niedziela, 28 czerwca 2015

Kate Hardy, Susanna Carr, Cathy Williams: Lato w Rzymie

Autorzy: Kate Hardy, Susanna Carr, Cathy Williams
Tytuł: Lato w Rzymie
Stron: 383
Wydawca: Harlequin





Jaka książka jest najlepsza na niedzielne popołudnie, tym bardziej wyjątkowe, że rozpoczynające wakacje? Oczywiście romans z bajecznym Rzymem w tle. 
Żadna inna historia nie jest w stanie tak rozluźnić i rozmarzyć czytelnika jak historia miłosna, która w dodatku zaczyna się w Wiecznym Mieście.
Bohaterowie 3 historii zmierzą się z gorącym i porywającym jak wulkaniczna lawa, uczuciem, które zmieni ich cały świat i każe na nowo go przewartościować.
Wiele kobiet marzy o tym, by na wakacjach poznać przystojnego nieznajomego i przeżyć z nim płomienny romans, który nie zakończy się wraz z końcem urlopu. Podobne marzenia mają bohaterki opowieści zawartych w książce Lato w Rzymie. Oczywiście nic nie będzie takie łatwe, jak się na początku wydaje, jednak miłość potrafi pokonać każdą przeszkodę. 
Główne bohaterki przyjeżdżają do Rzymu na wakacje, ale z różnych pobudek. 

Dla Elli (Trzy dni w Rzymie) wycieczka ma być spełnieniem dawnych marzeń i próbą udowodnienia samej sobie, że  jako kobieta jest coś warta. Były narzeczony nie pozostawił po sobie zbyt miłego wrażenia, dlatego Ella jest bardzo sceptycznie nastawiona do nowych znajomości. Kobieta obiecuje sobie być ostrożna. Czy przypadkiem poznany przystojny Włoch Ricco, zmieni jej myślenie?  Czy znajomość zaczęta od kłamstwa ma szanse przerodzić się w coś więcej?

Isabella (W cieniu Kapitolu) przyjechała do Rzymu podszkolić język i zachwycić się zabytkami sztuki. Znajomość zawarta z Antoniem nie miała się skończyć dla bohaterki tak przykro. Czy to jednak naprawdę był koniec? A może ponowne spotkanie, da obojgu bohaterom kolejną szansę na poznanie siebie, odbudowanie zaufania i miłość? 

Poznając Cristano, Bethany (Rzymskie noce) rozpoczęła wariacką grę pozorów, choć wszystko zaczęło się od pilnowania apartamentu bogatej Włoszki. Jak długo jednak można prowadzić taką grę i czy aby w końcu nie obróci się ona przeciwko samej bohaterce?

Choć fabuła tych 3 historii opiera się na podobnym schemacie: poznanie, fascynacja, zerwanie i ponowne spotkanie, czytając o perypetiach bohaterek nie można się nudzić. Z zacisza własnego domu zostajemy porwani do gorącego Rzymu, nieco chłodniejszego Londynu, a nawet do śnieżnej Irlandii. 
Bohaterowie są sympatyczni i trudno ich  od razu nie polubić, wręcz przeciwnie czujemy wewnętrzny przymus, by im kibicować w ich poczynaniach. Tego typu historie to również ścieranie się charakterów, dopasowywanie się przeciwieństw, nieustanna gra między upartą, niezależną kobietą, a gorącym, temperamentnym Włochem, którego charakter jest już chyba legendarny. 
Będzie więc płomiennie, namiętnie, żarliwie, ale też zabawnie i wzruszająco.
Lato w Rzymie, to jak już wcześniej wspomniałam, idealna lektura na urlop: lekka, zabawna, orzeźwiająca jak letnia bryza. Nie zmęczy, a wręcz przeciwnie pozostawi po sobie miłe wspomnienie, przyjemnie spędzonego popołudnia. 

Dziękuję!

środa, 24 czerwca 2015

Michael Ennis: Piękne oszustwo

Autor: Michael Ennis
Tytuł: : Piękne oszustwo
Stron: 544
Wydawca: ALBATROS
Andrzej Kuryłowicz S. C






Zagadki ukryte w dziełach architektury, malarskich czy też literackich stały się dla pisarzy świetną bazą dla tworzenia powieści z pogranicza historii, thrillera i sensacji. Niewidoczne dla oczu zwykłych śmiertelników, objawiają się tylko tym, którzy dobrze znają meandry i kulisy wielkich i ważnych wydarzeń historii ludzkości. Umiejętne wplecenie w historię zagadkowej, niepokojącej fikcji, która wywraca na nice utarte już poglądy, porywa czytelnika, czego doskonałym dowodem są powieści autorstwa Dana Browna. Choć Kod Leonarda da Vinci czytałam już kilka dobrych lat temu, do dziś pamiętam jak wielkie wrażenie na mnie zrobiła ta historia.
Gdy się temu przyjrzeć bliżej, szczególnie wdzięcznym tłem dla takich historii wydają się epoki średniowiecza i renesansu; ta pierwsza z racji mroków ciemnoty i zabobonów, które ją otaczały, a ta druga właśnie z racji wręcz przeciwnej; otwarcia się na świat i zachłyśnięcia się człowieka nauką i światem, który po 10 wiekach nagle stanął przed człowiekiem otworem.
To właśnie epoka renesansu stała się dla autora Pięknego oszustwa tłem wydarzeń jego powieści. 

