piątek, 28 lutego 2014

Jennifer A. Nielsen: Król uciekinier

Autor: Jennifer A. Nielsen
Tytuł: Król uciekinier
Tytuł serii: Trylogia Władzy
Wydawca: EGMONT
Stron: 374
Moja ocena: 8/10




Co się wydarzy, gdy sierota i ulicznik wygra zawody i zostanie królem?  Czyżby konkurs na fałszywego księcia od początku był ustawiony? Regentowi zależało na uległej marionetce i wybrał na chybił trafił? A może zdrajca sam się przechytrzył i pyskaty złodziejaszek okazał się prawdziwym księciem w przebraniu? Finał pierwszej części Trylogii władzy trochę zaskoczył czytelnika. Nie tylko Sage oszukał Connera; także autorce powieści udało się zmylić czujność czytelnika. 
Zaginiony przed kilkoma laty książę, drugi w kolejce do tronu, wcale nie umarł, jak wszyscy myśleli. Jego śmierć została upozorowana, a on sam tak mocno wczuł się w rolę zwykłego ulicznika, że prawie udało mu się oszukać samego siebie. 
W części drugiej Jaron, albo jak kto woli Sage, przekonuje się, że odzyskanie tronu, było dopiero początkiem batalii, którą przyjdzie mu stoczyć. Carthya stoi na skraju wojny. Osłabione nieudolnymi rządami poprzedniego króla, a ojca Jarona, państwo chwieje się w posadach. Zagrożeniem jest nie tylko sąsiadująca z Carthyą Avenia; dużo bardziej niebezpieczni wydają się być piraci, którzy żądają zwrotu ziem, nieuczciwie im zagrabionych. Rada regentów, nieufna wobec młodego i porywczego księcia, najchętniej poszłaby na wszelkie ugody z sąsiadami, byle tylko uniknąć wojny. Niedoświadczony, w ich oczach, następca tronu, nie godzący się na żadne kompromisy, jest dla nich tylko przeszkodą. O szacunku czy posłuszeństwie nie ma tu nawet mowy.
Jaron, niezdolny do kompromisów, ma swoje widzimisię, choć gdy pozna się dokładniej jego motywy, trudno nie przyznać mu racji. Młodzieniec decyduje się na bardzo karkołomny plan. Z pomocą dwóch wiernych przyjaciół, dokonuje małej mistyfikacji, a następnie wyrusza na poszukiwania kogoś, kto wprowadziłby go w kręgi piratów. Dlatego na powrót staje się Sage'em, bystrym, zuchwałym i przekornym ulicznikiem. Czy jednak nie ryzykuje zbyt wiele? Czy decydując się na opuszczenie swojego królestwa będzie jeszcze miał szansę do niego wrócić? Czy ktokolwiek w ogóle tam na niego czeka?  A może doradcom i poddanym wcale nie zależy na jego powrocie? 
Trzeba przyznać autorce, że i tym razem pomysł na fabułę, miała bardzo dobry, a realizując go, zagrała na nosie czytelnikom. 
Każdy krok i każdą decyzję Jaron rozgrywa w miną wytrawnego pokerzysty, przewidując ruchy przeciwnika na długo naprzód. Dogaduje się ze złodziejami, wodzi za nos piratów, by w finale, oczywiście z małymi potknięciami, doprowadzić swój plan do końca. 
Jaron oczywiście nie jest żadnym supermanem. Trochę jednak dziwi jego opanowanie, zimna krew i znajomość ludzkiej psychiki. Niejeden dyplomata czy polityk mógłby mu pozazdrościć. A przecież Jaron jest taki młody. Jak wiele może jeszcze osiągnąć i jakim królem będzie w przyszłości, skoro już teraz jest zdolny tak wiele zaryzykować? Miejmy nadzieję, że finałowa część trylogii rozwieje moje wątpliwości. 
Drugą część czyta się naprawdę bardzo dobrze. Już od samego początku czytelnik wpada w wir wydarzeń, kiedy to na uroczystości żałobnej rodziny królewskiej, Jarona atakuje zamachowiec. Od tego momentu akcja nie zwalnia tempa i trzyma w napięciu do końca. Z każdym kolejnym rozdziałem coraz trudniej uwierzyć, że Jaronowi się uda. Jego plan jest szaleńczy, bardzo ryzykowny i czasami naiwny. A jednak...
No właśnie. Być może w tym szaleństwie jest metoda? 
W części drugiej spotykamy starych,a więc Imogenę, Motta, Rodena, Tobiasa, a także poznajemy nowych bohaterów: Finka i Ericka. Cała historia jest bardzo spójna i sprawnie opowiedziana. Szkoda tylko, że na jej zakończenie trzeba jeszcze trochę poczekać. 
Polecam powieść miłośnikom książek awanturniczych i o piratach, a także tym czytelnikom, którzy szukają dla siebie lekkiej, przyjemnej w odbiorze lektury. Spodoba się Wam!
Za książkę dziękuję pani Kasi z wydawnictwa EGMONT. 
Pozdrawiam ciepło!





Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Matras

środa, 26 lutego 2014

Mark Hodder: Wyprawa w Góry Księżycowe

Autor: Mark Hodder
Tytuł: Wyprawa w Góry Księżycowe
Seria: Burton & Swinburne
Stron: 578
Wydawca: Fabryka Słów
Moja ocena: 7/10




