlepszego w nadchodzącym Nowym Roku Kochani!

sobota, 29 grudnia 2012

Tosca Menten: Mumia Dummie i złoty skarbeusz

Autor: Tosca Menten
Tytuł: Mumia Dummie i złoty skarabeusz
Stron: 264
Wydawca: Dreams
Moja ocena: 9/10
Książka o przygodach mumii Dummie była niespodzianką w otrzymanej paczce i o ile Coolmana i Rodzinę Pompadauz przywitałam bez zastrzeżeń i śmiało, o tyle do tej książki podchodziłam trochę jak pies do jeża. Byłam i ciekawa i pełna obaw jednocześnie. Potem dopadło mnie świąteczne przeziębienie, pojawiła się konieczność leżenia w łóżku i wtedy sięgnęłam po książkę T. Menten.
Krótko na temat fabuły. 
Głównym bohaterem jest chłopiec Goos Guts, mieszkający z tatą w niewielkiej holenderskiej wsi, Polderdamie. Tata chłopca, Klaas jest roztargnionym malarzem, którego obrazy niestety za dobrze się nie sprzedają. Bohaterowie prowadzą nudne i w sumie smutne życie. 
Któregoś dnia w ich domu zupełnie niespodziewanie pojawia się mumia. Jest to mumia chłopca, ze złotym skarabeuszem na szyi. Okrutnie cuchnie, wszystkiego się boi i reaguje na wszystko krzykiem. Po przełamaniu pierwszych lęków i trudności z porozumiewaniem się Goos  i jego tata postanawiają zaopiekować się mumią. Może to brzmieć nieco dziwnie, ale opieka nad mumią, która ma wielką chęć do poznawania współczesnego świata, a na dodatek swój niekiedy krnąbrny charakter, wcale nie jest taka łatwa. Trzeba coś zrobić z odstręczającym zapachem, owinąć ją nowymi bandażami, nauczyć mówić we współczesnym języku, trzymać z daleka od wody, a z czasem może nawet posłać do szkoły, by nie tylko się zasymilowała z dziećmi, ale i wystartowała w konkursie wiedzy na temat Egiptu. Poza tym trzeba uważać, żeby nieodpowiednie osoby nie dowiedziały się, że mumia jest prawdziwą mumią. I to by było wszystko. Łatwo powiedzieć. Goos i jego tata będą mieli pełne ręce roboty i już nigdy nie będą narzekać na nudę. Trzeba będzie uważać na dzieci w szkole, niemiłą dyrektorkę i samego Dummie, który jest świadom własnej godności i nie będzie się pozwalał potulnie obrażać. 
Wszystkie te przeszkody dałoby się łatwo pokonać, gdyby nie tajemnicze zaginięcie skarabeusza, który dla mumii jest tym, czym dla nas serce. I wtedy dopiero robi się ciekawie. 
Początkowe rozdziały książki dotyczą głównie problemów Dummiego w szkole, gdyż nie wszystkie dzieci cenią go za to jaki, a nie kim jest. Znajdą się osoby, które będzie kuła w oczy jego inność, nieprzyjemny zapach, bandaże. Autorka dotyka tutaj ważkiego problemu akceptacji i adaptacji w grupie oraz tolerancji inności. Każdy z nas przecież tego doświadczył i pewnie niektórzy doświadczają do dziś. 
Historia nabiera rumieńców, gdy ginie złoty skarabeusz. Warunkuje on o żywotności Dummiego, dlatego Goos staje niemal na głowie, by odzyskać cenny artefakt, a będzie to trudne. Ta część książki podobała mi się dużo bardziej, ponieważ czytała się jak powieść przygodowa. 
Przygody mumii Dummie mogę polecić zwłaszcza milusińskim, ale myślę, że dobrze byłoby, gdyby przeczytali je z dorosłymi, aby pewne kwestie wyjaśniać na bieżąco. 
Książka jest pogodna, dowcipna i zabawna oraz bardzo pouczająca. To ostatnie jest ważne, bo dobrze, żeby poznawana historia miała element edukacyjny. Można potem o tym podyskutować i zajrzeć do źródeł. Dummie ze swoim głodem wiedzy mógłby naprawdę stanowić wzór dla niejednego leniuszka.Czcionka jest przyjazna dla oczu, lekturę umilą zabawne obrazki, a twarda oprawa sprawi, że książka będzie miała dłuższe, łatwiejsze życie.
Moje początkowe obawy okazały się niepotrzebne. Mumia Dummie i złoty skarabeusz jest kolejną udaną i godną poznania pozycją Wydawnictwa Dreams dla najmłodszych. Polecam!
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams. 
Pozdrawiam ciepło!


czwartek, 27 grudnia 2012

Zaproszenie. Trochę prywaty :)



Dziś chciałam Was zaprosić do obejrzenia prac mojej bardzo zdolnej koleżanki Ani, która z pasją potrafi wyczarować naprawdę piękne i oryginalne ozdoby, nie tylko świąteczne. Między innymi w tym celu stworzyła bloga, na którym prezentuje efekty swojej pracy. Dla mnie jest to niesamowity artyzm i z zapartym tchem oglądam każdą jej pracę.
W Wigilijny poranek listonosz przyniósł mi kartkę również jej autorstwa(zdjęcia obok). Wybaczcie słabą jakość, ale dzień dziś u mnie mroczny i przygnębiający, światła ani ani.
Zapraszam i Was do zerknięcia, rzutu okiem, zostawienia dobrego słowa. Pozdrawiam!