Podzielone Włochy, rok 1502. Na tronie papieskim do dekady niepodzielnie rządzi papież Aleksander, prywatnie głowa znanej i licznej rodziny Borgiów. Od niewyjaśnionej śmierci jego ukochanego syna Juana mija właśnie 5 lat i zupełnie niespodziewanie na światło dzienne wypływają nowe fakty, które na nowo mogą nadać sprawie bieg. Aleksander, który nigdy nie pogodził się ze śmiercią syna, chwyta się tych drobiazgów i zmusza byłą kurtyzanę i kochankę Juana, Damiatę, by udała się do Imoli i zbadała sprawę. Swoistym zabezpieczeniem i gwarantem lojalności Damiaty, jest jej syn, którego papież bierze jako zakładnika. 
Zdesperowana Damiata udaje się do Imoli, gdzie trafia w sam środek spisku, mającego na celu przewrót polityczny. Dodatkowo niebezpiecznym cieniem na całym śledztwie kładzie się sprawa brutalnych mordów na kobietach.
Zupełnie niespodziewanie sprytna kurtyzana zyskuje sprzymierzeńca w osobie florenckiego posła Niccolo Machiavellego i wspólnie próbują nie tylko rozwikłać zagadkę zabójstw, ujść cało z życiem oraz poznać tożsamość mordercy, który prowadzi ze światem dziwaczną grę. 

Podzielona na 4 części powieść pisana jest w formie listów. 
Narratorką i autorką pierwszego listu jest sama Damiata, która opowiada całą historię ukochanemu synkowi, z obawą, że już się nie zobaczą, a Borgowie wmówią dorastającemu chłopcu same kłamstwa na temat matki. 
W 3 kolejnych częściach historię opowiada Machiavelli, który tak trochę z doskoku staje się wspólnikiem kobiety w śledztwie. Z doskoku, by  czasem zaangażować się coraz bardziej.
Od tej pory będą próbowali odnaleźć tajemniczą listę, której ujawnienie mogłoby zmienić losy całego papiestwa. Kluczową rolę odgrywa tutaj osoba Cezara Borgii, drugiego syna papieża, a obecnie dowódcy papieskich wojsk najemnych (condotieri). To właśnie osoba Cezara zainspirowała Machiavellego do napisania jego najbardziej znanego dzieła zatytułowanego Książę.
Prowadząc z Damiatą śledztwo Machiavelli coraz dobitnej zdaje sobie sprawę, że wielkie jednostki, tworzące historię, są do gruntu złe i kierują się niskimi pobudkami. Przyglądając się kolejnym krokom politycznym Cezara Borgii, Niccolo dostrzega niepokojące fakty. Czy smutny i szarpany wątpliwościami Borgia może mieć z tym wszystkim coś wspólnego? Prawda może być zatrważająca. 

Prowadzona narracja doskonale oddaje klimat epoki renesansu, która budząc się do życia po tak długim okresie stagnacji, jakim dla wielu było średniowiecze, jeszcze bardzo mocno tkwi w okowach wiary w gusła, czary i moce piekielne. Przyjemnie było też z bliska przyjrzeć się postaciom, które tak mocno zakorzeniły się w historii: Machiavellemu, członkom rodu Borgiów, a nawet samemu mistrzowi da Vinci, który skupia się tutaj na swoich badaniach ludzkiej anatomii.
Książka z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom historii, zwłaszcza podzielonych wówczas Włoch oraz barwnej i pełnej sprzeczności epoki renesansu. Będzie to wspaniała uczta duchowa. Polecam. 

Dziękuję!

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Lauren Oliver: Delirium

Autor: Lauren Oliver
Tytuł: Delirium
Tom 1
Stron: 360
Wydawca: Otwarte




Gdyby przyjrzeć się bliżej objawom, które towarzyszą człowiekowi znajdującemu się w stanie zakochania, faktycznie wiele z nich można by uznać za chorobliwe. Gorączkowość i niestabilność zachowania, dezorientacja, nadpobudliwość, kłopoty ze snem, jedzeniem, koncentracją i codziennymi obowiązkami, wszystko to przecież bardzo utrudnia normalne życie. A gdyby tak miłość i wszystko co związane z emocjonalnością wyeliminować z ludzkiego życia? Jak wtedy wyglądałoby życie takiej społeczności? 
Dzieł o miłości i jej skutkach, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych napisano już bardzo wiele. Mówiąc krótko: miłość może dodać człowiekowi skrzydeł, a jej utrata może te skrzydła brutalnie podciąć.

