Reżyseria: Ron Clements, John Musker
Scenariusz: Jared Bush
Czas trwania: 113 min.
Wytwórnia: Walt Disney
Wyspy archipelagu Oceanii. Raj na Ziemi. Plemię młodej Vaiany żyje w spokoju i dobrobycie. Twardo trzymają się jednak pewnych zasad, z których najważniejszą jest, by nie wypływać poza granice laguny. Wódz Tui, ojciec dziewczyny, jest w tej kwestii nieprzejednany i wymaga tego od wszystkich, a od swojej córki zwłaszcza.
Vaiana tymczasem ewidentnie ocean ma we krwi, co widać już w pierwszych scenach filmu, gdy malutka wchodzi do wody, a ta usłużnie cofa się przed nią.
Raj ten ma jednak pewną skazę. Stara legenda głosi, że morski bóg Maui ukradł serce Defiti, powodując tym stopniowe obumieranie kolejnych wysp. I faktycznie: wracający z połowów rybacy przywożą puste sieci, a tropikalne drzewa nie chcą rodzić owoców. Porywcza Vaiana chętnie udałaby się na połowy poza lagunę, ale jej ojciec nie chce o tym słyszeć.
Niedługo potem umiera babcia dziewczyny, przed śmiercią jednak opowiada wnuczce historię plemienia. Wynika z niej, że przodkowie Vaiany byli odkrywcami, badali nowe lądy i zasiedlali je. Potem jednak to zarzucono na rzecz osiadłego trybu życia, a przepiękne łodzie schowano w starej grocie. Zdaniem babci Vaiany, jej wnuczka została wybrana, by odnaleźć Mauiego i skłonić go do oddania serca Deftiti.
Nie mając nic do stracenia, Vaiana wyrusza w podróż za jedynego towarzysza mając jedynie sfiksowanego kurczaka. Znalezienie Mauiego nie będzie trudne. O wiele trudniejsze okaże się dogadanie z nim, wytatuowany półbóg jakoś nie chce bowiem ani naprawiać wyrządzonych przez siebie szkód. W ogóle okaże się, że trudno się z nim dogadać.
Miło widzieć, że twórcy Zwierzogrodu i Krainy Lodu nie spoczywają na laurach. Świat przedstawiony Vaiany zachwyca kolorami i porywa przepychem rajskich wysp. Aż by się samemu tam chciało być. Jest to ten typ przepychu, który jest nam dane oglądać w filmach przyrodniczych, a tutaj przecież mamy animację i wszystko wydaje się tak rzeczywiste i prawdziwe.
Vaiana i Maui to doprawdy dziwna para. Ona narwana, ale honorowa, bo leży jej na sercu dobro plemienia. On nadpobudliwy narcyz, który jednak, gdy trzeba, łapie za swój magiczny hak i rusza do boju.
Film ogląda się bardzo przyjemnie. Mamy tu mnóstwo przepięknych plenerów, kilka miłych dla ucha piosenek, sporo zabawnych scen z udziałem kurczaka oraz usłużnej i nadzwyczaj inteligentnej wody. Zachwycają sceny na oceanie, gdy Maui i Vaiana walczą z demonem lawy, coś niesamowitego.
Dzieciom z pewnością spodoba się to wszystko, o czym już napisałam powyżej. Kurczak jest naprawdę uroczy, a Maui ma taki zabawny tatuaż, który uosabia jego sumienie.
Starsi miłośnicy tego typu animacji docenią inne efekty starań disneyowskich twórców, takie jak ciekawa intryga, odwołania do kultury codziennej i masowej, zabawne dialogi, czy choćby fakt, kim tak naprawdę był demon lawy.
Jednej rzeczy tylko nie rozumiem, jeśli idzie o polski przekład tytułu. W oryginale główna bohaterka ma na imię Moana i brzmi to przecież całkiem dobrze, dlaczego więc nie można było tego tak zostawić? No cóż. Pomijając ten drobny szczegół, polecam seans. Animacja warta uwagi.
Niedługo potem umiera babcia dziewczyny, przed śmiercią jednak opowiada wnuczce historię plemienia. Wynika z niej, że przodkowie Vaiany byli odkrywcami, badali nowe lądy i zasiedlali je. Potem jednak to zarzucono na rzecz osiadłego trybu życia, a przepiękne łodzie schowano w starej grocie. Zdaniem babci Vaiany, jej wnuczka została wybrana, by odnaleźć Mauiego i skłonić go do oddania serca Deftiti.
Nie mając nic do stracenia, Vaiana wyrusza w podróż za jedynego towarzysza mając jedynie sfiksowanego kurczaka. Znalezienie Mauiego nie będzie trudne. O wiele trudniejsze okaże się dogadanie z nim, wytatuowany półbóg jakoś nie chce bowiem ani naprawiać wyrządzonych przez siebie szkód. W ogóle okaże się, że trudno się z nim dogadać.
Miło widzieć, że twórcy Zwierzogrodu i Krainy Lodu nie spoczywają na laurach. Świat przedstawiony Vaiany zachwyca kolorami i porywa przepychem rajskich wysp. Aż by się samemu tam chciało być. Jest to ten typ przepychu, który jest nam dane oglądać w filmach przyrodniczych, a tutaj przecież mamy animację i wszystko wydaje się tak rzeczywiste i prawdziwe.
Vaiana i Maui to doprawdy dziwna para. Ona narwana, ale honorowa, bo leży jej na sercu dobro plemienia. On nadpobudliwy narcyz, który jednak, gdy trzeba, łapie za swój magiczny hak i rusza do boju.
Film ogląda się bardzo przyjemnie. Mamy tu mnóstwo przepięknych plenerów, kilka miłych dla ucha piosenek, sporo zabawnych scen z udziałem kurczaka oraz usłużnej i nadzwyczaj inteligentnej wody. Zachwycają sceny na oceanie, gdy Maui i Vaiana walczą z demonem lawy, coś niesamowitego.
Dzieciom z pewnością spodoba się to wszystko, o czym już napisałam powyżej. Kurczak jest naprawdę uroczy, a Maui ma taki zabawny tatuaż, który uosabia jego sumienie.
Starsi miłośnicy tego typu animacji docenią inne efekty starań disneyowskich twórców, takie jak ciekawa intryga, odwołania do kultury codziennej i masowej, zabawne dialogi, czy choćby fakt, kim tak naprawdę był demon lawy.
Jednej rzeczy tylko nie rozumiem, jeśli idzie o polski przekład tytułu. W oryginale główna bohaterka ma na imię Moana i brzmi to przecież całkiem dobrze, dlaczego więc nie można było tego tak zostawić? No cóż. Pomijając ten drobny szczegół, polecam seans. Animacja warta uwagi.
Walta Disneya biorę w ciemno :). Fajna recenzja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl
Zaciekawiłaś mnie tą recenzją :) Vaianę już dawno chciałam obejrzeć, a fabuła filmu wydaje mi się niezwykle interesująca. Poza tym to Disney ;) Klasyka, coś co nie nudzi mimo wieku :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
http://hejhana13blog.blogspot.com
Koniecznie musimy z córką zobaczyć! :-)
OdpowiedzUsuń