środa, 26 grudnia 2012

Franziska Gehm: Rodzina Pompadauz. Bardzo wredna pułapka.

Autor: Franziska Gehm
Tytuł: Bardzo wredna pułapka
Tytuł cyklu: Rodzina Pompadauz
Wydawca: Dreams
Stron: 198
Moja ocena: 9/10
Po wakacyjnej przygodzie z oryginalną rodziną Pompadauz przyszedł czas na kolejne spotkanie i oto w grudniowym, świątecznym klimacie mogłam przeżyć nową przygodę z mieszkańcami wiekowego hotelu Piękne chwile.
Dla przypomnienia. 
Wskutek burzy i dziwacznej karuzeli czasu mieszkańcy hotelu razem z całym budynkiem przenoszą się w przyszłość o 99 lat do roku 2011. 
Ich rodzinne Rippelpolde, kiedyś miasto cesarstwa, dziś kiełbasiane imperium rodziny Sennip, wygląda zupełnie inaczej. Jest XXI wiek; wszędzie widać oznaki zaawansowanej cywilizacji, takie jak telefony, komputery, czy choćby inny styl ubierania, a zwłaszcza życia. Dla mieszkańców hotelu jest to ogromny szok. Uprzejmi, układni i bardzo naiwni nie wiedzą, jak radzić sobie w tej nowej rzeczywistości, komu ufać, a komu nie. Bardzo chcieliby naprawić swój wehikuł czasu, aby móc wrócić tam, skąd przybyli, ale niestety nie jest to takie proste. Kluczem do wszystkiego wydaje się być część słonecznego medalionu, który aktualnie znajduje się w rękach pewnej bardzo złośliwej i cierpiącej na zaniki pamięci staruszki. Prób odzyskania medalionu będzie tyle, ile głów i pomysłów. Czy się to uda? Oby. W każdym razie nie będzie to takie łatwe, jak można by przypuszczać. 
W drugiej części przygód rodzinki Pompadauz autorka wprowadziła sporą dawkę sytuacji zagrożenia. Otóż  dyrektor miejscowego muzeum, (sześciokrotna doktor!) pani Havesuck, podejrzewając, że mieszkańcy hotelu są nieco niedzisiejsi, wpadła na iście szatański pomysł stworzenia pewnej wystawy. W tym celu wysłała do hotelu swojego szpiega. Czy marzącej o sławie i błyskach fleszy fanatyczce historii uda się zrealizować swoje zamiary? Tego i kilku innych rzeczy warto się dowiedzieć, czytając drugą część przygód nietypowych podróżników w czasie.
Kasmiranda, Jonni, Melusine oraz Milford po raz kolejny będą musieli się wykazać pomysłowością, sprytem i przebiegłością, a towarzyszący im dorośli także będą starali się dorównać im kroku.
Książka napisana jest prostym i przystępnym językiem. Czcionka jest przyjazna dla oczu, a zabawne ilustracje dopełniają klimatu. Historia jest dowcipna, sympatyczna i zaskakuje.
Przygody rodziny Pompadauz mogą być nie tylko dobrym prezentem dla naszych milusińskich. Zachęcam do wspólnego czytania, dorośli bowiem także znajdą tu coś dla siebie. Mnie osobiście najbardziej rozśmieszyła historia z targiem staroci i nocnikiem mamusi. Więcej nie zdradzę, powiem tylko, że zaśmiewałam się do łez.
Nie da się także uniknąć pytania co dalej? Powrót do domu staje się chwilowo dość mało możliwy, dlatego prawdopodobnie bohaterom w kolejnej części przyjdzie się zmierzyć z potworem znanym pod nazwą adaptacja w nowym środowisku. Bardzo jestem ciekawa, jak autorka to rozwiąże i jak to wszystko będzie wyglądało. Dlatego zaczynam wyglądać części trzeciej :) 
Książkę polecam czytelnikom w każdym wieku, oczywiście najlepiej zacząć od części pierwszej. Jest zabawnie i odprężająco, a wszystko to gwarantuje niesamowicie swojski i optymistyczny klimat tej opowieści.
Polecam, bo naprawdę warto!
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams. 
Pozdrawiam ciepło!

sobota, 22 grudnia 2012

Wszystkiego dobrego na Święta!

