czwartek, 29 grudnia 2016

Ukryte życie tajnego agenta czyli Boss

Tytuł: Boss
Reżyseria: Brad Furman
Scenariusz: Ellen Brown Furman
Obsada: Brian Cranston, Diane Kruger, Benjamin Bratt i in.
Gatunek: dramat sensacyjno-obyczajowy
Czas trwania: 127 min.







Nie przepadam za filmami o mafii. Jednak tym razem skusił mnie opis treści zawierający nazwisko Pablo Escobara. Czy wystarczyło to na rodzinny seans? O tym poniżej.

Lata 80 XX wieku. Agent FBI o swojsko brzmiącym nazwisku Bob Mazur otrzymuje ciężkie do wykonania w praktyce zadanie. Musi się wcielić w bogatego biznesmena, a następnie nawiązać kontakty z przestępczą siatką Pablo Escobara. Jak ma tego dokonać? Wabikiem ma być parnie brudnych pieniędzy i to dużych kwot. Starannie przygotowana mistyfikacja FBI z Boba Mazura czyni Roberta Musellę, bogatego przedsiębiorcę, człowieka wpływowego o licznych kontaktach i powiązaniach.

Zadanie jest karkołomne. Na szali postawiony zostaje nie tylko sukces całej operacji, ale przede wszystkim życie wielu ludzi, w tym rodziny i przyjaciół agenta. Jeden błąd, nieopatrznie wypowiedziane słowo i wszystko może się zawalić. 

Fabułę filmu oparto na prawdziwych wydarzeniach. Bob Mazur istnieje i żyje do dziś, jako tajniak pracował do emerytury. Rzeczywiście przez 5 lat wcielał się w Musellę i żył jak bogacz, nawiązując kontakty i starając się zdobyć zaufanie Roberto Alcaine'a, bliskiego współpracownika Escobara.  Jednocześnie cały czas starał się prowadzić normalne życie u boku żony Evelyn i dwójki ich dzieci. 

Z całą pewnością nie było łatwo oddzielić od siebie te dwa życia. Z jednej strony człowiek rodzinny, o łagodnym usposobieniu, musiał się pokazać jako bezwzględny biznesmen i człowiek bez skrupułów. 
Sam pomysł, by zrobić z napisanej przez życie historii film, był dobry. Chwilami jednak brakowało napięcia, do którego przyzwyczaiło nas kino sensacyjne. Nie znajdziemy tu pościgów czy strzelanin. To raczej ten typ filmu, w którym bohater przenika do danego środowiska i się w nim obraca, bywa to tu to tam, poznaje ludzi i daje się poznać, jako zmanierowany bogacz.  
Wiadomo, że cała operacja trwała 5 lat, jednak podczas seansu nie czuje się upływu tego czasu, dla mnie wyglądało to raptem na kilka miesięcy. 
Nie oceniałabym filmu zbyt surowo. Świetnie pokazano, jak żmudnym procesem jest przeniknięcie do danej grupy ludzi, w przypadku mafii, to ściśle zamknięty krąg. Wymaga to współpracy informatorów, dużych pieniędzy i bycia wiarygodnym, że już o posiadaniu zimnej krwi nie wspomnę.
W tym filmie zabrakło mi jednak napięcia, jakie powinno towarzyszyć zadaniu tajnego agenta, tego dreszczyku, gdy wydaje się nam, że zaraz się wyda, że ktoś go zdekonspiruje. Nie było tutaj tego. 

Dlatego właśnie pomimo oczywistych walorów, z seansu jestem średnio zadowolona. Wolałabym więcej wydarzeń w samej sferze dziania się, niż tylko słuchania, jak cała misja jest ważna i jak blisko celu są agenci. Z tego powodu film polecam tylko zagorzałym fanom opowieści o mafii. Pozostali widzowie mogą być trochę znudzeni. 

Dziękuję!

wtorek, 27 grudnia 2016

Rick Riordan: Ognisty tron

Autor: Rick Riordan
Tytuł: Ognisty tron
Cykl: Kroniki rodu Kane # 2
Stron: 449
Wydawca: Galeria Książki







Od wydarzeń, opisywanych w poprzednim tomie, minęło kilka miesięcy. Rodzeństwu co prawda udało się powstrzymać zapędy złośliwego boga Seta, ale w między czasie pojawiło się nowe zagrożenie. Żądny władzy i krwi bóg chaosu Apopis, nie ustaje w wysiłkach, aby uwolnić się z więzienia, do którego kiedyś wtrącił go sam bóg bogów Ra. 
 

To dlatego młodzi Kane'owie z pomocą wuja Amosa i nowo przyjętych rekrutów, nie spoczywają na laurach, ale zawzięcie szkolą się w magii, rzucaniu zaklęć oraz szukają trzech części Księgi Ra. W jakim celu? Sadie i Carter dochodzą do wniosku, że jedynym sposobem na pokonanie Apopisa jest przebudzenie Ra, prastarego boga słońca. Przed młodymi Kane'ami niezwykle trudne zadanie. Raz, że inni magowie nie wierzą w słuszność i prawość intencji rodzeństwa, które ma powiązania z Horusem i Izydą, dwa, że nikt nie wie, gdzie obecnie znajduje się Ra. Czy tak stary bóg będzie w ogóle zdolny do walki?  Misja niemożliwa, a dodatku pełna niewiadomych. 

W drugim tomie przygód młodych Kane'ów, poznajemy ich nowe oblicze. Przeżyte wydarzenia zmieniły ich i sprawiły, że wydorośleli, nabrali pewności siebie i cennej umiejętności radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. Pojawiają się pierwsze poważne miłości, rodzą się nowe więzi między rodzeństwem, które przecież razem jest dopiero od roku. 

Ognisty tron pod względem fabularnym to trochę taka dzika jazda bez trzymanki. Nie ma tu czasu ani miejsca na nudę. Pojawiają się nowi bohaterowie oraz ci, poznani już w tomie pierwszym. Najzabawniejszym i zdecydowanie najciekawszym jest niepozorny, ale wspaniały bóg karzeł Bess, który tym razem towarzyszy rodzeństwu w podróży w zastępstwie bogini kotki Bastet. 
Stare wątki są umiejętnie kontynuowane, a nowe zgrabnie wplecione w fabułę. Dzięki temu nie nudzimy się, ale też nie mamy poczucia obcości, że oto same nowości nas zalały, a o starym już się nie wspomina. 
Powracają wątki Horusa, Izydy, osobiście pojawia się sam Set, znienacka pojawia się także magnetyczny Anubis. Ale to nie wszystko. 

Zdecydowanie najlepsze i najciekawsze momenty książki, to te, gdy Sadie i Carter podróżują przez Duat, egipską krainę umarłych. Indywidua, które tam spotkają, nie tylko rozśmieszą i zaskoczą, ale też przerażą i dadzą do myślenia. 

Czy misja młodych Kane'ów się powiedzie? Czy odnajdą Ra i czy będzie on taki, jakiego w duchu oczekiwali? Co jeszcze spotka bohaterów i ich przyjaciół? Czy dla starożytnego Egiptu jest miejsce w nowoczesnym, stechnicyzowanym świecie? Mam wielką nadzieję, że na te i inne pytania, odpowie mi tom trzeci cyklu, po który sięgnę już niebawem.

niedziela, 25 grudnia 2016

Boże Narodzenie w Cooltowych animacjach

Boże Narodzenie to temat bardzo wdzięczny dla twórców animacji komputerowych. Im dziwniejszy klimat świąt i im bardziej oryginalni bohaterowie je obchodzą, tym ciekawiej.  Co tym razem udało się znaleźć?

Prezent Nocnej Furii
Czas trwania: 22 min.

Okazuje się, że Wikingowie też mają swój odpowiednik świąt Bożego Narodzenia o nazwie Snoggletog, do którego właśnie się szykują . Niespodziewanie wszystkie smoki odlatują. Na końcu dołącza do nich też Szczerbatek. Dlaczego? I co ważniejsze, czy wrócą?
Piękna, wzruszająca historia o smokach i przywiązaniu ponad brakami. Uroniłam łzę, serio.











Mamucia Gwiazdka
Czas trwania: 26 min.

Klimat śnieżno-lodowy sprzyja przecież Gwiazdce, więc czemu nie miałby jej mieć i mamuty?  
Niszcząc świąteczną skałę Mańka, Sid trafia na listę niegrzecznych Świętego Mikołaja. Chcąc odkupić swoje winy, wspólnie z Brzoskwinką i oposami, wyrusza na Biegun. 

Bardzo fajnie opowiedziana historia. Znalazło się miejsce dla zaprzęgu Mikołaja, pilnie strzeżonej mikołajowej bazy, a nawet dla pierwowzoru skrzatów Mikołaja. Zabawna i pomysłowa opowieść.









Święta, święta i Po
Czas trwania:  20 min.


Jak co roku Po przygotowuje się wraz z tatą i innymi mieszkańcami Doliny do obchodów Święta Latarni. Tymczasem mistrz Shifu nakazuje Po zorganizowanie uczty dla wszystkich mistrzów Kung Fu. Młody Panda początkowo jest zachwycony, potem jednak zdaje sobie sprawę, że święta bez taty, nie są tym, czego chciał. 
Zabawna i mądra krótkometrażówka, z jasnym przesłaniem. Czasem od wyrafinowanej jakości, ważniejsze jest towarzystwo bliskich i  przyjaciół, nawet jeśli mieliby się zajadać tylko (albo i aż) zupą kluskową. 





Pada Shrek 
Czas trwania: 21 min.

Gdyby to zależało od Shreka, nie obchodziłby świąt. Ale odkąd ma żonę i dzieci, ze zgrozą dowiaduje się, że Fiona i owszem, bardzo chce mieć święta. Spanikowany ogr postanawia zrobić prawdziwe święta last minute. Czy bajkowa zgraja z osłem, kotem, świnkami, Pinokiem i całą resztą mu to ułatwi czy utrudni? Hmm, punkt widzenia zależy od stopnia zazielenienia. :)
Jedna z lepszych krótkometrażówek tematycznych. Zabawna, pomysłowa i nawet trochę pikantna z tym samym, znanym przesłaniem: liczą się przyjaciele, bo to oni tworzą naszą oryginalną, hałaśliwą, ale też kochającą się rodzinę. 






