niedziela, 17 marca 2019

Niania Matylda w akcji


Na cykl o znanej niani składają się trzy, niewielkie objętościowo książki: Niania Matylda (128 str.), Niania Matylda idzie do szpitala (122 str.) i Niania Matylda w mieście (122 str.). Ich autorką jest brytyjska pisarka Christianna Brand, która także pisała historie kryminalne. Filmowa adaptacja przygód niezwykłej niani, każe ją nazywać Nianią McPhee i taką pozostała ona w mojej pamięci. 

Państwo Brown mają dużo dzieci. Właściwie to mają ich tak wiele, że nie są w stanie się ich doliczyć i dla ułatwienia dzielą je na grupy wiekowe: Starszaki, Średniaki, Maluchy i Szkraby. Jest jeszcze Bobas, który, paradoksalnie, jest najbardziej spostrzegawczy ze wszystkich dzieci. 
Powiedzieć, że Browniątka są łobuzami, to stanowczo za mało. To diabły wcielone, których obawiają się wszyscy. Żadna niania nie utrzyma się w tej pracy zbyt długo i powoli  kończy się lista możliwych kandydatek. 

Wtedy do akcji wkracza Niania Matylda. Jest brzydka: ma wystający ząb, kartoflowy nos, brodawki i zaniedbaną suknię. Niania zawsze zachowuje spokój i tylko obserwuje rozwój wypadków. Nie krzyczy, nie biega, nie zapobiega, stoi z boku i patrzy. Oczywiście jest czarodziejką, która, gdy stuknie laską, zaprowadza porządek. Wkracza, gdy sytuacja osiąga katastrofalne rozmiary. Jej misją jej nauczyć dzieci proszę i dziękuję, grzecznego jedzenia, kładzenia się spać i prostego posłuchu. Gdy się jej to udaje, stopniowo pięknieje. A wtedy odchodzi. Gdy dzieci się do niej przywiązują, tak naprawdę już nie jest im potrzebna, bo swoją rolę spełniła. 

Liczebność dzieci była dla mnie dodatkową zagadką podczas czytania części pierwszej; spisywałam sobie imiona dzieci na ostatniej, wolnej stronie. Doliczyłam się 40 gagatków. 
Bardzo podobał mi się układ części pierwszej; dzieci łobuzowały, niania obserwowała i wkraczała w odpowiednim momencie. Gdy łobuzy pojęły lekcję, wtedy wszystko wracało na swoje miejsce. 
Mój odbiór drugiej i trzeciej części nie był już tak entuzjastyczny. W drugiej części dzieci trafiają do szpitala, który stawiają na głowie,  a w trzeciej jadą nad morze i też je wywracają do góry nogami. Nianię mgliście pamięta już tylko Bobas, który wie, że trzeba powiedzieć proszę; pozostałe dzieci już o niej zapomniały. Odniosłam wrażenie, że w kontynuacjach autorka zrezygnowała z pierwotnej koncepcji. Dzieci psocą na potęgę, ocierając się o złośliwość i i czasem okrucieństwo. Zajmuje się nimi panna Krewetka, guwernantka ich kuzynki Eweliny, a niania pojawia się sporadycznie. Przyznam, że bez niej historia traciła swój urok, a sama lista dziecięcych wyskoków nabierała cech bezsensownego bałaganu. 
Nie podobało mi się także, że Ewelina zaadoptowana przez ciotkę Adelajdę, niegdyś skromna i miła, zmieniła się w  złośliwą i paskudną dziewczynę, której dzieci tylko stale robiły na złość. 

Podsumowując. Pierwsza część o niani Matyldzie jest ciepłą, mądrą historią i czyta się ją bardzo przyjemnie. Przy pozostałych dwóch miałam już przesyt i miejscami żałowałam, że zaczęłam je czytać. Za mało było niani, a za dużo dzieci psujących wszystko, co spotkają na swojej drodze.
Niemniej jednak jest to klasyk literatury dziecięcej i warto mieć tę świadomość. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.