Wyprawa w Góry Księżycowe to trzecia już część przygód Burtona, Swinburne'a ich przyjaciół: Spencera, Honesty'ego, Trounce'a, a także kilku innych. Nie można nie wspomnieć o zaciekłych wrogach naszych bohaterów oraz licznych przypadkowych personach zamieszanych w całą tę awanturę.
W finale części drugiej bohaterowie, a Burton zwłaszcza, przekonali się, że będą musieli się udać z ekspedycją do źródeł Nilu w poszukiwaniu czarnego diamentu zwanego Okiem Naga. 
Burton, który wie, że mimo że mamy rok 1863, to jednak nie jest to ten tor historii i wydarzeń, który być powinien, nie ma wyjścia i daje się porwać przygotowaniom. Jednocześnie cały czas zastanawia się, co mógłby zrobić, aby wydarzenia nie rozegrały się w tak fatalnej i niefartownej partii. Niszczycielska wojna jest nieunikniona, a ambicje premiera Palmarstona są już kolosalnie wielkie. Odnalezienie jednego kamienia przeważy szalę na korzyść Anglii lub Prus.
Niemal od samego początku akcja powieści toczy się dwutorowo. Śledzimy losy wyprawy Burtona i jego przyjaciół, nie mogąc się pozbyć wrażenia, że coś jest nie tak i że lepiej byłoby w ogóle nie wyruszać. Szybko okazuje się, że najgorszym wrogiem wędrowców nie jest Afryka, ani dzikie plemiona ją zamieszkujące. Najgorszym ich wrogiem jest czas, który lubi się zapętlać i supłać. 
Jednocześnie, nagle razem z Burtonem budzimy się w Afryce w roku 1914. Bohater ma całkowitą amnezję i ani krztyny pojęcia jak tu trafił. Tym bardziej bolesny jest fakt, że nie ma jak wrócić tam, skąd przybył, a kolejno znajdywane ślady zapełniające luki w jego pamięci prowadzą go do strasznej prawdy na temat wyprawy sprzed pół wieku. Rzeczywistość, w której znajduje się obecnie, także nie jest zadowalająca; wojna  zniszczyła wszystko, a wielcy tyrani i szaleńcy tego świata, którzy winni już gnić w piekle, w najlepsze krzywdzą innych.
Bystry czytelnik od razu zorientuje się, że te dwie płaszczyzny są ze sobą połączone i że Burton nie znalazł się w przyszłości przez przypadek. Co się jednak stało i jak to naprawić? Ano właśnie. Na wyjaśnienia przyjdzie nam zaczekać niemal do samego końca.
Wyprawa w Góry Księżycowe; to brzmi tak magicznie, z przytupem i rozmachem. Sam tytuł obiecuje naprawdę wiele. Jako wielki fan Burtona, Swinburne'a i ich kompanów, przyjaciół oraz tak samo licznych wrogów obiecywałam sobie naprawdę wiele po książce, która miała być ukoronowaniem trylogii. Co prawda czytałam w wywiadzie z Markiem Hodderem, że pisze on dalszy ciąg, ale zrozumiałam to tak, że ma to być oddzielna trylogia. Wydawało mi się zatem, że w części trzeciej sporo wątków powinno się wyjaśnić, rozwiązać ku uciesze i satysfakcji czytelnika. Czytałam zatem z zapartym tchem, choć przydługi opis podróży przez Afrykę, zbyt wciągający nie był. Trochę się to dłużyło, a ciągłe przeskoki akcji między rokiem 1864 a 1914 często powodowały moją dezorientację. Z jeszcze większą niecierpliwością oczekiwałam na finalny bum oraz na moment, w którym wspaniały Francis Burton wróci z Afryki, odnajdzie przyczynę wszystkich nieszczęść własnych i kraju, a potem niczym cudowny, pomysłowy zbawca, naprawi wszystko jednym ruchem ręki. No dobra bez przesady, co do tego ruchu ręki. Ale kilka mądrych decyzji i jedna spektakularna akcja naprawdę mogły wszystko skorygować. Tymczasem autor powieści najpierw bardzo długo odwlekał zakończenie, a potem zwyczajnie zagrał czytelnikowi na nosie. Nie kończy się tu bowiem nic. Spisek okazuje się mieć szerszy kontekst niż się początkowo wydawało, a  sam finał jest tak przykry i lakoniczny, że i Burton i ja byliśmy chyba jednakowo zszokowani. Okazuje się bowiem, że Burton..., no właśnie. Tego nie zdradzę, powiem tylko, że nie tego się spodziewałam i jest mi zwyczajnie, tak po czytelniczemu, smutno. Nie znaczy to, że nie sięgnęłabym po kolejne książki Hoddera. Chodzi mi jedynie o to, że nie można pewnych spraw fabuły odwlekać w nieskończoność, bo nie dość, że dochodzi do coraz częstszych dłużyzn, to jeszcze czytelnik się niecierpliwi. Jednocześnie takim zakończeniem Mark Hodder postawił sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Jak poprowadzi bohaterów, jak rozwiąże pewne komplikacje, co zrobi ze światem przedtawionym? Szczerze się obawiam, że na te wszystkie pytania, które być może (podkreślam być może) daje odpowiedzi powieść o egzotycznym tytule The Secret of Abdu El Yezdi, jeszcze przyjdzie nam długo poczekać. I chyba to jest w tym wszystkim najgorsze. Ale cóż zrobić, cierpliwość fana, to jego największa cnota. 

niedziela, 23 lutego 2014

Thomas E. Sniegoski: Dzień gniewu

Autor: Thomas E. Sniegoski
Tytuł: Dzień gniewu
Seria: Upadli, t.4.
Stron: 296
Wydawca: Jaguar
Moja ocena: 5/10


Dzień gniewu to zwieńczenie cyklu Upadli autorstwa T. E. Sniegoskiego.
Po bohaterskiej obronie Aerie i chwilowym odparciu ataku siepaczy Werchiela, w azylu dla Nefilimów panuje kruchy spokój. Jednak pytania co dalej, cisną się na usta wszystkim. Tak naprawdę nie doszło do ostatecznego zwycięstwa żadnej ze stron; po prostu chwilowo zapanował rozejm. 
Ponadto Werchiel skupił się na czym innym. Już dawno stracił z oczu swoją prawdziwą misję; uznał, że Bóg, zbyt mocno kochając ludzi, pogubił się w prawidłowej ocenie sytuacji. Dlatego, to on, Werchiel przejmie władzę nad światem. Z pomocą Słowa ukrytego w umysłach Malakimów, trzech prastarych istot strzegących tego boskiego sekretu. 
Czwarta część cyklu kończy rozpoczęte wcześniej wątki, a także rzuca światło na sprawy, które wcześniej były dość niejasne. Mamy bowiem okazję poznać lepiej Lucyfera, który jest cieniem dawnego siebie i jak na przyczynę tego wszystkiego ma sobie dużo samokrytycyzmu i pokory.  Przyznam, że trochę inaczej go sobie wyobrażałam; Lucyfer, przywódca anielskich buntowników, twórca Piekła, łowca ludzkich dusz, wielki manipulator, oszust i kłamca, uwodziciel i zło w najczystszej postaci. Tymczasem do tego opisu bardziej pasuje ogarnięty szaleństwem Werchiel, który popadł w pychę i zatracił całą swoją anielskość na rzecz pragnienia władzy i brzydoty, która powoli go pochłania. Więziony, wspominający dawną miłość do matki Aarona, zdolny do współczucia, a nawet mający ludzkie odruchy, Lucyfer nie jest takim, jakim go sobie zawsze wyobrażałam. Dawny ulubieniec Stwórcy zdaje sobie sprawę z konsekwencji własnych decyzji i wcale nie ma nikomu za złe sytuacji, w jakiej się teraz znalazł.
Drugim wątkiem w zasadzie niepotrzebnym i nie do końca dla mnie zrozumiałym, była przemiana Vilmy w Nefilima. Ukochana Aarona nie panuje nad swoją anielską mocą i dlatego staje się zagrożeniem zarówno dla siebie samej jak i dla otoczenia. Aaron wraz z przyjaciółmi musi poszukać sposobu, by jej pomóc, inaczej wszystkich czeka zagłada. Trop prowadzi do potężnego Malakima. Czy ten wiekowy, jak sam świat, byt, udzieli naszym bohaterom rady? To się okaże.
Piękna w swej grozie okładka i mroczny w swej wymowie tytuł mogą sugerować ciekawą, wciągającą treść. Mogą. Ale nie muszą. Niekiedy zdarza się nawet, że oprawa jest nad wyraz dobra, jakby chciała zrównoważyć przeciętną zawartość.
Prawda jest taka, że choć cykl Upadli do wybitnych nie należy, to 3 części jeszcze dałoby się przełknąć, bo miały lepsze i gorsze momenty, a trójka była nawet całkiem fajna. 
W trakcie lektury nie mogłam jednak pozbyć się wrażenia, że czwarty tom został skonstruowany na siłę i jest zwyczajnie niepotrzebny. Te kilka wydarzeń opisanych w jego finale, można było spokojnie umieścić w epilogu do części trzeciej. 
Starą prawdą jest, że warto w danej historii pozostawić ziarno niepewności, czy dać odbiorcy (czy to widz, czy czytelnik) możliwość własnej interpretacji czy snucia domysłów. 4 tom takiej możliwości niestety nie daje. Wszystko zostaje tak boleśnie dane na tacy, że aż by się chciało powiedzieć do autora: "po co w ogóle o tym wspomniałeś?". Natomiast finałowe zdradzenie przyszłości Aarona i Vilmy było już zwykłym przesłodzeniem.
Dlatego czwartą część mogę polecić tylko zagorzałym czytelnikom tego autora lub tym, naprawdę lubiącym tematykę upadłych aniołów. Sama trochę się zawiodłam, ponieważ jednak lubię kończyć zaczęte cykle, mam zwykłą, małą satysfakcję, że dobrnęłam do końca.