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia składam wszystkim życzenia zdrowia, wytrwałości i pomyślności. Niech na Święta będzie rodzinnie i ciepło, oby nie zabrakło uśmiechu i dobrego słowa. Niech Mikołaj nie pożałuje prezentów, a choinka świeci kolorowym blaskiem. 
Wszystkiego, naprawdę wszystkiego najlepszego!
**********
W tygodniu miałam strasznie mało czasu, więc wszelkie sprawy związane ze sprzątaniem i ubieraniem choinki, zostawiłam na dziś. Właśnie wróciłam z zakupów i pijąc kawę, piszę dla Was te życzenia.  Z serca dziękuję wszystkim (co jeszcze powtórzę, przy poście podsumowującym na koniec roku), którzy tu zaglądają i komentując, zostawiają dobre i miłe słowo.
Życzę wszystkim dobrego dnia, smacznych przygotowań i radosnego oczekiwania. 
Pozdrawiam!
  

piątek, 21 grudnia 2012

Rudiger Bertram: Coolman i ja 2. Ratuj się, kto może.

Autor: Rudiger Bertram
Tytuł: Coolman i ja 2. Ratuj się, kto może.
Zilustrował: Heribert Schulmeyer
Stron: 181
Wydawca: Dreams
Moja ocena: 10/10
Kategoria wiekowa: bez ograniczeń
Tego lata w moje ręce szczęśliwym przypadkiem trafiła książka o przezabawnej ilustracji okładkowej i dość intrygującym tytule Coolman i ja. Opis z okładki od razu skojarzył mi się z perypetiami Mikołajka autorstwa Sempego. 
Nastoletni Kaj jest synem pary aktorów hippisów, bratem gotki Anti i jedynym przyjacielem swojego wyimaginowanego towarzysza wszelkich poczynań, Coolmana. 
Coolman wywodzi się z gatunku superbohaterów, nosi pomarańczowy obcisły kostium, maskę na twarzy i ma o sobie jak najlepsze mniemanie.  Jego największą wadą, według Kaja jest to, że nieustannie pakuje on chłopca w przeróżne kłopoty. Poza Kajem nikt Coolmana nie widzi, więc wszyscy myślą, że chłopiec mówi sam do siebie. Wszystkim, którzy teraz pomyślą, że Coolman jest projekcją wybujałej wyobraźni samotnego Kaja, od razu powiem, że jednak nie do końca. W finale części pierwszej okazało się bowiem, że są osoby, które Coolmana widzą, ba!  nawet mają podobnego własnego!
Wygląda więc na to, że chłopiec będzie musiał pogodzić się z myślą, że fajtłapowaty chwalipięta w rajtuzach zostanie z nim na zawsze, czyniąc z jego życia pasmo mniej lub bardziej upokarzających towarzyskich katastrof. 
Lektura części pierwszej mnie oczarowała. Styl opowieści, język jakim została napisana, sytuacje, których uczestnikami byli Kaj i Coolman. Książkę przeczytałam w godzinę i zaczęłam cierpliwie oczekiwać na kontynuację, która nastąpiła na początku grudnia. 
Część druga, podobnie jak pierwsza zaczyna się od katastrofy. Kaj siedzi w przeciekającej łodzi ratunkowej, a prom, na którym płynął,  właśnie zawraca, aby go zabrać na pokład. Co się stało? To właśnie będzie tematem tej opowieści. Cofamy się w czasie o dwa tygodnie i obserwujemy przygotowania Kaja do wyjazdu do Londynu na dwutygodniowy kurs językowy. Ku rozpaczy chłopca jadą na niego także Coolman, Anti, siostra Kaja, ukochana chłopca, Lena (która aktualnie go nie cierpi) oraz  Alex i Justin, kiedyś prześladowcy, teraz najlepsi (w swoim mnienaniu) kumple Kaja. 
Po przybyciu na miejsce, okazuje się, że Londyn jest dziwnie mały, zakwaterowanie jest fatalne, jedzenie jeszcze gorsze, a poprawy w znajomości języka jak nie było, tak nie ma.  No bo jak tu się uczyć, gdy trzeba znaleźć skradziony kapelusz admirała Nelsona, włamać się do Pałacu Buckingham, aby dostarczyć Królowej list miłosny oraz na nowo przekonać do siebie obrażoną Lenę?
Oprócz tego druga odsłona przygód Kaja daje nam odpowiedzi na takie pytania jak: czym karmić kury, żeby podskakiwały jak piłki? Dlaczego Szkoci noszą spódniczki w kratę? oraz czy bycie Robin Hoodem jest w ogóle opłacalne?
Jest zabawnie, zaskakująco i jeśli komuś się wydaje, że o angielskich stereotypach wie już wszystko, to powinien zajrzeć do tej książeczki. 
Druga część ma wszystkie zalety pierwszej: twardą, kolorową oprawę, przyjazną dla oka czcionkę i komiksowe obrazki dla ożywienia narracji. Oprócz tego Ratuj się, kto może jest godną następczynią części pierwszej. Cała historia jest spójna i zawiera nawet niewielki wątek detektywistyczny. Gwarantuje liczne, niekontrolowane wybuchy śmiechu. 
Książka Coolman i ja 2  może  być dobrym prezentem dla dziecka, ale nie tylko. Każdy dorosły również z powodzeniem może ją przeczytać. Wspominałam już w recenzji części pierwszej, że historia zawiera mnóstwo aluzji i żartów, które dla dzieci będą niezrozumiałe lub nawet niewidoczne. Dlatego w tej lekturze czytelnik w każdym wieku znajdzie coś dla siebie. Jeśli zatem macie dystans do własnej osoby, lubicie się śmiać z czasem absurdalnych dowcipów, to książki o przygodach Kaja i Coolmana są właśnie dla Was. 
Zachęcam, bo naprawdę warto. 
Za całą okazaną serdeczność, 
za Coolmana i nie tylko, 
ogromnie dziękuję  Wydawnictwu Dreams.
Pozdrawiam ciepło!