Madagwiazdka 
Czas trwania: 21 min. 


Alex i jego przyjaciele podejmują kolejną próbę odlotu z wyspy, na której ugrzęźli. Ich marzeniem jest powrót do domu na święta. Tymczasem na wyspie niespodziewanie ląduje zaprzęg Świętego Mikołaja, który niepodziewanie z winy króla Juliana traci pamięć. Naczelną powinnością naszych bohaterów staje się zatem zadośćuczynienie tradycji i dostarczenie prezentów do odbiorców. Co z tego wyniknie i czy Julian nauczy się dawać, a nie tylko brać, to się okaże.
Znajdzie się też miejsce dla Pingwinów i ich przeciwników reniferów z zaprzęgu Mikołaja.
Przezabawnie i z klimatem. Polecam!





Pingwiny: Misja Świąteczna 
Czas trwania: 12 min.


W święta nikt nie powinien być sam. Szeregowy, pingwin o miękkim szlachetnym sercu, dobrze to rozumie. Gdy widzi, że miś polarny Ted, jest smutny, Szeregowy nie ma chęci świętować. Postanawia iść i kupić mu prezent. Przypadkiem trafia do rąk zrzędliwej staruszki i sam staje się prezentem dla kogo...
No właśnie. Skipper, Kowalski i Ricco ruszają z odsieczą.
Pingwiny, jak zawsze,  trzymają poziom.
Polecam.

czwartek, 22 grudnia 2016

Każdy chce mieć zwierzątko domowe czyli Jak wytresować smoka

Tytuł: Jak wytresować smoka
Reżyseria: Dean DeBlois, Chris Sanders
Scenariusz: Dean DeBlois, Chris Sanders, William Davies
Czas trwania: 98 min.
Wytwórnia: DreamWorks






Uwielbiam tę historię. Obłędnie, bezwzględnie, niepodzielnie i te wszystkie inne. Z mnóstwa wspaniałych animacji komputerowych to właśnie Jak wytresować smoka należy do moich ukochanych. Opowiedziana w tej bajce historia jest nie tylko mądra, promuje wartości rodzinne, ale też jest zabawna, wciągająca i nie pozwala się nudzić ani przez chwilę z tych 98 minut swojego trwania. 

Wyspa Berg. Zamieszkuje ją plemię rudowłosych, hałaśliwych i dość topornych w obyciu Wikingów. Ich życie nie należy jednak do łatwych i to nie ze względu na surowy klimat, czy styl bytowania na Berg. Problemem Wikingów są szkodniki, które porywają owce, niszczą zabudowania, paląc wszystko co się nawinie. Oczywiście chodzi o smoki, których w okolicy jest mnóstwo i nie starczy ani życia, ani Wikingów, by je wszystkie wytępić. 

Dorastający Czkawka (imię, które ma odpędzać trolle) jest synem wodza i ma świadomość, że nie spełnia oczekiwań, jakie chciałby przed nim postawić jego ojciec. Czkawka jest drobnej postury, wręcz chuderlawy, cięgle pakuje się w kłopoty, a czas najchętniej spędzałby w kuźni lub na projektowaniu nowych rzeczy. W mniemaniu ojca powinien zaś być wojownikiem o barach jak szynki, powinien zabijać smoki, a w przyszłości przewodzić plemieniu. Jak pogodzić te dwa sprzeczne pragnienia? 

W czasie jednej z napaści smoków na wioskę Czkawka, stworzonym przez siebie wynalazkiem (skrzyżowanie harpuna z kuszą) rani najpotężniejszego ze znanych smoków, Nocną Furię. Oczywiście nikt mu nie wierzy, gdyż Nocna Furia w przeciwieństwie do swoich pobratymców, jest smokiem legendarnym; nikt nigdy go nie widział, a co dopiero żeby próbował upolować. Czkawce jednak faktycznie się to udało. 
Spotkanie w dolinie z rannym smokiem staje się początkiem wielkiej przyjaźni, która zmieni oblicze całej społeczności Wikingów, okaże się bowiem, że ludzie i smoki nie muszą się wzajemnie zwalczać. Mogą nie tylko egzystować obok siebie, ale także wzajemnie się o siebie troszczyć i chronić. Do tego jednak daleka droga. 
Młodzieniec będzie musiał przejść smocze szkolenie oraz przekonać Wikingów z ojcem na czele, że nie ma konieczności zabijania smoków.

Jak wytresować smoka jest niezwykle zabawną historią o dorastaniu i odkrywaniu w sobie odwagi, by zmieniać świat wokół siebie, by iść własną drogą wbrew temu, co próbują narzucić nam inni. W przemyślany sposób pokazano także, że czasem nie obywa się bez ofiar lub uszczerbków na zdrowiu i że czasem tylko razem jest się czymś kompletnym, całością, bo osobno to już zupełna kicha. 
Rozczula niesamowita ścieżka dźwiękowa utrzymana w irlandzko-walijskich klimatach oraz dbałość o szczegóły, np. jak pokazywane są okręty Wikingów, to na ich burtach widoczne są morskie ślimaki. Niby to szczegół, a jednak przyjemnie go zaobserwować. 
Majstersztykiem jest natomiast Szczerbatek; jego mimika pyszczka, kocio-psie gesty i ruchy są obłędne. Jego rozmiary, w sumie jest dość niewielki, zadają kłam twierdzeniu, że tylko duży może dokonać wielkich rzeczy. Mimo tego, że są większe od niego smoki, Szczerbatek potrafi od nich znacznie, znacznie więcej. 

Jako wierny fan tego filmu, płaczący na każdym seansie, mogę tylko serdecznie polecić albo w wersji rodzinnego oglądania, albo miłego przerywnika po stresującym dniu. Bo wbrew pozorom, tresura i dla pana i dla pupila wcale nie jest taka łatwa.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Jak zostać ogrem... yyy królem czyli Shrek Trzeci

Tytuł: Shrek Trzeci
Reżyseria: Chris Miller, Raman Hui
Scenariusz: Peter S. Seaman, Jeffrey Price, Jon Zack, J. David Stem , David N. Weiss, Joe Stillman
Chris Miller, Aron Warner
Czas trwania: 93 min.
Wytwórnia: Dream Works






Zazwyczaj, gdy już po wielkim trudzie zyska się akceptację teściów, wtedy pojawiają się też pewne oczekiwania. Ogry także to obowiązuje. 
Gdy ojciec Fiony zaczyna chorować, królewna wraz z mężem Shrekiem, zastępują króla, mając nadzieję, że to tylko chwilowe. Dlatego, gdy król (obecnie żaba) umiera, zgodnie z jego wolą władzę w państwie ma przejąć właśnie Shrek. Ogr, który o niczym nie marzy bardziej niż o powrocie na ukochane bagno, jest tym faktem nieco przygnębiony. Kiedy jednak pojawia się możliwość związana z jeszcze jednym następcą, postanawia wyruszyć w podróż i sprowadzić go do Zasiedmiogórogrodu. 

Trzecia część serii zaczyna się sielankowym, dzieciowym klimacie. Nasi bohaterowie doszli do porozumienia i zaakceptowali fakt, że ich długo i szczęśliwie będzie na ogrowo i zielono. Gdyby tylko teraz mogli wrócić do domu, zamiast chrzcić statki, pasować na rycerzy i inne nudne, sztywne rzeczy. Chcąc tego uniknąć Shrek wraz z Osłem i Puszkiem, musi wyruszyć w kolejną podróż. Podczas ich nieobecności łaknący sławy i zemsty Książę z Bajki, przy pomocy czarnych, bajkowych charakterów dokonuje zamachu stanu. Tak w skrócie przedstawia się fabuła trzeciej części przygód zielonego ogra i jego wiernych przyjaciół. To jednak ledwie kawałek tego, co nas czeka w trakcie seansu. 

W trakcie podróży Shrek będzie musiał zmierzyć się z ojcowym kryzysem, w związku z wieścią, jaką przed jego wyjazdem przekazała mu Fiona. Powrotna podróż w towarzystwie prawdziwego nastolatka Artura da mu przedsmak tego, co go czeka jako rodzica. 
Ale to naprawdę nie wszystko. Puszek i Osioł przekonają się, jak to jest być w cudzej skórze; sytuacja iście ko(s)miczna. Spotkamy starego Merlina, a na jego przykładzie poznamy skutki wypalenia zawodowego nauczyciela. 
W tym samym czasie Fiona i inne królewny: Kopciuszek i jego brzydka siostra, Śnieżka, Śpiąca i Roszpunka osiągną szczyty feminizmu, przeciwstawiając się najeźdźcom. Nie zabraknie doborowej i niezastąpionej brygady: Ślepych Myszek, Trzech Świnek (w niemieckim akcentem), Pinokia i Ciastka. 