piątek, 21 lutego 2014

W pępku uczniowskich pomysłów (2)

Umiejętność czytania ze zrozumieniem leży i kwiczy. 
Test ze znajomości lektury "Zemsta". 
Zadanie - dopisz, o kogo chodzi. 
... była młoda i płocha................
Odpowiedź: 
.....Cześnik. 

czwartek, 20 lutego 2014

Philippa Gregory: Krucjata

Autor: Philippa Gregory
Tytuł: Krucjata
Seria: Zakon Ciemności, t.2.
Stron: 299
Wydawca: EGMONT
Moja ocena: 8/10


Krucjata jest kontynuacją Odmieńca autorstwa Philippy Gregory. Powieści są częścią cyklu Zakon Ciemności, a ich akcja dzieje się w mrocznej i fascynującej epoce średniowiecza, pełnej zabobonów, guseł i lęków. W epoce średniowiecza nad wszystkim dominuje Kościół, będący potężną instytucją, zdolną poskromić nawet świeckich władców i zmusić ich do uległości.  
Ludzie w średniowieczu bali się wszystkiego, czego nie znali, a ponieważ stosunkowo mało wiedzieli o świecie, więc bali się praktycznie wszystkiego; zjawisk pogodowych, tego, że ktoś więcej umiał, bo zdobył wykształcenie, tego, że ktoś jest zwyczajnie inny, a nawet tego, że ktoś mając w sobie potrzebę kąpieli, myje się częściej niż raz na rok. Te wszechobecne lęki, ocierające się wręcz o ksenofobię, powodowały, że wszelkie nieszczęścia lub klęski przypisywano ciemnym mocom, a lekarstwem na nie było zabicie tego, kogo z kłopotami skojarzono. 
Zadaniem Zakonu Ciemności jest badanie tego rodzaju wydarzeń, gdyż według powszechnego mniemania są one zwiastunami końca świata.  Dlatego po świecie wędrują wysłannicy Zakonu, zwani Inkwizytorami, którzy obserwują, rozmawiają z ludźmi, a kiedy zachodzi taka konieczność, przeprowadzają śledztwa i wydają wyroki. 
Takim właśnie Inwizytorem jest młody nowicjusz Luka Vero. Wraz ze swoimi towarzyszami, skrybą Piotrem oraz pomocnikiem Freize, wędrują zgodnie z kolejnymi pisemnymi instrukcjami, które przekazywane są przez tajemniczego mistrza w kapturze. W tomie pierwszym Luka poznał swoją rówieśniczkę Izoldę i jej niewolnicę Iszarak. Izolda pozbawiona majątku i praw do spadku przez podstępnego brata, postanawia udać się do Zagrzebia do przyjaciela zmarłego ojca i prosić go o pomoc. W ten sposób grono powiększa się i bohaterowie postanawiają podróżować razem.
W części drugiej Luka i inni podczas swojej podróży dowiadują się, że z  Europy do Jerozolimy wyruszyła krucjata składająca się wyłącznie z dzieci. Przewodzi jej skromny pastuszek Johann, który ma w sobie moc przyciągania do siebie ludzi oraz dar pięknego przemawiania. Luka postanawia zbadać, czy Johann faktycznie ma wizje, w których przemawia do niego Bóg, czy też może jest oszustem i naciągaczem. Sprawa szybko przybierze bardzo dramatyczny obrót, a mieszkańcy miasteczka będą musieli walczyć o życie i swój dobytek. Jakby tego było mało, w którymś momencie do brzegu przybije piracki okręt handlarzy niewolników. Będzie się zatem dużo działo. 
Od razu widać, że druga część jest znacznie lepsza od pierwszej zupełnie jakby pewne pomysły się już skrystalizowały, a autorka obrała konkretny kierunek fabuły. Zmienili się też bohaterowie, choć w dalszym ciągu znacznie lepsi i ciekawsi są Iszarak oraz Freize, nie tylko z racji swoich charakterów, ale też z powodu tego co robią, jak mówią, co umieją. Wydają się żywsi i bardziej wyraziści niż Luka i Izolda. 
Coraz mocniej widać też wątek romansowy, choć można też dostrzec pewne komplikacje, jakie autorka, takie mam wrażenie, chciałby w nim wprowadzić. 
Oprócz tego w finale powieści pojawia się tajemnica, co tylko dodaje klimatu i pewnej mroczności.
Jeśli o mnie idzie, jestem bardzo zadowolona z lektury i z niecierpliwością czekam na trzeci tom, tym bardziej, ze akcja ma się przenieść do Wenecji. 
Za książkę dziękuję pani Kasi z EGMONTU. Pozdrawiam ciepło!







Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Matras

środa, 19 lutego 2014

Konkurs z Zabójczym Księżycem!

Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie organizowanym  przez portal literacki Secretum.pl 
Nagrody to 3 egzemplarze powieści N.K. Jemisin Zabójczy Księżyc, której recenzję można przeczytać tutaj
Szczegóły i regulamin konkursu tutaj
Zapraszam!

poniedziałek, 17 lutego 2014

Philippa Gregory: Odmieniec

Autor: Philippa Gregory
Tytuł: Odmieniec
Seria: Zakon Ciemności, t.1.
Stron: 287
Wydawca: EGMONT
Moja ocena: 8/10




Odmieniec to moje pierwsze spotkanie z twórczością Philippy Gregory, która zasłynęła głównie jako autorka o tematyce historycznej. Sama autorka rozpoczęcie nowej serii, dla nieco młodszego czytelnika i w dodatku w klimacie  fantasy, tłumaczy chęcią napisania czegoś dla przyjemności własnej oraz potencjalnego czytelnika. 
Obecnie jestem już po lekturze drugiej części cyklu zatytułowanej Krucjata i przyznać muszę, że  Philippa Gregory ma nie tylko bardzo lekkie pióro, ale także garść ciekawych pomysłów, które umiejętnie realizuje. Z pewnością nie było to moje ostatnie spotkanie z jej książkami.
W odróżnieniu od powieści historycznych Greogry, postaci stworzone dla potrzeb fabularnych Odmieńca są fikcyjne.
Akcję powieści osadziła autorka w roku 1453 w Rzymie. Średniowiecze, zwane także przez niektórych epoką ciemnoty i zacofania, jest jednak niezwykle barwnym czasem w dziejach ludzkości, być może dlatego, że trwało tysiąc lat. To wtedy nad niemal każdą dziedziną życia człowieka panował Kościół, a  religia, wiara oraz wszystko co z tym związane wytyczały kierunek ludzkiego życia. Ludzie twardo stąpali po ziemi i "przyziemni" też byli, dlatego wszystko co niezwykłe, niejasne, nieznane było tłumaczone jako sprawka szatana, czary lub kara za grzechy. 
Główni bohaterowie cyklu są dość młodzi, ale można uznać, że wtedy dorosłość zaczynała się znacznie wcześniej niż dziś. 17-letnią Izoldę poznajemy w chwili, gdy umiera jej ojciec. Dziewczyna trafia pod opiekę brata i aby nie mogła dochodzić praw do spadku, zostaje umieszczona w klasztorze. Chcąc nie chcąc musi złożyć śluby i zostać przełożoną, choć ani nie ma o tym pojęcia, ani nie ma do tego serca. Jedyną jej pociechą jest fakt, że mogła ze sobą zabrać swoją niewolnicę i najbliższą przyjaciółkę, Mauretankę Iszarak, z którą się wychowała. Niedługo po przybyciu dziewcząt do klasztoru, z zakonnicami zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Nocne lunatykowanie sióstr, wizje, stygmaty. Czyżby zgromadzanie zostało opętane przez zło? Konieczny będzie inkwizytor, który przeprowadzi dogłębne śledztwo. 
I tu właśnie na arenę wkracza młody nowicjusz, Luca Vero, świeżo upieczony członek Zakonu Ciemności, którego zadaniem będzie odkrycie prawdy. Zakon Ciemności to tajna organizacja, która wyjaśnia rozmaite tajemnicze wydarzenia, mające według ich teorii zwiastować nadejście końca świata. 
Luca, nie mając nic do stracenia, bo właśnie wydalono go z zakonu za herezję (zadawanie pytań, posiadanie wątpliwości), zgadza się na odbycie szkolenia, a potem wraz ze skrybą bratem Piotrem i gadatliwym kuchcikiem Freize wędruje w poszukiwaniu rzeczy dziwnych i niesamowitych. Pierwsze zlecenie od tajemniczego przełożonego w kapturze dotyczy właśnie sytuacji w klasztorze. 
W pierwszej części cyklu bohaterowie, oprócz śledztwa z zakonnicami, zajmą się sprawą wioskowego wilkołaka. Szybko okaże się, że przyjdzie im się zmagać nie tyle z magią czy diabłem, a raczej z ludzką ciemnotą i zacofaniem. Ludzkie lęki spotęgowane przez presję tłumu okażą się o wiele gorsze niż czary czy zaklęcia. Oszalały tłum woli bowiem wierzyć w najdziwniejsze gusła, niż posłuchać głosu rozsądku.
Dobrą decyzją ze strony autorki było wprowadzenie do jednego tomu dwóch spraw. Dzięki temu historię łatwo było przyswoić i nie było niepotrzebnych dłużyzn. 
Sympatyczni są także bohaterowie, choć muszę przyznać, że bardziej polubiłam gadatliwego i rubasznego Freize oraz mądrą i zaradną Iszarak. W założeniu miały to być postaci drugoplanowe, takie dopełnienie dla Luki oraz Izoldy, ale jak dla mnie to dopełnienie przysłoniło trochę postaci pierwszoplanowe. 
Na horyzoncie majaczy wątek romansowy, ale jak na razie, autorka nie wprowadzała go zbyt na siłę, a skupiła się na przygodzie. To także była dobra droga.
Odmieńca czytało mi się bardzo szybko i sprawnie. Polubiłam bohaterów, a także klimat powieści. Od razu niecierpliwie sięgnęłam po część drugą, której recenzja niebawem. 
Polecam Odmieńca nastoletnim czytelniczkom. Być może taki obraz średniowiecza zachęci je do pochylenia się nad historią tej epoki?

Za książkę serdecznie dziękuję pani Kasi z EGMONTU. Pozdrawiam ciepło!