środa, 19 grudnia 2012

Stosik na Święta.

Książki do tego stosiku pojawiły się dość niespodziewanie. Tak sobie po cichu marzyłam, że coś może przyjdzie przed Świętami, ale nie sądziłam, że aż tyle i to wtedy, gdy się najmniej tego spodziewałam. Wszystkie przesyłki sprawiły mi ogromną radość.
Na zdjęciu obok:
1. C.S. Fridman: Skrzydła Gniewu, od pana Marcina z Wydawnictwa Prószyński i S-ka (Recenzja)
2. L. Bray: Wróżbiarze od pani Katarzyny z Wydawnictwa MAG. (Recenzja)
3. S. Erikson: Wspomnienie lodu, 3 tom serii Malazańska Księga Poległych, (Recenzja) także od pani Katrzyny z MAG-a







Na zdjęciu obok  przemiła niespodzianka od pana Artura z Papierowego Księżyca. 
1. R. McCammon: Magiczne lata, już dawno chciałam przeczytać. :) (Recenzja)
2. N. Shusterman: Podzieleni(Recenzja )









Na kolejnym zdjęciu długo oczekiwana przesyłka od Wydawnictwa Dreams.
1. R. Bertram: Coolman i ja 2. Ratuj się, kto może. Recenzja już gotowa. Kocham ten cykl. I wiem, że jestem wielkim dzieciakiem. Ale bardzo mi z tym dobrze.( Recenzja)
2. F. Gehm: Rodzina Pompadauz 2. Bardzo wredna pułapka. ( Recenzja)
Kontynuacja przygód mieszkańców hotelu Piękne chwile. 
3. T. Menten: Mumie Dummie. Dodatkowa pozycja w paczce.  (Recenzja)
4. Kalendarz na rok 2013 ze zdjęciami okładek wydanych przez Dreams pozycji. Przemiła niespodzianka. 





A tak prezentuje się całość wzbogacona dodatkowo o mały upominek (terminarz na rok 2013) od Pani Katarzyny z Wydawnictwa Egmont. 
Czy nie piękny?
Wszystkim serdecznie dziękuję za piękne książki. 
Pozdrawiam ciepło!

niedziela, 16 grudnia 2012

Michael Swanwick: Córka Żelaznego Smoka. Smoki Babel.