Trzecia część przygód opowiada tak naprawdę o dorastaniu do pewnych ról i obowiązków. Jedni radzą sobie z nimi lepiej, bo mają predyspozycje, tak jak np. Osioł. Inni muszą uwierzyć, że je mają, tak jak Artur i Shrek. Nie brakuje zabawnych nawiązań i aluzji. Jest wesoło i swojsko, ale zdarzają się też zaskoczenia, które świadczą o tym, że autorzy scenariusza jeszcze nie odkryli wszystkich kart. 
O czym mogą marzyć czarne charaktery? Dlaczego buty Puszka są tak niewygodne? Do czego może przydać się krasnal? Odpowiedzi na te i wiele innych bajkowych wątpliwości znajdziecie w trzeciej części przygód Shreka. Polecam. Trzyma poziom.

czwartek, 15 grudnia 2016

Soman Chainani: Długo i szczęśliwie

Autor: Soman Chainani
Tytuł: Długo i szczęśliwie
Seria: Akademia Dobra i Zła #3
Stron: 430
Wydawca: Jaguar







Pocałunki zwiastujące powszechnie znane Długo i szczęśliwie są przereklamowane.  Przykro to mówić głośno, ale tak jest. Agata i Tedros coś o tym wiedzą. Po tym, jak w finale drugiego tomu Agata wreszcie wybrała księcia, kosztem najlepszej przyjaciółki Sofii, księżniczka i książę przenieśli się do świata Czytelników. Jednak plan, że mogą tu żyć długo i szczęśliwie, szybko okazuje się niewypałem. W krainie baśni Sofia przywróciła do życia Złego Dyrektora i od tej chwili szalę zaczyna przeważać Zło, a wszystkie baśnie mogą się kończyć zupełnie inaczej. Agata i Tedros decydują się wrócić i uratować przyjaciółkę. Tylko czy Sofia w ogóle chce być ratowana? 

Pocałunek Agaty i Tedrosa nie rozwiązał problemów świata baśni. Krzywdzący podział na męską i żeńską część Akademii co prawda zanikł, ale nie znaczy to, że sprawy wróciły na swoje miejsce. Ponieważ od bardzo dawna Zło ma szansę na wygraną, Akademia podzieliła się na Nowe i Stare. Jaki jest plan odmłodzonego Dyrektora Akademii i dlaczego Stara część jest zamknięta? Czy dwie przyjaciółki: księżniczka i wiedźma mają szansę na swoje długo i szczęśliwie? 

Trzeci tom bardzo oryginalnej i wciągającej trylogii Akademia Dobra i Zła tematycznie dotyczy kwestionowania szczęśliwych zakończeń. Stojący na początku dojrzałego związku Agata i Tedros czują się przytłoczeni myślą, że już niebawem będą królem i królową. Tedros, który od dziecka przygotowywał się do tej roli, czuje nieco mniejszą presję, ale Agata jest przerażona myślą, że miałaby być królową. Nie widzi siebie w tej roli i cały czas podskórnie podejrzewa, że może jednak nie jest idealną księżniczką dla Tedrosa, że piękna i pragnąca tej roli Sofia byłaby lepsza. Co to za zakończenie, w którym książę nieustannie się poci, a księżniczka się rządzi? Ukazanie takiej strony związku młodych ludzi było naprawdę fajnym pomysłem, bo zazwyczaj mówi się tylko o tej różowej stronie, a nie wspomina o codziennych aspektach.
Mroczna strona trzeciego tomu pokazuje nam rosnący w siłę triumf negatywnych zakończeń baśni, a co za tym idzie sromotną klęskę i śmierć klasycznych bohaterów, którzy, powiedzmy to sobie szczerze, skapcanieli i stetryczeli. Niezłym pomysłem było pokazanie podstarzałego Kopciuszka, Jasia i Małgosi, czy Pinokia, a już zdecydowanym asem w tej talii jest pojawiający się niespodziewanie czarodziej Merlin. 

Podobało mi się bardzo, że autor nie zaprzestał pracy nad ukazaniem rozwoju głównych bohaterek, które z tomu na tom, dorastają, choć to ich dorastanie obiera totalnie przeciwny kierunek. 
Agaty nie można nie kochać. To mądra, naprawdę myśląca o innych dziewczyna, która widzi więcej niż tylko czubek własnego nosa. Może ma trochę zbyt mało pewności siebie, ale to przychodzi z czasem. Oprócz tego, jak na dobrą królową przystało, myśli o dobru wszystkich baśni, a nie tylko o własnym zakończeniu. 
Co do Sofii, no cóż, nie zdołałam jej polubić. To próżna, samolubna i głupia dziewczyna, której postępowanie najlepiej obrazuje bajka o żabie i skorpionie. Zresztą bohaterki same tę bajkę przywołują. Nie potrafi być ani dobrą przyjaciółką, ani księżniczką, za jaką się w duchu uważa. Zakończenie, jakie przewidział dla niej autor uważam za odpowiednio wyważone i bohaterka z pewnością się w tej roli spełni. 

Trylogia Akademia Dobra i Zła zasługuje na uwagę czytelników lubiących baśnie, ukazane nieco z innej strony. Sabat trzech wiedźm (Hester moja ulubienica!) może okazać się bardziej Zawszański niż Nigdziarski, a Kopciuszek może niekoniecznie marzyć o poślubieniu księcia. Król Artur może być lepszym królem niż mężem, a Dziekan Zła może właściwie rozumieć naturę Dobra. 
Trylogia S. Chainaniego to także mądra opowieść o dorastaniu do podejmowania właściwych decyzji, o rozliczeniu z przeszłością, która niekoniecznie każe powielać błędy rodziców. To co czarne i brzydkie nie musi być złe i plugawe, a to co tak olśniewająco piękne nie musi być równoznaczne z dobrem. To tak jak w życiu i teorii o różnych odcieniach szarości. 
Polecam Akademię Dobra i Zła czytelnikom gustującym w baśniach, na których wyrośli. Jeśli tylko macie otwarty umysł na nieoczywiste rozwiązania, na kpiarskie zwroty akcji, to trylogia na pewno się Wam spodoba. Polecam!

wtorek, 13 grudnia 2016

Wściekłe pięty czyli Kung Fu Panda 2

Tytuł: Kung Fu Panda 2
Reżyseria: Jennifer Yuh
Scenariusz: Jonathan Aibel, Glenn Berger  
Czas trwania: 90 min.
Wytwórnia: Dream Works





Pierwsza część przygód Po nawet mi się podobała. Perypetie tłustej pandy, która najbardziej kocha kluski i sajgonki, a w rezultacie zostaje mistrzem Kung Fu,  okazały się całkiem fajne.  Ale trzeba to rzec z pełną mocą, że druga część  jest znacznie, znacznie lepsza. Ale po kolei.  

Odkąd Po został Smoczym Wojownikiem, jego życie zmieniło się na lepsze. Cieszy się powszechnym szacunkiem, za przyjaciół ma członków Wielkiej Piątki, może jeść tyle ile dusza i żołądek zapragną. Nadal oczywiście trenuje Kung Fu i trzeba przyznać, że całkiem dobrze mu to wychodzi, choć wiadomo, że stosowane przez niego metody często są nieco odmienne od tradycyjnych. 

Zbliża się jednak nowe zagrożenie, które nie tylko będzie sprawdzianem umiejętności walki, ale też opanowania i równowagi duchowej. Ta ostania jest swego rodzaju motywem przewodnim całego filmu. 

Wygnany lata temu ze swojej krainy Lord Shen, teraz wraca żądny zemsty i chciwy panowania nad całymi Chinami. Ten dumny i zadufany w sobie paw, ma monopol na proch, dzięki któremu jest praktycznie niepokonany. W swojej fabryce wyprodukował potężną broń, a na swoich usługach ma watahy wilków i ogromne goryle. Jego pewność siebie mąci tylko stara przepowiednia, która mówi, że pokonać go może wojownik przybrany w czerń i biel. Ale Lord Shen już o to zadbał i przed laty wymordował wszystkie pandy w Chinach. 

Druga część filmu obfituje w pościgi i widowiskowe sceny walki. Bardzo podobało mi się, to że zwierzęcy wojownicy walczą zgodnie ze swoimi możliwościami fizycznymi, np. Żmija korzysta z giętkości i długości swego ciała, Modliszce bardzo służy jej niewielki wzrost, a Nosorożcowi gruba skóra. Lord Shen, pyszny w swej urodzie paw do walki używa imponującego ogona oraz szponów. Kung Fu przełożone na wersję animalistyczną jest niezwykle wiarygodne, dzięki czemu sceny walki śledziłam z zapartym tchem. 

Sporą część fabuły zajmuje rozliczenie Po z przeszłością. Wiemy przecież, że pan Ping, gatunkowo gęś łabędzionosa, nie może być tatą Po. W drugiej części wyjaśnia się zagadka pochodzenia głównego bohatera i tajniki adopcji. Oczywistym przesłaniem będzie oczywiście to, że gatunek nie ma tutaj znaczenia. Liczy się  ogromny wkład Pana Pinga włożony w wychowanie osieroconej pandy i wielka miłość, jaką darzy przybranego syna. Dla mnie najbardziej rozczulające było to, że mimo iż obecnie panda mogłaby jedną łapą podnieść gęś, pan Ping nadal widzi w nim swojego małego synka i wciąż twierdzi, że jest za chudy i zbyt zabiedzony. Oczywiście najlepsze na to lekarstwo do zupa z klusek i rzepa. :)

Ciekawym zabiegiem, i powtarza się to właściwie przez cały film, było łamanie zbyt dużego napięcia śmiesznymi słowami lub zachowaniem. Przykładowo podczas rozmowy Shena ze starą wróżbitką, koza cały czas podskubuje mu szatę, co pawia niesłychanie złości, bo to drogi jedwab. Gdy Po staje na szczycie dachu i ma wygłosić mowę, że oto zaraz pokona pawia i nic z niego nie zostanie, paw ma kłopoty z usłyszeniem tego, bo są zbyt daleko od siebie i jest zbyt duży hałas. Takich momentów jest więcej i przyznam, że świetnie się coś takiego ogląda. 