Zbliżająca się do pełnoletności Lena żyje w świecie, gdzie już dawno miłość uznano za chorobę. Stara propaganda nauczyła obywateli bać się stanów uczuciowych związanych z miłością lub prowadzących do niej, dlatego w myśl ogólnego dobra każdy obywatel z dniu swych 18. urodzin przechodzi zabieg. To taka swoista lobotomia. Kilka ukłuć, trzy małe blizny i już na zawsze człowiek pozostaje emocjonalnym lodowcem. Żyje i funkcjonuje jak każdy inny obywatel: zakłada rodzinę, ma dzieci, bezpieczną stałą pracę, nie jest jednak zdolny do odczuwania żadnych głębszych emocji.
Lena niecierpliwie czeka na swoje urodziny i zabieg chciałaby już mieć za sobą. Dziewczyna panicznie boi się, że skończy tak jak jej matka i nie dość, że zachoruje, to jeszcze okryje całą rodzinę hańbą. To dlatego bardzo sumiennie przygotowuje się do czekającej ją rozmowy i odlicza dni, które dzielą ją od zabiegu.
Wygląda jednak na to, że los zaplanował dla Leny zupełnie coś innego. 
Pierwsza rozmowa nie przebiega zgodnie z planami dziewczyny; ze zdenerwowania udziela niezadowalających odpowiedzi, a na salę wpada stado krów. To ostatnie owocuje dwoma skutkami. Po pierwsze Lena będzie mogła odbyć jeszcze jedną rozmowę, a po drugie w czasie zamieszania poznaje Alexa.
Początkowo nic nie zwiastuje, że w ogóle go polubi, jednak z czasem okazuje się, że sporo ich łączy, że mają podobne poglądy na wiele spraw i że podobnie myślą. Nietrudno się domyślić, jak taka historia może się skończyć. 
Zarys fabuły może wydawać się dość banalny, ale wykonanie pomysłu jest całkiem ciekawe i co najważniejsze bardzo logicznie poprowadzone. 
Narratorką jest Lena i to jej oczami obserwujemy rzeczywistość, jednak dzięki urywkom z książek i innych publikacji wydawanych przez rząd możemy poznać, jak działa i jak daleko sięga oficjalna propaganda dotycząca amor deliria nervosa. 
W świecie stworzonym przez autorkę miłość jest najgorszą chorobą, na jaką można zapaść. Jest podstępna, a w dodatku zarażona nią osoba często kryje się z tym, że na nią zachorowała. Matka Leny była odporna na leczenie i źle się to dla niej skończyło. Dziewczyna zatem bardzo się stara i choć jest świadoma, jak zmieni się jej życie po zabiegu, oczekuje go niecierpliwie, tłumiąc własne pragnienia i naturę. Wie, że po zabiegu nie będzie już utrzymywać kontaktów z najlepszą przyjaciółką Haną, że z własną rodziną będzie się widywać okazjonalnie kilka razy do roku, a  własny mąż będzie jej zupełnie obcy, choć przecież spędzi z nim całe życie. 
Spotkanie z Alexem i kilka nieprzemyślanych decyzji, takich jak nocne wyjście na koncert, zmieni postrzeganie świata przez Lenę. Wesoły i pełen życia Alex pokaże jej, czym jest bliskość z drugim człowiekiem i jak ważne jest, by taką osobę mieć. Jednocześnie te nowe spostrzeżenia obnażą luki i niedoskonałości w systemie, w którym bohaterka i jej bliscy żyją. 

Czy Lena przejdzie zabieg? A może podda się chorobie i odkryje tajemnice własnej rodziny i jej przeszłości? Czy pozna świat poza murem otaczającym miasto? Co wybierze: bezpieczne, ale pozbawione emocji życie u boku niekochanego człowieka, czy chorobę, która otwiera oczy na tyle doznań i prawd? 

Bardzo miło spędziłam czas z Delirium i już niebawem sięgam po kontynuację.

wtorek, 16 czerwca 2015

Simone Elkeles: Prawo przyciągania

Autor: Simone Elkeles
Tytuł: Prawo przyciągania
Stron: 304
Wydawca: AMBER






Przeczytałam niedawno w Internecie, że braci Fuentes trudno nie lubić i muszę przyznać, że coś w tym jest, mimo że historie o nich traktujące są lekkie, a często trącają banałem i naiwnością. 
Z drugiej jednak strony, jak słusznie zauważyła jedna z komentujących i takie historie są potrzebne; właśnie za tę lekkość i fabułę, która nie wymaga wysiłku umysłowego.
Losy Alexa i Britt, mimo wielu przeciwieństw, w końcu układają się pomyślnie. Nadchodzi czas, by i drugi z braci Carlos wszedł na właściwą drogę. Początkowo jednak wcale nie ma takiego zamiaru.

Carlos Fuentes jest chamski, pewny siebie, tęskni za imprezowaniem i paleniem trawki. Złości go świadomość, że musiał przyjechać do Stanów i że będzie musiał się słuchać starszego brata, który jego zdaniem siedzi pod pantoflem blond cheerleaderki. Nie mija wiele czasu i bohater ponownie pakuje się w kłopoty. Dzięki staraniom brata dostaje ostatnią szansę. Ma zamieszkać w domu szanowanego profesora i wziąć udział w programie resocjalizacyjnym dla trudnych nastolatków.  Czy wykorzysta daną mu szansę? W domu swojego opiekuna pozna także jego córkę Kiarę, która zmieni jego myślenie o dziewczynach, miłości i damsko-męskich relacjach. Czy zgrywający twardziela nastolatek otworzy się na miłość i doceni wartości rodzinne?

Druga część cyklu autorstwa Simone Elkeles o braciach Fuentes, mających meksykańskie korzenie i gangsterskie powiązania jest równie sympatyczna co pierwsza, ale pod względem fabuły nieco gorsza.
Miałam takie odczucie, jakby pewne sprawy między Carlosem a Kiarą działy się zbyt szybko. Z Alexem i Brittany tak nie było, oprócz tego oboje mieli masę innych kłopotów i być może to wpływało na ich relację. Tutaj tego nie ma. 
Kiara co prawda na początku niby ma kłopoty z wymową, gdyż w chwilach stresu się jąka, ale szybko schodzi to na dalszy plan. Także wątek przynależności do gangu szybko rozwiązano. Znać tu pośpiech autorki i lekkie pójście na łatwiznę. Jeśli spojrzeć na przeżycia Alejandra i próby uwolnienia się od Latynoskiej Krwi, to co dotyka Carlosa wydaje się dość błahe. Także sam bohater za szybko poddaje się temu co dobre i pozytywne. Może to być z jednej strony głębokie pragnienie bycia kochanym i potrzebnym, a cała otoczka to tylko pozór buntu, ale także poszło to za łatwo. Jednak Alex był dla Britt trudniejszą twierdzą do zdobycia. 