Recenzja opublikowana także na:
nakanapie.pl
Księgarnia Matras

sobota, 15 lutego 2014

Thomas E. Sniegoski: Raj utracony

Autor: Thomas E. Sniegoski
Tytuł: Raj utracony
Seria: Upadli, t.3.
Stron: 357
Wydawca: Jaguar
Moja ocena: 7/10





Po pokonaniu drzemiącego we wnętrzu tajemnej groty Lewiatana, Aaron i jego towarzysze kontynuują podróż. Przy okazji razem z głównym bohaterem dowiadujemy się o istnieniu Aerie, namiastce raju, który liczni aniołowie utracili przez błędną decyzję lub jej brak. Aerie jest rodzajem enklawy, gdzie Nefilimowie i upadli aniołowie mogą żyć obok siebie, zajmować się tym, co akurat ich zafascynowało lub po prostu czekać na dzień, w którym otrzymają przebaczenie. W Aerie, jak nigdzie indziej, przepowiednia o Wybrańcu, który zmieni podły los anielskich istot, jest bardzo żywa. Ponieważ Aerie jest ledwie namiastką raju, a praktycznie służy jako kryjówka przed Anielską Strażą, zazwyczaj znajduje się w miejscu bardzo odosobnionym i mało przyjemnym. 
Na początku trzeciej części Aaron, Kamael i Gabriel trafiają właśnie do takiego Aerie (potem okazuje się, że takich enklaw jest znacznie więcej, rozsianych po całym świecie). Początkowo nie zostają przyjęci zbyt mile. Aerie, o którym mowa znajduje się na terenach skażonych przez funkcjonującą tu kiedyś fabrykę. Mieszkańcy włożyli sporo trudu w przystosowanie tego miejsca do życia, choć w dalszym ciągu pozostawia to wiele do życzenia. Najlepszym tego przykładem jest stary anioł Belfegor, który z poświęcaniem własnego zdrowia, uzdrawia glebę od skażenia, wchłaniając je w siebie i skracając sobie w ten sposób życie.
Początkowo mało który z mieszkańców Aerie wierzy w to, że Aaron jest wybrańcem, lecz z czasem zaczynają się do niego przekonywać. Z pomocą Belfegora i jeszcze kilku starych upadłych aniołów młodzieniec uczy się, jak kontrolować swoją moc, by nie zaszkodzić otoczeniu, a przede wszystkim sobie samemu.
Tymczasem Werchiel  coraz bardziej zatruwa się własną nienawiścią do ludzi, a misja, która kiedyś miała być chwalebna, zaczyna się zmieniać w jego osobistą krucjatę nie tylko przeciwko upadłym, ale też i Stwórcy. Dowódca Anielskiej Straży nie potrafi jednak zawrócić z raz obranej drogi, ani choćby dopuścić do siebie myśli, że może Bóg wcale nie popiera tego co on robi. 
Trzecia część cyklu wprowadza nowy wątek, zasygnalizowany w finale części drugiej. Oto ukochana Aarona Vilma zostaje porwana przez Werchiela, który postanawia ją wykorzystać jako przynętę do zwabienia Aarona. Vilma jest w kiepskim stanie, przechodzi bowiem przemianę i ewidentnie sobie z tą sytuacją nie radzi zarówno fizycznie jak i umysłowo.
Aaron wyruszy dziewczynie na ratunek, co uruchomi lawinę wydarzeń. Dojdzie do rozstrzygającej bitwy pomiędzy żołnierzami Werchiela a mieszkańcami Aerie. Ciężką walkę stoczy także Aaron, któremu przyjdzie się zmierzyć z Malakiem, odmienionym Steviem. Czy w krwawej bestii, tropiącej upadłych, zostało jeszcze coś z małego, autystycznego chłopca? Aaron zostanie postawiony przed naprawdę trudną decyzją. 
Czy to będzie oznaczało zakończenie historii? Czy podstępny Werchiel przypadkiem nie chowa czegoś w zanadrzu? Kim jest tajemniczy więzień katowany przez Werchiela? 
Trzecia część (już przeczytałam także czwartą) jest zdecydowanie najlepsza z całego cyklu i naprawdę mogłaby być jego finałem. Dzieje się tutaj sporo, więc trudno o nudę, poza tym fabuła obfituje w wiele dramatycznych momentów. Całość jest umiejętnie złagodzona przez biszkoptowego Gabriela, dzięki czemu jest trochę sytuacji komicznych. Więcej dowiadujemy się o buncie aniołów, a także o ich naturze. Jedni, przez swój upadek lepiej zrozumieli ludzi i potrafili się przystosować do życia na ziemi. Inni poddali się nałogom takim jak lenistwo, obżarstwo i niechlujstwo. Jedni wyciągnęli nauczkę z własnych, często błędnych wyborów i teraz robią wszystko, by odkupić dawne winy. Inni upadli jeszcze bardziej, poddając się słabościom typowym dla ludzi. 
Autor jednak miał trochę więcej do powiedzenia w tym temacie, dlatego dopisał część czwartą. Na jej temat już niebawem.

1

14.02.2014
Na lekcji z gramatyki w klasie II gimnazjum szukamy słowa, które byłoby synonimem dla umowy i porozumienia, a jednocześnie należałoby do konkretnej rodziny wyrazów. Idzie marnie, nikt nie może wpaść na właściwe słowo. Chodzi rzecz jasna o układ, więc w końcu mówię:
- Na literę u - 
Wyrywa się zazwyczaj spokojny Paweł:
- u...u...u... Urugwaj! - 
Klasa w śmiech. No tak :) litera się zgadza.:)

środa, 12 lutego 2014

Konkurs ze Złodziejką Książek!

Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie organizowanym 
przez portal literacki Secretum.pl 
Nagrodami są egzemplarze lubianej i cenionej powieści Markusa Zusaka pt. Złodziejka książek
Szczegóły i regulamin znajdują się tutaj 
Zgłaszać się można do 16 lutego. 
Zapraszam!

poniedziałek, 10 lutego 2014

Thomas E. Sniegoski: Lewiatan

Autor: Thomas E. Sniegoski
Tytuł: Lewiatan
Seria: Upadli, t.2.
Stron: 303
Wydawca: Jaguar
Moja ocena: 7/10