Druga część filmu podobała mi się bardziej od pierwszej. Bliżej poznajemy Po, jego pragnienie zgłębienia własnej przeszłości, obawy o to, kim jest. Lepiej też prezentuje się Wielka Piątka, która właściwie nieustannie wspiera Po, co zwłaszcza widać w scenach walki. Po sam sobie dobrze radzi, ale momentami miałam wrażenie, że wręcz czuwają oni nad każdym jego krokiem. Jest to bardzo zgrany zespół i miło się patrzy, jak walczą o życie przyjaciół w trakcie niebezpiecznej walki. 
Ostatnia scena filmu sugeruje nam, że Po czeka kolejne wyzwanie i naprawdę jestem ciekawa, jak Smoczy Wojownik sobie z nim poradzi.

sobota, 10 grudnia 2016

Rick Riordan: Czerwona Piramida

Autor: Rick Riordan
Tytuł: Czerwona Piramida
Seria: Kroniki rodu Kane, t.1 
Stron: 540
Wydawca: Galeria Książki






Po niezwykle udanej, zabawnej i pełnej zaskakujących rozwiązań serii o przygodach Percy'ego Jacksona, przyszedł czas na zanurzenie się w świecie mitologii egipskiej, czyli lekturę trylogii zatytułowanej Kroniki rodu Kane. 
Rozpoczynając lekturę, miałam trochę mieszane uczucia, mitologię egipską znam bowiem nieco słabiej niż grecką i w sumie nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Ponieważ jednak od pierwszego rozdziału akcja powieści, rusza z hukiem, moje obawy szybko się rozwiały. 


Nastoletnie rodzeństwo Kane, mimo więzów krwi, jest sobie niemal obce i widuje się zaledwie raz do roku. Sadie mieszka z dziadkami w Londynie, a Carter wraz z ojcem, wybitnym egiptologiem, podróżuje po świecie. Matka Kane'ów nie żyje. 
Gdy w kolejnym roku przypada dzień spotkania Sadie z ojcem i bratem, naukowiec zabiera dzieci do Muzeum Brytyjskiego. Tam, przy legendarnym Kamieniu z Rosetty, dochodzi do tragicznych w skutki wydarzeń, które raz na zawsze zmienią życie Cartera i Sadie. 
Działania Juliusa Kane'a budzą do życia dawno uśpionych bogów Egiptu, a jego samego umieszczają w więzieniu, z którego nie ma wyjścia. Podstępny i ambitny bóg ciemności i burz, Set planuje swoje odrodzenie i zagładę całego rodu Kane, który jak się nietrudno domyślić, może znacznie więcej niż się początkowo wydawało. 

Carter i Sadie nie mają wyjścia. Wyruszają w długą, pełną magii i niebezpieczeństw podróż, która odsłoni przed nimi tajemnice ich rodziny oraz powiązania Kane'ów z prastarym egipskim stowarzyszeniem, które swoimi początkami sięga pierwszych faraonów. Na swojej drodze rodzeństwo spotka sprzymierzeńców i wrogów, z którymi, choć tego dokładnie nie pamiętają, już wielokrotnie się spotkali. Ku swojemu zaskoczeniu przekonają się, że nie są zwykłymi nastolatkami, a pryszcze i kiepska fryzura, to teraz najmniejsze z ich problemów. Przyjdzie się im zmierzyć z powstającymi na nowo do życia bogami, którzy nie grzeszą taktem czy uprzejmością. Jak poradzić sobie z boginią pajęczaków Selkit? Co jest ulubionym napojem żądnej krwi Sachmet? I czy Anubis może być "fajny do pogadania"? A jak pokonać boga krokodyla wielkości kampera? I czy Set, mimo swoich zdradzieckich planów, faktycznie jest największym złem, jakie zagraża Ziemi i ludzkości? 
Sadie i Carter z pomocą kociej bogini Bastet, pawiana Chufu, uwielbiającego koszykówkę oraz młodej adeptki magii Zyii, wyruszą w daleką podróż przez świat i przez czas. Czy zdążą i czy Horus oraz Izyda, którzy gdzieś tam się kryją, okażą się pomocni? 

Czerwona piramida naprawdę zaskakuje i to w pozytywnym sensie. Egipscy bogowie przedstawieni są w sposób ciekawy i pomysłowy, zaś spotkania z nimi nigdy nie kończą się tak, jak mogło się wydawać. Bóstwa te to taka ciekawa mieszanka cech ludzkich, mocy boskich oraz zachowań typowych dla dziedzin, którymi się opiekują. Przykładowo Bastet będzie wielbicielką kociej karmy i drapania wszystkiego co popadnie, a Anubis w ludzkiej postaci okaże się całkiem fajnym chłopakiem. 
Ogromną sympatię budzą od razu główni bohaterowie. Carter i Sadie są zaradni, pomysłowi i odważni. Początkowo ich wzajemne relacje są trochę sztywne, co jest zrozumiałe, zważywszy na fakt, że widują się raz w roku. W trakcie podróży uczą się ze sobą współpracować i z czasem tworzą naprawdę zgrany duet, który wzajemnie się uzupełnia.

Czerwona piramida to dopiero początek przygód młodych Kane'ów i ich potyczek ze staroegipskimi bóstwami. Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się w kolejnych tomach, dlatego od razu sięgam po część drugą. 

Dobra pozycja dla fanów mitologii Egipcjan oraz miłośników twórczości Ricka Riordana. Ten człowiek to istny wulkan dobrych pomysłów i grzechem oraz dużą czytelnicza stratą byłoby nie zapoznać się z jego książkami. Dlatego polecam. Naprawdę warto.

czwartek, 8 grudnia 2016

Jim Butcher: Front burzowy

Autor: Jim Butcher
Tytuł: Front burzowy
Cykl: Akta Harry'ego Dresdena #1
Stron: 352 
Wydawca: MAG






O czym myśli czytelnik na hasło: prawdziwy mag? Założę się, że na myśl przychodzi mu mężczyzna, w powiewającej szacie, wysoki, prawdopodobnie z długą siwą brodą, rzucający zaklęciami jak ten miotacz w drużynie baseballowej. Kule ognia i światła lecą raz za razem, trafiając w cel bez jednego chybienia. Taki mag budzi postrach, bo nie ma sobie równych. 
A jak jest w przypadku Harry'ego Dresdena? No cóż. Jest wysoki, to fakt i ma różdżkę. Coś na kształt szaty też by się znalazło, bo nosi stary prochowiec. Nie ma jednak brody i nie rzuca zaklęciami w te i we wtę, jak szalony. 
Poza tym zalega z czynszem za mieszkanie, żyje w świecie, gdzie panoszy się przede wszystkim technologia, a w magię wierzą nieliczni. Poza tym ma kogoś w rodzaju magicznego kuratora, dlatego musi bardzo uważać na to co robi, gdyż nieopatrzne decyzje może przypłacić życiem. Jest jedynym magiem figurującym w książce telefonicznej, ale i tak nie przysparza mu to klientów. Słowem raz, że niewesoło, dwa, że klasycznego maga, to Harry w ogóle nie przypomina. 

Front burzowy to pierwsza część, w oryginale liczącego  już 15 tomów cyklu, Akta Harry'ego Dresdena. To zgrabne połączenie powieści detektywistycznej z urban fantasy, z bohaterem, który stanowi pomost miedzy światem ludzi  a światem wampirów, wilkołaków, elfów i innych magicznych stworzeń. 
Próbując zachować pewną stabilność finansową, Harry pracuje jako konsultant policji na zlecenie porucznik Karrin Murphy, która wzywa go w chwilach, gdy trudno o logiczne wyjaśnienie danego zajścia. 
Tak jest też i tym razem. 

Makabryczne zabójstwo dwojga ludzi, prawdopodobnie podczas schadzki, wstrząsa nie tylko policją, ale i Harrym, który zaczyna podejrzewać, że  w mieście pojawił się groźny mag, za nic mający prawa magii ustanowione przez Białą Radę. W tym samym czasie do Dresdena zgłasza się klientka, prosząca o pomoc w odnalezieniu męża. Spokoju magowi nie daje także ambitna reporterka, marząca o przyciągającym czytelników artykule. 
Jakby tego wszystkiego nie było dość, Harry'emu depcze po piętach strażnik Morgan straszący go śmiercią, gadająca ludzkim głosem czaszka Bob domaga się doby wolności, a mafijne i wampirze klany wysuwają swoje roszczenia. 
Oczywiście żeby nie było zbyt łatwo, niemal na każdym kroku Harry dostaje łomot, albo od śmiertelnika, albo od nasłanego demona, co tylko potwierdza tezę, że do takiego Gandalfa, jednak mu trochę brakuje. W sytuacjach kryzysowych wykazuje się co prawda dość dobrymi pomysłami, ale w końcu trzeba coś robić, żeby ratować własną skórę. 

Front burzowy, tytuł bardzo dobrze oddaje fabułę książki, to powieść jak dla mnie poprawna. Nie wiem, czy tego typu motywy już mi się przejadły (a nie sądzę), czy może jest w tej historii pewna toporność, która sprawia, że czegoś jej brakuje. To urban fantasy, powinno być dowcipne, z pazurem i zaskakujące. Główny bohater powinien mieć w sobie to coś, tymczasem nie raz irytuje tym, że ma związane ręce, albo pakuje się w kłopoty. Rozumiem, że stworzono prawa, aby chronić śmiertelników, jednak tym samym, taki mag w sumie niewiele może zrobić. No bo co: na umysł wpływać nie może, czasem manipulować nie może, transformować w ropuchę nie może. To co może? Wolno mu tworzyć eliksiry i rozmawiać z ludźmi lub magicznymi istotami, jak śmiertelnemu detektywowi. Trochę to jak dla mnie mało. 
Biorąc jednak pod uwagę, że jest to powieść rozpoczynająca cykl, jestem skłonna dać szansę i bohaterowi i pisarzowi. Tak powiedzmy, do trzech razy sztuka, tym bardziej, że czytany ostatnio przeze mnie Wiatrogon aeronauty miał właśnie ten rodzaj dowcipu, o który mi chodzi w fantasy. Dlatego niebawem mam zamiar sięgnąć po Pełnię księżyca, zobaczymy co z tego wyniknie.

wtorek, 6 grudnia 2016

Z urokiem Indiany Jonesa czyli Przygody Tintina

Reżyseria: Steven Spielberg
Scenariusz: Joe Cornish, Edgar Wright, Steven Moffat
Czas trwania: 107 min.
Wytwórnia: Columbia Pictures & Paramount Pictures








Tintin jako postać komiksowa urodził się w Belgii w roku 1929. Seria o przygodach młodego reportera jest zaliczana do najpoczytniejszych komiksów XX wieku, nic więc dziwnego, że wydrukowana została w ponad 20 mln egzemplarzy i przetłumaczono ją na ponad 90 języków. Nieźle, prawda? Statystyki godne pozazdroszczenia. 

