wtorek, 14 kwietnia 2020

Eva Garcia Saenz de Urturi: Władcy czasu

Autor: Eva Garcia Saenz de Urturi
Tytuł: Władcy czasu
Cisza Białego Miasta, t.3
Stron: 512
Wydawca: Muza







Od wydarzeń z tomu drugiego minęły 3 lata. Unai i jego bliscy żyją we względnym spokoju, ciesząc się dorastającą córką, rodzinną bliskością oraz spokojem w miasteczku. 
Podczas premiery książki nieznanego czytelnikom autora dochodzi do śmierci jednego z gości. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie przyczyna tego zgonu związana z tzw.  hiszpańską muchą i fakt, że podobna śmierć jest opisana we wspomnianej wcześniej książce. Jeśli powiązać to z dziwnym zniknięciem dwóch małoletnich sióstr, to sprawa robi się na tyle pilna, że Unai, Alba, Esti oraz ich współpracownicy zaczynają pracować na wzmożonych obrotach. 

Jednocześnie cofamy się do XIII wieku gdy hrabia Nogarno wraca do rodzinnej miejscowości i ku swemu zdziwieniu dowiaduje się, że już dawno uznano go za zmarłego, a ukochana kobieta wychodzi właśnie za mąż za jego brata. W osadzie źle się dzieje i trudno dociec jednej przyczyny. 

Jak już zdążyły mnie przyzwyczaić dwie poprzednie części, tak i tym razem zaczęło się obiecująco. Tym bardziej, że pojawiły się tu postaci z poprzednich tomów: młody haker MatuSalem oraz bracia Ortiz de Zarate.  Tajemnicze, drastyczne okoliczności śmierci kolejnych ofiar i nieuchwytny autor książki tylko moje zaciekawienie wzmagały. Do tego doszły dylematy Unaia, który naciskany przez Albę zaczyna myśleć  nad rezygnacją z pracy celem zamiany jej na mniej krwawą, bezpieczniejszą dla rodziny. 

I nagle wszystko padło. Po pierwsze zniknął klimat tajemnicy i zagrożenia. Nie było tego zaskoczenia, jakie autorka poprzednio potrafiła zaserwować na koniec, gdy już wydawało się, że wszystko jasne. Po drugie sprawa w zasadzie rozwiązała się sama, a podłoże motywacyjne okazało się zbyt banalne w stosunku do wymyślnych zbrodni. Po trzecie fabuła tocząca się w średniowieczu nagle też traci rację bytu i już nie wiem po były te kolejne opisy oblężenia i obrony miasta. Co do wniosło do współczesności oprócz potwierdzenia, że rodzina Lopez de Ayala ma stare korzenie? Nic. 
Po czwarte najciekawszy motyw z Alvarem i Ramirem rozwiązał się zbyt szybko i łatwo. Jest kilka dobrych pozycji książkowych na temat osobowości mnogich i jest to niezłe pole do popisu. Szkoda, że tym razem autorka wcale z tego nie skorzystała. 
Dlatego pod koniec czułam się już tak znudzona, że chciałam jak najszybciej lekturę odłożyć i zakończyć. Zakończyłam z uczuciem zawodu i niezadowolenia. 
Powiedzmy sobie szczerze, Władcy czasu na tle swoich poprzedniczek części pierwszej i drugiej wypadają po prostu słabo, bez pazura i bez emocji. Tym bardziej nie rozumiem, bo potencjał był. Ale dlaczego został tak położony, tego już nie umiem wytłumaczyć. 
Trudno odmówić sobie finałowej części czegoś, gdy się na to tak długo czekało i zna się początek i środek, więc rozumiem, że fani serii i tak po książkę sięgną. 
Jeśli o mnie idzie, czuję się jednak zawiedziona i to wspomnienie pozostanie we mnie na długo.

1 komentarz:

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.