Lewiatan to druga część cyklu Upadli. Powieść kontynuuje wątki rozpoczęte w Nefilimie. Finał części pierwszej był dramatyczny: Straż Anielska pod wodzą okrutnego Werchiela zabiła przybranych rodziców Aarona oraz porwała jego autystycznego braciszka Steviego. Wszystko co Aaron kochał i do czego przywiązał się po latach tułaczki przez kolejne rodziny zastępcze, w jednej chwili spłonęło w anielskim ogniu.
Teraz Aaron ma jeden cel; rusza w pościg za aniołami, bo chce uwolnić brata. W podróży towarzyszą mu poznany niedawno anioł Kamael oraz wierny labrador Gabriel. Świadomy swojego mieszanego i bardzo niezwykłego pochodzenia Aaron nadal nie chce go zaakceptować. Nie czuje się lepszy, wyjątkowy, a już na pewno nie czuje się Wybrańcem. Wolałby wrócić do dawnego życia, szkoły i snuć plany na zwyczajną ludzką przyszłość. Niestety do tego co było już nie da się wrócić i bardzo to Aarona boli.
W trakcie swojej wędrówki bohaterowie są zmuszeni się zatrzymać w niewielkim miasteczku Blithe i niespodziewanie okaże się, że przyjdzie im tam pozostać na dłużej. 
Dowódca Potęg nie próżnuje; najpierw dokonuje na małym Steviem okrutnej przemiany, która czyni z niego tropiciela i łowcę Nefilimów. Następnie wysyła tropem Aarona dziwaczne stworzenia o nazwie Orisha. Jedna z tych maszkar dotkliwie rani Gabriela i właśnie to zajście wymusza na bohaterach postój w miasteczku. 
Pomimo pozornego spokoju, Blithe tchnie jakąś tajemnicą i pulsującą grozą. Od pewnego czasu mieszkańcy miasteczka znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, a pobliski las nawiedzają zmutowane potwory, będące mieszanką różnych gatunków zwierząt. Niedługo potem zupełnie niespodziewanie znikają Kamael, Gabriel oraz nowo poznane przez Aarona Katie (miejscowa weterynarz) i starsza gospodyni chłopaka, pani Provost.
Aaron nie ma innego wyjścia jak odszukać przyjaciół, którzy prawdopodobnie wpadli w duże tarapaty. Chłopak udaje się do opuszczonej fabryki, pod którą znajduje się ukryta grota. To w niej właśnie od wieków mieszka ogromny potwór, który nie tylko zawładnął życiem mieszkańców Blithe, dając im upragnione iluzje, ale też ma ogromne ambicje zarażenia tą iluzją całej ziemi. 
Zbliża się czas ostatecznej walki. Czy Aaron pozwoli dojść do głosu swojej anielskiej naturze i pokona plugawą bestię? Czy uwolni przyjaciół i mieszkańców miasteczka, a może przy okazji dowie się czegoś nowego? Czy też może raczej ulegnie toksycznym ułudom Lewiatana i stanie się jego źródłem energii? 
To wszystko wyjaśni się w  części drugiej.
Powieść Lewiatan jest znacznie lepsza do części pierwszej. Dzieje się tu znacznie więcej i nie ma czasu na nudę. Można by zadać pytanie o zasadność niektórych wydarzeń. Mogą się one bowiem wydawać niepotrzebnym opóźnianiem tego co nieuniknione czyli rozprawy z Werchielem i jego siepaczami.  Z drugiej strony do tej walki Aaron powinien stanąć przygotowany i świadomy własnej mocy, a tego na razie o głównym bohaterze nie można powiedzieć. Być może mistrz manipulacji, jakim się okazuje być prastary morski potwór ma za zadanie uświadomić Aaronowi pewne sprawy i skłonić go do działania. Słowem potrzebny jest bodziec i to naprawdę silny.
Część druga sygnalizuje też kilka ciekawych wątków, które niebawem się pojawią. Okazuje się, że z Vilmą, bliską Aaronowi dziewczyną dzieje się coś niepokojącego. Stevie zaś uległ okrutnej przemianie i jest teraz Malakiem. Spotkany w finale części drugiej archanioł Gabriel sugeruje Aaronowi, że jest on bardzo podobny do swojego anielskiego ojca. Słowem sporo się jeszcze wydarzy w tej historii. 
Powieść nie jest oczywiście idealna. Są w niej pewne wątki i rozwiązania, które nie pasują ani do całości, ani do charakteru tej historii, jak tworzenie w podziemnym laboratorium przerażających stworów z wykorzystaniem do tego psów czy kotów. To wydawało mi się kompletnie niepotrzebne i bez logiki. 
W stosunku do części pierwszej widać jednak pewną poprawę, dlatego nie warto się zniechęcać. Poza tym, jeśli szuka się łatwej, niezobowiązującej lektury, to druga część cyklu Upadli idealnie się do tego nadaje.

piątek, 7 lutego 2014

Cinda Williams Chima: Karmazynowa korona

Autor: Cinda Williams Chima
Tytuł: Karmazynowa korona
Seria: Siedem Królestw, t.3. 
Stron: 666
Wydawca: Galeria Książki
Moja ocena: 9+/10