Kwestią czasu było aż któryś z wielkich filmowców zainteresuje się Tintinem i zrobi o nim film. Padło na Stevena Spielberga, którego o stworzenie filmu ponoć uprosiły jego własne dzieci.  Zasiadając do seansu, zasugerowałam się nazwiskiem Spielberga, wychodząc z założenia, że coś sygnowanego tym nazwiskiem nie może być złe. I nie pomyliłam się. Przygody Tintina zapewniły mnie i mojej rodzinie bardzo miłe, niedzielne przedpołudnie. 

Tintin to młody reporter, wolny strzelec, którego, widać to na pierwszy rzut oka, kłopoty trzymają się bardzo mocno. Młodzieniec bardzo interesuje się przedmiotami z historią i gdy na targu dostrzega model okrętu, bez wahania kupuje go, zwracając tym samym uwagę wielu osób. Jeszcze tego samego dnia model zostaje skradziony z mieszkania bohatera, a on sam zostaje porwany przez tajemniczych opryszków. Tak, w skrócie, zaczyna się wielka przygoda, a jej początki sięgają ponad dwa wieki wstecz, kiedy to  Franciszek Baryłka starł się w walce z piratem Szkarłatnym Rakhamem.

Akcja filmu toczy się sprawnie, szybko i nie można się tutaj nudzić. Razem z Tintinem płyniemy statkiem, lecimy samolotem, wędrujemy przez spaloną słońcem pustynię, odwiedzamy arabskiego szejka, itd. Tak naprawdę to zaledwie garść szczegółów składających się na większą całość. 

Tintin to takie połączenie McGyvera z Indianą Jonesem. Ciekawy świata, inteligentny i zaradny, nigdy się nie poddaje. Potrafi pilotować samolot, bo kiedyś widział, jak robi to inny pilot. Dobrze sobie poradzi z lokomotywą, motorem i czołgiem. Oczywiście nie radziłby sobie tak dobrze, gdyby nie jego wierny piesek Miluś, który zaradnością i bystrością dorównuje komisarzowi Alexowi. 
Moje prywatne skojarzenie związane z wyglądem głównego bohatera przywiodło mi na myśl młodego Ryśka z Klanu, a mojemu małżonkowi Ivan Sacharyna (chyba na skutek brody i czerwonego płaszcza) bardzo przypominał pana Kleksa. Nie umniejszyło to jednak w niczym pozytywnego odbioru filmu. Przygody Tintina ogląda się z przyjemnością i zaangażowaniem. Są tutaj pościgi, pojedynki, niebezpieczne momenty i brawurowe sceny zapierające dech w piersiach. Jest także oczywiście skarb, do którego prowadzą jednorożce. 

Polecam seans Przygody Tintina. Każdy miłośnik przygód spod znaku Indiany Jonesa, lubiący klimaty lat 30. ubiegłego wieku z wplecionym wątkiem skarbu na zatopionym okręcie, będzie zadowolony. 
Szczerze mówiąc przydałaby się kontynuacja. Oby krążące o tym pogłoski okazały się prawdziwe. 

środa, 30 listopada 2016

John Donoghue: Szachy ze śmiercią

Autor: John Donoghue
Tytuł: Szachy ze śmiercią
Stron: 362
Wydawca: Świat Książki





Szachy są tak stare jak nasza cywilizacja. Według źródeł pisanych gra ta narodziła się w Indiach, by z czasem stopniowo opanować cały świat. Obecnie jest już dostępna w Internecie, można w nią grać z komputerem, posiada nawet własne święto w kalendarzu i jest to dzień 20 lipca. 

Szachy uczynił John Donoghue wiodącym motywem swojej powieści. Tytuły rozdziałów odnoszą się do popularnych ruchów i posunięć na szachownicy. 
Auschwitz, początek lat 40 XX wieku. W ogarniętym wojną świecie na rozkaz Hitlera trwa masowa eksterminacja Żydów. Naród żydowski, na skutek udanej i sprytnej propagandy, jest uważany za gorszy gatunek, wręcz podludzi; brudnych, tępych, roznoszących choroby. 

Z frontu wschodniego do Auschwitz przybywa SS Obersturmführer Paul Meissner. Ponieważ został ciężko ranny, jedyne co może teraz robić, to pełnić funkcje administracyjne. Nieświadom zasad tu panujących, prawdy na temat przeznaczenia więźniów, ani prawdziwej natury Żydów, staje przed wyzwaniem zorganizowania klubu szachowego, co miałby podnieść morale wśród oficerów. Pomysł okazuje się bardzo chwytliwy, obstawiane są nawet zakłady. Wszystko jednak, wraz z całym światopoglądem Meissnera, ulega diametralnej zmianie, gdy okazuje się, że najzdolniejszym szachistą w całym Auschwitz jest młody więzień Emil Clement, Żyd.

Czy Niemiec i Żyd mogą sobie wzajemnie pomóc? Powieść Johna Donoghue pokazuje, że tak, choć będzie to relacja bardzo skomplikowana, przepełniona bólem i uprzedzeniami.

Realia obozu i rozgrywki szachowe to jedna płaszczyzna powieści. Druga to początek l. 60, a więc około 20 lat po wojnie. Drogi Meissnera i Clementa schodzą się ponownie. W jakich okolicznościach się rozstali? Jak udało im się przeżyć? Czy kolejny konkurs, w którym Emil bierze udział, okaże się jego wielkim triumfem, czy też może wygrana oznacza zupełnie co innego? 

O Holocauście napisano już wiele i pewnie drugie tyle jeszcze powstanie. I bardzo dobrze, bo rozmawiając z dorastającą młodzieżą, zdaję sobie sprawę, że dla nich trudne czasy wojny i prześladowań ludzkości, są już tylko historią, z często strasznie i szokująco brzmiącym posmakiem. Trudno im wytłumaczyć, że to był fakt, że świat na to patrzył, że setki tysiące cały się porwać ideologii stworzonej przez jednego niepozornego człowieka. 

Szachy ze śmiercią to książka poruszająca do głębi. Poważna, skłaniająca do refleksji, nie dająca się od siebie oderwać. Z drżeniem serca śledziłam nie tylko losy Emila w obozie, ale też jego spotkanie z Meissnerem po latach. Autor bardzo wnikliwie przedstawił nie tylko obozowe realia, ale też poobozową traumę, która wpłynęła na całe dalsze życie Emila. Z terroru ocalał tylko on, cudem uratowany. Jego rodzina i przyjaciele zginęli. Czy można w ogóle myśleć o wybaczeniu człowiekowi reprezentującemu faszystowską ideologię? Czy przemiana Meissnera jest prawdziwa? Czy po tym wszystkim co ich spotkało, mają sobie jeszcze coś do powiedzenia? 

Polecam. Pozycja godna uwagi i poznania.
Dziękuję!

niedziela, 27 listopada 2016

Prawdziwy ogr powinien... poznać teściów czyli Shrek 2

Tytuł: Shrek 2
Reżyseria: Andrew Adamson, Kelly Asbury,
Conrad Vernon
Scenariusz: Dawid N. Weiss, Joe Stillman,
Andrew Adamson, J. David Stem
Czas trwania: 92 min.
Wytwórnia: Dream Works






Przychodzi taki czas w życiu każdego ogra, gdy musi poznać rodzinę żony, zwłaszcza jeśli ożenił się z królewną z bajki.  Cóż, świeżo upieczony mąż nie jest tym zbytnio zachwycony, najchętniej bowiem zaszyłby się z Fioną na bagnie i tam sobie siedział. Fiona jednak chciałaby spotkać się z dawno niewidzianymi rodzicami, nasi bohaterowie ruszają więc w długą podróż do Zasiedmiogórogrodu. 
Jak wypadnie rodzinne spotkanie i czy Fiona otrzyma swoje wymarzone długo i szczęśliwie? 

Druga część przygód zielonego ogra będzie dla tytułowego bohatera i jego ukochanej swoistym sprawdzianem z ich uczucia. Będą bowiem mogli dokonać wyboru, czy chcą ze sobą być w ogrzej, zielonej postaci czy może zmienić ją na przystępniejszą, ludzką. 

Pomysłowość twórców Shreka nie skończyła się na części pierwszej. Oprócz starych, znanych już bohaterów, pojawiają się nowi. W niecodziennej roli przewrotnej bizneswoman zobaczymy wróżkę chrzestną, która jest uzależniona od słodyczy i wcale nie jest przez to słodsza. Książę z bajki okaże się pięknisiem i maminsynkiem, a brzydka siostra Kopciuszka przemówi do nas głosem Wojciecha Manna. 

Jednak, jak dla mnie, największą gwiazdą tej części jest Kot w butach. Puszek Okruszek, prywatnie  zawodowy zabójca to szarmancki kocur, złotousty, o wytwornych manierach i pięknej złocistorudej maści. Jednak jego największą bronią jest spojrzenie. Tak, moi drodzy powiedzenie robić oczy kota ze Shreka dotyczy właśnie Puszka i już na stałe weszło do codziennego użycia. 
Ciekawie przedstawiono także rodziców Fiony, zwłaszcza tatę, którego ujawniająca się  finale filmu tożsamość może choć w części tłumaczyć ogrzą naturę Fiony. 

Nie zabraknie w drugiej części Ślepych Myszek, Trzech  Świnek, Ciastka i Pinokia. Może są i mali wzrostem, ale razem mogą bardzo wiele.