Żeby nie było, że tylko ganię cała historia ma sporo dobrych stron. Za jej dowcipną stronę odpowiadają tym razem przyjaciel Kiary Tuck, który deklaruje się jako gej i jest nie tylko dobrym przyjacielem, ale też jest pyskaty i naprawdę błyskotliwy. Bardzo także rozczula młodszy braciszek Kiary, Brandon, który z dziecięcą nieświadomością, skutecznie kruszy mury gburowatości i chamstwa Carlosa. Oprócz tego malec potrafi naprawdę wprowadzić dorosłych w zakłopotanie pytając o sprawy damsko - męskie, o których to usłyszał w szkolnym autobusie. 
Miło także było ponownie spotka Alexa i Britt, którzy sami już nie mając żadnych kłopotów, teraz mogą z powodzeniem "matkować" Carlosowi i Kiarze. 

Na koniec autorka znowu serwuje czytelnikowi rozczulający epilog, który moim zdaniem jest zbędny, ale i tak budzi uśmiech na twarzy. Ciekawe, że z biegiem czasu bohaterowie zmieniają się we własnych rodziców i postępują z własnymi dziećmi tak, jak z nimi kiedyś ich rodzice. 

Prawo przyciągania ma to do siebie, że nie zwraca uwagi na kolor skóry, pochodzenie, czy poglądy, tylko niczym maszyna losująca, na ślepo popycha ku sobie ludzi, każąc im się kochać i zmieniać pod wpływem tej miłości. Być może dlatego właśnie takie historie tak dobrze się czyta. Kochamy przecież happy endy i miłość, pokonującą przeszkody. 
Jeśli zatem lubicie takie motywy, a na pewne niedociągnięcia jesteście w stanie przymknąć oko, Prawo przyciągania powinno się Wam spodobać.

sobota, 13 czerwca 2015

Anne Bishop: Srebrzyste wizje

Autor: Anne Bishop
Tytuł: Srebrzyste wizje
Seria: Inni, t.3
Stron: 504
Wydawca: INITIUM







 Chyba na żadną książkę w tym roku nie czekałam tak niecierpliwie, jak właśnie na trzeci tom Innych. Uwielbiam wszystko, co wychodzi spod pora Anne Bishop, cenię ją za oryginalność pomysłów oraz ich ciekawą realizację. Świat Terra Indigena zafascynował mnie, a Zmiennokształtni mieszkający na Dziedzińcu urzekli mnie zarówno dziką, jak i ludzką stroną swojej natury.
W finale tomu drugiego doszło do radykalnych rozwiązań. W wyniku ataku Innych na Ośrodki, w których przetrzymywano wieszczki krwi, wszystkie dziewczęta i starsze kobiety, zostały uwolnione. Musiało do tego dojść i było to naprawdę konieczne, jeśli wziąć pod uwagę do czego wykorzystywana może być krew wieszczek, jednak rozwiązanie jednej kwestii uruchomiło kolejne problemy. 
Po pierwsze przybrała na sile działalność ruchu Ludzie przed i nade wszystko, a opinia publiczna bez krytyki zaczęła przyjmować całą propagandę, którą tamci siali głównie za pośrednictwem celebryty i wichrzyciela o dziwnym nazwisku Mikołaj  Strzępiel. Stopniowo doprowadziło to do incydentów między ludźmi a Innymi; początkowo były to drobne niesnaski, potem ograniczanie praw bytności w danych miejscach i zakupu konkretnych towarów, aż w końcu zaczęło dochodzić do aktów agresji ludzi wobec Terra Indigena.
Po drugie pojawił się problem co dalej z wieszczkami, które nie znały innego życia niż to, które miały w zamkniętych ośrodkach. Ważki był nie tylko problem uzależnienia wieszczek od cięcia się, ale także ich kłopoty z przystosowaniem się do świata pełnego bodźców, kolorów i zapachów. 
Akurat w tym ostatnim specjalistką staje się Meg Cobryn, która blisko rok temu uciekła z podobnego ośrodka. W tomie 3 Meg dopada coś, co nazwałabym bólem świadomości. Gdy mija pierwszy szok związany z nowym miejscem zamieszkania, gdy Meg już wie, że znalazła swoje miejsce na ziemi oraz przyjaciół, którzy staną za nią murem, bohaterka zaczyna mieć ataki. 
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze uzależnienie od cięcia się, a jak wiadomo, każde zranienie przybliża cassandra sangue do śmierci. Sytuacja Meg jest zatem ogólnie mówiąc nieciekawa, jednak wsparcie przyjaciółek pomaga Meg wysnuć wnioski, które mogą okazać się przydatne dla innych młodych wieszczek. 
Tom 3 cyklu różni się klimatem od poprzednich. Co dla mnie było osobiście trochę przykre, to to, że już nie ma w nim tylu zabawnych sytuacji, co w poprzednich częściach. Zwykłych, codziennych sytuacji, z których może rodzić się komizm, mamy tu jak na lekarstwo. Bardzo mało także jest scen Meg/Simon, właściwie miałam wrażenie, że wątek ten zepchnięto gdzieś na margines. 
Bardzo dużo mówi się natomiast o aspekcie społeczno-politycznym. Wspomina się o prawach Terra Indigena do ziemi i tym, że dzierżawiący ją ludzie zdążyli o tym zapomnieć. W miastach zaczyna brakować jedzenia, ludzkie firmy nie chcą współpracować z firmami Zmiennokształtnych, a ludzie, który z nimi pracują są piętnowani i prześladowani. Segregacja rasowa i swoisty rasizm, to dominujące wątki tomu trzeciego.
Z jednej strony takie pokierowanie fabułą ma swoje plusy; każda historia jest dobra by uczyć czytelnika tolerancji, szacunku dla przyrody, kultywowania tradycji i walki z innością, chorobą, uzależnieniem. Wszystko to otrzymujemy tu w przystępnej, skonsolidowanej pigułce. 
Jednak z drugiej strony, do czego już przyzwyczaiły mnie tomy 1i 2, brakowało mi bardzo tej zabawnej codzienności i zderzenia różnych światów. Lubię się śmiać, czytając, a przy tomie 3 zbyt wielu okazji do śmiechu niestety nie miałam. 
Nie wiem,  dlaczego założyłam sobie, że tom 3 będzie tym finałowym, teraz po zakończeniu lektury, wcale nie jestem tego już taka pewna. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że autorka sprytnie zostawiła sobie furtkę do kolejnej części. 
Czy polecam? Tak, ale tylko czytelnikom znającym tomy 1 i 2, w przeciwnym razie, będą mieli kłopoty ze zrozumieniem powiązań i wydarzeń. ci, którzy tej serii nie znają, powinni sięgnąć po tomy we właściwej kolejności. 