Autor: Michael Swanwick
Tytuł: Córka Żelaznego Smoka. Smoki Babel.
Tytuł serii: Uczta Wyobraźni
Wydawca: MAG
Stron: 680
Moja ocena: 9/10
Wydawać by się mogło, że o smokach powiedziano i napisano już wszystko. Śmiałym będzie stwierdzenie, że na skutek nagromadzenia tego motywu w literaturze fantasy, wszystko co jeszcze mogłoby powstać będzie wtórne, nudne i oklepane. Jestem właśnie po lekturze książki M. Swanwicka i aż mnie kusi, żeby kpiącym tonem zapytać: Czyżby? 
Kolejny tom z cyklu Uczta Wyobraźni składa się z dwóch powieści tego autora: Córki Żelaznego Smoka oraz Smoków Babel i  jest  mocnym dowodem na to, że gdyby można było przyznać pisarzowi medal spod znaku "ostatniego słowa na dany temat", to bezapelacyjnie należałby się on Michaelowi Swanwickowi. Takich smoków, jak w tej książce nie da się spotkać nigdzie indziej i szczerze wątpię, czy znajdzie się autor, który tę poprzeczkę, tak wysoko ustawioną, zdoła przeskoczyć. 
Krótko na temat fabuły. 
Bohaterami obydwu powieści są młodzi, stojący u progu dorosłości ludzie. Tytułowa Córka Żelaznego Smoka, Jane, ludzki Podmieniec pracuje w ponurej fabryce i raczej nie ma zbyt wielu perspektyw na zmianę, czy choćby poprawę swojego losu. Główny bohater Smoków Babel Will o równie niejasnej przeszłości jest wiejskim popychadłem. Zupełnie niespodziewanie w życie dzieci wkroczą smoki, które w tym świecie są olbrzymimi machinami z może i sztuczną, ale iście diabelską inteligencją. Okrucieństwo i egoizm żelaznych gadów oraz przebywanie z nimi zmieni życie zarówno Jane, jak i Willa. 
Początkowo będzie się wydawać, że to zmiany na lepsze. Dzięki smokowi Jane ucieknie z fabryki i będzie mogła ukończyć szkołę i uczelnię. Will z wiejskiego podrzutka stanie się wykonawcą woli smoka i najważniejszą osobą w wiosce. Od zera do bohatera można by rzec i tym słodkim akcentem zakończyć obydwie historie. 
Tymczasem okazuje się, że to dopiero początek długiej drogi, jaką przyjdzie przebyć bohaterom. Pozornie uwolnieni spod wpływu smoków, już zawsze będą słyszeć ich podszepty, walczyć ze smoczym gniewem i częścią smoczej natury, jaka się w nich zalęgła.
Uległa i spokojna Jane zacznie kraść i wikłać się w dziwne relacje międzyludzkie oparte na przemocy, narkotykach i seksie. Twarda rzeczywistość będzie się mieszać ze snem do tego stopnia, że trudno będzie rozróżnić co się bohaterce śni, a co naprawdę jest jej udziałem i efektem jej własnych działań. 
W rządzonym przez pieniądz i używki świecie Jane nieustannie będzie spotykała wcielenia tych samych osób, przeżywając tym samym dziwną i perwersyjną pokutę, która dobiegnie końca (albo i nie!), dopiero wtedy, gdy dziewczyna upora się z niszczącym ją wpływem smoczego umysłu. 
Rozważny i w głębi duszy uczciwy Will, wbrew własnej woli stanie się smoczym rzecznikiem, co spowoduje, że oprócz wcześniejszej pogardy, jaką mu okazywano teraz ludzie będą się go dodatkowo bali. Chłopiec znajdzie w sobie jednak dość siły, by pokonać smoka i wyruszy w świat. Na swojej drodze spotka rozmaitych ludzi oraz inne bajkowe stwory, będzie walczył, będzie ścigany przez system, zakosztuje miłości tej płatnej i tej prawdziwej. Czy jego własna bajka zakończy się szczęśliwie?
M. Swanwick zaludnił  stworzony przez siebie świat krasnoludami, elfami, fejami, wiedźmami i innymi znanymi czytelnikom stworami. Żadna z tych istot nie jest jednak podobna do swoich odpowiedników z twórczości choćby Tolkiena, czy Tada Williamsa. Magiczne istoty to jednak tak naprawdę pryszcz. Im są bardziej oryginalne, tym lepiej i ciekawiej. Rzecz w tym, że świat stworzony, przez M. Swanwicka jest niesłychanie wielowarstwowy i gdy już się wydaje, że uchwyciło się główny tok fabuły, autor tak wszystko odwraca, że znowu błądzi się wśród niewiadomych. Wystarczy w krytycznym momencie wybudzić bohatera twierdzeniem, że wszystko co się do tej pory działo było efektem uroku, zaklęcia, zażytego narkotyku lub przejścia w inny wymiar. Takie zabiegi irytują, ale też zmuszają do czujności i brania pod uwagę nawet najdrobniejszych szczegółów.
Powieści M. Swanwicka to mieszanina gatunków: klasyczne fantasy przeplata się tu z science fiction, powieść przygodowa zawiera elementy bildungsroman, czyli utworów o dorastaniu bohatera  i kształtowaniu się jego osobowości pod kątem społecznym, moralnym i psychologicznym. Całość zaś jest obficie doprawiona groteską, elementami makabry i fantasmagorii.  Nie da się również nie zauważyć elementów powieści obyczajowej. Recenzent Publishers Weekly określił te powieści mianem literackiego gulaszu i uważam, że miano to jest jak najbardziej słuszne.
Jest erudycyjnie, pikantnie i intrygująco. Jest erotycznie i prowokująco. Jest po prostu inaczej. I choćby z tego względu warto poznać dzieje Jane i Willa.
Książki z serii Uczta Wyobraźni mają jedną cechę wspólną. Zawsze dają czytelnikowi więcej niż się on spodziewa i najczęściej dostaje on to, czego nie spodziewał się w ogóle. Stąd nie są to książki dla każdego i zapewne znajdą się czytelnicy, którym powieści M. Swanwicka nie przypadną do gustu, bo wydadzą się dziwaczne, zbyt skomplikowane fabularnie i przesadzone. Dlatego zabierając się do lektury tej czy innej książki z tej serii, a w tym przypadku Córki Żelaznego Smoka oraz Smoków Babel należy mieć otwarty umysł, dużą tolerancję na literackie kombinacje i wyobraźnię skłonną ku podążaniu nowymi ścieżkami gatunków, motywów i smaków. Tylko wtedy lektura zostanie odebrana jak trzeba i nie skończy się jej z poczuciem, że zmarnowało się czas. 
Mnie się podobało bardzo, ale wiadomo, że co jednemu się podoba, drugiemu już niekoniecznie, dlatego decyzję o przeczytaniu tej książki pozostawiam Wam. Jedno jest pewne: takich smoków i wszystkiego co się z nimi wiąże nie ma nigdzie indziej.  
Za książkę serdecznie dziękuję 
pani Katarzynie z Wydawnictwa MAG. 
Pozdrawiam ciepło!