Karmazynowa korona to zakończenie, czwarta i ostatnia część cyklu pt. Siedem królestw
Zmagania sojuszników Raisy zakończyły się sukcesem; księżniczka z racji należnych jej praw, popartych gorącym życzeniem kochającego ją prostego ludu, została koronowana na królową.
W tym momencie autorka mogłaby jeszcze dokończyć watek miłosny i w zasadzie 4 tom nie byłby już potrzebny. 
Sęk w tym, że tom 3 wiele spraw pozostawił nierozwiązanych, a poza tym byłoby nudno i banalnie, gdyby bohaterów zostawić z krótkim "długo i szczęśliwie". To znaczy można i trzeba jak najbardziej, ale dobrze jeszcze tę chwilę poodwlekać, jeszcze trochę pokibicować bohaterom, popatrzeć na ich zmagania  z losem i innymi przeciwieństwami. 
Jak już wspomniałam wyżej Raisa została królową; koronacja to jednak dopiero początek. Teraz przyjdzie pora na uporządkowanie spraw wewnętrznych kraju oraz koniecznie tych związanych z polityką zagraniczną, a zwłaszcza z coraz bardziej wyraźnym widmem wojny. 
Rosną napięcia między klanami a czarownikami. Klany odmawiają wytwarzania nowych amuletów, tak potrzebnych magom. Stąd już bardzo blisko do desperackich kroków ze strony czarowników.  Jakby tego było mało, w Łachmantargu coraz częściej dochodzi do zabójstw, przypadkowych mogłoby się zdawać magów, a pozostawione na miejscu zbrodni ślady, sugerują działanie Hana Alistera. 
Raisa, jako królowa, staje się pożądaną partią dla wszystkich, którzy widzieliby siebie w roli królewskiego małżonka, a może nawet i samego króla. Wspierana dobrymi radami przyjaciół i wiernych doradców, młoda władczyni zdumiewająco dobrze radzi sobie w rożnych sytuacjach, a jej troska o losy Fells, prostota w działaniu, odwaga i stanowczość, zjednują jej coraz większe rzesze popleczników. Raisa zdaje sobie jednak sprawę, że polityka nie jest rzeczą łatwą, ani przewidywalną i każda nawet najdrobniejsza decyzja może zadziałać na zasadzie domina. Poza byciem głową państwa, królową, Raisa jest też przecież młodą kobietą, która ma marzenia, jest zakochana i to w najgorszym (w opinii wielu) z możliwych kandydatów. 
Han Alister, już pogodził się z faktem, że Raisa, którą kiedyś poznał pod imieniem Rebeki, jest królową, ale nie pogodził się z tym, że ich związek plasuje się w kategorii niemożliwy. Historia legendarnej królowej Hanalei i jej wielkiej miłości do Króla Demona, ma być dla Hana przestrogą. Młodzieniec odkrył już prawdziwą tożsamość, swojego doradcy Kruka i ma nadzieję, że jego doświadczenie i wiedza, pomogą mu nie tylko raz na zawsze rzucić Bayarów  na kolana, ale też znaleźć sposób, by on i Raisa, mogli być ze sobą bez szkody dla kogokolwiek.
Tymczasem wrogowie królestwa, zarówno ci w kraju, jak i poza jego granicami, nie ustają w wysiłkach, by zdobyć to, na czym im zależy. 
Zbliża się czas decyzji; każdy będzie musiał się opowiedzieć po jednej ze stron. 
W 4. części autorka naprawdę nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Wszystkie rozpoczęte, a nawet ledwo zasygnalizowane wątki znajdują tu swój finał. Ośmielę się zasugerować, że tych zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń jest aż za dużo, tak że czytelnik nie ma czasu na oddech. Kiedy już mi się wydawało, że nic nowego się nie wydarzy, nagle Hana lub Raisę spotykało coś, czego nie przewidziałam. 
Swoje zakończenie znajdzie tu zatem nie tylko historia Hana i Raisy. Przyjrzymy się bliżej pochodzeniu Haydena Tancerza Ognia; zobaczymy Cat Tyburn w roli pałacowej damy dworu; będziemy śledzić przemianę Michah i rozterki Fiony. Nie zabraknie oczywiście wiernego i lojalnego Amona, mądrej Iwy, czy pozostałych członków klanów. Nawet Kruk otrzyma swoje szczęśliwe zadośćuczynienie.
Trzeba przyznać autorce, że bardzo starała się zadowolić czytelnika, a w ostatnim momencie finału udało się jej go zaskoczyć. Kiedy bowiem wyjdzie na jaw tożsamość zabójcy magów, podejrzewam, że niejeden czytelnik zada sobie pytanie, jak mógł nie podejrzewać akurat tej osoby?
Na tle swoich poprzedniczek Karmazynowa korona wypada chyba najlepiej; głównie dzięki tempu akcji i atrakcyjności wydarzeń. Wszystko spójnie się ze sobą łączy i żaden element nie jest zbędny. 
Cykl Siedem królestw naprawdę jest wart przeczytania i myślę, że na ma tu limitu wieku; czego dowodem możemy być moja Mama i ja, a przecież trochę lat nas dzieli. Każdy czytelnik znajdzie w cyklu coś dla siebie. 
Polecam, bo naprawdę warto!

wtorek, 4 lutego 2014

Thomas E. Sniegoski: Nefilim

Autor: Thomas E. Sniegoski
Tytuł: Nefilim
Seria: Upadli, t.1.
Stron: 318
Wydawca: Jaguar
Moja ocena: 6+/10




W wolnej chwili lubię sięgać po starsze cykle. Czekają sobie one cierpliwie na swoją kolej i bywa, że się doczekują. Ostatnio przyszła pora na serię Upadli T. E. Sniegoskiego, znanego scenarzysty komiksowego, któremu zawdzięczamy m.in. opowieści o Punisherze, Batmanie czy Wolverinie.
Kilka lat temu, gdy w literaturze i filmie mieliśmy istny wysyp postaci z pogranicza postrzegania ponadzmysłowego, obok wampirów, wilkołaków, swoje pięć minut miały także upadłe anioły. Temat to przecież dość wdzięczny i dający twórcy pole do popisu, więc czemu nie skorzystać i nie stworzyć jakieś prostej i miłej w odbiorze historii?
Miłą odmianą jest fakt, że głównym bohaterem swojego cyklu uczynił Sniegoski, chłopaka, a nie dziewczynę. Żeńskich bohaterek, heroin i "wybranek" mamy już całe zatrzęsienie, a chłopaków nadal jak na lekarstwo.
Aaron ma lat 18 i jak to w takich historiach bywa, na pozór nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest pracowity, grzeczny, odpowiedzialny, naprawdę przeciętny. Ma dwoje zwykłych, ciężko pracujących rodziców i młodszego chorego na autyzm brata, Stevena. Jest to co prawda rodzina zastępcza, ale dają Aaronowi tyle ciepła i wsparcia, że brak więzów krwi nie ma tutaj znaczenia. Najbliższym przyjacielem chłopaka jest biszkoptowy labrador o imieniu Gabriel. (Tutaj ujawniają się osobiste sympatie autora, który także ma psa tej rasy).
Tuż przed 18 urodzinami Aaron zaczyna śnić o wielkiej wojnie, która już się wydarzyła. W snach widzi krew, miecze, słyszy bojowe okrzyki... i łopot skrzydeł, które wydają się przesłaniać niebo. Na snach się jednak nie kończy. Aaron zaczyna słyszeć niepokojące głosy i, ku swemu zaskoczeniu, rozumieć języki, z którymi nigdy nie miał styczności. Jakby tego wszystkiego było mało, Aaron zaczyna rozumieć co mówi do niego Gabriel. Czyżby popadał w obłęd? Wszystko na to wskazuje. W końcu nie zna swojego pochodzenia; może więc w jego rodzinie były przypadki szaleństwa?
Spotkany  w parku tajemniczy starzec, ku zdziwieniu Aarona, podaje się za upadłego anioła i próbuje wytłumaczyć chłopakowi co się z nim dzieje i kim tak naprawdę jest. Dla bohatera, który ma już ukształtowaną wizję swojej przyszłości, teoria, jakoby był Nefilimem czyli pół - aniołem, pół - człowiekiem, jest nie do przyjęcia, dlatego postanawia nic z tym nie robić i po prostu żyć dalej. 
Okazuje się jednak, że nie będzie to łatwe. W mieście coraz częściej wybuchają tajemnicze pożary, a tajemniczy prześladowcy z ognistymi mieczami zabijają pozornie przypadkowe osoby.  
Pierwsza część cyklu Upadli jest lekturą lekką, taką na jeden wieczór. Niewielka objętościowo, z dość dużą czcionką czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Nie dzieje się tutaj co prawda za wiele, a akcja nie pędzi w zawrotnym tempie, ale warto przejść przez to zbyt długie wprowadzenie. Druga połowa książki jest zdecydowanie lepsza. Gdy ujawnia się prawdziwa, do tej pory głęboko ukryta, natura Aarona, robi się naprawdę ciekawie. Zwykłe życie, bezpieczne i nudne, bohater będzie musiał zostawić daleko za sobą i zmierzyć się nie tylko ze sobą samym, ale też z zaciekłym i bezlitosnym dowódcą Anielskiej Straży Werchielem, który zagrozi rodzinie chłopaka. No i jest jeszcze przepowiednia. Czy faktycznie dotyczy ona Aarona? To się zapewne niebawem okaże. 
Nie mogę nie wspomnieć o kreacji Gabriela, który na skutek uzdrowienia przez Aarona, stał się czymś więcej niż zwykłym psem. Widać, że autor wyjątkowo lubi tę rasę psów, bo wiem, nie da się ich nie lubić. Gabriel i jego łakomstwo oraz bezinteresowna miłość do całego świata oraz psi sposób postrzegania wszystkiego co ludzkie były bardzo zabawne i momentami pies kradł rolę człowiekowi! Od siebie (jako właścicielki czekoladowego łobuza) dodam tylko, że wszystkie labki są takie same! Kochane, żarłoczne, troskliwe i prześmieszne. 
A wracając do Nefilima. Ponieważ książkę czyta się szybko, warto mieć od razu pod ręką kolejną część. 
Co do mnie, to losy Aarona zaciekawiły mnie, a Gabe ujął mnie za serce, dlatego jeśli ktoś lub lekkie, niewymagające historie z anielskim akcentem, to polecam na zimowy wieczór.