Anne Bishop: Inni
Pisane szkarłatemMorderstwo Wron | Srebrzyste wizje

środa, 10 czerwca 2015

Eliza Granville: Gretel i Ciemność

Autor: Eliza Granville
Tytuł: Gretel i Ciemność
Stron: 378
Wydawca: PWN




Często przy doborze danej lektury kierujemy się detalami: ilustracją, opisem, chwytliwym tytułem, itp. Wybieramy po części w ciemno i albo dostajemy coś co spełnia nasze oczekiwania, albo coś co je przekracza i to w sposób, którego nie podejrzewaliśmy. Możemy więc być totalnie zachwyceni, albo jeszcze mocniej zawiedzeni.
W przypadku książki Gretel i ciemność hasłem klucz, które podziałało na moją wyobraźnię było imię zawarte w tytule. Skierowało ono moją wyobraźnię ku baśniom braci Grimm, choć w sumie nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. 
Zdarza się, że po przeczytaniu książki myślę o niej jeszcze przez kilka dni i trudno mi doprecyzować, co chciałabym na jej temat powiedzieć. Stopniowo szczegóły układają się w całość i w duchu się dziwię, jak w trakcie czytania mogłam nie powiązać jednego z drugim. 

Specyfikę baśni Grimmów zna chyba każdy. Choć historie te wciągają i fascynują, nie poleciłabym ich młodszemu czytelnikowi, bo stosowane w nich rozwiązania są okrutne, krwawe i choć wszystko pozornie kończy się w miarę dobrze, to przebieg fabuły mocno zapada w pamięć. Nietrudno się w nich dopatrzeć skaz moralnych, odwołań do ludzkiej seksualności, dewiacji i upodobania do czynienia okrucieństw. 
A przecież baśń ma wpływać na wyobraźnię i intelekt. Ma rozwijać, dawać wzorce zachowań i postępowania, uczyć, że dobro jest nagradzane, a zło karane. Świat baśni można dowolnie zmieniać na swój własny użytek i kreować go tak, byśmy czuli się w nim dobrze i bezpiecznie, bo zdarza się, że to świat baśni właśnie jest jedynym ratunkiem i azylem. Pomaga on radzić sobie z trudnościami w życiu, z problemami dorastania i tymi związanymi z poszukiwaniem własnej tożsamości. 
Na tych właśnie tezach w dużej mierze opiera się fabuła, jak dla  mnie zjawiskowej i genialnej w swej prostocie, powieści Elizy Granville. 

Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, które z czasem coraz mocniej się przenikają, by w finale stać się spójną całością. 
Wiedeń, rok 1899, koniec wieku. 
Słynnemu psychoanalitykowi Josefowi Breuerowi, koledze Freuda po fachu, trafia się dziwny przypadek: młoda dziewczyna z ogoloną głową, w złym stanie zarówno psychicznym jak i fizycznym. Twierdzi, że niczego nie pamięta, nie ma uczuć ani potrzeb, bo jest maszyną. Zaintrygowany lekarz przyjmuje dziewczynę pod swój dach i stara się poznać przyczyny takiego zachowania, a co za tym idzie tożsamość nieznajomej.
Nazistowskie Niemcy, lata 40. XX wieku.
Mała Krysta jest trudnym dzieckiem. Osierocona przez matkę, pozbawiona uwagi ojca, zapracowanego lekarza, skazana na kolejne opiekunki z przypadku, dziewczynka sprawia kłopoty sobie i innym. Jest bardzo młoda, dlatego trudno jednoznacznie stwierdzić, czy otaczająca ją rzeczywistość jest dla niej czytelna. Dorośli, zwłaszcza opiekujące się Krystą kobiety, wydają się jej wiedźmami, które krzywdzą dzieci. Każdy przejaw złego traktowania przez innych, Krysta wplata w baśnie, które kiedyś opowiadała jej lubiana przez nią Greet. Pozbawiona jedynej osoby, która ją w miarę rozumiała, Krysta sama zaczyna tworzyć baśnie, by w ten sposób ocalić siebie i swoją tożsamość. Z dziecięcych wynurzeń wyłania się świat okrutny i brutalny, w którym takie pojęcia jak moralność, współczucie czy humanitaryzm, już od dawna nie istnieją. 
Ciemne i wstydliwe karty historii II wojny światowej nabierają tutaj zupełnie innego wymiaru. 