Druga część serii bardzo mile zaskakuje. Ponownie okazuje się, że liczy się to co ma się w środku, a nie wygląd zewnętrzny, który jest ulotny i może sugerować wewnętrzną pustotę. Trochę brakowało mi Smoczycy, o której tylko się tu wspomina, rozumiem jednak, że było miejsce na tylko jednego giganta, którym okazał się... Tego już nie zdradzę. 
Polecam seans drugiej części Shreka. Jest zabawnie, sensacyjnie, pikantnie i zielono.

sobota, 26 listopada 2016

Fiona Burton: Wdowa

Autor: Fiona Burton
Tytuł: Wdowa 
Stron: 456
Wydawca: Czarna Owca







Od czasu do czasu media szokują świat historiami, w których jedno ze współmałżonków okazuje się mieć mroczną stronę, o której nikt włącznie z żoną nie miał pojęcia. Czy aby na pewno? Wtedy rozpoczynają się spekulacje, dochodzenia, domysły, często pochopne i bardzo okrutne oceny. Trudno osobom postronnym uwierzyć, że najbliższa żonie osoba czyli mąż, może mieć drugie życie, życie sekretne i haniebne. Jak można o tym nie wiedzieć. Czy to faktycznie prawdziwa niewiedza, czy podświadome wyparcie?  Podobny wątek podjęła w swojej debiutanckiej powieści Fiona Burton, dziennikarka z 30 letnim doświadczeniem zawodowym.

Jean Taylor jest żoną idealną, o takiej marzy każdy mężczyzna. Cicha, uległa, wierna i kochająca. Wszystko przetrzyma, wszystko wytłumaczy na korzyść partnera, wszystko wybaczy, nigdy nie potępi, nie powie dość. Słowem anioł w ludzkiej postaci. Przez lata trwa przy swoim mężu, który, choć obiektywnie idealnym partnerem nie jest, dla niej ucieleśnia ideał. Zarabia na dom, jest troskliwy, dba, by żona nie musiała za dużo sama myśleć, ani robić, a wszystko to robi z troski i miłości do niej.

Kiedy z przydomowego podwórka niespodziewanie znika mała Bella, cała policja zostaje postawiona w stan gotowości. Poszukiwania z udziałem mocno zaangażowanej opinii publicznej, mediów, a przede wszystkim matki dziewczynki, nie dają jednak rezultatów. Wszystkie ślady, znikome trzeba dodać, prowadzą donikąd, a jedyny podejrzany, Glenn Taylor, choć ewidentnie coś ukrywa, wychodzi ze sprawy czysty jak łza.
Co tak naprawdę stało się z małą Bellą i czy Taylor miał z tym coś wspólnego?

Sprawę poznajemy z bardzo ciekawej perspektywy. Wszystko to wydarzyło się na przestrzeni ostatnich czterech lat. Sprawę właściwie już zamknięto i gdyby nie fakt, że Jean zdecydowała się na udzielenie jednej z gazet wywiadu, niewielu by o niej pamiętało. 
Aby wzbogacić swoją historię, autorka zdecydowała się na pokazanie jej oczami trzech narratorów: tytułowej wdowy, ambitnej dziennikarki oraz policjanta prowadzącego sprawę. Dzięki temu historia jest nie tylko bogatsza, ale też zasiewa w czytelniku ziarna niepewności, bo od każdej strony wygląda to zupełnie inaczej.

Jean Taylor jest bardzo interesującą postacią, zlepkiem poznanych przez Fionę Burton na sali sądowej kobiet, żon "potworów", gwałcicieli, morderców, pedofilów. Z tych właśnie autorskich fascynacji wyrosła tytułowa wdowa i jej historia. 
Początkowo akcja rozwija się dość powoli i właściwie nie wiedziałam co myśleć, o głównej bohaterce i jej roli w sprawie. Z czasem jednak robi się coraz ciekawiej. Najmocniej uderzyło we mnie zakończenie tej historii. Było takie życiowe, bez nagłych zwrotów akcji i cudownych rozwiązań, takie prawdziwe, a jednocześnie smutne. Sprawę zamknięto, życie potoczyło się dalej i tylko nieliczni będą pamiętać. 

Z zamieszczonego na LC wywiadu z autorką można się dowiedzieć, że powieść ta nie wyczerpuje losów Jean Taylor, wręcz przeciwnie możemy się spodziewać trylogii utrzymanej z klimacie noir. W sumie to dobra wiadomość i chętnie przeczytam drugą część, gdy tylko pojawi się na naszym rynku.


Dziękuję!

wtorek, 22 listopada 2016

Sieje ten, kto zbierać chce! czyli Lorax

Reżyseria: Chris Renaud
Scenariusz: Cinco Paul, Ken Daurio
Na podstawie bajki Dr Seussa
Czas trwania: 86 min.
Wytwórnia: Universal Pictures






Chciakowo pokochałam od pierwszej piosenki. Tak już mam. Czasem wystarczy jeden refren, by  dźwięki chwyciły mnie za serce. Tak więc przepadłam już na starcie. 
Z samą bajką jednak bardzo długo było mi nie po drodze. Za pierwszym razem, gdy zasiadłam do odbiornika, okazało się, że wyemitowano inny film. Za drugim nie pasował mi termin i obraz przegrał w starciu z innym. 
Do trzech razy sztuka. Wczoraj się udało. 

Lorax to bajka autorstwa Teodora Seussa Geisela zwanego też Dr Seussem. Spod pióra tego znakomitego autora książek dla dzieci wyszła także historia o przesympatycznym romantyku Hortonie, który uwierzył w istnienie Ktosiowa, udowadniając że serce ma znacznie lepszy wzrok niż oczy. 

Na pierwszy rzut oka Chciakowo wygląda i funkcjonuje jak z obrazka. Jest piękne, kolorowe, zautomatyzowane i w ogóle naj. Ale to tylko fasada. Całe miasteczko jest z plastiku, nie ma w nim ani jednego prawdziwego drzewa, a powietrze jest dostarczane do domów niczym bańki z mlekiem. Jak do tego doszło? 
Historię zgłębi 12-letni Ted, który zapragnie podarować ukochanej Audrey prawdziwe drzewo.  W tym celu uda się poza granice miasteczka do samotni ekscentrycznego pana Once-Leera, który opowie mu o cudownej urody dolinie, w której w zgodzie żyły sobie zwierzęta, a rytm ich życia wyznaczały jeszcze bardziej urokliwe drzewa Truffula. 

Historia jest totalnie obłędna. Może brzmi to tak, jakby łatwo było mnie zachwycić, ale Lorax naprawdę ma w sobie to coś. 
Młodszych widzów zachwyci kolorami, prześmiesznymi rybkami i misiami oraz interesującymi pojazdami. Kreacja miasteczka jest naprawdę pomysłowa, a ubrana w konwencję musicalu,  tylko zyskuje. Sceny, gdy wszyscy mieszkańcy zaczynają tańczyć i śpiewać są świetne. 
Nie byłoby jednak w tym nic niezwykłego, gdyby nie bogaty i głęboki wydźwięk dydaktyczny Loraxa. Bo Chciakowianie wcale nie są tak szczęśliwi jak się wydaje i nie mam tu już nawet na myśli ich totalnej ignorancji w stosunku do tego, gdzie odprowadzane są ścieki czy trujące substancje, albo co kryje się za murem miasta. Ale dziecko, które po kąpieli w rzeczce zaczyna świecić na zielono? To już powinno niepokoić. 

Historia sympatycznego, ale bardzo krótkowzrocznego Once-Leera dobitnie pokazuje, jak zamiatanie pod dywan dobrych rad i mądrych przestróg, aby tylko się szybko dorobić, (oczywiście nie napracowawszy się zbytnio), doprowadza do katastrofy ekologicznej. Następne pokolenia już tak nie będą tego postrzegały, bo pamięć ludzka jest krótka, ale co jeśli będzie jeszcze gorzej? Bo przecież może być. Co jeśli zawiodą maszyny i skończy się czyste powietrze? Gdy poziom skażenia tak zmieni nasze organizmy, że zaczną nam wyrastać czułki, albo dodatkowe kończyny? 
Czy jeden Ted może coś zmienić? Może i to bardzo wiele. Bo najważniejsze to, żeby ktoś się przejął i obudził świadomość w innych. A wtedy zrobić można bardzo dużo. 

Lorax to pouczająca bajka, która może być idealnym pretekstem do rozmowy z dzieckiem o tym, po co nam drzewa, czym jest fotosynteza i jak ważne jest dbanie o naszą planetę. 
Oprócz tego seans zapewni nam odpowiednią dawkę śmiechu, wzruszenia i dobrej zabawy. Super. Polecam gorąco.

niedziela, 20 listopada 2016

John Galsworthy: Posiadacz

Autor: John Galsworthy
Tytuł: Posiadacz
Seria: Saga rodu Forsyte'ów
Stron: 200
Wydawca: MG






John Galsworthy jest uważany za jednego z najwybitniejszych pisarzy przełomu wieków XIX I XX i epika ery wiktoriańskiej. Nagrodzony w roku 1932 Literacką Nagrodą Nobla cieszył się w swojej epoce ogromnym autorytetem i szacunkiem. Dziełem jego życia jest wielotomowa powieść rzeka prezentująca dzieje rodziny Forsyte'ów na tle przemian gospodarczych i kulturowych. Powieść Posiadacz otwiera tę sagę i dziś, przez wielu krytyków i historyków literatury, jest uznawana za najlepszą książkę pisarza. 

Forsyte'owie są specyficzną rodziną. Przede wszystkim jest to rodzina bardzo liczna i  mimo wzajemnych niesnasków czy drobnych złośliwości, bardzo ze sobą zżyta. Te więzy widać jednak bardziej w czynach niż słowach, bo o czym jak o czym, ale o wzajemnych uczuciach Forsyte'owie nie umieją rozmawiać, co niestety często prowadzi do wielu nieporozumień i konfliktów. Nieprzegadane sprawy stopniowo zmieniają się w zadawnione urazy, a to rzutuje na dalsze wzajemne relacje w rodzinie. 