sobota, 1 lutego 2014

Polscy Fani Uniwersum Metro 2033: W blasku ognia

Autorzy: Polscy Fani Uniwersum Metro 2033
Tytuł: W blasku ognia
Stron: 160
Format: e-book
Data premiery: 28.10.2014
Wydawca: Insignis




Czasami się zastanawiam; gdy Dmitry Glukhovsky pisał Metro 2033,  to czy choć raz przyszła mu do głowy myśl, że wykreowany przez niego w tej książce świat spotka się z takim przyjęciem czytelników, że jedna powieść zapoczątkuje cały projekt i że cały świat Metra tak się rozrośnie, że kolejni pisarze zaczną tworzyć własne książki, a fani własne opowiadania. Jak dla mnie, tak wielki i długofalowy oddźwięk na jedną powieść, opisującą świat po wybuchu, jest ewenementem. To naprawdę coś wspaniałego. 
Kto wie, może kiedyś któraś z serii Metra będzie szkolną lekturą? 
W ubiegłym roku serwis metro2033.pl zorganizował konkurs na opowiadanie ze świata Metro. Najlepsze opowiadania złożyły się na zbiór, który ukazał się w  formie elektronicznej pod koniec stycznia tego roku. E-book można za darmo pobrać z takich platform jak Legimi, Publio, Wooblink i jeszcze kilku innych. Dostępne są formaty EPUP i MOBI. (Z tym to w ogóle był problem, bo pobrany na czytnik MOBI, okazywał się uszkodzony, dlatego koniec końców przyszło mi czytać na ekranie komputera).
Zbiór jest niewielki; znajdziemy w nim 12 krótkich opowiadań, poprzedzonych prologiem. Klamrą łączącą wszystkie opowiadania jest ognisko, przy którym są one snute. Często monologi się rwą, ktoś komuś przerywa, bo wyrazi wątpliwość lub chce coś dodać od siebie. Tak to przecież bywa w tego typu sytuacjach. Klimat jest niepowtarzalny, bo ognisko jest jak sfera sacrum. Ogień ogrzewa skostniałe ręce i dusze ludzi, którzy tak wiele przeżyli. Jedni urodzili się tu w tunelach, inni pamiętają świat przed wybuchem i samą katastrofę. Każdy tu coś stracił; kogoś bliskiego, rodziców, przyjaciół, ukochanych. Niemal każdy doznał bólu, poczucia osamotnienia, czy nawet zdrady ze strony najbliższych. Rzeczywistość metra jest bardzo okrutna i obawiać się tu należy właściwie wszystkiego; polityki, różnorako interpretowanej religii, promieniowania, mutantów, mroków własnego umysłu, a przede wszystkim innych ludzi. To z ich strony spotkać człowieka może to co najgorsze. Tym, czego w takiej rzeczywistości należy się najbardziej obawiać, jest ludzka chciwość i chęć zysku oraz bardzo tu powszechne odczłowieczenie podszyte szaleństwem.
Opowiadania zawarte w tym zbiorze są tak różne, jak różni ich autorzy. Wpływ miał na to, podejrzewam i wiek i poglądy i temat, którego się podjęli.
Treści tych opowiadań są od siebie odmienne, bo wiadomo, że każdy opowiadacz co innego uzna za dobrą historię, czym innym będzie chciał słuchaczy zaskoczyć, przerazić, zmusić do refleksji, a nawet wzruszyć. Najlepsze jest tu to, że tak naprawdę do końca nie wiemy, ile prawdy, a ile zmyślenia jest w zasłyszanych historiach. Słabnąca pamięć to jedno, halucynacje wywołane radiacją to drugie, a dochodzi do tego jeszcze kwestia wiarygodności opowiadających. Coś się komuś zmyśliło, przyśniło w pijackim zwidzie, a nawet jeśli było, tak jak mówi historia, to jak to udowodnić?
Przy ognisku, z cynowym kubkiem gorącej herbaty, który znakomicie ogrzeje nam dłonie usłyszymy o miejscach nawiedzonych, opuszczonych przez Boga i ludzi, a zamieszkanych przez... no właśnie, do końca nie wiadomo przez co. Poznamy zasady podziemnej sprawiedliwości, posłuchamy o miłości, której nie dane było zaistnieć, bo ważniejsze były układy i polityka. Dowiemy się, z jakimi potworami można się tu spotkać i czy faktycznie istnieją, czy może są tylko wytworem ludzkich lęków, obrastających w śluzowaty strach bujd, przenoszonych z ust do ust. W finałowym opowiadaniu pojawi się także polski akcent, co powitałam z miłym zaskoczeniem.
Od strony redakcyjnej natomiast mogłoby być trochę lepiej. W tekstach są błędy interpunkcyjne, zdarzają się literówki, wypatrzyłam nawet jeden czy dwa ortograficzne. Szkoda, że dokładniej się temu nie przyjrzano, zanim wybrane opowiadania ujrzały światło dzienne. 
Zbiór ten powstał z wielkiej pasji i widać, że tę pasję odzwierciedla. Stworzyli go fani Metra 2033 dla innych fanów i w takiej właśnie kategorii należy to przedsięwzięcie postrzegać.
Kto zechce, ten przeczyta. Mnie się podobało i mile spędziłam popołudnie.
Pozdrawiam!