Mimo że, po przeczytaniu całości, mogę śmiało stwierdzić, że książka podobała mi się bardzo, bardzo, to na początku czytało mi się ją trudno. 
Dwie przeplatające się perspektywy uniemożliwiały wyłapanie głównych wątków i bohaterów, a płynne przechodzenie ze świata ludzi do świata baśni, dezorientowało. 
Powieść ta jest trochę jak rebus, zagadka. Właściwie o niczym nie mówi się tutaj wprost, ani nie nazywa się rzeczy po imieniu. Opowiadanie o wojnie i jej okrucieństwach za pomocą metafor i aluzji powoduje, że tylko uważny i w miarę znający historię XX wieku, zrozumie o czym jest ta książka. Tak naprawdę każdy szczegół: określenie, swobodnie wypowiedziana nazwa miasta, czy opis są bardzo istotne. 
Podczas lektury sama kilkakrotnie posiłkowałam się Internetem, celem wyjaśnienia pewnych wątpliwości. 
Finał powieści może się wydawać zbyt uproszczony, ale mnie bardzo się spodobał i nie wiem, może jestem mało domyślna, ale nie przewidziałam zupełnie, że tak się to rozwiąże. Tym bardziej jestem zauroczona i zadowolona z lektury. 
Opowiadać o wojnie językiem baśni, zgrabnie wplatając w całość aluzje i metafory, sprawiając, że czytanie staje się dla czytelnika zagadką do rozwiązania, to moim zdaniem swoisty kunszt, który nie każdy autor posiada. Życzyłabym sobie i innym czytelnikom lubiącym książki trudne, więcej takich pozycji, jak Gretel i Ciemność i mam nadzieję na kolejne powieści spod pióra tej autorki. 

Książka nie pozostawia czytelnika obojętnym i skłania do własnych poszukiwań oraz do refleksji. Coś niesamowitego. Polecam i zachęcam. 


Dziękuję!

niedziela, 7 czerwca 2015

Świerszczyk. Wielka Księga z okazji 70. urodzin.

Świerszczyk.
Wielka Księga.
70 lat czytania ze Świerszczykiem.
Stron: 225
Wydawca: EGMONT



W czasach, gdy gusta dzieci tak szybko się zmieniają, fakt, że czasopismo dla najmłodszych utrzymuje się na rynku 70 rok z rzędu uważam za duże dokonanie.
1 maja br. Świerszczyk obchodził 70 urodziny. 
Autorką nazwy czasopisma jest Ewa Szelburg-Zarembina powieściopisarka i poetka znana choćby z A..A...A.. kotki dwa.
Zamiarem ówczesnej redaktor naczelnej pisma, Wandy Grodzieńskiej było, aby dla Świerszczyka pisali najlepsi twórcy i zamiar ten udał się. Na łamach magazynu swoje utwory publikowali m.in.: Jan Brzechwa, Anna Kamieńska, Jan Marcin Szancer czy Lucyna Krzemieniecka.

W ciągu kolejnych lat pismo ewoluowało, zmieniało szatę, łączyło się z Iskierkami, by w końcu wrócić do pierwotnej nazwy. Do roku 1951 Świerszczyk wydawał SW Czytelnik, potem w latach 1951 - 2005 Nasza Księgarnia, a od 2005 wydawnictwo Nowa Era. 
Z okazji 70. urodzin Świerszczyka na rynek wypuszczono Wielką Księgę, zawierającą wybór krótkich opowiadań i komiksów, wierszy oraz ilustracji. 


Muszę przyznać, że lektura Wielkiej Księgi była dla mnie wielką frajdą i podróżą sentymentalną do czasów dzieciństwa, gdy kupienie w kiosku Ruchu jakiejkolwiek gazetki dla dzieci często graniczyło z cudem. 
Książka jest pięknie ilustrowana, wydana w oprawie zintegrowanej, na dobrej jakości papierze. 
Spotykamy tu tytułowego zawsze uśmiechniętego i optymistycznie nastawionego do życia Bajetana Hopsa, a także innych bohaterów, takich jak Zając Kicaj czy Kotek Mamrotek.


Teksty zawarte w Wielkiej Księdze można czytać z najmłodszymi dla zwykłej przyjemności, bo wyobraźnia nie ma tu granic, ani nie kieruje się logiką. 
Wieloryb może tu być różowy, obcy z kosmosu może być zwykłą paprotką w doniczce, a czajnik może się zmienić w słonia-podróżnika. 
Bardziej doświadczony czytelnik od razu jednak zauważy, że właściwie każdy z utworów tu zawartych ma swoje drugie dno, pewien aspekt dydaktyczny, który można z dzieckiem przedyskutować lub delikatnie przemycić do codziennego życia. 
Mamy tutaj zatem tekst o tym, by nie zaśmiecać lasu, nie zanieczyszczać wody, by szanować inność i oryginalność, by nie bałaganić, troszczyć się o innych, szanować historię, tradycję i kulturę. Dzięki temu każdy z utworów nabiera zupełnie innego wydźwięku. 