Historia zaczyna się w 1886 roku w Londynie.  Historię poznajemy z dwóch perspektyw. Soames, jeden z braci Forsyte'ów, niedawno się ożenił i choć jego żoną została kobieta, o którą długo musiał zabiegać, która jest piękna i ma wszelkie inne cnoty, związek ten nie wygląda na szczęśliwy. Co tak naprawdę dzieje się między Soamesem i milczącą Ireną?  Jedna z młodszych latorośli Forsyte'ów, wychowana przez dziadka June, właśnie się zaręczyła i to z młodym, zdolnym architektem, choć nie Forsyte'm. Czy projekt na budowę domu, który przyjmie narzeczony June, doprowadzi go do sławy i bogactwa, czy też może na zawsze zburzy stary porządek w rodzinie?

Spodziewałam się historii w stylu Dickensowskim i faktycznie takie elementy, niekiedy w powieści znajdowałam. Jednak nie było tego wiele. Tworząc warstwę fabularną, autor skupił się na opisach i w rezultacie powstała powieść, w której jest bardzo mało dialogów, a gdy się one już pojawiają, cechuje je pewna enigmatyczność, jak gdyby autor zakładał, że czytelnik sam pewnych rzeczy się domyśli, a więc bohaterowie już nie muszą ich omawiać.  Oprócz tego, z wyjątkiem Soamesa, za wszelką cenę starającego się zdobyć uczucia i uznanie chłodnej Ireny, nie jest nam dane dowiedzieć się co dzieje się w głowach i sercach bohaterów. Nie wiadomo, co tak właściwie kieruje Ireną, która niszczy życie ludzi wokół siebie, dlaczego Bossiney związał się z June, choć wcale nie wygląda jakby mu na niej zależało i dlaczego June ma tak mało pary, by walczyć o to, co jej. 
Splatani zastarzałymi konwenansami bohaterowie tkwią w sytuacjach dla nich samych nieznośnych lub przykrych, a najwięcej rozrywki ma rodzina, która cichaczem to wszystko omawia i komentuje. 

Pomimo oczywistych walorów, takich jak swojski, wiktoriański klimat i zabawna, jak na współczesne czasy mentalność bohaterów, powieść nie do końca spełniła moje oczekiwania. Zabrakło mi stanowczych decyzji bohaterów i morału, który jasno dałby mi do zrozumienia, że za błędy się płaci, a pokrzywdzeni wychodzą na swoje. Dlatego, mimo że czas przy Posiadaczu spędziłam dość miło, raczej nie sięgnę po kolejne tomy sagi. Uważam jednak, że z pewnością znajdą się lubujący się w takich klimatach czytelnicy, którzy chętnie zawrą z rodziną Forsyte'ów bliższą znajomość. 

Dziękuję!

czwartek, 17 listopada 2016

Erotyczna rewolucja w zaścianku czyli Jak urządzić orgię w małym mieście

Reżyseria: Jeremy Lalonde
Scenariusz: Jeremy Lalonde
Obsada: Jewel Staite, Enis Emser, Katherine Isabelle, Mark O'Brien, Luren Lee Smith i inni.
Czas trwania: 101 min.
Gatunek: komedia obyczajowa







12 lat wcześniej Cassie wyjechała z rodzinnego miasteczka z opinią nierządnicy. No cóż, w małych mieścinach reputacja człowieka często tworzy się na podstawie młodzieńczego wyskoku, który potem ani rusz nie chce zostać zapomniany. 
Teraz po upływie tego czasu Cassie wraca, by urządzić zmarłej matce godny pochówek. Ten powrót będzie utrzymany w słodko-gorzkim klimacie, głównie ze względu na spotkanie z byłym ukochanym, obecnie mężem licealnej zołzy. Zupełnie niespodziewanie wywiązuje się zażarta dyskusja na temat pruderii mieszkańców małych miast i od słowa do słowa staje na tym, że bohaterowie pod kierunkiem merytorycznym Cassie urządzą orgię. Co z tego wyniknie? Doprawdy trudno przewidzieć wyniki. 


Bohaterowie, ludzie koło trzydziestki, są tak zwykli, jak tylko można być. Łączy ich jedno; pragnienie przeżycia czegoś zakazanego oraz brak umiejętności wcielenia tego w życie. Sporo tu także kłopotów z porozumieniem, bo w sumie, gdyby niektórzy usiedli i szczerze ze sobą porozmawiali, w ogóle nie musieliby brać w tym wszystkim udziału. Sfrustrowana mężatka czująca przymus zajścia w ciążę i jej ciamajdowaty mąż prawnik. Właściciel sklepu z winylami i jego pracownica, kiedyś jego babysitter. Pracownicy agencji nieruchomości, burmistrz Hindus oraz podstarzały miłośnik gier wciąż mieszkający z matką. A do tego, niczym wisienka na torcie, nieśmiała felietonistka, z małym, wstydliwym sekretem.  Czy tacy ludzie nadają się do zrobienia orgii, a co dopiero do udziału w niej? 

Od razu powiem, że film Jeremey'ego Lalonde jest obrazem dla cierpliwych widzów, których dodatkowo nie zniesmaczą sceny rozbierane, czy mocno erotyczne. Jeśli kogoś rażą słowne aluzje, często bardzo dosadne, nie lubi scen typowo nastawionych na seks, to niech lepiej sobie ten film daruje. 
Jeśli jednak erotyka i wszystko co z nią związane potrafią w Tobie widzu wzbudzić śmiech, taki życiowy, który ogarnia Cię w chwili, gdy zdajesz sobie sprawę, że rozumiesz i  wiesz jak to jest, to komedia o orgii w małym mieście jest właśnie dla Ciebie. 
Oczywiście dojdzie tu do pewnych przetasowań, tego nie da się uniknąć. Generalnie jednak okaże się, że i z seksu może wyjść coś dobrego, pod warunkiem, że jest się gotowym na życiową rewolucję i chce się odejść od małomiasteczkowych wymagań. 

Dziękuję!

wtorek, 15 listopada 2016

Owady. Kolorowanka edukacyjna

Autor: Robert M.  Jurga
Tytuł: Owady
Typ: Kolorowanka edukacyjna.
Stron: 144
Wydawca: Vesper






Najnowsza pozycja wydawnictwa Vesper związana z kolorowaniem tematycznie dotyczy owadów. Sam tytuł książki sugeruje też inny cel w niej zawarty, mianowicie element dydaktyczny. To bardzo wartościowa cecha, propagowana już od czasów epoki Oświecenia, aby temat, który zgłębiamy, oprócz tego, że bawi, także uczył. 

Książka jest owocem współpracy dwóch autorów. 
Ilustrator Robert M. Jurga stworzył szkice owadów, ponadto umieścił je na tle przeróżnych wzorów geometrycznych i florystycznych. Owady to dość trudny temat z racji ich niewielkich rozmiarów, a więc trzeba je ukazać nie tylko w pewnym powiększeniu, ale też pokazać prostotę kształtów i ich różnobarwność. Autor zachęca nabywców książki do eksperymentowania z kolorowaniem, użycia kredek, flamastrów, farb, a także do samodzielnego rysowania, czy nadawania kolorów wedle własnego uznania. 
Entomologiczne komentarze do rysunków stworzył Mariusz Mleczak. Obok każdej ilustracji znajduje się łacińska nazwa owada,  krótka notka dotycząca występowania, specyfiki rozwoju i tego, czy dany owad jest drapieżny czy nie. U góry strony zawsze znajduje się rada dotycząca kolorowania, choć rzecz jasna nie jest to wykładnia, a sugestia. 

Plansze do kolorowania są poprzedzone krótkim wstępem na temat owadów w królestwie zwierząt. Na początku umieszczono także dwa schematy opisujące budowę owadów z opisem poszczególnych części ciała. Wiadomości tu zawarte są godne uwagi z pewnością przydadzą się podczas kolorowania. 

Książka zawiera plansze, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy tu zatem ważki, chrząszcze, pasikoniki, motyle, ćmy, pszczoły oraz wiele innych. Jest naprawdę różnorodnie i ciekawie. To trochę taka kontynentalna podróż, okazuje się bowiem, że pewne owady występują tylko na danej wyspie lub w konkretnym klimacie. 

Plansze stworzono na bazie sztywnego i wytrzymałego papieru, dzięki czemu prawdopodobnie unikniemy wgnieceń lub efektu przebijania, jeśli użyjemy mocnych flamastrów czy farb. 

Niniejsza kolorowanka to dobra pozycja nie tylko dla miłośników owadów, które  w ostatnich czasach stają się coraz bardziej popularne, dorastając do rangi zwierzątek domowych. Dla mnie bardzo wartościowy jest element edukacyjny, bo ważne, żeby oprócz przyjemnej zabawy w trakcie kolorowania mózg przyswajał pewne informacje, nawet nie będąc tego świadomym. Miło jest potem zdać sobie sprawę, że się coś wie, nawet jeśli nie pamiętamy skąd. 
Polecam Kolorowankę Owady. Umiejętnie łączy przyjemne z pożytecznym.
Dziękuję!

sobota, 12 listopada 2016

Rhys Bowen: Pieniądze to nie wszystko

Autor: Rhys Bowen
Tytuł: Pieniądze to nie wszystko
Seria: Molly Murphy # 4
Stron: 456
Wydawca: Noir sur Blanc







Prawdziwy detektyw nigdy nie schodzi z posterunku. Gdy bezczelny kieszonkowiec próbuje obrabować niczego nieświadomą kobietę, Molly Murphy śmiało wkracza do akcji, narażając się tym samym nowojorskim gangom. 
Zaniepokojony losem Molly Daniel Sullivan, postanawia wysłać przyjaciółkę na wieś, aby jakiś czas spokojnie przeczekała w zaciszu.  

W czwartej części serii o rudowłosej detektyw w spódnicy akcja przenosi się na obrzeża Nowego Jorku do wiejskiej posiadłości senatora Flynna. Ta zmiana lokalizacji jest nie tylko miłym urozmaiceniem, ale gwarantuje też zupełnie inny klimat prowadzonego śledztwa, nawiązując tym samym do klasycznych kryminałów, których akcja często toczyła się w rezydencjach bogaczy. 