wtorek, 11 grudnia 2012

"Kfiatki" z wyszukiwarki, odsłona druga.

Czas na drugą odsłonę dziwnych, często bardzo zaskakujących wyników z wyszukiwarki. Nigdy nie zrozumiem, jakim cudem kwestie lub pojęcia, o których mowa prowadzą do danego bloga (w tym wypadku mojego), skoro w ogóle nie było o czymś takim mowy.
1. spotkanie z kostuchą paranormalne - hmm, no chyba tylko takie, bo normalne, to nie będzie ono nigdy. 
2. jutro ostatni dzień i wreszcie wypoczynek - hasło to pojawiało się regularnie każdego dnia, przez około dwa tygodnie. Fakt, jeśli zaczniesz coś powtarzać od poniedziałku, to w czwartek stanie się to realne. 
3. j. angielski zadanie domowe spójrz - to nie u mnie. 
4. książka i filiżanka - brzmi tak sympatycznie. Sądzę, że ktoś szukał odpowiedniej fotki.
5. kibicuję złodziejom - yyyy, tylko pod warunkiem, że chodzi o nazwę drużyny hokejowej, albo czegoś w tym guście. 
6. krótka i chwytliwa reklama książki - to także nie u mnie. 
7. szalejące robale - nie było u mnie robali nigdy. Przerażają mnie ich wijące się ciała. 
8. piękny druid - jeśli ktoś lubi rudowłosych Irlandczyków, to owszem. Polecam zapoznanie się z osobą Atticusa O'Sullivana
9. księżyc bajkowy - dla mnie jest taki tylko podczas pełni
10. dwukolorowe ściany - ten dylemat miałam dwa lata temu podczas malowania ścian w domu. 
11. krótkie książki - to też raczej nie u mnie, bo ja najbardziej lubię "cegły".
12. ulubiony pisarz cs friedman - ktoś szukał odpowiedzi do konkursu. Na bank. Kiedyś sama tak robiłam.
Czas biegnie ostatnio tak szybko. Z poniedziałku robi się piątek, a zaraz potem jest koniec niedzieli. Mógłby ten zegar jednak zwolnić, jak to śpiewała kiedyś o tym Edyta Bartosiewicz, ale niestety jest bezlitosny. I rwie do przodu. Ech. Niecierpliwie czekam na wolny świąteczny czas, bo naprawdę, naprawdę potrzebuję dłuższej chwili, by odsapnąć. 
Pozdrawiam!

niedziela, 9 grudnia 2012

Chodząc nędznymi ulicami. Zbiór opowiadań fantasy.