Czytając Wielką Księgę mamy okazję się pośmiać, powspominać, jak to było, gdy sami byliśmy dziećmi oraz zastanowić się nad tym,  co jest ważne w życiu każdego dorastającego dziecka. Przekaz jest bardzo czytelny i łatwy do przyswojenia. 
Urodzinowy zbiór Świerszczyka może być dobrym prezentem dla i dla naszych milusińskich i dla ich rodziców, wiadomo przecież, że nic tak nie zbliża i kształci, jak wspólne czytanie. Nie wspomnę już o oczywistym, że "nieczytanie w ogóle plącze myśli i może powodować swędzenie nosa."
(Z przedmowy redaktor naczelnej, s. 8)


Dlatego zachęcam, by w letni, słoneczny dzień, może na łonie przyrody, nad morzem czy w cieniu drzewa zajrzeć wspólnie do Wielkiej Księgi Świerszczyka  i wybrać dla siebie kilka sympatycznych tekstów.

Dziękuję!

piątek, 5 czerwca 2015

Jory John & Mac Barnett: Koszmarna dwójka

Autorzy: Jory John & Mac Barnett
Tytuł: Koszmarna dwójka
Stron: 224
Wydawca: EGMONT








Obietnica dużej porcji humoru i kawałów skłoniła mnie do zapoznania się z pierwszym tomem przygód Koszmarnej dwójki. 
Uwagę przykuwa już sama okładka z ciekawym niebiesko - czerwonym motywem oraz umieszczone na niej podobizny głównych bohaterów.


Nastoletni Miles jest bardzo nieszczęśliwy z powodu przeprowadzki. Każdy młody człowiek byłby tym załamany, w końcu taki krok powoduje, że trzeba wszystko zostawić za sobą: przyjaciół, szkołę, wyrobioną reputację w towarzystwie. Właśnie tej reputacji żal Milesowi najbardziej, w starym miejscu zamieszkania bohater był bowiem największym kawalarzem w mieście. Teraz przyszło mu to rzucić i zamieszkać w mieścinie, gdzie krów jest chyba więcej niż ludzi. W końcu dumą Doliny Ospałej są właśnie krowy, a co za tym idzie wszystkie mleczne wyroby. Zdobywanie na nowo opinii kawalarza na zupełnie nowym terenie będzie czymś bardzo trudnym. Bohater nie wie jednak  wszystkiego. W walce o zdobycie tytułu największego kawalarza w mieście przyjdzie mu się zmierzyć z czymś jeszcze. Miles będzie miał rywala! 

Już pierwszy dzień w szkole dobitnie uświadamia Milesowi, że obecny mistrz kawalarzy nie jest nowicjuszem i choć pozornie na to nie wygląda, bardzo dobrze zna się na rzeczy. Co będzie lepsze i korzystniejsze? 
Próba przebicia kawałów rywala w bezlitosnej walce? Czy też może przyjęcie propozycji sojuszu, w końcu co dwie głowy to nie jedna. 

Mimo że książka skierowana jest do czytelników w wieku 7-12 lat, z powodzeniem mogą po nią sięgnąć czytelnicy sporo starsi. 
Przyjaźnie wydana, pewna zabawnych ilustracji powieść czyta się tak, jakby pochłaniało się smaczny, lekki deser. Celnie opisany klimat małej mieściny, w której krowy są traktowane niczym w Indiach, gdzie posada dyrektora jest dla obecnie piastującego ten urząd niczym dar z nieba, a żadna tajemnica długo sekretem nie pozostaje, zachwycają i budzą rozbawienie już od pierwszej strony. 
Historia jest dowcipna, lekka i przyjemna. Kawały bohaterów nie są dla nikogo szkodliwe ani krzywdzące, choć pewne kłopoty mogą wywołać. Mimo to Koszmarna dwójka jest naprawdę fajnie i błyskotliwie opowiedziana. 

Miłym urozmaiceniem fabuły są pojawiające się co jakiś czas urywki z tutejszego biuletynu na temat krów, które czytane jak przerywnik raz po raz doprowadzały mnie do śmiechu. Pierwszy tom po zakończeniu budzi apetyt na więcej, mam zatem ogromną nadzieję, że niebawem poznam kolejne przygody Milesa i jego nowych przyjaciół.
Póki co nie pozostaje mi nic innego, jak tylko serdecznie zachęcić do przeczytania części pierwszej. To dobra lektura na słoneczne popołudnie, gdy mamy ochotę odpocząć śmiejąc się z czegoś, co być może sami kiedyś w głębi ducha mieliśmy ochotę zrobić.