Misja, z którą Molly udaje się nad rzekę Hudson, jest pozornie łatwa. W rezydencji Flynnów Adare goszczą dwie siostry Sorensen, sławne w całej Ameryce spirytualistki. Policja dobrze wie, że to tak naprawdę cyniczne oszustki, ale nie ma to dowodów. Molly, wcielając się w rolę kuzynki rodziny, ma za zadanie zdemaskować kobiety. Czy się jej to uda? 
Druga sprawa, która nawinie się pod rękę Molly zupełnie przypadkiem, to śmierć kobiety, z którą bohaterka niedługo wcześniej się zetknęła. Choć wygląda to na nieszczęśliwy wypadek, uzyskane przez Molly informacje na temat nieznajomej pozwalają jej przypuszczać, że było inaczej. 

Czwarta część przygód Molly nie traci pazura, miło to odkryć już na początku lektury. Przyjemnie było też opuścić, choć na chwilę, Nowy Jork. Główna bohaterka nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła odkrywać sekretów rodzinnych senatora. Tragedia jaka dotknęła rodzinę kilka lat temu jest nadal żywa i kładzie się cieniem zwłaszcza na osobie pani domu Theresie, która za pośrednictwem sióstr Sorensen chce skontaktować się z ukochanym synem. 
Na końcu książki autorka pisze, że wielu takich oszustów nigdy nie zdołano zdemaskować, tym ciekawiej więc czyta się o gadających głowach, pojawiających się duchach dzieci, czy snującej się ektoplazmie. Mimo że dobrze wiadomo, że była to sprytna mistyfikacja, to trzeba przyznać, że tego typu seanse miały niesamowity klimat. 

Stopniowo do Ameryki dociera też sława doktora Freuda i metody leczenia skupiające się nie tylko na dolegliwościach cielesnych, ale także psychicznych. Wprowadzanie takich wątków do powieści czyni ją ciekawszą i bardziej pasującą do realiów epoki.

Krótko mówiąc, Molly Murphy i tym razem ma ręce pełne roboty. Na dokładkę nie może zdusić w sobie uczuć do przystojnego kapitana policji, a inny mężczyzna z jej przeszłości nie daje jej spokoju. 
Powieść Pieniądze to nie wszystko posiada wszystkie zalety swoich poprzedniczek. Oczami głównej bohaterki poznajemy sekrety mieszkańców Adare, a jej wścibstwo udziela się czytelnikowi. Jest kilka zabawnych momentów, a samo zakończenie ma dramatyczny, niespodziewany finał. 

Cykl o Molly Murphy powinien zadowolić nie tylko miłośników kryminałów z klimatem początków wieku. Starannie nakreślone tło obyczajowe i społeczne jest kopalnią wiedzy o rodzącej się potędze gospodarczej, jaką dziś jest Ameryka, zaś sama Molly to doskonały przykład kobiety, chcącej od życia czegoś więcej niż tylko dom i małżeństwo. Zacięte starania bohaterki, by stać się na równi z mężczyznami pełnoprawnym członkiem społeczeństwa  sprawiają, że powieść czyta się z zainteresowaniem i uśmiechem na ustach. 
Polecam. Cykl nie tylko dla kobiet.

Dziękuję!

piątek, 11 listopada 2016

Galaretka, Karaluch i Brakujące Ogniwo czyli Potwory kontra Obcy

Tytuł: Potwory kontra Obcy
Reżyseria: Conrad Vernon, Rob Letterman
Scenariusz: Maya Forbes, Wallace Wolodarsky, Rob Letterman, Jonathan Aibel, Glenn Berger
Czas trwania: 102 min. 
Wytwórnia: Dream Works






Susan Murphy szykuje się do ślubu. To najszczęśliwszy dzień jej życia. Kiedy jednak tuż przed złożeniem przysięgi główna bohaterka zostaje uderzona meteorytem i zaczyna gwałtownie rosnąć, wszystko ulega diametralnej zmianie. Zyskuje rangę potwora niebezpiecznego dla otoczenia i trafia do ściśle tajnej, choć bardzo sławnej, Strefy 51. W tym ośrodku od wielu, wielu lat są przetrzymywane potwory, z którymi w zasadzie nie wiadomo co zrobić. Wypuścić ich nie można, bo za bardzo broją, a trzymać je w zamknięciu, to skazywać na nudę i wegetację. 

Kiedy na Ziemi ląduje UFO (tym razem prawdziwe), pojawia się propozycja, by do walki z nim, wystawić właśnie potwory. Co z tego wyniknie?

Od razu powiem, że film jest naprawdę dobry i aż żal bierze na myśl, że póki co zrobiono tylko jedną część. 
Zabawna, ale też podszyta sporą dawką ironii, jest sama kreacja postaci, na widok których ludzie niby piszczą ze strachu, ale nie czuć tego przerażenia. Chodzi raczej o kpinę z fenomenu, że ludzie boją się byle czego. No bo czy gadająca, niebieska galaretka o imieniu BOB, człowiek z głową karalucha (efekt nieudanego eksperymentu) i rybo-gad zwany Brakującym Ogniwem Ewolucji mogą być straszne? Groteskowe, może. Komiczne, z pewnością. Ale na pewno nie straszne czy przerażające. 
Odwołań i aluzji mamy tu znacznie więcej. Twórcy wyśmiewają tajność wszystkiego co rząd USA uważa za tajne, prezydent kraju bardziej przypomina celebrytę niż głowę państwa, a sposób traktowania obcych to istna komedia. Przekomiczny jest także sam Obcy z kosmosu, który nie dość, że wygląda jak ośmiornica Dave wróg Pingwinów z Madagaskaru, to jeszcze jest nerwowy i wykazuje objawy ADHD. 

Historia jest zabawna, pouczająca i życiowa. Są sceny trzymające w napięciu oraz takie, które wzruszają. Co wybierze Susan, gdy stanie przed możliwością powrotu do dawnego życia? Czy rola kobiety naprawdę sprowadza się tylko do podążania za mężem? O czym tak naprawdę marzą potwory? Powtarzam, aż chciałoby się kontynuacji. 

Potwory kontra Obcy zadowolą małych widzów. Milusińskim spodoba się kolorystyka i sama koncepcja potworów. Dorośli widzowie będą dobrze się bawić, wyłapując nawiązania do kultury popularnej i czasów, w których żyjemy. 
Gorąco polecam seans.

wtorek, 8 listopada 2016

Kristina Ohlsson: Kamienne anioły

Autor: Kristina Ohlsson
Tytuł: Kamienne anioły
Seria: Szklane dzieci, t. 3
Stron: 216
Wydawca: Media Rodzina






Po książkę Kamienne anioły sięgnęłam z ogromną przyjemnością. Po dwóch pierwszych tomach serii Szklanych dzieciach i Srebrnym chłopcu, miałam wręcz pewność, że trzeci tom będzie równie dobry.  I nie zawiodłam się.

Bohaterką wiodącą książki tym razem jest Simona, przyjaciółka Billie. Dziewczynka przyjeżdża do Ahus, by spędzić ferie wielkanocne z ukochaną babcią. Jednak nie wszystko idzie tak, jak sobie dziewczynka zaplanowała. Babcia jest dziwnie smutna i zamyślona, a w niezamieszkanych pokojach słychać dziwne odgłosy. W dodatku stojące w ogrodzie kamienne posągi nieznacznie się poruszają! Zaniepokojona dziewczynka prosi o pomoc przyjaciół Bilie i Aladina. Młodzi detektywi amatorzy staną w obliczu wyzwania, jakim jest zagadka wielkich posągów oraz stara historia miłosna sprzed wielu, wielu lat.

Z przyjemnością mogę powiedzieć, że trzecia część cyklu trzyma poziom swoich poprzedniczek. Zaściankowe Ahus, mimo że małe, kryje w sobie wiele tajemnic, czekających tylko, by ktoś dociekliwy i wścibski je odkrył.
Fabuła Kamiennych aniołów skupia się na przeszłości położonego nad morzem domu, w którym mieszka babcia Simony. Kiedyś był to luksusowy pensjonat, dziś większość pomieszczeń stoi pusta. Simona i jej przyjaciele przekonują się, że dom kryje w sobie wiele sekretów. Czy posągi w ogrodzie faktycznie się przemieszczają? Dlaczego stary magnetofon na zmianę się psuje i działa? Kim była Majken? I czego oczekują głosy z Pokoju Westchnień? Tajemnic jest sporo i nasi bohaterowie będą mieli ręce pełne roboty. To pierwszy wątek powieści utrzymany w nieco gotyckim klimacie.

Drugi, poważniejszy, dotyczy babci Simony i jej choroby. Każdy z głównych bohaterów stracił bliską osobę. Billie długo zmagała się ze śmiercią ukochanego taty, Aladinowi umarł dziadek, a teraz Bilie i jej rodzina muszą zmierzyć się z chorobą babci Małgorzaty. W wielu książkach dla dzieci zazwyczaj wszystko, czasem w cudowny sposób, kończy dobrze. Tymczasem w serii Szklane dzieci, autorka nie oszczędza uczuć bohaterów. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest wobec nich okrutna, ale pilnuje, by w jej opowieściach panowały realizm i zasada prawdopodobieństwa, ucząc w ten sposób młodego czytelnika, że jeśli ktoś jest chory, to może umrzeć, albo jeśli rodzina ma kłopoty to może udać się za chlebem tam, gdzie niechybnie go znajdzie. Bardzo podoba mi się takie ujmowanie tematu.

Wspólne rozwiązywanie zagadki Kamiennych aniołów było dla mnie wielką przyjemnością. Co prawda nieco już wyrosłam z tej kategorii wiekowej, do której książka jest skierowana, ale co tam.
Polecam lekturę trzeciej części Szklanych dzieci amatorom prostych zagadek detektywistycznych oraz szukającym dla siebie lekkiej, ale mądrej historii na jesienne, wietrzne popołudnie.


Dziękuję!