Tytuł: Chodząc nędznymi ulicami. Zbiór opowiadań fantasy.
Redakcja: G. Martin, G. Dozois
Wydawca: Rebis
Stron: 683
Moja ocena: 9/10
Każdy czytelnik, obojętnie jakiego gatunku literackiego ma takie chwile w czytelniczym życiu, że dopada go zmęczenie powieścią. Pół biedy, jeśli powieść składa się z jednej części. Obecnie to jednak rzadkość, bo z jednej części robi się najpierw trylogia, a potem powstają kolejne tomy. Trudno się powstrzymać przed czytaniem ich, ponieważ osobiście nie mogłabym znieść myśli, że bohaterów, których już zdążyłam polubić, spotyka coś, o czym ja nie wiem. Dlatego cierpliwie czytam kolejne części i czasem jestem nimi coraz bardziej zmęczona.
Remedium na takie zmęczenie jest dobre opowiadanie. Ta krótka forma, o luźnej konstrukcji, z narratorem, który w swej opowieści od razu przechodzi do rzeczy, jest czymś, czego ostatnio było mi trzeba. Jeśli zaś będzie to dodatkowo zbiór opowiadań znanych autorów, to już w ogóle będzie wspaniale. Antologie mają to do siebie, że nie ma musu czytania wszystkiego od razu. Można sobie wybrać opowiadanie od którego chce się zacząć, przeczytać jedno lub dwa, odłożyć książkę, by za jakiś czas móc do niej wrócić.
Tej jesieni wydawnictwo Rebis zrobiło fanom urban fantasy nie lada niespodziankę i wydało zbiór opowiadań znanych i lubianych twórców takich jak Ch. Harris, S. Green, G. Cook, czy P. Briggs. 
Antologia Chodząc nędznymi ulicami liczy sobie 16 opowiadań, poprzedzonych wstępem G. Martina, (autora cyklu Pieśń lodu i ognia), który wraz z G. Dozoisem dokonał redakcji tych literackich perełek. Każde z opowiadań jest opatrzone krótką notą o autorze i jego najbardziej znanymi utworami. Uważam to za wielki plus, dzięki temu bowiem dowiedziałam się o istnieniu kilku fajnych tytułów, o których do tej pory nie miałam pojęcia. 
Opowiadania w zbiorze są bardzo różne. Łączy je natomiast jedno: element nadnaturalny lub jak kto woli paranormalny oraz obecność istot, do których w ostatnich latach literatura już  zdążyła nas przyzwyczaić. W jednym pojawi się klan wampirów, w drugim cmentarny demon, w jeszcze innym zombie, czy zakochana i gotowa na wszystko wiedźma. Długo by wymieniać, zresztą nie ma co psuć tego przyjemnego uczucia niepewności i niewiedzy.
Poziom opowiadań jest bardzo równy. Nie ma tu lepszych i gorszych, bo tak naprawdę są one tak różne tematycznie, że trudno je porównywać pod tym kątem. Najważniejsze, że wszystkie w doskonały sposób ukazują tę cienką granicę, oddzielającą świat realny od świata magicznego.
W pamięć zapadło mi opowiadanie Krwawiący cień J. R. Lansdale'a napisane w klimacie mistrza grozy S. Kinga. Historia o cieniu obudzonym przez tajemniczą muzykę  i demonicznym sprzedawcy płyt bardzo kojarzyła mi się z historiami mojego ulubionego autora.
Na uwagę zasługuje także utwór Błotny diabeł L. R. King podejmujący problematykę tolerancji rasowej, a także historia zatytułowana Dama lubi krzyczeć C. Iggulden o pogromcy duchów z nietypowym wsparciem.
Oprócz tego mamy zachwycającą i utrzymaną w nieco wiktoriańskim stylu Osobliwą opowieść o deodandzie L. Tuttle oraz naprawdę sugestywną przygodę Lorda Johna z plagą zombie D. Gabaldon. 
Każde z opowiadań ma w sobie to coś, co nie pozwala się od niego oderwać i poczuć klimat.
Bohaterowie, często jednocześnie narratorzy mało kiedy są zwykłymi, przeciętnymi ludźmi. Znajdzie się tu miejsce dla wampirzycy zabójczyni, detektywa wilkołaka, czy  dżentelmena o mocach telekinezy.
Autorzy podejmują ważną dziś tematykę tolerancji, inności, poszukiwania własnego miejsca w świecie, czy po prostu pragnienia miłości lub przynależności.
Chodząc nędznymi ulicami to naprawdę świetny zbiór opowiadań i każdy miłośnik fantasy powinien się z nim zapoznać, bo pewnością znajdzie tu coś dla siebie.
Polecam gorąco, nie będziecie zawiedzeni!
Za możliwość 
poznania tajemnic nędznych ulic i zaułków 
dziękuję panu Bogusławowi 
z Domu Wydawniczego Rebis.

środa, 5 grudnia 2012

Konkurs z Conanem!

Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie organizowanym  
przez portal Secretum. 
Trzy proste pytania  i jeden z trzech pakietów opowiadań o Conanie może być Wasz! 
Szczegóły i regulamin konkursu tutaj
Zachęcam do udziału!