Dziękuję!

wtorek, 2 czerwca 2015

Stephen King: Pan Mercedes

Autor: Stephen King
Tytuł: Pan Mercedes
Stron: 573
Wydawca: ALBATROS








Odejście na emeryturę jest dla każdego pracownika jak przysłowiowy gwóźdź do trumny. I to ten ostatni. Mimo że człowiek odchodzi w blasku chwały i pozostają mu pewne kontakty, to już zawsze będzie tylko emerytowany. Dla jednych będzie żałosny, dla innych niezdrowo wścibski, dla jeszcze innych zupełnie bez znaczenia. Jednym słowem będzie zupełnie poza obiegiem i jedyne co mu pozostanie to długie spacery, jeszcze dłuższe samotne dni i tycie spowodowane brakiem ruchu i niezdrowym jedzeniem. 
Bill Hodges przekonuje się o tym bardzo boleśnie. Bycie na emeryturze, dla człowieka czynu i pracy, jest zwyczajnym, powolnym samobójstwem. Jeśli w dodatku jest się samotnym i rozwiedzionym, jest jeszcze gorzej. Człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak piwo, kawa, pączki i ogłupiające programy w kablówce. Jest to okropne, przygnębiające i uwsteczniające. I tak już byłoby każdego dnia, do śmierci bohatera, być może nawet samobójczej, gdyby nie pewien list.

Rok temu na Targach Pracy jakiś szaleniec w błękitnym mercedesie wjechał w tłum ludzi zabijając ponad 20 osób. Sprawcy masakry nie złapano, bo sprytnie zatarł po sobie wszystkie ślady. Była to jedyna w karierze Hodgesa, nie rozwiązana sprawa. Z braku poszlak i jakichkolwiek śladów, zwyczajnie utknęła ona w martwym punkcie. 
Teraz, po roku od tamtych wydarzeń Hodges otrzymuje list od zabójcy z mercedesa. Szaleniec bardzo dobrze zna naszego bohatera i w zasadzie list ma jeden cel: zdołowanie eks policjanta na tyle, by targnął się na swoje życie. Jednak arogancki i pełen przechwałek ton listu odnosi skutek wręcz przeciwny: Bill nagle dostaje energii do działania i czuje, że mimo iż jest już emerytowany, to może właśnie dostał od losu szansę na dokończenie sprawy, która mogła być ukoronowaniem jego policyjnej kariery. 
Tym, co od pierwszej chwili spodobało mi się w bohaterze, był rozsądek i powolność w działaniu. Hodges niczego nie robił pod wpływem emocji ani gniewu. Wolał odczekać, przespać się z tym, a potem dopiero zadziałać.
Ciekawie skonstruowany jest także sam tytułowy szaleniec, którego tożsamość znamy niemal od początku. W tej książce nie chodzi bowiem o odkrycie kto zabił, ale o złapanie i ukaranie zabójcy, który tak delektuje się własnym ego i wyczynianymi krzywdami, że nawet nie dostrzega popełnianych przez siebie kardynalnych błędów.
Brady Hartsfield to osobowość psychopatyczna, to ktoś tak typowy, że gdy szukamy podejrzanych, na niego nigdy w pierwszej kolejności nie zwrócilibyśmy uwagi. Wielką gratką dla mnie, jako czytelnika, było odkrywanie kolejnych pokładów jego zepsucia, którego źródeł można doszukiwać się we wczesnym dzieciństwie. Więcej nie powiem, bo musiałabym za dużo zdradzić, powiem tylko, że kolejne działania Brady'ego mimo że straszne i świadczące tylko o jego niezrównoważeniu, często mnie śmieszyły, bo wyglądało to tak, jakby jakieś licho sprzysięgło się przeciw niemu i zupełnie na opak sterowało jego poczynaniami. 

Pan Mercedes to swoisty pojedynek między dobrem a złem i właściwie do samego końca trudno przewidzieć jaki będzie wynik tego pojedynku. Wprawdzie u Kinga, zazwyczaj, podkreślam, zazwyczaj wygrywa dobro, ale często musi to okupić licznymi ofiarami i bliskie jest bardziej pyrrusowemu niż takiemu prawdziwemu.
Pojedynek, zarówno dla Hodgesa, jak i dla Hartsfielda, będzie życiowym zakrętem i obaj wiedzą, że od tej decydującej chwili już nic nie będzie takie samo. 
Fabuła rozwija się powoli i niespiesznie. Poznajemy szczegóły śledztwa prowadzonego przed rokiem przez Hodgesa i jego partnera, zgłębiamy tajniki działania Brady'ego, który, nie ma co ukrywać, ma bardzo skomplikowane życie i podejście do niego. 
Świetnym dopełnieniem całości jest zwłaszcza postać Jerome'a, sąsiada i przyjaciela Hodgesa, który nie tylko służy mu radą odnośnie komputerów, ale też jest niesamowicie inteligentny i dowcipny. 

Początkowo miałam co do tej książki pewne obawy i chyba właśnie dlatego czekała ona na regale blisko rok. Z Kingiem jest tak, że trudno przewidzieć, co tym razem zaserwuje. Jako zagorzały miłośnik prozy Kinga zniosę, wybaczę i przyjmę wszystko, ale rzecz jasna wolę, gdy mnie zachwyca i porywa niż gdy muszę go we własnym wnętrzu rozgrzeszać i tłumaczyć. 
Pan Mercedes podobał mi się głównie dlatego, że mnie zaciekawił i to już od samego początku. Z ogromnym zaangażowaniem kibicowałam poczynaniom Hodgesa i drżałam, aby plany Brady'ego nie wypaliły. Miło też po raz kolejny przekonać się, że z upływem lat King nadal trzyma poziom i tak buduje swoje historie, że czytelnik wychodzi z tej literackiej podróży usatysfakcjonowany. Interesują losy bohaterów, wciąga fabuła, pewne spostrzeżenia dają do myślenia. Jestem naprawdę zadowolona i już odliczam dni do premiery Znalezione nie kradzione
Polecam.