niedziela, 2 grudnia 2012

C. S. Friedman: Skrzydła Gniewu

Autor: C.S. Friedman
Tytuł: Skrzydła Gniewu
Stron: 544
Wydawca: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 7-8/10
Skrzydła Gniewu w przepięknej turkusowej oprawie to druga część cyklu o Magistrach - czarodziejach którzy, aby móc czarować, czerpią siłę z ludzkich dusz. Taki "żywiciel" zwany konsortem nie jest świadomy, że dręczące go wyniszczenie i słabość są efektem czyichś działań. Sztuki tej uczą się jednak tylko mężczyźni. Kobiety uważane są za zbyt płoche i uczuciowe, by móc w ten sposób posługiwać się magią, w związku z tym, jeśli decydują się z niej korzystać niszczą własne zdrowie i skracają sobie życie.
Z odwiecznego schematu wyłamuje się młoda dziewczyna Kamala. Znajduje maga, którego następnie przekonuje, by ją uczył i jako pierwsza kobieta zostaje Magistrem. Tym sposobem bohaterka staje się dla Magistrów prawdziwą plamą na honorze i raczej nie ma szans, by zyskała ich uznanie. Wbrew odwiecznym zasadom Kamala nawiązuje również kontakt ze swoim konsortem, którym okazuje się być książę Andovan. Ich znajomość miała tragiczny koniec w finale części pierwszej. Wątek Kamali stopniowo stawał się podrzędny w stosunku do drugiego, traktującego o zagrożeniu Duszożercami. Okazało się, że to co uważano za dawno zapomnianą legendę, jest jak najbardziej realne i zbliża się do świata ludzi. Nawet dawno ustanowiona magiczna bariera nie będzie w stanie tego zatrzymać. 
Jak już wspominałam w recenzji części pierwszej zatytułowanej Uczta dusz pewne wątki zakończyły się, by ustąpić miejsca nowym. I faktycznie. W części drugiej spotykamy co prawda Kamalę, ale jej rola ogranicza się do ukrywania swojej tożsamości i przyglądania się politycznym przetasowaniom na szachownicy królestwa oraz przygotowaniom do wojny. 
W Skrzydłach Gniewu autorka skupiła się raczej na przedstawieniu Duszożerców i ich ludzkich jeźdźców, przemianie Królowej Wiedźmy, która staje przed wyborem śmierć lub zaprzedanie się obcej magii oraz roli jaką przyjdzie odegrać w tej historii owdowiałej królowej Gwynofar. 
Przyznam, że początkowo byłam trochę rozczarowana faktem, że Kamalę tak brutalnie zepchnięto na margines. Postać ta prawie w ogóle nie została rozwinięta. Z drugiej jednak strony pozwoliło to uniknąć myślenia, że kolejna bohaterka z nizin społecznych swoimi staraniami ratuje całe królestwo. W powieści Friedman czegoś takiego nie ma. Podejrzewam jednak, że w części trzeciej Kamala jeszcze będzie miała swoje 5 minut chwały, choć łatwo jej to nie przyjdzie. 
W ciekawy sposób przedstawieni zostali Duszożercy. Spodziewałam się raczej demonów w stylu Potterowskich Dementorów czy Tolkienowskich Nazguli, zimnych, karmiących się energią ludzkiej duszy. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że są to smoki, co prawda wyglądem przypominają wielkie jaszczurki ( i tak się je tu określa), ale odruchy mają jak najbardziej smocze. W dodatku każdy z nich ma swojego jeźdźca, z którym łączy go psychiczna więź. Szczegóły poznajemy, śledząc przemianę Siderei. Wyraźnie jest akcentowany wpływ jaki ma na człowieczą naturę gadzi konsort.
Początkowo akcja toczy się dość wolno, w końcu trzeba pewne nowe wątki porozwijać. Z czasem historia nabiera tempa, choć trudno było mi się przyzwyczaić do tego, że postać, która pretendowała do miana głównej,  jest systematycznie izolowana. Gdy główne wątki ulegają wreszcie połączeniu cała historia zyskuje nowy wymiar i robi się tak epicko. Stara przepowiednia,  zło w nowej postaci, widmo wojny i konieczność współpracy ludzi i Magistrów.
Po raz kolejny autorka nie oszczędza swoich bohaterów (podobnie jak było to w części pierwszej) i niestety nie wszyscy wyjdą z tej potyczki cało. Widać, że Kamala jakoś nie ma szczęścia do mężczyzn.
Na początku książki znajduje się mapka, choć moim zdaniem  mogłaby ona być nieco bardziej szczegółowa. Nie pogardziłabym również czymś w rodzaju spisu osób i istot, charakterystycznych dla danego świata. Ostatnio niektóre powieści kilkutomowe przyzwyczaiły mnie do tego i przyznam, że często bardzo ułatwia to czytanie. Tutaj niekiedy bardzo mi tego brakowało. 
Skrzydła Gniewu podobały mi się mniej od swojej poprzedniczki, co chyba wynika z  tego, że wątki związane z Kamalą przystopowały. Z drugiej strony rozumiem, że świat nie może kręcić się cały czas wokół głównego bohatera i ciekawie (oraz wiarygodnie) jest dopiero wtedy, gdy to bohater pokręci się wokół i w świecie, w którym żyje. Obiektywnie patrząc wyszło całkiem nieźle, bo każdej historii wychodzi na dobre poszerzenie horyzontu zdarzeń.  Całość zwieńczyło spójne zakończenie, na tej samej zasadzie co w Uczcie dusz; jedne wątki zamknięto, inne czekają na swoją kontynuację. Trudno przewidzieć co będzie dalej. To  się dopiero okaże.
Powieść polecam tym czytelnikom, którzy znają część pierwszą, a tych, którzy jeszcze nie znają, zachęcam do zapoznania się. Cykl jest w sumie niezły i warto przekonać się jaką wizję natury magii i smoków ma C. S. Friedman. 
Za egzemplarz do recenzji 
dziękuję panu Marcinowi z Wydawnictwa Prószyński i S-ka. 
Pozdrawiam ciepło!